22
sierpnia w dzienniku „Handesblatt” ukazał się artykuł
autorstwa Heiko Maasa zatytułowany „Making
plans for a New World Order”.
Można byłoby przejść nad jego treścią do porządku dziennego,
gdyby nie osoba autora – Heiko Maas jest aktualnym ministrem spraw
zagranicznych Niemiec i znaczącą figurą w rządzącej SPD, to po
pierwsze. Po drugie, artykuł jest symptomem coraz bardziej śmiałego
wyrażania faktycznych celów polityki zagranicznej Niemiec, z
których najważniejszym jest przywrócenie Niemcom statusu
mocarstwa, co
najmniej regionalnego,
pod przykrywką Zjednoczonej Europy, wyparcie z Europy USA, a w
dalszej, aczkolwiek jedynej realnej konsekwencji, stworzenie „Bloku
Kontynentalnego” z głównym udziałem Federacji Rosyjskiej, Chin
oraz pomocnicznym udziałem Iranu i (coraz bardziej islamizującej
się) Turcji.
Heiko
Maas stwierdza między innymi, że interesy i priorytety polityki USA
i państw Europy, w domyśle: Niemiec przede wszystkim, już od dawna
się rozmijają, a kadencja Donalda Trumpa jest tutaj nie tyle
przełomem, co katalizatorem tego rozłamu. Rozbieżności te są też
na tyle długofalowe, że przetrwają epokę Trumpa. Dlatego między
innymi – pisze niemiecki minister spraw zagranicznych – należy
stworzyć nowy „biegun” na geopolitycznej mapie świata:
zjednoczoną, suwerenną, i coraz bardziej emancypującą się od
opieki Waszyngtonu Unię Europejską.
Nowa,
suwerenna Europa ma stać się – jak pisze Maas – „przeciwwagą”
dla USA i „jednym z kamieni węgielnych nowego porządku
światowego”, który to ma oparty być o paradygmat
„wielobiegunowości”. Suwerenność nowej Unii Europejskiej ma
opierać się na dwóch filarach: pierwszym jest tworzenie własnego,
europejskiego systemu obronności i bezpieczeństwa, działającego
jednocześnie w ramach NATO i dublującego struktury Paktu
Północnoatlantyckiego, drugim zaś, europejski system monetarny i
finansowy, którego głównymi elementami miałyby być system
transferu finansowego alternatywny wobec SWIFT oraz Europejski
Fundusz Walutowy, niezależny od Międzynarodowego Funduszu
Walutowego. Postulaty te oznaczają zakwestionowanie światowej
hegemonii USA w sferach polityczno-militarnej, gdyż stworzenie
europejskiego systemu bezpieczeństwa oznaczałoby stworzenie
struktury konkurencyjnej wobec NATO oraz finansowej i gospodarczej.
Dodatkowo, utworzenie i umocnienie wspólnego, europejskiego systemu
bezpieczeństwa dawałoby Unii Europejskiej podstawowego atrybutu
suwerenności – możliwości dezyzji o użyciu siły militarnej,
która może być używana zarówno w misjach pokojowych czy
antyterrorystycznych w strefie Sahelu czy na Bliskim Wschodzie, ale
równie dobrze – w pacyfikacji zbuntowanych prowincji Eurolandu,
albo w dalekiej perspektywie (choć teraz wydaje się to być
political fiction) – we wspólnych manewrach z siłami zbrojnymi
Federacji Rosyjskiej i ChRL.
Warto
zauważyć, iż Heiko Maas w swoim artykule używa właśnie pojęcia
„wielobiegunowego porządku świata”, które doskonale znamy z
wystąpień, przemówień, artykułów i książek... Siergieja
Karaganowa, Aleksandra Dugina, Władimira Putina czy Xi Jinpinga. W
polityce zagranicznej Niemiec, za którą aktualnie odpowiedzialny
jest Maas, od wielu już lat dominuje tendencja do stworzenia
sojuszniczych, przyjaznych relacji z ZSRS/Federacją Rosyjską.
Wystarczy przytoczyć przykłady z ostatnich kilku miesięcy. Jako
pierwszy można wymienić spotkanie Merkel-Putin w Meseburgu, z
którego niewiele wyciekło do mediów, oprócz wspólnych deklaracji
o obronie gazociągu NS-2 przed ingerencją z zewnątrz. Wraz z
Putinem, Niemcy odwiedził wówczas nie kto inny, tylko gen.
Gierasimow, szef
gensztabu sił zbrojnych FR i
autor aktualnej strategii militarnej, ale i politycznej i
dezinformacyjnej Rosji Sowieckiej. Na początku września tego roku
rozpoczęto już budowę Nord Stream 2, a Nord Stream 1 funkcjonuje
od dawna. Tak samo jest z wieloletnią współpracą korporacji
niemieckich z sowieckimi. Ponadto, z samych reguł geopolityki
wynika, że jeśli Niemcy chcą uzyskać pozycję mocarstwową na
arenie międzynarodowej, niezależną od obecnej (faktycznej,
aczkolwiek częściowej) protekcji Waszyngtonu, to muszą zwrócić
się w kierunku Moskwy.
Warto
zwrócić uwagę również na to, iż jednocześnie z planami
utworzenia europejskiego „superpaństwa” pod wodzą Niemiec,
przywódcy Rosji Sowieckiej i ChRL wspólnie, otwarcie lansują
koncepcję „Partnerstwa Wielkiej Eurazji”. Postulat ten został
przywołany w ostatnim czasie najpierw podczas szczytu ASEAN na
początku sierpnia, a kilka dni temu podczas Wschodniego Forum
Gospodarczego we Władywostoku (które zbiegło się w czasie z
sowiecko-chińskimi manewrami Wostok 2018). Projekt „Wielkiej
Eurazji” docelowo zintegrować ma Szanghajską Organizację
Współpracy (opartą na osi Moskwa-Pekin), Eurazjatycką Wspólnotę
Gospodarczą (opartą na dominacji Moskwy), chińską Inicjatywę
Pasa i Szlaku, ASEAN, BRICS, BRICS+ (BRICS plus Turcja i Indonezja)
oraz – jak chciałby Siergiej Ławrow – Unię Europejską.
Koncepcja zjednoczonej, suwerennej Europy w formie, jaką postuluje
Heiko Maas (ale i inni czołowi politycy krajów UE, na przykład
Merkel i Macron czy też eurokraci z Brukseli) jest w pełni
komplementarna wobec projektu „Wielkiej Eurazji” i wręcz
niezbędna do jego pełnej realizacji. W najbliższym czasie należy
się zatem spodziewać stopniowego, powolnego, ale konsekwentnego i
systematycznego zacieśniania i scalania Unii Europejskiej,
współpracy Berlin-Moskwa oraz osi Moskwa-Pekin.
Kilka
miesięcy temu portal forsal.pl opublikował czteroczęściową
analizę autorstwa Hala Brandsa pt. "Czy Chiny rzucą wyzwanie
USA i staną się światowym mocarstwem?". Jak głosi tytuł,
cykl poświęcony jest hegemonistycznym dążeniom władz ChRL i
przedstawia metody, którymi Pekin dąży do obalenia mocarstwowej
pozycji Stanów Zjednoczonych oraz ustanowienia własnej hegemonii na
świecie.
Cykl
jest niezwykle ciekawy i warty uzupełnienia (oraz, miejscami,
polemiki), gdyż autor, choć reprezentuje demoliberalną szkołę w
politologii, to w kilku swoich stwierdzeniach obala paradygmaty
najbardziej fundamentalne dla tego dyskursu, który to, swoją drogą,
w sposób znaczny przyczynił się do wzrostu potęgi komunistycznych
Chin do stopnia, w którym państwo to zagraża Zachodowi i szerzej,
wolnemu światu. W niektórych jednak kwestiach Brands niejako ślizga
się po powierzchni tematu, nie stawiając kropki nad i, zarówno w
warstwie analizy geopolitycznej i geostrategicznej, jak i
„ideologicznej”, realnie oddziałującej na rzeczywistość. I
tymi właśnie kwestiami zajmiemy się w poniższym artykule.
***
Hal
Brands opisuje trzy poziomy, na których komunistyczne Chiny toczą
walkę o światową hegemonię, stanowiąc wyzwanie dla pozycji USA
oraz - dodajmy tu - pozycji wszystkich państw, zwłaszcza wolnego
świata. Są to modernizacja Chińskiej Armii Ludowej i wzrost
znaczenia potencjału militarnego komunistycznych Chin, wojna
ideologiczna oraz tworzenie nowego, regionalnego i światowego
porządku instytucjonalnego poprzez tworzenie sieci sojuszy
realizujących interesy Pekinu.
Mniej
więcej do przełomu XX i XXI wieku siły zbrojne ChRL reprezentowały
poziom niewiele odbiegający od Armii Czerwonej w latach 50 i 60 XX
wieku, i to pomimo rewolucji w technice wojskowej, która miała
miejsce już w trzech ostatnich dekadach ubiegłego stulecia. Za
przykład niech posłuży lotnictwo, które jeszcze na początku XXI
stulecia wyposażone było w samoloty MiG 15, a także flota,
niezdolna nawet do skutecznego operowania na wodach terytorialnych
ChRL, co pokazał przytoczony przez Brandsa przykład tzw. kryzysu
tajwańskiego w połowie lat ‘90.
