W zasadzie powinniśmy mówić
o kilku wariantach tego samego scenariusza rozgrywających się właśnie wydarzeń
w Rosji Sowieckiej: w dającej się przewidzieć perspektywie (20 – 30 lat) nie
dojdzie tam raczej do żadnych realnych zmian politycznych. Paradoksalnie, im
więcej się rzeczy się zmieni, tym więcej rzeczy pozostanie bez zmian. Niestety,
najmniej prawdopodobnym, jeśli w ogóle jakkolwiek możliwym scenariuszem, są
realne zmiany, czyli obalenie sowieckiej władzy. I to z kilku powodów.
Po pierwsze, mamy do czynienia
z systemem władzy, którego pierwszorzędnym celem jest władza – jej utrzymanie,
ekspansja i kontynuacja, który dopuszcza w tym celu wszelkie dostępne i
skuteczne środki – od dezinformacji czy dopuszczania pewnego marginesu swobód,
po rozwiązania siłowe: jak skonstatował kiedyś (zgodnie z faktami, a nie
intelektualistycznymi mrzonkami) Carl Schmitt, suwerenem jest ten, kto ustala
zasady gry i jest w mocy je realizować, także środkami ostatecznymi. Nie bez
znaczenia jest tutaj długoterminowość neosowieckiej strategii działań
politycznych.
Po drugie – na przestrzeni
ponad dziewięćdziesięciu minionych lat (czasy carskie to już temat na zupełnie
inną dyskusję) sowieciarzom udało się wyhodować w Rosji „nowego człowieka”: ludzi
sowieckich, którzy w swojej masie funkcjonują zgodnie z interesami sowieckich
elit i którzy nie są w stanie wytworzyć antysowieckiej kontrelity. Wobec tego
obojętne jest, czy na demonstrację wyjdzie dziesięć, czy sto tysięcy ludzi (a w
skali całej Rosji może circa miliona), skoro pozostali są albo całkowicie bierni
(i odurzeni czymkolwiek, co zawiera alkohol), albo (nieważne, czy dobrowolnie
czy z „uświadomionej konieczności”) akceptują kagiebowską dyktaturę, nie mówiąc
już o członkach kilku-kilkunastomilionowej kasty czekistów.
Jakkolwiek trudno nie czuć
sympatii do Rosjan – ofiar sowieciarzy, demonstrujących bunt przeciw nędzy
egzystencji, czy też twierdzić, że wszyscy demonstranci z Moskwy, Petersburga i
innych rosyjskich miast są agentami KGB-FSB, tak należy analizować
rzeczywistość w oparciu o wyżej wymienione, realne i twarde mechanizmy
polityki, ze szczególnym uwzględnieniem neosowieckich realiów. Wreszcie,
przekonanie o „pokojowej rewolucji” czy „walce bez przemocy” z neobolszewickim
totalitaryzmem, jest z gruntu utopijnym politycznym zabobonem. Tak samo jak
wiara – skądinąd powszechna – w to, że dokona on cudownej „transformacji” w
demokrację wedle jakiegoś wzorcowego
modelu. Zwłaszcza, gdy opozycja jest słaba, podzielona i nie ma instrumentów
zapewniających możliwość zdobycia i utrzymania władzy; gdy z jednej strony
składa się z naiwnych demoliberałów, którzy dążą do naprawy tych elementów
systemu władzy, które uznają za „błędy i wypaczenia” i ustalenia wygodnego dla
siebie „modus vivendi” z sowieciarzami (podejście to podziela większość
zwolenników opozycji), a z drugiej – z nacjonalistycznego, komunistycznego i
lewackiego betonu, który może z łatwością posłużyć choćby jako uzasadnienie dla
rozwiązania siłowego; „walka z ekstremizmem” to zresztą jedna z ważniejszych
narracji propagandowych czekistów. Przykładanie zachodnich pojęć politycznych
do analizowania systemu totalitarnego o zupełnie innej racjonalności i
„modalności” niż tzw. państwa normalne jest zupełnie pozbawione sensu.
