2010-09-05

Smoleńsk - tło długofalowej strategii (cz. 1)

Komunistyczne zbrodnie, dokonane często za przyzwoleniem „wolnego świata", pozostały nieukarane i nierozliczone. W samej Rosji i wielu państwach świata, upiór „czerwonej rewolucji” żyje nadal, przepoczwarza się i zbiera siły, oczekując swojego czasu. Wciąż zatem realna jest obawa, że gdy pozornie dziś skłóceni - wyznawcy Lenina, Trockiego, Che Guevary i Stalina - skupieni w rozlicznych organizacjach, grupach interesu i rządach państw, zjednoczą kiedyś swoje szeregi, symbolem ich wspólnoty stanie się ludzki czerep, przedziurawiony z tyłu, a patronem tego przymierza major bezpieczeństwa państwowego Wasilij Błochin.
Aleksander Ścios – „Polityka jak strzał w potylicę”.

ANATOLIJ GOLICYN I KATASTROFA SMOLEŃSKA

Anatolij Golicyn, chyba najważniejszy dla Zachodu uciekinier z Sowietów, wyjaśnia w pierwszej części „Nowych kłamstw w miejsce starych…” na czym polega wdrażana od drugiej połowy lat ’50 XX w. sowiecka koncepcja „działań aktywnych”, dezinformacji strategicznej. Ten rodzaj operacji ma za cel, oprócz osiągnięcia pewnych realnych, niejako „fizycznych” celów politycznych, także zmianę percepcji postrzegania rzeczywistości, mające sprowokować u strony atakowanej zachowanie autonomiczne, często zachowania jak najbardziej normalne i adekwatne do sytuacji, ale jednocześnie możliwie jak najbardziej wkalkulowane w osiągnięcie celów operacji. Operację aktywną można łatwo zaplanować i zainicjować, jednak trudno jest kontrolować jej przebieg i końcowy efekt. Przebieg z powodów oczywistych kształtowany jest przez dynamikę wydarzeń oraz kontrakcje, a wykonywanie operacji jest na bieżąco modyfikowane przez decydenta i bezpośredniego wykonawcę, przewidujących wiele wariantów rozwoju sytuacji. Operacjami aktywnymi opisywanymi w rzeczonej książce Golicyna były m.in. „destalinizacja” w roku 1956, koncesjonowane organizacje dysydenckie w krajach komunistycznych, „konflikty” sowiecko-chińskie oraz pieriestrojka w latach 1985 – 1991. Główne wzorce dezinformacji, wedle których je przeprowadzano to: fasada i siła stosowany, gdy system komunistyczny znajdował się w stanie kryzysu, grożącego dekompozycją; słabość i ewolucja – by wywrzeć wrażenie słabości Sowietów w celu ukrycia faktycznie dobrej ich kondycji oraz przemiany – stosowany w celu przekonania Zachodu, że komunizm/bolszewizm to normalny,wręcz identyczny z zachodnim system polityczny. Analizom i prognozom poczynionym przez Golicyna można zarzucić schematyzm, wręcz algorytmizm i wiarę we wszechmoc sowieckiego aparatu władzy (wszelako powodowaną chęcią ostrzeżenia Zachodu) wyniesione z KPZS i KGB, których był przecież funkcjonariuszem. Jednak obserwując to, co stało się na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat i konfrontując to z pisanymi do 1989 roku prognozami (w tym także odtajnionymi memorandami dla CIA), należy niestety stwierdzić, że najważniejsze cele sowieckiej długofalowej strategii przetrwania oraz kontynuacji władzy i ekspansji zostały osiągnięte. Wynika to też z natury władzy jako takiej, a totalitarnej w szczególności.

Operacją aktywną zdaje się być także „drugi Katyń”. W polskiej prawicowej publicystyce i blogosferze dominuje skłonność do traktowania naszego kraju jako osobnego, autonomicznego w stosunku do „reszty świata” układu odniesienia oraz do analizowania poszczególnych wydarzeń w oderwaniu od tego, co zdarzyło się wcześniej. Tymczasem należy pułapkę smoleńską (nie tylko samą tragedię, niezależnie od tego, czy był to zamach, czy też nie) postrzegać w o wiele szerszym kontekście, jako część większej układanki, na którą składają się: 1) geopolityka „przestrzeni sowieckiej”: Rosji Sowieckiej jako „centrum” plus krajów „byłych” ZSRS i bloku komunistycznego jako „peryferii”, 2) stosunki Rosja Sowiecka – USA, 3) geopolityka „Eurazjatyckiego Bloku Kontynentalnego” (termin wprowadza neobolszewicki rosyjski geopolityk, Aleksander Dugin), którego rdzeń stanowi „oś” Pekin-Moskwa-Berlin (w wariancie zapasowym – Bruksela/Paryż), i wreszcie 4) długofalowa sowiecka strategia „transformacji ustrojowej”. I tym będziemy się w niniejszym opracowaniu zajmować. Punkty 1 – 3 są pochodną punktu 4.


NEOKOMUNIZM – ZARYS PROBLEMU. ZWYCIĘSTWO PROWOKACJI I MANIPULACJI
By przejść do dalszych rozważań, nie można pominąć pewnych – zdawałoby się górnolotnych i przegadanych – kwestii teorii polityki i faktograficznych; ś.p. Anna Walentynowicz powiedziała kiedyś z właściwą sobie umiejętnością nazywania rzeczy po imieniu i opisywania ich takimi, jakie one są: komunizm się nie skończył, komunizm się schował!Lata 1989 – 1991 nie przyniosły ani „upadku”, ani dobrowolnego „samorozwiązania” komunizmu, który w tym czasie przeszedł po prostu metamorfozę w neokomunizm.

W tym miejscu należy odpowiedzieć na pytanie „co to jest komunizm”. Nie jest to utopijna ideologia czy ideokracja jak powszechnie się uważa, przy czym dla statystycznego konserwatysty jest to kontrapunkt konserwatyzmu (lewactwo), dla liberała – wolnego rynku, a dla socjalisty – wypaczenie socjalizmu. Komunizm/bolszewizm to antycywilizacja; zabójczo spójna teoria i praktyka totalitarnej władzy, gdzie wszystko podporządkowane jest celom i interesom struktur rządzących. Bardziej precyzyjnie rzecz opisał o. Józef Maria Bocheński (filozof, logik, a także sowietolog): Komunizm to doktryna, organizacja, system działania i postawa, które cechuje skrajny monizm i totalitaryzm. Przez "monizm" rozumiemy to, że skupia się na jednym celu, jednej nauce, jednym autorytecie i jednej metodzie (…); przez "totalitaryzm" - że podporządkowuje wszystko jednemu celowi (…). Celem komunizmu – rozumianego i jako ruch („organizacja”) i jako metoda sprawowania władzy – jest absolutne rządzenie wszystkim. Obejmuje to zarówno wymiar geostrategiczny, jak i wewnętrzny. W wymiarze geostrategicznym i geopolitycznym celem jest światowa dominacja, w wewnętrznym – władza nad każdym aspektem życia społeczeństw, narodów i w końcu jednostek; docelowo stworzenie „nowego typu człowieka”, który funkcjonować ma zgodnie z interesem struktur władzy. Ideologia i doktryna komunistyczna – a w zasadzie parodia religii, na co dominikanin również zwraca w swojej definicji uwagę – pełnią po prostu rolę instrumentów służących osiągnięciu tych celów. Funkcją ich jest mobilizacja kadr, legitymizacja władzy oraz manipulowanie podległych społeczności. Podporządkowanie wszystkiego interesom struktur władzy implikuje totalny relatywizm w doborze metod i technik służących zdobyciu, sprawowaniu i utrzymaniu władzy: dobre i właściwe jest to, co służy interesom struktur rządzących, złe i niewłaściwe – to, co im nie służy. Toteż ideologia, doktryna i – co oczywiste – praktyka komunizmu zmieniają się w zależności od interesów grupy trzymającej władzę i bodźców zewnętrznych.

Celem strategicznym operacji „pieriestrojka” było zachowanie władzy politycznej, ekonomicznej i kulturowo-cywilizacyjnej (marksowskie: „baza” i „nadbudowa”) przez struktury komunistyczne w nowych warunkach; zapewnienie sobie możliwości dalszej reprodukcji poprzez mianowanie, dziedziczenie i kooptację, a także ekspansji geograficznej. Pomimo, że ostateczny efekt „pieriestrojki” – a co za tym idzie neokomunizmu – jest wypadkową działań sowieciarzy, podejmowanych kontrakcji i dynamiki wydarzeń, najważniejsze strategiczne jej cele zostały osiągnięte, a zmianom uległy kwestie kosmetyczne, co koniec końców okazało się być korzystne z punktu widzenia interesów nomenklatury partyjnej i bezpieczniackiej, gdyż wzmocniło działanie dezinformacji. Przykładem niech będą kwestie prawnomiędzynarodowe: Związek Sowiecki, Układ Warszawski i RWPG formalnie przestały istnieć. Mamy Federację Rosyjską, 15 byłych republik związkowych i kraje sowieckiego imperium zewnętrznego. Wszystkie są traktowane jako suwerenne i niepodległe państwa narodowe, co jest jednym z największych sukcesów polityki dezinformacji, ponieważ w większości tych krajów (na czele z Rosją) dalej rządzi komunistyczna oligarchia, powiązana z moskiewską centralą.