Od
początku XXI wieku sytuacja zmienia się jednak drastycznie na
korzyść Pekinu. Komunistyczne Chiny bardzo powoli, ale
konsekwentnie zwiększają swój potencjał militarny oraz starają
się zniwelować zapóźnienie technologiczne w stosunku do krajów
zachodnich, na czele z USA - krajem o najlepszej technice wojskowej,
gwarantującej mu przewagę na oceanach świata, przestrzeni
powietrznej nad niemal każdym krajem, a także, choć w mniejszym
stopniu, na lądzie. Pekin stopniowo uzyskuje kontrolę i wyłączność
na obszarach mórz chińskich, w basenie Pacyfiku Zachodniego oraz
północnego i wschodniego obszaru Oceanu Indyjskiego. Niezwykle
ważny jest tutaj obszar wyznaczony przez tzw. wewnętrzny i
zewnętrzny łańcuch wysp, a także obszar wokół cieśnin
malajskich. Od paru lat Pekin rozbudowuje swoją infrastrukturę w
tym rejonie, na przykład poprzez budowę kanału Kra, przecinającego
Półwysep Malajski czy też portów w Kyukpyu w Myanmie (Birmie),
Hambantota na Sri Lance czy Gwadar w Pakistanie. Obiekty, jakimi są
porty morskie mają służyć nie tylko budowaniu siły ekonomicznej,
ale w perspektywie nic nie stoi na przeszkodzie, by stanowiły bazy
dla chińskiej marynarki wojennej. Morze Południowochińskie
(Zachodniofilipińskie) staje się zaś obszarem, na którym budowane
są chrlowskie instalacje wojskowe. Komunistyczne Chiny dokonują też
projekcji siły także na obszarach znajdujących się poza ich
bliską zagranicą. W ubiegłym roku utworzono bazę marynarki
wojennej ChALW w afrykańskim Dżibuti, a w tym samym niemal czasie
odbyły się wspólne z marynarką wojenną Federacji Rosyjskiej
ćwiczenia „Morskie Współdziałanie 2017” na wodach Morza
Śródziemnego i Bałtyckiego. Chiny zamierzają również rozbudować
infrastrukturę o charakterze militarnym na Wyspach Salomona, w
Vanuatu, Tonga i Fidżi. Posiadanie przyczółków w postaci tych
państw będzie otwierać Pekinowi drogę do hegemonii na Oceanie
Spokojnym.
Kolejnym
poziomem, na którym Chiny realizują swoją strategię ekspansji na
świat, jest ideologia. Hal Brands artykułuje tutaj tezę bardzo
ciekawą, rewolucyjną wręcz w stosunku do dotychczasowego
dominującego dyskursu mówiącego o "końcu ideologii" i
zastąpieniu jej czymś w rodzaju technokratycznego managementu:
Pekin dokonuje ekspansji poprzez eksport własnej ideologii za
granicę, promując model będący połączeniem totalitarnych (wg
Brandsa "autorytarnych", które to określenie w
odniesieniu do komunistycznego mocarstwa jest pomyleniem pojęć,
jakże częstym współcześnie) metod rządzenia państwem z
kapitalistycznymi i rynkowymi rozwiązaniami w gospodarce.
Komunistyczne
Chiny wspierają totalitarne i autorytarne reżimy praktycznie na
całym świecie, niejako stojąc na czele swoistego sojuszu
dyktatorów. Hal Brands przytacza przykład Kambodży, której
premierem jest Hun Sen, dawniej jeden z przywódców Czerwonych
Khmerów, a także komunistyczną Angolę w Afryce Zachodniej. Ten
sam proces ma jednak miejsce w przypadku wielu innych krajów, od
Eurazji, przez Afrykę, aż po Amerykę Południową i Środkową.
"Bratnia pomoc" ideologiczna od Wielkiego Brata z Pekinu
odbywa się poprzez eksport ideologii, rozumianej jako teoria i
praktyka sprawowania władzy, eksport know-how w zakresie inżynierii
społecznej i budowy aparatu kontroli i represji, a wspomagana jest
przez olbrzymie nieraz projekty inwestycyjne i infrastrukturalne,
które porównać można do kolonializmu europejskiego, jednakże o
obliczu o wiele bardziej opresywnym, niż ekspansja kolonialna
białych poprzedników czerwonych Chin. W "wariancie minimum",
Pekin prowadzi politykę nieingerencji w sprawy wewnętrzne
trzecioświatowych sojuszników i wasali, jawiąc się jako bardzo
dogodna alternatywa dla współpracy z państwami zachodnimi.
Pekin
od kilku lat podważa również system władzy w krajach
demoliberalnych, zarówno poprzez budowanie wpływów gospodarczych,
jak i rozwój agentury wpływu, na czele ze sponsorowanymi przez
siebie think-tankami czy też głośną ostatnio, głównie w USA,
Kanadzie i Australii, (między innymi za sprawą dysydentki Doris
Liu) sprawą funkcjonowania Instytutów Konfucjusza, które pod
przykrywką nauki języka i kultury chińskiej prowadzą działalność
służącą nie tylko budowaniu pozytywnego wizerunku
komunistycznego totalitaryzmu, ale wręcz jego internalizowaniu, co
świetnie pokazuje film dokumentalny w reżyserii Liu.
Wreszcie,
obserwujemy dążenie ChRL do ustanowienia hegemonii poprzez budowę
sieci sojuszy politycznych, gospodarczych i militarnych. Hal Brands
pisze wprost o budowie „nowego międzynarodowego porządku
instytucjonalnego”, alternatywnego wobec organizacji utworzonych i
zdominowanych przez demokracje zachodnie, na czele z ONZ, NATO czy
Unią Europejską. Owe instytucje to AIIB (Azjatycki Bank Inwestycji
Infrastrukturalnych), RCEP (Regionalne Kompleksowe Partnerstwo
Gospodarcze – inicjatywa łącząca kraje ASEAN plus Chiny, Indie,
Japonię, Koreę Południową oraz Australię i Nową Zelandię) i
wreszcie Nowy Jedwabny Szlak. Jednocześnie Pekin dąży do "wrogiego
przejęcia" oranizacji międzynarodowych służących interesom
świata zachodniego, na przykład Organizacji Narodów Zjednoczonych,
APEC (Wspólnota Gospodarcza Azji i Pacyfiku), WTO oraz
Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy Banku Światowego.
***
Artykuł
Hala Brandsa, choć w syntetyczny, a jednocześnie dosyć szczegółowy
sposób ukazuje zagrożenie, jakim jest ekspansja ChRL, pomija kilka
zagadnień, które są jednak dla analizowanego problemu kluczowe.
Po
pierwsze, Brands dosyć zdawkowo opisuje fakt, że to właśnie
Zachód pomógł Chinom uzyskać pozycję, która realnie mu zagraża,
a niebawem będzie stanowić dla Zachodu zagrożenie śmiertelne.
Miały w tym niestety udział same Stany Zjednoczone, w okresach od
czasu nixonowskiego otwarcia na Chiny, a następnie – podwójnej
kadencji Billa Clintona oraz Baracka Obamy. Współodpowiedzialność
za wzrost potęgi Chin biorą zarówno liberalne i globalistyczne
elity polityczne krajów zachodnich, zwolennicy „Realpolitik”
uważający, że z Chinami należało „podzielić się”
odpowiedzialnością nad biegiem spraw na świecie, jak i ich elity
gospodarcze, motywowane chęcią zysku oferowanego przez Państwo
Środka, które po śmierci Mao i wraz z rozpoczęciem epoki Denga i
jego następców wdraża modelowy wręcz przykład leninowskiego
NEP-u w dziedzinie gospodarki.
Komunistyczne
Chiny wyciągnęły od Zachodu potężne środki finansowe, ale także
pozyskały gotowe technologie, również w zakresie najnowszych,
strategicznych dziedzin gospodarki i przemysłu (w tym również
przemysłu zbrojeniowego, kosmicznego i IT), pozwalające na budowę
swojej mocarstwowej pozycji na wszystkich opisywanych w omawianym
cyklu polach. Ekspansja gospodarcza ChRL, która dokonała się w
ciągu ostatniego niemal trzydziestolecia jest po prostu jednym z
narzędzi wywierania politycznego wpływu przez ChRL, a chińskie
korporacje funkcjonujące za granicą są de facto agentami wpływu
KPCh – najbardziej chyba jaskrawym przykładem jest Huawei,
kierowana przez oficerów chińskich specsłużb wojskowych czy
głośny ostatnio ZTE. Można powiedzieć, że sprawdza się w tym
przypadku leninowskie twierdzenie o „kapitalistach, którzy sami
kupią sznur, na którym zostaną powieszeni przez komunistów”.
Po
drugie, Hal Brands pomija w swoim cyklu współpracę ChRL z Rosją
Sowiecką (wspomina o tym, owszem, ale w innych artykułach, co czyni
obraz niekompletnym). Tymczasem
to
właśnie sojusz z Moskwą
jest głównym motorem
światowej strategii Pekinu
na wszystkich opisywanych przez Brandsa poziomach, a tym samym
głównym instrumentem
mającym umożliwić komunistycznym Chinom zdobycie, sprawowanie i
utrzymanie światowej hegemonii.
