Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Państwo Islamskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Państwo Islamskie. Pokaż wszystkie posty

2025-07-07

Trzeci poziom spisku. Flashback z 2016

 

Wpis ten został opublikowany niemal dekadę temu. Na początku neosowieckiej inwazji na Ukrainę, zaś przed rozgromieniem Państwa Islamskiego przez USA i Kurdów, przed rozpoczęciem procesów uzyskiwania przez Turcję i Arabię Saudyjską statusu regionalnych supermocarstw, przed rozpoczęciem przez Federację Rosyjską i Republikę Białoruś Operacji „Śluza”, przed przyłączeniem się Niemiec do tej sowieckiej operacji hybrydowej. Ile prognoz do tej pory się spełnia, ile już się spełniło, ile zaś okazało się nietrafne?

Publikuję go ponownie (z niewielkimi poprawkami stylistycznymi i interpunkcyjnymi) w kontekście hybrydowych operacji prowadzonych z jednej strony przez sowieckie struktury rządzące Rosją i Białorusią, a z drugiej strony podobnych działań prowadzonych przez Niemcy (kwestia, czy i na ile koordynowanych z Moskwą).

***

Nie ulega właściwie żadnej wątpliwości, że tzw. „kryzys migracyjny” nie jest w istocie kryzysem, a konsekwencją kryzysu – trwającego od ponad czterech dekad procesu islamizacji Europy.

Nie jest jednak moim zamiarem wykazywanie po raz kolejny, jak wielkim zagrożeniem dla cywilizacji europejskim (a właściwie dla żywego trupa tejże) jest islam i islamizm, a zastanowienie się, kto odniesie z tego procesu największe korzyści.

Profesor Olavo de Carvalho (zmarły na początku 2022 roku), przywoływany wielokrotnie na łamach tego bloga, w komentarzu pod tytułem „The owners of the World”i charakteryzuje trzy główne projekty globalistyczne oraz grupy interesu, które za nimi stoją. Pierwszy z nich to projekt „rosyjsko-chiński” (lub „eurazjatycki”), który realizowany jest przez elity polityczne Rosji Sowieckiej i ChRL – kremlowskich czekistów i chińską kompartię. Drugim jest projekt globalistów zachodnich (przy czym de Carvalho wyraźnie zaznacza, że projektu tego nie powinno się określać mianem „anglo-amerykańskiego”), którzy rekrutują się między innymi ze środowisk finansjery, demoliberalnych polityków i „intelektualistów”, w ramach struktur takich, jak Rada ds. Stosunków Międzynarodowych, Klub Bilderberg, Komisja Trójstronna, ale również elity rządzące strukturami Unii Europejskiej. Wreszcie, ostatnim projektem globalistycznym jest globalizm muzułmański, realizowany przez Bractwo Muzułmańskie (wg prezydenta Czech, głównego organizatora najazdu „uchodźców” na Europę), rządy niektórych państw muzułmańskich i cześć przywódców religijnych islamu.

Proces islamizacji Europy, ze szczególnym wskazaniem na tzw. „kryzys migracyjny” to splot interesów wszystkich wyżej wymienionych grup realizujących swoje globalistyczne projekty. Grupy te w aktywny sposób sterują tym procesem.


 

Interesy globalistów islamskich

Dla globalistów islamskich sprawa jest oczywista. Celem ich jest stworzenie „Światowej Ummy” muzułmańskiej i „Światowego Kalifatu Islamskiego”. Europa to w optyce wielu liderów islamskich „Dar Al Harb”, w dosłownym tłumaczeniu – „dom wojny”, „dom niewiernych”, który musi zostać wszelkimi dostępnymi metodami zislamizowany i dołączony do „Dar al Islam”/”Dar as Salaam”. W pierwszej kolejności czekają tereny, które w średniowieczu i późniejszych wiekach znajdowały się pod panowaniem czy to wczesnych kalifatów arabskich, czy to Imperium Ottomańskiego. Zarówno napływ ludności islamskiej (najpierw gastarbeiterów, a obecnie imigrantów z krajów islamskich), pokojowa działalność misyjna finansowana w pierwszej kolejności przez Królestwo Arabii Saudyjskiej, ale także przez szyicki Iran, a nawet bardziej świeckie reżymy islamskie, a także terroryzm to elementy tej długofalowej strategii. Świat islamu, w tym muzułmańskie struktury polityczne o globalistycznych aspiracjach nie są jednak skonsolidowane, brakuje im koordynacji polityki, nie mówiąc już o krwawych konfliktach na różnym tle.

Sytuację zmienić może pojawienie się Państwa Islamskiego. Daesh jest de facto organizacją bandycką, organizacją terrorystyczną, która posiada państwo w klasycznym rozumieniu tego słowa: terytorium i ludność, nad którymi sprawuje suwerenną kontrolę. Poza tym – co jest bardzo ważne, jeśli chodzi o wewnętrzne oddziaływanie IS na świat islamu – Kalif Państwa Islamskiego, Abu Bakr Al Baghdadi wywodzi się z tego samego rodu, z którego pochodził prorok Muhammad i pierwsi kalifowie.

Ale mimo to, globaliści islamscy wciąż nie mają i nie będą mieli możliwości organizacyjnych i logistycznych, by sfinalizować swoją strategię wobec Europy i świata. Stąd też globalizm islamski pełni i będzie pełnił rolę instrumentu w rękach globalistów zachodnich i globalistów sino-sowieckich. Nawet pomimo tego, że Bractwo Muzułmańskie, Al Kaida, irańska bezpieka, a całkiem możliwe, że i Państwo Islamskie posiadają rozbudowaną agenturę wpływu i komórki terrorystyczne w USA.

Interesy globalistów zachodnich

Dlaczego większość demoliberalnych elit Europy nie widzi zagrożenia w napływie islamu? Dlaczego ludzie tacy, jak George Soros pomagają ulokowanym na greckich wyspach imigrantom poprzez rozdawanie ulotek, których treść ma pomóc „uchodźcom” (w „poborowym” wieku i takowej kondycji fizycznej) w osiedleniu się w krajach europejskich? Dlaczego europejskie lewactwo z entuzjazmem patrzy na „wielokulturowość”, w tym na islamizację? Dlaczego szwedzka lewica zakazuje sodomitom demonstrować na ulicach (a z pomocą gejom przychodzą… nacjonaliści z Nordisk Ungdom)? Dlaczego peerelowskie feministki, takie jak Kazimiera Szczuka, widzą w muzułmańskich mężczyznach alternatywę dla „wąsatych i spasionych Januszy”? Dlaczego lewicowe władze Kolonii ukrywały pochodzenie sylwestrowych gwałcicieli, a Bundespolizei tłumiła pokojowe demonstracje PEGIDY, a nie wybryki kolorowego lumpenproletariatu?

Na pierwszy rzut oka zachowanie globalistów, demoliberałów i marksistów kulturowych wydaje się bezdenną, prowadzącą do samobójstwa głupotą: przecież islam ma się do zachodniego oświecenia jak przysłowiowa pięść do nosa. O ile chrześcijanie czy żydzi mogą – w optyce doktryny islamu – liczyć na status dhimmi, o tyle demoliberalizm zasługuje na całkowite zgładzenie ze strony wierzących, gdyż w islamie (tak samo, jak w przedpoborowym rzymskim katolicyzmie) władza pochodzić może tylko od Boga, a nie od „ludu”. Pozwolenie na zabijanie nienarodzonych dzieci, uśmiercanie kalek i starców, przywileje dla „mniejszości seksualnych” itp. (urastające do rangi „praw człowieka”) – karane są w islamie bardzo surowymi i okrutnymi karami. Indyferentyzm religijny to shirk – pogaństwo i bluźnierstwo wobec Boga, a tolerancja religijna obowiązuje teoretycznie tylko wobec chrześcijan i żydów – pod warunkiem, że mają oni status obywateli drugiej kategorii; wyznawcy innych religii to „politeiści” i niewierni, mający dwie alternatywy – konwersję na islam albo śmierć.


 

Jednakże jeśli przyjrzymy się bliżej prawdziwym, a ukrytym pod ideologicznym bełkotem celom politycznym demoliberalnych i neomarksistowskich elit, sprawa staje się jasna. Celem marksizmu, komunizmu – ze wszystkimi swoimi mutacjami – nie jest wcale żadna „wolność, równość, braterstwo”, żadne „równouprawnienie kobiet”, „mniejszości” czy gejów. Szeroko pojęta „polityczna poprawność”, „multikulturalizm”, „tolerancja”, ideologie LGBT, „gender”, feminizm, aborcjonizm i eutanazizm, ekologizm itd. – wszystko to jedynie środki wiodące do prawdziwego celu: inżynierii społecznej – stworzenia nowego, zdomestykowanego człowieka i wreszcie – władzy. Owszem, niemało jest idiotów spaczonych laicką wspakulturą i wierzących w te brednie, ale faktyczne znaczenie mają tu zawodowi rewolucjoniści kulturalni, zawodowi „dziennikarze zaangażowani”, zawodowi działacze różnego typu, zawodowe feministki, urzędnicy oraz plutokratyczne klany.

Napływ ludności zupełnie obcej kulturowo Europie, islamizacja Europy doskonale wpisuje się w plany i strategię współczesnych zachodnich elit. Marzeniem demoliberałów i neomarksistów jest sytuacja, kiedy w obronie przed islamskimi terrorystami i gwałcicielami z jednej strony, a nacjonalistami, „neonazistami” i „skrajną prawicą” z drugiej, trzeba będzie wziąć społeczeństwa krajów europejskich krótko za mordę – przykładem jest chociażby próba uchwalenia tzw. „dyrektywy Bieńkowskiej”, de facto zabraniającej obywatelom dostępu do broni palnej. Niewykluczone, że przy pomocy z zewnątrz. Dla oligarchii finansowej masowa imigracja to okazja, by jeszcze bardziej dokręcić śrubę pracownikom – sterowny odgórnie napływ imigrantów do okazja, by zmniejszać zmniejszać im płace i pogarszać ogólne warunki pracy.

Ta sytuacja jest też korzystna dla gracza lokalnego, jakim są Niemcy.ii Elity niemieckie (z których cześć ma korzenie post-nazistowskie, enerdowskie albo RAF-owskie) – odpowiednio sterując napływem imigrantów i systemem kwotowym – będą dążyły w ten sposób do ograniczenia suwerenności pozostałych krajów Unii Europejskiej, docelowo przekształcając UE w twór realizujący niemieckie interesy neoimperialne. Balony próbne zostały już puszczone – po zamachach w Paryżu zaczęto mówić o częściowym demontażu Unii Europejskiej, który zakłada nie tylko przywrócenie kontroli na wewnętrznych granicach, czy też ograniczenie stosowania traktatu z Schengen w dwóch wariantach: w jednym do krajów germanosfery, w drugim wariancie do krajów germanosfery oraz „Mitteleuropy”. Posunięcie to byłoby de facto rozmontowaniem UE, niejako na wzór kontrolowanego rozpadu ZSRS czy komunistycznej Jugosławii na „centrum” i „peryferie” UE. „Brexit” i „Grexit” jedynie przyspieszyłyby ten proces. Kto stałby się najbliższym sojusznikiem „nowej, wspaniałej Europy”? Odpowiedź jest prosta – Federacja Rosyjska.

