2016-02-07

Trzeci poziom spisku

Nie ulega właściwie żadnej wątpliwości, że tzw. „kryzys migracyjny” nie jest w istocie kryzysem, a konsekwencją kryzysu – trwającego od ponad czterech dekad procesu islamizacji Europy.

Nie jest jednak moim zamiarem wykazywanie po raz kolejny, jak wielkim zagrożeniem dla cywilizacji europejskim (a właściwie dla żywego trupa tejże) jest islam i islamizm, a zastanowienie się, kto odniesie z tego procesu największe korzyści.

Profesor Olavo de Carvalho, przywoływany wielokrotnie na łamach tego bloga, w komentarzu pod tytułem „The owners of the World”[1] charakteryzuje trzy główne projekty globalistyczne oraz grupy interesu, które za nimi stoją. Pierwszy z nich to projekt „rosyjsko-chiński” (lub „eurazjatycki”), który realizowany jest przez elity polityczne Rosji Sowieckiej i ChRL – kremlowskich czekistów i chińską kompartię. Drugim jest projekt globalistów zachodnich (przy czym de Carvalho wyraźnie zaznacza, że projektu tego nie powinno się określać mianem „anglo-amerykańskiego”), którzy rekrutują się między innymi ze środowisk finansjery, demoliberalnych polityków i „intelektualistów”, w ramach struktur takich, jak Rada ds. Stosunków Międzynarodowych, Klub Bilderberg, Komisja Trójstronna, ale również elity rządzące strukturami Unii Europejskiej. Wreszcie, ostatnim projektem globalistycznym jest globalizm muzułmański, realizowany przez Bractwo Muzułmańskie (wg prezydenta Czech, głównego organizatora najazdu „uchodźców” na Europę), rządy niektórych państw muzułmańskich i cześć przywódców religijnych islamu.





Proces islamizacji Europy, ze szczególnym wskazaniem na tzw. „kryzys migracyjny” to splot interesów wszystkich wyżej wymienionych grup realizujących swoje globalistyczne projekty. Grupy te w aktywny sposób sterują tym procesem.

Interesy globalistów islamskich

Dla globalistów islamskich sprawa jest oczywista. Celem ich jest stworzenie „Światowej Ummy” muzułmańskiej i „Światowego Kalifatu Islamskiego”. Europa to w optyce wielu liderów islamskich „Dar Al Harb”, w dosłownym tłumaczeniu – „dom wojny”, „dom niewiernych”, który musi zostać wszelkimi dostępnymi metodami zislamizowany i dołączony do „Dar al Islam”/”Dar as Salaam”. W pierwszej kolejności czekają tereny, które w średniowieczu i późniejszych wiekach znajdowały się pod panowaniem czy to wczesnych kalifatów arabskich, czy to Imperium Ottomańskiego. Zarówno napływ ludności islamskiej (najpierw gastarbeiterów, a obecnie imigrantów z krajów islamskich), pokojowa działalność misyjna finansowana w pierwszej kolejności przez Królestwo Arabii Saudyjskiej, ale także przez szyicki Iran, a nawet bardziej świeckie reżymy islamskie, a także terroryzm to elementy tej długofalowej strategii. Świat islamu, w tym muzułmańskie struktury polityczne o globalistycznych aspiracjach nie są jednak skonsolidowane, brakuje im koordynacji polityki, nie mówiąc już o krwawych konfliktach na różnym tle.

Sytuację zmienić może pojawienie się Państwa Islamskiego. Daesh jest de facto organizacją bandycką, organizacją terrorystyczną, która posiada państwo w klasycznym rozumieniu tego słowa: terytorium i ludność, nad którymi sprawuje suwerenną kontrolę.  Poza tym – co jest bardzo ważne, jeśli chodzi o wewnętrzne oddziaływanie IS na świat islamu – Kalif Państwa Islamskiego, Abu Bakr Al Baghdadi wywodzi się z tego samego rodu, z którego pochodził prorok Muhammad i pierwsi kalifowie.


