1.
Chrlowska inicjatywa reaktywacji Jedwabnego Szlaku jest inicjatywą
stricte polityczną, nie ekonomiczną. Wbrew bajaniom liberałów
różnych odcieni, cierpiących kaca po zachłyśnięciu się
teoriami o „końcu historii” (które dawno „odszczekał”
nawet sam Francis Fukuyama), polityka zawsze góruje nad ekonomią. W
tym przypadku chodzi o budowanie wpływów politycznych ChRL za
pomocą różnego rodzaju inwestycji, głównie o charakterze
logistycznym ale również finansowym czy surowcowym w krajach
przystępujących do projektu. Oczywiste jest też to, że za pomocą
ekspansji ekonomicznej i „kulturalnej” (Instytuty Konfucjusza),
Pekin może plasować swoją agenturę i szpiegów.
Źródło: foxmulder2.blogspot.com
Żródło: facebook/Center for Strategic and International Studies
2.
„Nowy Jedwabny Szlak” jest też kolejnym elementem całościowej
koncepcji utworzenia „bloku kontynentalnego”, czyli
eurazjatyckiej przestrzeni strategicznej mającej połączyć Europę
Zachodnią, Federację Rosyjską i Chińską Republikę Ludową.
Kręgosłupem eurazjatyckiego projektu jest polityczno-wojskowa i
ekonomiczna współpraca pomiędzy Pekinem a Moskwą, a istniejącymi
obecnie instytucjonalnymi formami są takie struktury, jak
Szanghajska Organizacja Współpracy (kierowana przez tandem
Moskwa-Pekin, mająca ambicje stać się sowieckim odpowiednikiem
NATO) oraz Unia Eurazjatycka i Organizacja Układu Bezpieczeństwa
Zbiorowego, mające utrzymać i wzmocnić wpływ polityczny Rosji
Sowieckiej na obszarze byłego ZSRS. Prócz tego, Moskwa prowadzi
politykę sojuszu z Niemcami i Francją oraz dąży do ustanowienia
kontroli nad Europą poprzez działania dyplomatyczne, agenturalne i
ekonomiczne (głównie poprzez eksport surowców energetycznych).
Zainaugurowane niedawno na pekińskim „szczycie założycielskim”
przedsięwzięcie ma faktycznie, w perspektywie długofalowej, stać
się gospodarczym i logistycznym „modułem” projektu
eurazjatyckiego, który nie tylko ma pozwolić chińskim bolszewikom
na realizację ich mocarstwowych zamiarów i ekspansję na Zachód,
ale też ma stać się gospodarczym i politycznym „zwornikiem”
pomiędzy ChRL, Rosją Sowiecką i Unią Europejską oraz różnego
rodzaju organizacjami międzynarodowymi o zasięgu eurazjatyckim.
Władze w Moskwie i Pekinie od kilku
lat
zresztą deklarują zamiar integracji Nowego Jedwabnego Szlaku, m.in.
z SCO i Eurazjatycką Unią Gospodarczą.
Żródło: facebook/Center for Strategic and International Studies
3.
Nie powinno zatem zaskakiwać to, o czym pisała w Gazecie Polskiej
Codziennie Hanna
Shen:
głównym gościem pekińskiego forum był Władimir Putin
(przemawiał jako drugi po Xi Jinpingu, o czym w dalszej części
tekstu), a głównym partnerem Pekinu w budowie Nowego Jedwabnego
Szlaku stała się Moskwa. Dla Rosji Sowieckiej przystąpienie do
chińskiego projektu jest wręcz strategiczną koniecznością,
wynikającą z geografii, geopolityki oraz dotychczasowej współpracy
z komunistycznymi Chinami. „Jedna Droga i Jeden Pas” to dla
Moskwy kolejna okazja do wypchnięcia amerykańskich wpływów z
Europy i
Eurazji.
