Wysłanie armii północnokoreańskiej do wzmocnienia inwazji neosowieckiej Rosji na Ukrainę często komentowane jest jako fakt co najmniej niepokojący wierchuszkę KPCh. Tymczasem jest to logiczna konsekwencja trzech podstawowych faktów, tendencji i procesów politycznych: sojuszu strategicznego ChRL i Federacji Rosyjskiej, szerszego sojuszu państw totalitarnych (ChRL-Federacja Rosyjska-Korea Północna i Iran) oraz wojny systemowej – sekwencyjnej trzeciej wojny światowej, której jednym z teatrów jest agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Wojna ta jest sekwencją lokalnych konfliktów, których suma jest de facto wojną światową, a która ma za zadanie zmienić światową architekturę geopolityczną. Głównym inspiratorem są w tej wojnie komunistyczne Chiny, zaś Federacja Rosyjska, Iran (którego rolę opisano w poprzednim wpisie) i właśnie neostalinowska Korea Północna pełnią rolę chrlowskich „lodołamaczy” i docelowo filarów potencjalnego (i coraz bardziej realnego) „Pax Sinica”.
Jedną z osób, która wskazuje na faktyczne znaczenie północnokoreańskiej obecności na Ukrainie jest Velina Tchakarova, analityk zajmująca się między innymi problematyką sojuszu Pekin-Moskwa. W komentarzu do artykułu Financial Times pisze ona między innymi: „rozmieszczenie żołnierzy północnokoreańskich w Rosji (w Kursku), a w końcu na Ukrainie oznacza strategiczny ruch Rosji, na który zielone światło dały Chiny, by otworzyć trzeci front geopolityczny oprócz konfliktu na Ukrainie/Europie Wschodniej i konfliktu Iran-Izrael-Hamas na Bliskim Wschodzie. Eskalacja ta nakierowana jest na destabilizację kruchej już dynamiki sił na Półwyspie Koreańskim, połączonej z napięciem na Morzu Południowochińskim i Cieśninie Tajwańskiej. Inicjatywa ta jest wynikiem modus operandi systemowej koordynacji w ramach sojuszu Smoko-Niedźwiedzia [DragonBear, jak sojusz Pekin-Moskwa określa Tchakarova - autor], gdzie Chiny i Rosja operują w ściśle zsynchronizowanej współpracy w domenach strategicznych.”
Działania te mają rozproszyć amerykańskie „wpływy i zasoby na wiele frontów”, poprzez stworzenie konfliktów lokalnych, które mają za zadanie osłabiać amerykańskie wpływy i amerykańską obecność, zarówno globalną, jak i lokalną. Ważnym kontekstem jest to, że dokonywane są w momencie „największej wewnętrznej wrażliwości” Stanów Zjednoczonych, spowodowanej zwłaszcza zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Dalej, Tchakarova konkluduje: „wzmacniając niestabilność na trzech frontach, Chiny i Rosja testują odporność amerykańskich zobowiązań i ujawniają ograniczenia zdolności Stanów Zjednoczonych do globalnego zarządzania jednoczesnymi kryzysami”. Tyle z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych – fizyczne, kinetyczne wsparcie sowieciarzy przez komunistyczną armię Korei Północnej to po prostu kolejny oręż w procesie wyniszczania Ukrainy i wzmacnianie zagrożenia dla pozostałych krajów Międzymorza, w tym Polski.
Jak użyte będą siły północnokoreańskie przez kremlowskich mocodawców, pokażą najbliższe tygodnie. Można sobie też wyobrazić – oprócz odbijania obwodu kurskiego, działań inżynieryjnych na tyłach frontu, czy walce pododdziałów lądowych na lewobrzeżnej Ukrainie – znacznie bardziej ponury scenariusz. Mianowicie taki, że tzw. deeskalacyjne użycie broni nuklearnej zawarte w rosyjsko-sowieckiej doktrynie wojennej może zostać zrealizowane nie przez Federację Rosyjską, a przez… reżim Kimów. Cel taktyczny, a może i strategiczny mógłby zostać osiągnięty, zaś odium ewentualnej zemsty spadłby nie bezpośrednio na Moskwę, a na Pjongjang. Ponadto, udział po stronie agresora w wojnie na odległym froncie może być dla armii Kima rodzajem poligonu przygotowującego do agresji przeciwko Korei Południowej. I nie bez powodu Seul mówi o eksporcie na Ukrainę broni ofensywnej czy nawet wysłaniu swojego kontyngentu wojskowego, zwłaszcza funkcjonariuszy wywiadu i kontrwywiadu.
