2014-10-20

Scenariusze wojenne (1)


Jeszcze rok temu analizy mówiące o możliwości rozpętania przez Federację Rosyjską (i/lub ChRL) konfliktu lokalnego czy światowego z użyciem broni niekonwencjonalnej można było znaleźć niemal wyłącznie na łamach niszowych portali internetowych. Ich autorzy prawie zawsze spychani byli na margines dyskursu lub całkowicie z niego wykluczani jako „zoologiczni antykomuniści” i „prawicowe oszołomy”, jak na przykład Jeffrey Nyquist.

Sowiecka agresja na Ukrainę, a wcześniej próba pacyfikacji niepodległościowych protestów spowodowała „przechylenie wahadła” na drugą stronę. Obecnie praktycznie wszystkie media - od lewa do prawa, od fachowych analiz politologicznych po tabloidy, od mainstreamu do niszowych blogów - pełne są informacji co najmniej o „nowej zimnej wojnie”, ale również o możliwości wywołania przez Moskwę konfliktu na większą niż Ukraina skalę, włącznie z możliwością pełnowymiarowego, światowego konfliktu z użyciem broni nuklearnej.

Doktryna wojenna neosowietów w teorii i praktyce

Punktem, od którego należy wyjść - choć zostało to na łamach tego bloga powiedziane wielokrotnie - jest następujący fakt: Federacja Rosyjska jest kontynuacją Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, a zatem jej polityka międzynarodowa stawia sobie cele takie same, jak polityka ZSRS. Dotyczy to też polityki bezpieczeństwa i wojskowej, będących funkcjami polityki zagranicznej.

Najważniejszym kierunkiem polityki zagranicznej Moskwy jest stworzenie i wzmocnienie „Bloku Kontynentu”: odbudowa (właściwie reorganizacja) imperium sowieckiego, strategiczny sojusz polityczno-wojskowy z ChRL, neutralizacja Europy oraz wspieranie tzw. „państw zbójeckich”. Kolejnym jest obalenie „jednobiegunowego porządku światowego” pod przywództwem USA i ustanowienie „porządku wielobiegunowego”. W praktyce realizacja tego paradygmatu oznaczałaby, że światowym hegemonem stałby się Blok Kontynentu, składający się z komunistycznych Chin, Rosji Sowieckiej i Europy sfinlandyzowanej przez Moskwę (pod „zarządem” Niemiec).

Polityczno-wojskowe organizacje będące realizacją ambicji Moskwy to Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego skupiająca kraje „byłego” ZSRS (oprócz Gruzji i Ukrainy) oraz Szanghajska Organizacja Współpracy skupiająca Federację Rosyjską, ChRL, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan. ODKB to pakt wojskowy, mający skupiać w dalszym ciągu zależne od Moskwy kraje „post” sowieckie. SCO natomiast to organizacja wojskowo-polityczna będąca swego rodzaju kontynuacją Układu Warszawskiego i jednocześnie przeciwwagą dla NATO. Strategia Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej dużo uwagi poświęca działalności Moskwy w ramach grupy: BRICS, będącej niejako ekonomicznym ramieniem Bloku Kontynentalnego. Szanghajska Organizacja Współpracy i grupa BRICS to organizacje, których celem jest umożliwienie Moskwie i Pekinowi wspólnej realizacji regionalnych oraz globalnych ambicji mocarstwowych.

Według oficjalnej doktryny Kremla, wrogami Federacji Rosyjskiej (oraz ChRL) są USA i NATO. Jako zagrożenie postrzegane są też wszelkie próby uzyskania niezależności od wpływów moskiewskich przez republiki wchodzące niegdyś w skład ZSRS.[1]

W celu realizacji wyżej wymienionych priorytetów, Moskwa dopuszcza wszystkie w swoim mniemaniu możliwe środki, włącznie z użyciem siły militarnej wobec jakichkolwiek państw bądź bloków państw uznanych za wrogie, w szczególności chodzi tu o Stany Zjednoczone, pozostałe kraje NATO, ale również kraje „byłej” strefy sowieckiej, uznawane przez kagiebowski reżym na Kremlu za strefę wpływów. Wyżej wymienione kierunki polityki zagranicznej i bezpieczeństwa opisane są między innymi w oficjalnym dokumencie, jakim jest „Strategia Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej”. Dokument ten dopuszcza również użycie siły, w tym broni niekonwencjonalnej w obronie interesów Moskwy.

W ostatnich latach w eter poszło wiele wypowiedzi członków neosowieckiego establishmentu - od Żyrinowskiego, poprzez Dugina, a skończywszy na samym towarzyszu generale Szojgu i towarzyszu pułkowniku Putinie - grożące użyciem siły wobec „wragow Rossii”, w tym użyciem broni niekonwencjonalnej.
Armia Rosji Sowieckiej ćwiczy praktycznie bezustannie od roku 2009, a swoją skalą ćwiczenia Sił Zbrojnych FR oraz państw sojuszniczych i satelickich przypominają te organizowane w latach 80. XX wieku. Najgłośniejszym echem w mediach odbiły się ćwiczenia „Zapad 2009” (odbywające się cyklicznie), w których symulowano atak nuklearny na Warszawę połączony z uderzeniem lądowym na Polskę i desantem morskim. Kolejnym przykładem są ćwiczenia „Wostok 2014”, które odbyły się pod koniec września tego roku praktycznie na całym obszarze Dalekiego Wschodu - na Kurylach, na Sachalinie, Kamczatce, Półwyspie Czukockim i Arktyce. Zaangażowane w ćwiczeniach były praktycznie wszystkie związki taktyczne dwóch okręgów wojskowych FR - Centralnego i Wschodniego, a także Flota Pacyficzna. W ćwiczeniach tych uczestniczyli - obok żołnierzy sowieckich - również „goście” z ChRL, Peru, Wenezueli, Korei Północnej, Angoli i Zimbabwe - najważniejsi sojusznicy Moskwy. Według analityków Ośrodka Studiów Wschodnich, za głównych „adresatów” i wrogów uznane zostały Japonia oraz Stany Zjednoczone. Niemalże jednocześnie odbywały się ćwiczenia wojskowe w obwodzie kaliningradzkim, ćwiczenia Strategicznych Wojsk Rakietowych FR (wojska nuklearne) oraz wspólne ćwiczenia sowieckich i chińskich pograniczników.[2]

Pod koniec sierpnia 2014 roku na poligonie Zhurihe w Chinach odbyły się manewry z cyklu „Misja Pokojowa” organizowane przez Szanghajską Organizację Współpracy, które były największymi ćwiczeniami pod egidą tej organizacji, wzięło w nich udział 7 tysięcy żołnierzy państw członkowskich.[3] SCO organizuje ćwiczenia „Misja Pokojowa” od roku 2005. Oficjalnym scenariuszem praktycznie każdych z tych manewrów jest kontrakcja ze strony FR, ChRL i pozostałych państw SCO przeciwko „separatystom” i „terrorystom”, jednak warto zauważyć, że jak na scenariusz działań przeciwpartzanckich i antyterrorystycznych używane są duże ilości wojsk, łącznie z wojskami pancernymi czy lotnictwem strategicznym. Scenariusze kolejnych „Misji Pokojowych” przewidują również użycie broni nuklearnej. Użycie broni nuklearnej przenoszonej za pomocą lotnictwa strategicznego oraz rakiet, prawdopodobnie mającej umożliwić działania wojsk lądowych oraz powietrzno-desantowych symulowano podczas ćwiczeń „Misja Pokojowa 2007”.[4] Ponadto, pod egidą Szanghajskiej Organizacji Współpracy od roku 2012 odbywają się ćwiczenia pod kryptonimem „Morskie Współdziałanie” - wspólne manewry marynarek wojennych Rosji Sowieckiej i komunistycznych Chin. Ani Pekin, ani Moskwa specjalnie nie ukrywają tego, że są one symulacją ataku na uznane za wrogów Japonię, Tajwan czy Filipiny.[5]

Warto przy okazji wspomnieć o tym, że ChRL jest klientem neosowieckiej zbrojeniówki, jak również o niebywałej intensyfikacji wzajemnej współpracy i częstotliwości kontaktów na najwyższych szczeblach władz FR i ChRL. Współpracują ze sobą również służby specjalne obu państw oraz organy koordynujące ich pracę.[6]

Od kilku lat sowieciarze dokonują prowokacji granicznych wobec Zachodu, których szczególne natężenie przypada na czas agresji na Ukrainę, kiedy to sowieckie samoloty wojskowe (również bombowce strategiczne, przeznaczone do przenoszenia broni nuklearnej) zbliżały się do granic bądź przekraczały przestrzeń powietrzną między innymi USA, Kanady, Japonii i Szwecji. Podczas prowokacji ćwiczono między innymi atak powietrzno-jądrowy na Stany Zjednoczone i Kanadę.