Nomenklatura i bezpieka komunistyczna dokonały instytucjonalnego metamorfozy i przegrupowania. Hierarchiczna, scentralizowana i na dłuższą metę dysfunkcjonalna organizacja kompartii i bezpieki została zastąpiona przez zdecentralizowaną strukturę sieciową. Obejmuje ona „byłe” kompartie, specsłużby, media, mafie, a także sieci powiązań całkowicie nieformalnych. Rolę kierowniczą pełnią – siłą rzeczy – środowiska nomenklatury i specsłużb sowieckich, wraz z lokalnymi filiami. Pomiędzy „frakcjami” struktur komunistycznych występują konflikty partykularnych interesów, jednak w kwestiach podstawowych dla całego układu obowiązuje jedność; priorytetem jest realizacja strategicznych celów politycznych i wszystko odbywa się w ramach pewnych rudymentarnych, konstytuujących system władzy „zasad”. Konflikty mogą być użyte w celach dezinformacyjnych, jednocześnie często pełniąc bardzo ważną w komunizmie i neokomunizmie funkcję regulacji. Kontrolę totalną, będącą instrumentem komunizmu w latach 1917 – 1991 (w PRL w latach 1944 – 89) zamieniono – a w zasadzie stopniowo zamieniano – na kontrolę strukturalną. Pierwsza, jako opresyjna i obejmująca szczegółowo każdy aspekt życia społecznego, osobowego i politycznego wymagała bardzo dużego nakładu sił i środków i jako taka groziła całkowitą zapaścią systemu władzy. Kontrola strukturalna jest o wiele skuteczniejsza, gdyż jest kontrolą odcinkową, polegającą na wpływaniu jedynie na pewne kluczowe odcinki systemu politycznego i społecznego w kluczowych momentach, co pochłania relatywnie niskie koszty. Nie bez znaczenia jest też kondycja kulturowa i cywilizacyjna danej społeczności; gdy zakres sowietyzacji metodami przemocowymi osiąga poziom uznany za pożądany – ergo: wytępienie albo marginalizacja elity danego narodu i zastąpienie jej dyktaturą proletariatu czyli lumpenelitą z nomenklatury i bezpieki – fizyczny terror na masową skalę staje się zbędny (co wcale nie znaczy, że nie będzie stosowany). Posługując się kontrolą strukturalną, komunizm doskonale zaakomodował się do zachodniego demoliberalizmu i zachodniej formuły państwa narodowego: totalitarna, bezpieczniacko-partyjna nomenklatura urządziła się w nowych warunkach i skutecznie wykorzystuje do swoich celów mechanizmy tzw. „wolnego rynku” oraz – w celu legitymizacji władzy – aksjologię liberalnej, postoświeceniowej demokracji i „prawoczłowieczyzmu”.

Należy w tym kontekście zwrócić uwagę na jeszcze jedną cechę komunizmu, na którą uwagę zwraca prof. Marek Piekarczyk: od rewolucji bolszewickiej (w zasadzie od ukazania się „Manifestu komunistycznego”) ewolucja komunizmu ma charakter cykliczny; następują po sobie fazy „komunizmu zjadliwego” i „komunizmu przyczajonego”. Neokomunizm/neobolszewizm wydaje się być niemal pełnym takim cyklem. Lata 1989 – 1999 były okresem „strategicznego chaosu”, który w pewien sposób porównać można z NEP. Struktury komunistyczne funkcjonowały wówczas stanie faktycznego rozbicia i atrofii. Szerszy – w porównaniu zarówno z okresem sowieckim (ale i obecnym !) – był margines wolności, traktowany jako wentyl bezpieczeństwa, w miarę konieczności odkręcany lub dokręcany. Natomiast od roku 1999 („intronizacja” Władimira Putina) przystępuje się do rekomunizacji, resowietyzacji i reintegracji geopolitycznej obszaru sowieckiego (z pieriedyszką w latach 2003 – 08), reaktywacji Bloku Komunistycznego i rozpoczęcia ekspansji na kraje zachodnie, realizowanej głównie środkami dyplomatycznymi, ekonomicznymi i agenturalnymi; Anatolij Golicyn właśnie na rok 1999 przewidział rozpoczęcie „Fazy finałowej”, w przedostatnim rozdziale „Nowych kłamstw w miejsce starych”. Era „późnego putinizmu”, rozpoczęta mianowaniem na „prezydenta” Dmitrija Miedwiediewa – gdzie siłowiki i cywilikigrają zamiennie dobrego i złego kagebistę – jest prawdopodobnie operacją zmierzającą do załagodzenia wizerunku Rosji Sowieckiej jako reżimu rządzonego przez czekistów rozjeżdżających tankami Kaukaz, uzależniających Europę od swoich dostaw gazu, a nawet rzucających jobami w stronę zachodnich polityków i dziennikarzy. Pewna regularność tego, co dzieje się od 21 lat w Rosji Sowieckiej (i w całej przestrzeni sowieckiej) przemawia za tym, że faktycznym centrum władzy jest kolektywne kierownictwo, jak partyjne Politbiuro za pierwszego Sowieta, na co wskazują m.in. Jurij Felsztyński i Władimir Bukowski. Przy czym może to być organ całkowicie nieformalny i nieoficjalny, składający się zapewne z wysokich rangą oficerów specsłużb i wojska.


WYMIAR GEOSTRATEGICZNY: TRÓJPOZIOMOWY „BLOK NEOSOWIECKI”

Na poziomie międzynarodowym obserwujemy pełną kontynuację polityki ekspansji wpływów Rosji Sowieckiej i ChRL, która przybrała jedynie kamuflaż na bardziej odpowiedni dla wymogów otoczenia. Nie zmienił się cel, jakim jest dominacja nad światem i jego podział na swoje strefy wpływów, przez uprzednie rzucenie na kolana świata Zachodu, co nieraz jest oficjalnie i wprost artykułowane przez kierownictwo moskiewskie i pekińskie. Jednoczesne gadanie o „świecie wielobiegunowym” czy „podniebnym ładzie” to nic innego, jak propagandowo-dezinformacyjny bełkot.

Blok komunistyczny jako formacja geostrategiczna istnieje nadal – w nowej, dostosowanej do wymogów współczesnej polityki międzynarodowej, formie trójpoziomowej struktury. Rdzeniem i pierwszym poziomem tego bloku jest oś Moskwa – Pekin. Rosja Sowiecka i ChRL bardzo intensywnie współpracują ze sobą w dziedzinie politycznej, militarnej i ekonomicznej. Drugim poziomem jest „Eurazjatycki Blok Kontynentalny” (Dugin), obejmujący Rosję Sowiecką, ChRL oraz ich europejskich i azjatyckich sojuszników i wasali: Berlin, Paryż, Rzym, Brukselę, Teheran, Phenian, New Delhi i Rangun. Poziom trzeci to „Czerwona Orkiestra” w globalnej grze: „Eurazja” plus neokomunistyczne kraje Afryki i Ameryki Łacińskiej. Na drugim i trzecim poziomie widoczny jest wyraźny podział stref wpływów pomiędzy centrale: Rosję Sowiecką a ChRL. Strefą wpływów Rosji Sowieckiej stają się Europa i Ameryka Łacińska. Strefą wpływów ChRL – kraje Azji Południowej, Wschodniej, basenu Pacyfiku i Afryka. Bliski Wschód oraz byłe środkowoazjatyckie republiki sowieckie są swego rodzaju kondominium obu central. Mimo podziału stref wpływów, Moskwa i Pekin współpracują ze sobą na ich terenie, co jest widoczne zwłaszcza na poziomie trzecim.

Formami instytucjonalnymi odnowionego bloku komunistycznego są: Szanghajska Organizacja Współpracy, „trójkąt” RIC (od: Russia, India, China), Eurazjatycka Wspólnota Ekonomiczna, Wspólnota Niepodległych Państw (sic !), Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego i BRIC (= Brasil, Russia, India, China). Taka sieciowa i policentryczna formuła bloku, realizowana od 1989 r., ze szczególnym przyspieszeniem w latach 1999-2001 i od 2007 do teraz, jest ucieleśnieniem koncepcji kierownictwa ruchu komunistycznego na przełomie lat 50. i 60. XX w., a którą opisał m.in. Anatolij Golicyn: oficjalne organizacje międzynarodowe (wówczas: Pakt Warszawski i RWPG) mają zostać uzupełnione, przez pozaorganizacyjne formy współpracy i zależności. W miarę potrzeby, stare organizacje mają zostać całkowicie wyeliminowane i/lub zastąpione nowymi. Prócz tego do moskiewskiego i pekińskiego programu ekspansji wciągane są kraje, które nie są ani nigdy nie były rządzone przez komunistów czy też agentury.

Charakter i kierunki ekspansji stref wpływów ZSRS, a teraz Rosji Sowieckiej i komunistycznych Chin są po prostu dostosowaniem się do geopolityki, której praw ani złamać, ani przeskoczyć, ani ominąć się nie da. Tak samo, jak praw fizyki czy biologii. Rozumiał to już sam Włodzimierz Ilicz, na co zwraca uwagę brazylijski sowietolog, prof. Olavo de Carvalho: Lenin przygotował dla ruchu komunistycznego plan ekspansji, który momentami musiał wydawać się nieosiągalny. Wyobrażał sobie, że począwszy od Moskwy, komunistyczna ekspansja powinna najpierw objąć Europę Wschodnią, następnie zawrócić w stronę Azji, podbić Afrykę i (…) stamtąd ruszyć na podbój Ameryki Łacińskiej, w ten sposób osiągając okrążenie Stanów Zjednoczonych i ich sprzymierzeńców w Zachodniej Europie. Należy też w tym kontekście przypomnieć dwie – na pozór przeciwstawne – koncepcje geopolityczne: Heartlandi Rimland. Pierwsza zawiera się w zdaniu: kto panuje nad Heartlandem, panuje nad Wielką Wyspą. Kto panuje nad Wielką Wyspą, ten panuje nad całym światem,gdzie „heartland” to obszary północnych Chin, Mongolii, Syberii i rosyjskiego Dalekiego Wschodu, a „Wielka Wyspa” to Eurazja. Druga z kolei uzależnia światową hegemonię danego mocarstwa od panowania nad wybrzeżami Eurazji. Obie teorie są prawdziwe: racją bytu, gwarantem przetrwania i ekspansji zarówno dla Rosji Sowieckiej, jak i ChRL jest i pełna kontrola wewnętrzna, i jak najszerszy dostęp do oceanów, odpowiednio do: Atlantyku i Pacyfiku; jest to więc jeden z celów strategicznych zarówno „osi Moskwa-Pekin”, jak i „Bloku Kontynentalnego”. Z tej perspektywy Polska i pozostałe kraje leżące pomiędzy Bałtykiem, Adriatykiem a Morzem Czarnym stanowią naturalny obszar przejściowy, pomostowy pomiędzy Europą a Azją.