***
Wspierana przez Chiny obecność północnokoreańska w wojnie na Ukrainie może być czubkiem góry lodowej – na terenie Ukrainy mogą już znajdować się też żołnierze ChALW. Takie informacje pojawiły się w wywiadzie z chińskim antykomunistycznym dziennikarzem przeprowadzonym przez Jeffa Nyquista. „Chińskie wsparcie dla Rosji wzrasta dramatycznie. […] ChALW wysyła jednostki wojskowe do Rosji bez oznaczania tych jednostek jako chińskich. Dzieje się to od jakiegoś czasu.” Na terenie Ukrainy mają – wg Wanga – znajdować się pododdziały podległe 11. i 81. Armii ChALW. „Żołnierze ci pomagają armii rosyjskiej w atakach dronowych. Pułk Tygrysi, jedna z elitarnych formacji wojskowych, zwykle stacjonująca w Pekinie, również został wysłany na Ukrainę.” Wang mówi również o 127. Połączonej Brygadzie Armijnej, składającej się z pododdziałów zmotoryzowanych, pancernych i artyleryjskich.
Trudno byłoby utrzymać w tajemnicy udział całych związków taktycznych i operacyjnych w wojnie na Ukrainie po stronie Federacji Rosyjskiej, jednak informacje o udziale chrlowskich najemników od jakiegoś czasu obecne są również w mediach tzw. mainstreamu. Tak czy inaczej, udział „chińskich najemników”, operatorów chińskich wojsk specjalnych, operatorów i instruktorów dronów byłby dla ChRL logicznym posunięciem we wsparciu Federacji Rosyjskiej, po pomocy w zakresie danych wywiadowczych czy wsparciu technicznym. Być może rozmieszczenie armii północnokoreańskiej w wojnie na Ukrainie jest zasłoną dymną dla udziału ChALW.
***
Wypowiedzi niektórych polityków z aktualnie rządzącej w Polsce koalicji w rodzaju tych o „wgniataniu Putina w ziemię” czy ostatnia wypowiedź Radka Sikorskiego o zestrzeliwaniu sowieckich rakiet nad Ukrainą należy traktować jako element sowieciarskiej kombinacji operacyjnej. Tak samo należy traktować oskarżenia PiS, Kaczyńskiego czy Macierewicza o „prorosyjskość” czy zakamuflowane działania na rzecz Moskwy oraz prezentację szefa SKW, gen. Stróżyka. Przy czym rola w niej Hołowni, Tuska czy Sikorskiego nie musi być wcale przez nich uświadomiona. Podstawą tej kombinacji jest stara, sowiecka strategia i taktyka „nożyc”.
Chodzi tutaj po pierwsze o to, żeby poprzez szafowanie na lewo i prawo oskarżeniami o bycie „ruskim agentem” ośmieszyć temat faktycznej sowiecko-rosyjskiej działalności agenturalnej. Po drugie, taka narracja i retoryka napędza faktycznych agentów (zwłaszcza agentów wpływu) powtarzających ich narracje użytecznych idiotów i pudeł rezonansowych. Ci zaś manipulują normalnymi ludźmi, niekoniecznie rozumiejącymi mechanizmy polityki (zwłaszcza zawiłą i wielopoziomową dezinformację Kremla), a słusznie zdającymi sobie sprawę z zagrożenia wojennego.
Wypowiedzi takie, padające z ust polityków, którzy w latach 2007-15 uwikłani byli w reset z „Rosją taka, jaka ona jest”, którzy jeszcze miesiące przed rozpoczęciem pełnoskalowej agresji na Ukrainę bagatelizowali zagrożenie wojenne, próbowali je umniejszać albo byli dalej skłonni do ustępowania sowieciarzom, ośmieszają sprzeciw wobec neosowietów i napędzają dosyć już rozpowszechnioną, a w każdym razie głośną narrację o rzekomo „pokojowej Rosji”, „Rosji broniącej się przed amerykańską agresją”, o „neonazistowskiej Ukrainie”. Wreszcie o „Polsce jako mięsie armatnim USA, UK, UE i Niemiec” (jakby te ostatnie były jakkolwiek, kiedykolwiek „antyrosyjskie” i „antysowieckie”) oraz utożsamiające jakiekolwiek działanie przeciw neosowieckiej Rosji jako „prowokacje” i szykowanie się do wojny napastniczej. Napędza to i wzmacnia tą narrację tym mocniej i tym bardziej, że wypowiadane są z pozycji osób nominalnie pełniących najważniejsze stanowiska w państwie.