Zarówno kagiebowski establishment, jak również media oraz zachodni eksperci zajmujący się bezpieczeństwem i obroną informują o reformie armii Federacji Rosyjskiej, dzięki której do 2020 roku ma ona się unowocześnić tak, by stawić czoła wrogom (domyślnie, w pierwszej kolejności USA).

Kolejnym symptomem, mającym świadczyć o tym, że Rosja Sowiecka przygotowuje się do światowego konfliktu zbrojnego ma być przechodzenie z nowoczesnej wersji NEP-u i popieriestrojkowej fałszywej demokratyzacji do nowoczesnej wersji komunizmu wojennego. Gospodarka przestawiana jest na produkcję wojenną, wyraźnie widać dążenia do etatyzacji biznesu i to nawet prowadzonego przez nomenklaturę, rezygnuje się z importu towarów (nawet tych deficytowych) na rzecz autarkii.[7] Ponadto, Moskwa zrywa lub rewiduje część dotychczasowych więzi z Zachodem i zacieśnia relacje gospodarcze z Chinami i pozostałymi krajami BRICS.

Broń jądrowa - oręż wojny psychologicznej

A może mamy do czynienia nie z przygotowaniami wojennymi, a zakrojoną na szeroką skalę operacją dezinformacyjną, mającą być jednocześnie formą typowo komunistycznego „zarządzania poprzez kryzys” - wewnętrzną i zewnętrzną mobilizacją, mającą przykryć słabość (według niektórych wręcz nieuchronny upadek) państwa czekistów?

Powszechnie wskazuje się na to, że współczesna Rosja Sowiecka to państwo upadłe, Burkina Faso uzbrojona w międzykontynentalne pociski balistyczne z głowicami jądrowymi. To państwo totalnie zdemoralizowane na skutek sowieckiej i neosowieckiej inżynierii społecznej, obok komunistycznych Chin przodujące w ilości zamordowanych nienarodzonych dzieci, w ilości nałogowych alkoholików i narkomanów, przez co czeka je nieuchronna depopulacja. Powszechne są choroby, które na Zachodzie przestały być problemem najpóźniej w połowie XX wieku. Depopulacji Rosji Sowieckiej towarzyszy deslawizacja i derusyfikacja - etniczni, prawosławni Rosjanie staną się w ciągu następnych 50-100 lat mniejszością we własnym kraju, ustępując miejsca muzułmanom i Azjatom. Gospodarka rosyjska to gospodarka upadła na skutek sowieckiego i neosowieckiego szaleństwa oraz nieodrodnej dla tego systemu, powszechnej korupcji. Dodatkowo, tzw. „rewolucja łupkowa” i postępujący spadek cen ropy naftowej oraz gazu ziemnego (plus sankcje ze strony Zachodu w odpowiedzi na inwazję na Ukrainę) ma uderzyć w główne źródło finansowania czekistowskiego systemu władzy, czyli eksport ropy i gazu i to na tyle dotkliwie, że Gazprom, Rosnieft czy Novatek nie będą w stanie zarobić nawet na siebie.

W tej sytuacji taktyką Moskwy jest „prężenie muskuł” i straszenie Zachodu wojną, w tym z użyciem broni masowego rażenia, wedle wzorca dezinformacji określanego przez Anatolija Golicyna jako „fasada i siła”. Tak sprawę zbrojeń i przygotowań wojennych Rosji Sowieckiej widzi między innymi Aleksander Ścios[8]: armia sowiecka ledwo zdołała przeprowadzić przy pomocy przestarzałego uzbrojenia i sprzętu wojskowego ofensywę przeciw Gruzji. Działania wojenne sowieciarzy cechowały się chaosem w dowodzeniu i niemałymi stratami własnymi, wreszcie - uzyskano pełną kontrolę jedynie nad Abchazją, Osetią Południową i bezpośrednio sąsiadującymi terenami. Podczas ćwiczeń wojskowych w 2009 roku szwankowała nie tylko łączność i dowodzenie, ale okazać się miało, że armia sowiecka nie jest w stanie operować w czasie niekorzystnych warunków pogodowych. Program restrukturyzacji i modernizacji sił zbrojnych FR? Prędzej czy później rozbije się o wszechobecną w korupcję, wojskowy beton, marnotrawstwo i sowiecki burdel. Aleksander Ścios konkluduje swój artykuł następującymi słowami: „Jeśli dzisiejsza Rosja musi imitować mocarstwo i straszyć nas hardą retoryką – oznacza to tylko tyle, że państwo Putina staje się coraz słabsze i jest zmuszone sięgać do arsenału komunistycznych środków. Nic też nie wskazuje, by to państwo było w stanie sprostać globalnemu konfliktowi lub miało dążyć do jego sprowokowania. Taka konfrontacja   przyniosłaby militarną klęskę Rosji i spowodowała utratę jej najważniejszej broni - ekspansywnej sieci intryg i dezinformacji oplatającej współczesny świat. Głosy publicystów i polityków straszących nas wojną z Rosją lub roztaczających wizję rosnącej potęgi militarnej państwa Putina, są dziś ważnym wkładem w rosyjską strategię podstępu i dezinformacji i – choćby nieświadomie, wpisują się w plany Kremla.”[9]

Obserwacja i próba analizy (także historycznej) sytuacji rodzi jednak pytanie - czy Rosja Sowiecka faktycznie jest tylko bliskim upadku kolosem na glinianych nogach? Przede wszystkim, zwolennicy tej tezy patrzą na neokomunistyczny reżym przez pryzmat kryteriów typowych dla świata demoliberalnego, czyli zapewnienia przestrzegania standardów demokratycznych, reguł tzw. „wolnego rynku”, praw człowieka i obywatela. Po drugie, bismarckowski paradygmat mówiący, że „Rosja nie jest ani tak silna, ani tak słaba, na jaką wygląda” jest uniwersalny, tyczy się również sowietów i neosowietów. Po trzecie wreszcie, sowiety/neosowiety zawsze były państwem upadłym, o zdegradowanej moralności, substancji biologicznej i gospodarce, a pomimo to trwają niejako wedle zasady, że „rząd sam się wyżywi”. Przetrwały okres rewolucyjnego i porewolucyjnego głodu, stalinowskich czystek i masowych zbrodni, drugiej wojny światowej i wreszcie - upadku gospodarczego lat 70. i 80, by dokonać transformacji w neosowiety. Poza tym, dość duża część informacji o „słabej i upadłej Rosji” ma swoje źródła w Moskwie.

Możliwe zatem, że mamy (i to praktycznie nieprzerwanie, od 25 lat) do czynienia ze stosowaniem przez Moskwę wzorca dezinformacji określanego przez innego znawcę neokomunizmu, Christophera Story jako „słabość i groźba”.[10] Ma on wywołać wrażenie, jakoby Federacja Rosyjska była państwem z jednej strony słabym, a z drugiej - nieobliczalnym i zdolnym do reakcji nader destrukcyjnej w skutkach.