Teraz przyjrzyjmy się bliżej wewnętrznej dynamice osi Moskwa-Pekin. Do konfliktu pomiędzy Rosją Sowiecką a ChRL nie dojdzie, przynajmniej w perspektywie następnego pokolenia. Wiele przemawia za tym, że stan ten może być kontynuowany nawet w przypadku spełnienia pesymistycznej prognozy drugiego Weltoktober: eliminacji Stanów Zjednoczonych, co oznaczałoby światową hegemonię ChRL i Rosji Sowieckiej. Stan ten ma swoje następujące determinanty geostrategiczne. Po pierwsze: ZSRS/Rosja Sowiecka potrzebuje silnego, stabilnego i przewidywalnego przedmurza na wschodzie, natomiast ChRL – tego samego na Zachodzie, w celu równoważenia wpływów: świata muzułmańskiego i turańskiego (oba z silnymi tendencjami zjednoczeniowymi), USA, ewentualnie Japonii, ale także w celu stabilizacji systemu władzy u siebie. Co za tym idzie, załamanie się systemu władzy w Rosji Sowieckiej uruchomi sekwencję wydarzeń, na skutek których upadnie reżym w ChRL i vice versa: jednym z gwarantów trwania moskiewskich czekistów przy stołkach jest chrlowska kompartia. Po drugie: sporne tereny Syberii, rosyjskiego Dalekiego Wschodu i Azji Środkowej stanowią naturalną strefę buforową pomiędzy Rosją Sowiecką a Chinami, jakkolwiek istnieje podskórna rywalizacja na tych terenach z korzyścią dla ChRL. Jednakże: Chiny nie zdołają ich zasiedlić w stopniu zadowalającym ich potrzeby ze względu na niezdatność tych terenów do masowej kolonizacji. Naturalnym głównym kierunkiem ekspansji geostrategicznej Rosji Sowieckiej (tak jak i starej Rosji oraz ZSRS) jest Europa, natomiast ChRL – Azja Wschodnia i basen Pacyfiku, poza tym Chiny miałyby do zasiedlenia swoje imperium wewnętrzne: Turkiestan Wschodni, Tybet, Mongolię Zewnętrzną czy wreszcie Tajwan. Po trzecie – Pekinowi nijak nie kalkuluje się inwazja na atomowe mocarstwo, które o wiele skuteczniej może opanować kiedyś metodami pokojowymi; konflikt zbrojny pomiędzy dwoma państwami, które wraz ze strefami wpływów zajmują blisko po pół kontynentu eurazjatyckiego i posiadają broń masowego rażenia byłby porównywalny z użyciem granatu ręcznego podczas walki wręcz w zamkniętym pomieszczeniu; spowodowałby bałkanizację całego kontynentu eurazjatyckiego. Na podstawie obserwacji stosunków sino-rosyjskich i sino-sowieckich należy przyjąć, że i moskiewscy czekiści i pekińscy aparatczycy zdają sobie z tego sprawę. Rosja Sowiecka ma i będzie mieć wobec ChRL pozycję niższą; pełni i będzie pełnić niejako rolę mistrza, który został przerośnięty przez ucznia. Bardzo możliwe, że wnuk Putina będzie Chińczykiem o rosyjskim nazwisku jako drugim i będzie zajmował jakąś kluczową pozycję w Imperium Sino-Sowieckim. Bardzo możliwe, że za pół wieku w Łubiance rezydować będą – pewnie w charakterze doradców – oficerowie Guoanbu w mundurach z dwugłowym orłem. Jednak doprowadzi do tego stopniowa wasalizacja Rosji Sowieckiej (z sinizacją części terytorium), nie wojna.

Obecne stosunki Moskwa-Pekin są kontynuacją tego, co działo się przed rokiem 1991, konkretniej – sowieckiej polityki wobec Chin. Od początku swego istnienia Sowiety starały się włączyć Chiny w swoją orbitę wpływów i niejako oprzeć się o Chiny w sensie geostrategicznym, grając na dwa fortepiany i wspierając zarówno KPCh, jak i Kuomintang. Gdy narodowcy chińscy pod przywództwem Głównodowodzącego Chiang Kai Sheka obrali niepodległościowy i antykomunistyczny kurs, jedynym sojusznikiem Sowietów w tym kraju zostali komuniści. Po 1949 r. komunistyczne już Chiny stały się sojusznikiem ZSRS i tak jest do dziś, z tą małą różnicą, że miejsce Związku Sowieckiego zajęła neobolszewicka, kagiebowska Federacja Rosyjska. Konflikty sino-sowieckie mają charakter „sporów w rodzinie” dotyczących głównie metod prowadzenia polityki. Te o charakterze terytorialnym (Tannu-Tuwa, Daleki Wschód) mają zasięg na dłuższa metę lokalny i nieszkodzący „Osi”. Rozdmuchiwano i rozdmuchuje się je, by wywołać wrażenie trwałego rozłamu sino-sowieckiego, jednak faktycznie na poziomie wspólnych, strategicznych interesów Moskwa i Pekin działają „jednofrontowo”.

Drang nach WestenRosji Sowieckiej – „Europejski Wspólny Dom” i informacyjna wojna z USA

Z oczywistych względów, najwięcej miejsca w cyklu zajmie analiza zachodniego kierunku ekspansji Rosji Sowieckiej. „Byłe” republiki zachodniosowieckie i europejskie kraje należące przed 1991 do „imperium zewnętrznego” starych Sowietów (w tym Polska) są bezpośrednią strefą wpływów Moskwy – „bliską zagranicą”: tak w optyce neosowieckiego kierownictwa, jak i faktycznie. Uwarunkowania geopolityki Międzymorza sprawiają, że w optyce moskiewskich czekistów obszar ten jest strefą pomostowo-buforową: wielką trasą W-Z rozciągającą się od Odry po Dniepr i od Bałtyku po Karpaty i Morze Czarne, gdzie poszczególne kraje są i mają być zwasalizowane na drodze zachowania władzy przez struktury komunistycznych nomenklatur i bezpiek. Przy czym: (a) zachowane są pozory suwerenności wewnętrznej i zewnętrznej oraz demokracji, czasem dopuszcza się do władzy stronnictwa faktycznie niepodległościowe i antykomunistyczne, obalane albo matowane jednak w wypadku przekroczenia „grubej, czerwonej krechy”; (b) faktyczny ośrodek dyspozycji politycznej znajduje się poza oficjalnymi organami państwowymi: zakulisową „partię wewnętrzną” stanowią środowiska komunistyczne, „partię zewnętrzną” – oficjalnie funkcjonujące partie polityczne, media, najważniejsze organy państwowe, najczęściej kontrolowane przez środowiska komunistyczne: agentury bezpiek czy zgoła ich oficerów prowadzących i aparatczyków partyjnych. Ponadto, na odcinku polityki dezinformacji strategicznej, kraje Europy Środkowej i Wschodniej stanowiły i stanowią obszar sztandarowy „pieriestrojki”. Faktem jest to, że służą Rosji Sowieckiej jako „koń trojański” w strukturach euroatlantyckich, właśnie poprzez środowiska komunistyczne i agentury ulokowane w organach władzy, a przynajmniej w takim charakterze służyły przed rozpoczęciem procesu włączenia „starej Europy” w orbitę wpływów Moskwy; znak zapytania jest jedynie o skalę, pozycję w czekistowskiej hierarchii, i szczegółowe zadania, na przykład WSI czy „przeorientowanych” na Zachód oficerów I Departamentu SB.

Europa Zachodnia ma zostać w szczególny sposób sfinlandyzowana: na drodze monopolizacji transferu surowców energetycznych, bilateralnych układów pomiędzy Moskwą a poszczególnymi krajami Europy Zachodniej, rozgrywania kartą ekstremizmu islamskiego i pełzającej islamizacji, a docelowo podłączeniem się Rosji Sowieckiej do oficjalnych struktur Unii Europejskiej, NATO i do europejskiego systemu gospodarczego; głównym wielkorządcą Europy z ramienia Moskwy mają być (i są) Niemcy z przystawkami: Francją i Włochami oraz struktury Unii Europejskiej. Kolejnym niezwykle ważnym celem Rosji Sowieckiej w ramach „kierunku zachodniego” jest wypieranie wpływów USA w Europie. Całkowite wyparcie USA z Europy oznaczałoby ostateczną wasalizację Europy Zachodniej wobec Rosji Sowieckiej oraz ostateczną petryfikację Bloku Kontynentalnego i Bloku Neosowieckiego. Zachodnia polityka Rosji Sowieckiej, jaką obserwujemy obecnie nie jest podyktowana sumą doraźnych interesów; jest ona zmodyfikowanym wariantem sowieckiej strategii ekspansji na Zachód, którą zaczęto realizować jeszcze przed pieriestrojką, w latach 70. XX w; celem jej było podporządkowanie Europy Związkowi Sowieckiemu poprzez neutralizację.

