„Wszystkim tym, którzy
usiłują straszyć nas zagrożeniem ze strony Chin (a byli to z reguły nasi
zachodni partnerzy), wielokrotnie mówiłem: przecież w świecie współczesnym
walka nie toczy się o zasoby mineralne Syberii Wschodniej i Dalekiego Wschodu,
jak pociągające by one nie były. Walka toczy się przede wszystkim o światowe
przywództwo, i w tej dziedzinie nie zamierzamy spierać się z Chinami. W tej
dziedzinie Chiny mają innych konkurentów."
Władimir Putin
Od
wielu już dziesiątek lat umysły politologów, sowietologów, sinologów, a przede
wszystkim kręgów stricte decyzyjnych tzw. „wolnego świata”, rozpala teza o
nieuchronnej wojnie sowiecko-chińskiej. Na Zachodzie to wyraz dążenia do
polityki „różniczkowania” państw komunistycznych w zależności od tego, które z
mocarstw było bądź jest uznawane za większe zagrożenie. Raz uważano, że
wspierając ChRL osłabi się ZSRS/Federację Rosyjską, innym razem odwrotnie, że
wspierając ZSRS/FR osłabi się „żółte zagrożenie” dla świata zachodniego. Z
kolei w Polsce jest to wyraz nadziei, że uciskający nasz kraj sowiecki
imperializm zostanie pokonany, albo przynajmniej osłabiony przez zakusy Pekinu
na sowiecki Daleki Wschód i Syberię: „a
jak mawiał stary góral, będzie Polska aż po Ural, za Uralem będą Chiny,
zobaczycie skurwysyny!” Omówiony poniżej pogląd jest także dość popularny
wśród części rosyjskich, antykremlowskich opozycjonistów – przykładem jest
Julia Łatynina.
Omawiana
tutaj teza, choć na pierwszy rzut oka nie jest pozbawiona racjonalności, oparta
jest jednak na dość kruchych podstawach, jeśli przyjrzeć się jej bliżej. Co
najważniejsze – była i nadal jest elementem polityki strategicznej
dezinformacji prowadzonej zarówno przez Moskwę, jak i przez Pekin. Nawiasem –
to tak samo ważny strategicznie, i tak samo paraliżujący umysły Zachodu
dezinformacyjny mit, jak tzw. „upadek komunizmu” i „upadek ZSRS”.
Mechanizmy
i cele dezinformacji o konflikcie sino-sowieckim opisali m.in. tacy
uciekinierzy z Sowietów jak Anatolij Golicyn, Stanisław Łuniew, a na ich
podstawie – analitycy zachodni: Joseph D. Douglass, Jeffrey Nyquist czy Nevin
Gussack. Przed okresem „upadku komunizmu” celom dezinformacji służyły m.in.
spory pomiędzy sowiecką a chińską kompartią, spory pomiędzy Mao a Stalinem,
później Mao a Chruszczowem a nawet sfingowane działania wojenne czy też walki
pomiędzy promoskiewskimi a propekińskimi skrzydłami kompartii (w Indochinach,
Rodezji, RPA). Polityka ta kontynuowana jest także po latach 1989-91, zmieniły
się jedynie oprawa i sztafaż. Głównym celem jest gra w „dobrego i złego
policjanta” z Zachodem: raz to Sowiety/Neosowiety odgrywają rolę „złego” a ChRL
„dobrego”, innym razem – na odwrót.
Bardzo
dobrze opisał ten proces Aleksander Ścios w cyklu „Antykomunizm – broń
utracona”: „Przypadek Państwa Środka
dobitnie dowodzi, jak dalece komunizm jest w stanie rozstać się ze swoją
rzekomą ideologią i partyjnymi dogmatami, byle tylko zapewnić sobie przetrwanie
i doprowadzić państwa „wolnego świata” do ekonomicznego uzależnienia. Ekspansja
gospodarcza Chin oraz otwarcie przed państwami kapitalistycznymi ogromnego
rynku inwestycji – służy również asymilacji komunizmu, ,„oswojeniu” z nim
partnerów biznesowych oraz tak głębokim zaangażowaniu ich we współpracę, by
zrelatywizować rzeczywiste oblicze komunizmu. Wytworzenie obszarów
wolnego rynku, przy jednoczesnym zachowaniu twardych, totalitarnych metod
terroru wobec własnego społeczeństwa, świadczy o dostosowawczym charakterze
komunizmu i wskazuje na potencjalne kierunki jego przemiany. Ponieważ Rosja
prezentuje typ „komunizmu tajnego”, podczas gdy Chiny kontynuują model „jawnego
komunizmu” – układ tego rodzaju – przy wspólnocie celów, stwarza doskonałe
warunki do prowadzenia rozlicznych, globalnych gier politycznych, symulowania
konfliktów, rozgrywania potencjalnych sojuszników i neutralizacji wrogów.”
Bieżący
kontekst dezinformacji o konflikcie sino-sowieckim scharakteryzował Piotr
Maciążek, analityk zajmujący się polityką neosowietów: „Incepcja to zbitka słowna zawierająca w sobie infekcję i koncepcję.
Jest ona elementem wojny informacyjnej, zdecydowanie ofensywnym, który
zaszczepia w elitach politycznych wybranych państw idee korzystne dla kraju,
który je wyprodukował. Jedną z nich była prawdopodobnie teza wedle, której
nacisk chiński na Syberię jest tak duży, że Rosja musi zwrócić się w stronę
bogatej w nowe technologie Europy ergo współpraca ta zaowocuje powstaniem
strategicznego związku od Lizbony po Władywostok.”
Sojusz Moskwa-Pekin. Fakty
Zanim
wrócimy do kwestii zarysowanych powyżej i rozłożymy je na czynniki pierwsze, zbierzmy
fakty.
W latach 1985 – 1992 miało miejsce szereg spotkań na szczycie i ważnych ustaleń politycznych pomiędzy pieriestrojkowymi kierownictwami Sowietów i czerwonych Chin. W lipcu 1986, na spotkaniu we Władywostoku Michaił Gorbaczow zobowiązał się m.in. do otwarcia sowieckiego Dalekiego Wschodu na handel z ChRL oraz do wycofania części wojsk sowieckich z Mongolii. W roku 1989 doszło do wizyty Gorbaczowa w Pekinie i spotkania z ówczesnym przewodniczącym ChRL – Deng Xiaopingiem. Co ciekawe – to Gorbaczow miał nakłaniać Denga do siłowego stłumienia wystąpień na Placu Tien Anmen. W maju 1991 ZSRS i ChRL zobowiązały się do delimitacji wschodniego odcinka granicy chińsko-sowieckiej.
„Rozpad”
Związku Sowieckiego i „upadek” komunizmu nie przerwały procesu budowy
eurazjatyckiej osi. W grudniu 1992 Moskwa i Pekin przyjęły wspólną deklarację o
stosunkach dwustronnych, w której zadeklarowano niewchodzenie w układy, które
szkodziłyby drugiej stronie oraz niedopuszczenie, by jedno państwo zostało
wykorzystane przez stronę trzecią przeciw drugiemu. W 1992 roku przywrócono też
współpracę dwustronną pomiędzy służbami specjalnymi: SWR (Służba Wywiadu
Zagranicznego, dawne PGU KGB), GRU a Departamentem Wywiadu Chińskiej Armii
Ludowo-Wyzwoleńczej.
W
roku 1994, minister spraw zagranicznych FR Andriej Kozyriew zaproponował
przyjęcie „konstruktywnego partnerstwa” między Moskwą a Pekinem, które
formalnie przyjęto podczas wizyty Jiang Zemina w Moskwie, a które przewidywało
m.in. zaprzestanie wycelowania rakiet balistycznych w cele na terenie drugiego
państwa i nieużywanie broni jądrowej w przypadku wzajemnego konfliktu. Tego
samego roku dokonano delimitacji zachodniego odcinka wspólnej granicy, na
terytorium Ałtaju.
W
maju 1995 roku, sowiecki minister obrony gen. Paweł Graczow stwierdził podczas
wizyty w ChRL, że kraj ten nie stanowi zagrożenia dla FR.
Z
kolei w 1996 odbyła się wizyta Borysa Jelcyna w Chinach, podczas której
zobowiązano się do wzajemnego partnerstwa strategicznego w XXI wieku. Także w
1996 roku ChRL, Federacja Rosyjska, Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan
utworzyły tzw. „Szanghajską Piątkę”, nie bez powodu zwaną „Piątką Dyktatorów” –
zalążek Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Od grudnia tego roku, mają też
miejsce cykliczne spotkania szefów rządów obu państw.
W
roku 1997, podczas wizyty Jiang Zemina w Moskwie podpisano wspólną deklarację o
„świecie wielobiegunowym i ustanowieniu nowego porządku światowego”.
Politykę
budowy sojuszu kontynuowali sukcesorzy Jelcyna: Putin i Miedwiediew oraz Denga
i Jianga: Hu Jintao. W lipcu 2001 roku podpisano w Moskwie traktat o dobrym
sąsiedztwie, przyjaźni i współpracy. Traktat ten można uznać za początek
ścisłego sojuszu polityczno-wojskowego pomiędzy Moskwą a Pekinem: na jego mocy
ani Rosja Sowiecka, ani ChRL nie mogą celować w siebie pociskami balistycznymi
zdolnymi przenosić ładunki nuklearne. Traktat ten – o czym pisze płk Stanisław
Łuniew, dezerter z GRU – zobowiązuje Moskwę m.in. do wspierania rozwoju
chrlowskiej machiny wojennej, wsparcia działań Pekinu przeciw USA oraz do
uznania chrlowskiej suwerenności nad Tajwanem.
Tego
samego roku „Szanghajska Piątka” przekształciła się w Szanghajską Organizację
Współpracy – organizację będącą eurazjatyckim, neokomunistycznym kontrapunktem
dla NATO i inicjatyw geopolitycznych, których centrum są USA.
Epoka
Putina-Miedwiediewa oficjalnie zakończyła też spory graniczne – w roku 2004
dokonano delimitacji granic wedle której Wyspa Tarabarowska na Amurze i połowa
wyspy Bolszoj Ussurijski przypadły ChRL. Demarkację i delimitację granic
zakończono w roku 2008.
W
2009 roku podczas wizyty Putina w ChRL podpisano szereg dwustronnych porozumień
politycznych, wojskowych i gospodarczych. Moskwa i Pekin mają m.in. wzajemnie
koordynować politykę wojskową, np. informować drugą stronę m.in. o ruchach
wojsk na Dalekim Wschodzie czy wystrzeleniach pocisków balistycznych. Sowieckie
kompanie wydobywcze mają zaopatrywać w ropę i gaz ChRL, która z kolei ma
unowocześnić infrastrukturę przesyłową na terenie Syberii i Dalekiego Wschodu.