Ponadto, Niemcy mają długie tradycje wspierania muzułmanów, w tym rzezi prowadzonych przez wyznawców tej religii, począwszy od ludobójstwa na Ormianach i Asyryjczykach. Podczs istnienia narodowo-socjalistycznej Rzeszy Wielkoniemieckiej, Adolf Hitler, Heinrich Himmler i pozostała cześć kierownictwa Trzeciej Rzeszy posunęła się nawet do zamiaru… islamizacji Niemiec. Zaś po II wojnie światowej, schronieniem dla niemieckich zbrodniarzy stały się – oprócz krajów Ameryki Południowej – kraje muzułmańskie, gdzie niemieccy oficjele, po konwersji na islam, współtworzyli aparaty bezpieczeństwa arabskich reżimów, W tym szaleństwie jest metoda.


 

Interesy globalistów eurazjatyckich

Największym beneficjentem kryzysu imigracyjnego i islamizacji Europy jest jednak „Blok Eurazjatycki”, oparty na sojuszu Rosja Sowiecka-ChRL, przy czym bardziej aktywną rolę grają kremlowscy czekiści, natomiast ChRL stoi na uboczu, jedynie kibicując sowieckiemu sojusznikowi niejako z tylniego siedzenia.

Federacja Rosyjska już od dawna rozgrywa Europę i Zachód kartą ekstremizmu muzułmańskiego. W kontekście bieżącym (a także w krótko- i w długoterminowej perspektywie czasowej) rozgrywa ona konflikt pomiędzy: aktualnie rządzącymi elitami zachodnimi (zwłaszcza w Europie Zachodniej), globalistami, lewicą; tzw. „skrajną prawicą”, nacjonalistami i tradycjonalistami oraz muzułmanami.

Dla politycznego mainstreamu Zachodu oraz globalistów, wśród których od zawsze predominował zamiar ułożenia sobie dobrych stosunków z sowietami oraz „robienia z nimi interesów”, Moskwa jawi się jako gwarant utrzymania status quo oraz ważny sojusznik w walce z terroryzmem, fanatyzmem religijnym i ekstremizmem.

Wobec prawicy i nacjonalistów, biełyj Car’ Putin, pułkownik I Zarządu Głównego KGB i były d-ca FSB, pozycjonuje się jako katechon – obrońca chrześcijan bliskowschodnich oraz obrońca resztek cywilizacji Zachodu zarówno przed muzułmańską nawałą, jak i przed lewactwem i „marksistami kulturowymi” rządzącymi tymże Zachodem i prowadzącymi do jego zguby. Reżym czekistów już zbiera obfite żniwo tej „operacji aktywnej” – coraz więcej zachodnich (europejskich, ale i amerykańskich) konserwatystów, nacjonalistów i tradycjonalistów jest skłonna widzieć nie tylko sojusznika, ale i obrońcę wartości tradycyjnych w pułkowniku KGB i FSB, który przewodzi reżimowi o jawnie bolszewickiej, sowieckiej istocie. Na uwagę zasługują tutaj szczególnie ostatnie akcje dezinformacyjne: pierwsza, polegająca na puszczeniu w obieg sfabrykowanej informacji o nastoletniej Rosjance zgwałconej przez muzułmańskich „uchodźców”, którą rzekomo pomściło czterystu Rosjan. Druga – to „informacja” o Rosjanach przeciwstawiających się powtórce z rozrywki w Kolonii na terenie Rosji Sowieckiej, przez którą „uchodźcy” przedostają się do Finlandii i Norwegii (zapewne bez niczyjej pomocy płyną rozpadającymi się krypami w górę Wołgi…). Tego rodzaju publikacje mają za cel przedstawienie Rosjan/Sowietów jako bohaterów broniących siebie i Europy, w kontrze do „spedalonych” i „ciotowatych” Niemców, Francuzów czy pozostałych „zapadników”.

Wobec islamu czekiści grają nie tylko obrońców „normalnego” islamu przed Al Kaidą czy IS, ale także przed zgniłym Zachodem, i tą rolę co rusz odgrywa ważny człowiek Putina – Ramzan Kadyrow.

Sowiecka interwencja w Syrii to operacja tyleż militarna, mająca cele strategiczne i operacyjne w klasycznym tych słów znaczeniu, co operacja dezinformacyjna, mająca za cel zbudowanie pozytywnego obrazu Rosji Sowieckiej, właśnie jako sojusznika w wojnie z apokaliptycznym Państwem Islamskim, zarówno aktualne elity Zachodu, jak i prawicowych czy lewicowych dysydentów. Narracja towarzysząca brzmi: zgniły zachód nie potrafi poradzić sobie z ISIS, USA wywołały na Bliskim Wschodzie chaos i również nie mają rozwiązań w walce z islamskim terroryzmem. Rosja ma zaś proste, radykalne, ale i skuteczne rozwiązanie problemu ISIS.

Drugim celem interwencji jest polaryzacja sceny strategicznej w Syrii tak, by pozostali na niej tylko rzeźnik Assad, walczący o niepodległość Kurdowie, niejako zmuszeni do kooperacji z Assadem i sowietami i rzeźnicy z Państwa Islamskiego. Trzecim zaś jest ponowne opanowanie Bliskiego Wschodu i położenie łapy na tamtejszych zasobach ropy naftowej.

Bardzo ważne są tutaj enuncjacje medialne o tym, że do sowieckiej interwencji w Syrii włączyła się Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza. Informacje te okazały się fałszywe (chociaż prawdopodobne jest, że ramię w ramię z funkcjonariuszami FSB są w Syrii również chrlowscy „doradcy”), ale być może były one propagandą szeptaną, mającą wykazać, że Pekin w pełni popiera działania Moskwy, pomimo nieudzielania wsparcia militarnego. ChRL nadal oficjalnie popiera działania wojenne Rosji Sowieckiej, gdyż interwencja jest we wspólnym, globalnym interesie zarówno Moskwy, jak i Pekinu.

Poza tym, należy pamiętać w kontekście omawianej tutaj kwestii o tym, że zarówno globaliści zachodni, zachodnia lewica i neomarksiści, a także elity niemieckie od wielu lat zinfiltrowani są przez komunistów i sowiecką agenturę wpływu. Tak samo, jak islamiści. ZSRS wspierał świeckich terrorystów arabskich, natomiast Federacja Rosyjska, kontynuacja sowietów – wspierała i nadal wspiera nie tylko Assada, ale i islamskich ekstremistów religijnych, na czele z Al Kaidą i afgańskimi Talibami. Państwo Islamskie wprost nasycone jest funkcjonariuszami irackiej, saddamowskiej bezpieki, szkolonymi w ZSRS i NRD. Ideologia samozwańczego Kalifatu jest zaś w równym stopniu muzułmańska, co bolszewicka.iii

Sterowany przez muzułmańskich przywódców i wspierany przez cześć elit zachodnich proces napływu muzułmanów prędzej czy później przekształci się w powstanie muzułmańskie i wojnę domową w krajach Europy Zachodniej. Elity europejskie, zwłaszcza niemieckie, niezależnie od barw politycznych, zwrócą się o pomoc na Kreml i Łubiankę. Rosja Sowiecka przyjmie rolę wyzwoliciela Europy i Zachodu przed islamskim zagrożeniem, tak samo, jak ZSRS podczas drugiej wojny światowej. Elity europejskie przyjmą – ochoczo bądź z przymusu – dyktat czekistów. Komunistyczne Chiny będą zapewne grały drugoplanową rolę rozjemcy, obrońcy pokoju i wesprą Rosję Sowiecką. Będzie to kolejny, być może ostateczny krok w budowie eurazjatyckiej osi Europa-Rosja Sowiecka-ChRL. Jak w zmienionej sytuacji geostrategicznej zachowa się USA? Ostateczne utworzenie „Bloku Kontynentu” oznaczałaby – jak stwierdził jakiś czas temu Józef Darski – „koniec USA”.iv

iii Czesław Kosior, „Państwo Islamskie a Rosja, czyli o sojuszu niekoniecznie z przypadku”: http://oaspl.org/2015/10/12/panstwo-islamskie-a-rosja-czyli-o-sojuszu-niekoniecznie-z-przypadku/. Temat wspierania Państwa Islamskiego przez Kreml porusza również w swoich licznych publikacjach dr Wojciech Szewko: http://www.mpolska24.pl/post/7809/wojciech-szewko-panstwo-islamskie-jest-jak-bolszewicy-eksportuje-rewolucje

2020-01-26

2020

W 131 i 132 odcinku programu „Geopolityczny Tygiel” dr Jerzy Targalski omówił mechanizmy sojuszu między Rosją Sowiecką a ChRL:



 Nie mam zamiaru dokonywać streszczenia tego, co powiedział politolog, gdyż pisałem o tym między innymi tutaj: 

http://jaszczur09.blogspot.com/2019/08/incydent-nad-morzem-japonskim.html http://jaszczur09.blogspot.com/2019/11/pekin-i-moskwa-zaciesniaja-wspoprace-w.html 

 Warto jednak rozwinąć jednak ciekawą i słuszną tezę doktora Targalskiego, mianowicie o tym, że niemożliwy jest ani konflikt pomiędzy dwoma komunistycznymi mocarstwami, ani rozerwanie ich sojuszu. Sojusz Pekin-Moskwa jest niejako naturalnym stanem rzeczy i wynika nie tylko z interesów bieżących, ale przede wszystkim długofalowych interesów strategicznych, warunkowanych imperialno-bolszewicką naturą obydwu państw. Antyamerykanizm (i antyokcydentalizm) nieformalnego sojuszu Pekin-Moskwa, o którym mówi dr Targalski, jest po prostu pochodną tego, iż oba te państwa dążą do zdobycia i utrzymania statusu światowych mocarstw i do światowej hegemonii. Komunistyczne Chiny i Federacja Rosyjska są z powodów geopolitycznych i geostrategicznych skazane na obustronną współpracę: mogą swoje cele realizować wyłącznie w ramach relacji będących nieformalnym, ale faktycznym sojuszem polityczno-militarno-gospodarczym. 