Scenariusz
1 – kontynuacja „demokratycznej dezinformacji”
Bardzo prawdopodobnym
scenariuszem rozwoju sytuacji jest zatem kontynuacja dotychczasowej polityki
„demokratycznej” dezinformacji, której stare bolszewickie hasło „walki i porozumienia” nie jest wcale
propagandowym sloganem, ale opisem taktyki działania. Z jednej strony bowiem obserwujemy
zapowiedzi i przyznawanie (ograniczonych) koncesji wobec opozycji: przywrócenie
bezpośrednich wyborów na gubernatorów podmiotów federalnych, poluzowanie zasad
rejestracji partii politycznych, zapowiedzi uwolnienia części więźniów (w tym –
politycznych). Obserwujemy też towarzyszącą temu „liberalną”, „demokratyczną” i
„zachodnią” narrację czekistów: Putin deklaruje poparcie dla reform
politycznych, ekonomicznych i socjalnych, jednocześnie ostrzegając (głównie
opozycję i jej zwolenników) przed destabilizowaniem państwa. Znamienne w tym
kontekście są też wypowiedzi Putina (pułkownika KGB) i wcześniejsza, Siergieja
Iwanowa (generała KGB), twierdzących odpowiednio, że uliczne protesty to… „gorące dyskusje typowe dla nowoczesnej
demokracji” oraz, że „protesty to
dowód na istnienie demokracji w Rosji”.
Władza dokonuje wewnętrznych
przetasowań: konsolidacji, a jednocześnie swoistej „decentralizacji”. Mówi się
o stworzeniu dwóch „równoległych” rządów: pierwszym jest bezpośrednie otoczenie
Putina złożone z kagiebowskiego betonu, drugim zaś – faktycznie podporządkowany
pierwszemu – rząd „nowego” premiera Miedwiediewa złożony z „cywilików” i
„liberałów”, wcześniej namaszczonych przez czekistów. „Pierwszy”, czekistowski „rząd”
ma pełnić funkcję faktycznego ośrodka dyspozycji politycznych, natomiast
konstytucyjny organ Miedwiediewa ma je wdrażać; wydaje się, że w razie kryzysu,
w razie zaostrzenia sytuacji to właśnie rząd Miedwiediewa może wziąć na siebie
jego ciężar, z kolei Putin i kagiebiści mogą odegrać rolę „rozjemców” czy
„dobrego cara golącego brody bojarom”. Obecnie władza przechodzi do wdrożenia
procesu kooptacji części opozycji do zewnętrznych kręgów władzy: ikona
antykremlowskich demonstracji z przełomu 2011 i 2012 roku, bloger Aleksiej
Nawalny został wybrany do rady nadzorczej Aerofłotu, głosami czekistowskiego
oligarchy Aleksandra Liebiediewa, a „oficjalnie” – głosami akcjonariuszy
mniejszościowych. Jednocześnie, w ramach dążenia
do pełnego „zabezpieczenia terenu” (i tworzenia możliwości dalszych działań), z
inicjatywy bezpieki powstała partia o jakże swojskiej nazwie: Platforma
Obywatelska, pod przywództwem komsomolca Michaiła Prochorowa. To inicjatywa
mająca skanalizować demoliberalną część aktywnego od ponad pół roku
sowieckiego/rosyjskiego „ruchu oburzonych”.
Równolegle wobec opozycji
stosuje się „klasyczne” i naturalne dla neosowieckiego systemu, policyjne i
bezpieczniackie represje. Przejawem jest nie tylko rozgonienie przez bezpiekę i
milicję „marszu milionów” czy o zamianę Moskwy w twierdzę podczas inauguracji
„nowego” prezydenta, ale też o wprowadzenie drakońskich kar pieniężnych,
administracyjnych i socjalnych za udział w demonstracjach, błyskawiczne
uchwalenie ustawy uznającej finansowane z zagranicy NGO za „zagranicznych
agentów”, a także kolejne zagranie kartą „ekstremizmu nacjonalistycznego” czy
też islamskiego jako jednych z legitymacji sprawowania totalitarnej władzy. W
równie błyskawicznym trybie uchwalono kolejną ustawę, która pod przykrywką
„ochrony dzieci przed niebezpiecznymi treściami” służy faktycznie kontrolowaniu
Internetu. Trwa także (już od 2005 roku) wdrażanie systemu totalnej inwigilacji
obywateli (właściwie – sowieckich niewolników), w który wprzęgane są najnowsze
technologie: system informatyczny EITKS („Jednolity System
Telekomunikacyjno-Informatyczny”) ma dawać bezpiece szybki dostęp do danych
każdego rodzaju o każdej jednostce, w tym: nagrań A/V, zdjęć, linii
papilarnych, próbek tekstu pisanego, informacji nt. stanu zdrowia, karalności,
a docelowo – nagrań głosowych (oraz identyfikacji na ich podstawie). Pod
kontrolą FSB znajduje się każda praktycznie firma zajmująca się dostarczaniem
usług teleinformatycznych.
