2011-12-24

Wesołych Świąt!


Tradycyjnie już, wszystkim Czytelnikom i Komentatorom mojego bloga życzę Zdrowych, Spokojnych i Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia!

2011-08-09

Wokół wywiadu z Robertem Bucharem

Przeczytałem właśnie wywiad z Robertem Bucharem udzielony neokonserwatywnemu „Frontpage Magazine” ponad rok temu. Robert Buchar jest mieszkającym w Stanach Zjednoczonych uchodźcą politycznym z komunistycznej Czechosłowacji. Jest reżyserem filmowym i wykładowcą na Columbia College w Chicago oraz producentem i reżyserem filmowym. Niedawno próbował zrealizować film poruszający kulisy tzw. „transformacji ustrojowej” i „upadku komunizmu”, film ten jednak ostatecznie nie powstał, gdyż politycznie poprawne media zachodnie nie interesują się tą problematyką. Realizacja tego filmu zatrzymała się na etapie zwiastunów.
To, czego Buchar nie mógł wyrazić drogą realizacji filmu, umieścił w książce pod tytułem: „And Reality be Damned… Undoing America: What The Media Didn’t Tell You About the End of the Cold War and Fall of Communism in Europe”. Nie została ona wydana w języku polskim, doczekała się jednak ciekawego omówienia autorstwa Dariusza Rohnki.

Rozmawiając z Jamie Glazov’em, Buchar skupia się zasadniczo na następujących problemach: realnej istocie „upadku” komunizmu, recepcji tego wydarzenia w świecie zachodnim oraz na możliwych jego konsekwencjach. Te – zdaniem Buchara – nie napawają optymizmem, oględnie mówiąc. To nie tylko mająca miejsce konwergencja demoliberalizmu i sowietyzmu, ale też całkiem realna groźba czerwonego „nowego porządku światowego”.

Szeroko pojęte elity polityczne i tzw. opinia publiczna Zachodu nie rozumie, a bardzo prawdopodobne, że nie chce rozumieć tego, co stało się w Europie Środkowej i Wschodniej oraz w Związku Sowieckim w latach 1989 – 1991. „Wielki polityczny przewrót końca XX […] jest ogólnie postrzegany jako spontaniczny efekt długo nagromadzonych społecznych i ekonomicznych nacisków. To oficjalna historia, wbijana nam do głów przez zachodnie media. Jeśli sugerujesz, że tak nie było, media nie będą brać cię na poważnie, a nawet odmówią dyskusji o tym, co próbujesz powiedzieć. To temat tabu.” Tzw. „upadek” komunizmu to efekt zamierzonych działań elit komunistycznych, które – w celu przetrwania kryzysu końca zimnej wojny – zdecydowały się na: „rezygnację” z władzy kompartii, „rezygnację” z kontroli nad krajami Europy Środkowej i Wschodniej, w końcu na „rozwiązanie” Związku Sowieckiego. Pomimo, że – według Buchara – autorem tego posunięcia był zmarły w 1984 roku szef KGB i przywódca ZSRS Jurij Andropow, przeprowadzone ono zostało przez Michaiła Gorbaczowa. Relacje wszystkich świadków tej historii, które zapisane są w książce Buchara, jednoznacznie wskazują, że „upadek komunizmu” był procesem orkiestrowanym przez kierownictwo sowieckie, zwłaszcza KGB.

Według Buchara, swego rodzaju poprzednikami pieriestrojki były m.in. NEP, „pokojowe współistnienie” i detente za czasów Breżniewa. Buchar widzi źródło niezrozumienia „operacji pieriestrojka” w tym, iż „zachodnie demokracje nigdy nie zrozumiały systemu sowieckiego jako takiego. Idea podstępu jako podstawy polityki zagranicznej nie pasuje do naszego sposobu myślenia. Ludzie zachodu ledwie pojmują dążenia pozbawione korzyści materialnych, o celach stricte ideologicznych bazujące na […] konspiracji przeciw innym krajom. I o to w tym wszystkim chodzi. […] Podstęp jest zasadniczą częścią ideologii komunistycznej […] i tak będzie w dalszym ciągu. […] Komunizm jest w istocie totalitarny i nie jest zainteresowany jakimkolwiek kompromisem”. Zarówno elity zachodu, jak i społeczeństwa podkomunistyczne nie potrafią nawet prawidłowo zdefiniować komunizmu, uważając go za lewicową utopię. Nie rozumieją tego, że komunizm to system władzy, którego celem jest czysta władza i który z natury dopuszcza wszystko, co służy obronie, przetrwaniu i ekspansji. Proces, z jakim mamy do czynienia na przełomie wieków XX i XXI Buchar określa jako ponowne „rozbudzenie komunizmu […] ruch komunistyczny wyewoluował, udoskonalił radzenie sobie z dysydentami, używając ich jako instrumentu służącego adaptacji do lokalnych warunków.”

Co gorsza, zaangażowane są – po stronie zachodniej – nie tylko elity pochodzenia lewackiego czy liberalnego, ale także zachodnia prawica. Konkluzja Buchara jest szokująca: „zamiast ukarać komunistów za ich zbrodnie, zachodnia prawica podaje im rękę w geście przeprosin za ich pokonanie.”

Odrodzony blok komunistyczny stanowi zagrożenie między innymi dlatego, że system polityczny zachodu, demoliberalizm, coraz bardziej upodabnia się do „upadłego” i „nieistniejącego” komunizmu sowieckiego i chińskiego. Przejawem tego jest coraz większy interwencjonizm, myślenie kolektywne, jednolitość i konformizm. Zarówno zewnętrzny (sowiecki i neo-sowiecki), jak i wewnętrzny (lewicowy i liberalny) podstęp jest wielowymiarowy i wielopoziomowy. Społeczeństwo jest manipulowane przez media i system edukacyjny tak, że nie jest w stanie w ogóle zrozumieć tego, co się dzieje. Przykładowo, „[…] młode pokolenie Amerykanów nie ma żadnej wiedzy o historii i nie jest w stanie umieścić w szerszej perspektywie tego, co dzieje się obecnie, ponieważ nie wie co działo się w przeszłości […]”, czemu sprzyja postmodernistyczna pseudokultura „tu i teraz”.

Co ciekawe, to samo ma miejsce w „byłych” krajach komunistycznych, z tym, że doświadczanie sytuacji „od środka” czyni społeczeństwa „post” komunistyczne niezdolnymi do ujęcia szerszej perspektywy omawianych przez Buchara procesów. „Niewielu ludzi świadomych tego, co się dzieje […] nie jest w stanie odwrócić trendu. […] Nowy system został zainstalowany tak, że nikt nie jest w stanie zmienić czegokolwiek. Wybory mogą być z łatwością manipulowane, a ich wynik będzie zawsze ten sam, niezależnie jaka partia wygra”. Buchar, omawiając kondycje społeczeństw „byłego” bloku sowieckiego dochodzi do optymistycznej, moim zdaniem jednak nieuprawnionej konkluzji: „trudno wyobrazić sobie konsekwencje ujawnienia tego, co naprawdę stało się w latach osiemdziesiątych. Wierzę, że nigdy nie zostałoby to oficjalnie zaakceptowane. Nie za mojego życia.” Jednakże rzeczywistość jest zupełnie inna, niż nadzieje Buchara Weźmy za przykład Polskę. Czy powszechna wiedza o kulisach transformacji w Polsce, o rozmowach Michnika i Wałęsy z Kiszczakiem, o negocjacjach Kuronia z oficerami SB, o agenturalności (i całokształcie działalności) Wałęsy, nietykalności Jaruzelskiego i Kiszczaka itd. ujawniona zwłaszcza w l. 2004 – 07 spowodowała „przebudzenie narodowe” i obalenie neokomunizmu?

Ważnym, a pomijanym instrumentem bolszewickiej ekspansji jest rozmiękczanie społeczeństw poprzez demoralizację, do czego KGB wykorzystuje też przestępczość zorganizowaną. Buchar przywołuje artykuł z… Moscow Times. „Ocenia się obecnie, że tzw. mafia rosyjska kontroluje 95% światowej przestępczości zorganizowanej. Obejmuje handel narkotykami, pranie brudnych pieniędzy, czarny rynek i tak dalej. […] Artykuł konkluduje, że Moskwa nie ma z tym nic wspólnego, ponieważ większość tych ludzi [mafiosów – przyp. J.] nie ma już rosyjskich paszportów, będąc obywatelami innych krajów. Cóż za wygodna konkluzja! Inaczej ujmuje to Oleg Gordijewski: „KGB rozpoczął kontrolę nad różnymi organizacjami biznesowymi, w których mafia była silna. Stopniowo zaczął zastępować mafię. Tak więc, w konsekwencji, dzisiaj jest to w mniejszym stopniu zorganizowana przestępczość, a w większym – zorganizowany KGB, obecnie zwany FSB. Na całym świecie, zwłaszcza w Austrii, Hiszpanii i na Węgrzech jest wiele organizacji przeprowadzających działania przypominające działania mafii. Jednak praktycznie wszystkie są organizowane przez KGB/FSB.”

Fatalna kondycja kulturowo-cywilizacyjna Zachodu, niezrozumienie istoty komunizmu i samooszukiwanie się oraz infiltracja elit przez agenturę rzutuje na kondycję zachodniego aparatu bezpieczeństwa i wywiadu. Zdaniem rozmówców Buchara – Josepha Douglassa (eksperta amerykańskich specsłużb) i Olega Gordijewskiego, o ile DIA (amerykański wywiad wojskowy) była i jest w stanie skutecznie walczyć z sowiecką infiltracją, o tyle CIA jest w dużym stopniu sparaliżowana. W kręgach decyzyjnych CIA - zwłaszcza od lat 70 XX w. – znajduje się bardzo dużo ludzi o nastawieniu określanym przez Buchara jako „lewicowym”, „prokomunistycznym” oraz naiwnym, którzy nie potrafią umieszczać analizowanych zagrożeń w szerszym kontekście i szerszej perspektywie. Przykładem jest terroryzm i pomoc, jaką terrorystom różnej konduity udzielały (i robią to dalej) Sowiety. Ponadto – na co wskazuje Douglass – działalność kontrwywiadowcza jest paraliżowana przez konflikt pomiędzy wywiadem cywilnym a wojskowym. Według Olega Gordijewskiego, obecnie (stan na 2010 r.) na terenie Stanów Zjednoczonych operuje około 400 sowieckich szpiegów, a amerykańskie specsłużby robią bardzo niewiele celem przeciwdziałania.