Wasalizacja poszczególnych krajów Zachodu, a docelowo Zachodu jako całości na drodze szukania partnerów do wspólnych interesów zastąpiła starą sowiecką politykę wspierania jedynie ruchów stricte komunistycznych i wywrotowych. Po roku 1991 „polityczną agenturą wpływu” Rosji Sowieckiej na Zachodzie są nie tylko komuniści przeobrażeni w eurokomunistów i gramszystów, ale i skonwergowani z komunistami na przestrzeni lat 70., 80. i 90. socjaldemokraci, liberałowie i tzw. chrześcijańscy demokraci (a nawet bardziej skrajna prawica – vide:nacjonaliści francuscy i część niemieckich czy tzw. Nowa Prawica), najczęściej będący wytworem liberalnego społeczeństwa – o mentalności handlarzy, gawnojedów i lokai. Dotychczasowy sukces stworzenia na odcinku zachodnim pół-osi Moskwa-Berlin, tym samym włączenia Europy Zachodniej do „Bloku Kontynentalnego” warunkowany jest też sukcesem dezinformacyjnej funkcji pieriestrojki: jak pisze cytowany wcześniej Olavo de Carvalho, stworzono złudzenie, że rządzona przez struktury czekistowskie Rosja Sowiecka (a także ChRL) jest zwyczajnym państwem narodowym, z którym można i trzeba prowadzić interesy oraz rozwijać jak najszerszą współpracę na wszystkich innych możliwych płaszczyznach. Rosja Sowiecka i ChRL przestały być wrogiem w percepcji zachodnich elit politycznych; przynajmniej na poziomie oficjalnych deklaracji. Co najwyżej postrzegane są jako konkurent na pewnych odcinkach.

Wymienione wcześniej typowe agentury oraz struktury zachodnich kompartii i lewactwa nie są jednak całkowicie bez znaczenia: były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, zdrajca swojego kraju i Europy, który zasiada w radzie nadzorczej Nord Stream wywodzi się z partii już od lat 70. infiltrowanej przez STASI i dobrowolnie konwergującej się z komunizmem. Obecna kanclerz, Angela Merkel wywodzi się natomiast z CDU – opozycji koncesjonowanej przez komunistyczne władze NRD, którym zresztą służyła jako kaowiecw FDJ. Ponadto, od lat 60. w krajach zachodnich, w szczególności: USA, Wielkiej Brytanii, Francji i RFN komuniści i lewacy – już jako faktyczna i uznawana część establishmentu – dokonują marszu przez instytucje o znaczeniu strategicznym dla danego organizmu politycznego: uczelnie i ośrodki naukowe, szkolnictwo niższego poziomu, media, instytucje kulturalne, przemysł rozrywkowy, kościoły i związki wyznaniowe, parlamentarne partie polityczne i organizacje pozarządowe. Mniej więcej od lat 90. zachodnie struktury komunistyczne, tzw. „pokolenie ‘68” ma już realny i bardzo poważny wpływ na politykę zarówno wewnętrzną – uderzając w wartości i struktury konstytutywne dla Cywilizacji Zachodu, jak i zagraniczną – prowadząc z różnym natężeniem politykę uległości to wobec Rosji Sowieckiej, to ChRL czy satrapów będących ich sojusznikami i wasalami, a także rozkładając zachodni potencjał militarny i specsłużby. W Stanach Zjednoczonych – pełniących wobec Zachodu (ale i Japonii czy nawet części krajów muzułmańskich) rolę metropolii – ze struktur komunistycznych wywodzą się m.in. były prezydent Bill Clinton, Hillary Clinton i obecny, Barrack Obama. Clinton (wraz z administracją) kontynuował politykę zbawiennego dla świata amerykańskiego imperializmu, jednakże wciągnął USA w wojny bałkańskie, których jednym z głównych rozgrywających i długofalowych beneficjentów były Niemcy (pomysł likwidacji Jugosławii jako formacji geopolitycznej), nie mówiąc o wsparciu Rosji Sowieckiej i ChRL udzielanym Miloszewiciowi czy wsparciu ekstremistów islamskich udzielonym Bośniakom i Albańczykom. Obama – wywodzący się ze środowisk Komunistycznej Partii USA, Czarnych Panter i murzyńskich organizacji rasistowskich – prowadzi politykę „zwijania” amerykańskiego potencjału obronnego oraz imperium zewnętrznego, co oznacza koncesje na rzecz Rosji Sowieckiej.

9/11 i Czerezwyczajka

Kolejnym instrumentem geopolitycznej ekspansji neosowietów jest rozgrywanie kartą ekstremizmu islamskiego, a także (po 1989 r. w dużo mniejszym stopniu) trzecioświatowego i neonazistowskiego. Fanatyzm islamski wspierany jest przez sowieckie specsłużby praktycznie od początku swojego istnienia. Już przywódcy Bractwa Muzułmańskiego powiązani byli z Internacjonałem, zaś egipską organizację wywrotową Nasrat Al-Haqq zakładali agenci GPU. Rewolucja islamska w Iranie wspierana była przez Związek Sowiecki: w kluczowych resortach nowych władz znaleźli się agenci KGB i przefarbowani na zielono działacze irańskiej kompartii. Wsparcie to ma miejsce i na poziomie logistycznym, i ideologicznym; ideologia współczesnego ekstremizmu islamskiego to w zasadzie komunizm w przebraniu islamu. Trwa to do dzisiaj – sojusznikiem Sowietów, a po 1991 r. Rosji czekistowskiej na Bliskim Wschodzie był Saddam Husajn, a są – assadowska Syria, palestyński Hamas i libański Hezbollah. Towarzyszem Putina, Miedwiediewa i Hu jest prezydent Iranu, Mahmoud Ahmadineżad.

Istnieją dowody na to, iż także Al-Kaida jest kontrolowana przez moskiewskich czekistów. Zdaniem analityków powiązanych z amerykańskimi i brytyjskimi specsłużbami takich, jak Jeff Nyquist czy Christopher Story, Rosja Sowiecka – a także ChRL – wyraźnie skorzystały z zamachów 11 września 2001 r.: po pierwsze, ucięto dyskusje na temat Rosji Sowieckiej jako państwa rządzonego przez czekistów i zagrożeń z tegoż wypływających. Po drugie, wrogiem numer jeden Zachodu stał się terroryzm islamski i groźba islamizacji Europy (skądinąd realna), natomiast Rosja Sowiecka i ChRL stały się kłopotliwym, ale jednak sojusznikiem w „wojnie z terroryzmem”; czeczeńskich i ujgurskich niepodległościowców zaszufladkowano jako terrorystów islamskich. Ponadto, USA, Wielka Brytania i pozostałe kraje NATO zostały wciągnięte w wojny, których z różnych powodów nie są w stanie ani wygrać, ani wycofać się z nich z twarzą. Uaktywniły się środowiska pacyfistyczne i lewackie, podsycając antyamerykańskie (tym samym autodestrukcyjne) tendencje i resentymenty w Europie, co zapewne musiało być orkiestrowane przez moskiewskie agentury wpływu. Po trzecie: wojna w Afganistanie i Iraku spowodowała skok cen surowców energetycznych – ropy naftowej i gazu ziemnego, co utorowało Rosji Sowieckiej drogę do odbudowy Gazpromu – instrumentu wasalizacji Europy. Moskwa w efekcie może swobodnie szantażować kraje Europy Zachodniej podminowane przez wojowniczą mniejszość islamską, oferując stabilne i rzekomo „bez zobowiązań” dostawy gazu; w percepcji władz Niemiec, Francji czy Włoch to Rosja Sowiecka jest bezpieczniejsza niż kraje islamskie, bo nie wymoże – używając np. Turków, Arabów czy białych konwertytów – wpisania Szahadyw górny pas flagi niemieckiej, ani wprowadzenia prawa koranicznego we Francji.

W przededniu III wojny światowej ?

Zdaniem analityków takich, jak wspomniany wyżej Jeff Nyquist (oficer amerykańskiego DIA), a także m.in. Caspar Weinberger (Sekretarz Obrony USA za Reagana), Dariusz Rohnka (publicysta zajmujący się problematyką sowieckiej dezinformacji, pieriestrojki i neokomunizmu) czy Stanisław Łuniew (uciekinier z GRU), jednym z wariantów rozwojowych neokomunizmu i jednym z celów sowieckiej długofalowej strategii jest ekspansja zbrojna, łącznie z wywołaniem kolejnej wojny światowej celem eliminacji USA i w konsekwencji – zdobycia przez Rosję Sowiecką i ChRL globalnej hegemonii. Kierownictwa obydwu krajów nie wyzbyły się dążenia do dominacji nad światem i oficjalnie to deklarują. Wystarczy tu wymienić: oficjalną doktrynę obronną Rosji Sowieckiej, oficjalne wypowiedzi członków kierownictw, np. przemówienie ChRLowskiego ministra obrony Chi Haotiana, skądinąd całkowicie pominięte w mainstreamowym, politycznie poprawnym dyskursie.

Głównym celem zbrojnej agresji Rosji Sowieckiej i/lub ChRL byłyby Stany Zjednoczone, jako mocarstwo będące de facto centralą świata zachodniego: amerykański aparat państwowy, dowództwo sił zbrojnych i zgrupowania sił zbrojnych o znaczeniu strategicznym. Byłaby ona uzupełnieniem działań dezinformacji strategicznej, agentur wpływu i szpiegów oraz aksjologicznego rozmiękczania społeczeństw Zachodu. Gdyby do niej doszło, zostałaby w niej użyta broń niekonwencjonalna. Taka wojna jest – zdaniem wyżej wymienionych – jak najbardziej możliwa do przeprowadzenia i co najważniejsze – do wygrania, przy czym największą szansę na zwycięstwo ma agresor, zwłaszcza jeśli dysponuje elementem zaskoczenia i uprzedniej, wielopoziomowej dezinformacji. Jako, że celem wojny z użyciem np. broni nuklearnej byłaby dekapitacja danego państwa, raczej nie zostałyby w niej użyte miliony megaton, jak głoszą politycznie poprawni intelektualiści i filmy w rodzaju „The Day After”, wprost będące wytworem albo popłuczynami lewackiej, pacyfistycznej i komuszej dezinformacji.

