2017-05-22

„Jeden Pas i Jeden Szlak” do światowego komunizmu

1. Chrlowska inicjatywa reaktywacji Jedwabnego Szlaku jest inicjatywą stricte polityczną, nie ekonomiczną. Wbrew bajaniom liberałów różnych odcieni, cierpiących kaca po zachłyśnięciu się teoriami o „końcu historii” (które dawno „odszczekał” nawet sam Francis Fukuyama), polityka zawsze góruje nad ekonomią. W tym przypadku chodzi o budowanie wpływów politycznych ChRL za pomocą różnego rodzaju inwestycji, głównie o charakterze logistycznym ale również finansowym czy surowcowym w krajach przystępujących do projektu. Oczywiste jest też to, że za pomocą ekspansji ekonomicznej i „kulturalnej” (Instytuty Konfucjusza), Pekin może plasować swoją agenturę i szpiegów.

Źródło: foxmulder2.blogspot.com

Żródło: facebook/Center for Strategic and International Studies

2. „Nowy Jedwabny Szlak” jest też kolejnym elementem całościowej koncepcji utworzenia „bloku kontynentalnego”, czyli eurazjatyckiej przestrzeni strategicznej mającej połączyć Europę Zachodnią, Federację Rosyjską i Chińską Republikę Ludową. Kręgosłupem eurazjatyckiego projektu jest polityczno-wojskowa i ekonomiczna współpraca pomiędzy Pekinem a Moskwą, a istniejącymi obecnie instytucjonalnymi formami są takie struktury, jak Szanghajska Organizacja Współpracy (kierowana przez tandem Moskwa-Pekin, mająca ambicje stać się sowieckim odpowiednikiem NATO) oraz Unia Eurazjatycka i Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego, mające utrzymać i wzmocnić wpływ polityczny Rosji Sowieckiej na obszarze byłego ZSRS. Prócz tego, Moskwa prowadzi politykę sojuszu z Niemcami i Francją oraz dąży do ustanowienia kontroli nad Europą poprzez działania dyplomatyczne, agenturalne i ekonomiczne (głównie poprzez eksport surowców energetycznych). Zainaugurowane niedawno na pekińskim „szczycie założycielskim” przedsięwzięcie ma faktycznie, w perspektywie długofalowej, stać się gospodarczym i logistycznym „modułem” projektu eurazjatyckiego, który nie tylko ma pozwolić chińskim bolszewikom na realizację ich mocarstwowych zamiarów i ekspansję na Zachód, ale też ma stać się gospodarczym i politycznym „zwornikiem” pomiędzy ChRL, Rosją Sowiecką i Unią Europejską oraz różnego rodzaju organizacjami międzynarodowymi o zasięgu eurazjatyckim. Władze w Moskwie i Pekinie od kilku lat zresztą deklarują zamiar integracji Nowego Jedwabnego Szlaku, m.in. z SCO i Eurazjatycką Unią Gospodarczą.

Żródło: facebook/Center for Strategic and International Studies

3. Nie powinno zatem zaskakiwać to, o czym pisała w Gazecie Polskiej Codziennie Hanna Shen: głównym gościem pekińskiego forum był Władimir Putin (przemawiał jako drugi po Xi Jinpingu, o czym w dalszej części tekstu), a głównym partnerem Pekinu w budowie Nowego Jedwabnego Szlaku stała się Moskwa. Dla Rosji Sowieckiej przystąpienie do chińskiego projektu jest wręcz strategiczną koniecznością, wynikającą z geografii, geopolityki oraz dotychczasowej współpracy z komunistycznymi Chinami. „Jedna Droga i Jeden Pas” to dla Moskwy kolejna okazja do wypchnięcia amerykańskich wpływów z Europy i Eurazji. Przede wszystkim jednak, chiński projekt ugruntuje rolę Federacji Rosyjskiej jako strefy buforowej i łącznikowej pomiędzy ChRL a Europą Zachodnią oraz zapewni reżimowi czekistów dopływ pieniędzy i inwestycji, dzięki czemu Moskwa, jako partner-junior Pekinu będzie mogła realizować swoje interesy. Warto również zwrócić uwagę na to, co mówili na szczycie Xi i Putin. Z ust genseka chińskiej kompartii i pułkownika KGB/FSB padały ogólnikowe stwierdzenia o wzajemnej współpracy ekonomicznej, technicznej, strategicznej oraz konieczności jej pogłębiania. Ale również stwierdzenie, że „Chiny i Rosja są strażnikami światowego pokoju”, oraz o „Nowym Jedwabnym Szlaku jako nowych Narodach Zjednoczonych”. Faktyczna wymowa tych słów powinna być oczywista nawet dla laika – ChRL i Federacja Rosyjska wspólnie dążą do ustanowienia własnej dominacji w Eurazji i na świecie, a NJS jest drogą wiodącą do tego celu.