Ale mimo to, globaliści islamscy wciąż nie mają i nie będą mieli możliwości organizacyjnych i logistycznych, by sfinalizować swoją strategię wobec Europy i świata. Stąd też globalizm islamski pełni i będzie pełnił rolę instrumentu w rękach globalistów zachodnich i globalistów sino-sowieckich. Nawet pomimo tego, że Bractwo Muzułmańskie, Al Kaida, irańska bezpieka, a całkiem możliwe, że i Państwo Islamskie posiadają rozbudowaną agenturę wpływu i komórki terrorystyczne w USA.

Interesy globalistów zachodnich

Dlaczego większość demoliberalnych elit Europy nie widzi zagrożenia w napływie islamu? Dlaczego ludzie tacy, jak George Soros pomagają ulokowanym na greckich wyspach imigrantom poprzez rozdawanie ulotek, których treść ma pomóc „uchodźcom” (w „poborowym” wieku i takowej kondycji fizycznej) w osiedleniu się w krajach europejskich? Dlaczego europejskie lewactwo z entuzjazmem patrzy na „wielokulturowość”, w tym na islamizację? Dlaczego szwedzka lewica zakazuje sodomitom demonstrować na ulicach (a z pomocą gejom przychodzą… nacjonaliści z Nordisk Ungdom)? Dlaczego peerelowskie feministki, takie jak Kazimiera Szczuka, widzą w muzułmańskich mężczyznach alternatywę dla „wąsatych i spasionych Januszy”? Dlaczego lewicowe władze Kolonii ukrywały pochodzenie sylwestrowych gwałcicieli, a Bundespolizei tłumiła pokojowe demonstracje PEGIDY, a nie wybryki kolorowego lumpenproletariatu?



Na pierwszy rzut oka zachowanie globalistów, demoliberałów i marksistów kulturowych wydaje się bezdenną, prowadzącą do samobójstwa głupotą: przecież islam ma się do zachodniego oświecenia jak przysłowiowa pięść do nosa. O ile chrześcijanie czy żydzi mogą – w optyce doktryny islamu – liczyć na status dhimmi,  o tyle demoliberalizm zasługuje na całkowite zgładzenie ze strony wierzących, gdyż w islamie (tak samo, jak w przedpoborowym rzymskim katolicyzmie) władza pochodzić może tylko od Boga, a nie od „ludu”. Pozwolenie na zabijanie nienarodzonych dzieci, uśmiercanie kalek i starców, przywileje dla „mniejszości seksualnych” itp. (urastające do rangi „praw człowieka”) – karane są w islamie bardzo surowymi i okrutnymi karami. Indyferentyzm religijny to shirk – pogaństwo i bluźnierstwo wobec Boga, a tolerancja religijna obowiązuje teoretycznie tylko wobec chrześcijan i żydów – pod warunkiem, że mają oni status obywateli drugiej kategorii; wyznawcy innych religii to „politeiści” i niewierni, mający dwie alternatywy – konwersję na islam albo śmierć.

Jednakże jeśli przyjrzymy się bliżej prawdziwym, a ukrytym pod ideologicznym bełkotem celom politycznym demoliberalnych i neomarksistowskich elit, sprawa staje się jasna. Celem marksizmu, komunizmu – ze wszystkimi swoimi mutacjami – nie jest wcale żadna „wolność, równość, braterstwo”, żadne „równouprawnienie kobiet”, „mniejszości” czy gejów. Szeroko pojęta „polityczna poprawność”, „multikulturalizm”, „tolerancja”, ideologie LGBT, „gender”, feminizm, aborcjonizm i eutanazizm, ekologizm itd. – wszystko to jedynie środki wiodące do prawdziwego celu: inżynierii społecznej – stworzenia nowego, zdomestykowanego człowieka i wreszcie – władzy. Owszem, niemało jest idiotów spaczonych laicką wspakulturą i wierzących w te brednie, ale faktyczne znaczenie mają tu zawodowi rewolucjoniści kulturalni, zawodowi „dziennikarze”, zawodowi działacze różnego typu, zawodowe feministki, urzędnicy oraz plutokratyczne klany.