Trzecia wojna światowa może zacząć się w kilku miejscach. Na przykład na Bliskim Wschodzie, gdzie wojna Izraela bądź USA z którymś z państw islamskich może wywołać reakcję łańcuchową w całym świecie islamskim i w podminowanej muzułmańską mniejszością Europie, na czym skorzystać mogą Rosja Sowiecka i ChRL. Pomiędzy Indiami a Pakistanem może nastąpić eskalacja potyczki o Kaszmir, tym razem z użyciem broni nuklearnej, której posiadaczami są oba kraje. Wojna nuklearna na Subkontynencie Indyjskim dawałaby szanse potężniejszym mocarstwom na jej rozgrywanie, a co najważniejsze – na przekonanie się, jaki przebieg mógłby mieć konflikt z użyciem broni niekonwencjonalnej na skalę światową. Kolejnym potencjalnie zapalnym obszarem jest Daleki Wschód: Korea Północna może zaatakować Południe bądź Japonię, ChRL może zaatakować Tajwan. Wreszcie, Caspar Weinberger rozważa Europę Środkową i Wschodnią jako obszar zapalny: III wojna światowa rozpoczyna się od… likwidacji przez Rosję Sowiecką polskiego kierownictwa politycznego i dowództwa sił zbrojnych; książka (znana mi niestety jedynie z opracowań) w której ten scenariusz jest opisany, wydana została w roku… 2006.

Jeff Nyquist uważa, że główna ofensywa Rosji Sowieckiej/Chin będzie miała charakter „szarego ataku”; USA zostaną uderzone atakiem terrorystów islamskich, wspieranych i zbrojonych przez sowieciarzy. We wstępie do „Konia trojańskiego”, wydanego w 2007 roku polskojęzycznego zbioru publicystyki czytamy: Wielu będzie zwracać uwagę na fakt, że Rosja jest słaba i niezdolna w obecnej chwili do wszczęcia wojny. Ale wojny można prowadzić na wiele sposobów, przy użyciu różnorodnych środków. Bomba atomowa przywieziona do Nowego Jorku przez terrorystę może doprowadzić do rozpadu amerykańskiej gospodarki, głównie poprzez panikę, jaką spowoduje. To, w konsekwencji, może prowadzić do politycznej rewolucji (…). Zważywszy degradację amerykańskiego systemu odstraszania nuklearnego, jest możliwe, że rosyjski atak jądrowy może całkowicie rozbroić Amerykę (zależnie od sukcesów sił rewolucyjnych). W takim wypadku, Ameryka przestanie istnieć jako mocarstwo światowe. Po upadku Ameryki, Europa stanie się własnością Rosji, podczas gdy Bliski Wschód zostanie podzielony między rosyjską i chińską strefy wpływów.

Pozostałe warianty operacyjne ataku na USA rozważa czeski prawicowy polityk, Petr Cibulka w wywiadzie, w którym jest też mowa o kulisach pieriestrojki, sytuacji w krajach Międzymorza oraz sowieckich (komunistycznych i agenturalnych) powiązaniach zachodnich elit:Jestem pewien, że strategia zaatakowania Stanów Zjednoczonych została wypracowana dawno temu, choć istnieje zapewne kilka wariantów takiego ataku. Pierwsze rozwiązanie wydaje się dla Kremla idealne: doprowadzić do wojny domowej w Stanach Zjednoczonych. Drugi wariant opiera się na ataku nuklearnym pod przykrywką islamskiego terroryzmu. W obu przypadkach zasadnicze cele strategiczne Moskwy zostaną osiągnięte. Istnieje także możliwość ataku atomowego na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych ze strony Korei Północnej. Przyszłość pokaże, która z tych opcji zostanie wykorzystana. Przewidując taki rozwój wypadków, należy także oczekiwać, że Moskwa postara się o zneutralizowanie Europy. W ten sposób Europa zostanie wykluczona z konfliktu z Ameryką.
Spójrzmy teraz na mapę świata, zaznaczając Blok Neosowieckii wyróżniając: Rosję Sowiecką, ChRL, ich strefy wpływów oraz starych i nowych sojuszników. Rakiety Topol-M nie są zdolne do przenoszenia wojsk powietrzno-desantowych, a tym bardziej broni pancernej. Okręty podwodne nie są w stanie przeprowadzić operacji desantowej na wybrzeża USA czy Wielkiej Brytanii. Okręty wojenne jakiejkolwiek klasy ani jakiegokolwiek typu nie są w stanie przebyć w pół godziny dystansu z Murmańska pod Nowy Jork, ani z wyspy Hainan pod Los Angeles czy Seattle. W jedną noc nie przerzuci się miliona sił lądowych, zwłaszcza przez arktyczną czapę lodową. Co więc muszą zrobić Moskwa i Pekin, by zapewnić sobie szanse na zwycięstwo w ewentualnej trzeciej wojnie światowej? Pozyskać jak najwięcej sojuszników, wasali, państw neutralnych (w tym „państw upadłych”), nie tylko w obrębie własnych „imperiów zewnętrznych” czy „bliskich zagranic”, ale jak najbliżej granic USA, tak by osiągnąć geostrategiczne oblężenie; by dysponować jak największym terytorium z którego możliwe byłoby prowadzenie operacji wojskowej przeciwko światowemu mocarstwu. Od lat 1999 – 2001 trwa: neutralizacja Europy oraz pozyskiwanie sojuszników nie tylko w obrębie „bliskich zagranic” i imperiów zewnętrznych Rosji Sowieckiej i ChRL, ale zwłaszcza pośród krajów Ameryki Łacińskiej, w których władze przejęli lewicujący i neokomunistyczni politycy. W okresie zimnej wojny ZSRS miały na półkuli zachodniej jeden niezatapialny lotniskowiec w postaci Kuby; zdołano jeszcze pozyskać Grenadę i wzmocnić wpływy na Jamajce i Haiti. Obecnie Rosja Sowiecka wraz z ChRL dysponuje sojusznikami w postaci neokomunistycznych, „boliwariańskich” państw Iberoameryki: Wenezueli, Brazylii, Nikaragui (gdzie władze ponownie sprawują sandiniści).

Wszyscy analitycy rozważający możliwość wybuchu nowej wojny światowej zwracają uwagę na słabe punkty Zachodu (czyli USA par excellance): wykluczenie przez większą część elit politycznych możliwości wybuchu konfliktu światowego, zwłaszcza przez Rosję Sowiecką czy ChRL, czego konsekwencją jest np. brak zdolności operacyjnych na rozległych obszarach oraz paradoksalnie – nieprzygotowanie sił zbrojnych do walki z wrogiem o proporcjonalnych siłach konwencjonalnych i niekonwencjonalnych. Nyquist dużo miejsca w swej publicystyce poświęca tendencjom rozkładowym cywilizacji zachodniej, indukowanym przez agentury wpływu i „operacje aktywne”.

ZMIERZCH ZACHODU

Postępy bolszewii są wprost proporcjonalne do stopnia rozkładu kulturowego Zachodu. Jakkolwiek agentury sowieckie przed i po 1991 pełnią funkcję katalizatora upadku Zachodu, tak należy stwierdzić, że są to procesy autodestrukcyjne niejako wbudowane w naszą cywilizację. Komunizm i zachodni oświeceniowy demoliberalizm (oba we wszelkich możliwych wariacjach) mają to samo źródło, którym jest postoświeceniowy nihilizm i jako takie mają pewien punkt styczny – apoteozę człowieka, którego pycha i chciejstwo są miarą wszechrzeczy. Jedno i drugie cechuje relatywizm i indyferentyzm aksjologiczny; w pierwszym – podstawową kategorią „dobra” i „zła” jest to, co przegłosowała większość i to, co najlepiej się sprzedaje; wszystkie sfery życia stają się przedmiotem to głosowania, to procedur rynkowych. Co za tym idzie, nie ma takiego pojęcia jak „wróg”; nie ma dystynkcji „swój-obcy”. W drugim dobre bądź złe to, co za takowe uznają struktury władzy. Poza tym oba istnieją dzięki ukształtowanemu na przełomie XIX i XX wieku „człowiekowi masowemu” o kolektywistycznym i zuniformizowanym sposobie myślenia i działania, którego cechuje roszczeniowe i konsumpcjonistyczne nastawienie wiodące do totalitaryzmu. Na inny, niezwykle ważny aspekt problemu zwrócił uwagę w „Pojęciu polityczności” Carl Schmitt: pojawienie się liberalizmu jako „antypolityki” spowodowało, wręcz wymusiło powstanie komunizmu (Schmitt pisał konkretnie o marksizmie) jako teorii polityki, w której celem samym w sobie jest absolutna i totalitarna władza; po wegetarianach przychodzą kanibale.Komunizm zresztą jest owocem wyjałowionej oświeceniem ziemi europejskiej; przecież Marks nie był Kałmukiem, Engels nie był Rosjaninem, a partie komunistyczne II połowy XIX i pierwszej dekady XX w. raczej nie składały się z Samojedów.