Cel sowieciarzy jest jasny –
zmienić wszystko tak, by nie zmienić niczego; zewnętrzna i wewnętrzna
dezinformacja (omówione w poprzednich częściach cyklu) jest ściśle połączona z
poszerzeniem bazy społeczno-politycznej systemu władzy oraz z neutralizacją
elementów, które w czekistowskiej optyce mogłyby zagrozić władzy czy choćby
doprowadzić do destabilizacji. „Demokratyczna” dezinformacja to zasłona dymna
dla coraz bardziej intensywnej totalizacji wewnętrznej i coraz bardziej
agresywnej polityki zewnętrznej neosowieckiego reżymu.
Na poziomie międzynarodowym,
w ramach polityki opisanej w poprzedniej części cyklu, „demokratyczna Rosja”
pod wodzą „demokraty Putina” z KGB-FSB prowadzi kampanie, w których przedstawia
się jako „obrońca pokoju” w zapalnych punktach świata i „obrońca wolności”,
zagrożonych nie przez kogo innego, tylko imperialistyczne USA, neonazistowski
Izrael czy też krwiopijczych Saudów. Pierwszym przykładem jest kampania
syryjska – można tu zaobserwować ewolucję taktyki Moskwy od jawnego i
bezczelnego, werbalnego i militarnego wspierania damasceńskiego satrapy, po
przyjęcie możliwości jego obalenia i utworzenia „rządu przejściowego” (byleby
sowieci zachowali wpływy – jakże zatem „magdalenkowego” i „okrągłostołowego”!).
Od agresywnej dynamizacji Moskwy i Pekinu przeciw Zachodowi na polu dyplomacji,
po proponowanie wspólnego z Zachodem zakończenia rzezi.
Przykładem drugim jest farsa
pod tytułem „Światowy Szczyt Mediów”, gdzie szefem szczytu jest prezes
chrlowskiej agencji Xinhua, a Siergiej Naryszkin – pułkownik KGB pełniący
obowiązki szefa Dumy – mówi o „bezpieczeństwie informacyjnym obywateli” czy o
„przestrzeni informacyjnej”, pokrywającej się z terytoriami państw oraz – co w
tym wszystkim najważniejsze – globalną regulację przestrzeni medialnej. Być
może w tym kontekście należy widzieć niedawną aktywność „oddolnych” grup
hakerskich i pirackich, na czele z Anonymous i Wikileaks: z jednej strony
lewactwo (orkiestrowane z Moskwy) ma robić za „obrońców wolności słowa przed
zakusami reakcji i imperialistów” (wprzęgając autentycznych wolnościowców), z
drugiej – ma skłonić państwa i organizacje międzynarodowe do przyjęcia cenzury
i kontroli mediów (w tym Internetu) proponowanej przez Rosję Sowiecką i Chiny
(i wdrażanej wewnątrz).
Nawiasem, obalenie Putina w
wyniku któregokolwiek z omawianych tu scenariuszy i przy wykorzystaniu opozycji
jest możliwe, ale (przynajmniej w perspektywie przynajmniej zaczętej już
kadencji) bardzo mało prawdopodobne. Zresztą to, czy Putin pójdzie „w otstawku”, czy też będzie sprawował
urząd do 2024 roku, jak zapowiedział w zeszłym roku, jest sprawą drugorzędną.
Przede wszystkim ze względu na stałość sowieckich, czekistowskich struktur
władzy, a co za tym idzie – stałość kierunków polityki. Niestety, w odniesieniu
do „post” sowieckiej Rosji prawdziwy jest aforyzm Leonida Szebarszyna, dawnego
szefa PGU: „KGB nigdy nie umrze w Rosji.