Po
ostatnich „wyborach” w Rosji Sowieckiej, celem pierwszej zagranicznej wizyty
„nowego” prezydenta Putina był Pekin, gdzie wziął on udział w szczycie SCO.
Towarzysze z Moskwy i Pekinu zobowiązali się do zacieśnienia współpracy w
ramach SCO, BRIC, G-20 i ONZ oraz wzajemnego sojuszu, zarówno na poziomie
politycznym, wojskowym i ekonomicznym. Według Józefa Darskiego, jest to
początek przekształcenia się sojuszu ChRL-Rosja Sowiecka w nowy organizm
geopolityczny, którego centrum będzie ChRL, a Rosja Sowiecka będzie pełnić rolę
zaplecza strategicznego. Władcy Kremla nie próbują przeciwstawić się temu
procesowi. Po pierwsze – nie mają ku temu ani środków, ani alternatywy, po
drugie – nawet wasalizacja przez ChRL byłaby paradoksalnie korzystna dla
sowieciarzy z Moskwy.
Podobnie
było po mianowaniu nowego ministra obrony FR: pierwszą wizytę Siergiej Szojgu (typowany
na sukcesora Putina) odbył do ChRL, gdzie wziął udział w siedemnastym
posiedzeniu Chińsko-Rosyjskiej Międzyrządowej Komisji ds. Współpracy
Wojskowo-Technologicznej i spotkał się ze starą i nową wierchuszką KPCh, m.in.
z Zastępcą Przewodniczącego Centralnego Komitetu Wojskowego KC KPCh. Na
spotkaniu tym także padły zapewnienia o stałości i zacieśnianiu sojuszu
Moskwa-Pekin. Odchodzący przywódca KPCh oświadczył wówczas, że „[…] niezależnie
od zmian na świecie, czy też w Rosji lub Chinach kurs na rozwój stosunków
chińsko-rosyjskich pozostanie bez zmian”.
9
stycznia 2013 roku w Pekinie miała miejsce ósma runda sino-sowieckich
negocjacji dotyczących wspólnej polityki bezpieczeństwa strategicznego
(dwustronne konsultacje dotyczące spraw strategicznych mają miejsce od 2005
roku), w której delegacji z Moskwy przewodniczył sekretarz Rady Bezpieczeństwa
FR, Nikołaj Patruszew (oficer KGB i FSB, były szef FSB). Patruszew stwierdził
m.in., że konieczne jest wypracowanie wspólnego stanowiska Moskwy i Pekinu na
forum międzynarodowym, w ramach ONZ, SCO, BRIC i G-20. Podczas spotkania
omówiono także politykę koordynacji działań w Azji Środkowej, w kontekście
wycofania wojsk alianckich z Afganistanu. Omówiono także sytuację rewolucyjną w
krajach Afryki Północnej oraz w Syrii. Na osobnym panelu podczas tego spotkania
omówiono sytuację w rejonie Pacyfiku Zachodniego oraz rozwijanie przez
Amerykanów systemu obrony antyrakietowej. Stwierdzono, że amerykańska obecność
w tym rejonie oraz amerykańska tarcza antyrakietowa stanowi zagrożenie dla
interesów Moskwy i Pekinu, zapowiedziano też utworzenie wspólnego systemu obrony antyrakietowej.
Od
dwudziestu lat Moskwa i Pekin rozwijają i pogłębiają współpracę
wojskowo-techniczną. Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza cały czas posiada na
swoim wyposażeniu sprzęt sowiecki, wyprodukowany zarówno przed, jak i po 1991
roku. Niejednokrotnie sprzęt ten jest już stary, toteż koniecznością dla ChRL
jest pozycja klienta sowiecko-rosyjskiej zbrojeniówki, poza tym bardzo duża
część ChRLowskiego sprzętu to po prostu wersje rozwojowe sprzętu sowieckiego
(m.in. czołgi, karabinki). Na stanie lotnictwa ChRL są m.in. samoloty szturmowe
Su-27 i Su-80 oraz samoloty Ił-76 i A50e, (wyposażone w systemy AWACS) od
towarzyszy zza Heilong Jiang. Z kolei Chińska Armia Morska (Marynarka Wojenna)
nabyła od sowietów m.in. niszczyciele 956-EM (klasa „Sowriemiennyj”) i
śmigłowcowce. Rosja Sowiecka wspiera też rozwój strategicznych wojsk
rakietowych ChRL, m.in. mobilne systemy rakietowe w miejsce dotychczasowych
stacjonarnych, wzorowane na sowieckich systemach „Topol” i „Polar”. W ostatnim
czasie Pekin zadecydował m.in. o zakupie sowieckich systemów obrony przeciwrakietowej
S-300 i S-400. Z kolei ChRL jest w tym układzie głównym dostarczycielem
systemów elektronicznych.
Rosja
Sowiecka i ChRL wzajemnie wspierają się w sprawach wewnętrznych. Moskwa popiera
Pekin w sprawach okupacji Tybetu, Turkiestanu Wschodniego oraz w sprawie Republiki
Chińskiej na Tajwanie, którą komuniści w Pekinie uznają za „zbuntowaną
prowincję”. Z kolei ChRL wspiera sowieciarzy moskiewskich w sprawie Czeczenii i
Kaukazu.
Moskwa
i Pekin grają też w tej samej lidze na płaszczyźnie polityki światowej. Od
końca lat 90. ubiegłego wieku wspólnie występują przeciwko polityce Stanów
Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i ich sojuszników: począwszy od operacji
„Pustynny Lis” w Iraku w 1998, poprzez atak NATO na Serbię w 1999, amerykańską
okupację Iraku i Afganistanu po roku 2001, aż po atak na Libię w 2011, trwającą
wojnę domową w Syrii czy też sprzeciw wobec budowy amerykańskiej tarczy
antyrakietowej. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, oś Moskwa-Pekin stała się
centrum nowego układu geopolitycznego praktycznie już o zasięgu światowym,
którego elementami są: m.in. wspomniana już Szanghajska Organizacja Współpracy,
grupa BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, Afryka Południowa), ale także
nieformalne i niepisane sojusze z tzw. „państwami bandyckimi” – rozsadnikami
międzynarodowego terroryzmu (Iran, Syria, Sudan) oraz lokalnymi, totalitarnymi
dyktaturami (Wenezuela, Kuba, Birma, Zimbabwe). Czerwone Chiny i Rosja Sowiecka
współpracują ze sobą na terenach peryferyjnych państw sojuszniczych, a także
państw zwasalizowanych – vide: dawne imperium wewnętrzne i zewnętrzne ZSRS
(Białoruś, Ukraina, Azja Środkowa, Polska), gdzie suwerenem jest Moskwa, ale
chińska ekspansja gospodarcza jest przez nią dopuszczana. W ramach tzw.
„konstelacji zła” Rosja Sowiecka pełni rolę logistyka, natomiast ChRL –
bankiera i kredytodawcy.
Zamiary
„walki z globalną hegemonią USA”, „dążenia do świata wielobiegunowego”,
„demokratyzacji stosunków międzynarodowych” i „ustanowienia nowego porządku
światowego” nie są zatem pustymi deklaracjami, ale należy też pamiętać, że ich
autorami są funkowie KPCh, KPZS i oficerowie bezpieki. Pod hasłami jak żywo
przeniesionymi z (nie tak bardzo) minionej epoki kryje się dążenie do światowej
dominacji komunistycznych Chin i Rosji Sowieckiej.
Czy
choćby fakty przytoczone powyżej świadczą o zbliżającym się, nieuchronnym i
przepowiadanym od z górą sześćdziesięciu lat konflikcie chińsko-sowieckim, czy
może raczej o budowaniu i zacieśnianiu strategicznego sojuszu Moskwa-Pekin?
Ewentualne rozbieżności i wspólnota
interesów
Wróćmy
do początkowej części tekstu i zajmijmy się obszarami, które mogą być
zarzewiami potencjalnego konfliktu pomiędzy Pekinem a Moskwą. Przed rokiem 1989
wskazywano na różnice i spory ideologiczne, które – jak wykazał choćby Golicyn
– były drugorzędnymi sporami o technikę i metody rządzenia komunistycznym
więzieniem. Poza tym, spory te nie tylko nie doprowadziły do totalnego
konfliktu, ale zostały rozstrzygnięte przez wierchuszki obu państw w okresie
pieriestrojki; analizy Golicyna zostały zatem pozytywnie zweryfikowane przez
upływ czasu. O ile jednak Golicyn słusznie wskazywał na faktyczny brak
konfliktów w sprawach ideologicznych, o tyle nie pisał o geostrategicznym i
geopolitycznym tle braku konfliktu pomiędzy Związkiem Sowieckim a
komunistycznymi Chinami.
Zwolennicy
tezy o nieuchronności konfliktu sino-sowieckiego wskazują na dysproporcje
demograficzne i ekonomiczne, gdzie rzecz jasna silniejszą stroną jest ChRL.
Zwolennicy tezy o konflikcie sino-sowieckim utrzymują, że Rosja, ze wskazaniem
na słabo zaludnione, ale bogate w rozmaite surowce naturalne Syberię i Daleki
Wschód, już staje się obszarem kolonizacji chińskiej i że w przyszłości
doprowadzi to do oderwania od Rosji Sowieckiej danych obszarów dalekowschodnich
oraz – że prawdopodobnie odbędzie się to na drodze wojny. W której – jako
agresora typuje się oczywiście Chiny. Faktem jest to, że populacja Rosji
Sowieckiej liczy 142,5 mln ludzi i maleje, ChRL zaś – 1 mld 343 mln i wzrasta.
Faktem też jest, że populacja rosyjskiej Syberii liczy 31 mln ludzi (Dalekowschodni
Okręg Federalny – 6 mln) i również maleje (ma też miejsce derusyfikacja) oraz
to, że np. chińska prowincja Heilongjiang jest zamieszkana przez ok. 38 mln
ludzi. Nie jest znana faktyczna skala chińskiego osadnictwa na terenie
Dalekiego Wschodu i Syberii – niektóre szacunki mówią o setkach tysięcy
Chińczyków, inne zaś o milionach.
Zwraca
się również uwagę na historyczną obecność Chin na południowych i wschodnich
rubieżach Rosji, że jeszcze kilkaset lat temu część ziem syberyjskich,
zabajkalskich i dalekowschodnich należała do Chin, a na chińskich mapach (nb.
wiszących w siedzibach Kuomintangu w Taipei) Tannu-Tuwa (chińskie
Tannu-Urianchaj), Kraj Nadmorski oraz część Kazachstanu na wschód od Jeziora
Bałchasz, wschodnia część Uzbekistanu i
cały Kirgistan – oznaczone są jako obszary zagarnięte przez ZSRS.
