2025-07-07

Trzeci poziom spisku. Flashback z 2016

 

Wpis ten został opublikowany niemal dekadę temu. Na początku neosowieckiej inwazji na Ukrainę, zaś przed rozgromieniem Państwa Islamskiego przez USA i Kurdów, przed rozpoczęciem procesów uzyskiwania przez Turcję i Arabię Saudyjską statusu regionalnych supermocarstw, przed rozpoczęciem przez Federację Rosyjską i Republikę Białoruś Operacji „Śluza”, przed przyłączeniem się Niemiec do tej sowieckiej operacji hybrydowej. Ile prognoz do tej pory się spełnia, ile już się spełniło, ile zaś okazało się nietrafne?

Publikuję go ponownie (z niewielkimi poprawkami stylistycznymi i interpunkcyjnymi) w kontekście hybrydowych operacji prowadzonych z jednej strony przez sowieckie struktury rządzące Rosją i Białorusią, a z drugiej strony podobnych działań prowadzonych przez Niemcy (kwestia, czy i na ile koordynowanych z Moskwą).

***

Nie ulega właściwie żadnej wątpliwości, że tzw. „kryzys migracyjny” nie jest w istocie kryzysem, a konsekwencją kryzysu – trwającego od ponad czterech dekad procesu islamizacji Europy.

Nie jest jednak moim zamiarem wykazywanie po raz kolejny, jak wielkim zagrożeniem dla cywilizacji europejskim (a właściwie dla żywego trupa tejże) jest islam i islamizm, a zastanowienie się, kto odniesie z tego procesu największe korzyści.

Profesor Olavo de Carvalho (zmarły na początku 2022 roku), przywoływany wielokrotnie na łamach tego bloga, w komentarzu pod tytułem „The owners of the World”i charakteryzuje trzy główne projekty globalistyczne oraz grupy interesu, które za nimi stoją. Pierwszy z nich to projekt „rosyjsko-chiński” (lub „eurazjatycki”), który realizowany jest przez elity polityczne Rosji Sowieckiej i ChRL – kremlowskich czekistów i chińską kompartię. Drugim jest projekt globalistów zachodnich (przy czym de Carvalho wyraźnie zaznacza, że projektu tego nie powinno się określać mianem „anglo-amerykańskiego”), którzy rekrutują się między innymi ze środowisk finansjery, demoliberalnych polityków i „intelektualistów”, w ramach struktur takich, jak Rada ds. Stosunków Międzynarodowych, Klub Bilderberg, Komisja Trójstronna, ale również elity rządzące strukturami Unii Europejskiej. Wreszcie, ostatnim projektem globalistycznym jest globalizm muzułmański, realizowany przez Bractwo Muzułmańskie (wg prezydenta Czech, głównego organizatora najazdu „uchodźców” na Europę), rządy niektórych państw muzułmańskich i cześć przywódców religijnych islamu.

Proces islamizacji Europy, ze szczególnym wskazaniem na tzw. „kryzys migracyjny” to splot interesów wszystkich wyżej wymienionych grup realizujących swoje globalistyczne projekty. Grupy te w aktywny sposób sterują tym procesem.


 

Interesy globalistów islamskich

Dla globalistów islamskich sprawa jest oczywista. Celem ich jest stworzenie „Światowej Ummy” muzułmańskiej i „Światowego Kalifatu Islamskiego”. Europa to w optyce wielu liderów islamskich „Dar Al Harb”, w dosłownym tłumaczeniu – „dom wojny”, „dom niewiernych”, który musi zostać wszelkimi dostępnymi metodami zislamizowany i dołączony do „Dar al Islam”/”Dar as Salaam”. W pierwszej kolejności czekają tereny, które w średniowieczu i późniejszych wiekach znajdowały się pod panowaniem czy to wczesnych kalifatów arabskich, czy to Imperium Ottomańskiego. Zarówno napływ ludności islamskiej (najpierw gastarbeiterów, a obecnie imigrantów z krajów islamskich), pokojowa działalność misyjna finansowana w pierwszej kolejności przez Królestwo Arabii Saudyjskiej, ale także przez szyicki Iran, a nawet bardziej świeckie reżymy islamskie, a także terroryzm to elementy tej długofalowej strategii. Świat islamu, w tym muzułmańskie struktury polityczne o globalistycznych aspiracjach nie są jednak skonsolidowane, brakuje im koordynacji polityki, nie mówiąc już o krwawych konfliktach na różnym tle.

Sytuację zmienić może pojawienie się Państwa Islamskiego. Daesh jest de facto organizacją bandycką, organizacją terrorystyczną, która posiada państwo w klasycznym rozumieniu tego słowa: terytorium i ludność, nad którymi sprawuje suwerenną kontrolę. Poza tym – co jest bardzo ważne, jeśli chodzi o wewnętrzne oddziaływanie IS na świat islamu – Kalif Państwa Islamskiego, Abu Bakr Al Baghdadi wywodzi się z tego samego rodu, z którego pochodził prorok Muhammad i pierwsi kalifowie.

Ale mimo to, globaliści islamscy wciąż nie mają i nie będą mieli możliwości organizacyjnych i logistycznych, by sfinalizować swoją strategię wobec Europy i świata. Stąd też globalizm islamski pełni i będzie pełnił rolę instrumentu w rękach globalistów zachodnich i globalistów sino-sowieckich. Nawet pomimo tego, że Bractwo Muzułmańskie, Al Kaida, irańska bezpieka, a całkiem możliwe, że i Państwo Islamskie posiadają rozbudowaną agenturę wpływu i komórki terrorystyczne w USA.

Interesy globalistów zachodnich

Dlaczego większość demoliberalnych elit Europy nie widzi zagrożenia w napływie islamu? Dlaczego ludzie tacy, jak George Soros pomagają ulokowanym na greckich wyspach imigrantom poprzez rozdawanie ulotek, których treść ma pomóc „uchodźcom” (w „poborowym” wieku i takowej kondycji fizycznej) w osiedleniu się w krajach europejskich? Dlaczego europejskie lewactwo z entuzjazmem patrzy na „wielokulturowość”, w tym na islamizację? Dlaczego szwedzka lewica zakazuje sodomitom demonstrować na ulicach (a z pomocą gejom przychodzą… nacjonaliści z Nordisk Ungdom)? Dlaczego peerelowskie feministki, takie jak Kazimiera Szczuka, widzą w muzułmańskich mężczyznach alternatywę dla „wąsatych i spasionych Januszy”? Dlaczego lewicowe władze Kolonii ukrywały pochodzenie sylwestrowych gwałcicieli, a Bundespolizei tłumiła pokojowe demonstracje PEGIDY, a nie wybryki kolorowego lumpenproletariatu?

Na pierwszy rzut oka zachowanie globalistów, demoliberałów i marksistów kulturowych wydaje się bezdenną, prowadzącą do samobójstwa głupotą: przecież islam ma się do zachodniego oświecenia jak przysłowiowa pięść do nosa. O ile chrześcijanie czy żydzi mogą – w optyce doktryny islamu – liczyć na status dhimmi, o tyle demoliberalizm zasługuje na całkowite zgładzenie ze strony wierzących, gdyż w islamie (tak samo, jak w przedpoborowym rzymskim katolicyzmie) władza pochodzić może tylko od Boga, a nie od „ludu”. Pozwolenie na zabijanie nienarodzonych dzieci, uśmiercanie kalek i starców, przywileje dla „mniejszości seksualnych” itp. (urastające do rangi „praw człowieka”) – karane są w islamie bardzo surowymi i okrutnymi karami. Indyferentyzm religijny to shirk – pogaństwo i bluźnierstwo wobec Boga, a tolerancja religijna obowiązuje teoretycznie tylko wobec chrześcijan i żydów – pod warunkiem, że mają oni status obywateli drugiej kategorii; wyznawcy innych religii to „politeiści” i niewierni, mający dwie alternatywy – konwersję na islam albo śmierć.


 

Jednakże jeśli przyjrzymy się bliżej prawdziwym, a ukrytym pod ideologicznym bełkotem celom politycznym demoliberalnych i neomarksistowskich elit, sprawa staje się jasna. Celem marksizmu, komunizmu – ze wszystkimi swoimi mutacjami – nie jest wcale żadna „wolność, równość, braterstwo”, żadne „równouprawnienie kobiet”, „mniejszości” czy gejów. Szeroko pojęta „polityczna poprawność”, „multikulturalizm”, „tolerancja”, ideologie LGBT, „gender”, feminizm, aborcjonizm i eutanazizm, ekologizm itd. – wszystko to jedynie środki wiodące do prawdziwego celu: inżynierii społecznej – stworzenia nowego, zdomestykowanego człowieka i wreszcie – władzy. Owszem, niemało jest idiotów spaczonych laicką wspakulturą i wierzących w te brednie, ale faktyczne znaczenie mają tu zawodowi rewolucjoniści kulturalni, zawodowi „dziennikarze zaangażowani”, zawodowi działacze różnego typu, zawodowe feministki, urzędnicy oraz plutokratyczne klany.