Buchar cytuje fragment książki Siergieja Trietiakowa – ostatniego uciekiniera z Rosji Sowieckiej – pod tytułem „Towarzysz J.”: „[…] Jako naród, jesteście bardzo naiwni co do Rosji i jej intencji. Wierzycie, ponieważ Związek Sowiecki już nie istnieje, że Rosja jest teraz waszym przyjacielem. Nie jest, i potrafię wam udowodnić, że SWR próbuje zniszczyć USA także obecnie, nawet w większym stopniu niż KGB w czasie zimnej wojny”.

Najbardziej jednak szokująca jest prognoza Roberta Buchara dotycząca już poziomu globalnej geostrategii. Nie dziwi ona jednak tego, kto wie, że komunizm ma aspiracje globalistyczne, a pieriestrojka była jedynie jego metamorfozą: „[…] oczywiście jest wiele rzeczy, o których nie wiemy i prawdopodobnie nigdy nie będziemy wiedzieć. Możemy jedynie widzieć powszechnie dostępne fakty i wyciągać własne wnioski. Jest oczywiste, że międzynarodowa finansjera usilnie dąży do Nowego Porządku Światowego, czegoś w rodzaju rządu globalnego, być może takiego, o jakim mówi Zbigniew Brzeziński. W swojej książce „Wielka Szachownica” sugeruje, że Stany Zjednoczone muszą […] zrezygnować ze statusu supermocarstwa, co doprowadzi do stworzenia nowego, globalnego systemu rządów, w którym politycy zostaną zastąpieni przez nowy, światowy zarząd.” Co znamienne, koncepcja sugerowana m.in. przez Brzezińskiego współbrzmi z niedawnymi słowami Dugina, który w polemice z Olavo de Carvalho stwierdził, że aby „imperializm amerykański nabrał rozsądnych wymiarów”, USA mają stać się jedną z duginowskich „Wielkich przestrzeni”. Kolejnym przedstawicielem sowieciarzy, który otwarcie artykułuje postulat „czerwonego NWO” jest Siergiej Karaganow, z pomysłem rządów światowego „Dyrektoriatu”, składającego się ze „Zjednoczonej Europy” (UE + Rosja Sowiecka), ChRL i USA.

Właśnie na podstawie informacji, które są nam dostępne można wysunąć roboczą tezę, że globalny rozkład sił ewoluuje właśnie w kierunku przypominającym postulowany ze strony sowieckiej m.in. przez Karaganowa i Dugina, a ze strony zachodniej – Brzezińskiego i innych globalistów. Można określić rok 1999 jako rozpoczęcie prognozowanej przez Golicyna „fazy finalnej”, gdy zreorganizowano system władzy w Rosji Sowieckiej w kierunku neokomunizmu obsługiwanego przez czekistów i oficjalnie ustanowiono eurazjatycką oś Moskwa-Pekin. Od czterech lat ma miejsce podwójna operacja: porządkowania i reintegracji rosyjsko-sowieckiej „bliskiej zagranicy” oraz budowania sojuszu Rosji Sowieckiej i Europy (pod kierownictwem Niemiec). Jednocześnie, pod rządami lewicującego (czy wręcz komunizującego) prezydenta Obamy i jego administracji, Ameryka wycofuje się z Europy i „resetuje” swoje stanowisko wobec Moskwy i Pekinu. Operacja ta jest realizowana za pomocą kombinacji środków: dyplomatycznych, ekonomicznych i siłowych, z tym, że ostatnie – poza inwazją Rosji Sowieckiej na Gruzję w 2008 roku – mają póki co charakter zamachów upozorowanych na katastrofę, ataków typu „false flag” czy prób destabilizacji społecznej, odpowiednio: „katastrofa” smoleńska, zamach 22 VII tego roku w Norwegii oraz zamieszki w Grecji i tzw. „rewolucje arabskie”. Czy w tym samym kontekście można umieścić widmo upadku światowego systemu ekonomicznego oraz zamieszki w Wielkiej Brytanii, które już przekroczyły granice Londynu?

To, jaki kształt przybiorą globalistyczne dążenia neobolszewii i czy zostanie przyjęta i wdrożona jakakolwiek długofalowa kontrakcja zależy od kondycji politycznej USA, jako – póki co jedynego, ale na jak długo – mocarstwa, które przynajmniej pod względem technicznym jest w stanie powstrzymać sowieciarzy. Buchar konkluduje realistycznie: „jako sceptyk, powiedziałbym – tak, zmierzamy w kierunku socjalizmu w Ameryce i nie ma siły, która zmieniłaby ten kierunek. Ale w głębi serca wierzę, że naród amerykański ma pewną specyficzną cechę, że w końcu przeważy zdrowy rozsądek i Ameryka przetrwa. Ale kto wie. Ustrój oparty na optymizmie ekonomicznym nie może zaakceptować negatywnych implikacji trwającej nadal wrogości ze strony Rosji”.
--------------------

2011-07-25

Zamach w Norwegii w cieniu Kremla


Najprawdopodobniej sprawcą niezwykle tragicznego w skutkach piątkowego ataku terrorystycznego w Norwegii jest Rosja Sowiecka. Poniżej zajmiemy się poszlakami na to wskazującymi (choć jedynie na nich można bazować, są one bardzo silne) oraz celami, dla których zamach przeprowadzono oraz możliwymi skutkami.
I
Norwegia to największy w Europie wydobywca i eksporter gazu ziemnego i ropy naftowej, co stawia ten kraj na pozycji konkurenta wobec Gazpromu, który jest współcześnie jednym z najważniejszych narzędzi ekspansji neosowietów. Nie mówiąc już o braku uzależnienia energetycznego od Rosji Sowieckiej. Kraj ten jest też bardzo aktywnym członkiem NATO, raczej trzymającym się proamerykańskiego kursu, a co więcej – stanowi północno-wschodnią flankę Sojuszu, obejmującą dużą część Oceanu Arktycznego (wyjście na Ocean Arktyczny) i graniczącą z Rosją Sowiecką na lądzie.

Piątkowy zamach, a w zasadzie „operacja norweska” jest skierowana na co najmniej kilka różnych poziomów. Celem pierwszorzędnym jest destabilizacja Norwegii. W razie powodzenia operacji, Rosja Sowiecka zyskuje praktycznie całkowity monopol w Europie kontynentalnej na wydobycie i dystrybucję surowców energetycznych. Oznaczałoby to też finalizację sowieckiego projektu zakładającego stworzenie kombinatu Europy (zarówno ważniejszych krajów europejskich, jak i UE jako całości) z Rosją Sowiecką, którego instrumentem – oprócz uzależnienia energetycznego – byłaby jakaś forma formalnej organizacji politycznej, na przykład proponowanego przez neosowieckiego geostratega, Siergieja Karaganowa „Związku Europejskiego”, obejmującego zasięgiem UE (z dominującą rolą Niemiec i Francji), Rosję Sowiecką i opcjonalnie, środkowoazjatyckie republiki sowieckie.

Przejmując Norwegię poprzez destabilizację, Rosja Sowiecka uzyskałaby, w nieco dalszej perspektywie, kontrolę nad korytarzem morskim, prowadzącym z Oceanu Arktycznego (zwłaszcza jego południowych akwenów, gdzie operuje Flota Północna) na Atlantyk. Stworzyłoby to Moskwie możliwość swobodnego operowania na Oceanie Atlantyckim, zwiększając poważnie zagrożenie dla Wielkiej Brytanii, a dalej, dla Stanów Zjednoczonych i Kanady. Ponadto, atak typu „false flag” na kraj należący do NATO jest ze strony sowieciarzy (jeśli po ich stronie leży sprawstwo kierownicze, co bardzo możliwe) komunikatem o treści: „możemy zrobić z wami wszystko, a wy i tak nas nie złapiecie”. Nieprzypadkowe byłoby zapewne także to, iż ataku dokonano krótko po enuncjacjach neutralnej i nienależącej do NATO Szwecji, która zadeklarowała gotowość obrony krajów należących do NATO i UE przed sowiecką agresją.

II

Oskarżony o bezpośrednie sprawstwo zamachów w Norwegii Anders Breivik nie mógł działać sam. Aby przeprowadzić operację terrorystyczną na taką skalę, niezbędny był udział co najmniej dwóch, co najmniej paruosobowych komórek terrorystycznych, spośród których jedna umieściła i zdetonowała ładunek wybuchowy w dzielnicy rządowej w Oslo, druga natomiast (do której należał Breivik) dokonała masakry na wyspie Utoya.

Wszelkie teorie przedstawiające zamach jako „inside job” norweskiego establishmentu i specsłużb są o tyle uzasadnione, że takiej operacji po prostu nie dałoby się przeprowadzić bez krycia przez agenturę (zarówno szpiegów, kretów jak i wpływu), i to umieszczoną na bardzo wysokich szczeblach. Jedną z poszlak byłaby tu niesprawność i horrendalne opóźnienie akcji antyterrorystycznej (przecież Utoya to nie Palau na Pacyfiku, a policja norweska nie jeździ polonezami…). Po tragedii, ani premier Norwegii, ani ktokolwiek z norweskich władz nie wymienił sowieciarzy jako możliwych jej sprawców czy inspiratorów. Z jednej strony nie powinno ujawniać się – choćby celem zapobieżenia panice – własnej wiedzy o zdolnościach operacyjnych wroga, z drugiej jednak – obserwator ma wrażenie, jakoby elity norweskie powodowane były strachem przed podejrzeniem sowieciarzy o zamach. Jeżeli tak rzeczywiście jest, to może to doprowadzić do innej fatalnej konsekwencji – mianowicie do niepodjęcia tropu sowieckiego przez norweskie specsłużby (i organy bezpieczeństwa NATO).