Ponadto,
kraje Azji Środkowej, które niegdyś były częścią sowieckiego imperium
wewnętrznego, stały się na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat kondominium
Moskwy i Pekinu i terenem coraz bardziej intensywnej penetracji ekonomicznej
czerwonego Państwa Środka.
Jednakże
typowanie słabo zaludnionych, a bogatych w surowce naturalne Syberii, Dalekiego
Wschodu, a także Azji Środkowej jako ewentualnej przyczyny sino-sowieckiego
konfliktu ma kilka słabości. Syberia i Daleki Wschód (ale także w pewnym
stopniu obszar Azji Środkowej) stanowią strefy buforowe, naturalne bariery
pomiędzy Rosją/Sowietami a Chinami. Ze względu na niekorzystne warunki
geograficzne i klimatyczne (stepy, pustynie i półpustynie, góry, subpolarna
tajga z wieczną zmarzliną i długą zimą) obszary te po prostu nie nadawały ani
nie nadają się do masowej kolonizacji, która miałaby poprzedzić ewentualną
wojnę, albo nastąpić w jej konsekwencji. Dodatkowo, chińską ofensywę w kierunku
Moskwy utrudniłby system rzeczny Syberii. Skądinąd, osadnictwo Chińczyków na
wschodnich peryferiach neosowieckiego państwa jest dla władców Kremla
korzystne: lepiej, jeśli tereny te zostaną w części zasiedlone przez
Chińczyków, którzy zajmą się ich zagospodarowaniem, aniżeli miałyby ulec
postępującej depopulacji (tym bardziej, jeśli Moskwę i Pekin łączy sojusz).
Prócz tego nie wolno zapominać, że ChRL ma do zasiedlenia spore, niezaludnione
obszary w granicach imperium wewnętrznego, ze wskazaniem na Turkiestan
Wschodni, prowincje środkowe i Tybet, które zresztą George Friedman opisuje
jako „przeszkody nie do przekroczenia” (impassible terrains) wraz z omawianym
wyżej Dalekim Wschodem.
Chińska
Republika Ludowa i ZSRS/Rosja Sowiecka mają też inny, ważny wspólny interes.
Oba państwa mają rodowód imperialny, bolszewicki i okupują terytoria wielu
pomniejszych narodów i grup etnicznych, którym nie podoba się dominacja Kremla
i Zakazanego Miasta. W Rosji/Sowietach są to m.in. Kaukaz, a ostatnio – Tatarstan
i obszary w centrum imperium zamieszkane przez ludy ugrofińskie, natomiast w
Chinach – Tybet (wbrew pozorom, Tybetańczycy też potrafią się bić, a buddyzm
nie jest religią dla wegan i pacyfistów) czy Turkiestan Wschodni zamieszkany
przez wyznających Islam, turańskich Ujgurów. Osobną kwestią jest dążenie
komunistów chińskich do opanowania Tajwanu, który uważany jest przez nich za
„zbuntowaną prowincję” ChRL. Jednak we wszystkich tych polach, Moskwa i Pekin
wzajemnie współpracują.
Najważniejszy
jest tu jednak poziom polityki światowej, w której to kwestii wyjątkowo należy
przyznać rację przytoczonemu na początku tekstu płk Władimirowi Putinowi.
Strategicznym celem ChRL i Rosji Sowieckiej jest zdobycie i utrzymanie statusu
światowych mocarstw, a finalnie – eurazjatycka i światowa hegemonia, stąd też
dążenie do tego celu jest najmocniejszym fundamentem sino-sowieckiego sojuszu.
Wspólne działania Rosji Sowieckiej i czerwonych Chin przeciwko wpływom Stanów
Zjednoczonych na świecie, wspólne organizowanie inicjatyw geopolitycznych typu
SCO i BRIC, a także działanie na forum ONZ i G20, wspieranie antyamerykańskich
i antyzachodnich „państw rozbójniczych” oraz ruchów terrorystycznych, czy też
próby przekabacenia państw zachodnich i pozaeuropejskich sojuszników USA (takich
jak Arabia Saudyjska, Izrael czy Pakistan) na stronę Moskwy i/lub Pekinu – są
tego pochodną i drogą prowadzącą do tego właśnie celu. ChRL i Rosja Sowiecka
mają różne bezpośrednie strefy wpływów i ekspansji politycznej. Moskwa dąży do
„zebrania ziem” sowieckich (zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego imperium
sowieckiego) i finlandyzacji Europy Zachodniej. Kierunkiem ekspansji ChRL są
Azja Południowo-Wschodnia, strefa Zachodniego Pacyfiku i Afryka (która już jest
obszarem intensywnej chińskiej kolonizacji). Sojusz jest zatem – zarówno dla
Moskwy, jak i dla Pekinu – warunkiem niezbędnym do realizacji mocarstwowych
celów.
Wobec
tych faktów konflikt, zwłaszcza nieuchronny rzekomo konflikt zbrojny,
oznaczałby obrócenie w ruinę mocarstwowych i globalistycznych ambicji zarówno
czekistów z Kremla, jak i funków z KC KPCh. Wojna pomiędzy ChRL a Rosją Sowiecką byłaby czymś w
rodzaju użycia granatu ręcznego podczas walki wręcz w zamkniętym pomieszczeniu,
w napadzie rabunkowym. Ze względu na potencjały militarne i uwarunkowania
geograficzne oraz geopolityczne doszłoby do zniszczenia, a w najlepszym wypadku
do niwelacji potencjałów obu krajów i do bałkanizacji na skalę całej Eurazji: jedna strona wykorzystałaby przeciwko
drugiej separatyzmy i konflikty z państwami ościennymi.
Gdyby Chiny
chciały napaść na Rosję Sowiecką, ta wykorzystałaby przeciw Pekinowi np. Ujgurów czy Tybetańczyków,
włączonoby też państwa ościenne, które mają zadawnione konflikty z Chinami, np.
Indie czy Wietnam. Dodatkowo, Rosja Sowiecka mogłaby zaangażować po swojej
stronie USA, których zamiarem byłoby „ukaranie” Chin. W przypadku agresji Rosji
Sowieckiej na ChRL (perspektywa zupełnie iluzoryczna) to Pekin wykorzystałby
separatyzmy narodów okupowanych przez Kreml i zaangażowałby w konflikt sąsiadów
czerwonego niedźwiedzia i USA. W obydwu przypadkach to Waszyngton zachowałby
pozycję hegemona, natomiast sowiecki/chiński sojusznik musiałby siłą rzeczy
zrezygnować z aspiracji mocarstwowych.
Decydenci z
Kremla/Łubianki i Nowego Zakazanego Miasta mają świadomość własnych potencjałów
militarnych, uwarunkowań geograficznych, wspólnych i „naturalnych” wrogów oraz
szeregu wspólnych interesów i współzależności (w tym – jak pisał cytowany wyżej
Ścios – komunistycznego charakteru). Należy zatem przyjąć, że choćby z wyżej
wymienionych powodów państwa te nie zaryzykują zbrojnego konfliktu i mają
świadomość konieczności symbiozy. Jak konieczność
ta wygląda z perspektywy Pekinu i Moskwy z osobna?
Aby
zdobyć pozycję światowego mocarstwa, a w dalszej perspektywie – światowego
hegemona, czerwone Chiny muszą spełnić następujące, niezbędne warunki.
Po
pierwsze, muszą uzyskać kontrolę nad Azją Południowo-Wschodnią oraz swobodny
dostęp do Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego. Szczególnie ważna jest tu chrlowska
doktryna wojenna, wedle której
wyspy, półwyspy i cieśniny w rejonie Pacyfiku Zachodniego są uznawane przez
Pekin albo za wrogie, albo za pas obronny, porównywany z Wielkim Murem
Chińskim. Rolę „zewnętrznego łańcucha obronnego” pełni linia: Mariany
Północne – Guam – Mikronezja – Palau (de facto zachodnia rubież imperium
amerykańskiego), zaś „wewnętrznego łańcucha obronnego” linia Archipelag
Japoński – Tajwan – Filipiny – Morze Południowochińskie. Poza tym ChRL buduje
swoje imperium kolonialne w Afryce i także z tej przyczyny panowanie w Azji
Południowo-Wschodniej, w obszarze Pacyfiku Zachodniego oraz na Oceanie
Indyjskim (gdzie rywalizuje z Indiami) ma znaczenie strategiczne.
Jeśli zaś
chodzi o olbrzymie i rosnące potrzeby energetyczno-surowcowe ChRL oraz Syberię
i Daleki Wschód jako ich źródło, to z punktu widzenia Pekinu działaniem
korzystniejszym od agresji zbrojnej jest ich zakup, ekspansja gospodarcza oraz
sojusz z Moskwą, a w dalszej perspektywie uczynienie z Rosji Sowieckiej
zaplecza strategicznego. Nie można także zapominać o tym, że tereny Rosji i
Azji Środkowej – oprócz źródła surowców naturalnych – są jednocześnie ich trasą
tranzytową do Chin.
Po drugie,
aby zrealizować globalistyczne cele (i móc utrzymać pozycję światowego
hegemona), ChRL musi mieć sojuszników, którzy pełniliby rolę zarządców. Rosja
Sowiecka – ze względu na swój potencjał (w tym system władzy) i wielkość –
najlepiej nadaje się do roli nośnika chrlowskich interesów i „żandarma” z
ramienia Pekinu (zwłaszcza w Europie). Podobnego zdania jest choćby Lew
Nawrozow, rosyjski antykomunistyczny emigrant: obecni
władcy albo właściciele Rosji nie wierzą w skuteczną obronę przeciw Chińskiej
Republice Ludowej. A co z Rosją jako niższym rangą sojusznikiem ChRL? Rosyjscy
“przywódcy” wiedzą, że żaden kraj europejski nie będzie w stanie stawić oporu
sojuszowi Chin i Rosji. Wobec tego, pozostałe kraje półkuli wschodniej zostaną
zmiażdżone przez Chiny, Rosję i […] pozostałe państwa dołączą do sojuszu. Jest
to dosyć prawdopodobne zagrożenie ze strony sojuszu Chiny-Rosja dla półkuli
zachodniej […]. Hipotetycznie, czy raczej bardzo realnie, sojusz Chiny-Rosja uczyni komunistyczne Chiny
właścicielem świata.
W cytowanym
tu artykule Nawrozow dopuszcza możliwość chińskiego ataku przeciw Moskwie,
jednakże z wyżej wymienionych przyczyn wynika, że agresja na Rosję
Sowiecką, czy choćby samo posiadanie wrogo nastawionego państwa u północnych
granic jest ostatnią rzeczą, która byłaby w interesie ChRL, sojusz z Moskwą
jawi się zaś jako konieczność.