Napływ ludności zupełnie obcej kulturowo Europie, islamizacja Europy doskonale wpisuje się w plany i strategię współczesnych zachodnich elit. Marzeniem demoliberałów i neomarksistów jest sytuacja, kiedy w obronie przed islamskimi terrorystami i gwałcicielami z jednej strony, a nacjonalistami, „neonazistami” i „skrajną prawicą” z drugiej, trzeba będzie wziąć społeczeństwa krajów europejskich krótko za mordę – przykładem jest chociażby próba uchwalenia tzw. „dyrektywy Bieńkowskiej”, de facto zabraniającej obywatelom dostępu do broni palnej. Niewykluczone, że przy pomocy z zewnątrz. Dla oligarchii finansowej masowa imigracja to okazja, by jeszcze bardziej dokręcić śrubę pracownikom – sterowny odgórnie napływ imigrantów do okazja, by zmniejszać zmniejszać im płace i pogarszać ogólne warunki pracy.

Ta sytuacja jest też korzystna dla gracza lokalnego, jakim są Niemcy.ii Elity niemieckie (z których cześć ma korzenie post-nazistowskie, enerdowskie albo RAF-owskie) – odpowiednio sterując napływem imigrantów i systemem kwotowym – będą dążyły w ten sposób do ograniczenia suwerenności pozostałych krajów Unii Europejskiej, docelowo przekształcając UE w twór realizujący niemieckie interesy neoimperialne. Balony próbne zostały już puszczone – po zamachach w Paryżu zaczęto mówić o częściowym demontażu Unii Europejskiej, który zakłada nie tylko przywrócenie kontroli na wewnętrznych granicach, czy też ograniczenie stosowania traktatu z Schengen w dwóch wariantach: w jednym do krajów germanosfery, w drugim wariancie do krajów germanosfery oraz „Mitteleuropy”. Posunięcie to byłoby de facto rozmontowaniem UE, niejako na wzór kontrolowanego rozpadu ZSRS czy komunistycznej Jugosławii na „centrum” i „peryferie” UE. „Brexit” i „Grexit” jedynie przyspieszyłyby ten proces. Kto stałby się najbliższym sojusznikiem „nowej, wspaniałej Europy”? Odpowiedź jest prosta – Federacja Rosyjska.

Ponadto, Niemcy mają długie tradycje wspierania muzułmanów, w tym rzezi prowadzonych przez wyznawców tej religii, począwszy od ludobójstwa na Ormianach i Asyryjczykach. Podczs istnienia narodowo-socjalistycznej Rzeszy Wielkoniemieckiej, Adolf Hitler, Heinrich Himmler i pozostała cześć kierownictwa Trzeciej Rzeszy posunęła się nawet do zamiaru… islamizacji Niemiec. Zaś po II wojnie światowej, schronieniem dla niemieckich zbrodniarzy stały się – oprócz krajów Ameryki Południowej – kraje muzułmańskie, gdzie niemieccy oficjele, po konwersji na islam, współtworzyli aparaty bezpieczeństwa arabskich reżimów, W tym szaleństwie jest metoda.


 

Interesy globalistów eurazjatyckich

Największym beneficjentem kryzysu imigracyjnego i islamizacji Europy jest jednak „Blok Eurazjatycki”, oparty na sojuszu Rosja Sowiecka-ChRL, przy czym bardziej aktywną rolę grają kremlowscy czekiści, natomiast ChRL stoi na uboczu, jedynie kibicując sowieckiemu sojusznikowi niejako z tylniego siedzenia.

Federacja Rosyjska już od dawna rozgrywa Europę i Zachód kartą ekstremizmu muzułmańskiego. W kontekście bieżącym (a także w krótko- i w długoterminowej perspektywie czasowej) rozgrywa ona konflikt pomiędzy: aktualnie rządzącymi elitami zachodnimi (zwłaszcza w Europie Zachodniej), globalistami, lewicą; tzw. „skrajną prawicą”, nacjonalistami i tradycjonalistami oraz muzułmanami.

Dla politycznego mainstreamu Zachodu oraz globalistów, wśród których od zawsze predominował zamiar ułożenia sobie dobrych stosunków z sowietami oraz „robienia z nimi interesów”, Moskwa jawi się jako gwarant utrzymania status quo oraz ważny sojusznik w walce z terroryzmem, fanatyzmem religijnym i ekstremizmem.

Wobec prawicy i nacjonalistów, biełyj Car’ Putin, pułkownik I Zarządu Głównego KGB i były d-ca FSB, pozycjonuje się jako katechon – obrońca chrześcijan bliskowschodnich oraz obrońca resztek cywilizacji Zachodu zarówno przed muzułmańską nawałą, jak i przed lewactwem i „marksistami kulturowymi” rządzącymi tymże Zachodem i prowadzącymi do jego zguby. Reżym czekistów już zbiera obfite żniwo tej „operacji aktywnej” – coraz więcej zachodnich (europejskich, ale i amerykańskich) konserwatystów, nacjonalistów i tradycjonalistów jest skłonna widzieć nie tylko sojusznika, ale i obrońcę wartości tradycyjnych w pułkowniku KGB i FSB, który przewodzi reżimowi o jawnie bolszewickiej, sowieckiej istocie. Na uwagę zasługują tutaj szczególnie ostatnie akcje dezinformacyjne: pierwsza, polegająca na puszczeniu w obieg sfabrykowanej informacji o nastoletniej Rosjance zgwałconej przez muzułmańskich „uchodźców”, którą rzekomo pomściło czterystu Rosjan. Druga – to „informacja” o Rosjanach przeciwstawiających się powtórce z rozrywki w Kolonii na terenie Rosji Sowieckiej, przez którą „uchodźcy” przedostają się do Finlandii i Norwegii (zapewne bez niczyjej pomocy płyną rozpadającymi się krypami w górę Wołgi…). Tego rodzaju publikacje mają za cel przedstawienie Rosjan/Sowietów jako bohaterów broniących siebie i Europy, w kontrze do „spedalonych” i „ciotowatych” Niemców, Francuzów czy pozostałych „zapadników”.

Wobec islamu czekiści grają nie tylko obrońców „normalnego” islamu przed Al Kaidą czy IS, ale także przed zgniłym Zachodem, i tą rolę co rusz odgrywa ważny człowiek Putina – Ramzan Kadyrow.

Sowiecka interwencja w Syrii to operacja tyleż militarna, mająca cele strategiczne i operacyjne w klasycznym tych słów znaczeniu, co operacja dezinformacyjna, mająca za cel zbudowanie pozytywnego obrazu Rosji Sowieckiej, właśnie jako sojusznika w wojnie z apokaliptycznym Państwem Islamskim, zarówno aktualne elity Zachodu, jak i prawicowych czy lewicowych dysydentów. Narracja towarzysząca brzmi: zgniły zachód nie potrafi poradzić sobie z ISIS, USA wywołały na Bliskim Wschodzie chaos i również nie mają rozwiązań w walce z islamskim terroryzmem. Rosja ma zaś proste, radykalne, ale i skuteczne rozwiązanie problemu ISIS.

Drugim celem interwencji jest polaryzacja sceny strategicznej w Syrii tak, by pozostali na niej tylko rzeźnik Assad, walczący o niepodległość Kurdowie, niejako zmuszeni do kooperacji z Assadem i sowietami i rzeźnicy z Państwa Islamskiego. Trzecim zaś jest ponowne opanowanie Bliskiego Wschodu i położenie łapy na tamtejszych zasobach ropy naftowej.

Bardzo ważne są tutaj enuncjacje medialne o tym, że do sowieckiej interwencji w Syrii włączyła się Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza. Informacje te okazały się fałszywe (chociaż prawdopodobne jest, że ramię w ramię z funkcjonariuszami FSB są w Syrii również chrlowscy „doradcy”), ale być może były one propagandą szeptaną, mającą wykazać, że Pekin w pełni popiera działania Moskwy, pomimo nieudzielania wsparcia militarnego. ChRL nadal oficjalnie popiera działania wojenne Rosji Sowieckiej, gdyż interwencja jest we wspólnym, globalnym interesie zarówno Moskwy, jak i Pekinu.