Niezależnie od faktycznej kondycji Rosji Sowieckiej oraz jej faktycznej zdolności do realizacji swoich interesów metodami militarnymi, cytowany wyżej Aleksander Ścios ma rację twierdząc, iż groźby użycia siły militarnej, sygnały o zbrojeniach oraz działania mogące być odebrane jako przygotowania wojenne są świadomie wykorzystywane przez sowieciarzy jako oręż wojny dezinformacyjnej. Sowieciarze mają w tego rodzaju działaniach blisko sto lat doświadczeń. Władzę w Federacji Rosyjskiej sprawują struktury sowieckiej bezpieki, które są jednocześnie jej największą i (póki co) jedyną realną siłą, potrafiącą w niebywały sposób wpływać na przywódców i tzw. opinię publiczną Zachodu poprzez szeroką gamę „działań aktywnych” - dezinformację, agenturę wpływu oraz różnego rodzaju ruchy rozkładowe i - last but not least - klasyczne szpiegostwo. Ale pamiętać należy, że ci sami czekiści - zajmując najwyższe stanowiska państwowe - trzymają ręce na kodach inicjujących start ICBM-ów… Ścios ma również rację pisząc, iż nieświadomymi rezonatorami takiej dezinformacji są media określane jako „dysydenckie”, „prawicowe” czy nawet „antykomunistyczne”, gdyż nakręcają po prostu spiralę wojennego strachu, mimo faktycznego zamiaru „wstrząśnięcia” pacyfistycznym społeczeństwem i establishmentem. Sowiecka propaganda i dezinformacja przypomina minę, która eksploduje przy każdej próbie rozbrojenia.

Sowieckie straszenie wojną jest taktyką opierającą się na użyciu słabości elit i społeczeństw zachodnich. Europę, a w nieco mniejszym stopniu Amerykę pożera zaraza lewactwa, szeroko pojętego marksizmu kulturowego, działalności środowisk biznesowych robiących interesy z moskiewskim reżymem czekistów oraz agentur wpływu i pospolitych szpionów (przy czym trudno jest pomiędzy nimi wytyczyć wewnętrzne granice) i jakkolwiek czynniki te znacząco osłabiają Zachód, tak wynikają one z panującego systemu demoliberalnego. A istotą demoliberalizmu (czy też realnego liberalizmu) jest relatywizm, permisywizm, skłonność do ciągłych kompromisów, kontraktualizm, wieczne rozdyskutowanie oraz niechęć do podejmowania decyzji. Co za tym idzie, liberalny Zachód cechuje predominacja do układania się z sowietami oraz paniczny wręcz strach przed samą możliwością konfrontacji zbrojnej. Ponadto, w społeczeństwach zachodnich dominuje obraz konfrontacji nuklearnej rodem z lewackich, pacyfistycznych i mniej lub bardziej otwarcie prosowieckich produkcji takich jak „Pojutrze”, „Threads” czy „Ostatni brzeg”.

Zagrożeniem nie jest potencjalna (i dyskusyjna) siła militarna Rosji Sowieckiej, wraz z arsenałem nuklearnym. Prawdziwym i największym zagrożeniem są słabości Zachodu, które sprawiają, iż - jak to określił Michał Bąkowski - zjeżdża on po równi pochyłej wprost w łapy Moskwy, a właściwie osi Moskwa-Pekin.


[3] Shannon Tiezzi, „China hosts largest-ever military drills”: http://thediplomat.com/2014/08/china-hosts-scos-largest-ever-military-drills/
[4] Jeffrey Nyquist, „Niezaprzeczalne przygotowania wojenne Rosji”: http://wydawnictwopodziemne.com/2007/10/09/niezaprzeczalne-przygotowania-wojenne-rosji/
[6] Jaszczur, „Pekin-Moskwa. Sojusz i miraż konfliktu”: http://jaszczur09.blogspot.com/2013/01/pekin-moskwa-sojusz-i-miraz-konfliktu.html
[7] Takiego zdania jest choćby Jurij Felsztyński. „Bolszaja wojna jeszczio wpieriedi”: http://www.kasparov.ru/material.php?id=54101DCC09A4E
[8] Aleksander Ścios, „Rosja - imperium czy potęga mitu?”: http://bezdekretu.blogspot.com/2013/03/rosja-imperium-czy-potega-mitu.html
[9] Ibidem.
[10] Dariusz Rohnka, „Wielkie arrangement”, Wydawnictwo Podziemne, Poznań 2007, s. 49-50

2014-05-30

Pułkownik Kukliński o Jaruzelskim

Poniżej publikuję tekst pierwotnie opublikowany w nieistniejącym już piśmie Polis - Miasto Pana Cogito, trzy lata temu. Jest to opracowanie "researchu" Jaruzelskiego autorstwa płk. Ryszarda Kuklińskiego dla CIA.



Pułkownik Ryszard Kukliński – oprócz ujawnienia sowieckiej strategii nuklearnego uderzenia na Zachód, a tym samym jej „spalenia” – jest autorem rewelacyjnego researchu osoby Wojciecha Jaruzelskiego. Wchodzi on zresztą w skład zespołu dokumentów, który Centralna Agencja Wywiadowcza ujawniła w roku 2008. Zatytułowany jest „Jaruzelski’s attitude, behavior and style”. Po ujawnieniu ten akurat dokument nie doczekał się w prasie polskiej szerszego opracowania, oprócz genialnego felietonu ś.p. Macieja Rybińskiego; niniejszy tekst dla „Polis – Miasta Pana Cogito” będzie próbą streszczenia zawartości tego dokumentu choć autor zaznacza, że nie ustrzegł się pewnych niedociągnięć i błędów warsztatowych. Przede wszystkim – pominięcia wielu istotnych szczegółów opisanych w dokumencie i odpowiedniej, źródłoznawczej części tekstu.

Omawiane tutaj studium to ankieta, w której pułkownik Kukliński odpowiada na bardzo szczegółowe pytania dotyczące przywódcy PRL: przebiegu jego kariery, umiejscowienia w komunistycznym systemie władzy – zarówno w na poziomie PRL (strukturach kompartii, GZP i „ludowego” wojska) jak i całego Bloku Sowieckiego. Padają również pytania o osobiste, ideologiczne i psychologiczne motywacje działań Jaruzelskiego. Największym chyba atutem analizy sporządzonej przez pułkownika Kuklińskiego jest to, iż nosi ona charakter bardzo szczegółowego, swoistego studium przypadku – zarówno za sprawą pytań formułowanych przez oficerów CIA prowadzących sprawę, jak i niezwykłych umiejętności analitycznych i syntetycznych Kuklińskiego.

Analiza postaci Jaruzelskiego jest jednocześnie doskonałą analizą mechanizmów funkcjonowania całości komunistycznego aparatu władzy tak peerelowskiego, jak na poziomie wyżej, którego to Jaruzelski był częścią praktycznie od początku swojego dorosłego życia. Dodatkowo, cechą analizy jest obiektywizm: pomimo antykomunizmu, słusznej nienawiści do systemu komunistycznego i jego władców, Kukliński potrafił na chłodno i na chłodno analizować rzeczywistość, w której przez bardzo długi czas przyszło mu funkcjonować.

