22
stycznia Aleksander Ścios opublikował wpis zatytułowany
„Chińska małpa i głupi tygrys”,
w którym wykazał bezsens teorii o chińsko-sowieckim rozłamie i
polityki rozgrywania Rosji Sowieckiej przeciw ChRL, które wyznawać
ma nowa administracja USA, a szerzej – większość elit
intelektualnych i politycznych państw zachodnich:
„Jednym z dogmatów wyhodowanych na gruncie nowej mitologii, jest przeświadczenie, że z Chinami należy prowadzić współpracę gospodarczą, inwestować w tamtejszy rynek i korzystać z taniej siły roboczej. Motorem tych obłędnych dążeń jest wyłącznie chęć zysku, przewyższająca swoim znaczeniem nawet instynkt samozachowawczy. Drugi z mitów mówi, że pomiędzy Chinami a Rosją (wcześniej Związkiem Sowieckim) istnieje stan wrogości i rywalizacji, którą można wykorzystać do zneutralizowania chińskiego zagrożenia. Przyjęcie tej mitologii doprowadziło już do wytworzenia potężnej dezinformacji geopolitycznej i zmiany koncentracji sił strategicznych Zachodu. Zamiast traktować Chiny i Rosję, jako państwa prowadzące wspólną i spójną politykę antycywilizacyjną, dążące wespół do zniszczenia porządku światowego, przyjęto irracjonalne założenie o odmienności celów oraz możliwości wykorzystania rzekomych antynomii.
(…) Ponieważ Rosja prezentuje typ „komunizmu utajnionego”, podczas gdy Chiny kontynuują model „jawnego komunizmu”, tego rodzaju układ, przy wspólnocie celów obu państw, stwarza wręcz doskonałe warunki do prowadzenia globalnych gier politycznych, symulowania konfliktów, rozgrywania potencjalnych sojuszników i neutralizacji wrogów. Efekt ten jest dodatkowo wzmacniany poprzez ukazywanie rzekomego kontrastu - agresywnych i „nieprzewidywalnych” działań Rosji wobec zachowawczych, niekonfrontacyjnych zachowań Chin. Jeśli nawet w relacjach chińsko - rosyjskich, Moskwa jest kłopotliwym petentem i bywa traktowana przez Pekin jak młodszy i niezbyt rozgarnięty brat, w niczym nie zmienia to wspólnoty celów. W tym tandemie, Chińczycy dawno przejęli inicjatywę i od ponad dekady narzucają własne, niespieszne tempo.
Koniec pozorów i finał gry nastąpi wówczas, gdy Państwo Środka zarzuci dostatecznie szeroką sieć ekonomiczno-agenturalnych uzależnień i za pieniądze Zachodu zbuduje przewagę militarną nad głównym wrogiem - Stanami Zjednoczonymi. Chińczycy doskonale pamiętają, że mądry generał zdobywa żywność od wroga.”
Słowem
– ewentualność konfliktu chińsko-sowieckiego można włożyć
między bajki, najlepiej pomiędzy „Maszę i Miszę” a „Krokodiła
Gienę”.
Temat
ten był omawiany na tym blogu wielokrotnie, ale ze względu na jego
aktualność z jednej strony, a także wirusowe wręcz szerzenie się
dezinformacji, wymaga niestety (albo „-stety”) powtarzania.
„Genetyczna
wspólnota” interesów
Słuszne
argumenty i spostrzeżenia Ściosa wypada uzupełnić o następujące,
bardziej ogólne, uwarunkowania sojuszu Pekin-Moskwa, które można
rozpatrywać na poziomach: ideologiczno-politycznym oraz
geopolitycznym. W istocie jednak sprowadzają się one do
długofalowych, wewnętrznych, lokalnych i światowych interesów obu
państw.
„Genetyczna
wspólnota” ChRL i Federacji Rosyjskiej wynika wprost z
bolszewicko-imperialnego charakteru obydwu państw i stanowi jeden z
ważniejszych fundamentów ich wspólnoty interesów. Teorie i
koncepcje mówiące to o możliwości współpracy i konwergencji z
Moskwą i/lub Pekinem, to o możliwości polityki „różniczkowania”
i rozgrywania Rosji Sowieckiej przeciwko Chinom lub vice versa mają
dwie przyczyny: część elit zachodnich nie rozumie tego, że w
latach 1989 – 91 doszło do transformacji komunizmu w neokomunizm,
a część widzi po prostu wymierny interes w paktach z
przetransformowanymi bolszewikami.
ChRL
i Rosja Sowiecka wspólnie dążą nie tylko i nie tyle – jak
skądinąd słusznie pisze Ścios – do obalenia aktualnego porządku
świata, ale znacznie dalej - do ustanowienia, własnego, nowego
porządku świata, w którym sojusz Pekin-Moskwa panować ma na
kontynencie eurazjatyckim i manipulować resztą świata.
Patrząc
z Pekinu, jeżeli Chiny chcą zostać światowym mocarstwem, muszą
mieć dostęp do Pacyfiku Zachodniego, północno-wschodniej części
Oceanu Indyjskiego, opanować Azję Pd-Wsch, a także zapewnić sobie
dostęp do surowców bezpieczną drogą lądową i jednocześnie
posiadać strefę buforowo-łącznikową, prowadzącą na Zachód.