Patrząc
z perspektywy kremlowskich czekistów, jeśli Rosja Sowiecka chce odzyskać
pozycję światowego mocarstwa i liczyć się w skali globalnej, to musi pozyskać
Europę Zachodnią, a jednocześnie dokonać reintegracji przestrzeni sowieckiej,
zwłaszcza jej zachodniej części (obszaru Międzymorza). Na tym skupia się od czasów
pieriestrojki (ze szczególną intensyfikacją w ciągu ostatniej dekady) polityka
zagraniczna Moskwy. Zachowanie i wzmacnianie wpływów w zachodniej części
obszaru sowieckiego oznacza zachowanie rdzenia imperium sowieckiego, natomiast
finlandyzacja Europy Zachodniej poprzez ekspansję ekonomiczną i sojusz z
Niemcami, mającymi pełnić funkcję kremlowskiego „kapo” – dostęp do zachodnich
technologii i systemu ekonomicznego, a także dostęp do Oceanu Atlantyckiego
(warunek niezbędny do realizacji mocarstwowych ambicji). Moskwa dąży też do
wyparcia z terenu Europy i reszty kontynentu eurazjatyckiego wpływów USA, który
jest jej (a także Pekinu) niejako naturalnym wrogiem.
Wyżej
wymienione cele, a w konsekwencji status światowego mocarstwa Rosja Sowiecka
może osiągnąć jedynie w sojuszu z czerwonym smokiem, gdzie rola „młodszego sojusznika”
(a nawet możliwość wasalizacji wobec Pekinu) jest dla Moskwy kosztem koniecznym;
z perspektywy sowieciarzy moskiewskich opór nie ma ani sensu, ani celu.
Sojusz
Moskwa-Pekin można zatem porównać do symbiozy: układu korzystnego i koniecznego
dla obu stron, w którym każda – ze względu choćby na dysproporcje i różnice
potencjałów – realizuje różne funkcje i zadania, wzajemnie się uzupełniając i
służąc wspólnym interesom. Rosja Sowiecka pełni funkcje: głębokiego zaplecza
strategicznego czerwonych Chin (zarówno pod względem politycznym, jak i
gospodarczym – zaplecze surowcowe i inwestycyjne) oraz głównego nośnika
światowych interesów Pekinu. Jednocześnie (i niejako w zamian) ChRL pełni
funkcje gwaranta integralności systemu władzy w Rosji Sowieckiej, wspiera
Moskwę jako adwokat jej pozycji na arenie międzynarodowej, a także jest
dostarczycielem nowoczesnych technologii dla Moskwy. Prowadzona zarówno przez
Pekin, jak i Moskwę polityka rozwijania symbiozy jest stałym trendem.
O
żadnym konflikcie chińsko-sowieckim nie ma zatem mowy, natomiast
realnym, mrocznym widmem przyszłości może być konflikt pomiędzy blokiem
eurazjatyckim pod wodzą Moskwy i Pekinu, a blokiem kierowanym przez USA. Dotąd jednak
cele kremlowskich czekistów i chińskich bolszewików realizowane są przy pomocy
specyficznej „soft power” – całej gamy „środków aktywnych” i jedynie lokalnym
używaniu przemocy. Niemniej tak czy inaczej, bardzo realnym zagrożeniem jest
światowa dominacja osi Moskwa-Pekin, z ChRL jako światowym hegemonem i Rosją
Sowiecką jako chrlowskim nadzorcą. Jest to tym bardziej możliwe, że tzw.
cywilizowany i wolny świat nie chce dostrzegać zagrożenia, a duża część
establishmentu traktuje to zagrożenie jako szanse realizacji swoich
partykularnych interesów. To już jednak zupełnie inny temat.
Źródła:
1. TVP.info, „Putin z oficjalną wizytą w Chinach”: http://www.tvp.info/informacje/swiat/putin-z-oficjalna-wizyta-w-chinach
2. Inwestycje.pl, „Chiny i Rosja zawarły porozumienie”: http://inwestycje.pl/energetyka/chiny_i_rosja_zawarly_porozumienie;71395;0.html
3. Ekonomiapolityczna, „To już (prawie) oficjalnie oś:
Indie-Chiny-Rosja”: http://ekonomiapolityczna.salon24.pl/251102,to-juz-prawie-oficjalne-os-indie-chiny-rosja
4. Niezalezna.pl, PAP, „Rosja i Chiny prężą muskuły ws. tarczy”: http://niezalezna.pl/12044-rosja-i-chiny-preza-muskuly-ws-tarczy
5.
Niezalezna.pl, PAP, „Rosja i
Chiny wzmacniają sojusz”: http://niezalezna.pl/29477-rosja-i-chiny-wzmacniaja-sojusz
6. Arcana, „Wspólne manewry marynarek wojennych Rosji i Chin”: http://www.portal.arcana.pl/Wspolne-manewry-marynarek-wojennych-rosji-i-chin,2658.html
7.
RIA Novosti, „Russia Seeks Closer Military Ties With China”: http://www.en.rian.ru/world/20121121/177627642.html
8.
/ - /, “Russia, China Plan to Boost Cooperation on Missile Defense”: http://www.en.rian.ru/military_news/20130109/178663401/Russia_China_Plan_to_Boost_Cooperation.html
9.
Arcana, „Rosja i Chiny
zacieśniają współpracę”: http://portal.arcana.pl/Rosja-i-chiny-zaciesniaja-wspolprace,3498.html
10. Głos Rosji, “Kurs Chin na rozwój
stosunków z Rosją jest niezmienny”: http://polish.ruvr.ru/2012_11_22/Chiny-Rosja-rozwoj-stosunkow/
11. Xinhuanet,
„China, Russia to strenghten military ties”: http://news.xinhuanet.com/english/china/2012-11/21/c_131990453.htm
12. Stosunkimiedzynarodowe.info, „Od
konfrontacji do normalizacji”: http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/kraj,Chiny,stosunki_dwustronne,Rosja
13. Foxmulder (Hubert Kozieł), „Chiny bronią werbalnie swych
zbójeckich sojuszników”: http://foxmulder2.blogspot.com/2011/12/chiny-bronia-werbalnie-swych-zbojeckich.html
14. Anatolij Golicyn, „Nowe kłamstwa w
miejsce starych…”, Wyd. SKW 2007, rr. 6, 25, 26
15. Nevin Gussack, „Revisiting of the
Sino-Soviet Split and the Failure of the China Card”: http://www.jrnyquist.com/Sino-Soviet_Split.html
16. Robert Kagan, „Brutalny powrót ideologii”: http://www.rp.pl/artykul/132249.html
17. Jakub Kumoch, „Smok i niedźwiedź – dwa bratanki”: http://przekroj.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1724&Itemid=49
18.
Stanislav Lunev, “Sino-Russian Alliance
Challenges US Interests”: http://archive.newsmax.com/archives/articles/2002/1/13/132400.shtml
19. Piotr Maciążek, „Chiny zainteresowane rosyjskim systemem obroni
przeciwrakietowej”: http://politykawschodnia.pl/index.php/2012/05/06/chiny-zainteresowane-rosyjskim-systemem-obrony-przeciwrakietowej/
20. Piotr Maciążek, „O Chińczykach na Syberii i inne ruskie baśnie”: http://politykawschodnia.pl/index.php/2012/05/23/maciazek-o-chinczykach-na-syberii-i-inne-ruskie-basnie/
21. Piotr Maciążek, „Putinowski kierunek Azja”: http://politykawschodnia.pl/index.php/2012/10/07/maciazek-putinowski-kierunek-azja/
22.
Lev Navrozov, „China-Russia Alliance Would Create New World Order”: http://www.newsmax.com/navrozov/China-Russia-Alliance-Stalin/2011/08/25/id/408654
24. Stanisław Niewiński, „Moskwy i Pekinu małżeństwo z rozsądku a
sprawa polska”: http://www.polska-azja.pl/2012/11/07/s-niewinski-moskwy-i-pekinu-malzenstwo-z-rozsadku-a-sprawa-polska/
25. Jeffrey Nyquist, „Strategiczne oblężenie w wielkiej grze”: http://wydawnictwopodziemne.com/2008/02/15/„strategiczne-oblezenie”-w-wielkie-grze/
26. „Trójkątna konstelacja” –
wywiad z Jeffreyem Nyquistem: http://wydawnictwopodziemne.com/2009/11/08/trojkatna-konstelacja/
27. Paweł Pienziew, „Sojusz strategiczny
Rosji i Chin?”: http://geopolityka.org/analizy/1329-sojusz-strategiczny-rosji-i-chin
28. Antoni Rybczyński, „Moskwa, Pekin w konstelacji zła”: http://www.gazetapolska.pl/20945-moskwa-pekin-w-konstelacji-zla
29. Aleksander Ścios, „Antykomunizm – broń
utracona (3)”: http://cogito.salon24.pl/125591,antykomunizm-bron-utracona-3
30. Aleksander Ścios, „Putin, Pekin, Polska czyli strategiczny
sojusznik”: http://bezdekretu.blogspot.com/2012/07/putinpekinpolska-czyli-strategiczny.html
31. Kazimierz Wóycicki, „Przyszłość Rosji – rozbieżne scenariusze 2020
– 50”: http://kazwoy.wordpress.com/2012/07/14/przyszlosc-rosji-rozbiezne-scenariusze-2020-50/
32.
Peter Zeihan, „China and Russia”: http://www.stratfor.com/weekly/china_and_russia_s_geographic_divide
Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńJestem zdania, że zasadniczą rzeczą jest stwierdzenie faktu istnienia międzynarodowego komunizmu. Nie potrzeba wtedy szczegółowej analizy (jakkolwiek przydaje się ona jako odtrutka dla tych którzy patrzą na świat przez nacjonalistyczne okulary i/lub dla myślących życzeniowo, o ile nie są oni wszyscy jeszcze zbyt zaślepieni), aby stwierdzić fałszywość tez o wzajemnym konflikcie "towarzyszy" z Moskwy i z Pekinu. Jedni i drudzy od lat nie kryją się z tym, że mają wspólny cel i że współpracują ze sobą (pomimo tego rzesze "pożytecznych idiotów" i tak nie chcą w to uwierzyć), co też bezbłędnie i bez większego problemu wykazałeś.
Na ich współpracę nie patrzyłbym więc w kategoriach podległości jednych drugim lecz tylko w kategoriach podziału zadań. Podległość ma tu znaczenie drugorzędne a może nawet nie ma go wcale. Retoryka nacjonalistyczna stosowana przez komunistów jest tylko narzędziem, którym skutecznie posługują się od samego początku swojego istnienia tak samo jak "państwowością". Obie te rzeczy dostosowane są do aktualnych potrzeb, do przestrzeni w której działają na tyle na ile jest to im potrzebne.