Masakra na Utoy’i świadczy także o tym, że współczesne społeczeństwa masowe tzw. „wolnego świata” i Zachodu są bardzo podatne na totalny glajchszaltung ze strony relatywnie nielicznej, ale odpowiednio wyszkolonej, zmotywowanej i zdeterminowanej grupki ludzi. Jeżeli inspiratorem faktycznie jest Moskwa, to wszelkie teorie umieszczające ją pomiędzy Zimbabwe a Burkiną Faso, mówiące o słabości i zacofaniu technicznym neosowieckiego aparatu władzy, represji i ewentualnej agresji zewnętrznej należy czym prędzej włożyć między szkodliwe mity.

III

Jeśli inspiratorem ataku jest neosowiecja, to uderzyła w Norwegię wykorzystując pewien słaby punkt norweskiego systemu politycznego i społecznego. Norwegia jest dotknięta jedną z największych zaraz mentalnych współczesnej, ginącej cywilizacji zachodniej – oświeceniem, demoliberalizmem i polityczną poprawnością, z całym dobrodziejstwem inwentarza w postaci pacyfizmu czy ideologii „ciepłej wody w kranie”, „multi-kulti” itp. które stały się de facto świecką religią całego praktycznie zachodu. Dodatkowo, ideologią państwową i metodą rządzenia w krajach skandynawskich jest nordycko-socjalistyczna wersja demobolszewizmu: władza reguluje szczegółowo praktycznie każdy aspekt życia obywateli, którzy przejawiają wręcz cielęcy respekt wobec władzy. Między innymi dlatego taką zbrodnię mógł popełnić zamachowiec w policyjnym mundurze. A także dlatego, że wszelka przemoc, nawet defensywna, uważana jest nieomal za aberrację psychiczną.

Ernst Jünger stwierdził kiedyś, że (cytuję z pamięci) „po wegetarianach przychodzą kanibale”, czego właśnie jesteśmy świadkami. Przykładem niech będzie chociażby to, że podejrzanemu o masakrę na wyspie Utoya grozi… maksymalnie 21 lat więzienia!!! Podczas, gdy powinien dostać po prostu czapę; zginąć w komorze gazowej, na krześle elektrycznym bądź pod ostrzem miecza, bez żadnego prawa łaski. Inna sprawa – partie i ruchy polityczne, które prowadzą do rozkładu społeczeństw europejskich nie powinny mieć prawa uczestnictwa w polityce, a demoliberalizm powinien zostać zastąpiony republikańskim, konserwatywnym i militarystycznym autorytaryzmem; w przypadku Norwegii byłaby to monarchia absolutna. Odrzucenie politycznej poprawności, odrzucenie oświecenia i demoliberalizmu to jeden z warunków sine qua non, by cywilizacja Zachodu nie wpadła w ręce sowieciarzy, a w sprzyjających warunkach mogła im zrobić z czterech liter Ragnarök.

Elementem szerszego, politycznego tła operacji norweskiej jest więc splot dwóch procesów: działalności bezpośrednio zadaniowanej z Moskwy agentury oraz establishmentu kierującego się ideologią politycznej poprawności. I pod nią skrawana jest oficjalna narracja medialna dotycząca zamachu. Bardzo szybko sporządzono i podano do oficjalnej wiadomości profil i motywacje domniemanego sprawcy (po zarzuceniu tropu muzułmańskiego): Breivik jest „skrajnym prawicowcem”, „chrześcijańskim fundamentalistą”, „neonazistą”, „antyislamskim ksenofobem”, „faszystą” itp. Wszystkie te pojęcia są niczym innym, jak konstruktami propagandowo-dezinformacyjnymi od dawna używanymi przez socjalistów i komunistów, a nie mającymi żadnego praktycznie pokrycia w rzeczywistości.

IV

Jeśli pogrzebać głębiej, także w oficjalnych komunikatach medialnych na temat Breivika to okazuje się że: jest on członkiem loży wolnomularskiej, jeździł na Białoruś i utrzymywał kontakty z osobami mogącymi być agentami sowieckimi. Z jego obszernego „Manifestu” a także – co najważniejsze w demoliberalnej mediokracji – wynika, że jest on przeciwnikiem marksizmu kulturowego, komunizmu i islamizacji Europy, co jednocześnie nie przeszkadza mu chwalić Obamy a także… Putina i jego czekistowskiej wersji neobolszewizmu. Tropu moskiewskiego nie wyklucza przynależność do masonerii; faktem jest to, iż sowieciarze i wolnomularze bardzo często wzajemnie się wspierają i uzupełniają. Oprócz jednak wyżej wymienionych sprzeczności, w „Europejskiej Deklaracji Niepodległości” zawarty jest program dość reprezentatywny dla europejskich ruchów prawicowych i narodowych, którego elementem jest m.in. słuszna krytyka kondycji cywilizacyjnej współczesnego człowieka, demoliberalizmu czy politycznie poprawnej lewicowości. Zagrożenie dla Norwegii i pozostałych krajów Zachodu płynie z tego takie, że wielu autentycznych prawicowców może część treści zawartych w manifeście podchwycić, realizować i – nie będąc przez sowieckie agentury zadarniowanymi – stawać się ich instrumentem.

Zamach, którego sprawcę (jednego z nich) wykreowano na „skrajnego prawicowca” i paneuropejskiego nacjonalistę zostanie wykorzystany co najmniej na poziomie propagandowym i dezinformacyjnym przez Rosję Sowiecką i jej europejskich sojuszników przeciwko resztkom autentycznej prawicy w Europie. Od tej pory, każdemu kto deklaruje poglądy konserwatywne, antykomunizm, niechęć wobec Rosji Sowieckiej, sceptycyzm wobec imigracji (głównie muzułmańskiej), multikulturalizmu i politycznej poprawności itp. może zostać przylepiona łatka potencjalnego zbrodniarza i terrorysty, stanowiącego zagrożenie dla „społeczeństwa otwartego”, „wolnego rynku”, „demokracji” i „dobrych stosunków z Rosją”. Można się też spodziewać, że resztki europejskiej prawicy – aby uniknąć posądzenia o zbrodnicze tendencje – będą sukcesywnie przesuwać się do centrum i na lewo.

Od teraz, prócz sukcesywnego uzależnienia energetycznego i ekonomicznego oraz podłączenia Europy do Eurazji możemy się spodziewać, że władcy Kremla zaczną grać kartą „zagrożenia prawicowego”, po rozgrywanym od jakiegoś czasu islamie i rządzących już lewicy i liberałach. Wszystkie będą w mniejszym lub większym stopniu inspirowane przez sowietów i rozgrywane przez nich przeciwko sobie.

Teraz czas na tzw. „polski wątek”, co jakiś czas nagłaśniany. Nie trzeba chyba mówić, że za każdym zamachem terrorystycznym w roli telewizyjnych ekspertów od terroryzmu, a czasem nawet „obrońców cywilizacji zachodniej” występują władcy Ubekistanu – tu mieliśmy okazję oglądać w TVN 24 m.in. Dukaczewskiego i Dziewulskiego. To jednak jest „drobiazg”; opisywana tutaj tragedia może być zwekslowana także na terytorium Polski. Czy przypadkowa jest koincydencja czasowa ukazania się na You Tube filmiku przedstawiającego… chomiki, a noszącego tytuł bodajże „Oslo explosion” (może za pośrednictwem tego filmu przekazano rozkaz do ataku?)? Czy „przypadkiem” w ostatnich dniach po Krakowie szalał mafijny „bombiarz”, a w kilku miastach zarządzono alarmy bombowe?

V

Omówiony w p-kcie I „Związek Europejski” jest częścią długofalowej strategii sowieckiej, precyzyjnie sformułowanej jeszcze w latach 80., opisanej i (niestety) trafnie przewidzianej przez Anatolija Golicyna, w ostatnim rozdziale książki „Nowe kłamstwa w miejsce starych”, a także przez Władimira Bukowskiego. Artykułowana była m.in. przez Michaiła Gorbaczowa, a obecnie – m.in. przez Siergieja Karaganowa i Aleksandra Dugina, z przyklaśnięciem wielu członków establishmentów państw zachodnich. Ma ona za cel pierwszorzędny integrację całego kontynentu Eurazji przez „Blok Kontynentalny” (opartego o oś Moskwa-Pekin, przy czym strefą wpływów ZSRS/Rosji Sowieckiej jest w tym planie właśnie Europa). Koncepcja „Europejskiego Wspólnego Domu”, jest częścią globalistycznych ambicji elit Rosji Sowieckiej i ChRL, z czym te zresztą się nie kryją i wielokrotnie oznajmiają, ustami swoich przedstawicieli takich, jak wspomniani Karaganow i Dugin.

Koncepcja Dugina zakłada „nowy porządek światowy” oparty o podział na „wielkie przestrzenie”, gdzie jedną z dopuszczalnych opcji jest „eurazjatycka wielka przestrzeń” rozciągająca się od Atlantyku po Pacyfik. Inspiratorem tego „nowego porządku światowego” mają być oczywiście Moskwa i Pekin, zarządzające „międzynarodową walkę z globalizmem”, którego centralą są – w optyce sowieckiego geostrategia – Stany Zjednoczone. Z kolei Karaganow, oprócz stworzenia „Zjednoczonej Europy” również ma swój projekt mający być realizacją globalistycznych zamiarów neosowietów: mianowicie postuluje on utworzenie światowego „Dyrektoriatu” składającego się ze Zjednoczonej Europy (UE + Rosja Sowiecka), ChRL i USA.

2011-07-13

Wokół debaty w The Inter-American Institute (2)

Kod Dugina, czyli gramota neobolszewizma
 
Każdy niemal, kto styka się z tekstami Aleksandra Dugina ma wrażenie, że oto ma do czynienia z bełkotem człowieka, którego dieta składa się głównie z syberyjskich muchomorów czerwonych popijanych samogonem. I to stwierdzenie byłoby uprawnione, gdyby nie to, że w tym szaleństwie jest metoda – ukryte za zasłoną pseudonaukowego bełkotu przekaz propagandowy i artykulacja zamiarów elit sowieckich. Kiedyś może się okazać, że Dugin jest człowiekiem bardzo niebezpiecznym dla całego praktycznie świata…

Olavo de Carvalho zauważa zagrożenie, jakie niesie ze sobą Blok Eurazjatycki, którego centrum jest oś Moskwa-Pekin a elitą polityczną przetransformowana nomenklatura komunistyczna o globalistycznych ambicjach. Skutecznie demaskuje też cele Dugina i szerzonej przez niego doktryny, której najważniejszym elementem jest „rekrutacja żołnierzy do bitwy przeciwko Zachodowi i ustanowienia ogólnoświatowego Imperium Eurazjatyckiego.” Sam Dugin – w trzeciej części debaty – nie wypiera się tego, wprost grożąc wojną totalną.