Rosja Sowiecka, wraz z terytorium Azji Środkowej, pełni dla Chin
właśnie te funkcje: zaplecza strategicznego, zaplecza surowcowego,
zaplecza inwestycyjnego, a także potężnej strefy tranzytowej na
Zachód. Stąd właśnie wywodzi się chińska koncepcja utworzenia
„Nowego Jedwabnego Szlaku”, ale również dalekosiężny plan
połączenia tego przedsięwzięcia z moskiewskimi inicjatywami
strategicznymi w ramach projektu "Wielkiej Eurazji", który
połączyć ma Europę, Federację Rosyjską i Chiny w jeden,
neobolszewicki blok, co
trafnie opisał Antoni Macierewicz.
Ponadto, do realizacji własnych interesów światowych i
mocarstwowych, niezbędne jest Pekinowi posiadanie sojuszników,
którzy byliby nośnikami interesów. Rosja Sowiecka, ze względu na
swój potencjał strategiczny i charakter państwa, jest tutaj dla
ChRL najważniejszym sojusznikiem, pełniącym w tym układzie
funkcje chińskiego zaplecza surowcowo-ekonomicznego oraz chińskiego
żandarma - „złego policjanta”. Dla Pekinu, taki właśnie układ
jest o wiele bardziej opłacalny, niż konflikt o Daleki Wschód i
Syberię, który
to jest
tyleż mityczny, co zupełnie
dla Chin
pozbawiony sensu.
Podobnie
rzeczy mają się, jeśli spojrzymy z perspektywy Kremla. Jeśli
Federacja Rosyjska chce zyskać status mocarstwa światowego, musi
sprawować hegemonię na terenie strefy sowieckiej (zwłaszcza jej
europejskiej części) a następnie uzyskać dostęp do Europy
Zachodniej, Oceanu Atlantyckiego i Bliskiego Wschodu (ten ostatni
kierunek jest w ostatnich latach coraz intensywniej i niestety
coraz
skuteczniej realizowany). Aby te cele osiągnąć, niezbędny jest
jej potężny sojusznik w postaci komunistycznych Chin. Pekin jest
dla Rosji Sowieckiej swego rodzaju adwokatem jej pozycji na
arenie międzynarodowej,
a także dostarczycielem inwestycji, niektórych nowoczesnych
technologii oraz rynkiem zbytu, zwłaszcza jeśli chodzi o
surowce naturalne, broń i systemy uzbrojenia, ale również m.in.
produkty rolne. Faktem jest to, że w układzie Moskwa-Pekin to Rosja
Sowiecka staje się stopniowo „mniejszym bratem” Chin ze względu
na dysproporcje demograficzne i gospodarcze (na przykład
korzystniejsze
dla Chin dwustronne umowy gospodarcze, surowcowe, przejmowanie
sektora bankowego i finansowego przez chińskie instytucje finansowe,
przejmowanie krajów Azji Środkowej, należących kiedyś do ZSRS
itd.), ale Kreml w pełni świadomie pozwala na taki obrót rzeczy.
Jakkolwiek wydaje się to paradoksalne (i
zupełnie niezrozumiałe dla wolnego świata),
kagiebowski reżym zyskuje i czerpie wymierne korzyści z takiego
właśnie układu. Pozycja mniejszego sojusznika w układzie z
Chinami to dla Moskwy cena konieczna za możliwość realizacji
swoich wewnętrznych i zagranicznych interesów.
Wiele
mówi się o tym, że sojusz Pekin-Moskwa jest sojuszem taktycznym,
który będzie trwał do czasu wyparcia USA z Eurazji, po czym sojusz
rozpadnie się z większym lub mniejszym hukiem. Teza ta ma jednak
dwie zasadnicze słabości: po pierwsze - jest to rozważanie czysto
futurologiczne i akademickie, po drugie - tu wracamy do wyżej
wymienionych uwarunkowań – jeśli Moskwie i Pekinowi udałby się
zamiar znaczącego osłabienia, czy wręcz obalenia globalnej pozycji
Waszyngtonu, to nowy, „postamerykański” porządek świata będzie
jednak dalej wymagał dalszej wzajemnej współpracy ChRL i Rosji
Sowieckiej. Jakikolwiek
konflikt sprawiłby, że mocarstwowe ambicje Pekinu i Moskwy ległyby
w gruzach, gdyż państwa te musiałyby się, mówiąc oględnie,
zająć sobą.
Podsumując,
Pekin i Moskwa są sobie nawzajem potrzebne, a wręcz skazane na
sojusz. Wielopłaszczyznowa współpraca wzmacnia obydwa państwa i
jest bardzo skutecznym (i właściwie jedynym, najbardziej
optymalnym) instrumentem pozwalającym realizować ich mocarstwowe
interesy.