         Pierwsze kontakty

Profil postaci Jaruzelskiego i opinie o nim oparte są na podstawie obserwacji, jakie Kukliński czynił przez długi czas kariery komunistycznego aparatczyka – od lat 50. do ucieczki w 1981. Po raz pierwszy Kukliński usłyszał o istnieniu Jaruzelskiego we wczesnych latach pięćdziesiątych. Był to jego zdaniem […] moment, który można rozważać w pewnym sensie jako swego rodzaju dramatyczny początek późniejszej spektakularnej kariery [Jaruzelskiego – przyp. J.]. Podczas zdawania egzaminu wstępnego Kukliński usłyszał historię związaną właśnie z przyspieszonym awansem Jaruzelskiego, który w przeciągu kilku dni został promowany z podpułkownika na pułkownika. Kukliński przytacza historię tego przyspieszonego awansu: major Jaruzelski, który ukończył roczny kurs dla dowódców pułków wraz z rówieśnikami kształcącymi się w WSP, został zwyczajnie promowany na podpułkownika [Lieutanant Colonel]. W uroczystej ceremonii ukończenia [WSP – przyp. J.] brał udział ówczesny Dowódca Wojsk Lądowych, wiceminister obrony narodowej gen. [w oryginale – Lt. General] S[tanisław] Popławski (sowiecki generał w polskim mundurze) [miał on wówczas stopień pułkownika generała w Armii Czerwonej – przyp. J.]. Podczas bankietu generał zapytał o wyróżniających się absolwentów. Kiedy komendant Szkoły (także sowiecki generał w polskim mundurze), gen. bryg. Steca [prawdopodobnie chodzi o gen. bryg. Ostapa Steca] przedstawił mu [Popławskiemu] Jaruzelskiego, wówczas już podpułkownika [Lt. Col.] i najlepszego absolwenta. Popławski, prawdopodobnie mocno pijany [supposedly somewhat high from drinking] złożył gratulacje Jaruzelskiemu i zapewnił go, że zostanie promowany na pułkownika. Kilka dni później, otrzymano rozkaz ówczesnego Ministra Obrony Narodowej, Marszałka Polski i ZSRS, [Konstantego] Rokossowskiego, o awansowaniu Jaruzelskiego na pułkownika.

Kukliński zastanawia się, czy przyspieszona promocja była przypadkowa, jak się wówczas mówiło, czy była raczej rezultatem specyficznych preferencji które wówczas przysługiwały Jaruzelskiemu ze strony sowieckiego kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Kukliński nie wiedział (i najprawdopodobniej wiedzieć nie mógł) o agenturalnej pracy Jaruzelskiego dla Informacji Wojskowej, również nadzorowanej bezpośrednio przez sowieciarzy. Wskazuje jednak na inne przyczyny kariery polityczno-wojskowej i później, wysokiej jego pozycji, o których dalej.

Osobiste kontakty Kuklińskiego z Jaruzelskim zaczęły się kilka lat później, na jesieni 1957 roku, kiedy Jaruzelski został dowódcą 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie. Krótko potem, w 1958 roku ich drogi rozeszły się; po 1960 roku, gdy Jaruzelski został szefem Głównego Zarządu politycznego kontakty Kuklińskiego z Jaruzelskim były sporadyczne. Pracę w bezpośrednim otoczeniu Jaruzelskiego Kukliński rozpoczął w 1965 roku, kiedy Jaruzelski został szefem Sztabu Generalnego LWP. Kukliński tworzył wówczas plany ćwiczeń wojskowych w warunkach frontowych dla wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Od roku 1977, Kukliński został szefem Oddziału Strategicznego Planowania Obronnego SG. Wówczas już uczestniczył w tworzeniu polityki wojennej całego bloku komunistycznego, w tym: strategiami wojennymi, współpracą sił zbrojnych państw Układu Warszawskiego, co obejmowało m.in. negocjacje na szczeblu Paktu z władzami ZSRS i styczność z b. ważnymi materiałami dotyczącymi całości polityki międzynarodowego komunizmu. Latem 1980 roku, Kukliński brał udział w przygotowaniu ogólnej strategii wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, wraz z I sekretarzem PZPR, członkami politbiura KC PZPR i ścisłym kierownictwem MON-u. Wiosną 1981 roku, kiedy plan stanu wojennego nabrał kształtu, Ryszard Kukliński opuścił PRL.

Kukliński dużo miejsca poświęca pewnym cechom psychologicznym Jaruzelskiego, które były podglebiem jego kariery w strukturach komunistycznych. Już podczas pierwszych kontaktów Kukliński zauważa, że Jaruzelski wyróżniał się od beznadziejnie prymitywnego otoczenia silną osobowością. Był bardzo konsekwentny w działaniu, obdarzony był zmysłem obserwacji, analizy i syntezy faktów. W przeciwieństwie do tępawych, zideologizowanych trepów z ówczesnego otoczenia, charakteryzowała go oryginalność myśli [originality of thought] oraz wysoki poziom kultury języka, zarówno pisanego, jak i mówionego. Jaruzelski bardzo dużo wymagał tak od równych sobie szarżą, jak od podwładnych. Miał z drugiej strony słaby charakter graniczący z tchórzliwością oraz pompatyczny, sztuczny sposób bycia.

Cechy te były stałe, towarzyszyły Jaruzelskiemu na przestrzeni całej jego kariery. I – z perspektywy nam współczesnej – można powiedzieć, że towarzyszą mu nadal.

Władza dla samej władzy

Jaruzelskiego charakteryzował także wrodzony instynkt dyscypliny i posłuszeństwa połączony z wpojoną czcią wobec władzy; w przypisach do analizy Kukliński pisze nawet (w przypisie 1) o tym, że Jaruzelski miał niemalże religijne relacje [almost religious relationship] z politbiurem [KC PZPR]. W początkach kariery jednak nie dążył do zdobywania wysokich stanowisk, często odmawiał przyjęcia angaży na wyższe stanowiska. Początkowo, nie pchał się na wyższe stanowiska, ani nie rozgrywał walczących frakcji komuny dla własnych korzyści.

Stopniowo jednak, władza stała się pasją i miłością Jaruzelskiego. Doszedłszy do znaczącego stanowiska w systemie władzy komunistycznej, nie był skłonny dzielić swojej władzy z nikim. Jaruzelski osiągnął mistrzostwo w posługiwaniu się instrumentem sprawowania i utrzymania władzy, jakim była ideologia komunistyczna. Wiedział, jak skutecznie wykorzystywać terminów takich jak demokratyczny socjalizm, kolektywizm, czy różnego rodzaju konsultacje. Zdaniem Kuklińskiego, umożliwiało to Jaruzelskiemu między innymi dezinformację otoczenia, ukrycie swoich faktycznych poglądów i zamiarów. Dziś możemy stwierdzić, że było to pochodną jego wykształcenia jako ideologa. Jaruzelski był bardzo systematyczny, posiadał talent bardzo dobrej samoorganizacji. Będąc na kierowniczych stanowiskach, starał się kontrolować każdą podległą mu sferę, mieć wpływ na wszystko. Każdemu podwładnemu wyznaczał określone zadania, których  wykonania bezwzględnie wymagał i z konsekwencją egzekwował. Był też bardzo dobrym strategiem, który zawsze przewidywał kilka alternatywnych wersji rozwoju danej sytuacji. Strategie swoich działań tworzył co do szczegółu, dopuszczając jednocześnie pewne odstępstwa od planu oraz margines „błędu”. Potrafił modyfikować swoje działania odpowiednio do zmieniającej się sytuacji; wówczas przyjmował uwagi ludzi ze swojego otoczenia, nawet jeśli stali niżej w hierarchii, dopuszczał u otoczenia pewien margines własnych poglądów. Jaruzelski lubił partyjną, wojskową i MON-owską biurokrację, sam tworzył dokumenty, a na te, które mu dostarczano nanosił bardzo dużą ilość własnych poprawek. Komunistyczno-wojskowe metody zarządzania organizacją zaszczepił swoim podwładnym: w wojsku, GZP i resorcie obrony, a później – będąc premierem i gensekiem PZPR – rozszerzył je na cały proces rządzenia PRL-em.