4. Nowy Jedwabny Szlak jest też projektem tyleż polityczno-gospodarczym, co propagandowym i dezinformacyjnym – operacją aktywną na bardzo duza skalę. Hanna Shen przytacza w cytowanym wyżej artykule opinie ekspertów gospodarczych mówiących o nierentowności przedsięwzięć realizowanych w ramach NJS. Ale zapewne nie tylko o rentowność i nie tylko o pieniądze tu chodzi. Przede wszystkim, poprzez inicjatywę NJS Chiny przedstawiają się jako światowe supermocarstwo ekonomiczne czy wręcz wcielenie idealnego modelu nowoczesnej gospodarki rynkowej, którym nie są – w ChRL panuje bowiem model komunizmu przypominający popieriestrojkowy tzw. „kapitalizm nomenklaturowy”. Narracja ta wpleciona jest w bardziej całościową propagandę, w której światu zagraża globalistyczny, żarłoczny turbokapitalizm rodem z USA, a alternatywą wobec straszliwej hegemonii USA i globalnych korporacji jest „świat wielobiegunowy” pod przywództwem Pekinu i Moskwy, ze swoim sztandarowym projektem „Jednego Pasa i Jednego Szlaku”. Świetnie uzupełnia to się z aktualną sowiecką kampanią dezinformacyjną skierowaną przeciwko Zachodowi, a przedstawiającą rzekomo „konserwatywną” i „prosocjalną” Rosję czekistów i pułkownika KGB Putina jako alternatywę wobec zgniłego Zachodu. Wystarczy poczytać prosowieckie media przeznaczone dla audytorium zachodniego (w tym również polskojęzycznego) – między innymi tam w taki sposób przedstawia się chiński megaprojekt. NJS skierowany jest również do elit państw, które z różnych względów nie chcą przystępować do organizacji stricte politycznych prowadzonych przez Federację Rosyjską, ChRL albo sojusz tych dwóch państw.






2017-05-08

Wokół „Uległości” Houllebecq’a

Początek VI Republiki

Francja, rok 2022. Kraj ten jest areną procesu, który trwa już od czterech dekad, a mianowicie stopniowemu zwiększaniu się udziału w populacji kraju ludności wyznającej Allaha, a co za tym idzie, stopniowej islamizacji. Zamieszki, nierzadko krwawe, w dzielnicach zamieszkiwanych przez muzułmanów są w powieściowej Francji właściwie codziennością, a ugrupowania islamskich ekstremistów przeprowadzają już nie tyle zamachy terrorystyczne, takie jak na redakcję Charlie Hebdo (zamach przeprowadzono parę godzin po premierze powieści), a rodzaje walki bardziej przypominające partyzantkę miejską. Francuscy muzułmanie posiadają już własną reprezentację polityczną, partycypującą w partyjnym życiu kraju – Bractwo Muzułmańskie, będącą w zasadzie frankofońskim odłamem tejże światowej organizacji. O stanowisko prezydenta Republiki rywalizuje dwójka kandydatów – nacjonalistka z FN, Marine Le Pen oraz kandydat Bractwa, Mohamed Ben Abbes. Oficjalnie, Bractwo Muzułmańskie i Ben Abbes deklarują poszanowanie dla reguł specyficznej, francuskiej wersji demoliberalizmu, nieoficjalnie natomiast ich faktycznym celem jest zaprowadzenie islamskiego ładu – najpierw we Francji, a w dalszej perspektywie w całej Europie...

W odpowiedzi na proces islamizacji, dynamizuje się ruch nacjonalistyczny: z jednej strony w postaci „mainstreamowego” Frontu Narodowego klanu Le Penów, z drugiej – ruchu identytarystycznego: bardziej radykalnego, na poły zakonspirowanego, nie odżegnującego się od przemocy czy zamiaru puczu, skupiającego całą paletę różnych środowisk, od katolickich konserwatystów, poprzez nacjonalistów, aż po radykalnych neopogan. Tradycyjna francuska prawica przejmuje coraz więcej elementów z programu Frontu Narodowego i identytarystów. Stare elity polityczne, hołdujące ideałom republikańskim, zrodzonym z rewolucji francuskiej, ulegają niejako starczemu uwiądowi i udają, że problemu nie ma. W mediach mainstreamu panuje politycznie poprawna autocenzura, a strzępów informacji na temat faktycznego stanu rzeczy udziela portal o wiele mówiącym aliasie „rutube”, bynajmniej nie francuskim. W powieści Houllebecq’a, Moskwa aktywnie „miesza” we francuskim (i europejskim) kotle, wspierając ruchy nacjonalistyczne i konserwatywne, w tym Front Narodowy i ruch tożsamościowy.