Tylko jego imiona są śmiertelne”. Putin to po prostu kolejny gensek, stąd
paradoksalnie jego usunięcie (w taki czy inny sposób) wzmacniałoby jedynie
demokratyczną dezinformację. Wiele jednak wskazuje na to, że Putin może
powtórzyć wyczyn Józefa Wissarionowicza (pod względem długości sprawowania
władzy). Przede wszystkim, czekistowskie „politbiuro” nie ma żadnej
alternatywy, a Putin to jedyny – a w każdym razie najbardziej sprawdzony
człowiek – który może realizować politykę (wewnętrzną i zewnętrzną) Kremla oraz
firmować ją na poziomie propagandowym i dezinformacyjnym. Nie zmienia się konia
w trakcie przeprawy – kontrolowana zmiana genseka w warunkach kryzysu może
wymknąć się spod kontroli i zagrozić jej pomysłodawcom (względnie, ewentualnym
puczystom).
Scenariusz
2 – rozwiązanie siłowe
W systemie sowieckim i
neosowieckim, po odwilży zawsze następuje zaostrzenie reżymu, stąd też możliwe
jest rozwiązanie siłowe – masowe użycie bezpieki i armii, represje, zabójstwa
polityczne i sprokurowane zamachy. Możliwe też jest nastąpienie scenariusza 1 i
2 albo kolejno po sobie czy też naprzemiennie, albo wręcz jednocześnie; skoro
za pierwszych Sowietów udawało się kamuflowanie ich totalitarnego charakteru,
tak udaje się teraz. Ostatnia odwilż potrzebna była po to głównie, by
zdezinformować Zachód, ale miała też swój wymiar wewnętrzny. Pozwoliła
czekistowskiej władzy: po pierwsze na swoiste „rozpoznanie bojem” czy opozycja
stanowi dla niej zagrożenie, po drugie – na sformułowanie i wdrożenie
adekwatnej w jej optyce strategii i taktyki działania.
Jedną ze zmian, która może
być przejawem przygotowania władzy między innymi na rozwiązanie siłowe, jest wspominane
już w cyklu „okopanie się” kagiebowskich generałów w formalnie najwyższych
instytucjach politycznych.
W artykule „Siłowy
scenariusz Putina, Antoni Rybczyński opisuje – eksponowany kanałami
nieoficjalnymi – zamiar, który jednoznacznie wskazuje na prawdopodobieństwo
rozwiązania siłowego, a w każdym razie na przygotowanie do takiej opcji przez
władzę: utworzenia kolejnej formacji bezpieki - „Gwardii Narodowej”: Miałaby się składać w większości z
paramilitarnych sił bezpieczeństwa: pododdziałów Ministerstwa ds. Sytuacji
Nadzwyczajnych i Wojsk Wewnętrznych MSW. Wojska Wewnętrzne liczą aż 182 tys.
żołnierzy i w ostatnich latach były finansowo faworyzowane przez Putina. Wojsk
Lądowych regularnej armii jest jednak prawie 1,5 raza więcej, a przecież w
czasach pokoju żadnych funkcji bojowych one nie wypełniają. Stąd pomysł, żeby w
skład GN weszła też część sił i środków wojsk powietrzno-desantowych.
Powstałyby lekkie spadochroniarskie pododdziały wyposażone w transportery
bojowe, górskie brygady strzelców zmotoryzowanych oraz oddziały specnazu GRU.
Co więcej, do Gwardii miałaby też być wcielona policja wojskowa (ok. 20 tys.
