W poprzedniej części cyklu pisałem o ogólnych mechanizmach, jakimi rządzi się pookrągłostołowa Polska (PRL-bis), w poniższej – o bezpośrednim (także w perspektywie ostatnich 6 lat) politycznym tle tragedii smoleńskiej.
Jarosławowi i śp. Lechowi Kaczyńskim udało się w latach 2005 – 07, na krótką w sumie metę, nieco nadgryźć system – m.in. poprzez likwidację WSI – „peryskopu” sowieckiego w Polsce, próby lustracji i dekomunizacji oraz uzyskania suwerenności zewnętrznej i zbudowania kontrsowieckiego Bloku Międzymorza. Establishment Ubekistanu jednak bronił się, by w 2007 roku dokonać pełzającego, wyborczego puczu, przejść do ofensywy i stopniowo przywrócić pełną kontrolę.
Skromne grono ludzi na poważnie zajmujących się Polską i obszarem sowieckim po 1989 r. uważa, że PiS, wygrywając wybory w 2005 roku, zajął niszę, jaka wytworzyła się w wyniku „konfliktu frakcyjnego” w ramach oligarchii komunistycznej. Jednakże nawet w przypadku wewnętrznej dintojry, struktury te zachowują jedność w sprawach strategicznych; nie inaczej było w latach 2004 – 07. Niewykluczone jest jednak, że dokonano wówczas taktycznej defensywy przy strategicznej przewadze, którą gwarantują mechanizmy funkcjonowania neopeerelu (por. cz. 3): bezpieczniki instytucjonalne, wówczas przede wszystkim jazgot dyżurnych „autorytetów moralno-politycznych”, ale też agentura wewnętrzna w PiS i kontrolowani przez Układ koalicjanci. Był to zapewne jeden z paru wariantów, po przegranej PO i fiasku koncepcji PO-PiS. Wszystkie bezpieczniki systemu zostały w odpowiednim momencie ześrodkowane i użyte w celu obalenia rządu Jarosława Kaczyńskiego, przy czym są stosowane nadal, w myśl stalinowskiego dictum, że „walka klas zaostrza się wraz z postępami komunizmu”.
ROK PO TRAGEDII SMOLEŃSKIEJ
…nadal nie wiemy niczego na pewno, a w każdym razie wiemy bardzo mało. Nie ma odpowiedzi na pytanie, czy pod Smoleńskiem, w okolicach lotniska wojskowego Siewiernyj (??? – nie wiemy nawet, czy tragedia rozegrała się właśnie tam) dokonano zamachu czy – na skutek „polskich” i sowieckich zaniedbań – doszło do wypadku i całkiem możliwe, że nigdy się tego nie dowiemy; zapewne jedyne dowody zdobyte zostały drogą wywiadu satelitarnego przez państwa trzecie (USA, Izrael, Wielka Brytania). Tragedia miała miejsce na terenie Rosji Sowieckiej i to sowiecki aparat władzy w 100% decyduje o tym, co wydostaje się na zewnątrz. Obrotu spraw nie zmienia ani „rząd” Tuska, ani kontrolowany przez Ubekistan wymiar sprawiedliwości: czy to prokuratura generalna, czy to naczelna prokuratura wojskowa na czele z gen. Parulskim, wyselekcjonowanym jeszcze w czasie stanu wojennego. Mocne poszlaki polityczne to aktualna sytuacja geostrategiczna: rekonsolidacja i reintegracja przestrzeni sowieckiej oraz „reset” polityki amerykańskiej – wycofywanie się USA z Europy i pełzający rozkład NATO (patrz cz. 1 i 2).
Inny bardzo ważny trop, to trwające od pierwszych informacji o tragedii mataczenie, zacieranie śladów i medialna manipulacja, a także oddanie szczątków samolotu, terenu tragedii i śledztwa w ręce sowietów. Które zresztą jest albo totalnie spartaczone, albo celowo prowadzone „nieudolnie” po to, by wytworzyć u odbiorców stan pewnego „dwójmyślenia”: z jednej strony odbiorca ma wierzyć w oficjalną wersję katastrofy wywołanej brawurą Lecha Kaczyńskiego i gen. Błasika, z drugiej – podejrzewać sowietów o zamach, będący jednocześnie komunikatem: „możemy zrobić z wami wszystko”. Nie ma praktycznie żadnych przesłanek, które przemawiałyby za tym, że rok temu mieliśmy do czynienia z katastrofą lotniczą.
Kolejną sprawą jest to, kto zginął – Lech Kaczyński wraz z dużą i najbardziej znaczącą częścią swojej administracji, całe kierownictwo Sił Zbrojnych mianowane przez Kaczyńskiego, prezes IPN, prezes NBP, Rzecznik Praw Obywatelskich, bardzo znacząca część PiS-u i Anna Walentynowicz – bohaterka antykomunistycznego nurtu I Solidarności i krytyk pookrągłostołowej rzeczywistości. Po wyborczym puczu 2007 roku związane ze śp. Lechem Kaczyńskim struktury polityczne stanowiły przeszkodę w ostatecznej rekomunizacji i resowietyzacji Polski, po odwilży z lat 2005 – 07. A jako że procesy reintegracji i rekomunizacji na terenie przestrzeni sowieckiej, oraz ekspansja wpływów Rosji Sowieckiej nabrały przyspieszenia, Kreml zdecydował się na brutalne usunięcie przeszkody.
Jeżeli rok temu doszło do zamachu, to dlaczego zginęli politycy SLD, PSL i PO, odpowiednio: starzy, sprawdzeni pezetpeerowscy i zeteselowscy towarzysze średniego eszelonu i „nowa” ekspozytura sowietów? Po pierwsze, zostali oni poświęceni dla uwiarygodnienia, dla upozorowania katastrofy lotniczej. Po drugie, umożliwiło to psychomanipulację i socjomanipulację prowadzoną pod hasłem „Bądźmy razem” czy dictum Komorowskiego o tym, że „teraz nie ma lewicy, nie ma prawicy – jest Polska”. Po trzecie – to prewencyjna likwidacja części stronnictwa sowieckiego, mająca zdyscyplinować pozostałą i utorować drogę „nowej”, bardziej lojalnej (co widać z perspektywy czasu) agenturze, dla której ofiary smoleńskie z PO, SLD i PSL były realnymi bądź potencjalnymi rywalami w koteryjnych rozgrywkach. Nawet, gdyby rok temu doszło do niezawinionej przez nikogo katastrofy lotniczej, ludzie sowieccy wszystkich pokoleń i wszystkich odcieni czerwieni tak czy siak będą interpretować ją jako zamach mający za jeden z celów ich zdyscyplinowanie, publicznie przy tym deklarując, że doszło do katastrofy.
Jest jeszcze jedna kwestia – i tu polemika z Redaktorami Wydawnictwa Podziemnego, z których artykułami mówiącymi, że komunizm faktycznie jedynie się przetransformował zgadzam się, ale z opiniami szczegółowymi – już nie. Otóż faktem jest, że zarówno śp. Lech jak i Jarosław Kaczyński uczestniczyli w procesach około-okrągłostołowych (rozmowy w Magdalence i próba stworzenia koalicji z SD i ZSL), które doprowadziły do upadku komunizmu… na cztery łapy, jednakże dane zachowanie ludzi w przeszłości nie musi determinować ich późniejszego zachowania; Kaczyńscy – Jarosław i śp. Lech – próbowali uczynić Polskę państwem suwerennym. Trudno jest ponadto wystawiać jakiekolwiek świadectwa moralności w sytuacji powszechnego przyjęcia tez sowieckiej dezinformacji. Błąd poznawczy, warunkujący przegraną prawicy oraz strategiczną przewagę priwislińskiej neokomuny, to przyjęcie za fakt „upadku komunizmu” i uznanie za wolną Polskę tworu będącego de facto kontynuacją peerelu, reszta to pochodne: uznanie bolszewii wraz z jaczejkami za równoprawnych konkurentów w demokratycznym dyskursie oraz wiara w to, że neokomunę da się pokonać metodami demokratycznymi, strategią „marszu przez instytucje” czy odwoływaniem się do ich rzekomego patriotyzmu itp. Niestety, ani jedno, ani drugie nie jest możliwe, jeżeli reguły gry ustala komunistyczna oligarchia dysponująca przewagą informacyjną i technologiczną, której najsilniejszym ogniwem jest bezpieka, i która powiązana jest z neosowiecką centralą. „Operacja Smoleńsk” byłaby w optyce sowieciarzy i ich nadwiślańskich towarzyszy zemstą za niedotrzymanie magdalenkowego „dogoworu”.
REKOMUNIZACJA I RESOWIETYZACJA
Mająca miejsce od 2007 roku rekomunizacja to – na poziomie globalnym – próba przystosowania się do kolejnego nadchodzącego kryzysu: globalny neoliberalizm, w którym popieriestrojkowy neokomunizm egzystował całkiem wygodnie przez ostatnie 22 lata, chyli się ku upadkowi; bardzo możliwą konsekwencją może być otwarta wojna pomiędzy światem zachodnim pod wodzą USA a „Blokiem Kontynentu” pod wodzą Rosji Sowieckiej i Chin.
Poza tym, kończy się czas ziemskiej egzystencji ludzi z nieformalnego „gensztabu” peerelowskiego odcinka operacji „pieriestrojka/transformacja ustrojowa”: Jaruzelskiego, Kiszczaka, Cioska, starych trepów z WSI etc. Z punktu widzenia interesów przetransformowanych elit komunistycznych niezbędne jest więc wyznaczenie sukcesorów i odpowiednie zmobilizowanie kadr.
Odzyskiwanie przez „Grupę Trzymającą Władzę” tego, co utraciła w trakcie rządów Jarosława Kaczyńskiego i przywrócenie stanu sprzed 2005 r. wydaje się celem doraźnym. Celem strategicznym jest uskutecznienie systemu neokomunistycznego zarówno na poziomie wewnętrznym - (a) możliwie najtrwalsza stabilizacja i wprowadzenie pełnej kontroli oligarchii komunistycznej, (b) zapewnienie dalszej sukcesji i reprodukcji systemu. Opisywana tutaj operacja prowadzona jest na następujących poziomach: wewnętrznym („wewnętrzna okupacja” przez struktury komunistyczne) i geopolitycznym (zależność od Rosji Sowieckiej). Neokomunizm stopniowo przekształca się z demoliberalnej, dość eklektycznej oligarchii w połączenie zachodnioeuropejskiego, demobolszewickiego lewactwa (umownie nazwijmy je „zapateryzmem”) z siermiężnym, czekistowskim neobolszewizmem na modłę putinowskiej Rosji Sowieckiej. „Katastrofa” smoleńska – na poziomie polskim (czytaj: neopeerelu) – umożliwiła finalizację opisywanego tu procesu, jednocześnie zagwarantowała dalszy przebieg wydarzeń zgodny z interesami komunistyczno-okrągłostołowej oligarchii.