Andrzeju,
OdpowiedzUsuńTak, jeśli przyjmiemy do wiadomości, że komunizm "nie upadł, tylko się schował", jak stwierdziła bardzo mądrze śp. Anna Walentynowicz, to reszta będzie jedynie niejako dookreśleniem. I odtrutką dla tych, których jeszcze odtruć się da.
Ale czy faktycznie podległość (w relacjach między wierchuszkami bolszewickich mafii) nie ma znaczenia? Być może jest, jak piszesz. Ale ja bym jednak dopuścił możliwość, że hierarchia jednak istnieje (dysproporcje są jednak faktem), oprócz - jak słusznie wskazujesz - podziału zadań. Pewne jest jednak, że kitajska i moskwicińska czerwona mafia za łby się nie wezmą. Kurwa kurwie łba nie urwie...
A co do dezinformacji (w omawianej tu materii) i pożytecznych idiotów, to warto zauważyć, jaki ma ona kształt. Z jednej strony brak jest jej w oficjalnych wystąpieniach przywódców ChRL i Sow-Rosji, z drugiej, co jakiś czas, jakiś "niezależny ekspert rosyjski", "niezależny analityk z Chin", albo "emerytowany służbista" wrzuci coś o "nieuchronnym konflikcie", co niebolszewiccy analitycy i politycy łykają jak młode pelikany. Z drugiej strony, jakże niewielu próbuje dotrzeć do oryginalnych źródeł sowieckich i chrlowskich czy też patrzy na czyste fakty...
Gdy padnie któryś z bunkrów pierwszej linii obrony przed chińską komuną (Korea, Japonia, Taiwan, Filipiny), to rozpocznie się odliczanie końcowe... Jestem przekonany, że paradoksalnie, choć rzeczona komuna, wg mnie, nigdy nie osiągnie przewagi technologicznej, to zarazem może okazać się że ta przewaga będzie im zupełnie do niczego nie potrzebna. Dlatego też z takim zażenowaniem obserwuję rozkład Zachodu (a raczej tego co z niego zostało) i te bezsilne oczekiwanie na smutny koniec!
OdpowiedzUsuńDokładnie, chrlowskie "linie obrony" są jednocześnie bunkrami obrony świata niekomunistycznego. I to tymi, których "załogi" są z reguły świadome komunistycznego (czy chińskiego, czy sowieckiego) zagrożenia. I wydaje się, że "w razie W" to Japończycy, Tajwańczycy/Chińczycy z Tajwanu czy nawet kiepściutko uzbrojeni Filipinos okażą wolę walki, w przeciwieństwie do przeżartego procesami rozkładowymi i bakteriami agentur wpływu społeczeństwami Zachodu sensu stricto.
UsuńPanie Amalryku,
UsuńTo nieprawda, że oni oczekują bezsilnie na Zachodzie na smutny koniec. Oni wyczekują tego jak zbawienia. Była kiedyś taka pop-piosenka:
And I pray
Oh my God do I pray!
Every single day
For REVOLUTION.
Dokładnie.
Usuń"(...)w przeciwieństwie do przeżartego procesami rozkładowymi i bakteriami agentur wpływu społeczeństwami Zachodu sensu stricto."
UsuńA któż to za tym może stać? ;-) Love letter to America.
Nie mam bladego pojęcia o chińskim wywiadzie - mógłby autor coś kiedyś skrobnąć na ten temat albo polecić jakieś czytanki?
Niestety, ja również niewiele mogę powiedzieć o chińskiej bezpiece. O ile o sowieckiej napisano kilometry bieżące mniej lub bardziej wartościowych publikacji, o tyle o chińskiej nasuwają mi się jedynie monografie Rogera Faligot: http://www.aurelus.pl/TAJNE_SLUZBY_CHINSKIE_OD_MAO_DO_IGRZYSK_Roger_Faligot-1545.html
UsuńOprócz tego - choćby publikacje internetowe:
http://wydawnictwopodziemne.com/2013/01/27/czy-grozi-nam-cybernetyczne-pearl-harbour/
http://foxmulder2.blogspot.com/2012/10/lecenie-w-huawei-widmo-cyberterroryzmu.html
Co do pierwszego filmiku... Jaki piękny ten różowy marsz... I pomyśleć że nasz rodzimy neokomunizm ma mordę Biedronia i "Anny Grodzkiej"... Chociaż z drugiej strony... "A swoja drogą, ile nas te parady kosztują..."
OdpowiedzUsuńPiszesz chyba o drugim filmiku, pierwszy to równie urodziwa funkcjonariuszka Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego ChRL :) A co do naszego pierdolnika - jest jeszcze Stokrotka i Michalik :D
UsuńTak, ta funkcjonariuszka też mnie zachwyciła... :) Właśnie o tym pisał Herbert - "Gdyby nas lepiej i piękniej kuszono". Jak by tak tefałen puszczał takie parady non stop to nie trzeba by chyba było im wciskać kitu o upadku komuny ;) W każdym razie, gdybym miał być przesłuchiwany to życzę sobie takiej funkcjonariuszki. Wszystko wyśpiewam!
UsuńJak chcesz, to po desancie spadochronowym na Pekin Ci ją odpuszczę - sam jednak gustuję w bliższym Wschodzie. Sobię rezerwuję córkę Szojgu. :D
UsuńI nie zapominaj, że "my" mamy przeca... ministrę Muchę! :)
UsuńDobrze! Z miłą chęcią obejmę odcinek chiński w tej kwestii ;) Fakt! Zapomniałem o Musze! Ale koniecznie trzeba ją ubrać w mundur! Ciekawe jak by jej było w takim różowym?... Rozmarzyłem się...
UsuńWezmę jeszcze Iran i utworzę Komisariat Rzeczypospolitej Moskwa-Bliski Wschód. ;)
UsuńWracając do tematu - coś pisałeś o Grodzkiej/-im i Biedroniu?
http://kisiel.salon24.pl/482629,ona-tanczy-dla-mnie :D
Jeszcze nie, ale uwzględnię te wybitne neobolszewickie postaci w swojej aktualnej pisaninie. Grodzka/ki kojarzy mi się z Incitatusem, koniem - senatorem Kaliguli ;) A może obrażam to zacne zwierzę? ;)
UsuńA tak bajdełej. P. Michał Bąkowski skarży się, że nie może komentować mojego bloga. Nie wiesz co może być przyczyną, bo ja nie mogę zakumać tego szatańskiego wynalazku do końca?
Łukasz,
UsuńSprawdź ustawienia bloga i weryfikację komentatorów (albo weryfikację komentarzy - nie pamiętam, jak dokładnie się to nazywa), bo domyślne ustawienia dopuszczają tylko komentarze użytkowników zarejestrowanych na bloggerze lub innych usługach google.
Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńJeśli powołujesz się na Golicyna i innych, to wiesz, że ta mafia jest jedna. Ma tylko swoje oddziały tu i tam. Chodziło mi przede wszystkim o to, że hierarchia w tejże mafii ma drugorzędne znaczenie i potrzebna jest tylko do sprawnej realizacji celu. Analizując czy też prognozując, warto mieć to na uwadze nie poświęcając temu zagadnieniu więcej uwagi niż na to zasługuje. Cieszy mnie, że tak właśnie to przedstawiasz pisząc na koniec o symbiozie wyłącznie w sensie wzajemnej korzyści.
Panie Amalryku,
Proszę pozwolić że dopowiem: wystarczy przewaga woli popełnienia cywilizacyjnego samobójstwa a ta decyzja jak mi się zdaje, została już przez tzw. Zachód podjęta.
Jednakże, odnośnie "przewagi technologicznej" to trochę bym polemizował. Bolszewicy całkiem szybko mogą osiągnąć przewagę technologiczną (rozwój technologii, w obecnej sytuacji, faktycznie im sprzyja) a przydać się to może właśnie do szybszego zdobywania wzmiankowanych bunkrów obrony. Polecam wszystkim najnowszy artykuł na stronie Wydawnictwa Podziemnego.
Andrzeju,
UsuńTak, mafia jest jedna, ma tylko wiele "głów", z których dwie są największe - kitajska i moskwicińska. Polecam jeszcze Olavo de Carvalho, który pisze o "russo-chinese" czy "sino-russian elite". Poza tym, jeszcze jedno mi się nasunęło: dlaczego Chiny zostały opanowane przez czerwonych równocześnie prawie z Europą Środkowo-Wschodnią, i dlaczego wcześniej Stalin grał na dwóch fortepianach, wspierając zarówno KPCh, jak i Kuomintang (przynajmniej dokąd nie został przejęty przez Chianga)?
Oprócz wojny informacyjnej i wojny w cyberprzestrzeni, bolszewicy częściowo (przy pomocy fanatyzmu islamskiego) wygrywają tzw. konflikty asymetryczne. Być może i zagrożenie ze strony Al-Kaidy na terenie rdzenia Zachodu zostało zażegnane, czy w sporym stopniu zminimalizowane, ale nie udało się zwyciężyć wojny na terytorium wroga. Irak stacza się w kierunku Teheranu (czyli niejako per procura w kierunku Pekinu i Moskwy), a ostatnio SCO rozważają przejęcie od aliantów zachodnich Afganistanu.
Oczywista oczywistość - Syndykat Zachodni vel Bilderbergowie et consortes sam sobie ten bat ukręcił. A że Ruscy w sianiu pożogi i dywersji ideologicznej są mocni to nie nowość.
UsuńAnonimowy,
UsuńOdsyłam choćby do wpisów prof. de Carvalho: http://www.theinteramerican.org/commentary/415-who-rules-the-world.html
@ Andrzej
UsuńJa jestem skłonny postrzegać komunizm jako chorobowe stadium terminalne naszej Cywilizacji, i paradoksalnie, wydaje mi się również, że to dopiero rewolucja technologiczna go w pełni umożliwiła.(Stalin po wymordowaniu carskiej imperialnej warstwy państwotwórczej, od czego zaczął? Wybudował, pokraczne bo pokraczne, ale imperium przemysłowe, również kosztem życia milionów chłopów... Czytał Pan Zinowiewa?
"Rewolucja przyniosła zmiany. Ja sam jestem z chłopskiej rodziny. W wyniku kolektywizacji rolnictwa moi rodzice stracili wszystko, co mieli. A jednak: mój starszy brat został dyrektorem fabryki; drugi uzyskał stopień pułkownika; trzech pozostałych moich braci wykształciło się na inżynierów,a ja zostałem profesorem na Uniwersytecie Moskiewskim. Jednocześnie miliony chłopów rosyjskich uzyskało formalne wykształcenie, a niektórzy z nich uzyskali zawodowe kwalifikacje.