Poza tym, należy pamiętać w kontekście omawianej tutaj kwestii o tym, że zarówno globaliści zachodni, zachodnia lewica i neomarksiści, a także elity niemieckie od wielu lat zinfiltrowani są przez komunistów i sowiecką agenturę wpływu. Tak samo, jak islamiści. ZSRS wspierał świeckich terrorystów arabskich, natomiast Federacja Rosyjska, kontynuacja sowietów – wspierała i nadal wspiera nie tylko Assada, ale i islamskich ekstremistów religijnych, na czele z Al Kaidą i afgańskimi Talibami. Państwo Islamskie wprost nasycone jest funkcjonariuszami irackiej, saddamowskiej bezpieki, szkolonymi w ZSRS i NRD. Ideologia samozwańczego Kalifatu jest zaś w równym stopniu muzułmańska, co bolszewicka.iii

Sterowany przez muzułmańskich przywódców i wspierany przez cześć elit zachodnich proces napływu muzułmanów prędzej czy później przekształci się w powstanie muzułmańskie i wojnę domową w krajach Europy Zachodniej. Elity europejskie, zwłaszcza niemieckie, niezależnie od barw politycznych, zwrócą się o pomoc na Kreml i Łubiankę. Rosja Sowiecka przyjmie rolę wyzwoliciela Europy i Zachodu przed islamskim zagrożeniem, tak samo, jak ZSRS podczas drugiej wojny światowej. Elity europejskie przyjmą – ochoczo bądź z przymusu – dyktat czekistów. Komunistyczne Chiny będą zapewne grały drugoplanową rolę rozjemcy, obrońcy pokoju i wesprą Rosję Sowiecką. Będzie to kolejny, być może ostateczny krok w budowie eurazjatyckiej osi Europa-Rosja Sowiecka-ChRL. Jak w zmienionej sytuacji geostrategicznej zachowa się USA? Ostateczne utworzenie „Bloku Kontynentu” oznaczałaby – jak stwierdził jakiś czas temu Józef Darski – „koniec USA”.iv

iii Czesław Kosior, „Państwo Islamskie a Rosja, czyli o sojuszu niekoniecznie z przypadku”: http://oaspl.org/2015/10/12/panstwo-islamskie-a-rosja-czyli-o-sojuszu-niekoniecznie-z-przypadku/. Temat wspierania Państwa Islamskiego przez Kreml porusza również w swoich licznych publikacjach dr Wojciech Szewko: http://www.mpolska24.pl/post/7809/wojciech-szewko-panstwo-islamskie-jest-jak-bolszewicy-eksportuje-rewolucje

2025-05-12

Z-Day. Bolszewicki dzień zwycięstwa i kolejna wizyta Xi w Moskwie

 

W dniach 08-10 maja miała miejsce kolejna wizyta przywódcy komunistycznych Chin w Moskwie. Podczas tej wizyty miało miejsce symboliczne wydarzenie – Xi wziął udział w obchodach 80. rocznicy zakończenia sowieckiej tzw. „wielkiej wojny ojczyźnianej” (również nie pierwszy raz). Wizyta była zabezpieczana – co oficjalnie anonsowano – nadzwyczajnymi środkami (eskorta przez rosyjskie myśliwce), po zapowiedziach prezydenta Ukrainy o możliwości ataku na uroczystości. Wraz z Xi do Moskwy przyjechali m.in. Wang Yi oraz Cai Qi (pierwszy seketarz Sekretariatu KPCh, piąta osoba w hierarchii Stałego Komitetu Politbiura KC KPCh).



Podczas wizyty chrlowskiej wierchuszki zapewniono między innymi o dalszym wzmacnianiu dwustronnych relacji we wszystkich dziedzinach, włącznie ze współpracą wojskową i wojskowo-technologiczną. Putin określił sojusz między Federacją Rosyjską i ChRL jako „stalowa przyjaźń”. Wizyta Xi stała się kolejną okazją do tego, by powtórzyć wspólne cele strategiczne Pekinu i Moskwy, m.in. sprzeciw wobec USA i amerykańskiego „hegemonizmu”, kolejne deklaracje o budowie „świata wielobiegunowego” w kontrze do USA, a także (w artykule Xi dla „Rossijskoj Gaziety”) o ChRL i Federacji Rosyjskiej jako „konstruktywnych siłach utrzymujących globalną stabilność strategiczną i ulepszających globalne zarządzanie”. Faktycznie oznacza to dążenie do ustanowienia porządku światowego pod przywództwem osi Pekin-Moskwa.

Podczas wizyty podpisano 20 dokumentów w zakresach, w których ChRL i Federacja Rosyjska współpracują ze sobą. Zadeklarowano również – po raz kolejny – wzmacnianie rozszerzonego układu BRICS, Szanghajskiej Organizacji Współpracy oraz współpracy ChRL i FR w ramach ONZ.

Xi Jinping podczas wizyty nieco zmienił werbalnie narrację wobec sowieckiej agresji na Ukrainę, mówiąc o „przyczynowym” rozwiązaniu konfliktu. W domyśle – to Ukraina jest kontynuacją współczesnego „faszyzmu”, zaś Rosja, tak jak w 1945 roku, jest tegoż faszyzmu „pogromcą”. Dużo miejsca poświęcono też sprawie Tajwanu, który określono jako terytorium należące do ChRL, do którego komunistyczne Chiny mają pełnię praw. Może oznaczać to, że zbrojna próba przejęcia Tajwanu jest kwestą czasu. Warto też przypomnieć, że sowiecka Rosja miała otrzymać od komunistyczych Chin zielone światlo do inwazji na Ukrainę podczas wizyty Putina w Pekinie przy okazji rozpoczęcia zimowych igrzysk olimpijskich na początku lutego 2022. Ponadto, najważniejsze przy tego rodzaju wydarzeniach nie jest to, co pokazują media (tu, chrlowskie i sowieckie są u siebie i dyktują narrację i to, co mamy widzieć), ale to, co dzieje się za kulisami, na spotkaniach odbywających się za zamkniętymi drzwiami.

Scenariusze inwazji komunistycznych Chin na Tajwan

W artykule opublikowanym na początku kwietnia na portalu 19fortyfive autor, Reuben Johnson (ekspert m.in. Instytutu Pułaskiego) twierdzi – powołując się na źródła w amerykańskim wywiadzie – że inwazja jest kwestią najbliższego pół roku. Działania Chin przeciwko Tajwanowi przypominają te, które stosowała Federacja Rosyjska w czasie bezpośrednio poprzedzającym pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Póki co mają one charakter ataków podprogowych, poniżej progu otwartych działań wojennych i obejmują one niszczenie infrastruktury łącznościowej (cięcie kabli podmorskich), zapewniającej m.in. dostęp do internetu, wpływanie na lokalne wybory oraz operacje dezinformacyjne. Co warte przypomnienia, ma na tym polu miejsce współpraca Moskwy i Pekinu (w ostatnich latach chińskie statki dokonały przerwania kabli telekomunikacyjnych na Bałtyku), a cykliczne wspólne ćwiczenia, zwłaszcza sił powietrznych i marynarek wojennych są skierowane również na zastraszanie Tajwanu. Trzeba tutaj wspomnieć że ćwiczenia samej ChALW realizowane są na wodach wokół Tajwanu praktycznie od lutego 2025 roku.



W artykule „3 Ways China Could Strike Taiwan and what it means for US” autor, Chris DeVore, były podpułkownik Armii USA, przedstawia trzy scenariusze inwazji ChRL na Tajwan. Pierwszym scenariuszem jest blokada morska i powietrzna wyspy, mająca na celu jej „uduszenie”, paraliż, a także – biorąc pod uwagę znaczenie Tajwanu dla światowej branży IT i elektronicznej – sparaliżowanie USA i pozostałych państw Zachodu. Scenariuszem drugim jest pełnoskalowa inwazja ChALW na Tajwan, poprzedzoną zmasowanymi uderzeniami lotniczymi i rakietowymi. Trzeci zaś scenariusz to pełnoskalowa wojna nie tylko przeciwko Tajwanowi, ale i obejmująca chrlowskie ataki na Wyspę Guam, Filipiny czy terytorium Japonii. Pułkownik DeVore przedstawia jednak pozytywną wizję odparcia komunistycznej inwazji zarówno przez siły zbrojne Tajwanu (czy Filipin), jak i wspierające je Siły Zbrojne USA.