Dr
Jerzy Targalski o sojuszu Moskwa-Pekin:
Antoni
Macierewicz m.in. o Nowym Jedwabnym Szlaku:
Incepcja
i autodezinformacja
Ścios
słusznie przywołuje opisaną przez Anatolija Golicyna strategię
„nożyczek”, polegającą na wywoływaniu sfingowanych konfliktów
i sporów w celu zdezinformowania Zachodu, albo dezinformacyjnym
wyolbrzymianiu faktycznych, a powierzchownych konfliktów w tym
właśnie celu. Jednakże bardziej prawdopodobna
jest niejaka
autodezinformacja elit zachodnich, w której
"politolodzy", "analitycy", "sinolodzy"
i "rosjoznawcy" będą sami dorabiać sobie fałszywe
obrazy i projekcje, natomiast
rosyjscy i chińscy bolszewicy będą prowadzić otwartą współpracę,
dając jednocześnie komunikat: „oszukaliśmy was, wy
idioci, oszukujemy i dalej będziemy oszukiwać”.
Przykładem
jest niedawna
sprawa
rozmieszczenia chińskich wielogłowicowych rakiet międzykontynentalnych
Dong Feng 41 (prawdopodobnie
zdolnych do przenoszenia 10 do 12 głowic nuklearnych)
na terenach graniczących z Federacją Rosyjską. Informacja
ta została podana przez media w Hong-Kongu i na Tajwanie, po czym
„niezależna prasa rosyjska” oraz media i komentatorzy na
Zachodzie uznali to posunięcie za skierowane przeciwko Moskwie i
zwiastujące możliwość rozłamu pomiędzy Pekinem
a Moskwą.
Oficjalne czynniki w obydwu krajach od razu jednak ucięły tego
rodzaju spekulacje. Chiński rządowy dziennik „Global Times”
oznajmił, że DF-41 rozmieszczono po to, by „zapewnić
Chinom więcej szacunku” na arenie międzynarodowej, a głównym
adresatem tegoż kroku są oczywiście „imperialistyczne i
ekspansjonistyczne” Stany Zjednoczone, z faszyzującym prezydentem
Trumpem na czele. Według
„Global Times” - co również warte jest odnotowania –
informacje podane przez tajwańską i hongkońską prasę mają być
kontrolowanym przeciekiem.
Serwis internetowy Russia Behind The Headlines, będący
de facto powielarnią tub propagandowych w rodzaju TASS i Sputnika,
opublikował z kolei artykuł
„Who is China aiming its nuclear missiles at?” autorstwa
Aleksieja
Timofiejczewa,
w którym przytoczono sowieckich ekspertów do spraw wojskowości
twierdzących wprost, że dyslokacja DF-41 do prowincji Heilongjiang
nie może być traktowana jako krok przeciwko Moskwie ze względu na
strategiczny sojusz łączący oba państwa, jak również to, że
skierowana jest właśnie przeciwko USA (tak samo jak wcześniejsze
rozmieszczenie ich w Turkiestanie Wschodnim oraz wschodnim wybrzeżu
Chin).
W
kontekście tej kombinacji dezinformacyjnej, warto również
zauważyć, że w tym samym czasie, kiedy rozmieszczenie DF-41
interpretowano jako zapowiedź konfliktu, a co najmniej rysy w
sojuszu Pekin-Moskwa, obydwa kraje współpracowały
ze sobą, i to właśnie na płaszczyźnie wojskowej i
bezpieczeństwa. Moskwa i Pekin wspólnie
sprzeciwiały
się rozmieszczeniu amerykańskiego systemu antyrakietowego THAAD w
Korei Południowej, zapowiadając bliżej jeszcze nieokreślone
retorsje wobec USA i Korei Południowej, broniąc tym samym
zbrodniczego reżimu najmłodszego „grubego Kima”, a Rosja
Sowiecka realizuje dostawy myśliwców Su-35 na potrzeby sił
zbrojnych komunistycznych Chin.
Opisana
wyżej kombinacja operacyjna zawiera w sobie trzy bardzo ważne
elementy. Pierwszym z nich jest połączenie incepcji i
autodezinformacji, które polega na tym, że obiekt „działań
aktywnych” nie tylko przyjmuje treści wyprodukowane przez autorów
dezinformacji, ale dezinformuje się sam, tworząc interpretacje i
wizje nie mające żadnego pokrycia w faktach. Drugim, pozornie
sprzecznym jest to, iż siewcy dezinformacji – Pekin i Moskwa –
otwarcie przyznają się do dezinformowania elit Zachodu. Trzecim
elementem jest próba wywołania strachu przed wojną, która miałaby
być konsekwencją zastosowania przez Zachód bardziej asertywnej
polityki wobec Rosji Sowieckiej i ChRL oraz tworzonego przez nie
sojuszu.
Aleksander Ścios, „Chińska małpa i głupi tygrys”: https://bezdekretu.blogspot.com/2017/01/chinska-mapa-i-gupi-tygrys.html
Aleksey
Timofeychev, „Who
is China aiming its nuclear missiles at?”:
http://rbth.com/international/2017/01/26/who-is-china-aiming-its-nuclear-missiles-at_689098
Global
Times, „Dongfeng-41 will bring China more
respect”: http://www.globaltimes.cn/content/1030353.shtml