[...] Życie na wsi było nudne i prymitywne. Moja rodzina żyła z ziemi. Mieliśmy duży, wygodny dom. W Moskwie było nas dziesięcioro na jeden pokój o powierzchni dziesięciu metrów kwadratowych — jeden metr kwadratowy na osobę. Czy może Pan sobie to wyobrazić? A mimo to woleliśmy życie w Moskwie..."
Boję się że homosos drzemie sobie w każdym z nas...
@Amalryk
UsuńTak, komunizm to chorobowe stadium terminalne naszej Cywilizacji, które wniknęło w kulturowo-cywilizacyjny "genotyp" innych niż zachodnia K/C (Rosji i Chin) i zrekombinowało je, przyjmując "dojrzałą" postać.
I owszem, tylko w mrokach Oświecenia i "wieku żelaza" (evoliańska Kali-Yuga) mógł się w pełni rozwinąć.
Z kolei cytat z Zinowiewa równie dobrze mógłby opisać fenomen tzw. leminga w neo-peerelu.
@Amalryk - c.d.
UsuńTwoja obawa nie jest bezzasadna. Choćby przez to, że rodząc się i wychowując w peerelu/neopeerelu niektóre rzeczy nas po prostu nie dziwią nawet, jeśli niezbyt się nam podobają...
@ Jaszczur
UsuńOj szczerze wątpię czy leming jest tożsamy z homososem w sensie oryginalnej zinowiewowskiej definicji.
Za pierwszej komuny pamiętam, jak kiedyś wkurwieni do wściekłości tą wszechobecną awangardą całej postępowej ludzkości, czyli Partią deklarowaliśmy, iż gdy to wszystko chuj już strzeli, to zapiszemy się do najbardziej wstecznej, najbardziej prawicowej etc, słowem najwstrętniejszej partii jaka będzie istniała.(Po prawdzie, z tego co wiem, to tylko ja dotrzymałem słowa. Ba! Nawet wystartowałem w peerelowskich wyborach A.D. 1991. Och!Była to bardzo pouczająca lekcja.)
Ale wracając do homososa przypomniałem sobie po tem te słowa:
" Gdy żyłem w Związku Radzieckim, marzyłem o życiu w państwie demokratycznym. Wstępować do dowolnej partii albo tworzyć własną, chodzić na demonstracje, uczestniczyć w strajkach,krytykować. Rozkosz, nie życie. Pomieszkawszy nieco na Zachodzie, zmieniłem kierunek moich marzeń o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz marzę o tym, aby pożyć w porządnym państwie policyjnym, w którym partie lewicowe są zakazane,demonstracje się rozpędza, a strajki dusi. Jednym słowem, precz z demokracją!Dlaczego o tym marzę? Oczywiście dlatego, że jestem homososem. Skrajnym reakcjonistą, idącym w awangardzie skrajnego postępu. Jak to możliwe? Dla homososa nie ma niczego niemożliwego. Na Zachodzie nawet ultra—reakcjoniści walczą o demokrację, bowiem demokracja to dla nich ostatnia możliwość walki z demokracją. My zaś jesteśmy przeciw demokracji, bowiem przeszkadza nam ona uczciwie, bez uciekania się do obłudnych spektakli, walczyć o demokrację. I dlatego precz z demokracją!Rozpoczynamy nową historię."
Nie muszę Ci chyba dodawać, że zawsze byłem zdeklarowanym antydemokratą?
Chcesz przez to wykazać, jakoby antydemokratyzm czy pragnienie rządów autorytarnych miałoby być specyficzną cechą homososa?
UsuńInna sprawa, że obecnie sowieciarzom niezwykle łatwo jest przeciągnąć na swoją stronę skrajną prawicę: monarchistów, autorytarystów, tradycjonalistów integralnych itp. Właśnie przez wmawianie, że to komunizm jest współczesną wersją starego porządku.
@ Jszczur
UsuńNie! Próbuję zasugerowć, że nie zawsze wiemy kim na prawdę jesteśmy.
To akurat fakt.
UsuńA wracając do kwestii homososa i jego podobieństw do leminga (albo raczej odwrotnie).
UsuńPrzypomnij sobie swołocz z Krakowskiego Przedmieścia, która napuszczana przez bolszewików, po bolszewicku profanowała krzyż i równie po bolszewicku atakowała modlących się.
Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdyby dano im jakąkolwiek broń? Obawiam się, że radość w piekle różnych Zinowiewych, Stalinów, Mao i Saloth Sarów byłaby wielka...
Broń jakąkolwiek to mogli sobie zorganizować - widły, noże, pały etc Zresztą to najodpowiedniejsze uzbrojenia dla czerni.
UsuńBrakowało przyzwolenia!
Co niektórzy zorganizowali - słyszało się i widziało różne rzeczy.
UsuńTylko brakowało przyzwolenia, rozkazu do natarcia.
@ Jaszczur
OdpowiedzUsuńJeżeli załogi tych bunkrów zostaną wystawione przez Jankesów do wiatru, to już nie byłbym w cale taki pewien tego okazywania woli walki...
@ Michał Bąkowski
Mówiąc o "bezsilnym oczekiwaniu" miałem raczej na myśli swoją skromną osobę...
Jeżeli zostaną wystawione do wiatru przez USA (np. doktryna wojny powietrzno-morskiej z CHRL na Pacyfiku przewiduje wprost rezygnację z obrony Tajwanu, Korei Płd. i Japonii) to owszem, zostaną pokonane.
UsuńPrzy założeniu, że ChRL użyje twardej, a nie miękkiej siły. Bo można sobie też wyobrazić np. "kolorowe rewolucję" na Filipinach, albo użycie tajwańskich oficjeli, którzy kręcą lody z nomenklaturowym i bezpieczniackim biznesem z ChRL.
@ Jaszczur
UsuńZałożę się o 10 peso, że chińskie bolszewiki użyją strategii miękkiej. Nikt nie wymieni rumaka w karyjulce, który rączo mknie, na perszerona!
O czym Ty mówisz? Co to za doktryna? Na czym ma polegać? Na rezygnacji z obrony? No pięknie! To znaczy że wszystkim walą do ataku? Tylko kiedy?
http://www.cafr.pl/wp-content/plugins/downloads-manager/upload/Wojna%20powietrzno-morska%20na%20Pacyfiku.pdf
Usuńhttp://www.csbaonline.org/publications/2010/05/airsea-battle-concept/ (oryginał)
O ile dobrze pamiętam, a ostatnio czytałem oba dokumenty dość dawno temu, obrona amerykańska ma się skupić na zachodnich rubieżach: Mariany, Wyspa Guam, Mikronezja, Palau, Australia.
Tajwan, Koreę i Japonię uznano za "zbyt trudne" do obrony, w przypadku niespodziewanego ataku ChALW, dlatego amerykańscy sztabowcy rezygnują z ich czynnej obrony.
@ Jaszczur
UsuńCzyli amerykańscy sztabowcy są kretynami (oby tylko) - mało budująca konstatacja!
Jeżeli dopiero teraz myślą o założeniu stałych baz w Darwin, na Luzonie czy w Koror, to najwyraźniej są.
OdpowiedzUsuńA jacy inni mogą być, skoro od 30 lat praktycznie całość ich tzw. prawicowych elit politycznych żyje w permanentnym stanie "wishful thinking" (o co nigdy nie było trudno). To już drugie pokolenie. Skoro aktualnie, na swego kandydata ,wybierają takiego a nie innego polityka, to czegóż innego można oczekiwać? Tylko tego, że będzie coraz więcej naiwności i głupoty i w efekcie coraz gorzej, z nimi i ze światem.
OdpowiedzUsuńDrugie pokolenie? Polemizowałbym.
UsuńCi co stanowili elitę polityczną 30 lat temu już dawno są na emeryturze a ich miejsce zajęli ich synowie. Narzucający się przykład to George H. W. Bush i George W. Bush. Porównanie tych postaci dobitnie ukazuje trend o którym wspomniałem. Już ten pierwszy był bardzo słabym politykiem (na miarę Cartera) i całkowicie dawał się wodzić za nos komunistom z Moskwy i z Pekinu. A ten drugi? nawet nie był w stanie oprzeć się Chavezowi "pod własnym nosem", czy też talibom i Al Kaidzie (w dobrej kondycji przetrwali wypowiedzianą im wojnę) a co dopiero mówić o czekistach i towarzyszach z komunistycznych central.
OdpowiedzUsuńAkurat na tle ojca, który to w znaczącym stopniu umożliwił przeprowadzenie operacji Pieriestrojka, Bush junior prezentuje się moim zdaniem lepiej.
UsuńTo za jego kadencji Stany Zjednoczone uaktywniły się w Europie Środkowo-Wschodniej i na Kaukazie. Z mizernym - z perspektywy czasu - skutkiem, ale jednak...
Co do "wojny z terrorem" - fakt, że działał "na pół gwizdka" jeśli idzie o komunistyczne centrale (Moskwę i Pekin), fakt, że tolerował Chaveza pod nosem, ale wówczas to właśnie Al Kaida stanowiły najsilniejszą flankę osi zła (z centralami właśnie w Moskwie i Pekinie). A co do kondycji dżihadyzmu - wydaje mi się, że jeszcze za wcześnie na tak twarde wnioski.
Moim zdaniem, obecna fatalna sytuacja na świecie, m.in. niepowodzenie operacji w Iraku i Afganistanie to w o wiele większym stopniu "zasługa" Baracka Obamy/Soetoro/Al Shabaz/Whatever/. Lepszy, czy raczej mniej zły był nawet najgorszy Bush jr., niż najlepszy Obama.
Abstrahując od Obamy, przyznasz jednak, że zjawisko staczania się USA po równi pochyłej jest faktem i faktem jest że ten ruch przebiega coraz szybkiej.
Usuń@ Jaszczur
UsuńZaraz, zaraz, a na czym niby miałoby polegać "powodzenie" tych sławetnych operacji w Iraku, czy też w tym nieszczęsnym Afganistanie? Na zainstalowniu tam "oświecenia"? - bo pęknę ze śmiechu!
Po jaką cholerę tworzycie Panowie jakąś iluzoryczną hierarchię wśród tych żałosnych "nowożytnych" prezydentów USA? Ku pokrzepieniu serc?
Jaki jest sens trwania w iluzji? Terapeutyczny?
No tow. Saddama Husseina al-Tikriti (którego synalek, Udaj, miał pośredniczyć pomiędzy KGB-FSB a bin Ladenem w organizacji zamachu na WTC, a może i przekazaniem BMR) obalono. Tyle, że szybko oddano Irak, czy też pozwolono mu się stoczyć, w stronę Teheranu, Pekinu i Moskwy. Nie mówiąc o długotrwałej rebelii alkaidystów, szyitów i różnych frakcji Kurdów przeciw aliantom i wojny wszystkich ze wszystkimi...