Ważną rzeczą, na którą zwraca uwagę DeVore jest geopolityczne i geostrategiczne znaczenie Tajwanu. Łącząc teorie Mackindera, Mahana i Spykmana. Tajwan ma kluczowe znaczenie dla wszystkich światowych mocarstw. Dla komunistycznych Chin wyspa to nie tylko „zbuntowana prowincja” i niepodbita część terytorium, to także część tzw. „wewnętrznego łańcucha wysp”, kluczowych zarówno dla ochrony rdzennego terytorium ChRL, ale także umożliwiających zajęcie pozycji wyjściowej do panowania nad Zachodnim Pacyfikiem, a w dalszej perspektywie, nad całym obszarem Indopacyfiku. Opanowanie Tajwanu oznaczać mogłoby uzyskanie monopolu w zakresie przemysłu wysokich technologii. Dla USA Tajwan jest „bastionem”, którego utrata oznaczałaby jednocześnie utratę amerykańskiego panowania nad Pacyfikiem, które jednocześnie oznacza gwarancję swobód dla mniejszych krajów oraz istnienie tego porządku gospodarczego, z którego korzystamy (mimo oczywistych patologii i wad, które są tematem na inną dyskusję).

W kwietniu potwierdziły się także przypuszczenia co do czynnego udziału żołnierzy ChALW w prowadzonej przez neosowiecką Rosję agresji przeciw Ukrainie. Wsparcie ChRL udzielane rosyjskim czekistom wykracza już zatem poza pomoc w omijaniu sankcji, wsparcie wywiadowcze i wsparcie polityczno-dyplomatyczne. W artykule opublikowanym 17 kwietnia w The Hill Gordon G. Chang twierdzi, że w walkach na Ukrainie ma brać udział – ostrożnie licząc – 200 żołnierzy ChRL. Zaś kadra dowódcza ma obserwować walki z perspektywy zaplecza frontu. Wg Changa oznacza to, że siły zbrojne komunistycznych Chin uczą się od rosyjskich sowieciarzy, jak prowadzić nowoczesną wojnę. Może to zostać wykorzystane właśnie podczas ewentualnej inwazji na Tajwan.



Jeszcze kilka powodów potencjalnej inwazji

KPCh dzierżąca pełnię władzy w Chinach to partia komunistyczna, dążąca zarówno do wewnętrznej kontroli nad wszystkim, jak i do światowej dominacji, co niestety nie jest oczywiste dla wielu komentatorów, nawet dla ekspertów o świetnym dorobku. Do realizacji tego celu niezbędne jest opanowanie wysp leżących na Zachodnim Pacyfiku (w tym Tajwanu), a przez to zapewnienie sobie wyjścia na Pacyfik Zachodni oraz pozostałą jego część. W wersji minimum jest to sparaliżowanie USA i pozostałych krajów zachodnich (a właściwie – nietotalitarnych) poprzez blokadę Tajwanu i opanowanie „wąskich gardeł” kluczowych szlaków handlowych i szlaków przepływów strategicznych. Drugim elementem niezbędnym dla realizacji zamiarów KPCh jest sojusz strategiczny z Federacją Rosyjską, gdzie ChRL pełni rolę centrali, a Federacja Rosyjska – chińskiego „policjanta”, głębokiego zaplecza strategicznego i realizatora agendy KPCh.

Kolejnym powodem może być chrlowska „ucieczka do przodu” w obliczu realizacji przez administrację Donalda Trumpa polityki reorganizacji obecności wojskowo-politycznej USA w kluczowych dla nich rejonach świata. Chiny (ale i Federacja Rosyjska!) są niejako „na musie”: będą one zmuszone do zagarnięcia jak najwięcej w obliczu de facto wzmocnienia zarówno USA, jak i wspierania przez Waszyngton swoich sojuszników, zarówno w Azji i na Bliskim Wschodzie, jak i w Europie. Co jednakowoż nie oznacza twierdzenia, jakoby Trump był prowokatorem i podżegaczem wojennym - to Chiny (a także Federacja Rosyjska, Korea Północna itp.) są agresorem, a USA słusznie się bronią (i przy okazji resztę świata).

Konsekwencje potencjalnej inwazji komunistycznych Chin na Tajwan będą miały konsekwencje dla Polski. W zakresie: od złych do bardzo złych. Niezależnie od przebiegu, inwazja uderzy w gospodarkę i dotychczasowy sposób życia społeczeństwa, ale też (właściwie przede wszystkim) w zdobycze nowoczesnej cywilizacji technicznej. Po drugie, inwazja na Tajwan wzmocni Federację Rosyjską i Białoruś, a całkiem wyobrażalne jest otwarte wyłamanie się z sojuszy Zachodu Niemiec, które bardzo chcą pełnić rolę sowieckiego, a ostatnio chrlowskiego konia trojańskiego w Europie. Ważną zmienną będzie sytuacja wewnętrzna – to, czy dojdzie do „domknięcia” systemu i de facto neokomunistycznych struktur politycznych, co tylko ułatwiłoby robotę zarówno sowieciarzom, jak i niemieckim/paneuropejskim elitom.

Inwazja ChRL na Tajwan może przyspieszyć pełną recydywę komuny i stanie się na pokolenia peryferyjną częścią Bloku Kontynentalnego Berlin-Moskwa-Pekin.

2025-03-17

Pokój poprzez siłę. Doktryna Trumpa

 

Globalne cele ChRL

Najważniejszym celem długofalowej strategii komunistycznych Chin jest obalenie mocarstwowej pozycji Stanów Zjednoczonych i ustanowienie na świecie hegemonii ChRL; deadline to rok 2049, czyli stulecie powstania komunistycznego państwa chińskiego. Strategia chrlowska składa się z następujących, wzajemnie powiązanych ze sobą elementów. 


 

Pierwszym jest ustanowienie – jak określił to prof. Hal Brands – „nowego światowego porządku instytucjonalnego”: sieci formalnych i nieformalnych sojuszy i organizacji, spośród których groźną, choć nieformalną inicjatywą międzynarodową obsługującą interesy ChRL jest tzw. totalitarny czworokąt, skupiający oprócz Chin, także Federację Rosyjską, Koreę Północną i Iran.

Kolejnym jest sojusz (polityczny, ekonomiczny i militarny) z neosowiecką Federacją Rosyjską, która pełni funkcje głównego wykonawcy światowej agendy Komunistycznej Partii Chin: chrlowskiego „lodołamacza” i filaru chrlowskiego nowego porządku światowego, a także (wraz z rekonstruowanym imperium sowieckim) głębokiego zaplecza strategicznego ChRL. Sojusz ChRL-Federacja Rosyjska jest również kręgosłupem większości światowych i regionalnych organizacji międzynarodowych tworzących „nowy porządek instytucjonalny”.

W interesie Pekinu i Moskwy jest również projekt Wielkiej Eurazji – zjednoczenie scentralizowanej Unii Europejskiej (z dominującą rolą Niemiec), Federacji Rosyjskiej i ChRL, z osią Berlin (Bruksela)-Moskwa-Pekin jako centrum. Jest to również spełnienie odwiecznego marzenia elit niemieckich i paneuropejskich.

Na przestrzeni ostatnich lat Pekin i Moskwa ustanowiły bądź wzmocniły obecność w Ameryce Południowej oraz Afryce, przy czym często jest to obecność nie tylko polityczna (nieprzypadkowo większość sojuszników ChRL i FR to państwa komunistyczne) i ekonomiczna, ale i militarna, także realizowana przez prywatne korporacje wojskowe pracujące dla Moskwy lub/i Pekinu. We wszystkich tych rejonach Pekin i Moskwa współpracują ze sobą.

Również wiele krajów nietotalitarnych przystępuje do projektów realizowanych przez Pekin lub/i Moskwę, przykładem jest atrakcyjność Nowego Jedwabnego Szlaku czy inwestycji prowadzonych przez ChRL.

Realizacja długofalowej strategii komunistycznej (Pekinu i Moskwy), sięgającej czasów przed rokiem 1989 prowadzić ma do oblężenia Stanów Zjednoczonych, a finalnie: w wersji minimum pozbawienie USA statusu światowego mocarstwa i ograniczenie wpływów Waszyngtonu do kontynentu północnoamerykańskiego, zaś w wersji maksimum dezintegracja USA (na przykład w wersji postulowanej przez oficera KGB, prof. Igora Panarina).

Przełom lat dziesiątych i dwudziestych XXI wieku, zwłaszcza kadencja Joe Bidena były czasem szczególnego nasilenia dążeń Pekinu-Moskwy i osłabienia pozycji USA oraz ich sojuszników. W tym czasie również Pekin i Moskwa rozpoczęły – pandemią Covid-19 oraz pełnoskalową inwazją na Ukrainę – sekwencyjną trzecią wojnę światową. To suma konfliktów i kryzysów wywołanych przez Chiny, Federację Rosyjską bądź ich sojuszników w różnych częściach świata.