Platforma Obywatelska jako „partia zewnętrzna”
Establishment neokomunistyczny można podzielić na „Partię Wewnętrzną” i „Partię Zewnętrzną” (por. część 3), przy czym jest to pewne uproszczenie, gdyż granica pomiędzy nimi nie jest zbyt wyraźna. Pierwszą z nich – grupę trzymającą faktyczną władzę – stanowią przetransformowane struktury komunistyczne: kierownictwo PZPR i bezpieka, (na czele z bezpieką wojskową (bezpośrednią ekspozytura Sowietów). „Partię zewnętrzną” natomiast tworzą instytucjonalne bezpieczniki układu (media, pełniące funkcję frontu ideologicznego, sądownictwo, pomniejsze grupy interesów, etc.) oraz skrzydło stricte partyjne - „polityczna agentura wpływu”, a raczej polityczna ekspozytura: partie polityczne, które czy to przez naszpikowanie agenturą specsłużb komunistycznych, czy to przez wspólne interesy – najczęściej i jedno i drugie – podwieszone są pod komunistyczną oligarchię. Platforma Obywatelska nie rządzi więc, tylko zarządza z ramienia swoich oficerów prowadzących; stanowi bufor, by „Grupa Trzymająca Władzę” nie ubrudziła sobie zbytnio rączek przy robocie.
Platforma i tzw. „rząd” Tuska to swego rodzaju „pas transmisyjny”; decyzje, jakie podejmuje Tusk czy jego ministrowie po prostu muszą być zgodne z interesami grupy faktycznie trzymającej władzę; trudno jest zresztą sądzić, że marionetki zbuntowałyby się przeciwko swoim władcom, że parówy podniosłyby bunt przeciwko starym garusom. Zresztą, politycy tej partii nieraz – szczerze i zgodnie ze stanem faktycznym – mówią o tym, że „nie robią polityki”. Relacja pomiędzy politykami PO a ich oficerami prowadzącymi to swego rodzaju komensalizm polityczny: w zamian za namiestnictwo, politycy PO otrzymują polityczny ekwiwalent „okruchów z pańskiego stołu”, głównie poczucie symbolicznej władzy i kontroli, liberum corruptio, możliwość rabunku na majątku narodowym i społeczeństwie. Niemniej i w tej dziedzinie, mając władzę w zasadzie symboliczną, Platforma i ludzie ją tworzący są wiernymi uczniami czarnoksiężnika; inaczej – ze względu na zatopienie w neopeerelowskiej i peerelowskiej tradycji – nie potrafiliby działać.
Platforma to kongenialne połączenie wszystkich w zasadzie sił, które przez ostatnie 31 lat (nie, nie pomyliłem się…) mozolnie budowały II PRL: głównego nurtu Solidarności, pragnącego czym prędzej pić wódę z Kiszczakiem, Kongresu Liberalno-Demokratycznego, który dzięki- i z pomocą bezpieki zbudował swoją pozycję polityczno-aferalną i tzw. „salonu” czy „lewicy laickiej”, która stworzyła ideologię neopeerelu, a która korzeniami sięga tradycji KPP i KPZU. I jako taka, stanowi naturalnego wręcz partnera w neo-FJN dla sukcesorów PZPR i ZSL. Nie mówiąc już o ojcach chrzestnych tej partii, wśród których był tow. gen. Gromosław Czempiński, z którym to zresztą faktem – zapewne dla celów propagandowych – ten się specjalnie nie kryje. Świetnie podsumował to kiedyś bloger Xipon Jan Itor: „Tusk jest […] wykształciuchem, lemingiem doskonałym, ba królem lemingów. Łączy w sobie uwikłanie w poprzedni [chyba nie całkiem – J.] system z beneficjami pseudowolności połączone z sofistyką – amalgamatem sowieciarstwa i lewicy laickiej. Nie od rzeczy będzie wspomnieć o swoistej polityce orbitowania i odgadywania życzeń większych sąsiadów, miast polityki zagranicznej. [...]” Tyczy się to w zasadzie każdego polityka PO oraz tej partii jako struktury politycznej i chyba wszystkich jej wyborców.
Domaganie się od Tuska, Komorowskiego czy kogokolwiek z PO (przynajmniej ważniejszego) występowania w interesie narodowym polskim ma taki jedynie sens, że obrazuje faktyczne oblicze tej formacji. Której kadry – chcąc zachować stanowiska i pozycję społeczno-polityczną – muszą reprezentować interesy struktur komunistycznych (i innych szkodliwych podmiotów) na poziomie wewnętrznym oraz Rosji Sowieckiej, Niemiec i UE na poziomie zewnętrznym. Tusk trafnie opisał w „Gaz Wyb-ie” swoje położenie jako „więźnia przeznaczenia”; gdyby on i jego ludzie zaczęli działać wbrew interesom swoich oficerów prowadzących oraz towarzyszy z Moskwy (a także Berlina i Brukseli), zostaliby przez nich usunięci ze sceny politycznej, podobnie byłoby w przypadku niewłaściwego wywiązywania się ze zobowiązań wobec Ubekistanu i Moskwy.
Dlatego – prawdopodobnie już od 2007 roku – przygotowywana jest „ekipa zastępcza” w ramach „partii zewnętrznej”. W latach 2008-2009 puszczano balony próbne: „Polska XXI”/”Polska Plus” dla elektoratu liberalnego i centrowego oraz „Libertas” dla konserwatywnego, narodowego i eurosceptycznego. Próbowano – przy dopingu ze strony Olechowskiego i Czempińskiego – zreaktywować Stronnictwo Demokratyczne; wydaje się jednak, że najlepsze gwarancje trwałości Ubekistanu przy minimalnym ryzyku („zmienić wszystko, by nie zmienić niczego”) dają nie nowo-twory, a kolejne transfiguracje pookrągłostołowego systemu partyjnego; w latach 1989 – 2005 u „rządów” zmieniały się dwie ekipy: „konstruktywna opozycja” i „postkomuniści”. Obecnie, od „katastrofy” smoleńskiej, ze szczególnym natężeniem w czasie kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego, obserwujemy reaktywację SLD i próby namaszczenia komunistów na następców bądź koalicjantów Platformy. Rozłam w PO – secesja Ruchu Palikota – nie był taką próbą; bojówka Palikota jest tworem czysto medialnym, kanałem artykulacji dla radykalnych lewaków, których obecności w PO nie tolerowała część jej elektoratu. Ten sam cel – tyle, że z elektoratem centrowym i liberalnym PiS – ma secesja PJN.
Prawdopodobnie dlatego też – dla Tuska, Komorowskiego, Klicha, Arabskiego et consortes - „sprawa Smoleńska jest arcyboleśnie prosta”. Obawiają się oni nie tyle nawet tego, że „w razie czego” zostaną fizycznie „odpaleni”, co odsunięci przez sowieciarzy i peerelowskich „towarzyszy z bezpieczeństwa” za pomocą operacji dezinformacyjnej i manipulacyjnej. Tak czy inaczej – „odpaleni” w taki czy inny sposób zostaną. Taki po prostu jest los agentury – los, którego ta jest niewolnikiem…
Z faktu politycznej symbiozy z Ubekistanem wynika aferalizm i „nieudacznictwo” polityków Platformy: w każdej z afer głównymi (albo jednymi z głównych, w „najlepszym” wypadku) „bohaterami” są środowiska komunistyczno-bezpieczniackie, a same afery jedynie czubkiem góry lodowej. Przykładami na to niech będą afera stoczniowa i afera hazardowa. W pierwszej z nich, na uwłaszczeniu na majątku narodowym skorzystały środowiska WSI, powiązane organizacyjnie z międzynarodową szajką handlarzy bronią, wspierającą m.in. terrorystów islamskich, a orkiestrowaną przez sowieciarzy. Afera hazardowa z kolei, była pretekstem do neutralizacji, a następnie wrogiego przejęcia CBA, uczynienia z niej kolejnej odnogi „czerwonej pajęczyny” oraz do wprowadzania restrykcyjnej kontroli nad Internetem. Aferalizm jest prostą konsekwencją, pochodną popieriestrojkowego neokomunizmu i jednym z jego ważniejszych mechanizmów. Tak samo jak rzekome „zaniechania” i „partactwo”. Podwyżki podatków, podwyżki cen, przyrost biurokracji w połączeniu z kapitalizmem rodem z trzeciego świata i Latynoameryki mają za cel sterowanie społeczne poprzez proletaryzację i w konsekwencji depolityzację całych grup, które mają być wprzęgnięte w kierat walki o biologiczne podstawy bytu. „Zaniedbania” w sektorze energetycznym to dążenie do prywatyzacji tegoż przez „właściwe” podmioty, przy uzależnieniu energetycznym od Rosji Sowieckiej i jej ekspansji na Europę. Osłabianie sił zbrojnych ma na celu po pierwsze: eliminację potencjału obronnego przed ewentualnym atakiem (ze strony czy to Rosji Sowieckiej, czy Niemiec) i jednocześnie pozostawienie takiej jego części, która mogłaby pełnić funkcje czysto „policyjne”.
Rekomunizacja instytucjonalna
Punktem stycznym wszystkich kluczowych decyzji „rządu” Tuska i PO jest interes środowisk komunistycznych oraz serwilizm wobec Rosji Sowieckiej; oligarchia komunistyczna rozpoczęła odbudowę i umacnianie swoich wpływów praktycznie zaraz po wyborczym puczu, który umożliwił zwycięstwo PO – nośnikowi swych interesów.