Od ukończenia WSP w Rembertowie dokonywał czystek w wojsku: usuwał ze stanowisk dowódców, którzy karierę rozpoczęli przed wojną oraz dowódców niepewnych [ideologicznie], a na ich miejsce mianował dogmatycznych marksistów, dających stuprocentową gwarancję posłuszeństwa systemowi komunistycznemu. Ludzi inteligentnych, potrafiących samodzielnie i nieschematycznie myśleć, mianował na swoich zakulisowych „doradców”, natomiast wykonywanie decyzji powierzył ślepo posłusznym, okrutnym i topornym [ax-men]. Od roku 1980 polegał na swoich zaufanych „cywilnych” doradcach, wśród których byli m.in. M.F. Rakowski (w sprawach polityki partii, wewnętrznej i zagranicznej) oraz prof. Manfred [w dokumencie - Alfred] Gorewoda (w sprawach ekonomicznych) W czasie stanu wojennego przeniósł metody rządzenia obowiązujące w komunistycznym wojsku na sferę cywilną (trwało to w zasadzie do końca pierwszego peerelu). Oficerowie niższych szarży, dowódcy okręgów wojskowych uważali rozkazy Jaruzelskiego za nierealne do wdrożenia i wybiegające w XXI wiek [sic!], przyjmowali je jednak z pełną pokorą i subordynacją. Decyzje Jaruzelski „negocjował” z członkami Rady Ministrów, jednak ostatecznie decydował – po długim namyśle – sam. Jaruzelski myślał i decydował skrajnie racjonalnie i „na chłodno”; nigdy nie podejmował decyzji pod wpływem impulsu czy emocji. Zdenerwowany reagował ostro, jednak nie wybuchał. Wyjątkiem miał być listopad 1980 roku, kiedy miał popaść w krótkotrwałą depresję, obawiając się Sowietów, którzy według niego mogli wymienić go (na stanowisku) na kogoś innego (Kanię albo Milewskiego). Sukces natomiast jego polityki (bądź tej, będącej jego udziałem), czynił go zrelaksowanym i odprężonym.

Głównym motywem działania Jaruzelskiego była władza dla samej władzy. Według relacji Kuklińskiego, nie był on zainteresowany w płynących z władzy luksusach. Typ komunistycznego „ascety” (dość podobny do orwellowskiego O’Briena).

W strukturach partii

Jaruzelski praktycznie od początku swojej kariery ściśle związany był z kompartią: PZPR, a przedtem z PPR, do której wstąpił w 1947 roku. Był – wbrew obiegowym opiniom – silnie związany ideologicznie z kompartią. Dzięki postawie kameleona, a później czynnym uczestnictwie oraz dowództwie GZP unikał skutków wewnątrzkomunistycznych kryzysów i dintojr frakcyjnych w PZPR. Działalność partyjna i sowietyzacyjna Jaruzelskiego była skierowana głównie na wojsko, zresztą – co zaznacza Kukliński – stanowisko szefa GZP  było stanowiskiem nie wojskowym, a partyjnym (szef GZP odpowiadał przed KC i jako szef departamentu w KC, kierował działaniami partyjnymi w wojsku); sama instytucja Głównego Zarządu Politycznego WP służyła kontroli partii nad wojskiem. Pełna kontrola komunistów nad wojskiem była, z oczywistych względów strategicznych, priorytetem, z którego ci zdawali sobie sprawę praktycznie od początku swojej władzy. Ideologii marksistowskiej używał Jaruzelski jako instrumentu socjotechniki i trzymania w ryzach kadr, w czym bardzo szybko stał się specjalistą. Według omawianego studium – „talent” w tej właśnie dziedzinie zadecydował o zawrotnej karierze polityczno-wojskowej Jaruzelskiego.

Będąc szefem GZP rozumiał apodyktyczny charakter Władysława Gomułki i – poza jednym incydentem – nie oponował, sowietyzując wojsko i poszerzając w nim wpływy PZPR. Z kolei będąc szefem SG, a później – ministrem obrony, był w większym stopniu aparatczykiem partyjnym oddelegowanym na odcinek dowodzenia wojskiem, aniżeli dowódcą wojskowym (w klasycznym rozumieniu tej roli). Był aktywnym członkiem Komitetu Centralnego PZPR, zarówno na polu ideologicznym, wojskowym, ale też i polityki zagranicznej. Wierny sługa kolejnych przywódców PRL: Władysława Gomułki i Edwarda Gierka. Od 1971 roku wprowadzał w wojsku kult jednostki Gierka. Akceptował jego program tzw. „otwarcia na zachód”, postulował też w drugiej połowie lat 70. utworzenie instytucji prezydenta PRL. Podczas panowania Gierka na stanowisku I sekretarza PZPR, jego pozycja umacniała się.

Osobne pytanie dotyczy nastawienia Jaruzelskiego do religii i Kościoła Rzymskokatolickiego. Kwestia ta była (i jest nadal) przedmiotem wielu niezgodnych ze stanem faktycznym mitów, wprzężonych w komunistyczną strategię prowokacji i dezinformacji, które Kukliński w swojej analizie obala. W latach 1980 – 81 rozpowszechnił się w Polsce mit Jaruzelskiego jako „komunistycznego Wallenroda”, który – będąc absolwentem szkoły zakonnej (Gimnazjum o.o. Marianów) i rzekomym katolikiem – jedynie czeka na dogodny moment do wyzwolenia Polski z komunizmu. Jedynym zgodnym z prawdą elementem jest fakt ukończenia katolickiego gimnazjum. Jaruzelski jedynie wykorzystał i umacniał tę manipulację, jako element ówczesnej strategii i bieżącej taktyki komunistycznej, dawał też pewne koncesje hierarchii kościelnej: transmisje Mszy Św. w radiu, pozwolenia na budowy kościołów itp. W otoczeniu kierownictwa partii i wojska podkreślał znaczenie tych posunięć jako defensywy taktycznej, zmierzającej do umniejszenia roli Kościoła w społeczeństwie i ograniczenie jego funkcji do czysto religijnych. Jaruzelski nigdy nie zmienił swojego skrajnie negatywnego nastawienia do religii. Jego polityka była pochodną tego, iż był bardzo skutecznym strategiem i taktykiem politycznym. Wiedział, jak wykorzystać pewne tendencje i nastroje społeczne (tu: rola społeczna Kościoła Rzymskiego) do realizacji interesów komunizmu.  Kukliński charakteryzuje Jaruzelskiego wręcz jako wiernego ucznia Lenina, stosującego się do jego zaleceń o „taktycznej defensywie” w razie konieczności.

Polityka ta niespecjalnie miała podobać się sowieckim nadzorcom. Sowiecki minister obrony, marsz. Kulikow był wściekły, oglądając transmisję z wizyty Papieża w telewizji, jednak ostatecznie rozumiał konieczność taktycznej defensywy Jaruzelskiego. Jaruzelski zdawał sobie sprawę z tego, iż „klasycznymi” komunistycznymi metodami można trzymać w ryzach, ateizować i sowietyzować jedynie struktury kompartii, komunistycznego wojska i bezpieki. Jednak w skali bardziej ogólnej, należy dać pewne koncesje Kościołowi (i „Solidarności”), jednocześnie uważając, by ten nie połasił się na więcej. Warto także przytoczyć słowa pułkownika o pewnej cesze stałej Polaków, która umożliwiła istnienie mitów służącej komunistycznej dezinformacji. W dalszej kolejności także przeprowadzenie „operacji pieriestrojka”. Polacy są narodem romantyków i marzycieli ceniących swoich bohaterów nie za to, kim byli naprawdę, ale raczej za to, co chcieliby w nich widzieć. 

Człowiek Sowietów

Jaruzelski był zwolennikiem (nie mógł zresztą nawet myśleć inaczej) ścisłego związku PRL z ZSRS. Uważał i głosił, że Związek Sowiecki jest gwarantem suwerenności i niepodległości PRL, a także socjalizmu i zmian społecznych, jakie wprowadził system komunistyczny. W PRL i za jej granicami szerzył także propagandę o pokojowych intencjach ZSRS. Charakterystyczną cechą komunizmu jest to, że nadaje zupełnie inne znaczenie słowom kluczowym dla nie-bolszewików. „Niepodległość” i „suwerenność” bolszewickiej Polski czy oznaczały ni mniej ni więcej, tylko okupację Polski przez komunistyczną międzynarodową mafię z centralą w ZSRS, a używane były jako chwyt socjotechniczny na użytek wewnętrzny i zewnętrzny. „Pokojowe intencje Sowietów” – dążenie do opanowania świata. Wojciech Jaruzelski aktywnie uczestniczył w tworzeniu i wdrażaniu polityki całości bloku komunistycznego. Był zwolennikiem eksportu rewolucji na kraje niekomunistyczne. Kukliński zeznaje także, że był zwolennikiem „kolektywnego kierownictwa” światowego ruchu komunistycznego: w miarę jego zewnętrznej ekspansji i wewnętrznego umacniania się bolszewizmu, komunistyczny centralizm miał zostać stopniowo zastępowany przez komunistyczny policentryzm, w którym Sowiety miały nie być już hegemonem, a jedynie liderem, a satelickie państwa komunistyczne miały mieć więcej autonomii. Jaruzelski optował za dużą rolą peerelowskich komunistów w międzynarodowej polityce komunistycznej.