Nowa doktryna powstrzymywania

Wzbudzające tak wiele kontrowersji i światowego wręcz oburzenia koncepcje geostrategiczne ogłaszane przez Donalda Trumpa i ludzi z jego aktualnej administracji są w swojej istocie próbą zbudowania światowej sieci bilateralnych sojuszy i punktów obecności amerykańskiej (oraz wzmocnienie i przebudowę już istniejących, na przykład NATO), która ma za zadanie powstrzymanie osi Pekin-Moskwa oraz sieci sojuszy pod jej przywództwem. Pomysły inkorporacji Kanady, Grenlandii, Strefy Kanału Panamskiego i przekształcenie Ukrainy w kolonię surowcową USA i amerykańskiego przemysłu wydobywczego mają jeden punkt wspólny. Jest to de facto (mniej lub bardziej udana, zwłaszcza pod względem PR) koncepcja utworzenia „niezatapialnych lotniskowców USA”.

Geostrategiczne znaczenie Arktyki i Przesmyku GIUK (Greenland, Iceland, UK):

https://x.com/visegrad24/status/1900865460075200941

Zdjęcie

Wpisuje się w tą koncepcję także zapowiedź osłabienia obecności militarnej w państwach tzw. „starego NATO’ i przesunięcia jej na flankę wschodnią, na czele z Węgrami, Rumunią i Polską, czego manifestacją – póki co dyplomatyczną – były wypowiedzi sekretarza obrony Pete’a Hegsetha chwalące Polskę i przedstawiające ją jako wzór polityki odstraszania neosowieckiej Rosji (przy czym Hegseth dyplomatycznie nie zaznaczył, że była to zasługa rządów Zjednoczonej Prawicy).



W doktrynie Trumpa i Hegsetha, na amerykańską tarczę (zarówno konwencjonalną, jak i nuklearną) przed zakusami Federacji Rosyjskiej niejako zasługują te państwa, które same w odpowiedni sposób dbają o sprawy obronności i bezpieczeństwa, nie zaś te, których elity mówią o „wartościach moralnych”, które – jak słusznie wyjaśnił Hegseth – nie strzelają, a jednocześnie prowadziły i prowadzą politykę konwergencji systemowej i kolejnych „resetów” z ZSRS/Federacją Rosyjską i ChRL. Wojna na Ukrainie nie zmieniła tej tendencji, a jedynie ją nieco „przesunęła” i „ukryła”. Przykładem jest bilans handlu paliwami kopalnymi pomiędzy Unią Europejską a Federacją Rosyjską za lata pełnoskalowej wojny przeciw Ukrainie, który przekroczył kwotę pomocy udzielonej w tym samym czasie temu krajowi.

Bardzo ważnym elementem nowej doktryny powstrzymywania osi ChRL-Federacja Rosyjska i jej sojuszników jest treść przemówienia wiceprezydenta USA JD Vance’a na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, w której zwrócił uwagę na staczanie się Unii Europejskiej i jej krajów członkowskich w odmęty liberalno-lewacko-globalistycznego totalitaryzmu (de facto neobolszewizmu).

We wpisie poświęconym wizycie Putina w ChRL (i nie tylko) pisałem: Zarówno neobolszewizm chiński (gdzie nadal w centrum systemu jest Komunistyczna Partia Chin) i rosyjski (gdzie rządzi czekistowskie „Deep State”) oraz neobolszewizm (właściwie – neotrockizm) panujący chociażby w UE i maszerujący przez instytucje USA, Kanady, Wielkiej Brytanii czy poszczególnych krajów członkowskich UE, to dwa ostrza „golicynowskich”, komunistycznych „nożyc” (…).

Marsz przez instytucje komunistów na Zachodzie był przedsięwzięciem w wspieranym, sponsorowanym i stymulowanym przez sowiety i ChRL, jeżeli nadal nie jest (...). Po pierwsze, bolszewizacja Zachodu, narzucenie mu modernistycznej „wspakultury” i zamordyzmu w rodzaju Fit for 55 spowoduje kulturową, cywilizacyjną, techniczną i ekonomiczną degenerację Zachodu, a w wersji pesymistycznej – sprowadzenie Zachodu do parteru. W oczywisty sposób wzmocni to Chiny i Federację Rosyjską, które będą na zachodniej wersji „nowego wspaniałego świata” zarabiać (zwłaszcza Pekin) i suflować na przykład swoje technologie (...). Daje to również bolszewikom chińskim i rosyjskim możliwość gry, w której będą się pozycjonować rzekomo przeciwko komunistom zachodnim i liberałom, jako obrońcy tradycyjnego porządku czy normalności, co dosyć skutecznie robią, zwłaszcza na zachód od Łaby i za Atlantykiem.

Tutaj pojawiają się wątpliwości spowodowane rzekomo „ciepłymi” wypowiedziami Trumpa i członków jego administracji na temat Federacji Rosyjskiej i czekistowskiej dyktatury. Część analityków mówi o prawdopodobieństwie resetu z Moskwą i rzekomych próbach powtórzenia manewru Nixona i Kissingera z lat 70. XX wieku, z tą różnicą, że tym razem to Rosja miałaby być rzekomo odwrócona przeciwko ChRL. Kluczem jest to jednak, że faktycznie – z perspektywy kilku miesięcy trwania drugiej kadencji Trumpa – te spekulacje okazują się rzekome. Rzekome przychylne wobec Putina i sowieciarzy wypowiedzi i rzekome działania na korzyść neosowieckiego imperium to wypadkowa trzech tendencji – idei amerykańskiej prawicy paleokonserwatywnej (plus tzw. Alt-Rightu i „sekty MAGA”), faktycznej intoksynacji przez neosowiecką dezinformację trwającej od ponad dekady, ale także celowego wywierania przez administrację Trumpa wrażenia chaosu i nieobliczalności i ukrycia pod nimi faktycznych zamiarów i faktycznych działań.

Jak stwierdziła Zineb Riboua, Trump działa teraz w trybie kontrolowanego chaosu, powstrzymując Chinom przewidywalność, której potrzebują do strategicznego planowania. W tej sytuacji nie mają one pojęcia, co powiedzieć ani co zrobić. Jego zabójcze tempo zmusza Pekin do przyjęcia reaktywnej postawy i zakłóca możliwość długoterminowej projekcji siły. Zapowiedzi rzekomego „odwróconego Nixona” należy zatem raczej traktować właśnie jako element owego „kontrolowanego chaosu”. Ameryka nie przeprowadzi takiego manewru, ponieważ obecne elity polityczne i ich zaplecze analityczne jest świadome tego, że Federacja Rosyjska i komunistyczne Chiny to naturalni sojusznicy, wzajemnie sobie niezbędni, powiązani zbyt gęstą siecią wzajemnych powiązań (na korzyść ChRL). I tego, że jakakolwiek polityka „różniczkowania” to w istocie strategiczna dezinformacja i mistyfikacja, która doprowadzi do wyhodowania/wzmocnienia wroga. Przykładem jest właśnie reset Nixona-Kissingera, który wzmocnił ChRL, polityka konwergencji, która wzmocniła i Federację Rosyjską i Chiny oraz „reset” Obamy, który znacząco przyczynił się do wzmocnienia Moskwy. Ponadto warto zauważyć, że jednocześnie z negocjacjami w Rijadzie, a właściwie od początku kadencji Trumpa trwały i trwają intensywne rozmowy pomiędzy wierchuszką KPCh i czekistowskiego syndykatu rządzącego FR (Xi, Wang, Putin, Szojgu). Całkiem niedawno miały miejsce manewry marynarek wojennych ChRL, Federacji Rosyjskiej i Iranu „Security Belt 2025”.

Celem takiego „kontrolowanego chaosu” informacyjnego jest również zdezinformowanie: a) Moskwy i czekistów, którzy mają sądzić, że administracja Trumpa przystaje na ich warunki, podczas gdy USA faktycznie wyciągają grubą i długą, ekonomiczną i militarną, nuklearną szpicrutę, b) elektorat w USA i prawicowych sojuszników w Europie, którzy mogą przyjąć ofertę USA jako atrakcyjniejszą od oferty Moskwy i Pekinu i c), demoliberalnych elit europejskich, którzy odsłaniają się z faktycznym zamiarem usunięcia Amerykanów z Europy (a tym samym udziału w wydaniu jej na pastwę osi Pekin-Moskwa).