Pomimo rozwiązania Wojskowych Służb Informacyjnych, opublikowania części raportu z ich przestępczej działalności (i wielu publikacji blogowych i prasowych), struktury wojskówki zaczęły się reorganizować i odzyskiwać dawne wpływy, dążąc do przywrócenia stanu sprzed 2006 roku. Jak pisze Antoni Macierewicz w świetnej analizie „Polska w sieci wywiadów” (opublikowanej 3 marca 2010 r.): ludzie WSI pozbawieni instytucjonalnego wpływu na urzędy państwowe uformowali w ciągu ostatnich dwu lat wiele instytucji pozarządowych tworzących potężne lobby w gospodarce, w mediach i wśród polityków. Są wśród nich partie polityczne, stowarzyszenia społeczne, instytuty naukowe [sic!], a wreszcie przedsiębiorstwa uzyskujące lukratywne kontrakty rządowe. Szczególnie niepokojące spośród nich są: Stowarzyszenie Pro Milito, które – posługując się frazeologią bogoojczyźnianą i pseudonacjonalistyczną – dwa lata temu wygrażało puczem wojskowym oraz Stowarzyszenie SOWA – uważane (np. przez Aleksandra Ściosa) za polityczny „hub” środowiska WSI. Umożliwiono wstępowanie do SKW i SWW (powołanych w miejsce WSI dzięki działaniom Macierewicza) negatywnie zweryfikowanym funkcjonariuszom WSI bądź takim, którzy zweryfikowani nie zostali. Szefem Departamentu Kadr MON został tow. gen. Janusz Bojarski – ostatni szef WSI, tym samym rozpoczęto drogę do reubekizacji wojska. Rozprawiono się także z Komisją Weryfikacyjną, paraliżując jej działania, prowadząc do jej atrofii. Dodać tu należy, że najprawdopodobniej to właśnie bezpieka wojskowa była i jest głównym pasem transmisyjnym sowietów na teren Polski, i to od początków istnienia peerelu, a nawet wcześniej, od „wojskówki KPP”, która była rdzeniem PPR. Nic więc dziwnego, że w omawiana tutaj rekomunizacja i reubekizacja zogniskowana jest właśnie wokół przebudowanych struktur „bywszych” WSI. Reaktywacji WSI towarzyszyła i towarzyszy medialna akcja propagandowa, która z sowieciarzy robi bohaterów, a z robiących im wbrew – grożących bezpieczeństwu państwa oszołomów, faszystów i niezrównoważonych psychicznie. Blokowano i skutecznie zablokowano ujawnienie drugiej części Raportu o WSI, zapewne ukazującego faktyczne oblicze nadwiślańskiej delegatury sowieckich służb…
Kolejną instytucją, którą poddano rekomunizacji (reesbekizacji) jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Szefem ABW został Krzysztof Bondaryk – człowiek wyselekcjonowany przez służby komunistyczne w okresie pieriestrojki, którego i późniejsza kariera, na przestrzeni lat ’90 nadzorowana i prowadzona była także przez starych „towarzyszy z bezpieczeństwa”. U początków jego urzędowania na stanowisku szefa ABW, na średnie i wysokie stanowiska kierownicze przywrócono aparatczyków z PZPR i oficerów SB. Doradcą w szkole oficerów kontrwywiadu został Andrzej Barcikowski – aparatczyk PZPR/SLD, za czasów SLD szef agencji; zastępcą szefa ABW został Zdzisław Skorża, w latach 80 oficer kontrwywiadu SB w Radomiu; w kierownictwie kontrwywiadu umieszczono esbeka Janusza Fryłowa. Z kolei zza kulis na działalność agencji i stanowienie prawa, wedle którego ABW funkcjonuje, wpływ mają organizacje „emerytów” resortowych z WSI, z których najważniejszą jest tzw. Krajowe Stowarzyszenie Ochrony Informacji Niejawnej. Wiodącą w nim pozycję zajmują oficerowie WSI, którzy ukończyli kursy w Związku Sowieckim: płk. Mieczysław Koczkowski, gen. dyw. Bolesław Izydorczyk, kadm. Kazimierz Głowacki, czy płk. Krzysztof Broda. ABW pod przewodnictwem Bondaryka, z kadrami opartymi o sprawdzonych „towarzyszy z bezpieczeństwa” i ludzi, którzy po prostu uczą się bezpieczniackich metod funkcjonowania, takim samym „doradztwem” pod auspicjami „rządu” PO, dąży do objęcia totalną kontrolą praktycznie każdej aktywności obywateli i strategicznych sektorów takich jak: informatyka, handel. Projekty te od około dwóch lat są podawane do „dyskusji” i stopniowo wdrażane.
Od roku 2007 ma także miejsce proces kolonizacji MSZ i kadr dyplomatycznych przez oficerów i agenturę Departamentu I SB oraz PZPR-owskich aparatczyków oraz absolwentów studium dyplomatycznego WSNS przy KC PZPR czy wręcz sowieckiej MGIMO. Kwestią otwartą jest to, czy- i jeśli tak, to jaką rolę odegrały zrekomunizowane kadry dyplomatyczne w katastrofie smoleńskiej, w organizację lotu, który skończył się tragedią. Na czele z ambasadorem Tomaszem Turowskim – exjezuitą i sowieckim agentem w Watykanie.
Sprawą, która ma wymiar tyleż realno-polityczny, co „rytualny” jest kwestia oceny i rozliczenia (nie tak bardzo w omawianym kontekście) poprzedniej epoki i aparatu władzy komunistycznej. Po pierwsze, nigdy nie uznano PRL za formę okupacji Polski przez komunistów i Sowiety, ani też nigdy nie uznano komunizmu za system od korzeni zły; praktycznie cały czas w taki czy owaki sposób go relatywizowano albo przedstawiano jako właściwy, a zdanie przeciwne spotykało się w najlepszym razie z najczęściej niemerytoryczną kontrą. Dekomunizację (odcięcie od wpływu na politykę) zarzucono z czasem całkowicie, nawet na poziomie postulatów czy dyskusji. Lustracja establishmentu jest martwym przepisem (pogrzebana wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w 2007 roku), tak samo jak tzw. „deubekizacja”, która jest po prostu kwiatkiem do kożucha i pustym, nawet nie symbolicznym aktem, w ogóle nie zagrażającym realnie interesom bezpieki. Środowiska komunistyczno-bezpieczniackie zdołały się wystarczająco „obrobić” i umocnić pozycję w ciągu 21 lat, jakie minęły od rzekomego „upadku komunizmu” do teraz. A i na emeryturach, jak widać, towarzysze z bezpieczeństwa nie próżnują; nie ma zresztą „emerytowanych” czekistów, chyba że na cmentarzach (a i z tym można polemizować). Tzw. „odebranie emerytur” bezpiece cywilnej, przy zachowaniu nietykalności wojskówki i WRON-y nie jest raczej wyrazem konfliktu między nimi: po prostu oddaje hierarchię panującą w strukturach komunistycznych. Każdemu dano wedle zasług w budowaniu i utrwalaniu komunizmu.
Od razu po zamachu smoleńskim rozpoczął się szturm Ubekistanu na wakujące instytucje, który szczególnego rozmachu nabrał w pierwszych dwóch-trzech tygodniach po 10 kwietnia ub. r. Faktycznie prezydentem został Bronisław Komorowski – człowiek, który od lat 90. realizuje interesy polityczne środowisk komunistycznych (głównie WSI – a możliwe jest, że został zwerbowany przez komunistów wcześniej). Szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego został gen. Stanisław Koziej, który w roku 1987 uczestniczył w kursie w Sowietach, organizowanym przez GRU. Na Szefa Sztabu Generalnego WP oraz dowódców rodzajów sił zbrojnych mianowano generałów lojalnych wobec sowietów.
Po Smoleńsku rozpoczęła się swoista „peregrynacja” komunistycznych „towarzyszy generałów”, zwłaszcza Dukaczewskiego (szefa WSI) i Jaruzelskiego. Obaj otwarcie i po wielekroć deklarowali poparcie dla Komorowskiego podczas kampanii prezydenckiej oraz dla korzystnej dla siebie „polityki” po 10 kwietnia 2010 r. Jaruzelski i Komorowski wspólnie „uczcili pamięć” katyńskich i smoleńskich ofiar w miesięcznicę tragedii, wcześniej uczestnicząc w obchodach dnia sowieckiej pobiedy.
Z okazji zeszłorocznego… Święta Niepodległości Komorowski awansował komunistycznych generałów, na czele z gen. dyw. Januszem Bojarskim (od września 2010 – przedstawiciel neopeerelu przy Komitetach Wojskowych NATO i UE) czy gen. Krzysztofem Szymańskim, który w kursie sowieckiej Akademii Sztabu Generalnego uczestniczył w I poł. lat 90., a oprócz tego oficerów bez rodowodu w pierwszym peerelu, ale lojalnych wobec „starszych i mądrzejszych” towarzyszy. W lipcu ubiegłego roku zarówno ze strony peerelowskiej, jak i sowieckiej zadeklarowano odnowienie współpracy pomiędzy wojskiem sowieckim a „polskim” (szkolenie oficerów w Rosji Sowieckiej), tak jak i na płaszczyźnie służb specjalnych. Kwestia ta była omawiana w Moskwie pod koniec marca 2010 roku. Uaktywniło się – skupiające oficerów WSI – stowarzyszenie SOWA, w sukurs przyszła nowa rzeczniczka praw obywatelskich; zadeklarowano wprowadzenie zmian w prawodawstwie dotyczącym wywiadu i kontrwywiadu wojskowego tak, by umożliwić ich kontrolę przez środowiska komunistycznych specsłużb. A także po to, by zemścić się na Antonim Macierewiczu i jego ludziach za likwidację WSI, drogą represji sądowych i przy udziale Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Na swoich doradców (czy aby tylko „doradców”?) Komorowski nominował ludzi o zaiste inspirujących biografiach politycznych, wśród których na pierwszym planie znajdują się tow. Nałęcz i tow. „pierwszy niekomunistyczny premier”, stalinowski propagandzista i pałkarz, Mazowiecki. Jednak do rangi jednego z symboli polityki rekomunizacji urasta posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, które odbyło się pod koniec listopada 2010 roku, w którym udział wziął sam tow. gen. Jaruzelski, a oprócz niego tak wybitne postaci jak Kwaśniewski, Miller, Oleksy, Cimoszewicz, Rotfeld, Bielecki, Mazowiecki i Marcinkiewicz. Znamienny jest już sam fakt uczestnictwa w organie państwa oficjalnie niepodległego najwyższego rangą przywódcy peerelu. Sławomir Cenckiewicz komentuje to następująco, w jednym z wywiadów dla „Naszego Dziennika”: po raz kolejny okazało się, że w polityce polskiej po 1990 r. triumfuje zasada ciągłości prawno-ustrojowej z PRL […]. Oficjalnie tematem posiedzenia były „relacje polsko-rosyjskie” oraz wizyta sowieckiego „prezydenta”. Nie znamy jednak szczegółów spotkania; nie wiemy, o czym ci mędrcy i mężowie stanu dyskutowali w kuluarach, czyli tam, gdzie dzieje się najważniejsze. Określenie listopadowego posiedzenia RBN jako „WRON-bis”, autorstwa bodajże Free Your Mind’a nie jest chwytem publicystycznym, a opisem stanu faktycznego. Tak samo zresztą jak „Ubekistan” czy „PRL-bis”. Skład zeszłorocznej, listopadowej RBN jest ilustracją tego, kto faktycznie rządzi Polską po 1989 roku, a także wewnętrzną hierarchię w ramach „GTW”; parafrazując C. Schmitta, suwerenem jest ten, który wprowadził stan wyjątkowy. Nominalnie zajmowane stanowisko nie musi równać się rzeczywistej funkcji, jaką dana osoba (czy organ) pełni w systemie politycznym – władzę ma ten, kto na mocy pozycji hegemona w danym układzie ustala zasady gry i jest w stanie je egzekwować, pozycji hegemona warunkowanej także różnymi czynnikami określanymi mianem „soft power” – tu estymy agentów wobec oficerów prowadzących. Warto w tym kontekście przytoczyć jeszcze jeden fragment z cytowanego wywiadu z drem Cenckiewiczem: patrzę na Jaruzelskiego głównie przez pryzmat jego kariery wojskowej, dopiero później widzę w nim I sekretarza KC PZPR. A z moich badań wynika coraz jaśniej, że pasem transmisyjnym wpływów sowieckich nad Wisłą od początku było wojsko. To najbardziej podległy i lojalny wobec Sowietów sektor PRL, który po 13 grudnia 1981 r. opanował […] główne segmenty państwa - od tajnych służb, poprzez administrację, aż po politykę i finanse państwa. Dzięki temu przetrwał w stanie nienaruszonym tzw. transformację ustrojową. Nadwerężyła go dopiero likwidacja WSI. Jaruzelski uosabia zatem wszystkie cechy tej podległości i lojalności - od szlaku bojowego u boku Sowietów, działalności agenturalnej dla Informacji Wojskowej (a faktycznie "Smiersza"), walki z Kościołem, poprzez […] wyprowadzenie wojska w Grudniu '70, aż po uwojskowienie […] PZPR, wprowadzenie stanu wojennego i wojnę z "Solidarnością". Trzeba przyznać, że po 1989 r. dość inteligentnie obudował tę swoją życiową drogę […].