Rosja
Sowiecka jest od wielu lat głównym dostawcą broni oraz systemów
uzbrojenia do Chin, przez co w ogromnym stopniu od lat 90 ubiegłego
stulecia do budowy i modernizacji potęgi militarnej ChRL. Przykładem
jest lotnictwo ChALW, wyposażone w dużej mierze w sowieckie
samoloty bojowe (łącznie z najnowszymi modelami i modyfikacjami
starszych, jak w przypadku samolotu bojowego Su 37), marynarka
wyposażona w kupowane w Federacji Rosyjskiej okręty czy też
najnowsze zakupy – system przeciwlotniczy S-400, umożliwiający
izolację pola walki i według dostępnych danych
taktyczno-technicznych, zdolny do rażenia celów w kosmosie oraz
rakiet. Od lat aktywnie współpracują ze sobą przemysły
zbrojeniowe Rosji Sowieckiej i komunistycznych Chin, tworząc wspólne
projekty broni, systemów uzbrojenia dla różnych rodzajów wojsk
czy zespołów oraz podzespołów. Nie mniejszą rolę odgrywają
regularne spotkania na wysokim szczeblu dotyczące obronności i
bezpieczeństwa pomiędzy oficjelami obu krajów (od szczebla
dowódców związków operacyjnych i taktycznych, po ministrów
obrony i przywódców państw), czy wspólne ćwiczenia wojskowe
(dwustronne oraz w ramach na przykład Szanghajskiej Organizacji
Współpracy), mające nie tylko zamanifestować dwustronną
współpracę, ale udoskonalać interoperacyjność między
sojuszniczymi armiami i zgrać wojska. W dniach 11-15 września tego
roku siły zbrojne ChRL mają wziąć udział w ćwiczeniach „Wostok
‘18”. Współpraca wojskowo-techniczna, sprzedaż broni oraz
współpraca wojskowo-polityczna cały czas ulega wzmocnieniu i
ogarnia coraz większe obszary.
Z
punktu widzenia geopolityki, droga Chin do mocarstwowości wiedzie
poprzez zapewnienie wyjścia na Pacyfik i dalej, na pozostałe oceany
świata oraz lądowego wyjścia na Eurazję i dalej, na zachód, do
„przylądka europejskiego”, jak określił Europę Mao. Droga w
tym kierunku wiedzie przez obszary Azji Środkowej i Rosji. Federacja
Rosyjska pełni zatem wobec Chin rolę strefy pomostowej z Europą
Zachodnią, zaplecza strategicznego (wraz z obszarem Azji Środkowej),
„lodołamacza” ekspansji arktycznej (Pekin i Moskwa coraz
intensywniej współpracują na tym obszarze) oraz chińskiego
„żandarma”. Dla Pekinu Moskwa jest również jednym z
najważniejszych nośników swoich interesów na zewnątrz na forum
międzynarodowym, gdzie oba państwa wzajemnie się wspierają.
Ponadto, pomiędzy Pekinem a Moskwą wyraźny jest też swego rodzaju
„podział pracy”, w którym obie strony uzupełniają się w
strefach wpływów: ekspansja wojskowa Rosji Sowieckiej toruje drogę
ekspansji gospodarczej ChRL (np. w Syrii) i odwrotnie, ekspansja
ekonomiczna Chin toruje drogę wpływom politycznym czy agenturalnym
Moskwy (np. na Bałkanach, a ostatnio w krajach afrykańskich,
stanowiących jeden z głównych obszarów ekspansji ChRL).
Obydwa
państwa wspierają się też w zakresie ekspansji ideologicznej,
wojny informacyjnej i dezinformacji. Przykładem jest współpraca i
synergia narracji państwowych mediów obydwu państw. Sputnik,
Russia Today oraz zachodnie media będące ich pudłami rezonansowymi
są adwokatami nie tylko polityki Moskwy, ale i polityki Pekinu,
rezonując najważniejsze treści publikowane przez Xinhua, Global
Times, People’s Daily i inne chrlowskie rządowe media.
Współpraca
strategiczna Pekinu z Moskwą jest kręgosłupem sieci sojuszy
tworzących „nowy instytucjonalny porządek” świata, takich jak
Szanghajska Organizacja Współpracy (której Brands w cyklu nie
wymienia), pretendująca ze zmiennym szczęściem do roli
neosowieckiego, pan-eurazjatyckiego odpowiednika NATO (poszerzona
niedawno o Indie i agresywny, islamistyczny i wyposażony w broń
nuklearną Pakistan), BRICS, Azjatycki Bank Inwestycji
Infrastrukturalnych, New Development Bank czy ostatnio
inicjatywa Nowego Jedwabnego
Szlaku (Federacja
Rosyjska, jeden z
najważniejszych gości
szczytu inicjującego NJS,
jest po prostu jego
północną „trasą”).
Chińscy i rosyjscy
bolszewicy pracują również
wspólnie
nad projektem
„Wielkiej Eurazji”, mającym
połączyć w jedną przestrzeń Unię
Europejską (pod wodzą Niemiec lub sojuszu niemiecko-francuskiego),
Federację Rosyjską i ChRL (wraz z wasalami, sojusznikami i
peryferiami), a także
„sprzęgnąć” organizacje „nowego porządku
instytucjonalnego”. Oprócz
tego, Pekin i Moskwa używają od dawna do realizacji swoich
interesów organizacji międzynarodowych oraz ich organów, jak np.
Rada Bezpieczeństwa ONZ, Światowa
Organizacja Handlu czy G-20.
Wreszcie, oś
Pekin-Moskwa to centrum wspomnianego przez Brandsa nieformalnego
sojuszu państw totalitarnych, skupiającego
m.in. Iran, Pakistan, Kubę, Pakistan, Wenezuelę, Angolę, Zimbabwe,
Syrię. Nie
jest przypadkiem, iż większość z tych państw rządzona jest
przez reżimy komunistyczne.
Tutaj
dochodzimy do wspomnianego wyżej pomieszania pojęć politycznych.
Hal Brands, tak samo zresztą jak bardzo wielu „mainstreamowych”
politologów, mylnie utożsamia totalitaryzm z autorytaryzmem. Według
tej wykładni, „dobremu” demoliberalizmowi przeciwstawiony jest
„zły” autorytaryzm – pojęcie-worek, do którego wrzucono Xi
Jinpinga, Mao, Putina, Stalina, Breżniewa, Hitlera, Łukaszenkę,
Miloszewicia, Chomeiniego, Mussoliniego, Franco i Piłsudskiego.
Tymczasem, system panujący w ChRL jest systemem totalitarnym, a
konkretnie totalitaryzmem komunistycznym, bolszewickim, dostosowanym
do aktualnych wyzwań i „mądrości etapu”, który różni się
od autorytaryzmu tym przede wszystkim, że dąży do absolutnej
kontroli zarówno społeczeństwa jako całości, jak i jednostek
składających się na nie.
O
ile autorytaryzm (chociażby w wydaniu generała Franco, marszałka
Piłsudskiego czy nawet Benito Mussoliniego) stawiał sobie pozytywne
cele i je realizował, o tyle celem komunistycznego totalitaryzmu
jest w teorii i praktyce władza wąskich elit (w tym wypadku KPCh
oraz władze większości państw sojuszniczych) poprzez
przekształcenie społeczeństw i narodów w twory przypominające
gniazda owadów społecznych, takich jak termity czy mrówki.
Elementem nowoczesnego chińskiego komunizmu jest model gospodarki,
będący korporacyjnym, oligarchicznym kapitalizmem nomenklaturowym,
z wiodącą rolą kompartii, bezpieki i wojska. Model ten umożliwia
Pekinowi możliwość funkcjonowania w ramach światowego systemu
neoliberalnego, a przez to, oddziaływanie polityczne na zewnątrz.
To, plus uzyskane w ten sposób nowoczesne technologie, pieniądze
oraz know-how czynią omawianą wyżej strategię ChRL jeszcze
bardziej skuteczną. Komunistyczne Chiny z takim właśnie modus
operandi mogą stać się
przykładem nie tylko dla Federacji Rosyjskiej, Myanmy czy Zimbabwe,
ale także dla krajów zachodnich i ich elit politycznych oraz
gospodarczych.
Można
też z całą pewnością
powiedzieć, iż prognozy Anatolija Golicyna sprzed ponad trzydziestu
lat o utworzeniu „Światowej Federacji Komunistycznej” stają się
faktem, a ucieleśnieniem
tych prognoz jest tworzenie nowego porządku międzynarodowego pod
przewodnictwem Chin i przy znaczącym współudziale Federacji
Rosyjskiej. Faktem
w pełni
dokonanym prognoza ta stanie się, jeżeli
do projektu „Wielkiej Eurazji” włączy się Europę. Wiodącymi
krajami w UE są Niemcy i Francja, których elity coraz śmielej
kwestionują nie tylko Pax Americana, ale
i samą amerykańską obecność w Europiei
postulują otwartym tekstem utworzenie sojuszu Europa-Rosja
Sowiecka-ChRL.
Zwycięstwo
Putina w „wyborach prezydenckich”, które odbyły się 18 marca
2018 roku, w czwartą rocznicę aneksji Krymu przez Rosję Sowiecką,
było oczywistością. Wysoka frekwencja i wysoki wynik towarzysza
pułkownika – na tle poprzednich – świadczy o legitymizacji jego
kolejnej kadencji i mocnej pozycji w neosowieckiej elicie. Wysokie
"poparcie" Putina należy jednak traktować nie tak, jak w
przypadku przywódców państw demokratycznych, ale jako efekt
sprawności aparatu państwowego oraz poparcie Putina przez grupę,
bądź konglomerat grup faktycznie sprawujący władzę w Federacji
Rosyjskiej.