Napływ ludności zupełnie obcej kulturowo Europie, islamizacja Europy doskonale wpisuje się w plany i strategię współczesnych zachodnich elit. Marzeniem demoliberałów i neomarksistów jest  sytuacja, kiedy w obronie przed islamskimi terrorystami i gwałcicielami z jednej strony, a nacjonalistami, „neonazistami” i „skrajną prawicą” z drugiej, trzeba będzie wziąć społeczeństwa krajów europejskich krótko za mordę – przykładem jest chociażby próba uchwalenia tzw. „dyrektywy Bieńkowskiej”, de facto zabraniającej obywatelom dostępu do broni palnej. Niewykluczone, że przy pomocy z zewnątrz. Dla oligarchii finansowej masowa imigracja to okazja, by jeszcze bardziej dokręcić śrubę pracownikom – napływ imigrantów do okazja, by zmniejszać płace swoim pracownikom.    
Ta sytuacja jest też korzystna dla gracza lokalnego, jakim są Niemcy.[2] Elity niemieckie (z których cześć ma korzenie post-nazistowskie, enerdowskie albo RAF-owskie) – odpowiednio sterując napływem imigrantów i systemem kwotowym – będą dążyły w ten sposób do ograniczenia suwerenności pozostałych krajów Unii Europejskiej, docelowo przekształcając UE w twór realizujący niemieckie interesy neoimperialne. Balony próbne zostały już puszczone – po zamachach w Paryżu zaczęto mówić o częściowym demontażu Unii Europejskiej, który zakłada nie tylko przywrócenie kontroli na wewnętrznych granicach, czy też ograniczenie stosowania traktatu z Schengen w dwóch wariantach: w jednym do krajów germanosfery, w drugim wariancie do krajów germanosfery oraz „Mitteleuropy”. Posunięcie to byłoby de facto rozmontowaniem UE, niejako na wzór kontrolowanego rozpadu ZSRS czy komunistycznej Jugosławii na „centrum” i „peryferie” UE. „Brexit” i „Grexit” jedynie przyspieszyłyby ten proces. Kto stałby się najbliższym sojusznikiem „nowej, wspaniałej Europy”? Odpowiedź jest prosta – Rosja Sowiecka.

Ponadto, Niemcy mają długie tradycje wspierania muzułmanów, w tym rzezi prowadzonych przez wyznawców tej religii, począwszy od ludobójstwa na Ormianach i Asyryjczykach; Hitler i cześć kierownictwa Trzeciej Rzeszy posunęła się nawet do zamiaru… islamizacji Niemiec. W tym szaleństwie jest metoda.



Interesy globalistów eurazjatyckich

Największym beneficjentem kryzysu imigracyjnego i islamizacji Europy jest jednak „Blok Eurazjatycki”, oparty na sojuszu Rosja Sowiecka-ChRL, przy bardziej aktywną rolę grają kremlowscy czekiści, natomiast ChRL stoi na uboczu, jedynie kibicując sowieckiemu sojusznikowi niejako z tylniego siedzenia.

Rosja Sowiecka już od dawna rozgrywa Europę i Zachód kartą ekstremizmu muzułmańskiego. W kontekście bieżącym (a także w krótko- i w długoterminowej perspektywie czasowej) rozgrywa ona konflikt pomiędzy: aktualnie rządzącymi elitami zachodnimi (zwłaszcza w Europie Zachodniej), globalistami, lewicą; tzw. „skrajną prawicą”, nacjonalistami i tradycjonalistami oraz muzułmanami.