Także w aktach jawnej przemocy po 10 kwietnia ubiegłego roku udział brali ludzie z kręgów komunistycznych specsłużb. Antykatolicka, godząca w przeżywanie żałoby i pamięć o ofiarach, i jako taka bolszewicka „akcja krzyż” orkiestrowana była przez agenta WSI, Zbigniewa S., pseud. „Niemiec”. Oprócz walki z katolicyzmem, była to walka z pamięcią o ludziach, którzy mieli interesy zupełnie sprzeczne z interesami Komorowskich, Tusków i ich oficerów prowadzących oraz moskiewskiej i berlińskiej centrali. Z kolei za dokonany 19 października ub. r. mord w łódzkim biurze PiS odpowiada członek PO, a prawdopodobnie funkcjonariusz „byłej” SB – Ryszard Caba (Cyba?). Oba te otwarte akty przemocy łączy ich charakter jako prowokacji, mającej zmusić stronę atakowaną albo do zachowań umiarkowanych, albo do ostrej, z konieczności również przemocowej reakcji obronnej. Ponadto, oba te wydarzenia wykorzystano jako balon próbny – „Grupa Trzymająca Władzę” próbowała stworzyć podległe sobie, „spontanicznie” tworzone cywilne bojówki.
Powrót „towarzystwa od śrubek”? Czy związek ze Smoleńskiem ma 5 tajemniczych wypadków, z których 4 zakończyły się śmiercią? Bo z operacją „rekomunizacji” bez wątpienia mają. 18 IV 2010 r. zginął w wypadku samochodowym luterański biskup Mieczysław Cieślar, który przewodniczył komisji historycznej, badającej inwigilację luteran przez SB. 28 V 2010 r. zginął dr Dariusz Ratajczak, przez środowiska neobolszewii i „salonu” uznany za „Holocaust denier” i szykanowany, m.in. wyrzuceniem z pracy na uczelni. 2 VI zginął operator „Faktów” TVN, Krzysztof Knyż, który był przy relacjonowaniu katastrofy smoleńskiej. 6 VI zginął w wypadku samochodowym prof. Marek Dulinicz – szef grupy archeologów, która miała wyjechać do Smoleńska. 8 VI dziennikarz Wojciech Sumliński – znany m.in. z badań nad morderstwem ks. Popiełuszki – uderzył samochodem w mur cmentarza w Białej Podlaskiej. W oponie znaleziono wbity gwóźdź. Dziennikarz przeżył.
W cieniu czerwonej gwiazdy
Wewnętrzna okupacja przez neokomunistyczny, okrąłostołowy establishment i powiązania współczesnej Polski z Rosją Sowiecką są ze sobą ściśle sprzężone. Burzliwe skądinąd procesy, jakie rozgrywały się w latach 1989 – 91 nie spowodowały przerwania tej więzi, zmieniły się jedynie jej formy; elity wywodzące się z przetransformowanego aparatu komunistycznego i kooptantów są nadwiślańską odnogą międzynarodowej mafii (o podobnej strukturze) z bazą terytorialną w Rosji. Zarówno Polska, jak i pozostałe kraje „byłego” imperium sowieckiego (wewnętrznego i zewnętrznego) pełnią swoją rolę w sowieckiej, długoterminowej strategii geopolitycznej. Po pierwsze, są to laboratoria procesu pieriestrojki i budowy neokomunizmu w warunkach demoliberalizmu; po drugie, mają one być pasem transmisyjnym Rosji Sowieckiej na Europę Zachodnią i jednocześnie strefą buforowo-przesyłową – kondominium Rosji Sowieckiej, Niemiec, UE i innych, także pozapaństwowych czynników zachodnich prowadzących geszefty z sowieciarzami, które w zamian za uznanie sowieckiej zwierzchności mają wolną rękę w traktowaniu Polski jako rezerwuaru taniej siły roboczej, mięsa armatniego oraz fabryki klamek do mercedesów i BMW (patrz cz. 1 i 2).
W latach 2005 - 07 próbowano przerwać tę zależność i odzyskać suwerenność zewnętrzną, co musiało spotkać się z reakcją zarówno Rosji Sowieckiej, jak i głównych rozgrywających w Unii Europejskiej oraz ich krajowych ekspozytur. Z obaleniem rządu Jarosława Kaczyńskiego i dojściem do (za)rządu Donalda Tuska powrócono do wyżej omówionej polityki podporządkowania interesom Moskwy, z pewnymi koncesjami dla Berlina i Brukseli.
„Rząd” Tuska „zrezygnował” z prowadzonej przez rząd PiS, a po 21 X 2007 przez ośrodek władzy związany ze śp. Lechem Kaczyńskim, polityki budowy „Sojuszu Międzymorza”: Polski, Nadbałtyki, Czech, Ukrainy, Gruzji; jednocześnie kraje te zostały w mniejszym lub większym stopniu spacyfikowane przez sowieciarzy. Zawiadowana przez Radka Sikorskiego polityka UE pn. „partnerstwo wschodnie” jest w istocie – jak stwierdza Józef Darski – polityką sowiecką prowadzoną przez UE i Niemcy, a wykonywaną rękami „polskimi”. Zrezygnowano przede wszystkim z prób zbudowania współpracy energetycznej pomiędzy krajami basenu Morza Czarnego i Kaspijskiego: z Eurazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej, Rurociągu Odessa-Brody-Płock-Gdańsk (część tego właśnie projektu) oraz z mostu energetycznego pomiędzy Polską a Litwą. Wycofano się też – co zresztą było sprzężone z taką samą decyzją lewicującej administracji Obamy – z projektu instalacji amerykańskich elementów tarczy antyrakietowej.
Jaki cel mieli sowieciarze, ostrzeliwując 23 listopada 2008 roku kolumnę wiozącą prezydentów Kaczyńskiego i Saakaszwilego, chcących odwiedzić obóz dla uchodźców z tzw. Osetii Płd.? Po pierwsze, było to ze strony sowieckiej ostrzeżenie przed „mieszaniem się” śp. Lecha Kaczyńskiego w „wewnętrzne sprawy Rosji”: jego wizyta, wraz z prezydentami krajów Międzymorza być może uchroniła Tyflis przed sowiecką masakrą, powstrzymało kierownictwa państw zachodnich – na czele z Sarkozym – przed zbyt dużymi ustępstwami na rzecz sowietów, uniemożliwiając całkowite przejęcie Gruzji – kraju leżącego na jednym z głównych szlaków przesyłu ropy i gazu z basenu Morza Kaspijskiego i Czarnego i będącego jednym z głównych punktów obecności USA. Po drugie, wydarzenie to i jego „zapośredniczenie” przez sowieckie i ubekistańskie media było swego rodzaju „wyzwalaczem”, mającym uaktywnić szeroko pojęte stronnictwo sowieckie w Polsce; od tego właśnie momentu przywracanie przynależności Polski do imperium neosowieckiego ruszyło już pełną parą.
Następstwem katastrofy smoleńskiej jest likwidacja ośrodka władzy, który spowalniał budowę przez Kreml „Bloku Komunistycznego-bis” i jego dalszą ekspansję na Europę Zachodnią. Po 10 kwietnia 2010 roku sfinalizowano rekomunizację na poziomie geopolitycznym: przesądzone zostało przyjęcie dyktatu gazowego Rosji Sowieckiej. Nie tylko nad Polską – na przestrzeni najbliższych lat okaże się zapewne, że i nad całą Europą.
Tzw. „Umowa gazowa”, właściwie dyktat gazowy, uzależnia Polskę od Gazpromu, który – dzięki aparatczykowi ZSL, jednemu z głównych bohaterów parlamentarnego puczu z 1992 r. – zyskał pozycję monopolisty, przez co za pośrednictwem tego podmiotu Rosja Sowiecka będzie mogła szantażować Polskę właśnie za pomocą dystrybucji gazu. Ponadto, daje ona sowietom pełną kontrolę nad tranzytem gazu przez polskie terytorium. Sowiecko-niemiecki gazociąg północny, oprócz uzależnienia Europy Zachodniej przez Moskwę via Niemcy, służyć ma także tłumieniu ewentualnych polskich prób prowadzenia suwerennej (od tandemu sowiecko-niemieckiego) polityki energetycznej przez prewencyjne storpedowanie działania świnoujskiego gazoportu – swoją drogą jedynej takiej inwestycji w Europie, która przynajmniej w zamyśle byłaby całkowicie niezależna od sowieckich dostaw. Gazprom zadbał także o swoistą „zastępowalność pokoleń” sowieckiej ekspozytury nad Wisłą poprzez wdrożenie systemu sponsorowania przez firmę studiów doktoranckich dla polskich studentów. Kolejną kluczową kwestią – stanowiącą również poszlakę w sprawie Smoleńska – jest odkrycie dużych złóż gazu łupkowego na terenie Polski. Rozpoczęcie ich eksploatacji przez zachodnie koncerny wydobywcze poważnie naruszyłoby pozycję Gazpromu i innych sowieckich korporacji na rynku surowców energetycznych, wzmocniłoby pozycję USA w regionie oraz stronnictwo/a niepodległościowe i antysowieckie. W tym kontekście, zamach smoleński byłby aktem zaznaczenia przez Kreml Polski jako swojej strefy wpływów (por. cz. 2). Rosja Sowiecka dąży również – przy wydatnej współpracy zarządców PRL-bis – do bezpośredniej kontroli nad wydobyciem surowców energetycznych przez zamiar przejęcia polskiego przemysłu naftowego i gazowego (zamiary kupna pakietu kontrolnego Lotosu).