Wybory prezydenckie zostają przerwane na skutek krwawej, ogólnofrancuskiej operacji paramilitarnej przeprowadzonej przez islamistów. Wygrywa je kandydat Bractwa, który wcześniej, w telewizyjnej debacie spunktował madame Le Pen wykazując, że światopoglądowa i polityczna oferta ruchu muzułmańskiego jest w istocie tym samym, co program narodowych konserwatystów. Od razu przystępuje do realizacji długofalowego programu politycznego Braci Muzułmanów, który w powieści Houllebecq’a nader daleki jest od przemówień Abu Bakra Al-Baghdadiego, Abu Muhammada Al-Adnaniego czy treści sążnistych artykułów publikowanych w „Dabiq”. Islamizacja odbywa się w pełnej zgodzie z regułami demoliberalizmu i wolnego rynku. Bractwo zawiera koalicję z socjalistami i demoliberałami, której jednym z warunków jest przejęcie przez partię muzułmanów kluczowego dla nich resortu edukacji. Szkolnictwo francuskie, dotąd obłędnie laickie, staje się kuźnią nowych islamskich elit intelektualnych i nowego islamskiego społeczeństwa Francji. Sorbona zostaje kupiona przez saudyjskich szejków, którzy zresztą szybko stają się we Francji równie częstymi i rozpoznawalnymi „turystami”, co sowieccy i chińscy prominenci na Lazurowym Wybrzeżu.

Koncepcja państwa laickiego, zrodzona podczas rewolucji francuskiej zostaje zastąpiona przez konserwatywny projekt muzułmański, który nakłania kobiety nie do „samorealizacji” na drodze kariery zawodowej, a do zajmowania się domowym ogniskiem. Francuska koncepcja państwa opiekuńczego nabiera kształtu takiego, jaki określony jest w filarach muzułmańskiej wiary. Obyczajowy konserwatyzm stopniowo zyskuje poparcie części prawicy, nawet Kościoła Katolickiego, tak samo jak działania skutkujące zmniejszeniem przestępczości na ulicach, natomiast zakat – pełen poklask francuskich socjalistów. Ben Abbes zamierza również zrealizować bardzo ambitny plan geostrategiczny – dołączyć do europejskich struktur polityczny obszar muzułmańskiego Maghrebu i szerzej, Bliskiego Wschodu. Rozpoczyna działania, mające doprowadzić do przystąpienia do Unii Europejskiej m.in. Maroka, Algierii, Egiptu oraz Libanu. Powołuje się przy tym na dziedzictwo Imperium Rzymskiego, którego Unia Europejska, poszerzona o stare (Bliski Wschód) i nowe kraje islamskie (Bractwo przejmuje w powieści władzę także w Beneluksie i Skandynawii) ma być nowym wcieleniem.

Upadek Zachodu

Uległość” to powieść będąca rewelacyjnym studium zmierzchu Zachodu – upadku kultury/cywilizacji, której fundamentem było chrześcijaństwo, a także przyswojone przezeń dziedzictwo Europy pogańskiej. Tym bardziej, że sam Houllebecq daleki jest od jakichkolwiek apologii konserwatyzmu, a wręcz określany jest jako mizantrop i „frankofob”, krytyczny wobec dziedzictwa kulturowo-cywilizacyjnego starej Europy i starej Francji, najstarszej córy Kościoła.