Front ukraiński

Wojna na Ukrainie jest nie tylko wojną hegemoniczną neosowieckiej Rosji mającą za cel przywrócenie pełnej kontroli nad Ukrainą, jest to wojna o kontrolę Moskwy nad całą Europą. Jest to też wojna „proxy” prowadzona przez komunistyczne Chiny siłami Federacji Rosyjskiej. Aktualny stan gry jest taki, że sowieciarze, nie mogąc przeprowadzić zwycięskiego Blitzkriegu przez bohaterski opór Ukraińców, prowadzą wojnę na wyczerpanie, którą w średniofalowej (kilka lat) i długofalowej perspektywie są w stanie wygrać. Zwycięstwo Federacji Rosyjskiej, opanowanie Ukrainy (niekoniecznie przez inkorporację, także przez osadzenie w Kijowie kolaboracyjnej władzy), degradacja Ukrainy do statusu państwa upadłego, zdepopulowanego i ze zniszczoną infrastrukturą, dałoby Moskwie grunt do żądania od USA, krajów Europy Zachodniej i NATO dogodnego gruntu do wysuwania nowych żądań, w rodzaju faktycznej likwidacji Paktu Pólnocnoatlantyckiego i wycofania USA z Europy oraz całej Eurazji, a także faktycznego wpływania na wewnętrzną polityke państw Europy, zwłaszcza wschodniej. Odzyskanie przez Federację Rosyjską statusu mocarstwa byłoby działaniem w interesie ChRL, które kontrolowałyby Europę i całą Eurazję przy pomocy rosyjsko-czekistowskich i niemieckich kapo.

Jedynym wyjściem dla Ukrainy, krajów europejskich i USA jest w tej sytuacji jak najszybsze zatrzymanie działań wojennych. Ukraina musi zachować swoje zasoby naturalne, potencjał obronny, część suwerenności terytorialnej i przede wszystkim substancję narodową, nawet kosztem poświęcenia Donbasu, Łuhańszczyzny, części Zaporoża, obwodu Chersońskiego i Krymu, które mają być niejako zapłatą daną sowieciarzom. Ukraina ma też częściowo dać niejako w zastaw Amerykanom swoje zasoby naturalne, co oznacza obecność tam amerykańskiego przemysłu wydobywczego, a co za tym idzie, amerykańską obecność militarną, jeśli nie bezpośrednią, to w formie kontynuowanej/wznowionej i zwiększonej pomocy wojskowo-technicznej, wywiadowczej oraz polityczno-dyplomatycznej. A także w postaci nowych sankcji, nie tylko wobec Federacji Rosyjskiej, ale także „słupów”.

Wiadomo powszechnie (i wie to oczywiście Trump, wie to Rubio, wie to Hegseth…), że neosowiecka Rosja nie zamierza dobrowolnie respektować żądań Trumpa dotyczących zawieszenia broni, a tym bardziej trwałego pokoju i trwałego zaprzestania niszczenia Ukrainy. Dla Moskwy jakiekolwiek zawieszenie broni to pieriedyszka i możliwość odnowienia zdolności bojowej, po której nastąpi kolejny cykl ekspansywnej i agresywnej polityki, na pewno wobec tego, co zostanie Ukrainie, a być może wobec państw NATO, zwłaszcza jej wschodniej flanki.


 

Patrząc z drugiej, właściwej strony, taka sama „zbrojna pieriedyszka” jest też niezbędna nie tylko Ukrainie, ale także krajom wschodniej flanki NATO, Europy Zachodniej (choć ta raczej wydaje się ciążyć w stronę Moskwy) i wreszcie USA. Te mogą, w niektórych przypadkach zapewne tylko teoretycznie, odnowić, a w niektórych przypadkach stworzyć zdolności bojowe i zdolności odstraszania neosowieckiej Federacji Rosyjskiej. I wracając do perspektywy Moskwy/Pekinu – te będą w najbliższym czasie zmuszone do mniej lub bardziej nerwowej reakcji i kwestią najbliższego czasu jest to, czy przekroczą one, czy też nie, progu wojny przeciwko USA i ich sojusznikom. I który kraj stanie się kolejnym obiektem agresji – czy będzie to Polska (z neokomunistycznym rządem Tuska realizującym od ponad roku scenariusz wewnętrznej destabilizacji) i kraje bałtyckie, czy będzie to flanka wschodnioazjatycka/zachodniopacyficzna – Korea Południowa, Tajwan, Filipiny...


2025-01-11

Stan gry. Perspektywy sekwencyjnej wojny światowej

 

Cytowana już na tym blogu Zineb Riboua opublikowała dwa miesiące temu, jeszcze w listopadzie 2024 roku wpis, będący odpowiedzią na obiegową, niezwykle szkodliwą opinię, jakoby głoszony przez Pekin i Moskwę paradygmat „świata wielobiegunowego” byłby lepszy od aktualnej, rzekomej dominacji USA i Zachodu. Jest on o tyle ważny, że w prostych słowach wyjaśnia faktyczny charakter tego hasła: „świat wielobiegunowy to świat, w którym dominuje Rosja, w którym Chiny ustalają zasady i w którym Stany Zjednoczone są ograniczane. W historii nie ma scenariusza, w którym wielobiegunowość prowadziłaby do mniejszej ilości wojen.”


Hipotetyczny świat, w którym USA zredukowanoby do roli mocarstwa regionalnego bądź wręcz całkowicie zniszczono, świat w którym Chiny byłyby hegemonem, a Federacja Rosyjska dominowałaby jako wykonawca światowej agendy KPCh i komunistycznego Pax Sinica byłby światem zdominowanym przez totalitaryzm – komunizm nowego wzoru. Warto w tym kontekście także wspomnieć, że przywódcy (i przedstawiciele szerzej pojętego establishmentu) ChRL i Federacji Rosyjskiej wprost mówią o „nowym porządku światowym, w którym głównym czynnikiem jest współpraca między Chinami a Rosją”.


Rok 2024 był czasem zacieśniania sojuszniczych relacji na osi Pekin-Moskwa, rozwoju międzynarodowych projektów instytucjonalnych i geostrategicznych prowadzonych przez Moskwę i/lub Pekin, coraz większą koordynacją i „interoperacyjnością” wrogich działań wobec krajów nietotalitarnych, a także coraz większą ich intensyfikację i dynamizację, która prowadzić będzie do powstawania nowych obszarów eskalacji, konfliktów i wojen.



Wzmocnienie osi Pekin-Moskwa i „totalitarnego czworokąta”

Na początku grudnia 2024 Voice of America opublikował artykuł o wiele mówiącym tytule „China grows global influence through partnership with Russia in 2024” (dla nieznających języka angielskiego – Chiny wzmacniają globalny wpływ poprzez partnerstwo z Rosją w 2024). W artykule tym mowa jest m.in. o trzech spotkaniach Xi Jinpinga i Władimira Putina, podczas których zadecydowano o wzmacnianiu dalszego sojuszu, a także o promowaniu przez ChRL i neosowiecką Rosję tzw. „wielobiegunowego porządku światowego”.

Ta globalna strategia komunistycznych Chin i Federacji Rosyjskiej realizuje się m.in. w ramach sieci formalnych i mniej formalnych organizacji międzynarodowych tworzących tzw. nowy światowy porządek instytucjonalny; tu mowa w szczególności o Szanghajskiej Organizacji Współpracy i BRICS, które w tym roku zostały rozszerzone lub planują rozszerzenie o nowe kraje członkowskie. W 2024 roku do Szanghajskiej Organizacji Współpracy przystąpiła Białoruś, która w czerwcu przeprowadziła razem z ChRL ćwiczenia wojskowe w Brześciu Litewskim, kilka kilometrów od granicy z Polską i w pobliżu granicy z Ukrainą. Chęć przystąpienia do BRICS w 2024 roku zadeklarowały Turcja, Azerbejdżan i Malezja.

Podwójna eskalacja

Pekin i Moskwa wzmagają jednoczesne i wzajemnie koordynowane działania eskalacyjne w dwóch strategicznie ważnych dla siebie rejonach: Międzymorzu Bałtycko-Czarnomorskim i całym basenie Morza Bałtyckiego. Wszystkie te działania wpisują się w tzw. sekwencyjną, światową wojnę systemową oraz w chrlowską koncepcję „wszechogarniającej wojny”.

W 2024 roku Pekin i Moskwa wzmocniły współpracę wojskową i w zakresie bezpieczeństwa, w tym także zdynamizowały realizacje dwustronnych ćwiczeń wojskowych, a także ich użycie w charakterze środka eskalacji wobec USA i ich sojuszników, w celu realizacji ich regionalnych i globalnych aspiracji. Yu Cheng Chen w opublikowanym na Jamestown artykule „PLA Steps up Security Cooperation with Russia in 2024” (Armia Ludowo-Wyzwoleńcza wzmacnia współpracę w zakresie bezpieczeństwa z Rosją w 2024) szczegółowo opisuje manewry wojskowe, jakie przeprowadziły ChRL i Federacja Rosyjska.

