2013-04-03

Wokół sytuacji w Korei



Najprawdopodobniej ostatnie groźby Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej są „tylko” kontynuacją typowych dla tego kraju zagrań, choć od ponad 60 lat – pomijając zamach na członków rządu Południa w Rangunie w 1983 i atak na cywilne obiekty pod koniec 2011 – nie były one tak groźne i tak daleko idące jak obecnie. Paradoksalnie, w takiej irracjonalnej na pozór „dyplomacji gróźb i szantaży” jest logika – czerwona dynastia Kimów chce w ten sposób zmusić Zachód – na czele z USA – do kolejnych negocjacji „pokojowych” i do udzielenia upadłemu krajowi pomocy humanitarnej.

Ale polityka ta ma szerszy kontekst, niż tylko relacje w trójkącie Pjongjang-Seul-Waszyngton. W 2002 roku prezydent USA George Bush zaliczył KRL-D do „Osi Zła”, wraz z rządzonym wówczas przez Saddama Husseina Irakiem, Iranem, Syrią, Libią (rządzoną przez Kaddafiego), Kubą, Zimbabwe i Birmą – sieci państw totalitarnych, będących rozsadnikami międzynarodowego terroryzmu. Ten skądinąd jeden z najwybitniejszych polityków obecnych czasów słusznie wymienił szeregowe elementy „orkiestry”. Pominął jednak „dyrygentów”, czyli komunistyczne Chiny i rządzoną przez kagiebowski syndykat Federację Rosyjską. To bowiem oś Moskwa-Pekin jest centrum sieci „państw zbójeckich”, centrum „konstelacji zła”. Na poziomie polityki światowej ChRL i Rosja Sowiecka muszą czasem sprawiać pozory „normalnych państw”, natomiast despotie będące sojusznikami, klientami i wasalami Moskwy i Pekinu – włącznie KRL-D – mają za zadanie odwalanie brudnej roboty. 

 Źródło: militaryphotos.net

Beneficjentem wszystkich działań KRL-D jest nie tylko ten kraj i neostalinowski reżim, ale przede wszystkim – Moskwa i Pekin, ze wskazaniem na Pekin, a tym samym – przetransformowany międzynarodowy komunizm. Po pierwsze – „dyplomacja gróźb” w wykonaniu kolejnych Kimowiczów pozwalają Moskwie i Pekinowi to na dynamizację działań wobec Zachodu, to na stawianiu się w roli pośredników w negocjacjach i „gołąbków pokoju”. Po ostatnich groźbach USA, jak i o wiele bardziej bezpośrednio zagrożone atakiem Republika Korei i Japonia, zwróciły się właśnie do czerwonych Chin i Rosji Sowieckiej, które z kolei (chodzi w szczególności o Moskwę) przestrzegają USA (i Południe) za podjęcie koniecznych działań obronnych. Po drugie, KRL-D współpracuje z pozostałymi państwami i organizacjami terrorystycznymi, których działalność była i jest wymierzona w państwa zachodnie, przede wszystkim w USA. KRL-D wiąże znaczne siły USA i ich sojuszników, umożliwiając Moskwie i Pekinowi – zwłaszcza Pekinowi – w miarę swobodne działanie w innych częściach świata i na innych odcinkach. Nikt zdrowy na umyśle nie zaprzeczy też temu, że ChRL i Rosja Sowiecka udostępniają KRL-D technologie wojskowe – w tym komponenty niezbędne do produkcji broni niekonwencjonalnej.

Nie jest zatem przypadkiem, że ostatnie prowokacje Korei Północnej zbiegają się z bieżącą (a będącą efektem długofalowej) polityką Pekinu i Moskwy: zacieśniania sojuszu i artykułowania zamiarów wobec strefy Pacyfiku i wobec amerykańskiego stanu posiadania na tym obszarze. Chrlowska doktryna geostrategiczna zakłada uczynienie z tegoż akwenu „Mare Nostrum” oraz opanowania Cieśniny Malakka i Indonezji, czego warunkiem koniecznym jest wyparcie stamtąd wpływów amerykańskich. Powiązania sojusznicze pomiędzy Moskwą a Pekinem zobowiązują Rosję Sowiecką do udzielenia pomocy towarzyszom z „Nowego Zakazanego Miasta”, stąd nie są przypadkiem manewry pod kryptonimem „Morskie Współdziałanie” w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Jednak – póki co – zarówno Pekin, jak i Moskwa muszą sprawiać choćby pozory działania w ramach ogólnie przyjętych zasad, stąd groźby wobec USA, Korei Płd. czy Japonii formułowane są niejako „per procura” – za pośrednictwem Korei Północnej, której potencjalnym celem jest nie tylko Korea Południowa, ale także Wyspa Guam (baza USAF Anderson i baza US Navy w Agana), Okinawa i obiekty wojskowe na głównym Archipelagu Japońskim.