Bardzo niepokojące są dwa kolejne projekty geostrategiczne. Pierwszy to ten, oficjalnie przedstawiany jako współpracy z obwodem kaliningradzkim, a określany przez Aleksandra Ściosa mianem „projektu Prusy Wschodnie”: „[k]luczowym projektem ministra Sikorskiego, forsowanym szczególnie mocno po 10 kwietnia jest […] porozumienie o bezwizowym ruchu granicznym pomiędzy Polską i Rosją, obejmujące obwód kaliningradzki. Projekt ten, na kilka dni przed tragedią smoleńską został poszerzony o koncepcję włączenia obwodu do unijnego programu Partnerstwa Wschodniego – zgłoszoną przez ambasadora RP […czy może jednak PRL? – J.] w Moskwie Jerzego Bahra. To rzecz bez precedensu, ponieważ […] nie ma takiego podmiotu jak obwód kaliningradzki. Zamysł dotyczy więc całej Rosji, a w chwili obecnej jej najbardziej zmilitaryzowanego obszaru. Projekt to o tyle ważny, że łączy dalekosiężne plany rosyjskie, związane choćby z budową elektrowni atomowej i przesyłem energii z koncepcją jeszcze groźniejszą. Warto zauważyć, że gorącym zwolennikiem porozumienia o otwarciu obwodu kaliningradzkiego są Niemcy. Można sobie wyobrazić sytuację Polski, jeśli za kilka lub kilkanaście lat obszar ten, […] w ramach dwustronnych uzgodnień między Moskwą a Berlinem wróci do niemieckiej macierzy, a za nowego sąsiada będziemy mieli... Prusy Wschodnie.” Moim zdaniem, prognoza przejęcia kontroli nad Eksklawą Królewiecką przez Niemcy (skądinąd zinfiltrowane przez sowiecką agenturę) jest błędna, gdyż nawet formalne włączenie jej do RFN nie oznaczałoby osłabienia czy emancypacji spod kurateli Rosji Sowieckiej. Wdrożenie „projektu Prusy Wschodnie” sfinalizuje uczynienie z Niemiec wielkorządcy sowieckiego na Europę, dodatkowo zabezpieczonego przez gazociąg Nord Stream.
Kolejnym takim projektem, który nabrał dynamiki po tragedii smoleńskiej, jest resowietyzacja sił zbrojnych dokonywana właściwie bezpośrednio przez Kreml, która w perspektywie czasu może okazać się wejściem Rosji Sowieckiej do NATO, dokonanym rękami polskimi. Jak pisze cytowany wyżej A. Ścios: [r]ozmowy […] prowadzone były już przed 10 kwietnia, lecz dopiero po śmierci Prezydenta i najwyższych dowódców wojska projekt nabrał rozmachu. W lipcu [2010 – J.] minister Sikorski zapowiedział, że rosyjscy inspektorzy będą sprawdzać polskie bazy wojskowe, w których rozlokowano systemy antyrakietowe. Jednocześnie Rosjanie zaproponowali współdziałanie marynarek wojennych obydwu krajów na Morzu Bałtyckim, m.in. w operacjach poszukiwawczych i ratowniczych, nawiązanie wzajemnych kontaktów dowódców, jednostek przygranicznych i zgrupowań wojskowych oraz organizację nauczania polskich oficerów w rosyjskich ośrodkach szkolenia. Efektem zbliżenia była sierpniowa wizyta szefa rosyjskiego Sztabu Generalnego gen. Nikołaja Makarowa w Polsce Mianowany przez Bronisława K. nowy szef Sztabu Generalnego WP Mieczysław Cieniuch zaproponował Rosjanom „wymianę doświadczenia w sferze unowocześnienia sił zbrojnych i nawiązanie roboczych stosunków między wojskowymi pododdziałami Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych oraz Marynarki Wojennej, dyslokowanych w przygranicznych rejonach.” Zaplanowano również prowadzenie i obserwację ćwiczeń, oraz szkolenie wojsk i dowództw. Znamienne jest to, że po Smoleńsku mamy do czynienia ze szczególnym nasileniem „wizytacji” kraju nad Wisłą przez decydentów z grona sowieckiego kierownictwa: Miedwiediewa, nominalnie pełniącego funkcję prezydenta FR, gen. Makarowa – szefa neosowieckiego gensztabu, gen. Patruszewa – niezwykle zasłużonego towarzysza z bezpieczeństwa; szefa zresztą organu pn. „Sowiet Biezopastnosti” czy też szefa Gazpromu, Aleksieja Millera oraz – w dniu przyjęcia dyktatu gazowego – szefa kremlowskich „Siłowików” i naczelnego „gazowca” sowietów, Igora Sieczyna.
Rewolucja kulturowa, szykanowanie niepokornych
Funkcją wyżej opisanej polityki rekomunizacji i resowietyzacji jest swego rodzaju rewolucja kulturowo-ideologiczna; wojna informacyjna będąca stałym elementem i bezpiecznikiem tak bolszewizmu starego typu, jak i demoliberalnego neobolszewizmu. Zwłaszcza po 2007 r. sprowadza się ona przede wszystkim do rekonstytucji podstawowych tez neopeerelowskiej wersji „political correctness”, które próbowano obalić w latach 2005-07, mianowicie: mitu „okrągłego stołu”, „przemiany ustrojowej”, „niepodległej” po 1989 roku Polski i mitu „Solidarności”, która tę rzekomą niepodległość wywalczyła, oczywiście pod wodzą Lecha Wałęsy, który „sam, tymi ręcami obalił komunę”, walcząc z bezpieką „na śmierć i na życie”. Inne to: „prawo do rządzenia w Polsce ma establishment okrągłostołowy” (czyt.: komuna plus agentura), który z racji swojego oświecenia i dziejowej misji ma prawo do wszystkiego. Wedle tej właśnie, „naszej” wersji politycznej poprawności, jakiekolwiek domaganie się rzeczywistej suwerenności i podmiotowości geopolitycznej Polski jest określane jako „nacjonalizm”, „ksenofobia”, „polityka rodem z XIX w.” czy wręcz… „rusofobia”. Wprowadzono – przy pomocy mediów neopeerelu i popkultury – podział na lepszą i gorszą kategorię obywateli. Pierwszą – „lepszą”, „światłą i wspaniałą” są ci, którzy akceptują neopeerelowski porządek; druga to niezsowietyzowana (bądź nie do końca zsowietyzowana) i konserwatywna część społeczeństwa, którą stygmatyzuje się epitetami typu: „konserwa”, „zaścianek”, „nacjonaliści”, „antysemici”, „moherowe berety” itp.
Zacznijmy od mitu okrągłego stołu, maskującego prawdziwe oblicze pieriestrojki. Działalność naukowców związanych z Instytutem Pamięci Narodowej, któremu przewodził śp. Janusz Kurtyka poważnie groziła ich dekonstrukcją. Przykładem niech będą trzy biografie polityczne postaci Lecha Wałęsy, które nie tylko poruszają kwestię jego kolaboracji z komunistami, ale – w zestawieniu zwłaszcza z innymi źródłami – rzucają światło na faktyczny charakter funkcjonowania komunistycznego aparatu władzy oraz na charakter i szczegółowe mechanizmy tzw. „transformacji ustrojowej” – transformacji peerelu w neopeerel. Stąd wściekły atak Ubekistanu i podwieszeńców na drów Cenckiewicza i Gontarczyka oraz później – na Pawła Zyzaka. Atak, w którym zastosowano trzy rodzaje środków: agresywną manipulację medialną, zmuszenie do odejścia z pracy, aż po represje prawno-karne i zastosowanie instrumentarium służb specjalnych. W przypadku Cenckiewicza, kolejnym jego „ciężkim grzechem” przeciwko elicie Ubekistanu jest przewodzenie Komisji Likwidacyjnej WSI i zajmowanie się w pracy naukowej niezwykle szkodliwą działalnością tej struktury. Gontarczyka – zajmowanie się początkami komunistycznej okupacji Polski (vide – ataki na „antysemicką” monografię PPR i proces sądowy, w którym IPN musiał przeprosić za pisanie prawdy o agenturalnej na rzecz Sowietów działalności Ozjasza Szechtera). Operacja „Cenckiewicz-Gontarczyk-Zyzak” służyła osłabieniu IPN poprzez atak na „środek ciężkości” – naukowców, którzy swoimi badaniami przecierali szlaki, dalszym celem było zastraszenie innych naukowców, którzy mogliby zająć się naszą najnowszą historią. Znamienny jest tu zeszłoroczny wyrok sądu w Krakowie, który zabrania powoływać się w pracach naukowych na książkę Pawła Zyzaka.
Kolejną kampanią było forsowanie znowelizowanej ustawie o IPN, której efektem jest faktyczne podporządkowanie IPN komunie i agenturze, poprzez m.in. możliwość wydawania oryginalnych dokumentów oficerom bezpieki czy możliwość zastopowania niewygodnych dla establishmentu projektów badawczych przy pomocy
Innymi osobami, które takimi sposobami są atakowane przez Ubekistan są dr Targalski (Darski), prof. Zybertowicz, czy ostatnio – J.M. Rymkiewicz oraz K. Wyszkowski, za obnażanie mechanizmów neokomunizmu, prawdę o „naszym” establishmencie, a w przypadku Darskiego dochodzi bezkompromisowa próba dekomunizacji Polskiego Radia. Znamienne jest to, że ataki te odbywają się na drodze procesów sądowych, a dalej, w medialnym Matrix’ie obowiązującą prawdą jest prawda formalna. Nie prawda rozumiana jako opis zgodny ze stanem faktycznym ani próby dochodzenia do takowego. Temu ostatniemu przede wszystkim ma zapobiec ten właśnie rodzaj represji.