Dugin to obecnie jeden z ważniejszych kremlowskich technologów politycznych: współtworzy on zarówno oficjalną, wewnętrzną ideologię i pragmatykę władzy Rosji Sowieckiej, jak i jej doktrynę geopolityczną i geostrategiczną. Przy czym należy stwierdzić, że doktryna „eurazjatyzmu” nie jest wynalazkiem okresu popieriestrojkowego i działalności różnych transfiguracji głośnej swego czasu Partii Narodowo-Bolszewickiej, a dostosowaniem do aktualnej sytuacji światowej teorii geopolitycznych stworzonych jeszcze przed powstaniem Sowietów, a realizowanej praktycznie od ich początku, po dzień dzisiejszy. Ani oficjalny rozpad Związku Sowieckiego, ani rzekomy „upadek komunizmu” nie spowodował zmiany globalistycznych i ekspansjonistycznych zamiarów kagiebowskich władców Kremla i Łubianki oraz towarzyszy z politbiura KC KPCh. Zmieniły się jedynie instrumenty służące osiągnięciu tego celu. 

Instytucjonalna transformacja elit komunistycznych oraz ich częściowa rezygnacja z ideologii marksistowskiej, pewnej części bolszewickiej symboliki a także formalny rozpad Sowietów znacznie uskutecznia politykę ekspansji. Komunizm nie stanowi już zagrożenia, bo jak może być groźne coś, co przestało istnieć. Znacznej modyfikacji uległa zwłaszcza prowadzona przez sowieciarzy tzw. wojna informacyjna. Neobolszewicy każdemu, kogo chcą zdezinformować i pozyskać mówią to, co kto chce usłyszeć: lewakom przedstawiają wizję krwiożerczych i globalistycznych Amerykanów, konserwatystom i nacjonalistom – alternatywę wobec postmodernizmu i demoliberalizmu, Arabom i muzułmanom – pomoc w walce z Izraelem, Żydom – możliwość poskromienia Iranu. Zachodnia plutokracja może ubić niezłe interesy z moskiewskimi czekistami i aparatczykami chińskiej kompartii (a także lokalnymi filiami obu grup).

Dugin jest wręcz ucieleśnieniem popieriestrojkowej, neosowieckiej polityki wojny informacyjnej. Na przykładzie omawianej debaty widzimy, że Dugin próbuje tego dokonać poprzez artykulację interesów i oficjalnych zamiarów establishmentu (głównie) Rosji Sowieckiej i Chin zakamuflowaną chwytami typowymi dla sowieckiej dezinformacji i manipulacji. Dugin stara się apelować do jak najszerszego grona odbiorców, próbuje skorzystać z faktu umasowienia i mediatyzacji współczesnych społeczeństw; często używa starych sowieckich sloganów, takich samych cliche i „pojęć-cepów” jak: „amerykański imperializm”, „amerykański ekspansjonizm”, „amerykańska agresja”, „zbrodnie USA”, „świat wielo-„ i „jednobiegunowy” itd., apeluje także do patriotów, konserwatystów i nacjonalistów posługując się wyjętym z kontekstu i topornie uproszczonym pojęciem „nowego porządku światowego”.

Aby nie męczyć Czytelnika „naz-bolskim” bełkotem upozorowanym na teorię stosunków międzynarodowych i teorię geopolityczną, ograniczę się jedynie do krótkiego opisu duginowskiej wizji współczesnego świata. Stany Zjednoczone to obecnie największe zagrożenie dla świata, które Dugin określa wręcz mianem „zarazy”. Jest ono tożsame z oświeceniowym, liberalnym i libertyńskim globalizmem z całym dobrodziejstwem inwentarza w postaci m.in. władzy korporacji uzurpujących sobie władzę równą państwowej, multikulturalizmu, zachodniej politycznej poprawności, upadku i aktywnym zwalczaniu tradycyjnych systemów wartości i religii, następowaniu na suwerenność narodową w imię utworzenia globalnego superpaństwa z centrami w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Przeciwne temu są kraje takie jak: Wenezuela i Boliwia (wraz z pozostałymi krajami Ameryki Łacińskiej, w których władzę przejęli niedawno neokomuniści), niektóre kraje arabskie (zwłaszcza o ideologii rewolucyjnej), Iran oraz… Rosja i Chiny. Są one nie tylko – w optyce Dugina – przeciwnikami rzekomo amerykańskiego z istoty globalizmu, ale jego… ofiarami! Współczesnym, geopolitycznym odpowiednikiem „proletariatu” czy „bitych Murzynów”.

Realne znaczenie eurazjatyzmu

Olavo de Carvalho w opisuje duginowski eurazjatyzm jako zjawisko różne od komunizmu (przynajmniej potocznie rozumianego jako ideologia), ale słusznie zauważa, że […] polityka nie jest jedynie starciem ideologii. To walka o władzę pomiędzy […] konkretnymi grupami ludzi. Prof. Dugin nie może być na tyle cyniczny, by zaprzeczyć, że grupa obecnie znajdująca się u władzy w Rosji jest tą samą, która rządziła krajem w czasach komunizmu. Zasadniczo, jest to KGB (bądź FSB, której okresowe zmiany nazwy nie zmieniają natury tej instytucji). Co gorsza, KGB zwiększyło swój zakres władzy […] gdy w reżimie komunistycznym przypadał jeden oficer na 400 obywateli, obecnie jest to około jeden na 200, co niewątpliwie oznacza, iż Rosja jest państwem policyjnym; […] podział własności państwowej pomiędzy agentów [autor ma na myśli kadrowych oficerów – przyp. J.] i kolaborantów policji politycznej, którzy w jednej chwili stali się „oligarchami” nie zrywając więzów podporządkowania wobec KGB, daje tej instytucji możliwość działania na Zachodzie pod kilkoma warstwami kamuflażu […].

Duginowski eurazjatyzm/narodowy bolszewizm to amalgamat sprzecznych wzajemnie elementów wziętych z komunizmu, socjalizmu, nazizmu, konserwatyzmu, tradycjonalizmu integralnego Evoli i Guenona (których – jak wskazuje de Carvalho – Dugin nie rozumie, a być może nimi manipuluje), nacjonalizmu wielkorosyjskiego, wyjętych z kontekstu elementów Prawosławia, ale i okultyzmu, masonizmu i satanizmu itd. Pod względem ideologicznym, eurazjatyzm [Eurasianism] jest inny niż komunizm. To – jak określił Jeffrey Nyquist – „prawicowy bolszewizm”. Jednak ideologia – jak definiował to sam Karol Marks – jest jedynie „kostiumem idei” ukrywającym układ władzy politycznej. Układ władzy politycznej w Rosji zmienił kostium ale trwa, utrzymując tych samych ludzi na tych samych pozycjach, pełniących te same funkcje, o tych samych, totalitarnych ambicjach […].

W omawianej „debacie” główny akcent pada na kwestie szeroko pojętych stosunków międzynarodowych, geopolityki i geostrategii globalnej.

Według Dugina, aktualnie ma miejsce „transformacja” [transition] globalnego układu sił z jakim mieliśmy do czynienia od zakończenia zimnej wojny i formalnego rozpadu ZSRS. Proces „globalnej transformacji” zawiera w sobie kilka alternatywnych scenariuszy, z których jednym jest – według Dugina – globalna dominacja Stanów Zjednoczonych. Projekty z kolei „alternatywne” wobec tego jakże strasznego i totalitarnego scenariusza to (wspominany przez prof. de Carvalho) „Globalny Kalifat”, neokomunistyczne (narodowo-komunistyczne i narodowo-lewicowe) ruchy polityczne w Ameryce Łacińskiej oraz socjalistyczne kraje arabskie.

Co kuriozalne, Aleksander Dugin uznaje neokomunizm latynoamerykański, świecki narodowy socjalizm arabski i ekstremizm islamski za… eurazjatyckie, choć miejsce ich pochodzenia nie pokrywa się (w pierwszym przypadku) z geograficznymi granicami Eurazji. Dugin nie zauważa (albo celowo próbuje dezinformować) na przykład tego, iż komunistyczno-lewacki rząd Brazylii powstał przy współudziale nie tylko komunistycznej agentury, ale i… Syndykatu : ktokolwiek śledzi wielkie zmiany polityki ekonomicznej, prawnej i kulturowej w Brazylii w ciągu ostatnich 20 lat wie, że wszystkie […] zostały przygotowane w centralach globalizmu – ONZ, WHO, UNESCO, Klubie Bilderberg, przez Rockefellerów, Fundacji Forda, George’a Sorosa, itd. W polityce ekonomicznej ostatnie rządy brazylijskie nie robiły niczego […] poza wiernym realizowaniem instrukcji Banku Światowego. W zakresie opieki zdrowotnej, wszystkie przyjęte reformy były […] rekomendowane przez Światową Organizację Zdrowia. Zasady politycznej poprawności narzucone przez rząd całemu społeczeństwu brazylijskiemu były […] wymuszone na rządzie przez ONZ i fundacje dysponujące miliardami dolarów. I nie muszę wymieniać […] przyjemności, z jaką administracja Luli [były prezydent Brazylii – Inacio „Lula” da Silva – przyp. J.] oddawał nawet części terytorium brazylijskiego pod zarząd międzynarodowy, wbrew woli lokalnej ludności. Wydaje się zatem, że dla Dugina „eurazjatyckie” jest to, co w jego optyce służy interesom Rosji Sowieckiej.