Dla ChRL (a ściślej rzecz ujmując dla Komunistycznej Partii Chin, jak świetnie tłumaczy generał brygady Robert Spalding w książce „Niewidzialna Wojna”) sojusz z Moskwą jest najważniejszym elementem „nowego porządku światowego” Made in China, czyli globalnego systemu organizacji, instytucji, wpływów oraz mniej lub bardziej formalnych sojuszy, który ma zapewnić KPCh globalną dominację. Obszar Rosji jest też dla Chin ważnym zapleczem strategicznym: strefą łącznikową z obszarem euroatlantyckim i arktycznym oraz dostarczycielem surowców. Chiny nie stanowią zagrożenia dla Federacji Rosyjskiej, jak błędnie stwierdził premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla „Die Welt”: dla czekistowskiego syndykatu sojusz z KPCh jest wręcz gwarantem utrzymania i poszerzania wpływów (u siebie, w „bliskiej zagranicy” i na świecie) a „groźba” stania się „młodszą siostrą Chin” (jak to określa dr Targalski) i ich zapleczem strategicznym jest kosztem koniecznym. 

Brak formalizacji i instytucjonalizacji sojuszu (nie licząc Szanghajskiej Organizacji Współpracy, BRICS czy wymienionego w programie Traktatu o Dobrosąsiedztwie i Przyjaznej Współpracy z 2001 roku) to bardzo dobry kamuflaż, zakłócający postrzeganie tego sojuszu wśród zachodnich ekspertów i decydentów. Dzięki takiemu „strategicznemu partnerstwu” obydwa państwa mogą z osobna realizować nieraz skrajnie różne strategie, będące jednocześnie częściami jednej neokomunistycznej mega-strategii. Ogromnym zagrożeniem dla wolnego świata jest rozwijająca się współpraca w zakresie wprowadzenia przez Federację Rosyjską systemu kontroli społeczeństwa i systemu tzw. „kredytu społecznego”. W listopadzie ubiegłego roku, Nowaja Gazieta ujawniła zamiary wprowadzenia, na razie „jedynie” przez merostwo Moskwy, projektu „Inteligentnego Miasta” („Umnyj Gorod”), będącego de facto kopią rozwiązań zastosowanych w Pekinie, Szanghaju, Shenzhen czy okupowanym Turkiestanie Wschodnim. Cyfrowa inwigilacja oparta o sztuczną inteligencję umożliwiającą funkcjonowanie sieci bardzo precyzyjnych kamer i zarządzanie ogromną ilością danych ma zostać wdrożona do 2030 roku (zapewne po wprowadzeniu jej na pełną skalę w ChRL). Sowieckie korporacje, Rostec i Ntech Lab ściśle w tym zakresie współpracują z władzami ChRL. Można wręcz powiedzieć, że sowieciarze rosyjscy będą podwykonawcami korporacji podporządkowanych KPCh. 

*** 

Sojusz strategiczny pomiędzy Rosją Sowiecką i komunistycznymi Chinami jest jednym z najważniejszych czynników, które zadecydują o kształcie polityki światowej nie tylko w najbliższym czasie, ale w ciągu najbliższych dekad. Trwa ukryta wojna prowadzona przez blok kierowany przez oś Pekin-Moskwa przeciwko Stanom Zjednoczonym, ich sojusznikom, ale i państwom neutralnym. Doktor Targalski mówi o możliwości rozszerzenia się tandemu ChRL-Federacja Rosyjska na Iran, co jest zresztą od dawna faktem; pod koniec grudnia 2019 roku Chiny, Rosja Sowiecka i Iran przeprowadziły wspólne ćwiczenia marynarek wojennych w rejonie Zatoki Perskiej i Morza Arabskiego. Nie tylko zresztą o Iran, bowiem mają miejsce coraz śmielsze przymiarki do włączenia w orbitę wpływów osi Pekin-Moskwa również Niemiec i Francji, a wraz z nimi całej Unii Europejskiej. 

Wróćmy jednak do Iranu. Islamski ekstremizm od lat stanowi narzędzie w rękach sowieciarzy, bez względu na zmiany nazw i skrótowców. „Proxy” Kremla (ale i w sposób bardziej zakulisowy – Pekinu) stanowił afgański Taliban, Al-Qaida i Państwo Islamskie, sojusznikiem ZSRS/FR i ChRL jest też Islamska Republika Iranu, która swoje powstanie zawdzięcza między innymi ZSRS. Amerykanom i tzw. Koalicji Antyterrorystycznej udało się na tyle zdezintegrować Al-Kaidę, że dzisiaj nie stanowi ona już takiego zagrożenia, jak w latach pierwszych XXI wieku. Islamizm odrodził się jednak w straszliwej inkarnacji Państwa Islamskiego, którego plan stworzenia i utrzymania Kalifatu legł w gruzach pod amerykańskimi bombami lotniczymi i rakietami oraz pod ostrzałem kurdyjskich kałasznikowów. Amerykańscy "specjalsi" zabili kalifa Ibrahima, ale nie zabito idei Kalifatu. Nie ma on już jednak niezwykle ważnego atrybutu w postaci państwa o regularnej strukturze politycznej i militarnej, jakim dysponował on jeszcze niespełna dwa lata temu. 

Tandem Moskwa-Pekin musi mieć agresywnego „sojusznika”, którego zadaniem będzie po pierwsze – destabilizowanie Zachodu, po drugie – wiązanie sił wojskowych państw zachodnich na Bliskim Wschodzie, co ułatwić ma działanie Rosji Sowieckiej i komunistycznych Chin. To między innymi dzięki (koniecznej) „wojnie z terroryzmem” i operacje wojskowe w Afganistanie i w Iraku, Rosja Sowiecka mogła rozbudować system penetracji Europy Zachodniej, ChRL rozbudowywać potencjał technologiczny, ekonomiczny i militarny, a obydwa państwa mogły – w cieniu islamskiego zagrożenia i wyniszczającej wojny z nim – nie zwracając uwagi świata, zbudować i umocnić sojusz. Poza tym, agresywny islamizm musi się odrodzić, gdyż wynika to z samej natury islamu, zdominowanego przez aszarytyzm. 

Można spekulować, że miejsce Al-Qaidy i Daesh w geopolitycznym ekosystemie miała zająć właśnie Islamska Republika Iranu (równolegle z coraz bardziej islamizującą się i coraz bardziej agresywną Turcją), która posiada wszystkie niezbędne do tego siły i środki, na czele z Islamskim Korpusem Gwardii Rewolucyjnej, który śmiało można określić jako „małe KGB”. Gwardia Rewolucyjna patronuje nie tylko Hezbollahowi, Hamasowi, rządowi Assada czy też partyzantce Huthi w Jemenie, ale ma wpływy nawet w Ameryce Południowej, współpracując z kolumbijskim FARC czy bezpieką wenezuelską. 

Egzekucja dokonana przez USA na dowódcy tej służby, generale Soleimanim i kilku innych członkach jej wierchuszki to taktyczny i strategiczny majstersztyk. Na poziomie taktycznym, zlikwidowano główny cel, bez ofiar w postaci niewinnych cywilów. Na poziomie strategicznym, dokonano ataku w sam „środek ciężkości” struktury polityczno-wojskowej nieprzyjaciela, używając pojęć Clausewitzowskich, i o to właśnie chodziło, wbrew histerii nowej, „prawicowej” generacji agentury i użytecznych idiotów, jojczących o tym, że zabicie generała ma świadczyć o przynależności USA do „cywilizacji turańskiej”. Dokonano dekapitacji irańskiego aparatu wpływów zagranicznych i represji wewnętrznych, a tym samym znacząco osłabiono potencjał Islamskiej Republiki Iranu, być może unikając w ten sposób dalszych, kosztownych i wyniszczających regularnych działań wojennych. 

Być może, choć to tylko moja teza robocza, decyzja o likwidacji generała Soleimaniego zapadła nieprzypadkowo po wspomnianych wcześniej morskich manewrach Iranu, Rosji Sowieckiej i Chin. Niemal na pewno było to ostrzeżenie wobec nich, oprócz wspomnianego osłabienia ich sojusznika i oczyszczenia przedpola. Ponadto, gdy w tak znaczący sposób osłabi się takie państwa, jak Iran, czy też islamskie organizacje terrorystyczne, Stany Zjednoczone będą mogły bardziej skupić się na pozostałych, ważniejszych strefach starć z blokiem kontynentalnym: Europie (zwłaszcza Europie Środkowo-Wschodniej – wschodnim froncie NATO) oraz obszarze Indopacyfiku. 

 *** 

 Od końca roku 2019 Rosja Sowiecka prowadzi kolejną kampanię dezinformacyjną przeciwko Polsce i Polakom, polegającą na dyskredytowaniu przedwojennego niepodległego państwa polskiego jako cichych sojuszników III Rzeszy oraz współsprawców Holocaustu Żydów. Moskwa w ten sposób poparła żydowskie organizacje roszczeniowe, zbijające kapitał na prowadzeniu „przemysłu Holocaust”, a także państwo Izrael, a ściślej, wpływowe – zarówno lewicowe, jak i prawicowe – kręgi polityczne w Izraelu, o nastawieniu z gruntu antypolskim. Operacja ta ma trzy zasadnicze grupy docelowe: zachodni mainstream, celem pogłębienia orientacji przychylnej Moskwie, wspomniane już środowiska żydowskie oraz Państwo Izrael, a także polską (a raczej peerelowską) lewicę, w celu wzmocnienia „lewej nogi” przychylnej sobie orientacji politycznej, agentury wpływu oraz użytecznych idiotów. Ta operacja – wraz z całym, wewnątrzpolskim kontekstem – wymaga jednak osobnego, bardziej szczegółowego omówienia.