ludzi). W sumie Gwardia Narodowa miałaby liczyć 350–400 tys. etatowych
żołnierzy. Przede wszystkim (nawet do 80 proc. składu osobowego) – żołnierze
kontraktowi. Gwardia Narodowa miałaby podlegać bezpośrednio prezydentowi […], a
jej zadanie sformułowano podobno bardzo ogólnie: zapewnienie bezpieczeństwa
kraju i obrona konstytucyjnego porządku. Ponadto, na przełomie lat
2011/12, czyli w momencie najwyższej dynamiki protestów, władza zwiększyła
pensje w bezpiece i wojsku pięciokrotnie, by zapewnić sobie lojalność aparatu
terroru. Obserwując sytuację w Rosji Sowieckiej, można wnioskować, że władza
gotowa jest praktycznie na każdy scenariusz, w tym także na dynamizację
opozycji, masowe zamieszki i powtórkę rewolucji, jakie miały i mają miejsce w części Maghrebu i
Syrii, a przygotowania trwają już co najmniej od połowy roku 2011. Już w czasie
grudniowych, zeszłorocznych protestów na ulicach Moskwy, w odwodzie stały
wojska MWD, których dowódcy liniowi wiedzieli co robić, gdyby protesty wymknęły
się spod kontroli…
Pomysłem całkowicie
pomijanym przez analityków jest planowane rozśrodkowanie sowieckich ośrodków
administracji państwowej i siedzib instytucji politycznych. Do 2014 – 15 roku z
centrum Moskwy na Podmoskowie mają być przeniesione: administracja kremlowska,
obie izby „parlamentu”, ministerstwa, sądy i inne federalne instytucje
sowieckie. Poza tym, niektórzy członkowie sowieckiego establishmentu postulują…
przeniesienie stolicy (albo części administracji) Federacji Rosyjskiej
całkowicie poza Moskwę – na Syberię albo
do Władywostoku. Zarówno zakres planów utworzenia Gwardii Narodowej, jej
liczebności i wyposażenia, jak i pomysły rozśrodkowania władz centralnych
wskazują na dwie rzeczy. Po pierwsze, podczas rewolucji, rebelii i wojen
domowych przyszłości najpewniej obróci się układ walczących sił: stolice i
główne miasta mogą zostać opanowane
przez rebeliantów, natomiast bastionem władzy będą peryferie i interior. Rosja
Sowiecka to – ze względów geograficznych przede wszystkim – idealne miejsce na
realizację takiego scenariusza. Po drugie – wyżej wymienione są przygotowaniem
nie tylko na ewentualność dynamizacji protestów w stronę rewolucji (czy wręcz
wojny domowej), ale także (a może przede wszystkim?) przygotowaniami wojennymi
na wypadek zmasowanego kontrataku z zewnątrz.
Tłem dla rozwiązania
siłowego może być uderzenie kolejnego światowego kryzysu i skutki obniżki cen surowców
energetycznych (na skutek „rewolucji łupkowej”). Zdaniem Igora Mielczuka,
antykomunistycznego dysydenta od 1977 r. przebywającego w Kanadzie: jeśli ceny energii dramatycznie spadną, sytuacja wewnętrzna stanie się niebezpieczna. Wątpię jednak, że gniew społeczny
będzie wówczas skierowany przeciwko władzom i klasie politycznej. Rosjanie nie są Europejczykami: będą
nienawidzić Amerykanów i Europejczyków tak jak zawsze. Obawiam się, że rządzący gang uwolni wówczas kolejną falę
„Wielkiego Terroru” przeciwko intelektualistom, Żydom i ludziom Zachodu […].
Mam jedynie nadzieję, że ta krwawa łaźnia pozostanie w granicach Rosji i nie
rozleje się na zewnątrz [...]. W
najgorszym scenariuszu, Rosjanie (i Rosja) pójdą na współpracę z radykalnym
islamem: jest to dokładnie ta ideologia, której potrzebuje przeciętny Rosjanin
(nawet, jeśli o tym nie wie). Jakkolwiek udział sowieciarzy w stworzeniu
islamskiego radykalizmu jest faktem, tak – w przypadku globalnego kryzysu,
wariantu siłowego i kolejnej fali „Wielkiego Terroru” – Rosja Sowiecka
skonsoliduje się jeszcze bardziej nie tylko z pro moskiewskim fanatyzmem
islamskim, ale także, a w zasadzie przede wszystkim, z komunistycznymi Chinami,
być może rezygnując całkowicie z dezinformacji o „konflikcie i rozłamie”.
Scenariusz
3 – transformacja ustrojowa
W zasadzie byłby to wariant wewnętrzny któregoś z
powyższych scenariuszy bądź obu z nich. Jest on bardzo mało prawdopodobny, nie
jest jednak niemożliwy. Można sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której – bądź
to na skutek „radykalnej, rewolucyjnej transformacji” bądź „pokojowej
rewolucji” zostaną wprowadzone mechanizmy formalnej demokracji, przy których
uczciwe, obserwowalne i przejrzyste wybory prezydenckie wygrywa, większością
pięćdziesięciu paru procent głosów… tow. płk. Władimir Putin. Albo ktoś przez
Putina namaszczony (np. Prochorow), albo tacy demokraci jak tow. dr Giennadij
Ziuganow czy Władimir Żyrinowski. Można sobie wyobrazić na sytuację, gdy w
Dumie „Jedinaja Rossija” otrzymuje 47% mandatów, a pozostałe miejsca zajmuje
KPRF, LDPR i… partia jednocząca tzw. „pozasystemową opozycję”, od dawnych
oficjeli kremlowskich, po Kasparowa czy Nawalnego, służąc za swego rodzaju
wentyl bezpieczeństwa. Przy obecnym układzie sił w Federacji Rosyjskiej, scenariusze
tzw. „radykalnej transformacji” w stronę reżymu oficjalnie demokratyczno-liberalnego,
oznacza transformację ustrojową, czyli transformację de facto w ramach ustroju,
która polegałaby na tym, że neosowieckie elity zamieniają (pod wpływem głównie
dynamiki wydarzeń) władzę bezpośrednią na władzę pośrednią.