Anatolij
Golicyn w wydanej w roku 1984 książce „Nowe kłamstwa w miejsce
starych...” przewidział, że po okresie pieriestojki i
liberalizacji nadejdzie czas rekomunizacji, konsolidacji i umocnienia
władzy sowieckiej, połączony ze wzmocnieniem i rozszerzeniem bloku
komunistycznego. Nie przewidział on, że władza komunistyczna
porzuci ideologię oraz dotychczasowe formy instytucjonalne, ani też
tego, że Związek Sowiecki ulegnie rozpadowi. Ale są to jedynie
"szczegóły techniczne", gdyż pod względem czy to
personalno-kadrowym, czy to prawnomiędzynarodowym, czy to kierunków
polityki wewnętrznej i zagranicznej, mamy do czynienia z kontynuacją
systemu sowieckiego, więzy łączące byłe republiki sowieckie i
kraje „postkomunistyczne” z centralą w Moskwie nie zostały (z
małymi wyjątkami) zerwane, a tym samym jest to spełnienie lwiej
części prognoz Golicyna.
Można
powiedzieć, że w efekcie transformacji ustrojowej, partia
komunistyczna została zastąpiona w roli wiodącej siły politycznej
przez aparat bezpieczeństwa, który zresztą przeprowadził operację
„przebudowy”: według różnych szacunków, od 70 do 80 procent
elit politycznych Federacji Rosyjskiej wywodzi się z sowieckich
specsłużb – głównie z KGB i jej spadkobierczyni – FSB, ale
również SWR (kontynuacja I Zarządu Głównego KGB), wojska, GRU,
FSO, SBP i ostatnio Gwardii Narodowej. Wielu politologów i
historyków twierdzi, że faktycznym rządem Federacji Rosyjskiej
jest nie rząd
aktualnego premiera ani nawet administracja
prezydenta, tylko Rada Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, w której
czołowe miejsca zajmują wysokiej rangi czekiści i wojskowi.
To
właśnie za panowania Putina rozpoczęto wdrażanie opisanej przez
Golicyna fazy powrotu do praktyk totalitarnych i reintegracji bloku.
Powstał sojusz Rosji Sowieckiej z komunistycznymi Chinami:
rozpoczęto wielowymiarową współpracę polityczną, dyplomatyczną,
wojskową i ekonomiczną (bądź ją zacieśniono tam, gdzie istniała
wcześniej), powstały mniej lub bardziej formalne, mniej lub
bardziej sprawnie działające organizacje i platformy współpracy,
których kręgosłupem jest sojusz Moskwa-Pekin. Rozpoczęto proces
reintegracji i reaktywacji imperium sowieckiego głównie w oparciu o
starą komunistyczną nomenklaturę i agenturę, ale
także o wspólnotę interesów gospodarczych i politycznych pomiędzy
"dawnym" centrum a peryferiami. Również i temu nadane
zostały mniej lub bardziej sprawne organizacje i instytucje. To w
„erze Putina”, Federacja Rosyjska rozpoczęła wdrażanie tzw.
doktryny Fomina, mającej początek jeszcze na przełomie lat 70 i 80
ubiegłego wieku, a której celem jest utworzenie neutralnej Europy
nie tylko przy pomocy wpływów agenturalnych, dyplomatycznych i
politycznych, ale także z pomocą bardziej atrakcyjnej dla
przywódców zachodnich ekspansji gospodarczej, zwłaszcza
surowcowej.
Zupełnym
„przypadkiem” właśnie za prezydentury Putina bolszewicy albo
ich poputczicy zaczęli przejmować władzę w krajach dotąd
niekomunistycznych, w szczególności w krajach Ameryki Łacińskiej,
takich jak Brazylia, Wenezuela, czy Boliwia. Chwalona
przez
demoliberalnych intelektualistów
konwergencja pomiędzy totalitarnym Wschodem a demokratycznym
Zachodem
przybrała szczytowe rozmiary, doprowadzając do znaczącego
osłabienia świata zachodniego, na czele z USA (co przynajmniej
spowolniła administracja Trumpa).
Mniej
więcej na przełomie dwóch pierwszych dekad XXI wieku wdrożono tak
zwany „prawicowy NEP”, polegający na wspieraniu i wykorzystaniu
w charakterze agentury wpływu i użytecznych idiotów ruchów
kontestujących system demoliberalny, zarówno z prawa, jak i lewa.
Trzeba
tu
zauważyć, iż polityka ta bazuje na zbieraniu zysków zprowadzonej
wcześniej, jeszcze za czasów ZSRS
„konwergencji” z Zachodem oraz implantowania tam komunizmu w
postaci tzw. marksizmu kulturowego, gramszyzmu czy politycznej
poprawności. W tej operacji mainstreamowe elity liberalne i lewicowe
z krajów Europy Zachodniej i USA, przeniknięte przez globalistów i
tzw. „Pokolenie ‘68” z jednej strony, jak i prorosyjscy
(prosowieccy) konserwatyści, prawica i nacjonaliści (czy też
radykalna, „antysystemowa” lewica), stanowią dwa ostrza tych
samych, kagiebowskich nożyc.
Za
czasów Putina poważnie zainwestowano także
w wojsko.
Siły zbrojne Federacji Rosyjskiej zmodernizowano pod względem
organizacyjnym i technologicznym na tyle, że nie przypominają już
one stanu z lat ‘90 XX wieku, wojen czeczeńskich, a nawet agresji
na Gruzję z 2008 roku. Co więcej, siły zbrojne i przemysł
zbrojeniowy Rosji Sowieckiej stały się realnym i skutecznym
instrumentem polityki, nie tylko w sensie stricte (wspomniana wojna
pięciodniowa przeciw Gruzji, aneksja Krymu i walki w Donbasie,
bratnia pomoc dla Syrii), ale jako skuteczny „straszak” i
instrument w ramach polityki dezinformacji. Jeszcze kilka lat temu
każdy, kto wskazywał na zagrożenie militarne ze strony Moskwy,
skazywał się na określenie mianem „zoologicznego antykomunisty”
i „zimnowojennego oszołoma”. Teraz zagrożenie dostrzegają
wysocy rangą oficerowie sił zbrojnych USA czy Wielkiej Brytanii,
przez co można stwierdzić, iż strategią niejako równoległą ze
strategią „środków aktywnych” i dezinformacji jest wywołanie
otwartej wojny przeciw Zachodowi. Poza
tym, udowodniono (między innymi dzięki relacjom dezerterów z
aparatu bezpieczeństwa, na czele z Aleksandrem Litwinienko)
wsparcie, jakie Moskwa udziela ekstremistom islamskim: od Al Kaidy,
poprzez irańskich ajatollahów, Hamas, Hezbollah, aż po Państwo
Islamskie.
Dyplomacja,
dywersja ideologiczna i działalność agentury z jednej, a grożby i
coraz bardziej agresywne zachowanie z drugiej, to dwa końce tej
samej polityki Moskwy, dialektycznej polityki „walki i
porozumienia”, a mówiąc prostszymi słowami – kija i marchewki:
jeśli otoczenie będzie tolerować i akceptować politykę Kremla,
to ten dobrotliwie ograniczy się do dywersji, a jeśli nie, to
skazuje się na coraz bardziej spektakularne, tragiczne i uderzające
centralnie w infrastrukturę krytyczną akty agresji.
W
polityce wewnętrznej, bezpieczniacka elita, na czele z FSB,
zawiaduje nie tylko procesami politycznymi i społecznymi w ich
strategicznych punktach i odcinkach, ale jest w stanie sprawować
kontrolę nad niemal każdym aspektem życia społecznego i
jednostkowego. Inżynieria społeczna i sowietyzacja trwa w dalszym
ciągu, jedynie zmieniono instrumenty. Czekiści (i pomniejsze,
zależne od nich „nadwyczajne kasty”) nadal traktują zwykłych
Rosjan jak bydło. Cała
przestrzeń publiczna, łącznie z mediami i internetem jest
praktycznie w całości kontrolowana
przez państwo, w szczególności za sprawą restrykcyjnego
prawodawstwa oraz wzmacniania aparatu bezpieczeństwa, które
wdrażano podczas poprzednich kadencji Władimira Putina na formalnie
najwyższych stanowiskach. Nie likwiduje się już jednak
całych klas społecznych czy narodów uznanych za wrogie polityczne
mordy mają charakter „punktowy” (wyjątek stanowi ludobójstwo
Czeczenów i Inguszy): od czasu do czasu „nieznani sprawcy"
pozbawieni szyi i poczucia humoru zabiją jakąś niepokorną
dziennikarkę, opozycyjnego polityka, czekiści zaproszą dezertera
ze swoich szeregów na radioaktywną herbatkę, wysmarują drzwi
neurotoksyną albo wysadzą bloki mieszkalne celem umieszczenia na
świeczniku swojego człowieka, a
historyka badającego sowieckie zbrodnie oskarży się o pedofilię.
Również
w warstwie symbolicznej Federacja Rosyjska już coraz bardziej
otwarcie nawiązuje do swego bolszewickiego dziedzictwa. W roku 2009
lider rzekomo opozycyjnej Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej,
Giennadij Ziuganow, otrzymuje w dniu urodzin od Putina wiele mówiący
prezent: „Manifest Komunistyczny” Marksa i Engelsa. Patronami
nowo utworzonej Gwardii Narodowej zostali Feliks Dzierżyński i
NKWD. Ponownie otwarto muzeum Dzierżyńskiego, w której to
ceremonii uczestniczyli deputowani rosyjskiej Dumy oraz oficerowie
FSB. W powstałej niedawno w Moskwie "Alei Przywódców"
znalazły się popiersia Lenina, Stalina i wszystkich pozostałych
przywódców ZSRS. Z okazji zeszłorocznego "Dnia Pobiedy"
na rosyjskich portalach zakupowych można było nabyć replikę
munduru czekisty... dla dzieci! Niedawny sondaż opinii publicznej
wykazał, że dla ogromnej większości Rosjan najwybitniejszą
postacią historyczną jest Józef Stalin. Kult Stalina, Armii
Czerwonej, CzeKa, GPU, OGPU, NKWD i KGB ma charakter oficjalny, a
badaczy i aktywistów badających i piętnujących komunistyczne
zbrodnie prześladuje się.