Oba te państwa przeprowadziły – jak podaje Yu – dwa wspólne ćwiczenia wojskowe, które w dłuższej perspektywie zagrażają bezpieczeństwu dla państw Europy oraz basenu Indopacyfiku. Ćwiczenia te wzmacniać mają „skoordynowane odpowiedzi na możliwe wyzwania strategiczne w przestrzeni morskiej i powietrznej” – pisze Yu. Były to ćwiczenia: Ocean-2024 pod szyldem sił zbojnych Federacji Rosyjskiej, w których uczestniczyły marynarki wojenne państw sojuszniczych, m.in. ChRL, cykliczne manewry „Morskije Wzaimodiejstwo 2024” wspólny patrol lotniczy nad Morzem Beringa, w bezpośredniej bliskości Alaski, w którym wzięły udział po raz pierwszy chińskie bombowce strategiczne Xian H6N zdolne do przenoszenia broni nuklearnej. Oprócz ćwiczeń stricte wojskowych, w październiku miał też miejsce miejsce pierwszy wspólny patrol Straży Przybrzeżnej ChRL i Federalnej Służby Bezpieczeństwa (w ZSRS/FR służby graniczne podporządkowane są KGB/FSB) na wodach Przejścia Północnego na Oceanie arktycznym, na trasie Archangielsk-Szanghaj. Wg Yu „ten patrol jest kamieniem milowym chińsko-rosyjskiej współpracy morskiej”. Niemal jednocześnie marynarka wojenna i lotnictwo ChALW prowadziły ćwiczenia w przestrzeni morskiej i powietrznej m.in. w pobliżu Tajwanu, Korei Południowej i Japonii.


 

Nie można też mówić o neosowieckiej agresji na Ukrainę, wpływach sowieckich w całym Międzymorzu Bałtycko-Czarnomorskim, a nawet o agresywnych działanach Federacji Rosyjskiej przeciwko krajom Europy Zachodniej w oderwaniu od kontekstów sojuszu Pekin-Moskwa i totalitarnego „czworokąta eurazjatyckiego” (Moskwa-Pekin-Teheran-Pjongjang). Po pierwsze dlatego, że to dzięki sojuszowi z komunistycznymi Chinami Federacja Rosyjska może prowadzić wojnę przeciwko Ukrainie. Pekin udziela Moskwie wsparcia dyplomatycznego (czasem pod maską przychylnej neutralności, czasem otwarcie), logistycznego, ekonomicznego, a co najważniejsze, technologicznego. W ubiegłym roku rozszerzyła się ona o produkcję dronów bojowych dla sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej, a według niektórych żródeł, na Ukranie mają już przebywać żołnierze ChALW. W modus operandi sojuszu Pekin-Moskwa i kierowanego przezeń eurazjatyckiego bloku totalitarnego wpisują się dostarczanie przez Iran dronów „Shahed” i współpraca przy konstrukcji dronów „Gierań”, a także wysłanie na front kurski i ukraiński kontyngentu wojskowego z Korei Północnej.

Należy się niestety spodziewać, że Ukraina przegra wojnę z Rosją Sowiecką, kwestia sporna to, mówiąc brutalnie – ile przegra. Zarówno terytorialnie, jak i politycznie oraz społecznie. Wojna już spowodowała zniszczenie infrastruktury kraju, zniszczenie gospodarki i drastyczną depopulację, nie tylko przez same działania wojenne i zbrodnicze operacje takie, jak w Buczy, ale poprzez eksodus milionów uchodźców. W najlepszym wypadku Ukrainę czeka tzw. opcja koreańska, z podziałem na formalnie niepodległą, ale de facto uzależnioną od USA, UK, Niemiec, Polski część „zachodnią” i całkowicie kontrolowaną przez sowieciarzy (albo wręcz włączoną w skład Federacji Rosyjskiej) część wschodnią. Trzeba też mieć na uwadze to, że w swoich propozycjach „pokojowych”, skierowanych do elit Europy i nowej administracji USA, Moskwa powtarza – ustami Konstantina Małofiejewa, jednego z przedstawicieli tzw. „frakcji prawosławnych czekistów” – prawdziwy cel wojny przeciw Ukrainie, a jest nim spełnienie przez USA i kraje zachodu żądań zawartych w tzw. ultimatum Putina-Ławrowa wystosowanego w grudniu 2021 roku.

Łukaszenkowska Republika Białoruś zaczyna pełnić rolę „balkonu” i „zachodniej flanki” nie tylko Federacji Rosyjskiej (której jest w całości podporządkowana), ale i całego bloku eurazjatyckiego. Nie tylko dzięki „świeżemu” członkostwu w Szanghajskiej Organizacji Współpracy i BRICS, ale również dzieki dyslokacji sowieckiej broni nuklearnej, środków do ich przenoszenia, w tym starych-nowych systemów, takich jak użyty niedawno na Ukrainie „Oriesznik”, który może być używany zarówno do przenoszenia broni nuklearnej, jak i stosowany jako broń konwencjonalna, w której samo uderzenie w cel wyzwala energię porównywalną z bronią atomową bez promieniowania przenikliwego i skażenia radioaktywnego.

Wzmocnienie reżimu Łukaszenki oraz coraz silniejsza obecność sowieckich sił na terytorium Białorusi będzie też używane w celu wpływania przez Moskwę na wewnętrzną sytuację w Polsce i w krajach bałtyckich. Wraz z eskalacją na Ukrainie (czy na Tajwanie) należy się spodziewać wzmożenia „operacji Śluza” tym bardziej, że spotyka się ona z coraz bardziej korzystnym sprzężeniem zwrotnym ze strony polskiej.

Wojna przy pomocy środków niewojskowych

Od jakiegoś czasu komunistyczne Chiny i Federacja Rosyjska prowadzą rodzaj walki, mający za cel osiąganie/niszczenie celów strategicznych i militarnych przy użyciu metod zupełnie niewojskowych. W październiku 2023 roku chrlowski frachtowiec NewNew Polar Bear uszkodził rurociąg Balticconector i kable telekomunikacyjne w Zatoce Fińskiej, pomiędzy Estonią a Finlandią. W listopadzie 2024 roku chiński frachtowiec Yi Peng 3 przerwał kable telekomunikacyjne na Południowym Bałtyku. W grudniu 2024 roku frachtowiec Eagle S, zarejestrowany pod banderą Wysp Cooka, z rosyjską i turecką załogą uszkodził kable telekomunikacyjne w Zatoce Fińskiej, a czynności śledcze powzięte przez fińskie służby graniczne i specjalne wykazały, że na jego pokładzie znajdowała się aparatura szpiegowska. Taką samą operację przeprowadzono 3 stycznia tego roku przy pomocy chińskiego statku towarowego Shungxin 39, który uszkodził kable telekomunikacyjne w pobliżu Tajwanu.

Najprawdopodobniej są to działania wzajemnie koordynowane, przynajmniej w przypadku aktów sabotażu dokonanych przez Yi Peng 3 (oraz NewNew Polar Bear w 2023), w których to ChRL „pomagały” sojusznikom zza Amuru, realizującym, oprócz interesów Moskwy, również interesy Pekinu. Ponadto, Yi Peng 3 i Eagle S należały do tzw. „Floty Cieni”, transportującej ropę naftową (i inne towary objęte sankcjami).

Wyżej opisane tendencje będą się w przyszłości zaostrzać z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze z powodu strategicznych interesów, a także imperialno-bolszewickiej mentalności elit komunistycznych Chin i neosowieckiej Federacji Rosyjskiej oraz pomniejszych totalitarnych państw, będących ich sojusznikami. Po drugie, komunistyczne Chiny i Federacja Rosyjska starają się w możliwie jak największym stopniu wykorzystać „zmianę warty” w Stanach Zjednoczonych, które pod wodzą Donalda Trumpa powracają do bardzo asertywnej polityki powstrzymywania.