Wreszcie, trzecim (i najbliższym elitom Rosji Sowieckiej i ChRL) jest suponowany przez Dugina i jego ruch eurazjatycki projekt „proponujący alternatywny model Porządku Światowego bazujący na zasadzie cywilizacji i wielkich przestrzeni. Zakłada on stworzenie różnych, ponadnarodowych [transnational] bytów politycznych […] zjednoczonych wspólnotą cywilizacji i głównych (w niektórych przypadkach religijnymi, w innych – świeckimi i kulturowymi) wartości. Zawierać one [„Wielkie Przestrzenie” – przyp. J.] powinny niepodzielne [integrated] Państwa i reprezentować bieguny świata wielobiegunowego. Przykładem […] może być Unia Europejska. Możliwa jest także Unia Eurazjatycka (projekt prezydenta Kazachstanu, N[ursułtana] Nazarbajewa), Unia Islamska, Unia Południowoamerykańska, Unia Chińska, Unia Indyjska, Unia Pan-pacyficzna i tak dalej. Północnoamerykańska wielka przestrzeń może być uznana za jeden z kilku różnych, mniej lub bardziej równych biegunów i nic więcej. Taki układ gwarantowałby to, iż rola USA w świecie nabrałaby – uwaga – „realistycznych wymiarów” !

Jedna z propozycji podziału świata wg współczesnej doktryny eurazjatyckiej (źródło: evrazia.org)

Aleksander Dugin artykułuje jednocześnie jedno z najważniejszych, wdrażanych od dawna założeń geostrategii bolszewickiej/eurazjatyckiej, mianowicie sojusz strategiczny z komunistycznymi Chinami, uzasadniając to mackinderowskim determinizmem geopolitycznym. Rosja/ZSRS/współczesna Rosja neosowiecka i Chiny „razem tworzą całość Eurazji, strefę Heartlandu, dwie największe przestrzenie kontynentalne. Oś Moskwa-Pekin stanowi rdzeń de facto globalnej sieci sojuszy. […] Dugin nie jest marzycielem, makabrycznym poetą tworzącym w swojej wyobraźni hekatombę w mrocznym lochu zarojonym szczurami. Jest on mentorem rządu Putina i szefów rosyjskiej polityki zagranicznej. Jego idee już dawno nie są uważane za spekulacje. Jedną z ich materialnych inkarnacji jest Szanghajska Organizacja Współpracy, skupiająca Rosję, Chiny, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan, [...] mająca stać się centrum zmieniającego się układu sił zbrojnych na świecie. […] Kolejną jest oś Paryż-Berlin-Moskwa, która od lat jest oczkiem w głowie rosyjskiej dyplomacji […]. Rolę „satelitów” Bloku Eurazji pełnią: niektóre kraje arabskie i muzułmańskie (duginowski: „projekt islamistyczny” i „projekt arabsko-socjalistyczny”), latynoamerykańskie kraje neokomunistyczne, Korea Północna.


Szanghajska Organizacja Współpracy (źródło: polska-azja.pl)

We współczesny projekt neokomunistycznej Eurazji wpisuje się także polityka Moskwy wobec krajów przestrzeni sowieckiej. Wynika to po pierwsze z długofalowej strategii transformacji komunizmu, obejmującej metamorfozę struktur komunistycznych w pozornie chaotyczną „sieć”, po drugie zaś z tego, że nigdzie w krajach „byłych” ZSRS i Układu Warszawskiego nie udało się tej sieci w stu procentach zerwać, a co za tym idzie – powiązań z Rosją Sowiecką. Oficjalnymi organizacjami będącymi kontynuacją polityki sowieckiej są: Wspólnota Niepodległych Państw (sic!) i polityczno-wojskowa Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego.

Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego (źródło: wikipedia)

W publicystyce Aleksandra Dugina, mowa o konflikcie „wiecznego Rzymu z wieczną Kartaginą” czy „cywilizacji kontynentu z cywilizacją oceanu”, „spisku atlantystów” ani nie opisuje kontekstu historycznego, ani faktycznego stanu obecnego. To chwyt propagandowy, którego jednym z celów jest… ekspresja globalnych zamiarów grup trzymających władzę w Moskwie i w Pekinie, zwłaszcza zaś w Moskwie.

Czy światu grozi dominacja Eurazji?

Prześledźmy przebieg sowieckiej długofalowej strategii geopolitycznej w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Po oszustwie stulecia w postaci sfingowanego upadku komunizmu i rozpadu Związku Sowieckiego, w „posowieckiej” Rosji miało miejsce przegrupowanie się struktur komunistycznych, po czym – od 1999 roku, od dojścia do władzy Władimira Putina – rozpoczęła się resowietyzacja i przywracanie pełnego totalitaryzmu, korzystającego już z nowocześniejszej techniki i nowych metod dezinformacji.

Z nadejściem „ery Putina” rozpoczęło się też wdrażanie duginowskiej doktryny geostrategicznej: w 2001 roku utworzono Szanghajską Organizację Współpracy. Komuniści zaczęli przejmować władzę w Ameryce Łacińskiej: w Wenezueli, Brazylii (ojczyźnie prof. de Carvalho), Boliwii, Ekwadorze i Nikaragui (władzę ponownie objął sandinista, Daniel Ortega). Reżim komunistyczny w Korei Północnej wzmocnił się i wdrożył program budowy arsenału nuklearnego. Jednocześnie rozpoczęto realizację zachodniego projektu Rosji Sowieckiej – budowy osi Paryż-Berlin-Bruksela-Moskwa, używając do tego zarówno instrumentów politycznych, jak i ekonomicznych (na czele z ekspansją Gazpromu). Z zamachem na World Trade Center uaktywnił się orkiestrowany przez sowietów terroryzm islamski. Po chwilowym osłabieniu w postaci kadencji George’a Busha i „kolorowych rewolucji” przystąpiono do: (a) nasilenia resowietyzacji i reintegracji na terenie strefy wpływów Moskwy oraz (b) nasilenia ofensywy Rosji Sowieckiej na terenie Europy i (c) „resetu” lewicującej administracji prezydenta USA Obamy wobec Rosji Sowieckiej, ChRL i niektórych ich sojuszników.

Opisana powyżej strategia zmierza do realizacji duginowskiej wizji „Nowego Porządku Światowego” – świata podzielonego na „wielkie przestrzenie”, w którym rolę centrum pełnić ma oś Moskwa-Pekin („Unia Eurazjatycka/Rosyjska” i „Unia Chińska”), natomiast pozostałe – rolę przestrzeni satelickich, rządzonych przez elity o genezie agenturalnej czy komunistycznej albo/i: powiązane z Rosją Sowiecką/ChRL wspólnotą interesów, czy przynajmniej wobec Moskwy i Pekinu neutralne, nie wchodzące w drogę ich interesom. Doskonałym przykładem są odpowiednio: (a) elity polityczne krajów „post”-komunistycznych i „boliwariańskich” krajów Iberoameryki; (b) obecna administracja USA oraz krajów Europy zachodniej. Oczywistym jest, że wszystkie te czynniki mogą występować jednocześnie.

Strategia ta ma też na celu „oblężenie” Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – państw, które (wespół z Izraelem, Arabią Saudyjską, Japonią, Tajwanem, Nową Zelandią i Australią) realnie, technicznie są w stanie stawić opór globalistycznym ambicjom moskiewskiej i pekińskiej sowieciarni. Moskwa i Pekin byłyby wówczas na pozycji pozwalającej na sfinalizowanie swoich globalistycznych zamiarów.

Aleksander Dugin w swojej działalności propagandowo-dezinformacyjnej stara się odwoływać do jak najszerszego gremium odbiorców, w którym jednym z segmentów są konserwatyści i nacjonaliści, mniej bądź bardziej radykalni. Obecny kryzys globalnego systemu gospodarczego, który jest naturalnym środowiskiem „Syndykatu” i na którym żerują Rosja Sowiecka i ChRL może zaowocować jego upadkiem, ten zaś – co najmniej gwałtownymi zamieszkami, rewolucjami i wojnami. Truizmem jest stwierdzenie, że taka sytuacja sprzyja radykalizacji nastrojów; sowieciarze będą mieli okazję , by na szerszą skalę zastosować działania przypominające przeprowadzoną po rewolucji bolszewickiej w Rosji operację „Trust”. Być może taki właśnie chwyt zastosowano ostatnio podczas tzw. „arabskiej wiosny ludów”.
_____________________________________________

2011-07-01

Wokół debaty w The Inter-American Institute (1)


Pomiędzy 7 III a 9 V 2011 na łamach The Inter-American Institute odbyła się debata pomiędzy Dyrektorem tego instytutu – profesorem Olavo de Carvalho a znanym geostrategiem i jednym z ważniejszych „technologów politycznych” Kremla – Aleksandrem Duginem. Tematem była rola Stanów Zjednoczonych w tak zwanym „Nowym Porządku Światowym”.

Pierwsze pytanie, jakie nasuwa się po przeczytaniu powyższego akapitu, brzmi i brzmieć powinno: po co dyskutować z kimś takim jak Dugin? Równie dobrze możnaby wyciągnąć z formaliny i zgalwanizować truchło Lenina i dyskutować z nim. Józef Mackiewicz twierdził nie bez racji, że do bolszewików (a Aleksander Heliowicz to bolszewik par excellance) się strzela, nie podejmując z nimi dyskusji. Po pierwsze dlatego, że dyskusja z nimi legitymizuje kłamstwo, jakim się zwyczajnie posługują, po drugie dlatego, że na polu wojny informacyjnej praktycznie zawsze mają przewagę nad niebolszewikami. Wydaje się, że zamiarem profesora de Carvalho było lepsze ukazanie własnych poglądów oraz wykazanie absurdów, zakłamania i dokładnych mechanizmów neo-sowieckiej propagandy i dezinformacji, a tym samym – ostrzeżenie przed nią, głównie odbiorcy amerykańskiego i latynoamerykańskiego, wśród których sowieciarskie i lewackie kłamstwa są niestety bardzo popularne.