Źródła:
1. Symposium:
Russians vs. Vladimir Putin?, http://frontpagemag.com/2012/02/24/symposium-putin-forever-1/
2. „Putin
deklaruje poparcie dla reform”, „Rzeczpospolita”, 26.VI.2012: http://www.rp.pl/artykul/29,895918-Putin-deklaruje-poparcie-dla-reform.html
3. / -
/ b.d., „Rosyjscy urzędnicy opuszczą centrum Moskwy”: http://www.rp.pl/artykul/29,859212-Rosyjscy-urzednicy-opuszcza-centrum-Moskwy.html
4. Piotr
Kościński, „Rosyjski rząd walczy z ekstremizmem czy z opozycją?”,
„Rzeczpospolita”, 25.VI.2012: http://www.rp.pl/artykul/29,898165-Rosyjski-rzad-walczy-z-ekstremizmem-czy-z-opozycja-.html
5. „W
Rosji powstała Platforma Obywatelska!”: http://niezalezna.pl/29427-w-rosji-powstala-platforma-obywatelska
6.
Andrzej Łomanowski, „Festiwal hipokryzji w
Moskwie”: http://niezalezna.pl/30754-festiwal-hipokryzji-w%C2%A0moskwie
7.
Lev Navrozov, „A warning to the West”: http://www.newsmax.com/navrozov/Vladimir-Putin-Russia-president/2012/06/29/id/444031
8.
Antoni Rybczyński, „Carobójcy ostrzą noże”, „Nowe
Państwo”, nr 2(72)/2012: http://www.panstwo.net/2210-carobojcy-ostrza-noze
9.
/ - / „Siłowy scenariusz Putina”: http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/408117,rosja-silowy-scenariusz-putina
10. / -
/ „Putina pomysł na Syrię”, „Gazeta Polska” nr 26/27.VI.2012: http://www.gazetapolska.pl/19995-putina-pomysl-na-syrie
11. Aleksander
Ścios, „Oko wielkiego brata”: http://bezdekretu.blogspot.com/2012/07/oko-wielkiego-brata.html
12. Ciemność
ze Wschodu. Wywiad z dr Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim, „Magazyn
Obywatel”: http://nowyobywatel.pl/2012/03/19/ciemnosc-ze-wschodu/
Drogi Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńNaprawdę znakomity tekst. Podobnie jak dwa poprzednie z cyklu.
Rozumiem, że specjalnej nadziei na jakiekolwiek rzeczywiste zmiany, Szanowny Autor nie widzi?
Będzie tak jak jest i jak (być) musi?
Bardzo zaciekawiły mnie projektowane przenosiny władzy centralnej na Wschód. Logistycznie pewnie uzasadnione. Ale jakże to: cara nie będzie na Kremlu? Bo Kremla chyba nie przeniosą?
I jeszcze: czy planujesz publikację artykułu poza siecią. W papierze:)
A może już to zrobiłeś?
Pozdrawiam serdecznie
=
Dziękuję, Droga Urszulo,
OdpowiedzUsuńŻadnych szans na REALNĄ zmianę - a obserwuję sytuację na bieżąco - nie widzę. Realna zmiana musiałaby być spełnieniem tego, co onegdaj postulował Mackiewicz: Dołoj sowietskaja włast'!
Nic nie jest takie, jakie być musi, nawet na Rusi. Ale póki co, nie jest mi wiadome, by jakaś Azjatycka Dywizja Konna im. barona von Ungern-Sternberga przypuściła szarżę na Kreml ani Łubiankę. Nic mi też nie wiadomo, by jakiś Trzeci Czyngis Chan (Drugim był Baron Ungern) nie zbudował - w miejsce zburzonej Łubianki - wielkiej piramidy z wypreparowanych czaszek kagiebistów...