Sam
Putin wielokrotnie deklarował identyfikację z systemem
komunistycznym, począwszy od słynnego dictum o "upadku ZSRS
jako największej katastrofie geopolitycznej XX wieku", poprzez
wspomniany urodzinowy prezent dla Ziuganowa, wielokrotnie wyrażanej
dumy ze służby w KGB, skończywszy na całkiem niedawnych
wypowiedziach, w których stwierdził, że „nigdy nie złożył
legitymacji partyjnej KPZR”, przyznał słuszność ideologii
komunistycznej, a także zrównał komunizm z chrześcijaństwem, a
Lenina i Stalina z prorokami i chrześcijańskimi świętymi.
Putin
nie jest samowładnym
„carem”, ani „Fuehrerem”,
jak jest powszechnie postrzegany. Jest on po prostu emanacją
korporacji czekistów – pełni funkcję bardziej przypominającą
„prezesa zarządu” Siloviki
Inc., albo
„Wielkiego Brata”.
Ma on uosabiać aparat władzy, skupiając na sobie zarówno
uwielbienie, jak i nienawiść, tak na rynku wewnętrznym, jak i za
granicą. Putin
to twarz współpracy z ChRL czy Iranem z jednej, i z Niemcami i
Francją z drugiej.
Dla ogłupiałych konserwatystów i nacjonalistów ma być „białym
carem”, który wyzwoli Zachód z tyranii lewactwa i od zagrożenia
islamskiego, adla
równie ogłupiałych elit demoliberalnych i lewicowych –
uosobieniem podnoszącej głowę reakcji albo
nieobliczalnym dyktatorem, który użyje broni masowej zagłady, gdy
Zachód nie będzie chciał się z Moskwą układać.
Dla zsowietyzowanych oraz imperialno i nacjonalistycznie
nastawionych Rosjan ma być ukochanym wodzem, skupiającym
jednocześnie
nienawiść nielicznej i niewiele realnie znaczącej rosyjskiej
opozycji. Władimir Władimirowicz to jednocześnie celebryta –
bohaterski czekista, który nie tylko ratuje „Matuszkę
Rassiję”
z wszelakich opałów, ale pokonuje każdego konkurenta w judo,
poluje na tygrysy syberyjskie, jeździ konno topless po syberyjskiej
tundrze. Wreszcie – Putin jest niezbędny do firmowania aktualnego
etapu omówionej wyżej długofalowej strategii oraz do jej
kolejnych, planowanych etapów. I między innymi również dlatego
otrzymał takie poparcie, jakie otrzymał.
Próba
prognozy
Rozpoczynająca
się czwarta kadencja Putina będzie kontynuacją poprzednich,
połączoną z umacnianiem ich zdobyczy, zarówno w polityce
wewnętrznej, jak i zagranicznej. Najważniejsze elementy polityki
wewnętrznej Moskwy pozostaną niezmienne: wzmacniany będzie
czekistowski establishment i poszczególne służby specjalne, należy
się spodziewać zwiększania kontroli nad społeczeństwem, tym
razem przy użyciu coraz to nowszych zdobyczy technologii,
zapewniających skuteczną kontrolę (częściowo uzyskanych od
Chińczyków). Jednocześnie, równie ważnym priorytetem
rozpoczynającej się kolejnej kadencji Putina będzie
przygotowywanie sukcesji, mającej na celu przetrwanie i konserwację
systemu stworzonego w ostatnich osiemnastu latach.
W
polityce zagranicznej Federacja Rosyjske będzie wzmacniać sojusz z
ChRL, korzystny dla czekistowskich elit, mocarstwowych ambicji Moskwy
oraz długofalowej sowieckiej strategii. Nieprzypadkowo jednym z
pierwszych przywódców gratulujących Putinowi zwycięstwa był
właśnie Xi (tekst pełen frazesów o „wspólnym budowaniu nowego
porządku światowego przez Pekin i Moskwę), a jedni z pierwszych
zagranicznych oficjeli odwiedzający Rosję Sowiecką to minister
spraw zagranicznych ChRL Wang Yi oraz minister obrony ChRL, gen. Wei Fenghe.
Nawiasem, wybór Putina na kolejną kadencję szefowania
czekistowskiemu syndykatowi (całkiem możliwe, że dożywotnią)
zbiega się z nadaniem przez chińską kompartię równie
„dożywotniej” kadencji Xi Jinpingowi, co jest kolejnym sygnałem
wygaszania „pieriestrojkizmu” i trwałego powrotu do otwartego
totalitaryzmu.
Pierwsza
po „wyborach” wizyta zagraniczna Putina (w Turcji) świadczy o
tym, że rozwijany będzie nowy kierunek polityki zagranicznej,
mający na celu trwałe pozyskanie sojuszników na Bliskim Wschodzie,
już nie tylko „tradycyjnie” promoskiewskich Iranu i Syrii, ale
też odciągniętej od sojuszu z USA Turcji.
Moskwa
będzie coraz bardziej zuchwale prowadzić politykę reintegracji
„bliskiej
zagranicy” oraz
ekspansji w Europie Zachodniej, połączoną
z rozbijaniem więzi transatlantyckich. Można
spodziewać się, że w trakcie rozpoczynającej się czwartej
kadencji Putina dojdzie do scalenia współpracy Moskwa-Berlin
(Bruksela), Moskwa-Pekin oraz Moskwa-Teheran (Ankara) w jedną,
pan-eurazjatycką przestrzeń strategiczną, prawdopodobnie pod
szyldem
chrlowskiego Nowego Jedwabnego Szlaku. Można też spodziewać się
przynajmniej próby ostatecznego zerwania więzi politycznych i
wojskowych łączących Stany Zjednoczone z Europą. Tutaj przykładem
jest sprawa otrucia rodziny Skripalów oraz manewry, jakie
przeprowadziła Flota Bałtycka na wodach, pod którymi przebiega
gazociąg Nord Stream , a w przyszłości przebiegać ma Nord Stream
2. Moskwa
daje krajom zachodnim sygnał: po pierwsze, że może zrobić
wszystko i spotka się to co najwyżej z symboliczną reakcją, a po
drugie, że brak współpracy będzie się spotykał z coraz większą
agresją.
Na
poziomie wewnętrznym, Federacja Rosyjska już jakiś czas temu
obrała kurs na powrót do zaostrzenia jawnego terroru i powrotu do
otwarcie totalitarnych praktyk, będących kliszą polityki
prowadzonej w epoce Stalina i Breżniewa. Wzmacniana jest FSB, czyli
główny pion aparatu bezpieczeństwa, de facto stanowiący (jako
kontynuacja KGB) najwyższą kastę w systemie władzy. Utworzono
nowy rodzaj bezpieki: kilkusettysięczną Federalną Służbę Wojsk
Gwardii Narodowej – zmilitaryzowaną formację, służącą do
pacyfikacji niepokojów wewnętrznych oraz terenów okupowanych, ale
również multiplikującą zadania bezpieczniackie, kontrwywiadowcze
i wywiadowcze FSB i SWR. Jest to zarówno element omawianej „ucieczki
do przodu”, jak i etap długofalowej strategii sowieckiej.
Prezydent Putin dąży do tego, by system, który budował przez
ostatnie dwie dekady przeżył jego samego i uzyskał największą
możliwą trwałość i stabilność.
Tym,
co ma wzmocnić pozornie niewydolny neosowiecki system, mają być
chińskie inwestycje w system władzy panujący w Federacji
Rosyjskiej i w czekistowskie elity – nie tylko inwestycje o
charakterze gospodarczym, finansowym czy surowcowym, ale omówione
wcześniej strategiczna współpraca polityczna, wojskowa, a także
wzajemna współpraca w zakresie bezpieczeństwa, polegająca na
wymianie informacji wywiadowczych (sztandarowym przykładem jest
sprawa
Lee) oraz wymianie
technologii i „know-how” w zakresie inwigilacji i kontroli
społeczeństwa.
Dużo
mówi się ostatnio o rychłym upadku Rosji Sowieckiej albo/i
rozpadzie po szwach narodowościowych. Ale „smuta” będzie stanem
tymczasowym (patrząc z perspektywy długofalowej), po którym
nadejdzie kolejny etap wzrostu siły. Ponadto, ten hipotetyczny i
prognozowany stan będzie wykorzystany paradoksalnie na korzyść
czekistowskich elit, przede wszystkim jako szantaż w celu znoszenia
sankcji, pozyskania nowych źródeł finansowania i transferu
technologii oraz wymuszenia kolejnych „detente” i „resetów”
ze światem Zachodu, który obawiając się destabilizacji Rosji i
strefy sowieckiej, wpompuje w nią finansową i inwestycyjną
kroplówkę; właściwie już teraz tak właśnie uzasadnia się
politykę części zachodniego establishmentu.Jeśli zaś jakimś
„cudem” na świeczniku zostałaby osadzona tzw. opozycja
demokratyczna (na przykład politycy w rodzaju Nawalnego), to
ewentualne reformy będą płytkie i pozorowane, a czekistowskie
Głębokie Państwo będzie i tak na tyle silne, żeby sprawować
pełną kontrolę, choćby miała to być kontrola pośrednia.