To samo działo i dzieje się w mediach, gdzie na krótko (2005-07) dopuszczono jako równoprawny dyskurs inny niż różowo-czerwona propaganda i dezinformacja. Po wyborczym zwycięstwie PO w 2007 r. miała miejsce ofensywa, później próba związania PiS-u „koalicją” z SLD, i ostateczna „normalizacja”, która miała krótko po tragedii smoleńskiej.
Kolejną kampanią prowadzoną od 2007 roku przez Platoformę Obywatelską i peerelowskie media jest wściekłe atakowanie opozycji politycznej, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Z braku czasu, miejsca i sensu nie będę jej tu szczegółowo opisywał. Chodzi o to, by pozbawić ją zdolności operacyjnej (możliwości zdobycia i sprawowania władzy) poprzez działania propagandowe, agenturę wewnętrzną i zewnętrzną, wciąganie w z góry ukartowane potyczki. Może ona funkcjonować, ale na prawach politycznego „rezerwatu dzikich”. Delegalizacja raczej nie jest brana pod uwagę, ale powyższe cele są osiągane nieraz na drodze zbrodni: pierwszą był Smoleńsk, a następną – mord łódzki.
Wróćmy do polityki wybielania i wręcz wynoszenia na ołtarze bolszewików, neobolszewików i ich agentów. Dezinformacyjną i manipulacyjną osłoną jest tutaj operacja „pojednania i ocieplenia polsko-rosyjskiego”. Dziwnym „przypadkiem” akcja ta nabrała swojej dynamiki w okolicach 10 kwietnia 2010, a rozpoczęta została latem tegoż roku, z sowiecką kampanią relatywizacji własnego udziału w wywołaniu II wojny światowej i przedstawianiem go jako „konieczności dziejowej”. W tą kampanię, na poziomie polskim, wpisuje się posmoleńska „polityka odznaczeniowa” Komorowskiego, w ramach której najwyższe odznaczenia państwowe zbezczeszczono poprzez przypięcie ich do piersi komunistów i agentów, głównie architektów magdalenkowej „transakcji epoki” i PRL-bis. To samo tyczy się „polityki pomnikowej”, z której apogeum mieliśmy do czynienia w 90. rocznicę pokonania bolszewików, podczas której to komunistycznym najeźdźcom postawiono pomnik, sugerujący w dodatku, podprogowo, ich rzekomy „humanizm”. Nieprzypadkowe było wówczas także wywieszenie baneru z facjatą Lenina i obecność na obchodach Jaruzelskiego.
Wojna informacyjna ma za jedno z podstawowych zadań podważenie systemu wartości, na jakim opiera się dane społeczeństwo. W przypadku Polski, jego rdzeniem – skądinąd poważnie niestety naruszonym – są zasady chrześcijańskie i wolnościowe, głównie rzymskokatolicka recepcja prawa naturalnego. Naruszyć je ma samo już suponowanie przez polityków PO (na czele z tow. Palikotem) i „autorytety” peerelu-bis lewackich postulatów ideologicznych: legalizacji i refundacji z publicznych pieniędzy zapłodnienia in-vitro, powracające co jakiś czas (czasem jako rezonans tego, co dzieje się za granicą) dyskusje na temat prawodawstwa aborcyjnego czy postulaty legalizacji eutanazji. A także promowanie dewiacji seksualnych, na przykład w postaci parad pederastów, „kultury LGBT” (także w ramach oficjalnego wspierania „kawiorowej” lewicy od tow. Sierakowskiego) czy „promowania tolerancji dla odmiennych orientacji seksualnych” w postaci „Tęczowych elementarzy” przeznaczonych dla dzieci.
Równocześnie, wzmaga się kontrola systemu (jako całości, jak i poszczególnych jego elementów z osobna) nad każdym praktycznie aspektem życia obywatela, co bardzo dobrze opisuje prof. Andrzej Waśko w „Upadku liberalnych mitów”: „[…] słyszymy o monitorowaniu Internetu pod kątem ‘’mowy nienawiści’’. Zachowanie rodziców wobec dzieci w domu monitorują już urzędnicy socjalni. Dzieci też będą monitorowane pod kątem ocen i chorób, przez nowy, ministerialny system informacji oświatowej. Inwigilacji obywateli towarzyszy piętrzący się coraz bardziej system kontroli i zarządzania. […] Coraz większa formalizacja i proceduralizacja wszelkich działań w miejscu pracy i urzędach służy wyłącznie zwiększeniu kontroli, która w istocie niczego realnego nie sprawdza i staje się celem samym w sobie.
Na dole tej piramidy władzy mamy urzędników i pracowników podmiotów – nazwijmy je umownie – pozapaństwowych, w środkowym piętrze – polityków partii „rządzącej” i cały bestiariusz „autorytetów moralnych”. Na górze zaś – starych, skapcaniałych, ale i sprawdzonych „towarzyszy z bezpieczeństwa”. Na przestrzeni ostatnich czterech prawie lat – parafrazując pewnego filozofa-aforystę, poetę i człowieka czynu z Budy Ruskiej – neopeerel zdał egzamin i powrócił do swojej dawnej świetności, po okresie częściowego zamieszania z lat 90. i „odwilży” lat 2005 – 07. Naturalną rzeczą jest, że teraz system się broni, czego przejawami – około rocznicy tragedii smoleńskiej – było m.in.: niedopuszczenie ludzi (w tym J. Kaczyńskiego) do składania zniczy, brutalne pobicie Michała Stróżyka i zwinięcie namiotu „Solidarnych 2010”, aresztowanie przez policję Klaudiusza Wesołka, a wcześniej kradzież przez sowieciarzy tablicy wskazującej charakter i sprawców zbrodni katyńskiej.
C.d.n.
Smoleńsk – tło długofalowej strategii
Źródła:
1. Free Your Mind, „Społeczeństwo zamknięte i jego sojusznicy. Polska w cieniu nowej rewolucji”, Polis 2010, http://polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=825:spoeczestwo-zamknite-i-jego-sojusznicy-polska-w-cieniu-nowej-rewolucji&catid=133:biblioteka-miejska&Itemid=196
2. Zdzisław Krasnodębski, „Rewolucja Tuska”, http://www.rp.pl/artykul/2,292618_Rewolucja_Tuska_.html
3. Aleksander Ścios, „Polityczna agentura wpływu”,http://chomikuj.pl/redlizard/Niewygodne+dokumenty/POLITYCZNA+AGENTURA+WPLYWU,63753399.pdf
4. / - / „Rzeczpospolita ‘’zaufanych przyjaciół’’”, http://cogito.salon24.pl/77719,rzeczpospolita-zaufanych-przyjaciol
5. / - / „Czy ludzie z WSI sprzedawali polskie stocznie?”, http://cogito.salon24.pl/122112,czy-ludzie-wsi-sprzedawali-polskie-stocznie
6. / - / „Siłowicy”, http://cogito.salon24.pl/120270,silownicy
7. / - / „Powrót ’kułaka’”, http://cogito.salon24.pl/165444,powrot-kulaka
8. / - / „Bondaryzacja, czyli Orwell po polsku”, http://cogito.salon24.pl/155239,bondaryzacja-czyli-orwell-po-polsku
9. / - / „Ustawodawcy z SB”, http://cogito.salon24.pl/122618,ustawodawcy-z-sb
10. / - / „Biali czerwoni”, http://cogito.salon24.pl/144459,biali-czerwoni
11. / - / „Bilans otwarcia. Cena tragedii smoleńskiej”, http://bezdekretu.blogspot.com/2010/10/bilans-otwarcia-cena-tragedii.html
12. / - / „Polska za zamkniętymi oczami”, http://bezdekretu.blogspot.com/2010/07/polska-za-zamknietymi-oczami.html
13. / - / „Matrioszki”, http://cogito.salon24.pl/260445,matrioszki
14. / - / „Eksperci od bezpieczeństwa” http://cogito.salon24.pl/277709,eksperci-od-bezpieczenstwa
15. Xipon Jan Itor, „Tusk będzie głosował na Kaczyńskiego”, http://x-j-i.salon24.pl/156092,tusk-bedzie-glosowal-na-kaczynskiego
16. Stoję z boku i patrzę, „Dekomunizacji nie będzie”, http://stoje-z-boku-i-patrze.salon24.pl/42896,dekomunizacji-nie-bedzie
17. Telok, „Kilka słów o generale Parulskim prowadzącym smoleńskie śledztwo”, http://telok.salon24.pl/234754,kilka-slow-o-generale-parulskim-prowadzacym-smolenskie-sledztwo
18. Claroklara, Samuel J. Pereira, „Przypadek?”, http://claroklara.salon24.pl/197597,przypadek
19. „Jaruzelski to patriota, ale sowiecki”. Wywiad ze Sławomirem Cenckiewiczem, http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101125&typ=po&id=po04.txt
20. Potwór z Radia (Józef Darski): „Kontrola strukturalna”, http://niezalezna.pl/1854-kontrola-strukturalna; „Zawrót głowy od sukcesów”, http://niezalezna.pl/1847-zawrot-glowy-od-sukcesow ; „Operacja Cenckiewicz”, http://niezalezna.pl/1856-operacja-cenckiewicz
21. Józef Darski, „Nowa wojna Putina”, http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7761.html
22. „Powinniśmy działać tak, jakby powstanie warszawskie wygrało” – rozmowa J. Darskiego z J. Kurtyką, http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/166839,powinnismy-tak-dzialac-jakby-powstanie-warszawskie-wygralo
23. / - /, „A jeśli to był zamach?”, http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/176528,a-jesli-to-byl-zamach
24. / - / „Alternatywa systemowa i antysystemowa”, „Nowe Państwo” 11(57)/2010
25. / - / „Czy PO będzie imitować Rosję?”, „Nowe Państwo” 12(58)/2010
26. / - / „Przy tobie, najjaśniejszy Putinie, stoimy i stać chcemy”, http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/220982,przy-tobie-najjasniejszy-putinie-stoimy-i-stac-chcemy
27. / - / „Nie ma wojny polsko-polskiej”, http://lubczasopismo.salon24.pl/czerwono-zieloni/post/246531,nie-ma-wojny-polsko-polskiej
28. Barbara Fedyszak-Radziejowska, „Ile demokracji za fasadą”, http://www.rp.pl/artykul/624755_Fedyszak---Radziejowska--Ile-demokracji-za-fasada-.html
29. „Polska polityka w klinczu”. Wywiad z Andrzejem Zybertowiczem, http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100911&typ=my&id=my11.txt
30. „Poważnie rozważam hipotezę zamachu” /-/ http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110122&typ=my&id=my02.txt
Drogi Panie Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńNie wyczytał Pan nigdzie na stronie Wydawnictwa Podziemnego, że „zachowanie ludzi w przeszłości musi determinować ich późniejszego zachowania”, sprawi mi więc Pan wielką przykrość, nie odwołując czem prędzej zbyt już doprawdy absurdalnych zarzutów. Najlepszym dowodem, jak bardzo się Pan mija z prawdą, jest nasz – zresztą wolę mówić „mój” – stosunek do Macierewicza, który nie tylko w okrągłostołowych pijaństwach udziału nie brał, ale był aktywnie im przeciwny. Czy nie jest to dostateczny dowód, że nie trzeba mieć Kaczyńskim za złe, co robili dwadzieścia parę lat temu, ale raczej, co robili niedawno?