Pomimo bycia członkiem kierownictwa światowego ruchu komunistycznego, pomimo bycia wiernym człowiekiem sowietów, Jaruzelskiego drażniło traktowanie przez drugi eszelon sowieckich przywódców PRL-u jako kolejnej republiki sowieckiej. Mimo to, nie sprzeciwiał się temu, znając pozycję swoją i sowieckich nadzorców. Jedynie bawił się w dyplomację, w której kanałem był jego wierny człowiek – gen. Florian Siwicki. Jeżeli ktoś z jego otoczenia bądź podwładnych krytykując politykę sowiecką przekroczył „nieprzekraczalną rubież”, był degradowany. Tak jak płk. Bauer, który za krytykę obecności Sowietów w Portugalii po rewolucji czerwonych goździków został usunięty ze Sztabu Generalnego do jednej z jednostek liniowych. Jaruzelski dopuszczał jedynie wewnętrzną, niepubliczną krytykę polityki Związku Sowieckiego, niewychodzącą poza „zasady przewodnie” międzynarodowego systemu komunistycznego; otwarta krytyka przede wszystkim naruszałaby „morale” szeregów kompartii i wojska.

Jaruzelski przyjaźnił się z kolejnymi sowieckimi ministrami obrony i marszałkami ZSRS: odchodzącym Greczką i z jego następcą – Ustinowem. Wystraszył się jednak – prawdopodobnie w 1980 bądź 1981 roku – wymiany na stanowisku na Stanisława Kanię. Gdy sowieci taką właśnie ewentualność mu zasugerowali, Jaruzelski stał się bardziej zdecydowany w przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego. Kukliński uważał jakąkolwiek ewentualność wolty ze strony Jaruzelskiego za wykluczoną.

Tu dochodzimy do kolejnego mitu, z którym rozprawia się Kukliński, mianowicie z rzekomym „patriotyzmem” i „nacjonalizmem” Jaruzelskiego. Patriotyczna i narodowa [nationalist] retoryka nastawiona była na dezinformację i prowokację. Kukliński pisze, że posługując się tym instrumentem, komunistom (wśród których był Jaruzelski) skutecznie udało się zdezinformować uczestników wydarzeń i ich obserwatorów. Zarówno w Polsce, jak i w USA. Cała polityka Jaruzelskiego (w tym – wprowadzenie stanu wojennego) była działaniem wyłącznie w interesie systemu komunistycznego, zaprojektowanym przez sowietów. Jaruzelski nie był żadnym peerelowskim Wallenrodem, żadnym polskim generałem, żadnym polskim patriotą. Emancypacja nie była w ogóle możliwa, poprzez reguły organizacji struktur, w których funkcjonował i sowiecki nadzór. Kukliński pisze jednak, że Jaruzelski mógł proklamować… fikcyjną niepodległość PRL celem dezinformacji. Jaruzelski obawiał się jednak, że „niezależność” komunistycznej Rumunii pod wodzą Ceausescu może stać się zaczynem ewentualnej kontrrewolucji. Niesłusznie, bowiem „rumuńska niezależność” była jedną z długofalowych operacji dezinformacyjnych. Jaruzelski był lojalnym człowiekiem sowietów, wykonującym wszystko, co wskazali sowieci. Na forum Układu Warszawskiego podpisywał wszystkie umowy, nawet gdy inne kraje paktu były przeciw. Zawsze stawiał interes światowego komunizmu ponad (w dużej mierze wyimaginowane) partykularyzmy. 

Moralista nowego typu

Kukliński określa Jaruzelskiego jako moralistę szczególnego rodzaju [moralist of a sort]. Stosował różne standardy wobec różnych podległych sobie ludzi; „swoich” i „nie-swoich” i wobec różnych sfer, które mu podlegały. Z jego inicjatywy opracowano „Zasady etyki i zachowań personelu LWP”, które składały się z ogólnych norm typu: miłość i oddanie ojczyźnie, interes społeczny ponad interesem indywidualnym, honor, godność osobista, uczciwość, prawdomówność, skromność, koleżeńskość, szacunek dla starszych [stopniem – J.] i podwładnych, szacunek dla munduru i tym podobne. Jakie było prawdziwe znaczenie tych słów, jest pytaniem retorycznym.

Jaruzelski nie tolerował picia alkoholu i alkoholizmu w wojsku, ale tę zasadę stosował wybiórczo. Generała Bolesława Chochę, przyłapanego na gorącym uczynku, zwolnił właśnie za picie alkoholu, tak jak płk. Michalskiego, który pod wpływem alkoholu bił czwartą już żonę. W latach 60. zorganizował kampanię antyalkoholową w wojsku, w skład której wchodziły dyrektywy zabraniające sprzedaży alkoholu w obiektach wojskowych, także w kantynach. Koniec końców jednak, gdy dowódca 12 DZ w Szczecinie okazał się nadgorliwy i kazał wznosić toasty… rozwodnionym sokiem, Jaruzelski zwolnił go!

Sam Jaruzelski nie lubił bankietów; wyjątkiem były bankiety służbowe i te określone protokołem dyplomatycznym. Był też przeciwnikiem palenia papierosów, sam jednak prosił o poczęstowania w sytuacjach dla niego stresowych.

W komunistycznym wojsku obecna była korupcja, zdaniem Kuklińskiego jednak, niezbyt duża. Powszechna była przy unikaniu obowiązkowej dla każdego mężczyzny, zasadniczej służby wojskowej. Jaruzelski reagował na praktyki korupcyjne ostro, ale nie było – w przeciwieństwie do kampanii antyalkoholowych – większych kampanii antykorupcyjnych. Stosował podwójny standard: tolerował praktyki korupcyjne na małą skalę, dokonywaną przez oficerów wysokich szarżą. Surowo karał jednak korupcję na niższych szczeblach. Kukliński podaje też przykład kradzieży sprzętu wojskowego i wykorzystania go do osobistych celów, które Jaruzelski karał długoletnim więzieniem. Kara za korupcję była jednak ostatecznym argumentem.

Jedną z ciekawszych historii przytoczonych przez Kuklińskiego jest sprawa płk. Androsiuka, członka Sztabu Generalnego. Jaruzelski wiedział o tym, że ma pułkownik swoje wzloty i upadki, jeśli chodzi o alkohol,  w związku z czym był przenoszony na coraz to niższe pozycje. Zanim awansowano go do SG, powierzono mu misję sekretarza na spotkaniu Rady Wojskowej [Kukliński nie precyzuje, czy chodzi o Komitet Ministrów Obrony, czy o Zjednoczone Dowództwo] Układu Warszawskiego w Budapeszcie. Płk. Androsiuk zniknął zaraz po wylądowaniu na budapesztańskim lotnisku, wraz z dokumentami. Obawiano się, że został porwany i w jego poszukiwanie zaangażowano duże siły AVH i Straży Granicznej WRL, a także bezpiek innych krajów Układu. Znaleziono go… totalnie pijanego, śpiącego w budapesztańskim parku z tajnymi dokumentami pod głową. Jaruzelski wystawił mu… „chorobowe”, a komisja lekarska usilnie szukała powodów niedyspozycji pułkownika. Ostatecznie został przez Jaruzelskiego zwolniony, jednak po roku stwierdził, że […] gdyby został na służbie dłużej, otrzymałby Krzyż Kawalerski Orderu Polonia Restituta [!!!], a jego emeryturę podniesiono by z 85%, do 100% pensji. Co uczynił Jaruzelski? Odznaczył Androsiuka wspomnianym orderem!