Z rozśrodkowaniem władzy - wszystko zależy od dynamiki wydarzeń, także (a właściwie przede wszystkim) światowych.
A co do publikacji papierowych - gdzież mi tam do ętelektu "naszych", prawicowych celebrytów! Ale niewykluczone, choć mało prawdopodobne, że trzeba będzie powrócić do analogowych nośników informacji, trwalszych (i to o wiele) od cyfrowych.
Pozdrawiam również!
Drogi Panie Jaszczurze!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie Pan zachwycił tezą o "dającej się przewidzieć perspektywie (20 – 30 lat)". Nie wiem, czy Panu zazdrościć. Czy udało się Panu znaleźć analityka z roku 1912, który przewidział wydarzenia w roku 1942? Albo w roku 1923, gdy niewielu słyszało o Hitlerze i Stalinie, czy nazwałby Pan rozwój wypadków do roku 1953 przewidywalnym z tego punktu?
Przewidywanie jest bardzo niepewną operacją myślową, nawet na krótszą perspektywę, ale przewidywanie na 30 lat, co komu i kiedy strzeli do głowy, jest (jak to mówią Anglicy) "mug's game"...
O. Innocenty prognostykę uznał wręcz za jeden z zabobonów politycznych. Zgodzę się z tym stwierdzeniem, jeśli za tym, co rości sobie prawo do prognozy politologicznej idą jakieś para-religijne, (post)oświeceniowe bzdety. Także wówczas, gdy prognoza nie ma alternatywnych scenariuszy.
OdpowiedzUsuńOgraniczyłem się jednak (logicznie popadając w pewien redukcjonizm) do realiów sowieckich. Bo o ile Amerykanom, ale i np. tureckim generałom może strzelić coś do głowy, o tyle nie sądzę, by spotkało to - z pozytywnym skutkiem - opozycjonistów w neo-sowietach.
Pisze Pan o przededniu wojny, która zniszczyła ostatecznie "stary świat", która utorowała zwycięstwo bolszewikom, ale która też dała Polsce niepodległość, i wreszcie, której przesłanki były wówczas zauważane. Przez niewielu co prawda, ale jednak...
Panie Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńPiłsudski przewidział przebieg Wielkiej Wojny, ale nie jej konsekwencje, czego najlepiej dowodzi jego zasadnicze niezrozumienie bolszewizmu. Jednak nawet zdolny do hiperboli Marszałek, nie był chyba gotów uznać perspektywy 20-30 lat za przewidywalną.
...a znowuż Studnicki słusznie niestety przewidział komunistyczne zniewolenie Polski w perspektywie dekady od ukazania się Jego prognozy.
OdpowiedzUsuńZ kolei ostatnie trzy dekady trafnie, a co więcej z b. dużą precyzją, przewidział Anatolij Golicyn.
Zdziechowski też przewidział bolszewickie zniewolenie, ale przyzna Pan, to nie było trudne do przewidzenia.
OdpowiedzUsuńGolicyn jest raczej wyjątkiem, ale też jego przewidywania, oparte były na znajomości ich planów i przekonaniu, że nie zmienią ich, bo i tak nikt go nie słucha.
I tu dochodzimy do punktu wyjścia: czy w ogóle nieuprawnione są przewidywania (na podstawie bieżących tendencji w polityce), że bolszewizm, przynajmniej na terenie centrali (central, włączając ChRL) będzie trwał w perspektywie dekad? Biorąc pod uwagę także to, że druga strona została przezeń relatywnie skutecznie przekonana, że "już nie istnieje", co summa summarum wzięło się z niezrozumienia jego istoty.
OdpowiedzUsuńStwierdziwszy powyższe, zgadzam się z Panem, że nie wiadomo co komu i kiedy strzeli do głowy. Ale prędzej będą to analitycy jakiegoś ewentualnego przyszłego odpowiednika "B-Team" czy generałowie z Pentagonu, aniżeli sowieccy/rosyjscy/chińscy dysydenci.
Panie Michale - jeszcze a propos prognoz, właśnie znalazłem ciekawy tekst, aczkolwiek w miejsce "Rosji" radzę wstawić "Sowiety", albo Panadariuszową "Rosję Sowiecką":
OdpowiedzUsuńhttp://kazwoy.wordpress.com/2012/07/14/przyszlosc-rosji-rozbiezne-scenariusze-2020-50/
Scenariusze V-VIII moim zdaniem są mało prawdopodobne, choć nie niemożliwe. Podobne jest słychać praktycznie od momentu sfingowanego "upadku ZSRS". I co? I nic!