Mój argument jest chyba prostszy niż Pan to przedstawia. Prl jest jedną ciągłością państwową i „państwo”, które zarówno Pan, jak Ścios i Fym i jak im tam jeszcze, uważacie za iiirp, jest wyłącznie jego kontynuacją. Branie udziału w instytucjach takiego państwa jest albo zdradą, albo (w najlepszym razie) mąceniem wody. Nie można – podkreślam: nie jest to możliwe – „uczynić Polski państwem suwerennym”, działając w ramach prlu, bo to jest absurdalne.
Ja nigdy – sam Pan o tym dobrze wie – nie wystawiałem nikomu świadectw moralności, bądź niemoralności. Z wielu powodów, ale podam tylko jeden: ponieważ byłoby to niesmaczne.
Pan niestety, o czym już Panu mówiłem, tkwi w beznadziejnej niekonsekwencji myślowej, bo tak samo jak Rolex i inni, jednym tchem potrafi Pan mówić o prlu, nadwiślańskiej komunie, bezpiecznikach itp., a jednocześnie spodziewa się Pan wyzwolenia od Pisu. To nie jest możliwe. Żeby mogła rozpocząć się „resowietyzacja”, musiałaby najpierw się odbyć desowietyzacja, a to się stać nie mogło i sam Pan o tym pisał, więc doprawdy nie pojmuję Pana. Ale najgorsze jest co innego.
Porównywanie Katynia z katastrofą lotniczą jest po prostu nie do przyjęcia. Katyń jest symbolem największej zbrodni II wojny światowej; symbolem, bo 22 tysiące oficerów zginęło, a nie wszyscy zostali zamordowani w Katyniu. Nazwanie katastrofy lotniczej „Katyniem 2” jest czymś na miarę bluźnierstwa, mówiąc prawdę.
Nie okłamujmy się, że w drugiej połowie XX w. za sprawą komunistów nie nastąpiła (między innymi w Polsce) głęboka mutacja świadomości społeczeństw poddanych tej socjotechnicznej operacji. Jednym z jej efektów jest właśnie powszechne przekonanie, że peerel jest, co prawda ułomnym, pokracznym, parchatym i garbatym, ale państwem polskim. Nie trzeba też wcale daleko szukać, wystarczy spojrzeć na naszą ustawę zasadniczą, a i wszak sam „wiekopomny” manifest lipcowy pkwn jest aktem prawnym nigdy nigdzie formalnie nie unieważnionym.
OdpowiedzUsuń(Choćby nawet symbolicznie jak zrobili to ostatnio Węgrzy; „[...]Nie uznajemy prawnej ciągłości komunistycznej „konstytucji“ z 1949 roku, która była podstawą reżimu, dlatego ogłaszamy jej nieważność.[...]”)
Jak widać „nasz” obecny państwopodobny twór , mimo że jest nadal ułomny, pokraczny, parchaty i garbaty, to jednak jest nad wyraz stabilny, i wbrew opiniom mniej lub bardziej natchnionych politologów z Bożej łaski, wcale nie zanika, ani też się nie rozpada – wręcz przeciwnie, swoboda z jaką wyautowano nieśmiałą „rebelię” pisowską (i to przy formalnym posiadaniu „pełni władzy”) powinna nawet największym fantastom dać jednak coś do myślenia. Pora przestać się okłamywać, tego państwa się nie da „naprawić”, to państwo trzeba obalić – pozostaje tylko pytanie, jak ?
Panie Amalryku,
OdpowiedzUsuńNie było żadnej rebelii pisowskiej, bo Pis zawiera się całkowicie w prlu. Jedyną chyba próbą rebelii od wewnątrz była pierwsza lustracja, zakończona jak wiadomo puczem Bolka.
prl jest zakreślony dookoła grubymi, czerwonymi krechami, których przekroczenie wywołuje reakcję bezpieczników. Co ciekawe, to że nikt nie opisał tego mechanizmu równie dobrze, jak nasz gospodarz, ale pomimo to widzi w Pisie - czuli wewnątrz prlu - źródło wybawienia.
Jak już pisałem wielokrotnie na wp, przekracza to moje skromne możliwości pojmowania.
Tymczasem życzę Panom prawdziwej Jasności w tę Wielką Noc i wypisuję się na czas jakiś.
Drogi Panie Michale,
OdpowiedzUsuńPisze Pan, że Nie wyczytał Pan nigdzie na stronie Wydawnictwa Podziemnego, że „zachowanie ludzi w przeszłości musi determinować ich późniejszego zachowania” […].
Owszem, nie znalazłem takiej tezy wyrażonej wprost, ale tak jedynie – może niesłusznie zinterpretowałem całokształt Pana publicystyki, że bracia Kaczyńscy byli i są świadomym elementem pieriestrojkowej i neobolszewickiej prowokacji. Jeżeli moja interpretacja jest zła, a zarzut jest bezpodstawny, to przepraszam.
Peerel i neopeerel jest ciągłością, tak samo jak komunizm i neokomunizm (czy demobolszewizm), tak samo jak CCCP i "Federacja Rosyjska". Ale w czym się ta ciągłość przejawia? W tym, że rządzą - tyle, że w innej formie instytucjonalnej i za pomocą innych nieco mechanizmów - te same struktury polityczne, ta sama mafia. Z kolei ciągłość prawnoustrojowa czy prawnomiędzynarodowa z jednej strony, z drugiej zaś przyjęcie nazewnictwa i symboliki typowych dla suwerennego i niepodległego państwa, to sprawa wtórna.
Na to, że nie ma państwa polskiego, a ciągle Peerel, dowód mamy w postaci Smoleńska i wszystkiego w zasadzie, co po 10 kwietnia ubiegłego roku się wydarzyło. A wcześniej choćby – całej kampanii dezinformacyjnej, manipulacyjnej i politycznej prowadzonej przeciwko i Kaczyńskim, i rzeczonemu Macierewiczowi.
Którzy, zwłaszcza zaś ostatni z w/w, ‘’zasłużyli’’ sobie na agresję ‘’elit’’ neopeerelu właśnie za takie działania jak likwidacja i weryfikacja WSI, odsuwanie ludzi ze struktur komunistycznych (m.in. przez próbę lustracji, storpedowaną przez organ pn. ‘’Trybunał Konstytucyjny’’) czy próby dokładniejszego opisu jego mechanizmów działania. Czy to jest ‘’mącenie wody’’? Z jednej strony – tak, ale z drugiej nie to było/jest ich intencją. Uważam, że warunkiem sine qua non uzyskania suwerenności przez Polskę i przerwania ciągłości PRL-u i komunizmu jest właśnie odsunięcie od władzy ‘’czerwonej pajęczyny’’ i oczywiście zerwanie zależności od Rosji Sowieckiej. Inna sprawa, że wszystkie ich działania rozbijały się i dalej rozbijają o diagnozę sytuacji. Według nich mamy, że użyję słów P. Amalryka – ułomne, pokraczne, garbate i parchate – państwo polskie. Kwadratura koła.
Teraz o Smoleńsku. Tu ma Pan rację, a porównania tego użyłem na podstawie koincydencji dat i tego, że i w Katyniu, i w Smoleńsku zginęły zupełnie niewinne osoby. Ale czy pod Smoleńskiem (nie wiemy nawet, czy tam! Przecież wszystkie w zasadzie informacje są dystrybuowane przez sowietów!) doszło do niezawinionej katastrofy lotniczej? Za wiele jest moim zdaniem poszlak, które przemawiają za zamachem. I to nie tyle nawet technicznych, a geopolitycznych i wewnątrzpolitycznych, o czym piszę w cyklu.
Nie było żadnej rebelii pisowskiej [...]
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tu bym z Panem polemizował, bo oprócz tego, co napisałem powyżej, wiele się dowiedzieliśmy - dzięki takim ludziom, jak Cenckiewicz czy Zybertowicz - o kulisach tzw. "transformacji ustrojowej". Kwestia tylko, czy użtye nazewnictwo, tj. "rebelia pisowska" nie jest zbytnią hiperbolizacją.
I ja życzę Panom tego samego - zdrowych, spokojnych, radosnych Świąt Wielkiej Nocy.
Dziekując i zarazem odwzajemniając życzenia radosnych Świąt Wielkiej Nocy, pozwolę sobie na dygresję; również odnoszę, niestety wrażenie, że "obalanie" peerelu przez PiS przypomina nieco słynny manewr barona Muenchausena - bez otwartego zanegowania tego magdalenkowatego, pokracznego tworu zawsze znajdziemy się na drodze do nikąd.
OdpowiedzUsuńDrogi Panie Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńPostawmy sprawę ostro. Czy Kaczyńscy byli w Magdalence, czy nie? Kiedy krytykowali ze względów taktyki wyborczej tzw. "układ", to czy zająknęli się na temat swego uczestnictwa? Czy wyłożyli swój błąd? Czy wyłożyli naprawdę karty na stół? Nie mam takiego wrażenia. Ich taktyka wzorowana była raczej na chruszczowowskiej "destalinizacji": potępić, zrehabilitować, ale nie drążyć, bo tylko nam samym może to zaszkodzić.
ŻE Pan by ze mną polemizował na temat rzekomej rebelii Pisu, tego mogę się domyślać. Czego nie mogę pojąć, to DLACZEGO? Czy fakty nie są zupełnie wystarczające?
Pańskie argumenty są nie do przyjęcia. "Zasłużyli sobie na agresję elit"? Czy Pan drwi ze mnie? To jest podstawowa technika sowiecka: napadać na popleczników i poputczików, zamilczać wrogów, bo tych najtrudniej zmienić. Czy przykłady Trockiego i Michnika Panu wystarczą? Smoleńsk? Niech mi Pan wyłoży, proszę, jako człowiekowi najwyraźniej ułomnemu, w jaki sposób to "dwowodzi istnienia prlu"? Czyżby 9 kwietnia 2010 roku nie było to dla Pana jasne?