UsuńNiemniej sam atak na Irak w 2003 był moim zdaniem decyzją słuszną. Inaczej USA postąpić nie mogły.
Jeszcze odnośnie sensu wojen w Iraku i Afganie. Sens był i jest, ale w dużej mierze dla Rosji Sowieckiej (i Chin). Mogły one - ze wskazaniem na Sowrosję - wciągnąć USA w wojnę pochłaniającą znaczne środki, by móc rekonstruować własne imperium i finlandyzować Europę za pomocą korpo typu Gazprom czy Rosnieft'.
UsuńTak, niestety tak jest...
OdpowiedzUsuń@ Jaszczur
UsuńOpowiadałem już kiedyś,chyba, u Tygrysa ,jak to w praktyce wygląda instalowanie tego "oświecenia" w Afganistanie.
Znam pewnego młodzieńca, niewiele w sumie starszego od mojego syna, który po przejściach "kibicowskich" (Nowa Huta - te klimaty) z naszym wymiarem "sprawiedliwości" wylądował "z zwiasami" w Legii w 2REP (no i w konsekwencji w tym "magicznym" Afganistanie).
Jako że lubię takie militarne ciekawostki z pierwsej ręki, to natychmiast wypytałem, przy najbliższej okazji chłopaka, dość szczegółowo, w kontekscie tej "imprezy". I c.b.d.o. objawił się mym oczom jeden wielki obraz nędzy i rozpaczy.
Rządowa armia afganistańska to lipa i pic do kwadratu - szkolą ciągle te "nasze" mieżdunarodnyje askarysy, kolejne tury adeptów, które konsekwentne, raz za razem po przeszkoleniu, oczywiście wraz z bronią, dają "drąga" do swoich "walczących" plemion. Z kolei cały ten "niepodległościowy", afgański, militarny opór, jest finansowany z handlu opium, który kwitnie - tak, tak, dzięki rebuchom finansowym odpalanym , z konieczności, przez zainteresowanych "wierchuszce" dowództwa militarnego, tychże bohaterskich regimentów nisących tamtejszym kozodupcom cywilizację i kaganek oświaty (pono trafiają się nawet "awaryjne" transporty "towaru" podróżujące samolotami transportowymi sił powietrznych tychże niosących tą zajebiaszczą "cywilizację" sił zbrojnych.
Przez chwilę myślałem że mój rozmówca naczytał się ostatnio, i był pod wrażeniem "Paragrafu 22" Hellera, ale okazało się, że w ogóle nie skojarzył tej (w sumie bardzo popularnej akurat podczas mojej przygody z "okopami") pozycji literackiej.
Podobne historie (choć nieraz podszyte stereotypowym antyamerykanizmem) słyszało się od naszych "Indian". A co do Afganistanu, to moim zdaniem równie błędne jest obiegowe przekonanie, jakoby Sowieci przegrali wojnę w tym kraju. I wcale nie trzeba czytać Golicyna, żeby do takich wniosków dojść.
UsuńJeżeli interesy imperialne są w rejonie uważanym za strategiczny zagrożone, to naturalną koleją rzeczy jest zbrojna interwencja w takim czy innym państewku rozpędzenie tamtejszej kamaryli, osadzenie swojego kacyka i finito...
UsuńAle Amerykanie mają jakieś idiotyczne poczucie "oświeceniowej" misji i z uporem maniaka, bez pojęcia o rzeczywistości, serwują wszystkim czy tego chcą czy nie chcą swojego demoleberalnego potworka. Gdy ten manewr jakoś tam, z mniejszym lub większym powodzeniem, udał się na skostniałej od wieków Cywilizacji sino-japońskiej to implantowanie tego potworka na ciele o wiele młodszej Cywilizacji wyrosłej z kręgu kultury magicznej jest jakimś kompletnym idiotyzmem.
Magianie z tą ich emanacją narodu w religii właśnie, są odlegli o całe lata świetlne od wszelkich oświeceniowych produktów, których nie akceptują, nie cenią i cenić nie chcą, gdyż są one w ich oczach całkowicie pozbawione jakiejkolwiek wartości!
Bolszewia zaś tradycyjnie, metodycznie, bez polotu szerzy konsekwentnie dywersje gdzie tylko może, naturalnie bezszczelnie deklarując, jak zawsze zresztą, pełna gotowość do współpracy w imię pokoju...
Żenada!
Amalryku,
UsuńAle ta właśnie oświeceniowa, protestancka i liberalna Ameryka, jak by krytycznie nie oceniać tych podstaw jej K/C, stanowiła jednak bastion przeciwko komunizmowi. Poza tym, cywilizacja amerykańska nawet w tej formie zawierała jednak pewne elementy przed-oświeceniowej kultury.
Ale elementy oświeceniowe przeważyły.
Stąd, "interesem Ameryki jest robienie interesów", obojętnie czy to z elitami europejskimi, a z innej strony - rosyjskimi sowieciarzami (czy ich pachołkami w Europie Środkowo-Wschodniej) i chińską bolszewią.
Stąd też, imperializm amerykański sprowadza do zapewnienia drożności i bezpieczeństwa szlaków handlowych i w tym celu obojętne jest, czy dany obszar peryferyjny jest rządzony (albo zarządzany) przez żydowskich naconał-socjalistów, afrykańskich plemiennych kacyków, wahabbicką monarchię absolutną, czy może "ex"-komunistów będących jednocześnie sowieckimi agentami.
Co do operacyj na Bliskim Wschodzie - to po epizodzie z Paulem Bremerem, władzę w Iraku powierzono części tamtejszych elit (ze znaczącym udziałem ex-BAAS-istów) i kontrelit.
A tak nawiasem, powinniśmy chyba określić "magian" jako pseudomorfozę. Ideologia partyj BAAS to laicki i postępowy nacjonał-socjalizm. Ideologia Bractwa Muzułmańskiego/AQ i irańskich ajatollahów to z kolei czerwony islam, z mniejszym lub większym natężeniem czerwieni.
Proszę wybaczyć moją ignorancję, ale w którym dokładnie momencie historii "Ameryka stanowiła bastion przeciw komunizmowi"?
UsuńPrzepraszam, użyłem (co niestety często mi się zdarza) zbyt dużego skrótu myślowego.
UsuńByłaby bastionem, gdyby np. wybory prezydenckie wygrał gen. MacArthur, a nie Eisenhower. A wcześniej, gdyby Truman pozwolił temuż samemu MacArthurowi i LeMay'owi zgrillować atomicą Mao i Usana Kimowa.
A teraz z drugiej strony - co byłoby, gdyby USA nie stały się w wyniku II wojny światowej imperium współdecydującym o polityce światowej? Próżnię wypełniłby ZSRS (zapewne wraz z ChRL).
Ameryka nigdy nie stanowiła bastionu przeciw komunizmowi, a od samego początku mu sprzyjała, bo była przeciwna "staremu światu". U podstaw ideologii Stanów Zjednoczonych leży przekonanie, że świat i instytucje ludzkie można urządzić lepiej niż to dotąd czyniono. Jest to więc stanowisko, że tak to pokracznie nazwę, "anty-konserwatywne", a pro-rewolucyjne.
UsuńJak by świat wyglądał bez Ameryki? Tak samo?
Panie Michale,
OdpowiedzUsuńA gdzie w tym amerykańskim paradygmacie umieścić np. neoconsów? Czy ludzi, takich jak np. Rick Santorum - katolik rytu trydenckiego, antykomunista i wzorcowy "pro-lifer"? Co z biblijnymi fundamentalistami?
Jak natomiast wyglądałby świat bez USA? Pewnie już na przełomie l. 40 i 50 Stalin dawałby generałowi Franco, podczas spotkania nad granicą Hiszpanii i Francuskiej Republiki Ludowej "propozycje nie do odrzucenia"...
Nigdzie nie umieścić. Ludzie bywają różni, także w Ameryce. Ale bastion przeciw bolszewii? Chyba nie. Zresztą amerykańscy biblijni fundamentaliści nie są bastionem przeciw niczemu, bo są izolacjonistami, co mi wcale nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńCzy chce Pan powiedzieć, że Ameryka uratowała generała Franco? Broniła zachodniej Europy z powodów strategicznych, a nie ideologicznych.
O to właśnie chodzi, że Ameryka od czasu pokonania Niemiec, do lat pierwszych XXI w. broniła Europy właśnie ze względów strategicznych.
OdpowiedzUsuńA co do różnych ludzi - wiem o ewangelikanach, że część to imperialiści, z kolei najgroźniejszymi (tzn. posiadającymi lub mogącymi zdobyć wpływ na politykę USA) izolacjonistami są libertarianie i paleoconsi.
Jak to napisał pewien, było nie było, Amerykanin:
OdpowiedzUsuń"[...]W Stanach Zjednoczonych nowa i stara Europa stanęły w konflikcie w roku 1861.(...) Południowa tradycja kształcenia była tradycją Cycerońską - mądrości elokwentnej. Ta okoliczność wyjaśnia, dlaczego główne twórcze polityczne postacie Ameryki, od Jeffersona poprzez Lincolna aż do Wilsona, pochodziły z tej części kraju. Wojna domowa przynisła jednak klęskę (...) po niej Południe zwróciło się ku handlowi i technologii (...)
Europa po mękach I wojny światowej zwróciła się o przywództwo do przeciwnego typu ludzi, do gangsterów(...)
Praktycznie nikt nie może uniknąć fali tak wysokiej i rozległej, jak upadek cywilizacji. Jeśli myśliciele naszych czasów nie potrafią na tyle ujarzmić wyobraźni świata, aby doprowadzić do głębokiej przemiany, będą musieli szczeznąć razem z nim.[...]"
Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie na "myślicieli naszych czasów" bym za bardzo nie stawiał...
To, o ile dobrze kojarzę, Weaver? Ma rację. Ale i tak lepsi, albo - jakby rzekł Studnicki - "mniej źli" są gangsterzy, technokraci i geszefciarze z amerykańskiej północy, aniżeli rosyjscy i chińscy gangsterzy bolszewiccy...
UsuńPanie Jaszczurze! Cóż Pan opowiada? Ameryka miała być bastionem przeciw komunizmowi, ale cały czas chodziło Panu o to, że to ze strategicznych względów? Nie. Ameryka broniła Europy (tylko zachodniej jej części) przed ROSJĄ, a nie przed komunizmem, choćby Marshall w swoim planie mówił coś odwrotnego. To była Wielka spółka, która trwa nadal, ale jak to czasami bywa w spółkach, partnerzy nie odzywali się do siebie przez kilka lat. Ot i wszystko.