Świetnie ilustrują to profile głównych bohaterów powieści. Francois jest wykładowcą literatury na paryskiej Sorbonie. Prowadzi życie dosyć typowe dla przedstawicieli francuskiej elity intelektualnej, korzystającej z dobrodziejstw demoliberalnego państwa opiekuńczego. Ma ponad 40 lat, żyje samotnie, od czasu do czasu romansując ze swoimi studentkami, młodszymi od niego o dwie dekady. Pod względem światopoglądowym jest on exemplum typowego dla współczesnych czasów indyferentyzmu religijnego i filozoficznego. Należy do drugiego, albo i trzeciego pokolenia wychowanego i ukształtowanego w postmodernistycznej, laickiej i antytradycyjnej cywilizacji, która niszczy nie tylko monumentalne dziedzictwo dawnej kultury Zachodu, ale i najbardziej podstawowe więzi międzyludzkie – rodzinne, przyjacielskie, sąsiedzkie, redukując je to do kontaktów służbowych i zawodowych, to do przelotnych romansów. Francois tęskni jednak do wartości tradycyjnej cywilizacji, poświęcając się nawet swego czasu trudom zakonnego życia, jednak nie jest to zmiana trwała i konsekwentna. Koniec końców, pod wpływem swojego przełożonego, profesora Redigera (o którym będzie za parę wersów), dokonuje konwersji na islam. Wiara w Allaha, w jednych sprawach nader konserwatywna, nietolerancyjna i pruderyjna, w innych zaś nader „liberalna” i permisywistyczna – staje się dla Francoise’a z jednej strony wypełnieniem typowej dla ponowoczesnego człowieka pustki aksjologicznej i duchowej, a z drugiej – nadprzyrodzoną sankcją dla pewnych dotychczasowych nawyków, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich. Wreszcie – konwersja na islam jest dla Francois’a jedyną szansą na zachowanie dotychczasowej, wysokiej pozycji społecznej...

Na przeciwległym niejako biegunie znajduje się profesor Robert Rediger – dziekan wydziału literatury na Sorbonie, inspirujący się twórczością Rene Guenona – jednego z teoretyków tradycjonalizmu integralnego, który widząc upadek tradycyjnej cywilizacji europejskiej przeszedł na islam (w wydaniu sufickim). Przez długi czas sympatyzował on z ruchem identytarystycznym, jednak widząc zwycięstwo islamu, sam dokonuje konwersji. Co więcej, będąc przedstawicielem kującej umysły ludzi elity intelektualnej, aktywnie włącza się w proces islamizacji Francji, pisząc propagitki i artykuły namawiające do konwersji, by w końcu otrzymać stanowisko podsekretarza ds. szkolnictwa wyższego w nowej, islamskiej Republice.

W książce Hollebecq’a pokazany jest obraz upadku cywilizacji zachodniej wg Redigera, i inspirowana myślą Guenona interpretacja tegoż procesu będąca dla Redigera jedną z przesłanek do konwersji:

To tragiczne, grzmiał Rediger, że bezrozumna wrogość wobec islamu nie pozwla tradycjonalistom i identytarystom na przyjęcie oczywistej prawdy: w sprawach zasadniczych niczym się nie różnią od muzułmanów. Odrzucenie ateizmu i humanitaryzmu, podporządkowanie kobiety mężczyźnie, powrót do patriarchatu – w każdym aspekcie prowadzą jedną i tą samą walkę. Walka ta, niezbędna do wdrożenia nowego, organicznego etapu rozwoju cywilizacji, nie może już być prowadzona w imię chrześcijaństwa: dzisiaj to islam, religia siostrzana, ale młodsza, prostsza i prawdziwsza (dlaczego na przykład Guenon przeszedł na islam? Guenon był przede wszystkim umysłem ścisłym i właśnie dlatego wybrał islam, ze względu na oszczędność pojęciową, a także po to, by uniknąć pewnych marginalnych i irracjonalnych wierzeń, takich jak wiara w rzeczywistą obecność Boga w Eucharystii), tak więc to właśnie islam przejął dzisiaj pałeczkę. Przymilając się i zawstydzająco wdzięcząc do postępowców, Kościół katolicki utracił zdolność do przeciwstawienia się upadkowi obyczajów. Utracił zdolność do jednoznacznego i energicznego odrzucenia małżeństw homoseksualnych, prawa do aborcji i pracy kobiet. Spójrzmy prawdzie w oczy: Europa Zachodnia doszła to tak odrażającego stanu rozkładu, ze sama siebie nie jest w stanie uratować, nie bardziej niż starożytny Rzym w piątym wieku naszej ery. Masowy napływ imigrantów, których tradycyjna kultura jest nadal naznaczona naturalną hierarchią, podporządkowaniem kobiety i szacunkiem dla starszych, stanowi historyczną szansę na moralne i rodzinne odrodzenie Europy, otwierając perspektywę nowego złotego wieku dla Starego Kontynentu. (...)”