Nie Pan jeden używa porównania do Katynia. Niestety. Ale co mi oni wszyscy? Co mi Ścios, który bredzi o suwerenności prlu? Co mi Rolex, co chce głosować z podziemia? Takiego porówania używa Pan, który wydawał mi się człowiekiem racjonalnym.
Smoleńsk, jak Pan słusznie zauważa jest niejasny. Wiele wskazuje, że to nie była katastrofa, ale jeszcze więcej wskazuje, że sowieci pragną zwekslowania Pańskiej postawy na stanowisko, które można zbyć przy pomocy wzruszenia ramion: jeden z tych wariatów, co dopatrują się wszędzie spisków. I zamiast odciąć się od tego, Pan daje im to, czego pragną.
Drogi Panie Amalryku,
OdpowiedzUsuńPis jako wyciąganie się za włosy z bolszewickiego bagna! Genialne! Czy Pan ma siostrę?
Drogi Jaszczurze!
OdpowiedzUsuń"[...]likwidacja i weryfikacja WSI, odsuwanie ludzi ze struktur komunistycznych (m.in. przez próbę lustracji,[...]" - ciśnie mi się na usta adagium o lokalizacji gościńców wybrukowanych dobrymi chęciami, ale bardziej na miejscu byłoby chyba; "Poznacie drzewo po owocach jego".
Weryfikować i lustrować, w sensie nominalnym, niebawem nie będzie już kogo, a system, jak widać, jest i szczelny i stabilny (i jak każdy rozwinięty układ kompletuje się sam) - rzeczy konieczne należy czynić we właściwym czasie, dopóki są "darami losu" - potem mamy już tylko parodię.
Panie Michale! Owszem, mam siostrę.
W takim razie, nie wiem, co począć...
OdpowiedzUsuńPanie Michale,
OdpowiedzUsuńOwszem, obaj Kaczyńscy byli w Magdalence. Co więcej, śp. Lech wierzył w to, że z komunistami da się dojść do porozumienia, w efekcie którego oddadzą władzę. Że to stanowisko jest zupełnie pozbawione podstaw - insza inszość.
Ich krytyka popieriestrojkowej rzeczywistości miała charakter ciągły, nie tylko zaś elementu kampanii wyborczej, czego dowód jest w publicystyce na przestrzeni l. 90. i 2000. Czy wyłożyli bracia Kaczyńscy karty na stół? Wszystkie karty? Nie. Ale tego, czego oni nie czynili, robili (bądź próbowali) tacy, jak Macierewicz.
I czy Kaczyńscy zrozumieli swój błąd, jakim były bezowocne z natury próby dogadania się z czerwonymi? Obawiam się, że nie traktowali tego w kategoriach błędu (przynajmniej Lech, nie wiem, jak z Jarosławem) politycznego. Nie wiem, czy czytali Golicyna a jeśli tak, to raczej nie wyciągnęli z lektury wniosku, że komunizm i tzw. "postkomunizm" to kontinuum i że istnieje długofalowa bolszewicka strategia polityczna.
Kolejna sprawa - śp. Lech uważał prl za "niedoskonałe państwo polskie". Pan, Panie Michale pisał kiedyś, że akceptacja neopeerelu jako "niedoskonałego państwa polskiego" to cliche takiej samej postawy pierwszego peerelu. I pogląd Lecha Kaczyńskiego byłby tu b. dobrym przykładem.
Poniżej wywiad z Lechem Kaczyńskim przeprowadzony przez A. Nowaka. Przytaczam link dla lepszej ilustracji:
http://www.portal.arcana.pl/Historia-stosowana-z-lechem-kaczynskim-prezydentem-rp-rozmawia-andrzej-nowak,1107.html
http://www.portal.arcana.pl/Sens-ideowy-iii-rp-to-taki-dojutrkowy-pragmatyzm-z-lechem-kaczynskim-prezydentem-rp-rozmawial-andrzej-nowak,1111.html
Och! Nie ma powodu do obaw! Tylu ludzi ma siostry - niektórzy nawet po kilka...
OdpowiedzUsuńc.d.
OdpowiedzUsuńCzy 9 kwietnia ubiegłego roku nie miałem świadomości istnienia neopeerelu? Ależ miałem! Chciałem jedynie powiedzieć, że jest to Smoleńsk dowód na istnienie tego tworu raczej dla bardziej opornych na wiedzę. Z kolei dla nas to pole do badań, jak ten neopeerel funkcjonuje.
Czy "teorie zamachowe" są obracane na korzyść sowieciarzy w celu dyskredytacji teorii, przykładowo o ich strategii poprzez wrzucenie ich do worka z etykietą "teorie spiskowe"? Część tak i wiadomo było, że od razu pojawią się wrzutki w rodzaju "filmu Koli", artykułu Gordina, teorie o dwu tupolewach, czy też zdjęcia rzekomej broni niekonwencjonalnej (tak niekonwencjonalnej, że niekonwencjonalnej), którą rzekomo dokonano zestrzelenia.
Tylko po co sowieci mieliby kolportować tego rodzaju "cover story", skoro o wiele popularniejsze są teorie o Iluminatach, Zakonie Syjonu czy ostatnio o planecie Nibiru? W których to kontekście rozmaite teorie na temat katastrofy(czy zamachu) smoleńskiej są umieszczane, a przynajmniej były w przeciągu pierwszego miesiąca-dwóch po tragedii.
Ja z kolei piszę o politycznych i geopolitycznych aspektach całej sprawy.
Panie Amalryk,
OdpowiedzUsuńW zasadzie to już teraz ani weryfikować, ani lustrować, ani też likwidować nie ma czego. Przecież WSI - pozostając przy tym przykładzie - oficjalnie nie istnieją, w formie instytucjonalnej sprzed 2006.
A do tego, co Pan napisał dodam że to, co faktycznie przydałoby się w owym "czasie darowanym", to powtórka z "operacji Condor". Lustrować, inwentaryzować i weryfikować - swoją drogą. Ale przede wszystkim - zgnieść, a przynajmniej unieszkodliwić!
System jest i szczelny, i stabilny. A teraz broni się, czy też kompletuje operacją zmiany partii zewnętrznej, prowadzoną rękami Petelickiego, który jakże sprawnie rozgrywa sprawę Smoleńska przeciw Tuskowi i jego kamaryli, a w interesie Ubekistanu.
No tak! A w tym kontekście, co do Smoleńska - jak to śpiewał Kelus?;"Nie był potrzebny żaden sąsiad - rodzimej dosyć jest kanalii... "
OdpowiedzUsuńWielce Szanowny Panie Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńNiechże Pan spojrzy na swoje własne słowa. Ktoś, kto wierzy, że komuniści sami oddadzą władzę jest naiwny, nieprawdaż? Jak można od niego odczekiwać wyzwolin?
Macierewicz nie był w Magdalence, był jej krytykiem. Nie mógł więc wyłożyć kart na stół. Gdybym ja był brał udział w tych rozmowach, a teraz pisał na wp, to czego oczekiwałby Pan po mnie? Pustej krytyki? Czy wyłożenia kart na stół? Jeżeli popełniłem błąd 20 parę lat temu, to zrobię dziś wszystko, żeby ten błąd naprawić. Rzecz w tym, że oni nie przyznali się nigdy do żadnego błędu.
Moje pytanie na temat 9 kwietnia miało charakter retoryczny: nic się nie zmieniło 10 kwietnia w kwestii statusu prlu. Katastrofa nie jest dowodem na nic, ich zachowanie po katastrofie jest dowodem na to, czego najbardziej pragnęli - i Polacy im tego dostarczają z własnej nieprzymuszonej woli. Po co? Katastrofa lotnicza nie zmienia niczego w naszej wiedzy na temat prlu. Ani na jotę.
Jeżeli natomiast rzeczywiście interesuje Pana studiowanie sowieckich metod, to o wiele bardziej owocne będzie przestudiowanie mącenia wody w czystym przypadku, jakim był Katyń. Ale czy nie szkoda na to życia?
Smoleńsk nie ma żadnych aspektów politycznych. Żadnych. Chyba że, wraz ze Ściosem, Fymem i resztą, postanowił Pan zajmować się wewnętrznymi przepychankami w prlu. W takim razie, proszę wybaczyć, źle Pana dotąd rozumiałem. Nie ma także aspektu geopolitycznego, bo to w ogóle jest pozbawione sensu. Geopolityka zakłada uprzednią podmiotowość polityczną państw działających w geograficznej przestrzeni. prl nie jest państwem, ani podmiotem, więc o czym my mówimy?
Panie Amalryku,
OdpowiedzUsuńW prlowskim filmie, którego tytuł mi umknął, Maharadża Kaburu, chce pojąć za żonę siostry geniuszów w celu prokreacji. Kiedy Maklakiewicz wykłada Maharadży, że podręcznik do fizyki dla klasy siódmej to jest kwintesencja, to Maharadża odpowiada w zachwycie: "Genialne. Czy pan ma siostrę?"
Panie Michale!
OdpowiedzUsuńTo chyba była "Hydrozagadka", ale tej sceny nie pamiętam. Za to utkwiło mi z tego filmu w pamięci odliczanie do "odpalenia" (o ile się nie mylę aligatora) o wdzięcznym imieniu bodajże Herman.
Z osobowościami genialnymi jest jednak problem głębiej ulokowany i chyba raczej nie w genetyce (ot Newton syn drobnego rolnika, Kant syn rymarza i wnuk siodlarza by sięgnąć po pierwszych z brzegu).
Przed wielu, wielu laty gdy czytałem "Ludzi genialnych" E.Kretschmera, to postawił on tam hipotezę, iż geniusz to człowiek, którego "eksplozja" zdolności twórczych jest efektem oddziaływania czynników ujemnych - akt twórczy jawi się jako forma kompensacyjna własnej ułomności w jakimś obszarze. Ale rzeczywistość jest chyba jeszcze bardziej skomplikowana.(Również całkowicie chybioną okazała się próba "szacowania" potencjału genialności za pomocą tzw "testów inteligencji" itp, itd).
Ależ Jaszczurze!
OdpowiedzUsuńProszę Cię nie fantazjuj! Operację Condor to wówczas u nas przeprowadzili owszem, ale czekiści. Uwierz mi, nigdy nie porwaliby się na taki hazard jak "upadek komunizmu", bez przygotowania i całkowitej pewności, że jest bezpiecznie - w końcu tu chodziło o ich życie!
Achtung, achtung, Hermann. Eins, zwei, drei, torpedo los!
OdpowiedzUsuńStraszne, że takie śmiecie zajmują miejsce w pamięci.
Tak, tak, to ta kwestia! Zaiste niezwykłymi drogami chadza ludzka pamięć.
OdpowiedzUsuń