Dla politycznego mainstreamu Zachodu oraz globalistów, wśród których od zawsze predominował zamiar ułożenia sobie dobrych stosunków z sowietami oraz „robienia z nimi interesów”, Moskwa jawi się jako gwarant utrzymania status quo oraz ważny sojusznik w walce z terroryzmem, fanatyzmem religijnym i ekstremizmem.

Wobec prawicy i nacjonalistów, biełyj Car’ Putin, pułkownik I Zarządu Głównego KGB i były d-ca FSB, pozycjonuje się jako katechon – obrońca chrześcijan bliskowschodnich oraz obrońca resztek cywilizacji Zachodu zarówno przed muzułmańską nawałą, jak i przed lewactwem i „marksistami kulturowymi” rządzącymi tymże Zachodem i prowadzącymi do jego zguby. Reżym czekistów już zbiera obfite żniwo tej „operacji aktywnej” – coraz więcej zachodnich (europejskich, ale i amerykańskich) konserwatystów, nacjonalistów i tradycjonalistów jest skłonna widzieć nie tylko sojusznika, ale i obrońcę wartości tradycyjnych w pułkowniku KGB i FSB, który przewodzi reżimowi o jawnie bolszewickiej, sowieckiej istocie. Na uwagę zasługują tutaj szczególnie ostatnie akcje dezinformacyjne: pierwsza, polegająca na puszczeniu w obieg sfabrykowanej informacji o nastoletniej Rosjance zgwałconej przez muzułmańskich „uchodźców”, którą rzekomo pomściło czterystu Rosjan. Druga – to „informacja” o Rosjanach przeciwstawiających się powtórce z rozrywki w Kolonii na terenie Rosji Sowieckiej, przez którą „uchodźcy” przedostają się do Finlandii i Norwegii (zapewne bez niczyjej pomocy płyną rozpadającymi się krypami w górę Wołgi…). Tego rodzaju publikacje mają za cel przedstawienie Rosjan/Sowietów jako bohaterów broniących siebie i Europy, w kontrze do spedalonych i ciotowatych Niemców, Francuzów czy pozostałych „zapadników”.

 Wobec islamu czekiści grają nie tylko obrońców „normalnego” islamu przed Al Kaidą czy IS, ale także przed zgniłym Zachodem, i tą rolę co rusz odgrywa ważny człowiek Putina – Ramzan Kadyrow.

Sowiecka interwencja w Syrii to operacja tyleż militarna, mająca cele strategiczne i operacyjne w klasycznym tych słów znaczeniu, co operacja dezinformacyjna, mająca za cel zbudowanie pozytywnego obrazu Rosji Sowieckiej, właśnie jako sojusznika w wojnie z apokaliptycznym Państwem Islamskim, zarówno aktualne elity Zachodu, jak i prawicowych czy lewicowych dysydentów. Narracja towarzysząca brzmi: zgniły zachód nie potrafi poradzić sobie z ISIS, USA wywołały na Bliskim Wschodzie chaos i również nie mają rozwiązań w walce z islamskim terroryzmem. Rosja ma zaś proste, radykalne, ale i skuteczne rozwiązanie problemu ISIS.

Drugim celem interwencji jest polaryzacja sceny strategicznej w Syrii tak, by pozostali na niej tylko rzeźnik Assad, walczący o niepodległość Kurdowie, niejako zmuszeni do kooperacji z Assadem i sowietami i rzeźnicy z Państwa Islamskiego. Trzecim zaś jest ponowne opanowanie Bliskiego Wschodu i położenie łapy na tamtejszych zasobach ropy naftowej.





Bardzo ważne są tutaj enuncjacje medialne o tym, że do sowieckiej interwencji w Syrii włączyła się Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza. Informacje te okazały się fałszywe (chociaż prawdopodobne jest, że ramię w ramię z funkcjonariuszami FSB są w Syrii również chrlowscy „doradcy”), ale być może były one propagandą szeptaną, mającą wykazać, że Pekin w pełni popiera działania Moskwy, pomimo nieudzielania wsparcia militarnego. ChRL nadal oficjalnie popiera działania wojenne Rosji Sowieckiej, gdyż interwencja jest we wspólnym, globalnym interesie zarówno Moskwy, jak i Pekinu.