2018-03-12

Trendy, analizy i prognozy (2)


Na poziomie wewnętrznym, Federacja Rosyjska już jakiś czas temu obrała kurs na powrót do zaostrzenia jawnego terroru i powrotu do otwarcie totalitarnych praktyk, będących kliszą polityki prowadzonej w epoce Stalina i Breżniewa. Wzmacniana jest FSB, czyli główny pion aparatu bezpieczeństwa, de facto stanowiący (jako kontynuacja KGB) najwyższą kastę w systemie władzy. Utworzono nowy rodzaj bezpieki: kilkusettysięczną Federalną Służbę Wojsk Gwardii Narodowej – zmilitaryzowaną formację, służącą do pacyfikacji niepokojów wewnętrznych oraz terenów okupowanych, ale również multiplikującą zadania bezpieczniackie, kontrwywiadowcze i wywiadowcze FSB i SWR. Jest to zarówno element omawianej „ucieczki do przodu”, jak i etap długofalowej strategii sowieckiej. Prezydent Putin dąży do tego, by system, który budował przez ostatnie dwie dekady przeżył jego samego i uzyskał największą możliwą trwałość i stabilność.
Tym, co ma wzmocnić pozornie niewydolny neosowiecki system, mają być chińskie inwestycje w system władzy panujący w Federacji Rosyjskiej i w czekistowskie elity – nie tylko inwestycje o charakterze gospodarczym, finansowym czy surowcowym, ale omówione wcześniej strategiczna współpraca polityczna, wojskowa, a także wzajemna współpraca w zakresie bezpieczeństwa, polegająca na wymianie informacji wywiadowczych (sztandarowym przykładem jest sprawa Lee) oraz wymianie technologii i „know-how” w zakresie inwigilacji i kontroli społeczeństwa.
Dużo mówi się ostatnio o rychłym upadku Rosji Sowieckiej albo/i rozpadzie po szwach narodowościowych. Ale „smuta” będzie stanem tymczasowym (patrząc z perspektywy długofalowej), po którym nadejdzie kolejny etap wzrostu siły. Ponadto, ten hipotetyczny i prognozowany stan będzie wykorzystany paradoksalnie na korzyść czekistowskich elit, przede wszystkim jako szantaż w celu znoszenia sankcji, pozyskania nowych źródeł finansowania i transferu technologii oraz wymuszenia kolejnych „detente” i „resetów” ze światem Zachodu, który obawiając się destabilizacji Rosji i strefy sowieckiej, wpompuje w nią finansową i inwestycyjną kroplówkę; właściwie już teraz tak właśnie uzasadnia się politykę części zachodniego establishmentu.Jeśli zaś jakimś „cudem” na świeczniku zostałaby osadzona tzw. opozycja demokratyczna (na przykład politycy w rodzaju Nawalnego), to ewentualne reformy będą płytkie i pozorowane, a czekistowskie Głębokie Państwo będzie i tak na tyle silne, żeby sprawować pełną kontrolę, choćby miała to być kontrola pośrednia. Ewentualny rozpad Federacji Rosyjskiej może być manewrem takim samym, jak rozpad ZSRS: pozornie niepodległe respubliki zachowałyby więzy z sowiecką centralą (być może Czeczenia Kadyrowa jest poligonem doświadczalnym takiego rozwiązania).
Podobna tendencja, czyli powrót do w pełni totalitarnej pragmatyki władzy, ma też miejsce u sojuszników zza Amuru. Xi Jinping, przy aprobacie politbiura KPCH oraz Centralnego Komitetu Wojskowego przy KC KPCH, powraca do praktyk przypominających rządy Mao Zedonga i zapewnia sobie dożywotne kierowanie kompartią i państwem. Wzmagają się prześladowania dysydentów politycznych, społecznych i religijnych – czy to osób i ruchów domagających się poprawy spraw socjalno-bytowych i reform gospodarczych, czy to wyznawców tybetańskiego buddyzmu, ujgurskich muzułmanów, czy to – w sposób szczególnie okrutny – rosnących liczebnie wyznawców kościołów chrześcijańskich. Wdrażane „seryjnie” są zupełnie nowe, oparte o korzystanie z big data, systemy kontroli jednostki i całego społeczeństwa, pozwalające m.in. na prewencyjne rozpoznanie osób i grup uznanych za „niebłagonadiożnych”.
***
Nie spełniły się ani prognozy mówiące, że ekipa Donalda Trumpa obierze kurs izolacjonistyczny w polityce zagranicznej, ani przewidujące obranie kursu przychylnego Moskwie. I mało prawdopodobne, że spełnią się one podczas aktualnej kadencji Trumpa. Wydaje się, że wiodącą rolę w nowej administracji uzyskali generałowie oraz oficerowie służb specjalnych mający świadomość tego, iż USA zostały, w szczególności za prezydentury Baracka Obamy, okrążone, oblężone i niemalże wyizolowane przez tandem Pekin-Moskwa oraz ich bardziej znaczących sojuszników, co przyznał pod koniec ubiegłego roku nawet aktualny sekretarz obrony USA, gen. James Mattis. W aktualnej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego za głównych przeciwników i główne zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych, ich interesów i sojuszników uznane zostały właśnie komunistyczne Chiny i Rosja Sowiecka; jako szczególne zagrożenie potraktowano współpracę pomiędzy tymi państwami. Obecne amerykańskie elity przyjęły do wiadomości, że sojusz Pekin-Moskwa to stan naturalny, a nadzieje na jego rozbicie przez politykę „różniczkowania” to mrzonki.

W takim układzie żywotnym, strategicznym interesem i celem Ameryki jest powstrzymywanie wpływów Moskwy i Pekinu tam, gdzie jest to możliwe i ustanowienie nowego, korzystnego dla siebie i chcacych tego sojuszników podziału stref wpływów na świecie. Jeśli trzeba – to przy użyciu twardej, militarnej siły. Stąd odbudowa, bądź powrót do rozbudowy potencjału militarnego USA i ich sojuszników, powrót do inicjatyw takich jak tarcza antyrakietowa, dostarczenie Ukrainie broni zabijającej, wspieranie walczących z Państwem Islamskim i reżymem Baszara Assada Kurdów, podtrzymanie i rozszerzanie sankcji wobec Rosji Sowieckiej oraz ostre forsowanie sankcji wobec państw wspierających reżim Kim Jong Una. I wreszcie – atak powietrzny, w efekcie którego został zniszczony cały batalion sowieckiego PMC „Wagner”.

Ważnym elementem nowej doktryny strategicznej jest budowanie alternatywnego wobec sowieckiego systemu dystrybucji gazu ziemnego w Europie. I naturalnie, wzmacnianie obecności wojskowej w Europie Środkowo-Wschodniej, praktycznie w obrębie sowieckiej strefy oddziaływania politycznego, agenturalnego i militarnego, inwestycja w lokalne elity patriotyczne i antysowieckie i stworzenie w dalszej perspektywie Sojuszu Międzymorza, wymierzonego przeciw, a przynajmniej w konkurencji do projektu Pekin-Moskwa-Berlin. Zupełnie innym, otwartym tematem jest to, na ile ta inwestycja się powiedzie i czy aby już nie jest niweczona przy pomocy różnych czynników...
Administracja Trumpa stara się również grać na odradzające się lub potencjalne potęgi regionalne (niektóre mające możliwość stania się potęgami światowymi). Ważne miejsce w nowej strategii geopolitycznej USA mają Australia, Nowa Zelandia, Kanada czy wreszcie Wielka Brytania, również zagrożona przez komunistyczne mocarstwa (ostatnia sprawa zatrucia Skripała pokazuje to dobitnie), i której, z drugiej strony, Brexit umożliwi odbudowę mocarstwowej pozycji. Japonia czuje złowrogi oddech Rosji Sowieckiej, okupującej Kuryle i Karafuto, a także rosnącej potęgi komunistycznych Chin i Korei Północnej, stąd nie tylko zwrot w stronę Ameryki, ale i rehabilitacja tradycji imperialnych oraz remilitaryzacja i odejście od pacyfistycznych paradygmatów polityki obronnej i zagranicznej. Indiom nie jest po drodze przebywanie w klubach państw, w których karty rozdają Rosja Sowiecka i Chiny (te ostatnie chcące uczynić również Ocean Indyjski własnym akwenem).
Obecna polityka Waszyngtonu, zmierzająca do przywrócenia Stanom Zjednoczonym pozycji wiodącego supermocarstwa światowego spotyka się ze wzmożeniem działań sabotażowych, prowadzonych równocześnie przez Federację Rosyjską, ChRL, zachodnich globalistów, część ponadnarodowych korporacji i komunistyczno-lewacki internacjonał, dżihadystów i ich zaplecze organizacyjne w krajach islamskich, część nacjonalistycznych i „prawicowych” fanów Putina oraz establishment Unii Europejskiej, czy z elity niemieckie, chcące emancypacji od USA i odrodzenia Wielkiej Rzeszy przy pomocy Rosji Sowieckiej i Chin. Te nieraz ostro skonfliktowane ze sobą grupy łączy w istocie jedna megastrategia, realizowana metodą golicynowskich „nożyc”. Jej priorytet jest niezmienny w zasadzie od dekad: osłabienie, a wręcz obalenie amerykańskich „jastrzębi”, destablilizacja wewnętrzna Stanów Zjednoczonych oraz ich geostrategiczna degradacja, a w długofalowej perspektywie – nowy porządek światowy z kluczową rolą sojuszu Pekin-Moskwa, prognozowany przez Anatolija Golicyna, a postulowany otwarcie już nie tylko przez Putina i Xi, a przez postępowych, demokratycznych i światłych Europejczyków, takich jak Sigmar Gabriel.
***
Państwo Islamskie przestało właściwie istnieć (poza przyczółkami w południowo-wschodniej Syrii) jako struktura posiadajaca władzę nad danym terytorium i ludnością, ale nie oznacza to końca ekstremizmu islamskiego. Trwać on będzie jako idea, wypływająca wprost z istoty islamu, a wzbogacona zapożyczeniami z europejskich modernistycznych doktryn i niemałym wsparciem logistycznym sowieciarzy, zarażająca głowy kolejnych „samotnych wilków” i „cool jihadis”. Poza tym nie wiadomo, co tak naprawdę stało się z wierchuszką ISIS po zdobyciu Rakki. Możliwe jest odtworzenie Kalifatu na jakimś innym, trudno dostępnym terenie, dalej istnieją organizacje będące franczyzami Państwa Islamskiego, a część kadr wzmacnia Al-Kaidę. Innym naturalnym terenem „rozśrodkowania” Kalifatu jest… Europa. Kluczowe kwestie są następujące: po pierwsze, ilu jego przywódców, i jak wysokiej rangi, ukryło się pośród milionowych już fal imigrantów zalewających Niemcy, Francję czy kraje skandynawskie, po drugie – ile jest na terenie Europy uśpionych komórek terrorystycznych i jakim dysponują zapleczem sprzętowym i logistycznym na miejscu.

Poza tym, strategiczną próżnię po Państwie Islamskim będą wypełniać Iran i Turcja. Pierwszy to niejako „tradycyjny” sojusznik Federacji Rosyjskiej i Chin. Turcja zaś, w opozycji do USA, NATO i krajów Europy, zamierza zreaktywować Imperium Ottomańskie, islamistyczne i nacjonalistyczne, coraz bardziej blatujące się z Moskwą i Pekinem.
Islamizacja Europy będzie trwała niezależnie od aktualnej siły ekstremistycznych organizacji islamskich. Już obecnie, mieszkańcy krajów Europy Zachodniej powoli przyzwyczajają się do „no-go zones”, w których Francja, Szwecja czy Niemcy straciły suwerenność, a które rządzone są albo przez paramilitarne i paramilicyjne bojówki islamistyczne, albo arabskie, tureckie czy kurdyjskie gangi. Elity krajów europejskich (zarówno lewicowe, jak i prawicowe) ulegają konwergencji z coraz głośniejszym, liczniejszym (nie wiadomo, ilu dokładnie na terenie Europy przebywa tzw. „uchodźców”, ani też ilu jest faktycznie białych konwertytów) i agresywniejszym islamem, czego ostatnimi przejawami była faktyczna segregacja płciowa podczas sylwestrowych imprez w Niemczech (tzw. „strefy wolne od gwałtu” dla kobiet) czy też żądania muzułmanów, aby w stołówkach publicznych wydawano wyłącznie posiłki halal.