Na skutek modernizmu, „uwspółcześnienia” i Soboru Watykańskiego II upada fundament Zachodu, jakim jest Kościół Rzymski, o którym Julius Evola powiedział, że jest (cytuję z pamięci) Imperium Rzymskim, w którym znak Orła został zastąpiony przez Krzyż. To, co kiedyś umieszczano w Syllabusiejako herezję jest obecnie dyskutowane jako „równouprawniony” pogląd. Kościół katolicki de facto przeprasza za własne istnienie. Zamiast anathem, ekskomunik, w ostateczności konkwist, rekonkwist i krucjat w obronie nowożytnego Rzymu – mamy wpuszczanie barbarzyńców w obręb Miasta; Kościół de facto nie ma też znaczenia w realnej polityce. Fryderyk Nietzsche miał rację, mówiąc że Bóg umarł; słowa te w dokładnym kontekście – jakkolwiek nierozumianym i przez wierzących, i przez ateistów – oznaczają to, że sprawy metafizyczne i duchowe nie odgrywają w życiu narodów i jednostek większej roli; instytucjonalny Kościół traci realny wpływ polityczny, religia staje się faktycznie ludowym folklorem.

Wreszcie mamy jedno z kluczowych wierzeń demoliberalnej parareligii Zachodu – wiarę w „koniec historii”, co ciekawe bardzo zbieżną z bolszewickim przekonaniem o swoim ostatecznym triumfie. Wersja sprymitywizowana i zwulgaryzowana, obecnie już raczej nie pierwszej świeżości, jednak dalej pełniąca rolę legendy dla gawiedzi głosi, że cały świat przyjmie w końcu demoliberalizm na modłę euroatlantycką, a tym samym zniknie jakiekolwiek zagrożenie totalitaryzmem oraz, że skończy się era konfliktów zbrojnych i jakichkolwiek różnic pomiędzy graczami w polityce światowej. Mit ten ma jednak pewien głębszy wymiar; wersję zmodyfikowaną, a przez to bardziej podstępną. Mianowicie: różnice pozostaną, konflikty będą występować nadal, jednakże będą miały charakter lokalnych konfliktów asymetrycznych: „misji pokojowych”, „misji stabilizacyjnych” oraz „antyterrorystycznych” i antypartyzanckich, jednak ani wojna, ani totalitaryzm światu już nie zagraża. Na poziomie relacji tzw. wolnego świata z sowietami przejawia się to w przekonaniu elit politycznych i intelektualnych, że ZSRS i ChRL ewoluują w kierunku bądź to demokracji, bądź to autorytarnego państwa narodowego o swoim własnym, lokalnym kolorycie. Prostą konsekwencją jest uznanie, że komunizm/bolszewizm – powszechnie rozumiany jako ideokracja – skończył się wraz z rozpadem Sowietów, a ChRL są XX-wieczną kontynuacją starych Chin, sprzed 1949 r., gdzie komunistyczna ideologia i symbolika jakoby służy za fasadę. Co za tym idzie – ani Rosja Sowiecka, ani Chiny komunistyczne nie stanowią dla zachodu realnego zagrożenia militarnego czy cywilizacyjnego, a komunizm i lewactwo w różnych mutacjach to jedna z wielu równoważnych propozycji politycznych na wolnym rynku (a jakże !) idei. Oznacza to triumf dezinformacyjnego wymiaru „pieriestrojki”. Co za tym idzie, antykomunizm czy antybolszewizm rozumiany jako orientacja polityczna stracił rację bytu w dyskursie politycznym. Powszechne przekonanie, wręcz dogmat „końca historii” czy „postpolityki”, ze swoim nieodłącznym wierzeniem w „upadek komunizmu” wyznacza – jak pisze Dariusz Rohnka w książce „Wielkie Arrangement” – Rubikon poczytalności. Kto wspomina chociażby o wpływie struktur komunistycznych na politykę po 1989 r., na przykład uwłaszczeniu czekistów i nomenklatury, ten szeregowany jest razem z głosicielami teorii o Roswell, egzegetami Protokołów Mędrców Syjonuczy o planecie Nibiru, która w 2012 ma przeciąć się z orbitą Ziemi. Swoją drogą – zastanawia popularność teorii spiskowych o NWO, Illuminati, żydokomunie itp. w porównaniu z powszechną nieznajomością teorii o oszustwie. Skądinąd wiadomo, że najbardziej znany popularyzator teorii NWO, Alex Jones, występuje w Russia Today…

Wszystko to sprawia, że zachodni system demoliberalny prędzej czy później samoistnie przekształci się w jakąś formę totalitaryzmu/bolszewizmu i odbędzie się to trzema równoległymi torami: (a) poprzez pewne „naturalne” tendencje autodestrukcyjne (liberalizm i społeczeństwo masowe, laicyzacja itp.), (b) zostanie zinfiltrowany przez agentury wpływu totalitarnego państwa, bądź też (c) struktury komunistyczne same, w swoim interesie wprowadzą formalną demokrację i wolny rynek, jak stało się w przypadku Rosji Sowieckiej, „byłych” republik związkowych i „demoludów. Od dwudziestu z górą lat na zachodzie ma miejsce właśnie „samoistna” konwergencja z komunizmem, podsycana przez sowieckie agentury wpływu, liberalizm z całym dobrodziejstwem inwentarza i pożytecznych idiotów. Obecnie, tak na terenie świata komunistycznego, jak i Zachodu, podminowanego przez agentury wpływu i wyjałowionego oświeceniem – mamy do czynienia z kształtowaniem się demobolszewizmu – mariażu komunizmu z demoliberalizmem, i składają się na to wszystkie wymienione wyżej czynniki. Dariusz Rohnka w książce „Wielkie Arrangement” tak definiuje „demobolszewizm”: [w] tak szerokim kontekście, a w oderwaniu od znanych ideologii demobolszewizm oznacza jednolitą koncepcję świata, której głównym wyznacznikiem będzie podporządkowanie woli jednostki nakazowi wąskiej grupy występującej w imieniu zbiorowości, uprzedmiotowienie człowieka i obywatela, eliminacja idei indywidualnej wolności. Demobolszewizm to niezwykle konsekwentna metoda: organizacji życia zbiorowości ludzkiej i pojedynczego obywatela; wyznaczania norm i przepisów zakreślających ramy egzystencji; konsekwentnej kreacji świadomości indywidualnej; to także metoda dominacji nad społeczeństwem, hierarchizacji życia społecznego, metoda sprawowania i utrzymania władzy.Jak widać, powyższa definicja doskonale nadaje się do przekrojowego opisu komunizmu/bolszewizmu; demobolszewizm (komliberalizm czy też neokomunizm) różni się od „klasycznego”, sowieckiego czy chińskiego komunizmu jedynie brakiem gułagów, planowego mordowania całych grup społecznych, etnicznych czy religijnych; lewaccy profesorowie z Sorbony czy Berkeley nie strzelają swoim studentom w tył głowy (może oprócz Foucault’a, który świadomie zarażał swoich homoseksualnych partnerów HIV-em). Ale być może przez to neobolszewizm, legitymujący się liberalną frazeologią, dobrem jednostki i ogółu, jest bardziej niebezpieczny – i dla niedoświadczonych totalizmem od ponad półwiecza społeczeństw Zachodu, i dla zsowietyzowanych (mniejsza teraz o zakres) społeczeństw „post”-sowieckich. Elity polityczne i społeczeństwa, a także jednostki z osobna dokonują internalizacji „zasad” politycznej poprawności, która jest, od pewnego czasu w wersji agresywnej, dominującym nurtem metapolityki i polityki, jednocześnie od dźwigania brzemienia własnej podmiotowości i suwerenności wolą konsumowanie zawartości hipermarketów i Fast foodów, oglądanie teleturniejów i „reality show”, ewentualnie słuchanie Biełych Roz, hymnu Gazpromu czy Takogo kak Putin...

Najlepszym chyba studium przypadku i polem obserwacji demobolszewizmu byłaby Polska: środowiska komunistycznych: bezpiek i nomenklatury wraz ze swoimi fellow travellers niestety doskonale wykorzystują do realizacji swoich celów liberalną, libertyńską aksjologię, demokratyczne procedury oraz globalistyczny i kolektywistyczny, kompradorski kapitalizm nomenklaturowy. Naszym bardakiem zajmiemy się jednak w kolejnych częściach cyklu.
C.D.N.
Źródła:
1. Anatolij Golicyn, Nowe kłamstwa w miejsce starych. Komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji,Wydawnictwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego, 2007 (Części I, III): http://www.abcnet.com.pl/node/6511; The Perestroika Deception: The World’s slide towards the Second October Revolution (Weltoktober), http://www.abcnet.com.pl/node/6232
2. Dariusz Rohnka, Wielkie Arrangement,Wydawnictwo Podziemne, Poznań 2007; Fatalna fikcja. Nowe oblicze bolszewizmu, stary wzór, Rozdział 3, http://www.fatalnafikcja.pl/fatalna.php
3. Józef Darski, O dezinformacji komunistycznej,Wyd. Niepodległości, Warszawa 1989: http://archiwum.sw.org.pl/pdf/JozefDarski-1989_O_dezinformacji_komunistycznej.pdf
4. Wielka manipulacja. Rozmowa Jacka Laskowskiego z Józefem Darskim, Orientacja na Prawo nr 80, (X/1991), http://www.abcnet.com.pl/node/5590
5. J. Nyquist: Odpowiedź na ankietę Wydawnictwa Podziemnego, http://wydawnictwopodziemne.com/2007/09/30/odpowiedz-na-ankiete-2/
6. Olavo de Carvalho: Odpowiedź na ankietę, http://wydawnictwopodziemne.com/2007/10/09/odpowiedz-na-ankiete-4/
7. O. Józef Maria Bocheński, Lewica, religia, sowietologia(fragment): http://www.omp.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=204
9. Jeffrey Nyquist, Koń trojański,Wydawnictwo Podziemne, Poznań 2007;
10. J. Nyquist: Trójkątna konstelacja.Wywiad przeprowadzony przez D. Rohnkę: część pierwsza: http://wydawnictwopodziemne.com/2009/11/08/trojkatna-konstelacja/, część druga: http://wydawnictwopodziemne.com/2009/11/15/trojkatna-konstelacja-2/
11. J. Nyquist: Geneza IV wojny światowej. Uzupełnienie i errata, http://www.fatalnafikcja.pl/geneza.htm
12. J. Nyquist: Przemyśleć „problem rosyjski”, http://fatalnafikcja.pl/problem.htm
13. Francoise Thom, Rosyjskie ambicje w Europie, http://generacja.s4w.pl/darski.info/?darski=rosja&go=rosja_thom1
15. Następna wojna światowa(streszczenie książki Caspara Weinbergera) , http://www.abcnet.com.pl/node/6548; Dyskusja na Forum Solidarności Walczącej: http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt9200.html
16. Wielki podstęp. Wywiad z Petrem Cibulką,http://fatalnafikcja.pl/wielkipodstep.htm
17. Jeff Nyquist, China Defense Minister speech on US extermination,http://www.scribd.com/doc/16627298/China-Defense-minister-speech-