Debata – o czym na wstępie pisze de Carvalho – możliwa jest jedynie pomiędzy ludźmi podobnego statusu w danej dziedzinie, podobnej wiedzy i kompetencj, wreszcie – o podobnych celach. Co z początku zaskakuje czytelnika, prof. de Carvalho te podobieństwa znajduje: […] czy wierzy [Dugin – przyp. J.] w Boga? Ja również. Czy dopuszcza możliwość metafizycznego absolutu? Ja również. Czy wierzy, że życie ma znaczenie? Ja również. Czy uważa on, że tradycja, ojczyzna i rodzina są wartościami, które trzeba przedkładać ponad możliwe wygody ekonomiczne i administracyjne? Ja również. Czy spogląda on ze strachem na globalistyczny projekt Rockefellerów i Sorosa? Ja również. […] Na tym jednak podobieństwa pomiędzy uczestnikami debaty się kończą. A w miarę lektury okazuje się, że wyżej wymienione pojęcia dla obu dyskutantów mają diametralnie różne znaczenie.

Olavo de Carvalho – z wielką rezerwą i ogromną dozą autoironii – przedstawia się jako filozof, publicysta, pisarz i wykładowca akademicki, nie należący do jakiejkolwiek partii politycznej ani do establishmentu politycznego; co więcej – zarówno w ojczystej Brazylii, jak i w Stanach Zjednoczonych, w kraju osiedlenia, traktowany jako oszołom.

Jego interlokutor, Dugin natomiast, to […] syn oficera KGB [faktycznie syn oficera GRU – przyp. J.] i polityczny mentor człowieka będącego uosobieniem KGB, twórca i przywódca jednego z największych i najbardziej ambitnych planów geopolitycznych wszechczasów – planu przyjętego i wdrażanego tak dokładnie, jak to możliwe przez państwo posiadające największą armię świata, najskuteczniejsze i najbardziej zuchwałe służby specjalne oraz sieć sojuszy, która rozpościera się poprzez cztery kontynenty. Stwierdzenie, że profesor Dugin znajduje się w centrum szczytu władzy jest po prostu faktem. By wcielić w życie swoje plany ma do dyspozycji siłę Władimira Putina, armie Rosji, Chin i wszystkie organizacje terrorystyczne Bliskiego Wschodu, by nie wspomnieć o praktycznie każdym ruchu lewicowym, faszystowskim i neonazistowskim, operującymi obecnie pod sztandarem „projektu Eurazjatyckiego”.

Dodatkową ilustracją różnic pomiędzy Olavo de Carvalho a Aleksandrem Duginem są zdjęcia, opatrzone bardzo ironicznym komentarzem de Carvalho, który to komentarz Dugin wziął sobie za… atak na swoją osobę, za „atak na Rosję” i „atak na Prawosławie”! Profesor de Carvalho ma na swoją obronę dwa psy i śrutówkę, Dugin ukazany jest z AK-74, na tle BWP (z osetyjskim oznakowaniem), z bronią, której używa w walce o cele stawiane przez neosowiecki ekspansjonizm.

Rewizja geopolityki

By nie odbierać Czytelnikom niekłamanej przyjemności z lektury debaty (a raczej – wymiany zdań), nie będę poniżej streszczał dokładnego jej przebiegu. Ograniczę się jedynie do wypisania punktów, które ze względu na uniwersalność i wagę zasługują na przedstawienie polskiemu czytelnikowi. Jedną z ważniejszych kwestii poruszanych przez prof. de Carvalho (nie tylko w omawianej debacie, ale i w innych artykułach) jest to, iż współczesne nauki polityczne i społeczne, także i te nieskażone szeroko rozumianą polityczną poprawnością posługują się przestarzałym aparatem pojęciowym, który w bardzo małym stopniu, jeśli w ogóle, jest w stanie rzeczywistość polityczną opisać. Kolejna sprawa to konkluzje, jakie z powyższego wynikają i wreszcie – sposób, w jaki Olavo de Carvalho obnaża nędzę „duginizmu”, która niesie ze sobą niebezpieczeństwo, bowiem poglądy artykułowane bezpośrednio przez Dugina, bądź do „eurazjatyckich” podobne stopniowo zyskują coraz większą popularność, także poza kręgami kierowniczymi Kremla i Łubianki.

Jednym z takich przestarzałych aksjomatów, którego kurczowo trzymają się politolodzy jest geopolityka, a właściwie jej absolutyzacja w pewnych, dość skądinąd znaczących, kręgach. Geopolityka – o ile może trafnie opisywać aktualny stan rzeczy – popada w prowadzący na manowce pseudonaukowości błąd, polegający na nadawaniu bytom stricte geograficznym – państwom, narodom, imperiom itp. – podmiotowości politycznej, czy wręcz statusu ontycznego. Jest to podejście – zdaniem brazylijskiego profesora – całkowicie błędne. Ani państwa, ani narody, ani imperia, ani tym bardziej klasy społeczne nie są podmiotami polityki. Polityka międzynarodowa czy realna geopolityka jest efektem działania struktur o wiele trwalszych aniżeli struktury o charakterze prawnomiędzynarodowym czy geograficznym.

Najważniejszy jest oczywiście czynnik ludzki, czyli kto konkretnie na danym terenie sprawuje władzę. Stąd, warunkami niezbędnymi dla uznania danej organizacji politycznej czy grupy interesu za podmiot historii i podmiot polityki są: posiadanie długofalowych bądź stałych celów politycznych, zdolność realizacji celów politycznych, która przekracza czas biologicznego życia swoich indywidualnych uczestników, umiejętność dostosowania strategii politycznej do zmiennych warunków otoczenia i wreszcie – zdolność do zapewnienia ciągłości kadrowej, do reprodukcji własnych struktur organizacyjnych. Powyższe warunki spełniają tylko: religie uniwersalne, organizacje inicjacyjne i ezoteryczne (loże masońskie itp.), dynastie królewskie i arystokratyczne, ruchy i partie o charakterze ideologiczno-rewolucyjnym. I last, but not least, byty duchowe Bóg, anioły i demony.

Zdaniem prof. de Carvalho, twory o charakterze stricte geopolitycznym: państwa, narody, imperia, bloki itp. są jedynie efektem działania tych właśnie sił, które jako jedyne posiadają podmiotowość polityczną i decydują wręcz o istnieniu bądź niebycie, o powstaniu, rozwiązaniu czy destrukcji bytów, które „konwencjonalne” teorie stosunków międzynarodowych i teorie polityki traktują jako graczy politycznych, zdolnych do autonomicznego działania. Stąd też błędne jest postrzeganie współczesnej światowej sytuacji geopolitycznej przez pryzmat paradygmatu westfalskiego, wedle którego podstawowym podmiotem polityki światowej jest „państwo narodowe”.

Trzy projekty globalistyczne

Współczesny, XX i XXI wieczny świat jest areną naprzemiennej rywalizacji i współpracy pomiędzy trzema, ponadnarodowymi projektami dominacji światowej, które profesor roboczo określa jako: Rosyjsko-Chiński, Zachodni i Muzułmański. „Zachodni” projekt globalistyczny nie jest tożsamy z polityką zewnętrzną państw anglosaskich: USA i Wielkiej Brytanii, choć jest mylnie określany jako „anglo-amerykański”. Struktury polityczne realizujące te projekty to odpowiednio: 

  1. „Elita rządząca Rosji i Chin, w szczególności służby specjalne obydwu krajów.
  2. Zachodnia elita finansowa, w szczególności reprezentowana w Klubie Bilderberg, Radzie ds. Stosunków Międzynarodowych i Komisji Trójstronnej.
  3. Bractwo Muzułmańskie, przywódcy religijni kilku krajów islamskich i rządy niektórych państw islamskich.”
Każda z tych grup ma – pomimo globalnych aspiracji – różne interesy i różne cele polityczne, mogą jednak – dążąc do ich realizacji – używać podobnych metod. Przykładem: zarówno zachodnia finansjera (którą Olavo de Carvalho nazywa później „Syndykatem”) jak i elita sino-rosyjska (bardziej adekwatnym określeniem byłoby: sino-sowiecka) używają jednocześnie środków i ekonomicznych, i militarnych. Relacje pomiędzy tymi trzema podmiotami są bardzo złożone, wielowymiarowe, wielopoziomowe i zmienne. Od antagonistycznych i objawiających się konfliktami zbrojnymi, po współpracę, a nawet fuzję; różne rodzaje relacji mogą występować jednocześnie na różnych poziomach. Złożony charakter stosunków pomiędzy trzema projektami globalistycznymi powoduje dysonans i dezorientację obserwatorów, efektem czego są m.in. „[…] fantasmagoryczne interpretacje, niektóre w formie „teorii spiskowych”, inne w formie samozwańczych „realistycznych” i „naukowych” zaprzeczeń tych teorii”. Jako przykład może służyć tutaj dość popularny Alex Jones, który utożsamia siły stojące za „Nowym Porządkiem Świata” z administracją amerykańską; który mówi bardzo wiele o Illuminatach i wolnomularstwie, ale bardzo niewiele o sowietach i ich długofalowej strategii podboju świata, a co znamienne – często można zobaczyć go w roli komentatora „Russia Today”…

Podstawowe różnice pomiędzy wyżej wymienionych organizacji globalistycznych wynikają przede wszystkim z innej genezy i charakteru socjologicznego, socjopolitycznego każdej z omawianych grup; profesor używa wręcz określenia, iż grupy te należą do „różnych gatunków”. Każda z nich ma zatem inną modalność, czyli sposób istnienia w świecie i metody sprawowania władzy. Trzymając się odniesień do nauk przyrodniczych można powiedzieć, że każda z nich zajmuje bądź dąży do zajęcia innej niszy.

Sino-sowiecka klasa rządząca to przetransformowana nomenklatura komunistyczna, składająca się przede wszystkim z biurokratów i oficerów bezpiek i wojska, której modalnością jest władza o charakterze „polityczno-wojskowym” [politico-military], która to – dodajmy – jest władzą par excellance w klasycznym, schmittiańskim znaczeniu. Zdaniem de Carvalho, jedynie sino-sowiecki projekt globalistyczny można rozpatrywać w kategoriach stricte geopolitycznych: przetransformowane struktury komunistyczne po prostu stanowią kierownictwo odpowiednio: Federacji Rosyjskiej i ChRL. Zachodnia finansjera jest z kolei siecią sitw finansistów i bankierów, skupiającą się głównie na władzy ekonomicznej. Celem projektu muzułmańskiego jest ustanowienie „Kalifatu Światowego”, który byłby globalną ideokracją islamu, który jest religią oddziałującą na każdą sferę aktywności ludzkiej. Cel ten dominuje nad partykularnymi interesami narodowymi poszczególnych państw islamskich a także nad podziałem na sunnitów i szyitów, czy nad saudyjsko-irańską „zimną wojną”.