Ewentualny rozpad Federacji Rosyjskiej może być manewrem takim
samym, jak rozpad ZSRS: pozornie niepodległe respubliki zachowałyby
więzy z sowiecką centralą (być może Czeczenia Kadyrowa
jest poligonem doświadczalnym takiego rozwiązania).
Podobna
tendencja, czyli powrót do w pełni totalitarnej pragmatyki władzy,
ma też miejsce u sojuszników zza Amuru. Xi Jinping, przy aprobacie
politbiura KPCH oraz Centralnego Komitetu Wojskowego przy KC KPCH,
powraca do praktyk przypominających rządy Mao Zedonga i
zapewnia sobie dożywotne kierowanie kompartią i państwem.
Wzmagają się prześladowania dysydentów politycznych, społecznych
i religijnych – czy to osób i ruchów domagających się poprawy
spraw socjalno-bytowych i reform gospodarczych, czy to wyznawców
tybetańskiego buddyzmu, ujgurskich muzułmanów, czy to – w sposób
szczególnie okrutny – rosnących liczebnie wyznawców kościołów
chrześcijańskich. Wdrażane „seryjnie” są zupełnie nowe,
oparte o korzystanie z big data, systemy kontroli jednostki i całego
społeczeństwa, pozwalające m.in. na prewencyjne rozpoznanie osób
i grup uznanych za „niebłagonadiożnych”.
***
Nie
spełniły się ani prognozy mówiące, że ekipa Donalda Trumpa
obierze kurs izolacjonistyczny w polityce zagranicznej, ani
przewidujące obranie kursu przychylnego Moskwie. I mało
prawdopodobne, że spełnią się one podczas aktualnej kadencji
Trumpa. Wydaje się, że wiodącą rolę w nowej administracji
uzyskali generałowie oraz oficerowie służb specjalnych mający
świadomość tego, iż USA zostały, w szczególności za
prezydentury Baracka Obamy, okrążone, oblężone i niemalże
wyizolowane przez tandem Pekin-Moskwa oraz ich bardziej znaczących
sojuszników, co przyznał pod koniec ubiegłego roku nawet aktualny
sekretarz obrony USA, gen. James Mattis. W aktualnej Strategii
Bezpieczeństwa Narodowego za głównych przeciwników i główne
zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych, ich interesów i sojuszników
uznane zostały właśnie komunistyczne Chiny i Rosja Sowiecka; jako
szczególne zagrożenie potraktowano współpracę pomiędzy tymi
państwami. Obecne amerykańskie elity przyjęły do wiadomości, że
sojusz Pekin-Moskwa to stan naturalny, a nadzieje na jego rozbicie
przez politykę „różniczkowania” to mrzonki.
W
takim układzie żywotnym, strategicznym interesem i celem Ameryki
jest powstrzymywanie wpływów Moskwy i Pekinu tam, gdzie jest to
możliwe i ustanowienie nowego, korzystnego
dla siebie i chcacych tego sojuszników
podziału stref wpływów na świecie. Jeśli trzeba – to przy
użyciu twardej, militarnej
siły. Stąd odbudowa, bądź powrót do rozbudowy potencjału
militarnego USA i ich sojuszników, powrót do inicjatyw takich jak
tarcza antyrakietowa, dostarczenie Ukrainie broni zabijającej,
wspieranie walczących z Państwem Islamskim i reżymem Baszara
Assada Kurdów, podtrzymanie i rozszerzanie sankcji wobec Rosji
Sowieckiej oraz ostre forsowanie sankcji wobec państw wspierających
reżim Kim Jong Una. I wreszcie – atak powietrzny, w efekcie
którego został zniszczony cały batalion sowieckiego PMC „Wagner”.
Ważnym
elementem nowej doktryny strategicznej jest budowanie alternatywnego
wobec sowieckiego systemu dystrybucji gazu ziemnego w Europie. I
naturalnie, wzmacnianie obecności wojskowej w Europie
Środkowo-Wschodniej, praktycznie w obrębie sowieckiej strefy
oddziaływania politycznego, agenturalnego i militarnego, inwestycja
w lokalne elity patriotyczne i antysowieckie i stworzenie w dalszej
perspektywie Sojuszu Międzymorza, wymierzonego przeciw, a
przynajmniej w konkurencji do projektu Pekin-Moskwa-Berlin.
Zupełnie
innym, otwartym tematem jest to, na ile ta inwestycja się powiedzie
i czy aby już nie jest niweczona przy pomocy różnych czynników...
Administracja
Trumpa stara się również
grać na odradzające się lub potencjalne potęgi regionalne
(niektóre
mające możliwość stania się potęgami światowymi).
Ważne miejsce w nowej strategii geopolitycznej USA mają Australia,
Nowa Zelandia, Kanada czy wreszcie Wielka Brytania, również
zagrożona przez komunistyczne mocarstwa (ostatnia sprawa zatrucia
Skripała pokazuje to dobitnie), i której, z drugiej strony, Brexit
umożliwi odbudowę mocarstwowej pozycji. Japonia czuje złowrogi
oddech Rosji Sowieckiej, okupującej Kuryle i Karafuto, a także
rosnącej potęgi komunistycznych Chin i Korei Północnej, stąd nie
tylko zwrot w stronę Ameryki, ale i rehabilitacja tradycji
imperialnych oraz remilitaryzacja i odejście od pacyfistycznych
paradygmatów polityki obronnej i zagranicznej. Indiom nie jest po
drodze przebywanie w klubach państw, w których karty rozdają Rosja
Sowiecka i Chiny (te
ostatnie chcące
uczynić również
Ocean Indyjski własnym
akwenem).
Obecna
polityka Waszyngtonu, zmierzająca do przywrócenia Stanom
Zjednoczonym pozycji wiodącego supermocarstwa światowego spotyka
się ze wzmożeniem działań sabotażowych, prowadzonych
równocześnie przez Federację Rosyjską, ChRL, zachodnich
globalistów, część ponadnarodowych korporacji i
komunistyczno-lewacki internacjonał, dżihadystów i ich zaplecze
organizacyjne w krajach islamskich, część nacjonalistycznych i
„prawicowych” fanów Putina oraz establishment Unii Europejskiej,
czy z elity niemieckie, chcące emancypacji od USA i odrodzenia
Wielkiej Rzeszy przy pomocy Rosji Sowieckiej i Chin. Te nieraz ostro
skonfliktowane ze sobą grupy łączy w istocie jedna megastrategia,
realizowana metodą golicynowskich „nożyc”. Jej priorytet jest
niezmienny w zasadzie od dekad: osłabienie, a wręcz obalenie
amerykańskich „jastrzębi”, destablilizacja wewnętrzna Stanów
Zjednoczonych oraz ich geostrategiczna degradacja, a w długofalowej
perspektywie – nowy porządek światowy z kluczową rolą sojuszu
Pekin-Moskwa, prognozowany przez Anatolija Golicyna, a postulowany
otwarcie już nie tylko przez Putina i Xi, a przez postępowych,
demokratycznych i światłych Europejczyków, takich jak Sigmar
Gabriel.
***
Państwo
Islamskie przestało właściwie istnieć (poza przyczółkami w
południowo-wschodniej Syrii) jako struktura posiadajaca władzę nad
danym terytorium i ludnością, ale nie oznacza to końca ekstremizmu
islamskiego. Trwać on będzie jako idea, wypływająca wprost z
istoty islamu, a wzbogacona zapożyczeniami z europejskich
modernistycznych doktryn i niemałym wsparciem logistycznym
sowieciarzy, zarażająca głowy kolejnych „samotnych wilków” i
„cool jihadis”. Poza tym nie wiadomo, co tak naprawdę stało się
z wierchuszką ISIS po zdobyciu Rakki. Możliwe jest odtworzenie
Kalifatu na jakimś innym, trudno dostępnym terenie, dalej istnieją
organizacje będące franczyzami Państwa Islamskiego, a część
kadr wzmacnia Al-Kaidę. Innym naturalnym terenem „rozśrodkowania”
Kalifatu jest… Europa. Kluczowe kwestie są następujące: po
pierwsze, ilu jego przywódców, i jak wysokiej rangi, ukryło się
pośród milionowych już fal imigrantów zalewających Niemcy,
Francję czy kraje skandynawskie, po drugie – ile jest na terenie
Europy uśpionych komórek terrorystycznych i jakim dysponują
zapleczem sprzętowym i logistycznym na miejscu.
Poza
tym, strategiczną próżnię po Państwie Islamskim będą wypełniać
Iran i Turcja. Pierwszy to niejako „tradycyjny” sojusznik
Federacji Rosyjskiej i Chin. Turcja zaś, w opozycji do USA, NATO i
krajów Europy, zamierza zreaktywować Imperium Ottomańskie,
islamistyczne i nacjonalistyczne, coraz bardziej blatujące się z
Moskwą i Pekinem.
Islamizacja
Europy będzie trwała niezależnie od aktualnej siły
ekstremistycznych organizacji islamskich. Już obecnie, mieszkańcy
krajów Europy Zachodniej powoli przyzwyczajają się do „no-go
zones”, w których Francja, Szwecja czy Niemcy straciły
suwerenność, a które rządzone są albo przez paramilitarne i
paramilicyjne bojówki islamistyczne, albo arabskie, tureckie czy
kurdyjskie gangi. Elity krajów europejskich (zarówno lewicowe, jak
i prawicowe) ulegają konwergencji z coraz głośniejszym,
liczniejszym (nie wiadomo, ilu dokładnie na terenie Europy przebywa
tzw. „uchodźców”, ani też ilu jest faktycznie białych
konwertytów) i agresywniejszym islamem, czego ostatnimi przejawami
była faktyczna segregacja płciowa podczas sylwestrowych imprez w
Niemczech (tzw. „strefy wolne od gwałtu” dla kobiet) czy też
żądania muzułmanów, aby w stołówkach publicznych wydawano
wyłącznie posiłki halal.