16 komentarzy:

  1. Bardzo dobry tekst, jestem pełen uznania dla pracowitości.

    W analizie jednak brakuje mi trochę podkreślenia roli Zjednoczonego Królestwa, tego "niezatapialnego lotniskowca USA". Czuję przez skórę, że nawet USA oficjalnie z Europy wycofane mogłyby szachować kontynent za pomocą Wysp Brytyjskich. Czy takiej "stabilizującej" roli Anglia nie odgrywa co najmniej od XIX w. - np. podczas wojen światowych? Również obecnie Anglicy pozostają na marginesie "integracji" "europejskiej", jakby chcieli przyczaić się w kącie i spijać śmietankę, a w razie czego dać po łbie kontynentalnemu hegemonowi, z pomocą USA.

    No i Japonia! Czy Japonia już kompletnie nie liczy się w azjatyckiej polityce?

    OdpowiedzUsuń
  2. @tj,

    Dziękuję bardzo.

    1. Co do Zjednoczonego Królestwa - wielkie dzięki za bardzo ważne uzupełnienie. Faktycznie, wycofanie się USA z Subkontynentu Europejskiego poważnie by je osłabiło, jednak zostałaby właśnie Brytania. I rywalizacja dwóch głównych bloków geopolitycznych: Kontynentalnego Sino-Sowiecko-Germańskiego (przy czym Niemcy byłyby jednak wielkorządcą kremlowskim) i Morskiego; osi Anglo-Amerykańskiej.

    Abstrahując od tematu - jeden z architektów idei paneuropejskiej, Richard Coudenhove-Calergi postulował Unię Europejską bez Wielkiej Brytanii jako nienależącej do Europy.

    2. Japonia? Tylko dzięki USA nie zamieniła się w azjatycki odpowiednik Finlandii! Gospodarczo to i napewno się liczą, ale pod względem militarnym (i cywilizacyjno-kulturowym, swoją drogą)... zcipieli całkowicie! Kraj, który mając za sąsiada trzy czerwone satrapie, rezygnuje - pal pies broń A - z sił zbrojnych... Swoją drogą błędem była narzucona przez Amerykę demilitaryzacja Japonii. Broń nuklearną też powinni Japonii Amerykanie wcisnąć, choćby ta miała sobie połamać zęby. W tej sytuacji i Kim, i Rosja Sowiecka, i ChRL byłyby zaszachowane. Swego rodzaju niezatapialnym lotniskowcem USA w Azji jest Republika Chińska (Tajwan), ale jednak bez remilitaryzacji i reatomizacji Japonii może być krucho.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby Niemcy po raz kolejny mieli przejechać się na pominięciu UK? Bo ja, szczerze mówiąc, nie widzę prób włączenia Anglii do niemiecko-francuskiego prorosyjskiego tandemu. Inna sprawa, że w nawale informacji łatwo coś przeoczyć.

    Napisałem u siebie komentarz:

    Dziś np. pani Aniela zacieśniała stosunki z Łotwą, zanosi się na pogłębienie i
    tak już dość bliskich więzi gospodarczych. To, że szkopy pośredniczyły w
    porozumieniu granicznym Łotwa-ruskie i że chcą dywersyfikować dostawy energii na
    Łotwie zakrawa na kpinę. Dla nas i śmieszno, i straszno. Odbudowują się nad
    Bałtykiem.

    Jakby tego było mało, ruskie planują bliską współpracę z Danią, włącznie ze
    wspólnymi manewrami floty, ruska admiralicja odbywa spotkania z dowódcami
    duńskimi i unijnymi. U nas ta informacja chyba przeszła jakoś bez echa, a
    szkoda, bo wygląda na to że sowieciarnia oddaje szkopom bałtycki interior w
    zamian za duńskie wrota do naszego pięknego morza.

    Aż tak daleko nie sięgali chyba nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ tj

    Rosja Sowiecka wchodzi do NATO. Czyżby jakiś czas temu na Ukrainie Kwachu "wygadał się" po pijaku ?

    Budet takiy dyen', kogda Rossiya, govoryu tochno, Rossiya bud'et v NATO

    Zerknij jeszcze na mój wpis: Christopher Story. The Perestroika Deception. Jest tutaj, ale wywiad udało mi się umieścić jedynie na salonie.

    OdpowiedzUsuń
  5. c.d. - co do Anglii, pełna zgoda. Gorzej, że póki co prezydentem USA jest niejaki Barack Hussein Obama...

    OdpowiedzUsuń
  6. Obejrzałem Christophera - w zasadzie nie mówi nic, co nie byłoby wiadome w kręgach zainteresowanych tymi sprawami - np. wiadomo było od dawna, że światowy terroryzm jest ruskiego chowu, choć przyznam, że fakt, że 11 września to urodziny Dzierżyńskiego jakoś mi umknął. Przecież Putin i spółka takie uroczystości (jak również rocznice założenia CzK) świętują! Zdaje się, nawet mają pomnik Felka przed siedzibą FSB.

    Faktem jest też umiłowanie kalendarzowej symboliki przez czekistów (np. zabójstwo antykremlowskiej dziennikarki w dniu urodzin Putina). Że też nikt o tym głośno nie mówi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chociaż nie - o tym, że od początku zakładano, że podział Niemiec będzie trwał 40 lat nie miałem pojęcia. Trzeba zbadać sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  8. tj,

    Sowieciarnia od początku swojego istnienia wspiera terroryzm islamski, długofalowa strategia utrzymania władzy itp. - to są niby oczywiste oczywistości.

    Ale rzuć okiem na dyskusję pod moim tekstem na niepopie, szczególnie na komentarze niejakiego Valdiego. Okazuje się, że dużo ludzi czytało np. "Nowe kłamstwa w miejsce starych...", jednak traktuje to jako ciekawostkę politologiczną i historyczną. I jeszcze jedno: większość widzi tylko pojedyncze drzewa, nie zauważając lasu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwalam sobie w tym miejscu przekopiować komentarz unukalhai'a spod mojego wpisu na salonie:

    [...] jak moga przeciwdziałac USA ociosowaniu ich z pozycji hegemona. Czy w ogóle dowolny rodzaj podjetego przeciwdziałania moze byc w obecnych uwarunkowaniach jak i tych i symulowanych na najbliższe lata, skuteczny.

    Bo moim zdaniem, wojna jest tez rozwiazaniem korzystnym dla USA. Byle w miarę szybko wywołana, póki USA dysponuja jeszcze przewaga strategiczno-logistyczną nad dowolnym potencjalnym rywalem.

    Najwyzej zamiast świata dwubiegunowego (strefa sowiecka - strefa angosaska - strefa szara, gdzie obie walcza o dominację)) , powstanie kombinacja z trzema mocarstwami (USA, Rosja, Chiny albo USA, SinoRosja, i moze jakis inny blok militrano-gospodarczy) i zróznicowanymi w aspekcie wasalnym strefami ich wpływów. Z jakiejs części obecnych wpływów USA , tak czy siak, muszą ustąpić .
    Lepiej to uzyskacc w ramach bodaj rozejmu walczących stron i okresleniu linii demarkacyjnych pomiedzy ich strefami wplywów, niz w procesie wymuszonego oddawania domen, nad którymi traci się stopniowo kontrole, aler coraz szybciej kontrolę.

    Tak czy siak, III wojna to kwestia juz bliskiego czasu.
    A Smoleńsk 2010 to poczatek porządkowania i przygotowywania przedpola przez Moskwę na głównym szlaku tranzytowym.

    Przypomina mi to wydarzenia zwane "Praska Wiosna", gdy agent KGB, A. Dubczek,sprowokował przemieszczenie olbrzymiej masy wojsk Układu warszawskiego pod granice Niemiec i Austrii, czyli w serce Europy. Do czego pretekstem było antysocjalistyczne prowadzenie sie Czechosłowacji. A to była podgotowka do inwazji Sowietów na Europę. Zeby nie Kukliński i jeszcze jeden "kret" w Sztabie Ukladu Warszawskiego, Brezniew wydałby rozkaz do ataku.
    Ale to całkiem juz inna historia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaszczur,

    Valdi, szczerze mówiąc, pisze jakby nie czytał Golicyna, a tylko znał z opowieści ;)

    A co do kolejnej wojny w bardziej cywilizowanej części świata, to nie wydaje mi się, by były jakieś znaki na niebie i ziemi na to wskazujące, przynajmniej na razie. Przecież trzeba przygotować zaplecze, logistykę, zasoby, zdyslokować wojsko, załatwić dyplomatyczne przyklepanie gdzie się da... Trudno ukryć taką gorączkową aktywność.