Heterogeniczność, odmienny charakter, różne interesy i asymetria pomiędzy tymi trzema blokami warunkują także odmienne sposoby postrzegania przez nie rzeczywistości – zwłaszcza siebie nawzajem – co przekłada się na propagandę i obarczone jest licznymi błędami poznawczymi. Dla „bloku sino-sowieckiego” świat jest areną starcia „zgniłego”, przeżartego liberalizmem „zachodu”, którego uosobieniem są Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, czasami inne demokracje zachodnie, z „tradycyjną i konserwatywną” Rosją i Chinami. Dla „Syndykatu” wrogiem numer jeden jest „terroryzm”. I choć jest to terroryzm islamski, jest on charakteryzowany bezosobowo, ze względu na ideologię polityczną „syndykatu”, jaką jest polityczna poprawność i „tolerancja”. Sojusznikiem „Zachodu” w „wojnie z terrorem” są Rosja Sowiecka i Chiny – i to pomimo faktu, że to sowieciarze wspierają ekstremizm islamski czy szerzej – projekt muzułmański – praktycznie od samego początku swego istnienia. Rosja Sowiecka czy ChRL w najlepszym wypadku postrzegane są przez globalistyczne elity zachodnie co najwyżej jako konkurent na poziomie gospodarczym. Elity muzułmańskie utożsamiają „świat zachodni” raz to z „Krzyżowcami”, „Żydostwem”, „Syjonistami”, innym razem z oświeceniowym, programowym „pogaństwem” czy „bezbożnictwem”. Co ciekawe i znamienne, muzułmanie nie określają mianem „kafirów” ani sowieciarzy moskiewskich, ani pekińskich. Fakt ten nie powinien dziwić w kontekście tego, iż architektem i mecenasem nowoczesnego ekstremizmu islamskiego, w tym i Bractwa Muzułmańskiego są właśnie bolszewicy.

Projekcyjne wizje sowieciarzy

Każdy z wyżej opisanych „bloków” globalistyczny wytwarza też – celem propagandy i dezinformacji – fałszywy obraz własny. Jest on efektem zarówno celowych działań dezinformacyjnych swoich decydentów, ale także czegoś, co można nazwać wtórną dezinformacją; grupa interesu, która stoi za daną akcją dezinformacyjną po prostu zaczyna wierzyć w swoją propagandę i dezinformację. Władcy Rosji Sowieckiej i ChRL dokonują też rzeczy typowej dla osobowości przestępcy, mianowicie – projekcji własnych cech i zamiarów na otoczenie.

„Blok Eurazjatycki” jako całość, i osobno jako Rosja Sowiecka i ChRL lansuje się na jedynego wiernego i najważniejszego sojusznika „Zachodu” (zwłaszcza Stanów Zjednoczonych) w walce z międzynarodowym terroryzmem i międzynarodową przestępczością zorganizowaną. Czekistowska Rosja stawia się w roli „ofiary polityki Zachodu” i udziela się to zarówno jej elitom, jak i tzw. „zwykłym” Rosjanom. „Reformy” ekipy Borysa Jelcyna na przestrzeni lat 90. XX w., które doprowadziły do zapaści kraju i grabieży majątku narodowego przez oligarchów i mafię rzekomo były wzorowane na liberalnych rozwiązaniach zachodnich i wprost inspirowane przez „Amerykę”. Tyle, że ci, którzy takie tezy głoszą, często zapominają (a bardziej prawdopodobne, że z dość oczywistych względów nie chcą mówić) o tym, że Związek Sowiecki przez cały czas swojego (formalnego) istnienia utrzymywał się głównie z okradania bardziej rozwiniętego technologicznie Zachodu.

Z kolei proces pieriestrojki, którego elementem była grabież na majątku narodowym, został przeprowadzony przez struktury komunistyczne; współczesna Federacja Rosyjska pod względem substancjalnym jest więc kontynuacją ZSRS, a „transformacja ustrojowa” była jedynie metamorfozą sowieckiego systemu władzy: […] gdy jego [ZSRS – przyp. J.] zasoby zostały rozdane po oficjalnym rozpadzie reżimu, beneficjentami stali się członkowie nomenklatury, którzy nagle stali się miliarderami, nie zrywając więzi łączącej ich ze starym aparatem państwowym, zwłaszcza z KGB (sam Władimir Putin przyznał, że „nie ma czegoś takiego, jak byłe KGB) […]. Ponadto, krótko po oficjalnym „rozpadzie” ZSRS, agenci wpływu w Europie i Stanach Zjednoczonych przeprowadzili zakończoną sukcesem operację zablokowania jakichkolwiek dochodzeń w sprawie sowieckich zbrodni. Nikt nigdy nie został ukarany za wymordowanie dziesiątek milionów cywilów ani za stworzenie najskuteczniejszej znanej ludzkości machiny terroru państwowego […] chaos i korupcja, jakie nastąpiły po rozpadzie państwa sowieckiego nie zostały spowodowane przez nowy system wolnej konkurencji a przez to, że pierwszymi beneficjentami byli władcy starego porządku – horda złodziei i morderców, jakich nie widział przedtem żaden cywilizowany kraj.

Będące nieuniknioną konsekwencją powyższego strukturalne patologie gnębiące Rosję, takie jak narkomania, rozwiązłość czy zapaść demograficzna to skutki prowadzonej przez Sowiety i ChRL agresji przeciw Zachodowi, w której głównym orężem była (i jest nadal!) szeroko pojęta korupcja, poprzez operacje agenturalne, w które zaangażowani są wysocy szarżą oficerowie komunistycznych specsłużb, poprzez osłabianie tradycyjnego systemu wartości, poprzez infiltrację systemu szkolnictwa i infiltrację ekonomiczną. Na skutek tych działań, społeczeństwo amerykańskie i inne społeczeństwa tzw. Zachodu, zwłaszcza od lat 60. zmieniły się nie do poznania. Elementem tej sowieckiej mega-operacji była i jest operacja „czerwona kokaina” opisywana przez analityka amerykańskiego wywiadu, Josepha Douglassa, orkiestrowana przez sowieckie i chrlowskie specsłużby od lat 50 XX w. Operacje sowieckich specsłużb mające osłabić, a w dalszej konsekwencji zniszczyć Zachód nie zostały przerwane z oficjalnym „upadkiem” Związku Sowieckiego; co więcej, obecnie w Stanach Zjednoczonych działa większa ilość rosyjskich agentów, niż podczas zimnej wojny.

Komunistycznym Chinom udało się wmówić elitom zachodnim, iż komunizm upadł, a kraj ten jest nowoczesnym państwem liberalnym i kapitalistycznym, czego nieuchronnym efektem ma być rzekoma liberalizacja całego systemu politycznego. Efektem tej operacji dezinformacyjnej było ściągnięcie do ChRL zachodnich inwestycji i zachodniego kapitału, czego widocznym efektem jest jedynie umocnienie się tamtejszej wersji neokomunizmu.

Według oficjalnej doktryny eurazjatyckiej, to USA są wcieleniem „liberalnego globalizmu” i „New World Order” itp., czego nieuniknioną konsekwencją ma być konfrontacja „Bloku Eurazji” i bloku globalistów, którego centralą mają być właśnie Stany Zjednoczone. Czołowy ideolog neosowieckiego eurazjatyzmu, Aleksander Dugin powołuje się tutaj na „dzieło” Karla Poppera „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”. Tymczasem – według de Carvalho – popperyzm, czy szerzej – liberalizm, to idee wrogie szeroko pojętemu Zachodowi; to idee utopijne, których próby wcielenia w życie powodują rozkład zachodniego, a zwłaszcza amerykańskiego systemu wartości, a w dalszej konsekwencji, całości systemu politycznego. Elita zachodnich globalistów dąży do zniszczenia Stanów Zjednoczonych i dążąc do tego celu, sprzymierza się to z sowieciarzami (moskiewskimi i pekińskimi), to z ekstremistami islamskimi. „Popperyzm”, który rzekomo jest ideologią oficjalną państw zachodnich na czele z USA jest w ustach Dugina i reszty kremlowskich „technologów władzy” konstruktem propagandowym. Natomiast opisany wyżej „Eurazjatyzm” [Eurasianism] – realnym projektem geostrategicznym, realnie zagrażającym wolnemu jeszcze światu.

Współczesna Federacja Rosyjska to nie tylko kontynuatorka Związku Sowieckiego. Komunizm z jakichś względów zakorzenił się właśnie na terenie dawnego Imperium Rosyjskiego. Olavo de Carvalho tłumaczy to następująco, powołując się na treść objawienia Najświętszej Maryi Panny w Fatimie: „obecnie, tak jak za czasów Stalina, Rosja jest siedliskiem korupcji i niegodziwości nigdy niewidzianych dotychczas, skierowanym na rozprzestrzenianie się swoich błędów po świecie, jak głosi Objawienie Fatimskie. Należy zauważyć, że proroctwo to nie odnosiło się konkretnie do komunizmu, ale ogółem do „błędów Rosji” i głosiło, że rozprzestrzenianie się tych błędów wraz z ich nieuniknionymi konsekwencjami w postaci hańby i cierpienia może zostać powstrzymane tylko wtedy, gdy papież i biskupi katoliccy na świecie dokonają aktu poświęcenia Rosji. Jako, że aktu tego nie dokonano, nie ma podstaw by nie widzieć projektu eurazjatyckiego jako drugiej fali „błędów Rosji” i ich unowocześnienia, zwiastuna katastrofy o niepoliczalnych skutkach”.

Olavo de Carvalho zauważa jednak fakt zachodniego i oświeceniowego pochodzenia komunizmu, który de facto zabił „starą” Rosję i „stare” Chiny wraz z ich tradycyjną spuścizną cywilizacyjno-kulturową. W oświeceniu swe źródło ma też zachodni globalizm, ale także… globalizm islamistyczny, który de Carvalho określa wprost jako… „zsowietyzowany islam”.