2024-11-02

Wojska Korei Północnej na Ukrainie

Wysłanie armii północnokoreańskiej do wzmocnienia inwazji neosowieckiej Rosji na Ukrainę często komentowane jest jako fakt co najmniej niepokojący wierchuszkę KPCh. Tymczasem jest to logiczna konsekwencja trzech podstawowych faktów, tendencji i procesów politycznych: sojuszu strategicznego ChRL i Federacji Rosyjskiej, szerszego sojuszu państw totalitarnych (ChRL-Federacja Rosyjska-Korea Północna i Iran) oraz wojny systemowej – sekwencyjnej trzeciej wojny światowej, której jednym z teatrów jest agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Wojna ta jest sekwencją lokalnych konfliktów, których suma jest de facto wojną światową, a która ma za zadanie zmienić światową architekturę geopolityczną. Głównym inspiratorem są w tej wojnie komunistyczne Chiny, zaś Federacja Rosyjska, Iran (którego rolę opisano w poprzednim wpisie) i właśnie neostalinowska Korea Północna pełnią rolę chrlowskich „lodołamaczy” i docelowo filarów potencjalnego (i coraz bardziej realnego) „Pax Sinica”.


Jedną z osób, która wskazuje na faktyczne znaczenie północnokoreańskiej obecności na Ukrainie jest Velina Tchakarova, analityk zajmująca się między innymi problematyką sojuszu Pekin-Moskwa. W komentarzu do artykułu Financial Times pisze ona między innymi: „rozmieszczenie żołnierzy północnokoreańskich w Rosji (w Kursku), a w końcu na Ukrainie oznacza strategiczny ruch Rosji, na który zielone światło dały Chiny, by otworzyć trzeci front geopolityczny oprócz konfliktu na Ukrainie/Europie Wschodniej i konfliktu Iran-Izrael-Hamas na Bliskim Wschodzie. Eskalacja ta nakierowana jest na destabilizację kruchej już dynamiki sił na Półwyspie Koreańskim, połączonej z napięciem na Morzu Południowochińskim i Cieśninie Tajwańskiej. Inicjatywa ta jest wynikiem modus operandi systemowej koordynacji w ramach sojuszu Smoko-Niedźwiedzia [DragonBear, jak sojusz Pekin-Moskwa określa Tchakarova - autor], gdzie Chiny i Rosja operują w ściśle zsynchronizowanej współpracy w domenach strategicznych.”

Działania te mają rozproszyć amerykańskie „wpływy i zasoby na wiele frontów”, poprzez stworzenie konfliktów lokalnych, które mają za zadanie osłabiać amerykańskie wpływy i amerykańską obecność, zarówno globalną, jak i lokalną. Ważnym kontekstem jest to, że dokonywane są w momencie „największej wewnętrznej wrażliwości” Stanów Zjednoczonych, spowodowanej zwłaszcza zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Dalej, Tchakarova konkluduje: „wzmacniając niestabilność na trzech frontach, Chiny i Rosja testują odporność amerykańskich zobowiązań i ujawniają ograniczenia zdolności Stanów Zjednoczonych do globalnego zarządzania jednoczesnymi kryzysami”. Tyle z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych – fizyczne, kinetyczne wsparcie sowieciarzy przez komunistyczną armię Korei Północnej to po prostu kolejny oręż w procesie wyniszczania Ukrainy i wzmacnianie zagrożenia dla pozostałych krajów Międzymorza, w tym Polski.

Jak użyte będą siły północnokoreańskie przez kremlowskich mocodawców, pokażą najbliższe tygodnie. Można sobie też wyobrazić – oprócz odbijania obwodu kurskiego, działań inżynieryjnych na tyłach frontu, czy walce pododdziałów lądowych na lewobrzeżnej Ukrainie – znacznie bardziej ponury scenariusz. Mianowicie taki, że tzw. deeskalacyjne użycie broni nuklearnej zawarte w rosyjsko-sowieckiej doktrynie wojennej może zostać zrealizowane nie przez Federację Rosyjską, a przez… reżim Kimów. Cel taktyczny, a może i strategiczny mógłby zostać osiągnięty, zaś odium ewentualnej zemsty spadłby nie bezpośrednio na Moskwę, a na Pjongjang. Ponadto, udział po stronie agresora w wojnie na odległym froncie może być dla armii Kima rodzajem poligonu przygotowującego do agresji przeciwko Korei Południowej. I nie bez powodu Seul mówi o eksporcie na Ukrainę broni ofensywnej czy nawet wysłaniu swojego kontyngentu wojskowego, zwłaszcza funkcjonariuszy wywiadu i kontrwywiadu.


***

Wspierana przez Chiny obecność północnokoreańska w wojnie na Ukrainie może być czubkiem góry lodowej – na terenie Ukrainy mogą już znajdować się też żołnierze ChALW. Takie informacje pojawiły się w wywiadzie z chińskim antykomunistycznym dziennikarzem przeprowadzonym przez Jeffa Nyquista. „Chińskie wsparcie dla Rosji wzrasta dramatycznie. […] ChALW wysyła jednostki wojskowe do Rosji bez oznaczania tych jednostek jako chińskich. Dzieje się to od jakiegoś czasu.” Na terenie Ukrainy mają – wg Wanga – znajdować się pododdziały podległe 11. i 81. Armii ChALW. „Żołnierze ci pomagają armii rosyjskiej w atakach dronowych. Pułk Tygrysi, jedna z elitarnych formacji wojskowych, zwykle stacjonująca w Pekinie, również został wysłany na Ukrainę.” Wang mówi również o 127. Połączonej Brygadzie Armijnej, składającej się z pododdziałów zmotoryzowanych, pancernych i artyleryjskich.

Trudno byłoby utrzymać w tajemnicy udział całych związków taktycznych i operacyjnych w wojnie na Ukrainie po stronie Federacji Rosyjskiej, jednak informacje o udziale chrlowskich najemników od jakiegoś czasu obecne są również w mediach tzw. mainstreamu. Tak czy inaczej, udział „chińskich najemników”, operatorów chińskich wojsk specjalnych, operatorów i instruktorów dronów byłby dla ChRL logicznym posunięciem we wsparciu Federacji Rosyjskiej, po pomocy w zakresie danych wywiadowczych czy wsparciu technicznym. Być może rozmieszczenie armii północnokoreańskiej w wojnie na Ukrainie jest zasłoną dymną dla udziału ChALW.

***

Wypowiedzi niektórych polityków z aktualnie rządzącej w Polsce koalicji w rodzaju tych o „wgniataniu Putina w ziemię” czy ostatnia wypowiedź Radka Sikorskiego o zestrzeliwaniu sowieckich rakiet nad Ukrainą należy traktować jako element sowieciarskiej kombinacji operacyjnej. Tak samo należy traktować oskarżenia PiS, Kaczyńskiego czy Macierewicza o „prorosyjskość” czy zakamuflowane działania na rzecz Moskwy oraz prezentację szefa SKW, gen. Stróżyka. Przy czym rola w niej Hołowni, Tuska czy Sikorskiego nie musi być wcale przez nich uświadomiona. Podstawą tej kombinacji jest stara, sowiecka strategia i taktyka „nożyc”.

Chodzi tutaj po pierwsze o to, żeby poprzez szafowanie na lewo i prawo oskarżeniami o bycie „ruskim agentem” ośmieszyć temat faktycznej sowiecko-rosyjskiej działalności agenturalnej. Po drugie, taka narracja i retoryka napędza faktycznych agentów (zwłaszcza agentów wpływu) powtarzających ich narracje użytecznych idiotów i pudeł rezonansowych. Ci zaś manipulują normalnymi ludźmi, niekoniecznie rozumiejącymi mechanizmy polityki (zwłaszcza zawiłą i wielopoziomową dezinformację Kremla), a słusznie zdającymi sobie sprawę z zagrożenia wojennego.

Wypowiedzi takie, padające z ust polityków, którzy w latach 2007-15 uwikłani byli w reset z „Rosją taka, jaka ona jest”, którzy jeszcze miesiące przed rozpoczęciem pełnoskalowej agresji na Ukrainę bagatelizowali zagrożenie wojenne, próbowali je umniejszać albo byli dalej skłonni do ustępowania sowieciarzom, ośmieszają sprzeciw wobec neosowietów i napędzają dosyć już rozpowszechnioną, a w każdym razie głośną narrację o rzekomo „pokojowej Rosji”, „Rosji broniącej się przed amerykańską agresją”, o „neonazistowskiej Ukrainie”. Wreszcie o „Polsce jako mięsie armatnim USA, UK, UE i Niemiec” (jakby te ostatnie były jakkolwiek, kiedykolwiek „antyrosyjskie” i „antysowieckie”) oraz utożsamiające jakiekolwiek działanie przeciw neosowieckiej Rosji jako „prowokacje” i szykowanie się do wojny napastniczej. Napędza to i wzmacnia tą narrację tym mocniej i tym bardziej, że wypowiadane są z pozycji osób nominalnie pełniących najważniejsze stanowiska w państwie.