    Dalej, przy dzisiejszej specyfice techniki wojskowej podejrzewam że wojna nie miałaby już tak totalnego charakteru jak obie WŚ.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tylko że przygotowania do takiej wojny trwałyby latami. Ponadto muszą mieć odpowiednią osłonę dezinformacyjną.

    Przypominam choćby podpisanie przez Putina i Hu porozumień o budowie przez ChRL szybkiej kolei na dalekim Wschodzie, a także wzajemne informowanie się o zamiarze odpalenia rakiet balistycznych; manewry "Zapad 2009", ODKB gdzieś w Azji Śr. i "Wostok 2010" (ćwiczą operowanie na rozległych i trudnych terenach), ale także naruszenia przestrzeni powietrznej Kanady i UK przez sowieckie bombowce.

    Co do ewentualnego przebiegu III WŚ - oglądałeś może serial "Amerika" ?

    OdpowiedzUsuń
  12. No ale te naruszenia to co - razwiedka bojem? Podobnie manewry, zdaje mi się że tematyka pacyfikowania zachodu to standardowy ruski repertuar.

    Nie oglądałem "Ameriki", i szczerze mówiąc nawet o takim serialu nie słyszałem.

    Faktycznie, propaganda! Nie słychać uderzania w patriotyczne tony w USA. W Sowietach to co innego, ale tam to standardowy repertuar.

    Cholera, wychodzi na to, że sowieciarnia ze swoimi "standardowymi repertuarami" bardzo utrudnia odróżnienie przygotowań do wojny od zachowań rutynowych.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak bym te naruszenia, czy np. nasłuch brytyjskich okrętów podwodnych, jak również Katyń 2, określił. O to właśnie (na moje) chodzi, żeby standardowe działania sowieciarni były trudne do odróżnienia od przygotowań wojennych. Mogą też być komunikatem dla zleminżonych elit zachodu, żeby nie wtrącały sie w nie swoje sprawy, bo inaczej...

    USA obecnie są kierowane przez administrację, której członkowie, na czele z Barackiem Husseinem Obamą al-Abidem wywodzą się ze środowisk mających genezę w odnowionej (i skądinąd nieco przerzedzonej przez służby) CP USA. Także tamtejsze środowiska patriotyczne mają utrudnione zadanie; jeśli, jak pisze Aspiryna, jest rozłam w administracji USA, nastawiony imperialistycznie (to nie obelga, w żadnym razie!) tzw. kompleks wojskowo-przemysłowy nie tylko nie może zbyt gwałtownie działać, ale także pewnych rzeczy artykułować otwarcie i oficjalnymi kanałami. Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdyby np. taki generał Petraeus rzucił wojska z Bliskiego Wschodu w celu obalenia Obamy? Poza tym, mobilizacja patriotyczna w USA miała miejsce w trakcie wojen w Iraku i Afganistanie i została głośno przez neobolszewię zakrzyczana.

    A co do serialu, opowiada on o tym, jak wyglądałyby Stany pod okupacją sowiecką (tam ONZ została przejęta przez Sowietów, Chińczyków i enerdowców, którzy z kolei zjednoczyli Niemcy...) i jest odpowiedzią na lewackie produkcje w rodzaju "The day after tomorrow" czy "Threads". W ekipie reżyserskiej był ponoć ktoś z otoczenia Reagana.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Jaszczur,

    pierwszy raz tu zawedrowalem i bardzo mi sie podoba Twoja analiza. Chcialbym sie odniesc do kilku wybranych kwestii jak rowniez do Twojego komentarza z 6 wrzesnia.

    Po pierwsze, fakt ze Japonia nie posiada broni A, nie dyskwalifikuje jej jako wartosciowego wasala USA. Ich gospodarka jest w stanie dostarczyc sporo aktywow do prowadzenia ew. wojny, ponadto ich flota jest najwieksza w regionie i jedna z najnowoczesniejszych na swiecie. Mysle, ze wiecej nie potrzeba.

    Rzut oka na mape (wysrodkowana na USA) i czlowiek sobie uzmyslawia te piekna symetrie: w srodku Mississippi jako os, rowniny - jedne z najwiekszych i najzyzniejszych na globie, otoczone z obu stron gorami, ktore schodza do dwoch oceanow. Po prawej duza wyspa - UK, po lewej duze wyspy - Japonia.

    Twoj wpis jest dosc alarmistyczny i czarnowidzacy. I trudno sie nie zgodzic z faktem, ze spoleczenstwa Zachodu ulegaja wplywom agenturalnym, ze gnija od srodka, itd... Przy odrobinie elastycznosci umyslu mozna nawet wysnuc wniosek, ze wystepujacy w Russia Today Alex Jones, ktory w swoich wypowiedziach czesto odwoluje sie do wolnosci jednostki, Boga i konstytucji USA, probuje zwalczac NWO, ktore jest przejawem wplywu sowieckiego, a byc moze jest on nawet nieswiadomie sterowany przez sowiety. Ja jednak jestem dobrej mysli majac na uwadze co nastepuje:

    Moze wpierw odniose sie do koncepcji Heartland i Rimland, ktore obie z miejsca chcialbym zbesztac, jako ograniczone do Eurazji, a wiec niepelne. Natomiast nic nie wskazuje na to, zeby koncepcja "whosoever commands the sea" stracila na waznosci - przynajmniej do czasu az ludzkosc wymysli tanszy srodek transportu towarow niz transport morski.

    Jak slusznie zauwazasz, dominacja sowietow w Eurazji spowodowalaby powrot to podzialu swiata na 2 bieguny: ladowy i morski. I z faktu, ze blok morski bedzie silniejszy gospodarczo wynika moj optymizm. A oslabienie spoleczenstw i elit zachodu dezinformacja nie zlikwiduje fundamentalnego konfliktu interesow wynikajacego z geografii.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Anonimowy (mniemam, że albo FoxMulder, albo Futurewatch, albo Kuman)

    Dziękuję.

    1. Japonia - masz rację, że brak broni "A" nie dyskwalifikuje tego kraju. Ale w otoczeniu ChRL, Rosji Sowieckiej i KRL-D, dumne niegdyś Imperium Słońca po prostu musi mieć broń atomową, chociażby po to, by skutecznie zaszachować te kraje. Ponadto, agresja ze strony któregoś z nich, przede wszystkim KRL-D(Neosowiecja ani ChRL raczej się nie będą szarpać), to moim zdaniem kwestia czasu. A jeżeli kiedyś zobaczymy w telewizji atomowy grzyb nad Tokio albo Kyoto, to padnie i japońska gospodarka. A i USA będą wówczas "na musie", i to na sowieckich warunkach.

    2. Rzut oka na mape (wysrodkowana na USA) i czlowiek sobie uzmyslawia te piekna symetrie: w srodku Mississippi jako os, rowniny - jedne z najwiekszych i najzyzniejszych na globie, otoczone z obu stron gorami, ktore schodza do dwoch oceanow. Po prawej duza wyspa - UK, po lewej duze wyspy - Japonia.

    Przydałby się jeszcze klin geostrategiczny psujący szyki towarzyszom czekistom z Moskwy, genossen Merkel und Schroeder i towarzyszom partyjniakom z Pekinu. Mianowicie: polityczny blok państw Międzymorza oraz świata turańsko-islamskiego, na czele z Arabią Saudyjską. Co do pierwszego - Amerykanie i Brytyjczycy popełnili w latach '90 błąd, nie lansując na swoich skurwysynów polskiej (ukraińskiej, czeskiej, litewskiej) prawicy (czy patriotycznej, antykomunistycznej lewicy), które z pomocą CIA zbrojnie przejęłyby władzę, obalając środowiska komunistyczne, będące ekspozyturą Moskwy w terenie. Taka doktryna Monroe, ale na obszarach zaoceanicznych. Ameryka, realizując (dzięki Bogu!) swoją politykę imperialną, niestety wzięła za dobrą monetę dezinformację o "upadku komunizmu".

    3. Co do rzekomego pesymizmu mojego cyklu, to parafrazując Spenglera i Mackiewicza: "optymizm jest tchórzostwem i nie zastąpi nam Polski". Jeżeli "Blok Morski" zostanie przejęty na trwale przez agenturę czy ekspozyturę "Bloku Kontynentu", to może w końcu wyzbyć się interesu w rywalizacji z tym blokiem. Jeśli - nie daj Boże - USA staną się celem ataku nuklearnego (ciekawie o tym piszą Nyquist i Łuniew), padnie gospodarka, na którą tow. Putin, tow. Hu i ich marionetki, delikatnie mówiąc, leją. Ponadto, "Blok kontynentu" od końca lat 90. pełną już parą realizuje ekspansję poza Eurazją: w Ameryce Łacińskiej (Rosja Sowiecka i ChRL) i Afryce (ChRL - część krajów afrykańskich, np. Zimbabwe, to już faktycznie chińskie kolonie). Daj jednak Boże, aby ta wizja się nie spełniła. I oby druga zimna wojna, otwarta rywalizacja pomiędzy "blokiem kontynentu" a "blokiem oceanu" stała się szybko faktem!

    Co do Alexa Jonesa i innych konspirologów - oni przede wszystkim nie mówią w ogóle o tym, że pomysłodawcami NWO byli Marks i Engels, a pierwszymi realizatorami - niejaki Trocki, Stalin, Breżniew et consortes. Ponadto, w tych teoriach jest zawarty komunikat: "USA (Izrael, światowa finansjera, masoni itp) - be, o Sowietach/ChRL, komunistach ani słowa". Przede wszystkim to u nich śmierdzi...

    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

    OdpowiedzUsuń