***
Scenariusz opisany w „Uległości” Houllebecq’a jest coraz bliższy spełnienia. Przy czym należy zauważyć, że realny demoliberalizm, a właściwie opisany w „Wielkim Arrangement” konwergencyjny demobolszewizm wyczerpuje swoje dotychczasowe możliwości i formułę. Rosną w siłę ruchy sprzeciwu wobec systemu, zarówno z prawa, jak i z lewa. Wraz z nacjonalizmem francuskim czy niemieckim (ocierającym się o neonazizm), do głosu dochodzą regionalizmy i separatyzmy. Katalończykom nie udało się uzyskać niepodległości od Hiszpanii, głównie dzięki bardzo stanowczej reakcji Madrytu. Ale ujawnienie się podobnych ruchów – czy to w Hiszpanii, czy to w innych krajach europejskich, na przykład w Belgii – jest w najbliższej przyszłości pewne. Niewielu zwróciło uwagę na to, co działo się w trakcie wizyty Donalda Trumpa na szczycie G-20 w Hamburgu, gdzie bolszewickie bojówki Antify nie tylko zdemolowały infrastrukturę miejską, grożąc przy tym ludziom, ale i w małych grupach rozgramiały pododdziały policji w sile batalionu. Był to znak tego, iż należy się spodziewać reaktywacji terroryzmu komunistycznego, anarchistycznego i lewackiego, podobnego do tego, z jakim kraje zachodnie miały do czynienia w latach 60., 70., i 80. ubiegłego wieku. Ponadto dowiedziono, że komórki Antify, czyli współczesnej wersji Czerwonych Brygad czy RAF, utrzymują kontakty i współpracują z bardzo egzotycznymi pod względem ideologii sojusznikami – Państwem Islamskim i Al Kaidą.
Entropia Zachodu będzie też rodzić sprzeciw przejawiający się nie tylko w powstawaniu legalnych partii sprzeciwu: niedawno głośno było o aresztowaniu oficerów Bundeswehry pod zarzutem przygotowywania zamachu na ośrodki dla imigrantów. W „Uległości” przedstawiona jest rozmowa Francoise’a z oficerem francuskiego kontrwywiadu, którego poglądy skrajnie dalekie były od obowiązującej politycznej poprawności i pochwały „multi-kulti”. Środowiska wojska, służb i „głębokiego państwa” w krajach zachodnich będą w miarę kryzysu brać sprawy we własne ręce.
Wszystkie te czynniki mogą w najbliższych latach doprowadzić do poważnych kryzysów, łącznie z zamieszkami na masową skalę, wojnami domowymi czy nawet zbrojnymi konfliktami międzynarodowymi. W europejskim kotle mieszają i będą mieszać szamani z Kremla i Łubianki, wspierając każdą ze stron i manipulując kryzysem wedle strategii nożyc. W dogodnym momencie, to Rosja Sowiecka zaoferuje się jako „wyzwoliciel” i „katechon”, a komunistyczne Chiny jako gwarant stabilności ekonomicznej i politycznej, z Nowym Jedwabnym Szlakiem i nowymi, wspaniałymi metodami kontroli społeczeństwa i represji.
W tym kontekście, trwająca już prawie od dekady wojna domowa w Syrii jest z perspektywy Rosji Sowieckiej, ChRL i USA (ze wskazaniem na Kreml/Łubiankę) swoistym poligonem, na którym można testować najróżniejsze rodzaje broni (łącznie z najnowszymi) oraz praktyczne rozwiązanie różnego rodzaju strategii i operacji. Rosja Sowiecka wspierająca reżim Assada testuje między innymi wystrzeliwane z okrętów nawodnych i podwodnych rakiety manewrujące „Kalibr”, najnowsze systemy obrony przeciwlotniczej S-400, nowe modele samolotów i śmigłowców bojowych nowych generacji, czy też drony rozpoznawcze i bojowe. Na jak najbardziej realnym polu walki testowana jest nowa organizacja sił zbrojnych FR, których trzonem są teraz wysokomobilne związki operacyjne i taktyczne, a równie ważną rolę pełnią wojska specjalne (z jednolitym dowództwem) czy rozpoznawcze. Można również przetestować, jak sprawdzi się przestarzły sprzęt znajdujący się na wyposażeniu sojuszniczej Syrii – izraelski F-16 został zestrzelony przez sowiecki system przeciwlotniczy, który do seryjnego użycia wszedł w latach ‘50. Sowieciarze mogą wreszcie sprawdzić opcję bezpośredniego, a jednocześnie (jakkolwiek dziwnie to zabrzmi) pośredniego ataku na siły USA – zapewne taki był jeden z celów rajdu korporacji najemniczej „Wagner” na obiekty sojuszniczych sił kurdyjskich, obsadzone jednocześnie przez amerykańskich specjalsów, po którym Putin i Szojgu będą poważnie musieli zrewidować taktykę i działania operacyjne, jeśli nie całą strategię.
Ze względu na wewnętrzne uwarunkowania narodowościowe, etniczne, religijne i polityczne, wojna w Syrii jest z perspektywy Rosji Sowieckiej idealnym sprawdzianem na wypadek podobnych wydarzeń… w Europie.
***
Przeprowadzając kolejne próby nuklearne i rakietowe oraz grożąc atakiem nuklearnym na Koreę Południową, Japonię czy Guam, Kim Jong Un po prostu oznajmił światu, że oto Korea Północna stała się państwem nuklearnym, z pełnymi możliwościami użycia broni jądrowej i że zarówno bezpośrednie otoczenie, czyli Korea Południowa i Japonia oraz wyspiarskie państwa Pacyfiku Zachodniego zależne od USA, jak również same Stany Zjednoczone będą musiały się z tym faktem liczyć. Mając na podorędziu nieobliczalnego (a przynajmniej uznawanego za takiego) "Człowieka-rakietę", ChRL i Rosja Sowiecka będą w przyszłości coraz skuteczniej szantażować świat, a tym samym zwiększać pole manewru zarówno w polityce lokalnej, jak i globalnej.


Ostatnie pokojowe zapowiedzi Kima, w związku z olimpiadą w Pyongchang, to jedynie mydlenie oczu przywódcom Zachodnim. I na dłuższą metę nie pomogą tutaj nawet ultrakompromisowe deklaracje Trumpa. Jeśli tylko Kim poczuje słabość USA, jeśli tylko uzna, że dostał przysłowiowy palec, sięgnie po rękę i powróci do poltyki szantażu.

2018-02-04

Trendy, analizy i prognozy (1)

Większość noworocznych podsumowań skupia się na wymienianiu konkretnych wydarzeń, jednak ważniejsza i więcej mówiąca jest analiza bardziej ogólnych procesów, trendów i tendencji w polityce. O ile zupełnie bezsensowne są próby precyzyjnego prognozowania przyszłych wydarzeń, o tyle szersze procesy polityczne można w miarę precyzyjnie przewidzieć, rozważając różne alternatywy.
Spróbujmy zatem dokonać przeglądu najważniejszych procesów politycznych, rozgrywających się nie tylko w ostatnim roku, a na przestrzeni ostatnich kilku lat i przewidzieć alternatywy ich przebiegu.