Czym jest „Syndykat”?

W odniesieniu do zachodniego projektu globalistycznego Olavo de Carvalho używa nazwy „Syndykat”, sformułowanej przez historyka i badacza problemu, Nicolasa Haggera. „Syndykat” jest to zorganizowana struktura istniejąca od ponad stulecia, spotykająca się okresowo by zapewnić spójność swoich planów i ciągłość ich realizacji z dokładnością i naukową precyzją, z jaką inżynier nadzoruje przekształcenie projektu w budynek. Został utworzony ponad 100 lat temu z inicjatywy Rotschildów, a obecnie skupia kilkaset klanów światowej plutokracji, m.in. Rockefellerów, Rotschildów, DuPont’ów, Onassis’ów. Nie ma własnej formy prawnej, działa jako sieć organizacji, które reprezentują zarówno całościowy interes „Syndykatu”, jak i poszczególnych jego członków. Do najważniejszych z nich de Carvalho zalicza: Klub Bilderberg, Radę ds. Stosunków Międzynarodowych (Council on Foreign Relations), Komisję Trójstronną czy też administrację organizacji międzynarodowych, na czele z ONZ.
 
„Syndykat” posiada swoją agenturę wpływu w rządach państw, zwłaszcza tych mających wpływ na politykę światową, których używa jako nośnika swych interesów, w tym także jako „bufora”, który może być poświęcony, gdy wymaga tego sytuacja. Stąd wynika niezrozumienie polityki „Syndykatu”, która błędnie utożsamiana jest zwłaszcza z polityką USA. Faktycznie – jest dokładnie odwrotnie; polityka prowadzona przez ekspozytury „Syndykatu” umieszczone w establishmencie amerykańskim stanowi wielkie niebezpieczeństwo dla Stanów Zjednoczonych, a co najmniej jest sprzeczna ze światowymi interesami amerykańskimi, z samą istotą polityki amerykańskiej. Olavo de Carvalho podaje następujące tego przykłady, począwszy od obecnej sytuacji w Libii, gdzie administracja Obamy (pod silnym wpływem Brzezińskiego i Clintonów) wspiera z gruntu antyamerykańskich islamistów. Z kolei podczas walki z kolumbijską mafią narkotykową administracja Billa Clintona wsparła rząd kolumbijski, jednocześnie uznając komunistów z FARC-EP (organizujących obrót kokainą) za organizację polityczną, po czym ścigać ich już nie było można. Dużo wcześniej, ograniczano pole manewru wojskom amerykańskim, walczącym z komunistami w Indochinach.

Syndykat posiada długofalową strategię zdobycia i utrzymania władzy światowej, z tym, że modalnością władzy syndykatu jest władza pieniądza, w przeciwieństwie do sowieciarzy z władzą polityczną (bazującą na biurokracji i aktywach specsłużb) czy elit islamskich z władzą religijną. Metodą, jaką posługuje się „Syndykat” w celu zdobycia ekonomicznej władzy nad światem jest kontrola światowej gospodarki przez „metakapitalizm” prowadzący do… socjalizmu.

Kolejnym – po utożsamieniu „Syndykatu” z elitami USA – błędem konspirologów jest niedostrzeganie socjalistycznych, bolszewickich wręcz jego planów i utożsamianie polityki „Syndykatu” z „zachodnim kapitalizmem”. Po części wynika to z powszechnej nieprzystawalności współczesnych pojęć politologicznych do rzeczywistości; ponadto, współczesna teoria polityki bazuje po części na… marksizmie, który jest niczym innym, jak teorią władzy upozorowaną na naukę. Idąc dalej, socjalizm jest jednym z instrumentów władzy, z czym nie kryją się twórcy ideologii komunistycznej. Nie jest on stanem rzeczy (rozumianym np. jako „system polityczny” czy „ustrój polityczny”), tylko procesem, „stawaniem się” rzeczy, prowadzącym do monopolizacji i etatyzacji gospodarki i w dalszej kolejności do przechwycenia pozostałych sfer życia przez jedną grupę rządzącą. Beneficjentami ostatecznymi socjalizmu tak właśnie rozumianego są – wg de Carvalho – trzy grupy: elity polityczne, lewicowi i komunistyczni intelektualiści (apologeci socjalizmu) oraz… kapitaliści, których pozycja wynika z protekcji państwa i eliminacji konkurencji. Taki proces ma miejsce obecnie na zachodzie – tyle, że w przeciwieństwie do Rosji czy Chin dochodzi się do niego drogą „ewolucji” i „konwergencji”.

Z powyższego wynika także fakt, iż „Syndykat” nie jest ani „antykomunistyczny”, ani „antysowiecki”, ani „antyrosyjski, ani „antychiński”. „Syndykat” nie jest wrogi elitom sowieckim (i ChRL-owskim), co więcej – zachodni globaliści i sowieciarze z reguły wzajemnie się wspierają co najmniej od lat 40. XX wieku, a bardziej prawdopodobne, że od samej rewolucji bolszewickiej w Rosji bądź też NEP-u. Globaliści z zachodu umożliwiają wręcz sowieciarzom istnienie, poprzez: aktywne ich wspieranie na poziomie gospodarczym, poprzez umożliwienie ZSRS (i jego obecnej spadkobierczyni) oraz ChRL uczestnictwo w międzynarodowym systemie gospodarczym i politycznym oraz poprzez osłanianie i finansowanie komunistycznych agentur wpływu. Zachodni metakapitaliści zbudowali bolszewikom praktycznie cały park technologiczny. Za pieniądze, które podmioty działające w ramach „Syndykatu” wyprowadziły z majątku narodowego USA i obracały nimi, zbudowano organizacje antyamerykańskie, prosowieckie, wywrotowe i pacyfistyczne, poprzez które działały sowieckie agentury wpływu. Inwestycje amerykańskich członków „Syndykatu” w Chinach w latach 90 pozwoliły temu krajowi stanąć na nogi (po katastrofie l. 60 i 70), umocnić system władzy i stać się potęgą militarną, zdolną konkurować ze Stanami Zjednoczonymi. Podobnie było z popieriestrojkową „Rosją”: to „Syndykat” w obawie o swoją pozycję na świecie i zyski, nie dopuścił do rozliczenia zbrodniczego komunizmu. Jedyny kraj, w którym tego dokonano to Kambodża, jednak nielicznych członków kierownictwa Czerwonych Khmerów osądził i skazał na łagodne wyroki trybunał ONZ-owski – organizacji międzynarodowej, która stanowi jedno z ramion „Syndykatu”.

Zdaniem Olavo de Carvalho, współczesny antyokcydentalizm sowiecki, chrlowski, a także lewacki – może wynikać z tego, że bolszewicy i neobolszewicy otrzymali od Syndykatu… za mało środków (w tym finansowych), aniżeli się spodziewali!

Kontrstrategia wobec globalizmów

Wizja trzech, wzajemnie wspierających się i uzupełniających projektów dominacji nad światem nie jest, oględnie mówiąc, zbyt krzepiąca. Olavo de Carvalho jednak widzi możliwość dania odporu globalistycznym hordom. Ludzie, którzy mogą to uczynić to: „[…] chrześcijańskie, protestanckie i katolickie społeczności ze wszystkich krajów, […] naród żydowski, […] amerykański konserwatywny nacjonalizm”. Olavo de Carvalho nie precyzuje jednak, jacy ludzie tworzą ostatnią z wyżej wymienionych grup; czy są to neokonserwatyści, czy tzw. paleokonserwatyści. Znając raczej prosowieckie i izolacjonistyczne nastawienie paleocons’ów takich jak np. Pat Buchanan, można mniemać, że chodzi o neokonserwatywnych Republikanów; w tym wypadku jednak bardziej adekwatnym określeniem byłby „amerykański imperializm”, jednak bez pejoratywnego wydźwięku, jaki przypisała mu komunistyczna propaganda, a który używany jest nadal przez neosowiecję. Pisząc z kolei o „narodzie żydowskim”, de Carvalho ma na myśli konserwatywne, religijne środowiska żydowskie i establishment Państwa Izrael, stanowiącego zaporę przed prosowieckim islamizmem.

Ponadto, do wszelkich działań przeciwko neokomunizmowi (czekistowskiemu czy też pekińskiemu) czy też zachodniemu globalizmowi niezbędne byłoby pozyskanie tej części elit muzułmańskich, która przeciwna jest projektom mającym korzenie w ideologii Bractwa Muzułmańskiego, socjalizmowi arabskiemu czy prosowieckiej i prochińskiej polityce Iranu i innych dyktatur bliskowschodnich. Podobną politykę zakładała m.in. doktryna geostrategiczna generała Franco.

Konieczne jest odkopanie „broni utraconej”, czyli antykomunizmu, wobec genezy i charakteru wszystkich w zasadzie globalizmów.

Koniecznością – zdaniem de Carvalho – jest skoordynowanie działań chrześcijan, Żydów i amerykańskich narodowych konserwatystów. Podczas, gdy działania grup stojących za trzema projektami globalistycznymi są z reguły skoordynowane i zorkiestrowane, konserwatywni, religijni i narodowi antyglobaliści działają chaotycznie, często w obawie przed kontrakcją któregoś z globalistycznych ośrodków, dodatkowo nie mając do dyspozycji takich samych instrumentów prowadzenia polityki, co globaliści. Kolejną przyczyną braku koordynacji, którą skądinąd brazylijski profesor pomija – są różnice ideologiczne, religijne, doktrynalne, także różnice partykularnych interesów pomiędzy tymi grupami, prowadzące do wzajemnych konfliktów. Wielu uczciwych ludzi nie ma także właściwego rozeznania sytuacji; wielu konserwatystów popada też w pseudonaukowe „teorie spiskowe”, z których część jest zbieżna z treściami sowieckiej i neosowieckiej propagandy i dezinformacji.

Tu dochodzimy do fenomenu Dugina i jego „eurazjatyzmu”. Sowieciarze zaczynają stosować propagandę, której jedną z grup docelowych są nie tylko patrioci i nacjonaliści, ale także religijni konserwatyści: zarówno katolicy, protestanci, żydzi i muzułmanie.

C.d.n.