Jaruzelski wiódł bardzo surowy styl życia w porównaniu z innymi przywódcami partyjnymi. Kukliński pisze wręcz, że nie prowadził żadnego życia rodzinnego ani towarzyskiego. Na co dzień zajmował się głównie… rządzeniem: pracą partyjną, rządową, dowodzeniem wojskiem. Plan jego dnia, w skrócie wyglądał następująco: śniadanie, dwie godziny siatkówki albo pływania na basenie oraz praca nieraz do godziny 3:00 w nocy. W ramach rozrywki, oglądał czasami… zachodnie filmy, które nie powinny być pokazywane publicznie w kinach w sali projekcyjnej MON.

W stosunku do otoczenia był kulturalny, nie nadużywał (oprócz rodzinnego domu, który miał zmienić w coś na kształt komórki wojskowej) władzy. Z drugiej jednak strony, nie pozwalał nawet równym sobie w hierarchii traktować się po koleżeńsku. Był hieratyczny, kostyczny i wyniosły; bardzo wysokie wymagania wobec otoczenia były przyczyną strachu u podwładnych.

Kukliński pisze także o życiu rodzinnym Jaruzelskiego. Z żoną Barbarą (z d. Jaskólska), tancerką zespołu „Mazowsze” nie ożenił się z miłości, pomiędzy nimi istniała bardzo duża różnica charakterologiczna. W połowie lat 70. małżeństwo Jaruzelskich przeszło kryzys, który nieomal doprowadził do rozpadu. W roku 1967 żona Jaruzelskiego miała mieć kochanka – lekarza, który zajmował się córką, Moniką Jaruzelską. Z kolei z „trzeciej ręki”, Kuliński podaje informacje, że i sam tow. Jaruzelski jakoby miał kochankę ze Skolimowa, z którą snuć miał nawet plany małżeńskie. Ostatecznie jednak – nie rozwiedli się. Wojciech Jaruzelski bardziej niż z żoną zżyty był z córką – Moniką.

Komunistyczny nadzorca wojska

Kukliński pisze, że nie wiadomo dokładnie, w jakich okolicznościach Jaruzelski został szefem Głównego Zarządu Politycznego WP. Pisze także o plotkach, jakoby Jaruzelski dostał to stanowisku w wyniku konfliktu pomiędzy komunistami chowu sowieckiego a „krajowcami”.  Dla sowietów, Jaruzelski miał być kompromisowym kandydatem, pomiędzy gen. Grzegorzem Korczyńskim a gen. Józefem Urbanowiczem. Urbanowicz był – wedle relacji Kuklińskiego – za głupi nawet jak na komunistyczne standardy. Według Kuklińskiego, Jaruzelski nie miał też formalnego wykształcenia oficera politycznego.

Będąc na stanowisku szefa GZP, Jaruzelski ściśle realizował program PZPR na odcinku wojska. Treści propagandy bazować miał na „naukowych” podstawach marksizmu-leninizmu.

Jaruzelski miał wówczas bardzo dobre relacje z Gomułką i ówczesnym ministrem obrony, Marianem Spychalskim. Pierwszemu imponował posłuszeństwem i karnością wobec zwierzchników, Spychalski zaś awansował go i kierował jego karierą wojskowo-polityczną do czasu objęcia stanowiska ministra obrony. Jednak relacje pomiędzy Gomułką a Jaruzelskim były naznaczone pewną rysą: latem 1968 (albo 1969) Jaruzelski (już jako minister obrony) zarzucił towarzyszowi Wiesławowi, że w porównaniu z żołnierzami armii krajów NATO, żołnierze LWP mają bardzo słabe uposażenia, na co ten ostro zareagował. W końcu, Jaruzelski musiał – na forum Komitetu Obrony Kraju – przeprosić Gomułkę, uznać krytykę i trzymać język za zębami. Resentyment miał jednak pozostać.

Rola Jaruzelskiego w masakrze na Wybrzeżu, w Radomiu i Ursusie

Zarówno w Polsce, jak i zagranicą, o masakrze w grudniu 1970 roku krążyły plotki, jakoby wobec Jaruzelskiego ówczesne kierownictwo PRL-u (Gomułka, Moczar) zastosowało areszt domowy. Plotki te były niezgodne ze stanem faktycznym. Co więcej – Kukliński twierdzi, że w kierownictwie peerelowskiej kompartii nie było żadnego kryzysu; stanowiło zgrany zespół, w którym każdemu przydzielono określone zadanie (jeśli zaś chodzi o późniejszy los Gomułki – temu koniec końców włos z głowy nie spadł i skończył na emeryturze w kierownictwie ZBOWiD-u). Gomułka odpowiadał wówczas za decyzje strategiczne i to on wydał rozkaz użycia broni. Cyrankiewicz pełnił rolę obserwatora i analityka, Jaruzelski zaś wykonywał decyzje, które z kolei wdrażał gen. Chocha (szef Sztabu Generalnego). Jaruzelski, będąc ministrem obrony decydował o tym, jaki rodzaj broni, gdzie i kiedy zostanie użyty. Oprócz Trójmiasta, wojsko blokowało wówczas także Warszawę, Kraków, Poznań, Wrocław, Olsztyn i Bydgoszcz, z zadaniem ochrony obiektów należących do partii, na wypadek rozszerzenia się zamieszek na cały kraj. Zmobilizowano wszystkie rodzaje broni: 1700 czołgów, 1750 ciężarówek, 8700 samochodów a także lotnictwo i marynarkę. W odwodzie stały rezerwy, gotowe do użycia w przypadku skrajnie niekorzystnego rozwoju sytuacji. Operacja tłumienia rewolty była w dużym stopniu „rozśrodkowana”: lokalnych dowódców wojskowych podporządkowano decyzjom sekretarzy wojewódzkich PZPR, bezpośrednią decyzję o stłumieniu podjął Gomułka.

Również rola Jaruzelskiego w wydarzeniach w Radomiu i Ursusie spowita była mgłą dezinformacji (a być może auto-dezinformacji). Nie było prawdą, jakoby Jaruzelski ostrzegał przed użyciem broni [przez wojsko] i odmówić miał strzelania do „polskich robotników”. Zarówno w Radomiu, jak i Ursusie użycie wojska nie było konieczne. Wystarczało użycie MO i SB, które zobowiązane były do współpracy z wojskiem. Doświadczenia nabyte podczas masakry w Gdyni, Gdańsku, Szczecinie i Elblągu oraz podczas wydarzeń czerwca 1976 roku zostały przez Jaruzelskiego wykorzystane w trakcie wprowadzenia i realizacji stanu wojennego, który nie był doraźną decyzją; przygotowania rozpoczęto bowiem – jak zeznaje Kukliński – latem 1980 roku.

PRL-bis, czyli system Jaruzelskiego

Przejdźmy do podsumowania, a w zasadzie dopowiedzenia pewnych spraw, również z uwzględnieniem tego, co działo się w latach 1989 – obecnie.

Z perspektywy wiedzy, jaką posiadamy obecnie wiemy o dwóch punktach zwrotnych, które miały zadecydować o całości kariery Jaruzelskiego, a były nimi: bycie agentem sowieckiej Informacji Wojskowej i uratowanie dalszej kariery przez Kiszczaka, kiedy była zagrożona przez tępawego trepa stojącego na czele GZP, Kazimierza Witaszewskiego (materiałem dowodowym była wówczas praca dla IW). Jednak było to pochodną szczególnych cech charakterologicznych i psychologicznych Jaruzelskiego, o których pisze Kukliński. Instynktu posłuszeństwa i dyscypliny oraz nabożnej czci wobec komunistycznej władzy, zarówno przełożonych w wojsku, członków KC i politbiura, jak i sowieciarzy.