***
Rok 2017 był bardzo niechlubną, setną rocznicą przewrotu bolszewickiego, którego tragiczne skutki odczuwamy do dzisiaj, często nie zdając sobie z tego sprawy. Praktycznie we wszystkich jubileuszowych analizach dominuje traktowanie bolszewizmu jako zjawiska historycznego, podczas gdy istnieje aż nadto dowodów, że bolszewizm-komunizm wcale nie upadł wraz z "jesienią ludów" roku 1989 roku, ani z "rozpadem" Związku Sowieckiego. Jednymi z niewielu opracowań dotyczących tego problemu, przynajmniej w polskim dyskursie politologicznym, są książki autorstwa Dariusza Rohnki: "Fatalna Fikcja. Nowe oblicze bolszewizmu, stary wzór" oraz "Wielkie Arrangement" (wydane odpowiednio w 2001 i 2007 roku), w których autor (powołując się m.in. na Anatolija Golicyna, Jeffa Nyquista czy śp. Christophera Story) analizuje całościowo cztery poziomy procesu transformacji: jej historyczną genezę, trwanie komunistycznych struktur władzy w krajach "postkomunistycznych", proces konwergencji komunizmu (w wydaniu sowieckim) z zachodnim demoliberalizmem oraz poziom geopolityczny, w którym najważniejszym elementem jest reaktywacja (a właściwie przebudowa) bloku komunistycznego, którego centrum stała się oś Pekin-Moskwa.
Można zaryzykować stwierdzenie, że tzw. "transformacja ustrojowa" jest jednym z głównych czynników, oddziaływujących na aktualną sytuację na świecie, jeśli nie najważniejszym. Dopiero obecnie zaczynamy obserwować i doświadczać pewne długofalowe konsekwencje tej operacji politycznej. Jeszcze kilka lat temu opracowania, które wskazywały na fałszywy charakter transformacji można było znaleźć obok teorii o planecie Nibiru i inwazji Reptilian, dzisiaj nawet liberalny i lewicujący mainstream przyznaje, że w Federacji Rosyjskiej jednak faktycznie rządzi kagiebowski reżim, w Chinach - partia komunistyczna, które mogą zagrozić Zachodowi zarówno swym potencjałem militarnym, jak i dezinformacyjnym, że obalony niedawno w pałacowym, bezpieczniacko-wojskowym puczu Robert Mugabe to rasistowsko-komunistyczny despota, a za rosnącym w siłę wojującym islamem stoją nie tylko saudyjscy i katarscy szejkowie, ale i oficerowie z Łubianki.
***
Najważniejszym procesem rozgrywającym się na przestrzeni ostatniego czasu w polityce światowej jest zaostrzanie się zimnej wojny pomiędzy "blokiem kontynentalnym" pod wodzą Pekinu i Moskwy, czyli współczesną mutacją bloku komunistycznego, a "blokiem zachodnim" pod wodzą USA.
Systematycznie wzmacnia się symbioza pomiędzy komunistycznymi Chinami a Rosją Sowiecką, obejmuje ona też coraz to nowe obszary aktywności tych państw. Zwiększa się zakres i poziom dwustronnej współpracy polityczno-wojskowej: pod koniec ubiegłego roku odbyły się drugie ćwiczenia sił powietrzno-kosmicznych Federacji Rosyjskiej i ChRL w zakresie obrony przeciwrakietowej. Wspólnie ćwiczą chińska i sowiecka bezpieka, a cykliczne manewry "Morskie Współdziałanie" organizowane są pod nosem NATO, na Bałtyku, przez co Pekin i Moskwa demonstrują współpracę o światowym zasięgu. Spotkania polityczno-wojskowych czynników kierowniczych obu stron mają już charakter cykliczny. Intensyfikuje się też współpraca gospodarcza, handlowa i surowcowa. Chiński kapitał ma coraz większy udział w sowieckim przemyśle wydobywczym, zwiększeniu ulega transfer gazu i ropy z Federacji Rosyjskiej do Chin, a ponadto obydwa państwa współpracują w zakresie uruchomienia szlaku transportowego przebiegającego przez Ocean Arktyczny i eksploatacji surowców spod jego dna.
Oficjalnie otwarto polityczno-gospodarczą Inicjatywę Pasa i Szlaku (na której to imprezie głównym gościem Xi Jinpinga był nie kto inny, tylko Putin), planowane jest jej połączenie z Eurazjatycką Unią Gospodarczą i Szanghajską Organizacją Współpracy. Złączenie chińskich, sowieckich i europejskich/niemieckich polityczno-gospodarczych inicjatyw integracyjnych (coraz bardziej możliwe, że właśnie pod szyldem Nowego Jedwabnego Szlaku) ma na celu stworzenie paneurazjatyckiej przestrzeni strategicznej, łączącej UE/Niemcy, Federację Rosyjską i komunistyczne Chiny.
W tandemie Moskwa-Pekin zauważalny jest „podział pracy”, w którym obie strony wzajemnie się uzupełniają, przy czym jednak rola kierownicza przypada Chinom, natomiast rola strategicznego „tarana” i zaplecza - Federacji Rosyjskiej. Moskwa toruje drogę Pekinowi na terenach uznawanych przez oba państwa za aktualne i potencjalne strefy wpływów: za sowieckimi wpływami agenturalnymi, dyplomatycznymi czy też wojskowymi wchodzą chińskie inicjatywy gospodarcze, których faktyczny cel jest jednak stricte polityczny, na przykład w Syrii (konkretnie w części opanowanej przez rządy Assada i wspierające go wojska sowieckie). Gdzie indziej zaś, Chiny są - jak określił to dr Targalski - „zastępczą Rosją”: jest tak na terytoriach, na których Moskwa ma ograniczone pole manewru, nie jest akceptowana, bądź jest za słaba, by je opanować, na przykład w republikach Azji Środkowej czy na terenie Międzymorza bałtycko-czarnomorskiego. Dwustronna współpraca wynika z interesów zarówno Moskwy, jak i Pekinu, stąd jest to tendencja trwała i niejako naturalna, w przyszłości będzie się ona pogłębiać, a na obecnym etapie stanowi bardzo poważne zagrożenie dla USA i wolnego świata.
Daje się również zauważyć tendencję do oficjalnego podłączenia do omówionego układu Niemiec. Niemiecki establishment polityczny już niemal oficjalnie mówi o wypowiedzeniu sojuszu z Ameryką i oficjalnej współpracy z Moskwą i Pekinem. Tu jednak wiele jeszcze zależy od wojskowej i ekonomicznej obecności amerykańskiej w Europie, kryzysu wspólnot europejskich (kiedy i w jaki sposób rozpadnie się Unia Europejska), sytuacji wewnętrznej najważniejszych graczy w Europie (kwestia zasadnicza – czy w Niemczech, we Francji i w Belgii zapanuje prawo szariatu, czy nacjonaliści, z reguły reprezentujący opcję eurazjatycką) i warunków, na jakich Niemcy miałyby do tego układu przystąpić. Tak czy inaczej, kształtowanie się osi Pekin-Moskwa-Berlin jest już faktem.

***
Sama Moskwa – jak określił to niedawno dr Jerzy Targalski – ucieka do przodu przed nadchodzącym kryzysem (zresztą jest ona jednym ze stałych wariantów gry Kremla/Łubianki od 1917 roku, a obecnie można to odnieść do całości bloku Pekin-Moskwa). Nie może pokonać Stanów Zjednocznonych, ich sojuszników oraz części własnych potencjalnych ofiar militarnie, zatem ucieka się do złożonych operacji wywiadowczych, czy wywoływania konfliktów o niskiej intensywności: konfliktów regionalnych, które jednak oddziaływują na szersze otoczenie międzynarodowe. Jednymi z najsilniejszych kart Moskwy są aktywa służące prowadzeniu operacji cybernetycznych oraz operacji wpływu – prowadzenia agentury politycznej oraz pożytecznych idiotów czy wreszcie operacji terrorystycznych i paraterrorystycznych.
Wydaje się, że wraz z włączeniem się w wojnę domową w Syrii, Rosja Sowiecka na długi czas zabezpieczyła sobie dostęp z jednej strony do dużej i znaczącej części Bliskiego Wschodu, a z drugiej do Morza Śródziemnego i Morza Czerwonego. Dzięki temu będzie mogła wzmacniać i rozszerzać swoje wpływy poprzez rozgrywanie lokalnymi konfliktami. Neosowiecka machina dezinformacyjna już przyznała Moskwie pierwszeństwo w pokonaniu ISIS i walce z islamskim ekstremizmem, obecnie trwa rozgrywka walką Kurdów o niepodległość, a w zanadrzu chociażby sięgający początku islamu konflikt sunnicko-szyicki czy rywalizacja o hegemonię w świecie islamu sunnickiego, głównie pomiędzy Arabią Saudyjską a Turcją. Moskwa rozgrywa też Izrael, m.in. przy pomocy zagrożenia ze strony Iranu, Syrii, Hamasu i Hezbollahu. Również obecna wojna informacyjna prowadzona przeciw Polsce przez część żydowskiego establishmentu ma widoczną sowiecką inspirację i wsparcie.
W Europie Zachodniej i Środkowo-Wschodniej Moskwa wdrożyła i będzie posługiwać się strategią nożyczek, rozgrywając z jednej strony tradycyjnie prosowieckim demoliberalnym mainstreamem stawiając się jako obrońca status quo, z drugiej zaś najnowszą generacją swojej agentury wpływu – skrajnie prawicowymi, nacjonalistycznymi i skrajnie lewicowymi (w mniejszym stopniu) ruchami opozycyjnymi, stawiając się na pozycji potężnego sojusznika w walce ze „zgniłym Zachodem”, i demoliberalnym systemem. Do tego dochodzi już właściwie jawne i widoczne rozgrywanie i zarządzanie kryzysem imigracyjnym, islamskim terroryzmem i „miękką” islamizacją. Rosja Sowiecka może z czasem zdecydować się – zwłaszcza w Europie Środkowej – na coś, co określiłem kiedyś jako „polityczny outsourcing”: jako że starzy bolszewicy, stara agentura i stare metody kontroli zużywają się, ich miejsce zajmą siły niepodległościowe, prawicowe i narodowe, które – czasem nawet zupełnie nieświadomie – będą realizować, albo chociażby wpisywać się w międzynarodową strategię i taktykę Moskwy.

Rosja Sowiecka stara się też zminimalizować skutki „naturalnego” obniżenia cen ropy naftowej i gazu ziemnego, połączonego z sankcjami i atakiem ekonomicznym ze strony USA i Saudów poprzez uzyskiwanie i wywieranie wpływu na państwa OPEC. Kluczowe jest to, na ile wywieranie wpływu będzie skuteczne, o ile OPEC obniży wydobycie ropy i na ile całą operację zaognia kampania dezinformacyjna, mająca za cel sianie paniki i prognozowanie podwyższenia cen ropy.

2016-12-31

Nowa dezinformacja w miejsce starej (2)

Sojusz ekstremów i wielowektorowa polityka

Strategia i taktyka budowania i montowania przez Kreml agentury wpływu w siłach radykalnych i antyestablishmentowych oparta jest o koncepcje polityczne Aleksandra Dugina, z których najważniejsze to: koncepcja tzw. „sojuszu ekstremów”, będąca częścią ideologii neoeurazjatyzmu. Koncepcja ta przewiduje zjednoczenie wszystkich ruchów antysystemowych o skrajnie różnych ideologiach wokół kilku pryncypialnych postulatów politycznych: zwalczania systemu demoliberalnego, antyokcydentalizmu i antyamerykanizmu oraz utworzenia Bloku Eurazjatyckiego. Pod sztandarem eurazjatyzmu i realizacji neosowieckich celów strategicznych jednoczą się ruchy nacjonalistyczne, konserwatywne (różnych odcieni), lewicowe, lewackie, neonazistowskie, faszystowskie, czy nawet anarchistyczne. Wspomniane w pierwszej części niniejszego cyklu partie i ruchy polityczne różnej proweniencji jednoczy wsparcie organizacyjne, logistyczne, finansowe i ideologiczne udzielane przez kremlowskie ośrodki dyspozycyjne: ośrodki akademickie, instytucje finansowe czy wreszcie systemowe partie polityczne. Przeciwne sobie ruchy prawicowe i nacjonalistyczne z jednej, i lewicowe oraz komunistyczne z drugiej, łączy też postulat utworzenia sojuszu eurazjatyckiego, który kraje europejskie połączyć ma z tandemem Moskwa-Pekin.

Oprócz oddziaływania stricte politycznego, sowiecka agentura oddelegowana na odcinek „prawicowy” oddziałuje na zasadzie gramszystowskiego „marszu przez instytucje”, którą z powodzeniem stosowała i stosuje lewica. Agentura i użyteczni idioci dążą do tego, by jak najszersze i jak najbardziej różnorodne grupy polityczne i społeczne, z reguły nie znające mechanizmów polityki i nieświadome istnienia sowieckiej wielkiej strategii, realizowały jej cele. Czyni to poprzez infiltrację ośrodków akademickich i intelektualnych, mediów, kościołów i organizacji religijnych (w tym Kościół Rzymskokatolicki – i to zarówno modernistów na czele z papieżem Franciszkiem, jak i „tradsów”) czy też artystów, a także oddziaływanie na masy, na tzw. opinię publiczną poprzez kampanie dezinformacyjne prowadzone poprzez media tradycyjne (bardzo ważna rola Russia Today i Sputnika), w blogosferze i na portalach społecznościowych. To głównie poprzez liczne blogi, twitter, facebook oraz YouTube rozpowszechniane są krótkie najczęściej, bardzo obrazowe, oddziałujące głównie na sferę emocjonalną i nieporuszające ideologicznych niuansów treści, w których Putin przedstawiany jest jako krutoj supergieroj – wybawca od demoliberalizmu, lewactwa, masonerii, mędrców Syjonu, imigrantów, Illuminati, banksterów i żydo-banderowskich Reptilian z planety Zeta Reticuli, których to reprezantantem i nośnikiem interesów są kraje zachodnie, na czele ze Stanami Zjednoczonymi, przedstawiane w różnych wariantach jako „NWO”, „USrael” itp. W części przypadków tego rodzaju propaganda i dezinformacja jest tzw. „propagandą faktów”, w której sowieciarze bezlitośnie wykorzystują słabości państw zachodnich. Słabości, w których powstaniu ZSRS/FR ma swój udział.