Ale oprócz – jakkolwiek strasznych i pesymistycznych, ale jednak szlachetnych pobudek, konwersja Redigera ma swoją ciemniejszą stronę. Tak samo, jak i islam, wyposażony w doktrynę „qitman” i „taqqiyah”, czyli, w prostych słowach, dezinformacji i manipulacji. Islam dopuszcza wielożeństwo i gromadzenie niemożebnych bogactw materialnych w tym życiu, motywując to podudkami, które określić można jako socjaldarwinistyczne, co jest otwartym tekstem wyłożone w redigerowskich „Dziesięciu pytaniach na temat islamu”. W artykułach publikowanych w bardziej niszowych wydawnictwach Rediger kwestionuje prawo do istnienia państwa izraelskiego i usiłuje dowodzić, że islam jest religią predestynowaną do władzy nad całym światem. Rediger, zajmując wysokie stanowiska we francusko-muzułmańskiej hierarchii, w pełni korzysta z religijnego uzasadnienia chociażby dla poligamii. Jego starsza, około czterdziestoletnia żona służy mu do gotowania obiadów, a młodsza, ledwo piętnastoletnia, do innych czynności.

To właśnie ze strony Redigera poszła w kierunku Francoise’a oferta „nie do odrzucenia”. Francois studiując publicystykę Redigera i zastanawiając się nad konwersją, dochodzi do konstatacji, że francuscy intelektualiści są kastą niezwykle uległą wobec tyranów i totalitaryzmów. I nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności. Onegdaj zachwycali się Stalinem, Mao i Pol Potem, współcześnie zaś islamem, także jego nurtami radykalnymi. I czynią to nie tyle, a raczej niekoniecznie z poczucia typowej dla swojej klasy misji społecznej, ale z pobudek czysto egoistycznych – chcą trwać przy władzy jako współczesny substytut stanu kapłańskiego.

Scenariusz realny

Houllebecq w sposób bardzo szczegółowy przedstawia scenariusz, będący ekstrapolacją tendencji intelektualnych i politycznych mających miejsce obecnie, nie tylko we Francji, ale i w całym świecie Zachodu, chociaż w ojczyźnie autora „Uległości” są one szczególnie intensywne. Czyni to bez żadnych sympatii dla jakiejkolwiek opcji, bez żadnego ideologicznego „backroundu” i ideologicznych wtrętów. Houllebecq po prostu pisze, jak może być.

Islamizacja Francji oraz innych krajów Europy Zachodniej wcale nie musi przebiegać wg powszechnych na prawicy wizji, w których hordy muzułmańskich terrorystów topią we krwi Francję, Niemcy czy Wielką Brytanię i w ten sposób zmuszają je do przyjęcia islamu. Hollebecq przedstawia w „Uległości” wizję islamizacji, którą można obrazowo określić jako „wojnę hybrydową”, jako „marsz przez instytucje”, podobny do komunistycznej strategii nakreślonej przez Antonio Gramsciego, w której terroryzm jedynie uzupełnia działania islamistów na poziomie politycznym.

Hollebecq zauważa również, że Francja i Europa nie znajdują się w próżni strategicznej, a oprócz cienia Miecza Proroka, pada na nią również cień czerwonej gwiazdy. Islamizacja uległej Europy nie jest – jak to lubi przedstawiać prawica i nacjonaliści – zagrożeniem finalnym. Proces ten może wepchnąć całą Europę w pole grawitacyjne neobolszewickiego Kremla, co zresztą już ma miejsce. Europa przyszłości, po przemianach na miarę oświecenia i rewolucji francuskiej, może stać się komponentem Wielkiej Eurazji, łączącej neobolszewicką Federację Rosyjską, ChRL i kraje islamskie, i to obojętnie, czy skutkiem tych zmian będzie islamizacja Europy, czy zwycięstwo sprzeciwiających się jej ruchów nacjonalistycznych i konserwatywnych. Kreml będzie – co zresztą już czyni – prowadzić grę, w której z jednej strony będzie rozgrywał terroryzmem islamskim oraz falami migrantów, a z drugiej – dużą częścią ruchów konserwatywnych i nacjonalistycznych, którym skutecznie stręczy się czekistów w roli obrońców cywilizacji.

Z kolei establishment polityczny i intelektualny Europy Zachodniej rozdarty jest i będzie dylematem, czy upaść na kolana przed islamem, czy może przed następcami Lenina, Stalina i Mao. Będzie to czynić zarówno z pobudek ideowych, słusznie zauważając upadek Zachodu, jak i z chęci zachowania dotychczasowej pozycji w „starym” porządku politycznym, albo walcząc o awans społeczny.


Michel Houllebecq, „Uległość”, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2015