 Źródło: globalsecurity.org
Źródło: fas.org
Czy groźby trzeciego już grubego Kima są realne? Z jednej strony, z czysto strategicznego punktu widzenia, wojna jest ostatnią rzeczą, jaka opłacałaby się bolszewikom, obojętnie czy z Pjongjangu, Pekinu czy Moskwy, gdyż odwet USA oznaczałby niemalże pewny koniec reżimu Kimów. Z drugiej jednak strony, jakiekolwiek myślenie strategiczne wymaga przyjęcia najgorszego możliwego scenariusza za możliwy do spełnienia. Mówi się, że Kim Dzong Un jest psychopatą, alkoholikiem i przerośniętym gówniarzem – to pierwsze zwłaszcza jest zresztą normą wśród komunistów. Poza tym, nie można wiecznie grozić i nie wywiązywać się z gróźb, tym bardziej, jeśli zachód, na czele z USA przyjmuje coraz bardziej pacyfistyczny i ugodowy kurs wobec czerwonej hołoty. Można sobie zatem wyobrazić sytuację, w której Pekin (i/lub Moskwa) pcha Pjongjang do wojny – ChRL byłaby głównym beneficjentem, a KRL-D głównym agresorem i wykonawcą, biorącym na siebie cały ciężar wojny, w tym – uderzeń odwetowych. Paradoksalnie, dyspozycja psychiczna Kima byłaby tu czynnikiem grającym na korzyść pekińskich (i/lub moskiewskich) planistów, ułatwiając znacząco manipulację z ich strony. Zadaniem KRL-D byłaby realizacja celów ekspansji ChRL (i/lub w pewnym zakresie Rosji Sowieckiej).

Jeden ze scenariuszy wojennych przedstawiają Caspar Weinberger (sekretarz stanu w administracji Ronalda Reagana) i Peter Schweitzer w książce „Następna wojna światowa”. Korea Północna dąży do „wyzwolenia” Południa, natomiast ChRL – „zbuntowanego” Tajwanu i opanowania Pacyfiku Zachodniego. Obie strony umawiają się co do skoordynowanego ataku. KRL-D rozpoczyna agresję od uruchomienia komórek rewolucyjnych na południu, dalej ofensywa przypomina w przebiegu wojnę z l. 1950-53. Północ używa broni biologicznej i nuklearnej przeciw wojskom amerykańskim. ChRL atakuje Tajwan, po czym wycofuje się i wspiera uderzeniami nuklearnymi KRL-D. Wojna kończy się utrzymaniem status quo na Półwyspie Koreańskim, przy dużych jednak stratach materialnych i moralnych USA, Republiki Korei i Tajwanu – USA i sojusznicy mogliby, przy dużym wysiłku, pokonać komunistów, decydują się jednak – pod wpływem „finiszujących” uderzeń nuklearnych Pekinu na ustępstwa wobec nich, na terenie „neutralnej” Rosji. W innym scenariuszu – na co zwraca uwagę Jeff Nyquist – w przypadku reaktywacji konfliktu zbrojnego zapleczem strategicznym dla KRL-D byłyby chrlowski Okręg Wojskowy Shenyang i sowiecki Wschodni (do niedawna Dalekowschodni) Okręg Wojskowy.

Wracamy do początku tekstu i do postawy Zachodu. Kwestia istnienia Korei Północnej niczym w soczewce ukazuje nam słabość wolnego świata wobec zagrożenia komunizmem, nawet jeśli przybiera on najbardziej zjadliwą, skrajną i zbrodniczą, stalinowską formę. Nie było ani nie ma wśród elit politycznych wolnego świata – czy to USA, czy to Japonii, czy to Korei Południowej – woli politycznej walki z komunizmem czy też bardziej ofensywnej i asertywnej polityki wobec komunistycznych satrapów. Koniec końców Zachód ustępuje wobec czerwonych żuli z Pjongjang, Pekinu i Moskwy. To pokłosie braku woli ostatecznego rozstrzygnięcia wojny na Półwyspie w 1953 roku, kiedy to zarzucono pomysły gen. MacArthura i gen. LeMay’a – pokonania koreańskich i chińskich komunistów przy pomocy uderzenia nuklearnego, gdy było to pod względem technicznym o wiele łatwiejsze do przeprowadzenia aniżeli później.