Przejdźmy do szerszego politycznego kontekstu. W obecnej sytuacji, którą wedle typologii Jurija Bezmienowa określić można albo jako destabilizację (w najlepszym wypadku), albo już jako kryzys, Rosja Sowiecka już prowadzi „swobodną grę” pomiędzy kontrolowalnym i sterowalnym lewicowo-demoliberalnym mainstreamem a siłami antyestablishmentowymi, równie łatwymi do infiltracji, zdezinformowania i kontroli. Te opcje będą wzajemnie się napędzać, ku uciesze Kremla, Łubianki i Jasieniewa. Zagrożenie sterowanym i koncesjonowanym z Kremla „nacjonalizmem”, „populizmem” i „faszyzmem” będzie motywować establishment mainstreamowy do jeszcze większego zacieśniania relacji z Moskwą. Prawica zaś będzie pchana w objęcia czekistów przez kontynuowanie przez mainstream dotychczasowej polityki. Do tego dochodzi możliwość grania przez Moskwę kartą zagrożenia islamskiego, opcjonalnie – mitycznego zagrożenia chińskiego.

Trump i reset-bis

Warto się zatrzymać nad wynikiem wyborów prezydenckich w USA. Prezydent-elekt Trump wysyła sprzeczne sygnały, jeśli chodzi o planowane relacje z Rosją Sowiecką. Z jednej strony, kilkakrotnie wypowiadał się przychylnie o Putinie, widząc w nim sojusznika w walce z islamskim terroryzmem i głosił izolacjonistyczne postulaty. Z drugiej – stanowczo żądał chociażby zaprzestania przez Moskwę prowokacji militarnych wobec Zachodu i mówi o odnowie zaniedbanego potencjału odstraszania nuklearnego. Powszechnie wiadome jest otaczanie się przez niego osobami interesami związanymi z sowiecką oligarchią. I to jest kwestia najważniejsza – kadry nowej, amerykańskiej administracji. Z jednej strony, Sekretarzem Obrony został gen. James Mattis, oficer USMC bardzo sceptycznie odnoszący się do Putina i Rosji Sowieckiej, niemający złudzeń co do natury tego kraju. Z drugiej strony, na stanowisko Sekretarza Stanu mianowano Rexa Tillersona – szefa ExxonMobil, znanego z przyjaznych relacji z Putinem i Sieczinem oraz dealu Exxon-Gazprom, laureata Orderu Przyjaźni Federacji Rosyjskiej. Doradcą Trumpa ds. Bezpieczeństwa został znany z występów w Russia Today, były dyrektor DIA, gen. Michael Flynn. Równie niepokojąca jest najnowsza nominacja – doradcą ds. polityki zagranicznej ma zostać Henry Kissinger: polityk odpowiadający za detente z ZSRS, jeden z wyznawców teorii konwergencji pomiędzy bolszewizmem a demoliberalizmem, przyjaciel i zwolennik Władimira Putina, uznający pogorszenie relacji USA z Rosją Sowiecką i komunistycznymi Chinami za jeden z najgorszych błędów administracji amerykańskiej.

Trudno jest uznać Trumpa za „kremlowską marionetkę”, jak określił go Aleksander Ścios, jednak równie trudno za dobrą monetę przyjąć zachwyty nad geniuszem politycznym Trumpa (gdy jest on dyletantem politycznym) czy słowa krytyków „zimnowojennej paranoi”, która rzekomo „wszędzie każe szukać „ruskich spisków”. Znana jest bowiem historia sowieckiej infiltracji USA: bolszewicy potrafili uplasować agenturę w najbardziej newralgicznych i strategicznych dla Stanów Zjednoczonych sferach – czy to w Projekcie Manhattan, czy to na stanowisku sekretarza stanu, czy to na wysokich stanowiskach w służbach specjalnych, nie mówiąc o działalności KP USA czy komunistycznym „marszu przez instytucje” i wpływie na kontrkulturę; wszyscy wiemy o takich ludziach, jak Alger Hiss, małżeństwo Rosenbergów, czy też sprawach Aldricha Amesa i Roberta Hanssena. Aleksander Ścios nie pomylił się jednak co do tego, że Trump tworzy administrację w oparciu o koterię, realizującą swoje partykularne interesy (które w pewnych zakresach są i będą zbieżne z interesami USA).

Wydaje się, że amerykańskim celem nowego resetu z Moskwą ma być wspólne pokonanie Państwa Islamskiego i franczyz Al Kaidy oraz wspólna konkurencja z rosnącymi w siłę Chinami (taka dyplomacja ping-pongowa a rebours). Tyle tylko, że Sowiety, obojętnie czy jako ZSRS, czy to jako FR, od lat wspierają islamski terroryzm. W tym również Al Kaidę i ISIS, w charakterze „lodołamacza”, „Hitlera Putina”, jak to określił Andriej Nawrozow oraz możliwego wykonawcę antyzachodnich operacji destabilizujących typu „false flag”. Z kolei wykorzystanie Moskwy przeciwko Pekinowi również oparte jest na krótkowzrocznej strategii, naiwności i nieznajomości długofalowej strategii, i jako takie skazane jest na klęskę. Reset z ChRL w wykonaniu Nixona skończył się wzmocnieniem pozycji tego kraju, a następnie „normalizacją” stosunków z ZSRS i – już w latach 90 – zawiązaniem oficjalnego sojuszu Moskwa-Pekin. Konflikty między obydwoma krajami mają charakter taktyczny i w znacznej mierze pozorowany, obliczony na zdezinformowanie Zachodu. Komunistyczne Chiny i Rosja Sowiecka są naturalnymi sojusznikami, kraje te są sobie wzajemnie potrzebne – ich współpraca polityczna, gospodarcza i wojskowa przyczyniają się do wzmocnienia pozycji międzynarodowej, bezpieczeństwa oraz realizacji mocarstwowych interesów obydwu. Możliwa próba resetu zakończy się albo dalszą, ale zakulisową współpracą Moskwy i Pekinu, albo – mimo stawania na rzęsach amerykańskiej dyplomacji – otwartym kontynuowaniem współpracy, z jednoczesnym wysyłaniem komunikatu o treści: znowu was orżnęliśmy, będziemy cyganić dalej, a wy nic nam nie zrobicie!

Polski odcinek nowego sowieckiego planu. Wymiana agentury

Działania sowieciarzy wobec Polski i Europy Środkowej różnią się od działań wobec Zachodu właściwie jedną istotną rzeczą – USA i Europa Zachodnia są przez Moskwę manipulowane, natomiast Polska, wraz z pozostałymi krajami Europy Środkowej i Wschodniej, są przez Moskwę kontrolowane (inna sprawa, że przy współudziale i pomocy graczy zachodnich). Nie zmieniły tego zasadniczo ani rok 1989 z „pierwszymi wolnymi wyborami”, ani „pierwszy prezydent wolnej Polski” tow. gen. Wojciech Jaruzelski, ani nawet wyjazd ostatniego żołnierza Północnej Grupy Wojsk Radzieckich. Zmieniła się po prostu metoda kontroli – z kontroli bezpośredniej na kontrolę pośrednią, kontrolę strukturalną. Rządy, które próbowały realizować suwerenną politykę zostały w bardziej lub mniej delikatny sposób zneutralizowane dwa razy, aktualnie obserwujemy trzecią próbę takiej neutralizacji, która zbiega się czasowo z promowaniem nowego rodzaju kolaborantów i nowej metody zarządzania.

Kontrola strukturalna w latach 1989-2015 polegała na sterowaniu polityką Polski za pomocą układu magdalenkowo-okrągłostołowego – amalgamatu oligarchii wywodzącej się w prostej linii ze starej komunistycznej, bezpieki i nomenklatury (z bezpieką wojskową jako najsilniejszym ogniwem) oraz kooptantów z tzw. opozycji w charakterze „słupów”. Rządząca oligarchia bezpieczniacka wspierana i jednocześnie kontrolowana oraz dublowana była – jak opisuje to płk Piotr Wroński w „Czasie nielegałów” - przez „środki aktywne” bezpośrednio podległe SWR i FSB.

Obecnie ten mechanizm kontroli powoli, acz nieubłaganie wypala się i wyczerpuje. Po pierwsze, ze względów biologicznych – trwanie mechanizmu, w którym stara bezpieka i starzy komuniści sterują życiem politycznym zza kulis to kwestia maksymalnie pięciu najbliższych lat. Nowa generacja „resortowych dzieci” niejako wyradza się i degeneruje co barwnie, ale bardzo rzeczowo przedstawił Fox Mulder w artykule „Reset z Rosją? Nowa generacja agentury”:

Stałym problemem z jakim styka się Rosja w Polsce jest niska jakość prorosyjskich kadr. W czasach PRL musiała sięgać po margines społeczny, przestępców, wojskowych dekowników, sprzedajnych karierowiczów i debili. Przedstawiciele tych grup tworzyli "elity" PRL. I przekazali swoją pozycję społeczną dzieciom i wnukom. Często się zdarzało, że ich potomkowie stanowili bardziej gówniany materiał ludzki od nich. Arystokracja z nadania okupanta też się przecież degeneruje. Doszło do sytuacji w której przyjazne Rosji kadry zachowują się jak idioci noszący tabliczki z napisem "Jestem rosyjskim agentem!". Obok różnych milicjantów i esbeków zaczytujących się od deski do deski w "Faktach i Mitach", obok Januszy biznesu z wypisanym na twarzy "Jestem złodziejem", obok zgrzybiałych giertychowców, zjebów z różnych Falang i Obozów Wielkiej Dupy [te parte to akurat świeża agentura, ale skierowana na bardziej radykalny target, który może nabrać znaczenia np. w przypadku kryzysu gospodarczego – przyp. J.], obok różnych Srajd palących sowieckim okupantom świeczki na grobach, mamy różnych wsioków w stylu płka Dupy, wieszających na ścianie w swoim lipnym Centrum Eksperckim Kontrwywiadu NATO herb FSB (!) i trzymających tajne dokumenty SKW obok butelek po wódce i dvd z bajkami w stylu "Masza i Niedźwiedź". Na miejscu warszawskiego rezydenta SWR powiedziałbym: "To jest, kurwa, dramat!".”