Panie Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńNigdzie nie twierdziłem, że "w ogóle nieuprawnione są przewidywania", tylko że perspektywa 30 lat nie wygląda mi na "dającą się przewidzieć".
A scenariusze? Mój Boże, gdzie znalazł Pan scenariusz, że Nadal zostanie pokonany przez Rosoła w pięciu setach? Takiego scenariusza nie ma, nigdy nie było i być nie mogło. To jest "czarny łabędź", "unknown unknown", nieprzewidywalne, niemożliwe, ale się staje. A to co przewidywalne jest często niewarte zachodu i niewarte prognozy.
Ale niech mnie Pan nie rozumie w ten sposób, że uważam wszelkie przewidywania za nieuprawnione. Jest wręcz przeciwnie, wydają mi się koniecznością i im bardziej podchodzimy do nich z pokorą, tym lepiej.
Panie Michale,
OdpowiedzUsuńZgadzam się, poza jednym szczegółem. Ale podobno właśnie w nich tkwi diabeł.
Pańskie porównanie prognostyki politolgicznej (mniej czy bardziej domorosłej, mniejsza z tym) do tenisa wydaje mi się trochę naciągane.
Jeślibym ja miał porównać procesy polityczne do jakiejś dyscypliny sportu, to wybrałbym raczej sporty walki, na przykład boks albo piłkę nożną. Tam jednak - obserwując stosunek sił - można z dużą dozą sprawdzalności - wytypować zwycięzcę.
I jednocześnie z pokorą do własnych premonicji podchodzić. Bo np. obserwując pojedynek Kliczki z Adamkiem, byłem przekonany, że Adamek zostanie znokautowany gdzieś w 6. rundzie. Przed starciem tegoż samego Kliczki z Derrickiem Chisora myślałem, że Witalij nie będzie miał żadnych, słownie żadnych problemów z czarnym Rodezyjczykiem (nb. wypędzonym z ojcowizny przez tow. Mugabe). Patrząc na walkę, dopuszczałem możliwość, że Chisora Kliczkę spunktuje.
Byłem przekonany, że w finale ostatnich ME w piłce nożnej, Hiszpania zetrze się z Niemcami, którzy (oprócz Ozila i Khediry) wykazali się kompletnym brakiem taktyki w meczu z Włochami.
A Tyson i Buster Douglas? Wynik miał być tak oczywisty, że nawet odmawiano przyjmowania zakładów. Nici z tej sprawdzalności.
OdpowiedzUsuńKiedy jednak mowa o procesach politycznych, to ja wymiękam, bo tu właśnie tym trudniej przewidywać, co nie znaczy, że nie należy. Najgorsze w przewidywaniu jest to, że można fałszywie rozpoznając syutację i rozumując błędnie, przewidzieć prawidłowo. Dobrej zabawy!
Dokładnie...
OdpowiedzUsuńDrogi Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńPerspektywa 20-30 lat, także mnie nie wydaje się zbyt przewidywalna. Raczej można próbować coś planować i chcieć to realizować ale przewidzieć nie bardzo bo zawsze może wydarzyć się coś nieoczekiwanego co zmieni całkowicie perspektywę. Z drugiej strony: dlaczego nie bolszewicki rząd światowy obejmujący (jako część centrum) sowrosję? Przecież do tego zmierzają Gorbaczow i Putin i cała reszta sowieckiego politbiura, do tego dążą chińscy komuniści i bolszewia reszty świata.
Czy to nie wydaje Ci się realne? siedziba tego rządu może być wtedy wszędzie, niekoniecznie we Władywostoku.
Andrzeju, to jest niestety możliwe. Ale oprócz Gorbiego i Putina, przyjrzyj się koncepcjom Karaganowa i Dugina, o których parę razy już na tym blogu pisałem.
UsuńA czy stolica "Światowej Federacji Komunistycznej" może być gdzieś poza SowRosją czy ChRL? Może, ale nie sądzę, by ze względów symbolicznych (i ambicjonalnych) bolszewicy zdezydowaliby się na coś takiego. Cóż, tyle o prognozach...