Poza tym, należy pamiętać – w kontekście omawianej tutaj kwestii – o tym, że zarówno globaliści zachodni, zachodnia lewica i neomarksiści, a także elity niemieckie od wielu lat zinfiltrowani są przez komunistów i sowiecką agenturę wpływu. Tak samo, jak islamiści. ZSRS wspierał świeckich terrorystów arabskich, natomiast Federacja Rosyjska, kontynuacja sowietów – wspierała i nadal wspiera nie tylko Assada, ale i islamskich ekstremistów religijnych, na czele z Al Kaidą i afgańskimi Talibami. Państwo Islamskie wprost nasycone jest funkcjonariuszami irackiej, saddamowskiej bezpieki, szkolonymi w ZSRS i NRD oraz agentami FSB i GRU infiltrującymi kaukaski ruch oporu. Ideologia samozwańczego Kalifatu jest zaś w równym stopniu muzułmańska, co bolszewicka.[3]



Sterowany przez muzułmańskich przywódców i wspierany przez cześć elit zachodnich proces napływu muzułmanów prędzej czy później przekształci się w powstanie muzułmańskie i wojnę domową w krajach Europy Zachodniej. Elity europejskie, zwłaszcza niemieckie, niezależnie od barw politycznych, zwrócą się o pomoc na Kreml i Łubiankę. Rosja Sowiecka przyjmie rolę wyzwoliciela Europy i Zachodu przed islamskim zagrożeniem, tak samo, jak ZSRS podczas drugiej wojny światowej. Elity europejskie przyjmą – ochoczo bądź z przymusu – dyktat czekistów. Komunistyczne Chiny będą zapewne grały drugoplanową rolę rozjemcy, obrońcy pokoju i wesprą Rosję Sowiecką. Będzie to kolejny, być może ostateczny krok w budowie eurazjatyckiej osi Europa-Rosja Sowiecka-ChRL. Jak w zmienionej sytuacji geostrategicznej zachowa się USA? Ostateczne utworzenie „Bloku Kontynentu” oznaczałaby – jak stwierdził jakiś czas temu Józef Darski – „koniec USA”.[4]

8 komentarzy:

  1. Brawo! Najlepsze geopolityczne analizy, jakie spotkałem od lat.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  2. nie rozumiem jednej rzeczy. Jaka korzyść dla Niemiec leży w rozmontowaniu Unii europejskiej(np. zniesienie strefy schengen)? Przecież UE to w duzej mierze ich twór z samymi profitami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam kilka pytań.
    Może Pan podać perspektywę czasową w jakiej została opisana teoria ?
    Jeśli jednak przewiduje Pan realizację tych planów w cyklu Deming'a to co jest celem nadrzędnym ?
    Czy któreś z państw będzie faktycznym beneficjentem tych zmian (bo jeśli tak, to mamy do czynienia z tym planem od czasów kolonialnych i wszystkich wcześniejszych podbojów) ?
    Jeśli wskaże Pan państwa to proszę zdefiniować słowo państwo, bo nijak pasuje Pana teoria do społeczeństwa skupionego wokół jednego ośrodka władzy - no chyba że będzie to religia.
    Czy przewiduje Pan powstanie jakieś ponadnarodowej grupy społecznej, która będzie czerpała korzyści z realizacji Pana teorii ?
    To co Pan opisał to chaos w społeczeństwie 20/80, od którego już jest bardzo krótka droga do upadku cywilizacji jaką znamy, cywilizacji która posiadła zdolność podróży w kosmos i czerpania energii z rozpadu atomów - a więc może nie takiej najgorszej - bo jak widać nastawionej na przetrwanie bez względu na koszty.
    I na koniec pytanie czy bierze Pan pod uwagę, że być może Pana teoria to nadinterpretacja aktualnych wydarzeń ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Parę uwag

    Wiele wskazuje na to, że „kryzys migracyjny” to elegancka nazwa dla operacji inwazji, zresztą jednej z szeregu operacji przeciwko UE. Wynurzenia niektórych specjalistów zza oceanu, choćby naszego „rodaka” Z. Brzezińskiego wyjaśniają sens takich operacji.