***
Scenariusz
opisany w „Uległości” Houllebecq’a jest coraz bliższy
spełnienia. Przy czym należy zauważyć, że realny
demoliberalizm, a właściwie opisany w „Wielkim Arrangement”
konwergencyjny demobolszewizm wyczerpuje swoje dotychczasowe
możliwości i
formułę.
Rosną w siłę ruchy sprzeciwu wobec systemu, zarówno z prawa, jak
i z lewa. Wraz z nacjonalizmem francuskim czy niemieckim (ocierającym
się o neonazizm), do głosu dochodzą regionalizmy i separatyzmy.
Katalończykom nie udało się uzyskać niepodległości od
Hiszpanii, głównie dzięki bardzo stanowczej reakcji Madrytu.
Ale ujawnienie się podobnych ruchów – czy to w Hiszpanii, czy to
w innych krajach europejskich, na przykład w Belgii – jest w
najbliższej przyszłości pewne. Niewielu zwróciło uwagę na to,
co działo się w trakcie wizyty Donalda Trumpa na szczycie G-20 w
Hamburgu, gdzie bolszewickie bojówki Antify nie tylko zdemolowały
infrastrukturę miejską, grożąc przy tym ludziom, ale i w małych
grupach rozgramiały pododdziały policji w sile batalionu. Był to
znak tego, iż należy się spodziewać reaktywacji terroryzmu
komunistycznego, anarchistycznego i lewackiego, podobnego do tego, z
jakim kraje zachodnie miały do czynienia w latach 60., 70., i 80.
ubiegłego wieku. Ponadto dowiedziono, że komórki Antify, czyli
współczesnej wersji Czerwonych Brygad czy RAF, utrzymują kontakty
i współpracują z bardzo egzotycznymi pod względem ideologii
sojusznikami – Państwem Islamskim i Al Kaidą.
Entropia
Zachodu będzie też rodzić sprzeciw przejawiający się nie tylko w
powstawaniu legalnych partii sprzeciwu: niedawno głośno było o
aresztowaniu oficerów Bundeswehry pod zarzutem przygotowywania
zamachu na ośrodki dla imigrantów. W „Uległości”
przedstawiona jest rozmowa Francoise’a z oficerem francuskiego
kontrwywiadu, którego poglądy skrajnie dalekie były od
obowiązującej politycznej poprawności i pochwały „multi-kulti”.
Środowiska wojska, służb i „głębokiego państwa” w krajach
zachodnich będą w miarę kryzysu brać sprawy we własne ręce.
Wszystkie
te czynniki mogą w najbliższych latach doprowadzić do poważnych
kryzysów, łącznie z zamieszkami na masową skalę, wojnami
domowymi czy nawet zbrojnymi konfliktami międzynarodowymi. W
europejskim kotle mieszają i będą mieszać szamani z Kremla i
Łubianki, wspierając każdą ze stron i manipulując kryzysem wedle
strategii nożyc. W dogodnym momencie, to Rosja Sowiecka zaoferuje
się jako „wyzwoliciel” i „katechon”, a komunistyczne Chiny
jako gwarant stabilności ekonomicznej i politycznej, z Nowym
Jedwabnym Szlakiem i nowymi, wspaniałymi metodami kontroli
społeczeństwa i represji.
W
tym kontekście, trwająca już prawie od dekady wojna domowa w Syrii
jest z perspektywy Rosji Sowieckiej, ChRL i USA (ze wskazaniem na
Kreml/Łubiankę) swoistym poligonem, na którym można testować
najróżniejsze rodzaje broni (łącznie z najnowszymi) oraz
praktyczne rozwiązanie różnego rodzaju strategii i operacji. Rosja
Sowiecka wspierająca reżim Assada testuje między innymi
wystrzeliwane z okrętów nawodnych i podwodnych rakiety manewrujące
„Kalibr”, najnowsze systemy obrony przeciwlotniczej S-400, nowe
modele samolotów i śmigłowców bojowych nowych generacji, czy też
drony rozpoznawcze i bojowe. Na jak najbardziej realnym polu walki
testowana jest nowa organizacja sił zbrojnych FR, których trzonem
są teraz wysokomobilne związki operacyjne i taktyczne, a równie
ważną rolę pełnią wojska specjalne (z jednolitym dowództwem)
czy rozpoznawcze. Można również przetestować, jak sprawdzi się
przestarzły sprzęt znajdujący się na wyposażeniu sojuszniczej
Syrii – izraelski F-16 został zestrzelony przez sowiecki system
przeciwlotniczy, który do seryjnego użycia wszedł w latach ‘50.
Sowieciarze mogą wreszcie sprawdzić opcję bezpośredniego, a
jednocześnie (jakkolwiek dziwnie to zabrzmi) pośredniego ataku na
siły USA – zapewne taki był jeden z celów rajdu korporacji
najemniczej „Wagner” na obiekty sojuszniczych sił kurdyjskich,
obsadzone jednocześnie przez amerykańskich specjalsów, po
którym Putin i Szojgu będą poważnie musieli zrewidować taktykę
i działania operacyjne, jeśli nie całą strategię.
Ze
względu na wewnętrzne uwarunkowania narodowościowe, etniczne,
religijne i polityczne, wojna w Syrii jest z perspektywy Rosji
Sowieckiej idealnym sprawdzianem na wypadek podobnych wydarzeń… w
Europie.
***
Przeprowadzając
kolejne próby nuklearne i rakietowe oraz grożąc atakiem nuklearnym
na Koreę Południową, Japonię czy Guam, Kim Jong Un po prostu
oznajmił światu, że oto Korea Północna stała się państwem
nuklearnym, z pełnymi możliwościami użycia broni jądrowej i że
zarówno bezpośrednie otoczenie, czyli Korea Południowa i Japonia
oraz wyspiarskie państwa Pacyfiku Zachodniego zależne od USA, jak
również same Stany Zjednoczone będą musiały się z tym faktem
liczyć. Mając na podorędziu nieobliczalnego (a przynajmniej
uznawanego za takiego) "Człowieka-rakietę", ChRL i Rosja
Sowiecka będą w przyszłości coraz skuteczniej szantażować
świat, a tym samym zwiększać pole manewru zarówno w polityce
lokalnej, jak i globalnej.
Ostatnie
pokojowe zapowiedzi Kima, w związku z olimpiadą w Pyongchang, to
jedynie mydlenie oczu przywódcom Zachodnim. I na dłuższą metę
nie pomogą tutaj nawet ultrakompromisowe deklaracje Trumpa. Jeśli
tylko Kim poczuje słabość USA, jeśli tylko uzna, że dostał
przysłowiowy palec, sięgnie po rękę i powróci do poltyki
szantażu.
Większość
noworocznych podsumowań skupia się na wymienianiu konkretnych
wydarzeń, jednak ważniejsza i więcej mówiąca jest analiza
bardziej ogólnych procesów, trendów i tendencji w polityce. O ile
zupełnie bezsensowne są próby precyzyjnego prognozowania
przyszłych wydarzeń, o tyle szersze procesy polityczne można w
miarę precyzyjnie przewidzieć, rozważając różne alternatywy.
Spróbujmy
zatem dokonać przeglądu najważniejszych procesów politycznych,
rozgrywających się nie tylko w ostatnim roku, a na przestrzeni
ostatnich kilku lat i przewidzieć alternatywy ich przebiegu.
***
Rok
2017 był bardzo niechlubną, setną rocznicą przewrotu
bolszewickiego, którego tragiczne skutki odczuwamy do dzisiaj,
często nie zdając sobie z tego sprawy. Praktycznie we wszystkich
jubileuszowych analizach dominuje traktowanie bolszewizmu jako
zjawiska historycznego, podczas gdy istnieje aż nadto dowodów, że
bolszewizm-komunizm wcale nie upadł wraz z "jesienią ludów"
roku 1989 roku, ani z "rozpadem" Związku Sowieckiego.
Jednymi z niewielu opracowań dotyczących tego problemu,
przynajmniej w polskim dyskursie politologicznym, są książki
autorstwa Dariusza Rohnki: "Fatalna
Fikcja. Nowe oblicze bolszewizmu, stary wzór"
oraz "Wielkie
Arrangement"
(wydane odpowiednio w 2001 i 2007 roku), w których autor (powołując
się m.in. na Anatolija Golicyna, Jeffa Nyquista czy śp.
Christophera Story) analizuje całościowo cztery poziomy procesu
transformacji: jej historyczną genezę, trwanie komunistycznych
struktur władzy w krajach "postkomunistycznych", proces
konwergencji komunizmu (w wydaniu sowieckim) z zachodnim
demoliberalizmem oraz poziom geopolityczny, w którym najważniejszym
elementem jest reaktywacja (a właściwie przebudowa) bloku
komunistycznego, którego centrum stała się oś Pekin-Moskwa.