Po drugie – właściwie nie da się już sterować społeczeństwem za pomocą demoliberalno-lewackiej inżynierii społecznej, którą w latach 1989-2015 wdrażały środowiska komunistyczne, tzw. „lewicy laickiej” (de facto post-KPP; obecnie „Agory”, „GazWyb”, ROAD/Unia Wolności/Demokraci itd.) oraz KLD/PO. Umiera wielka narracja „III RP” i „świetlanej, demokratycznej, liberalnej, europejskiej przyszłości” i niebawem będzie docierała już właściwie do wąskiego kręgu swoich autorów i ich zwolenników, związanych rodzinnie, towarzysko oraz wspólnymi interesami. Wydaje się, że społeczeństwo żyjące między Odrą a Bugiem przynajmniej w jakimś zakresie zrozumiało, że było przez te opcje polityczne ordynarnie rżnięte i robione w bambuko. Wyrazem tego było podwójne zwycięstwo PiS w roku 2015 – w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, a także rosnąca popularność ruchów i inicjatyw patriotycznych, konserwatywnych, katolickich (i to najczęściej „radiomaryjnych” czy skupiających się wokół środowisk tradycji katolickiej, albo konserwatywnych wspólnot charyzmatycznych) czy wreszie nawiązujących do ruchu narodowego, zarówno w wersji endeckiej, jak i narodowo-radykalnej.

Jak na te procesy społeczne rozgrywające się na terenie bliskiej zagranicy reagować ma czekistowski syndykat? Konieczność dziejowa i mądrość etapu są zmienne. Trzeba zatem – znów parafrazując Vadima z powieści Szczyrby – dostosować się do zmieniających się tendencji, a najlepiej – nowe tendencje kreować i w odpowiednich punktach sterować nimi tak, by zmanipulowane społeczeństwo przyjęło moskiewskie jarzmo z radością. Ewentualnie – z poczuciem dziejowej i geopolitycznej konieczności. A politycy, intelektualiści i aparat państwowy – realizowali interesy Rosji Sowieckiej, zarówno w kraju, jak i na zewnątrz. A skoro operacja „prawicowego NEP-u” i potiomkinowskiej rewolucji konserwatywnej powodzi się w krajach zachodnich, to dlaczego nie miałaby odnieść podobnego sukcesu w Polsce?

Jaki jest główny mechanizm infiltracji prawicy? Faktyczna agentura, zadaniowana przez oficerów sowieckich specsłużb zapewne stanowi w całej operacji mniejszość. Tak jak w schemacie „orkiestry” Volkoffa, pełnią oni funkcje „dyrygentów”. Resztę roboty robią pudła rezonansowe – użyteczni idioci, którzy sączą dezinformacyjny jad dalej – zarówno jako tzw. „liderzy opinii”, jak i „konsumenci”. Prosowiecka-prorosyjska propaganda i dezinformacja szerzona jest nie wertykalnie, de modo Gazeta Wyborcza i poprzez „autorytety moralno-polityczne” lat transformacji, ale horyzontalnie, sieciowo – za pomocą masowych mediów społecznościowych oraz portali lansujących się na „antysystemowe”, „niezależne”, „patriotyczne”, „narodowe”, „katolickie/chrześcijańskie”, „zmuszające do myślenia” itp. Główne tezy dezinformacji skierowanej do konserwatywnego i narodowego odbiorcy w Polsce są w dużej mierze kopią tych skierowanych do odbiorców na Zachodzie, a wspomnianych wyżej, z poprawką na uwarunkowania lokalne – rozpowszechnia się treści mające skłócić Polaków z pozostałymi narodami Międzymorza, a Rosję Sowiecką przedstawić jako jedyny ratunek to przed Niemcami, to przed masonerią, to przed Żydami, krwawymi multikorporacjami z USA, które jest naszym faktycznym wrogiem, banderowcami i szaulisami, itp. Nawet, jeśli prosowieckość nie jest wyrażona verbatim, to samo już atakowanie zachodu/USA itp. stawia w dobrym świetle Rosję Sowiecką. Analiza dyskusji politycznych, które odbywają się na portalach, blogosferze, portalach społecznościowych nie pozostawia złudzeń – dezinformacja adresowana do prawicy zatacza już bardzo szerokie kręgi i zaczyna być wręcz dominująca.

Konkretny, długofalowy cel tego działania jest dwojaki: po pierwsze – wrogie przejęcie polskich ruchów patriotycznych, konserwatywnych, narodowych. Elektoraty partii prawicowych i narodowych, zarówno mainstreamowych, jak i opozycyjnych mają mieć nastawienie pozytywne do Rosji Sowieckiej, albo przynajmniej przychylnie neutralne. Celem są tutaj zarówno PiS i Kukiz’15, jak i ruchy o mniejszej popularości. Po drugie – celem jest ich jednoczesna dezintegracja i kompromitacja, połączona z eliminacją elementów niepokornych i węszących „ruskie spiski”. Niezwykle ważny jest też lokalny poziom międzynarodowy – skłócanie narodów Międzymorza poprzez sterowane nacjonalizmy ma przeciwdziałać powstaniu sojuszniczych relacji na terenie pomostu bałtycko-czarnomorskiego, które są jedyną szansą dla tutejszych narodów na faktyczną niepodległość i suwerenność, i jako takie zagrozić mogą mocarstwowym ambicjom Rosji Sowieckiej.

Znamienny jest w tym kontekście opublikowany w aktualnym numerze tygodnika „Do Rzeczy” wywiad z Aleksandrem Duginem, w którym mówi on o tym, że dla polskich patriotów jedyną opcją jest sojusz z Moskwą – jedynym słusznym centrum konserwatyzmu (czytaj: podległość). Dugin snuje też geopolityczną wizję przyszłości Polski:

(…) Polska powinna być niezależnym państwem, choć pozostającym w przyjaźni nie tylko z Rosją, lecz także z wielką Ameryką Donalda Trumpa, która przecież nie chce kontynuować strategii atlantyckiej. Polska powinna być nie prorosyjska, ale i nie proatlantycka, nie globalistyczna. Neutralna i niepodległa.”

(…) Trzeba znaleźć w Polsce sojuszników w postaci odpowiedzialnych, konserwatywnych sił. Musimy skupić się na tym, co nas łączy, a wtedy unikniemy wzajemnej agresji. Jesteśmy Słowianami, chrześcijanami...”

Na końcu wywiadu czytamy:

- Putin niedawno zażartował w telewizji, że Rosja nie ma granic. Rozbawiło to pana?

Tak: to zresztą nie był żart, tylko prawda.
- Czyli jednak podbój?
Nie, chodzi o Rosję jako nośnik prawdy, konserwatywnej ideologii. Polska będzie rosyjska, jeśli będzie konserwatywna.”

Zanim przejdziemy do analizowania implikacji tego wywiadu, przypomnijmy, że jeszcze kilka lat temu ów „szermierz konserwatyzmu” i „prawosławnego chrześcijaństwa” otwartym tekstem pochwalał gnozę, okultyzm, a wręcz i jawny satanizm (związki bolszewików z satanistami nie są zresztą żadną sensacją), nie mówiąc już o destrukcyjnym dla tradycji i religii aspekcie bolszewizmu. Pisał też, że Polska i Ukraina, z racji geografii sakralnej (whatever it takes…) i geopolityki (położenie między Niemcami a Rosją/Sowietami) nie ma racji bytu, a katastrofa smoleńska była wyrazem sprawiedliwości dziejowej.

Co zatem oznaczają niedawno wypowiedziane słowa Dugina? A przypomnijmy, że jest on jednym z ideologicznych, geopolitycznych i strategicznych mózgów czekistowskich elit; wywiad ten może być traktowany jako oferta dla nowej generacji kolaborantów, a jednocześnie wyartykułowanie pewnych średnio- i długofalowych celów polityki Rosji Sowieckiej oraz pewnyh tendencji w tejże polityce, o których już pisałem wcześniej (m.in. we wpisie o „szafie Kiszczaka” i artykułach dla Wydawnictwa Podziemnego). Najważniejsze to zmiana sposobu zarządzania „bliską zagranicą” i strefą sowiecką. Na poziomie wewnętrznym, pieriestrojkowa kontrola strukturalna, w której moskiewska centrala niejako „ręcznie sterowała” Polską za pomocą starych, komunistyczno-bezpieczniackich kadr ma zostać zastąpiona przez swego rodzaju geopolityczny „outsourcing”, w którym wewnętrzne i zewnętrzne interesy neosowietów mają być realizowane przy pomocy sił patriotycznych, narodowych i konserwatywnych. Na poziomie zewnętrznym jest to przejście z roli „bliskiej zagranicy” i „strefy specjalnych interesów Moskwy” do współczesnej wersji finlandyzacji, w której margines zewnętrznej suwerenności stanowić będzie granica interesów Rosji Sowieckiej, Bloku Eurazjatyckiego łączącego Europę, Rosję Sowiecką i Chiny, ewentualnie – w zależności od efektów resetu-bis - „Nowej Wielkiej Trójki” (albo karaganowskiego „Dyrektoriatu Świata”): Moskwy, Pekinu i Waszyngtonu.

Źródła:
1. Jacek Szczyrba, „Punkt Lagrange’a”, Wydawnictwo Podziemne, Poznań 2016.
2. Jurij Bezmienow, „Soviet Subversion on the Free Press”, https://www.youtube.com/watch?v=xHtapxF8cxc
3. Aleksander Ścios, „Konserwatyści wszystkich krajów, łączcie się!”, https://bezdekretu.blogspot.com/2016/12/konserwatysci-wszystkich-krajow-aczcie.html
4. Fox Mulder, „Geopolityczny zwrot ku Rosji? Nowa generacja agentury”, http://foxmulder2.blogspot.com/2016/09/geopolityczny-zwrotu-ku-rosji-nowa.html
5. Józef Darski, „Zasady naszej polityki na odcinku polskim”, http://jozefdarski.pl/7309-zasady-naszej-polityki-na-odcinku-polskim
6. Maciej Pieczyński w rozmowie z Aleksandrem Duginem, „Globalizm i liberalizm to cywilizacja antychrysta”, „Do Rzeczy” nr 1/203, s. 68
7. Jaszczur, „Parę uwag wokół pojednania (i nie tylko)”, http://jaszczur09.blogspot.com/2012/09/pare-uwag-woko-pojednania-i-nie-tylko.html
10. Materiały z fanpage „Rosyjska piąta kolumna w Polsce”, https://www.facebook.com/Rosyjska-V-kolumna-w-Polsce-218251225011751/?fref=ts