Stan wojenny stanowił fazę wstępną przygotowań do przeprowadzenia peerelowskiego odcinka pieriestrojki.  Jednym z celów była eliminacja opozycji antykomunistycznej i niepodległościowej przy jednoczesnej ekspozycji dysydentury, o tyle koncesjonowanej, o ile poruszającej się w schematach wyznaczonych przez komunistów a także wprowadzenie społeczeństwa w sytuację, w której gotowe jest przyjąć każdą oferowaną przez komunistyczną władzę propozycję. Stan wojenny był także umieszczony w dezinformacyjnym aspekcie polityki komunistycznej, mianowicie  miał rozpocząć sekwencję dramatycznych wydarzeń, która – u obserwatorów zachodnich, ale i ciemiężonego przez komunistów społeczeństwa polskiego – miała wywołać  wrażenie, mylne wrażenie upadku komunizmu.

Tymczasem „operacja pieriestrojka” zakończyła się dla komunistów powodzeniem, jeśli chodzi o realizację głównych założeń. Tzw. „jesień ludów” nie przyniosła końca komunizmu, a transformację komunizmu w neokomunizm. Struktury komunistyczne przeszły transformację instytucjonalną i zmianę sposobu sprawowania władzy: scentralizowana organizacja kompartii (i bezpieki) przekształciła się w oligarchiczno-mafijno-państwową „czerwoną pajęczynę”, a władza bezpośrednia została zastąpiona władzą pośrednią. Utrzymano też powiązania łączące „nową Polskę” z „posowiecką Rosją”, będącą w istocie kontynuacją ZSRS. Jaruzelskiego (ale i Kiszczaka) można tu uznać za tyleż symboliczną, co realną „klamrę” spinającą PRL z tym, co jest jego kolejnym stadium rozwojowym.

Post-pieriestrojkowy neokomunizm i PRL-bis mają cały szereg mitów (a w zasadzie – kłamstw) założycielskich, całościową, swoistą „mitozofię”. Jednym z czołowych kłamstw założycielskich jest – oprócz „wolności” i „suwerenności” neopeerelu – relatywizacja komunizmu, relatywizacja polityki komunistów lat 1944 – 1989.  Obejmuje to także Jaruzelskiego, który jako bardzo sprawny dezinformator, wręcz technik polityczny, sam tworzy i podtrzymuje neokomunistyczną dezinformację. W narracji tej jest Jaruzelski – wraz z Kiszczakiem, Michnikiem, Mazowieckim i Wałęsą – mistrzem pierwszego planu. Jako rzekomo bohaterski „polski żołnierz”, który przebył cały szlak bojowy od Lenino, prawie do Berlina. Jako ten, który wprowadzając stan wojenny „uratował kraj przed sowiecką interwencją”; tak, jakby sowieckich sołdatów wcześniej na terenach polskich w ogóle nie było. W końcu, jako jeden z autorów – wraz ze swoim komilitonem Kiszczakiem, Wałęsą i Michnikiem – „okrągłego stołu” i wreszcie rzekomego „końca komunizmu”. Opisywana tu teza dezinformacji jest niejako rozpisana i „pozycjonowana” pomiędzy różne grupy docelowe – Jaruzelski każdemu ze swoich rozmówców mówi to co chce usłyszeć, a raczej to co chcą usłyszeć odbiorcy danego mediów. I tak, w wywiadach przeprowadzanych przez Michnika, Lisa, Żakowskiego czy Olejnik, prezentuje się jako „generał-patriota” i wyważony reformator komunizmu, ba – jako „ojciec-założyciel” polskiej demokracji, wzorcowy demoliberalny centrysta. Z kolei w głośnych swego czasu wywiadach z Adamem Wielomskim i Janem Engelgardem – jako współczesny przedstawiciel polskiej „Realpolitik”, wręcz jako spadkobierca polskiej XIX-wiecznej myśli konserwatywnej i narodowej. Oczywiście, wszystkie te narracje są kłamliwe, a cała akcja medialnego wybielania Jaruzelskiego – rozpisany na role spektakl dezinformacyjny. Ponadto – cenzuruje się filmy o Jaruzelskim czy o wydarzeniach, w których grał on główną rolę, a biografie są praktycznie przemilczane.

To natomiast, że Kuklińskiego przedstawiano latami jako „zdrajcę Polski, który złamał przysięgę wojskową” jest drugą stroną powyższego neokomunistycznego kłamstwa.

Wpisuje się w to bezkarność Jaruzelskiego i jego towarzyszy za popełnione zbrodnie: od morderstw Informacji Wojskowej, poprzez udział w najeździe na Czechosłowację i masakrę w 1970, po zbrodnie popełnione w czasie stanu wojennego. Ale – czy się nam to podoba, czy nie – system prawny, szeroko pojęty, jest emanacją realnie istniejącego układu sił politycznych i tego, kto realnie sprawuję władzę. Tym bardziej, że obecnie tzw. „prawo”, „zasady moralne” itp. to w zasadzie puste formy, w których można umieścić dosłownie wszystko.

Na powyższym jednak, współczesna rola Jaruzelskiego się nie kończy i jest na to kilka ważnych poszlak (temat ten zresztą poruszałem w jednym z wpisów: http://jaszczur09.blogspot.com/2011/05/peny-kontekst-uniewinnienia.html).
Z perspektywy 22 lat od wydarzeń roku 1989 widzimy, że neokomunizm nie jest stanem doraźnym, a zorganizowanym systemem politycznym, istniejącym „w celu”. Celem tym jest władza przetransformowanych struktur komunistycznych i jej dalsza reprodukcja przez dziedziczenie i kooptację. Taki system nie może istnieć bez grupy (bądź grup) ludzi, która pełni funkcję kierowniczą. Wiadomo, że najsilniejszą pozycję w „UBekistanie” miały Wojskowe Służby Informacyjne, które od pozorowanego „upadku komunizmu” pozostały praktycznie nietknięte. Zresztą jest to prosta kontynuacja stanu sprzed roku 1989, gdzie komunistyczna egzekutywa o kluczowej roli została umieszczona w siłach zbrojnych – strukturze, wręcz stanie o najbardziej strategicznym dla każdego systemu politycznego charakterze. Zupełnie naiwne byłoby w powyższym kontekście stwierdzenie, że wysoka pozycja Jaruzelskiego w strukturach władzy skończyła się wraz z utratą nominalnie najwyższych stanowisk. Trzeba wiedzieć, że człowiek ten znajdował się praktycznie w samym centrum struktur komunistycznych o charakterze strategicznym: w wojskowej bezpiece, kompartii, jej ekspozyturze w wojsku i wreszcie, w nim samym. Gdyby jego rola się skończyła to bardzo możliwe, że podzieliłby los Piotra Jaroszewicza (też komunistycznego generała). W filmie dokumentalnym „Towarzysz generał” wypowiadają się dr Sławomir Cenckiewicz i Lech Kowalski, biograf Jaruzelskiego. Pierwszy mówi, że Jaruzelski przez cały okres lat 90 XX w. i możliwe, że przez lata pierwsze wieku XXI „przyklepywał” najważniejsze nominacje generalskie. Drugi zaś – powołując się na anonimowe źródło – o tym, że Jaruzelski kontroluje podległe sobie sfery za pomocą własnego archiwum dokumentów (zapewne państwowych, partyjnych i bezpieczniackich). Nie jest także żadną tajemnicą, że Jaruzelski „namaścił” trzech prezydentów tzw. „III RP”: Wałęsę, Kwaśniewskiego i obecnie rezydującego Komorowskiego. W zeszłym roku byliśmy naocznymi tego świadkami. Z kolei udział Jaruzelskiego w RBN  jest już dowodem wprost, że osobą faktycznie pełniącą funkcję „szefa” jest właśnie on. Rzecz jasna, jako członek „kolektywu kierowniczego”. To jednak, jakie konkretnie są tematy rozmów pomiędzy Jaruzelskim, Komorowskim, Kwaśniewskim, Millerem, Nałęczem etc., jest zagadnieniem dla historyków przyszłych pokoleń, podobnie jak ustalenia zeszłorocznej, listopadowej RBN.