Można
zaryzykować stwierdzenie, że tzw. "transformacja ustrojowa"
jest jednym z głównych czynników, oddziaływujących na aktualną
sytuację na świecie, jeśli nie najważniejszym. Dopiero obecnie
zaczynamy obserwować i doświadczać pewne długofalowe konsekwencje
tej operacji politycznej. Jeszcze kilka lat temu opracowania, które
wskazywały na fałszywy charakter transformacji można było znaleźć
obok teorii o planecie Nibiru i inwazji Reptilian, dzisiaj nawet
liberalny i lewicujący mainstream przyznaje, że w Federacji
Rosyjskiej jednak faktycznie rządzi kagiebowski reżim, w Chinach -
partia komunistyczna, które mogą zagrozić Zachodowi zarówno swym
potencjałem militarnym, jak i dezinformacyjnym, że obalony niedawno
w pałacowym, bezpieczniacko-wojskowym puczu Robert Mugabe to
rasistowsko-komunistyczny despota, a za rosnącym
w siłę wojującym
islamem stoją nie tylko saudyjscy i
katarscy szejkowie, ale i oficerowie z Łubianki.
***
Najważniejszym
procesem rozgrywającym się na przestrzeni ostatniego czasu w
polityce światowej jest zaostrzanie się zimnej wojny pomiędzy
"blokiem kontynentalnym" pod wodzą Pekinu i Moskwy, czyli
współczesną mutacją bloku komunistycznego, a "blokiem
zachodnim" pod wodzą USA.
Systematycznie
wzmacnia się symbioza pomiędzy komunistycznymi Chinami a Rosją
Sowiecką, obejmuje ona też coraz to nowe obszary aktywności tych
państw. Zwiększa się zakres i poziom dwustronnej współpracy
polityczno-wojskowej: pod koniec ubiegłego roku odbyły się drugie
ćwiczenia sił powietrzno-kosmicznych Federacji Rosyjskiej i ChRL w
zakresie obrony przeciwrakietowej. Wspólnie ćwiczą chińska i
sowiecka bezpieka, a cykliczne manewry "Morskie Współdziałanie"
organizowane są pod nosem NATO, na Bałtyku, przez co Pekin i
Moskwa demonstrują współpracę o światowym zasięgu. Spotkania
polityczno-wojskowych czynników kierowniczych obu stron mają już
charakter cykliczny. Intensyfikuje się też współpraca
gospodarcza, handlowa i surowcowa. Chiński kapitał ma coraz większy
udział w sowieckim przemyśle wydobywczym, zwiększeniu ulega
transfer gazu i ropy z Federacji Rosyjskiej do Chin, a ponadto obydwa
państwa współpracują w zakresie uruchomienia szlaku
transportowego przebiegającego przez Ocean Arktyczny i eksploatacji
surowców spod jego dna.
Oficjalnie
otwarto polityczno-gospodarczą Inicjatywę Pasa i Szlaku (na
której to imprezie głównym gościem Xi Jinpinga był nie kto inny,
tylko Putin),
planowane jest jej połączenie z Eurazjatycką Unią Gospodarczą i
Szanghajską Organizacją Współpracy. Złączenie chińskich,
sowieckich i europejskich/niemieckich polityczno-gospodarczych
inicjatyw integracyjnych (coraz bardziej możliwe, że właśnie pod
szyldem Nowego Jedwabnego Szlaku) ma na celu stworzenie
paneurazjatyckiej przestrzeni strategicznej, łączącej UE/Niemcy,
Federację Rosyjską i komunistyczne Chiny.
W
tandemie Moskwa-Pekin zauważalny jest „podział pracy”, w którym
obie strony wzajemnie się uzupełniają, przy czym jednak rola
kierownicza przypada Chinom, natomiast rola strategicznego „tarana”
i zaplecza - Federacji Rosyjskiej. Moskwa toruje drogę Pekinowi na
terenach uznawanych przez oba państwa za aktualne i potencjalne
strefy wpływów: za sowieckimi wpływami agenturalnymi,
dyplomatycznymi czy też wojskowymi wchodzą chińskie inicjatywy
gospodarcze, których faktyczny cel jest jednak stricte polityczny,
na przykład w Syrii (konkretnie w części opanowanej przez rządy
Assada i wspierające go wojska sowieckie). Gdzie indziej zaś, Chiny
są - jak określił to dr Targalski - „zastępczą Rosją”: jest
tak na terytoriach, na których Moskwa ma ograniczone pole manewru,
nie jest akceptowana, bądź jest za słaba, by je opanować, na
przykład w republikach Azji Środkowej czy na terenie Międzymorza
bałtycko-czarnomorskiego. Dwustronna współpraca wynika z interesów
zarówno Moskwy, jak i Pekinu, stąd jest to tendencja trwała i
niejako naturalna, w przyszłości będzie się ona pogłębiać, a
na obecnym etapie stanowi bardzo poważne zagrożenie
dla USA i wolnego świata.
Daje
się również zauważyć tendencję do oficjalnego podłączenia do
omówionego układu Niemiec. Niemiecki establishment polityczny już
niemal oficjalnie mówi o wypowiedzeniu sojuszu z Ameryką i
oficjalnej współpracy z Moskwą i Pekinem. Tu jednak wiele jeszcze
zależy od wojskowej i ekonomicznej obecności amerykańskiej w
Europie, kryzysu wspólnot europejskich (kiedy i w jaki sposób
rozpadnie się Unia Europejska), sytuacji wewnętrznej
najważniejszych graczy w Europie (kwestia zasadnicza – czy w
Niemczech, we Francji i w Belgii zapanuje prawo szariatu, czy
nacjonaliści, z reguły reprezentujący opcję eurazjatycką) i
warunków, na jakich Niemcy miałyby do tego układu przystąpić.
Tak czy inaczej, kształtowanie się osi Pekin-Moskwa-Berlin jest już
faktem.
***
Sama
Moskwa – jak określił to niedawno dr Jerzy Targalski – ucieka
do przodu przed nadchodzącym kryzysem (zresztą jest
ona jednym
ze stałych wariantów gry Kremla/Łubianki od 1917 roku, a
obecnie można to odnieść do całości bloku Pekin-Moskwa).
Nie może pokonać Stanów Zjednocznonych, ich sojuszników oraz
części własnych potencjalnych ofiar militarnie, zatem ucieka się
do złożonych operacji wywiadowczych, czy wywoływania konfliktów o
niskiej intensywności: konfliktów regionalnych, które jednak
oddziaływują na szersze otoczenie międzynarodowe. Jednymi z
najsilniejszych kart Moskwy są aktywa służące prowadzeniu
operacji cybernetycznych oraz operacji wpływu – prowadzenia
agentury politycznej oraz pożytecznych idiotów czy wreszcie
operacji terrorystycznych i paraterrorystycznych.
Wydaje
się, że wraz z włączeniem się w wojnę domową w Syrii, Rosja
Sowiecka na długi czas zabezpieczyła sobie dostęp z jednej strony
do dużej
i znaczącej części
Bliskiego Wschodu, a z drugiej do Morza Śródziemnego i Morza
Czerwonego. Dzięki temu będzie mogła wzmacniać i rozszerzać
swoje wpływy poprzez rozgrywanie lokalnymi konfliktami. Neosowiecka
machina dezinformacyjna już przyznała Moskwie pierwszeństwo w
pokonaniu ISIS i walce z islamskim ekstremizmem, obecnie trwa
rozgrywka walką Kurdów o niepodległość, a w zanadrzu chociażby
sięgający początku islamu konflikt sunnicko-szyicki czy
rywalizacja
o hegemonię w świecie islamu sunnickiego, głównie
pomiędzy Arabią Saudyjską a Turcją. Moskwa rozgrywa też Izrael,
m.in. przy pomocy zagrożenia ze strony Iranu, Syrii, Hamasu i
Hezbollahu. Również obecna wojna informacyjna prowadzona przeciw
Polsce przez część żydowskiego establishmentu ma widoczną
sowiecką inspirację i wsparcie.
W
Europie Zachodniej i Środkowo-Wschodniej Moskwa wdrożyła i będzie
posługiwać się strategią nożyczek, rozgrywając z jednej strony
tradycyjnie prosowieckim demoliberalnym mainstreamem stawiając się
jako obrońca status quo, z drugiej zaś najnowszą generacją
swojej agentury wpływu – skrajnie prawicowymi, nacjonalistycznymi
i skrajnie lewicowymi (w mniejszym stopniu) ruchami opozycyjnymi,
stawiając się na pozycji potężnego sojusznika w walce ze „zgniłym
Zachodem”, i demoliberalnym systemem. Do tego dochodzi już
właściwie jawne i widoczne rozgrywanie i zarządzanie kryzysem
imigracyjnym, islamskim terroryzmem i „miękką” islamizacją.
Rosja
Sowiecka może z czasem zdecydować się – zwłaszcza w Europie
Środkowej – na coś, co określiłem kiedyś jako „polityczny
outsourcing”: jako że starzy bolszewicy, stara agentura i stare
metody kontroli zużywają się, ich miejsce zajmą siły
niepodległościowe, prawicowe i narodowe, które – czasem nawet
zupełnie nieświadomie – będą realizować, albo chociażby
wpisywać się w międzynarodową strategię i taktykę Moskwy.
Rosja
Sowiecka stara się też zminimalizować skutki „naturalnego”
obniżenia cen ropy naftowej i gazu ziemnego, połączonego z
sankcjami i atakiem ekonomicznym ze strony USA i Saudów poprzez
uzyskiwanie i wywieranie wpływu na państwa OPEC. Kluczowe jest to,
na ile wywieranie wpływu będzie skuteczne, o ile OPEC obniży
wydobycie ropy i na ile całą operację zaognia kampania
dezinformacyjna, mająca za cel sianie paniki i prognozowanie
podwyższenia cen ropy.