    Ktoś, kto zbytnio skupił się na islamskim charakterze Da'ish (nazywanym też w mediach systemu nie wiadomo czemu „państwem islamskim”), pewnie nie zauważył, że ten twór jest antyislamski i z wysokim prawdopodobieństwem został zorganizowany przez wywiady powiązane z Izraelem. To, że wykorzystuje pożytecznych idiotów islamskich, nie czyni go mniej ruchem antyislamskim.

    Sytuację USA należy krótko określić jako zmierzch, ile jeszcze lat będzie świat finansów utrzymywał fikcję wypłacalności USA nie wiedzą pewnie nawet liczni członkowie MWF, wydaje się jednak, że epoka monoimperiuów przemija. Tym niemniej administracja USA będzie się starała przedłużyć swą egzystencję kosztem nie tylko krajów islamskich ale też Europy. Spokój w Chinach Ludowych wskazywałby na to, że MWF jest zdecydowana przydzielić im ważne funkcje globalne, jest to też logiczne, z uwagi na ich potencjał gospodarczy. Potencjał, który został sfinansowany przez ludność USA i w znacznej mierze UE.

    Dobrze jest sobie uświadomić przynajmniej trzy rzeczy:
    1. Nie państwa czy narody kształtują globalne procesy, raczej należy tego oczekiwać od operatorów globalnych z kręgu MWF. Może to kogoś rozczarować, że nie można odpowiedzialnością za I i II Wojnę obciążyć wyłącznie Niemców, ale wiele za tym przemawia. Warto rozważyć, że polski „Legion Condor” od dwóch lat stacjonuje w Izraelu.
    2. System globalny znajduje się w stanie przebudowy, podobną fazę przeżył nasz świat z początkiem XX. wieku, kiedy imperium brytyjskie nie było w stanie nadal wypełniać swych zadań globalnych. Tego rodzaju przebudowa nie odbywa się bez wstrząsów, jak pamiętamy, trwała do roku 1945. a nawet dłużej.
    3. Polska z globalnego punktu widzenia jest krajem mało znaczącym, przy czym mentalność parobków posiada nie tylko znaczna część mas ludzkich ale też wielu członków tzw. „elit” w Polsce, do tego nieszczęścia dochodzi, że jest korytarzem przemarszu na osi Zachód-Wschód, taką „Trasą WZ” dla mocarstw. Skutek jest taki, że tzw. „patriotyzm” przybiera formę zdalnie sterowanego warcholstwa, jak choćby dumny NSZZ, czy liczne równie dumne powstania, ale zawsze uwieńczone klęską.

    Uwaga językowa:
    Mam niejakie problemy zrozumieć, co opisują takie emocjonalne terminy jak „kremlowscy czekiści ”, „Rosja Sowiecka”, także przejęcie terminologii propagandy systemu „Państwo Islamskie” nie ułatwia sprawy. Zwraca się tu uwagę na stosowanie poprawnej semantyki, fałszywe nazewnictwo i semantyka prowadzą często do fałszywych wniosków, a te w trudnej sytuacji Polski mogą być szkodliwe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogi Panie Jaszczurze,

    Czy zechciałby Pan ustosunkować się do dyskusji, która rozwinęła się na witrynie Wydawnictwa Podziemnego, a zahaczyła o powyższy artykuł?

    http://wydawnictwopodziemne.com/2016/08/29/skladany-komunizm-widziany-w-roku-1991-z-poprawkami/

    Bardzo byłym wdzięczny.

    OdpowiedzUsuń