OdpowiedzUsuńNiestety nie zrozumiałem słowa z Pańskiego drugiego akapitu.
Część elit amerykańskich istotnie obawiała się "Rosji", inna część, walcząc z komunizmem (albo/i "Rosją") popełniała błąd opisany choćby przez Józefa Mackiewicza i Olavo de Carvalho. Inni z kolei z takich czy innych przyczyn są zainteresowani spółkowaniem z bolszewikami.
UsuńW niezrozumiałym przez Pana fragmencie potwierdziłem, że i w Ameryce ludzie są różni, przy czym nie wszyscy fundamentaliści ewangeliccy są izolacjonistami. Są nimi za to libertarianie i paleokonserwatyści, na czele z Patem Buchananem.
P.S.
OdpowiedzUsuńJutro z rana wyjeżdżam, także na komentarze odpowiem najwcześniej w niedzielę późnym popołudniem.
Panie Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńRóżnica pomiędzy nami polega chyba na tym, że Pan próbuje się doszukać w zaistniałej sytuacji jakichś pozytywnych stron, a ja pomimo wysiłków nie widzę żadnych. Co więcej, obawiam się, że szukanie ich tam, gdzie ich nie ma, może nas doprowadzić do zaślepienia. Warto pamiętać, że jeden z cytatów, które tworzą motto Pańskiej strony, brzmi: Optymizm jest tchórzostwem. Unikajmy więc optymizmu za wszelką cenę.
Jak już mówiłem, ludzie są różni i nawet w Ameryce bywają mądrzy. Z tego jednak doprawdy nie wynika nic, a już na pewno nie można na tym budować hipotezy, że Ameryka jest "bastionem przeciw komunizmowi". Nie jest, a nawet być nie może, ze względu na ideologię swych "ojców założycieli".
Oczywiście "moja sympatia jest po ich stronie" w konflikcie z bolszewią, ale niewiele więcej niż sympatia, bo jestem zobowiązany intelektualnie, nie powodować się sympatiami, nie dopisywać uzasadnień post factum do moich odruchowych "lubię i nie lubię". Jestem zobowiązany patrzeć chłodno na rzeczy i szukać prawdy. I patrząc chłodno, twierdzę, że Ameryka nie może być nigdy bastionem przeciw sowdepii. Jest wszakże tak zróżnicowanym społeczeństwem, że można tam znaleźć każdą ideę.
Panie Michale,
OdpowiedzUsuńJa również staram się analizować rzeczywistość na chłodno, bez - nawet nie przesadnego - ale jakiegokolwiek optymizmu.
Powtórzę jedynie, że użyłem nieuprawnionego skrótu myślowego. A chodziło mi o to, że Ameryka może wchodzić w konflikty z bolszewią (Sowrosją czy ChRL), jeśli jest przez nią atakowana bądź ich interesy są sprzeczne. Użyję nieco karkołomnej analogii: czy Hitler i III Rzesza były antykomunistyczne? Odpowiedź jest chyba oczywista. Ale w końcu doszło do niemieckiego ataku na Sowiety. I gdyby nie obłąkańczy rasizm Hitlera i przeważającej większości niemieckiej wierchuszki, Niemcy (być może do spółki z Japonią) mogłyby robić ZSRS.
A co się tyczy oświeceniowej i rewolucyjnej genezy USA - dlaczego to "stary świat" tak szybko uległ bolszewii (i bez de facto okupacji amerykańskiej byłby sam wpuścił sowieciarzy do Bonn, Paryża i Rzymu)? Dlaczego w krajach latynoamerykańskich, będących w dużym stopniu bezpośrednimi spadkobiercami starego świata do władzy dostały się ruchy bolszewickie, które od przeszło półwiecza mają tam niemałe poparcie, i to nieraz poparcie hierarchów kościelnych?
Z tego samego powodu: wróg jest tylko na prawo czyli "lewa wolna!" To jest prawo współczesnej polityki.
OdpowiedzUsuńTak, zwłaszcza elity Europy mają wręcz obsesję na punkcie walki z "faszyzmem", "nacjonalizmem", "antysemityzmem" (co nie przeszkadza popierać "wyzwolenia Palestyny") czy też "religijnym ciemnogrodem" (jednocześnie islamizacja jest tolerowana, a przeciwnikom mordowania nienarodzonych dzieci zabrania się demonstrować).
UsuńHmm.. nie zauważyłem wcale tej rzekomej walki z nacjonalizmem. Powiedziałbym, że jest raczej na odwrót, każdy nacjonalizm jest mile widziany, tak długo jak jest to socjalistyczny nacjonalizm (nie, żeby mógł naprawdę być inny...)
OdpowiedzUsuńNacjonalizm, najczęściej i w dużej mierze wydumany niemal tak samo jak mityczny "faszyzm" jest też potrzebny lewakom/komunistom, by móc z nim utożsamić konserwatystów i tym sposobem mieć legitymizację do ich zwalczania i wprowadzania w życie bolszewickiej polityki.
UsuńNie wiem, czy mogę do końca się z tym zgodzić. Nacjonalizmy są zawsze na lewo, ale z jakiegoś nieznanego mi powodu, niektóre z nich są umieszczane po prawej stronie, np. Le Pen. W Wielkiej Brytanii istnieją trzy separatystyczne nacjonalizmy: szkocki, walijski i irlandzki, wszytkie reprezntowane przez partie otwarcie nacjonalistyczne, a jednocześnie widziane jako partie jawnie (często skrajnie) lewicowe. Jedyna nacjonalistyczna partia, która umieszczana jest na prawicy i odsądzana od czci (nie bez powodu), to brytyjska partia nacjonalistyczna, która występuje przeciw separatyzmom (i imigrantom także).
OdpowiedzUsuńNie wiem więc dlaczego mówi Pan, że nacjonalizm jest wydumany, by móc go utożsamić z konserwatyzmem. A na prlowskim poletku: czy trzeba wydumać nacjonalizm? Wielomski podaje się za konserwę i monarchistę, a jest zwykłym nacjonalistą.
Pewnie dlatego nacjonaliści umieszczani są na prawicy, i sami się (z reguły) z prawicą identyfikują, że w sprawach społeczno-obyczajowych deklarują konserwatyzm, w sprawach gospodarczych - liberalizm/libertarianizm i przywiązani są do religii rzymskokatolickiej (i to w przedsoborowym rycie).
UsuńO brytyjskich i irlandzkich nacjonalistach wiedziałem, jawnie i skrajnie lewy jest też nacjonalizm niderlandzki, który np. islam zwalcza z pozycji obrony "prawa do" aborcji, eutanazji, ćpania i pedalskich związków.
A dlaczego pisałem, że nacjonalizm jest "wydumany"? Bo często jest on niezgodnym z faktami oskarżeniem. Inna sprawa, to jego faktycznie rosnący zasięg i w "starej" Eurpie, i w peerelu. A także to, że komuniści i lewica sami przyczyniają się (świadomie?) do jego wzrostu: ludzie, którzy zaszczuwani są oskarżeniami o "faszyzm" i "nacjonalizm", niejako na złość, sami się nimi stają.
Jeszcze jedna sprawa - trzeba wziąć poprawkę na to, że we współczesnym, za przeproszeniem, świecie, niemal całkowicie rozmyły się praktycznie wszystkie pojęcia polityczne (jedynie bolszewia trzyma się mocno), stąd różne Wielomskie czy zachodni konserwatyści i nacjonaliści, którzy uważają Sowrosję, ChRL czy KRLD za "ostatnie ostoje dawnego ładu", a Putina, Hu czy Kimowiczów za "carów", "katechonów" i "prawicowych autorytarystów".
Ależ Panie Jaszczurze!
OdpowiedzUsuńNacjonalizm jest umieszczany na prawo, tylko i wyłącznie z jednego powodu: triumfu sowieckiej propagandy jak świat długi i szeroki. W 20. i 30. latach ubiegłego wieku stalinowska agit-prop nazwała faszystą każdego, kogo chciała zgnębić i umieściła faszyzm na prawicy. Gdy zarówno Mussolini - jedyny do którego ten termin odnosi się rzeczowo - jak np. Hitler byli socjalistami (i jako tacy lewakami) oraz nacjonalistami (czyli znowu lewakami). Nazwanie lewicowych ideologii prawicowymi, jest zdumiewającą sztuczką, bo tarza w błocie lewackiego łajna prawdziwą prawicę. Ale zanim Pan się do tej "prawdziwej prawicy" zechce przyznać, to może warto przypomnieć, że polska partia konswerwatywna nazywała się kiedyś Stronnictwem Narodowym... A jeśli Pan myśli, że da się pogodzić konserwatyzm z nacjonalizmem, to niech Pan poczyta prezesa Wielomskiego, tylko niech Pan najpierw spisze testament, bo to grozi śmiercią lub kalectwem.
Panie Michale!
UsuńJest Pan bardzo łaskaw w określaniu Wielomskiego mianem nacjonalisty. Aleksander Ścios określił go onegdaj jako jawnego bolszewika.
A przyznawać się akurat w tej materii nie mam do czego, oprócz konstatacji, że czasem i takiemu Wielomskiemu zdarzy się napisać coś mądrego, na przykład w kwestii abdykacji Benedykta XVI.
Nie po raz pierwszy nie mogę się zgodzić ze Ściosem. "Jawny bolszewik" to Putin. Wielomski jest co najwyżej poputczikiem, który kryguje się na monarchizm i konserwatyzm, ale jak poskrobać, to nacjonalizm wyłazi zza fasady. Nazywanie go bolszewikiem jest pomniejszaniem zagrożenia, jakim bolszewia jest w rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńA że Wielomskiemu zdarza się pisać coś mądrego? No, wie Pan, zepsuty zegar wskazuje dobrą godzinę dwa razy dziennie. Wielomski napisał bardzo wiele bardzo ciekawych rzeczy, zwłaszcza o historii myśli konserwatywnej, tylko po jaką cholerę się pcha do polityki, kiedy nic najwyraźniej nie rozumie?
Pcha się Wielomski do polityki, powiada Pan? Może i tak, i może bardzo chciałby zająć miejsce takiego Michnika, Giertycha (chodzi mi i o "średniego", i młodego) czy Komuchowskiego, ale towarzystwo nie chce mu polać wódki, ani nawet wysyłać do "monopolu"...
UsuńNie tylko on nic nie rozumie. Jak Pan zapewne zdążył zauważyć, w jednym z poprzednich wpisów omówiłem poglądy Lecha Jęczmyka. Konserwatysty, reakcjonisty, erudyty, który twierdzi, że współczesna Rosja Sowiecka to powrót do Rosji białej, po komunizmie, który został zdemontowany przez "rosyjskich patriotów" i "antykomunistów" z KGB i GRU.