Przede wszystkim jednak,
chiński projekt ugruntuje
rolę Federacji Rosyjskiej jako strefy buforowej i łącznikowej
pomiędzy ChRL a Europą Zachodnią oraz zapewni reżimowi czekistów
dopływ pieniędzy i inwestycji, dzięki czemu Moskwa, jako
partner-junior Pekinu będzie mogła realizować swoje interesy.
Warto również zwrócić uwagę na to, co mówili na szczycie Xi i
Putin. Z ust genseka chińskiej kompartii i pułkownika KGB/FSB
padały ogólnikowe stwierdzenia o wzajemnej współpracy
ekonomicznej, technicznej, strategicznej oraz konieczności jej
pogłębiania. Ale również stwierdzenie, że „Chiny i Rosja są
strażnikami światowego pokoju”, oraz
o „Nowym Jedwabnym Szlaku jako nowych Narodach Zjednoczonych”.
Faktyczna wymowa tych słów powinna być oczywista nawet dla laika –
ChRL i Federacja Rosyjska wspólnie dążą do ustanowienia własnej
dominacji w Eurazji i na świecie, a NJS jest drogą wiodącą do
tego celu.
4.
Nowy Jedwabny Szlak jest też projektem tyleż
polityczno-gospodarczym, co propagandowym i dezinformacyjnym –
operacją aktywną na bardzo duza skalę. Hanna Shen przytacza w
cytowanym wyżej artykule opinie ekspertów gospodarczych mówiących
o nierentowności przedsięwzięć realizowanych w ramach NJS. Ale
zapewne nie tylko o rentowność i nie tylko o pieniądze tu chodzi.
Przede wszystkim, poprzez inicjatywę NJS Chiny przedstawiają się
jako światowe supermocarstwo ekonomiczne czy wręcz wcielenie
idealnego modelu nowoczesnej gospodarki rynkowej, którym nie są –
w ChRL panuje bowiem model komunizmu przypominający
popieriestrojkowy
tzw. „kapitalizm
nomenklaturowy”. Narracja ta wpleciona jest w bardziej całościową
propagandę, w której światu zagraża globalistyczny, żarłoczny
turbokapitalizm rodem z USA, a alternatywą wobec straszliwej
hegemonii USA i
globalnych korporacji jest „świat wielobiegunowy” pod
przywództwem Pekinu i Moskwy, ze swoim sztandarowym projektem
„Jednego Pasa i Jednego Szlaku”. Świetnie uzupełnia to się z
aktualną sowiecką kampanią dezinformacyjną skierowaną przeciwko
Zachodowi, a przedstawiającą rzekomo „konserwatywną” i
„prosocjalną” Rosję czekistów i pułkownika KGB Putina jako
alternatywę wobec zgniłego Zachodu. Wystarczy poczytać
prosowieckie media przeznaczone dla audytorium zachodniego (w tym
również polskojęzycznego) – między innymi tam w taki sposób
przedstawia się chiński megaprojekt. NJS skierowany jest również
do elit państw, które z różnych względów nie chcą przystępować
do organizacji stricte politycznych prowadzonych przez Federację
Rosyjską, ChRL albo sojusz tych dwóch państw.
Francja,
rok 2022. Kraj ten jest areną procesu, który trwa już od czterech
dekad, a mianowicie stopniowemu zwiększaniu się udziału w
populacji kraju ludności wyznającej Allaha, a co za tym idzie,
stopniowej islamizacji. Zamieszki, nierzadko krwawe, w dzielnicach
zamieszkiwanych przez muzułmanów są w powieściowej Francji
właściwie codziennością, a ugrupowania islamskich ekstremistów
przeprowadzają już nie tyle zamachy terrorystyczne, takie jak na
redakcję Charlie Hebdo (zamach przeprowadzono parę godzin po
premierze powieści), a rodzaje walki bardziej przypominające
partyzantkę miejską. Francuscy muzułmanie posiadają już własną
reprezentację polityczną, partycypującą w partyjnym życiu kraju
– Bractwo Muzułmańskie, będącą w zasadzie frankofońskim
odłamem tejże światowej organizacji. O stanowisko prezydenta
Republiki rywalizuje dwójka kandydatów – nacjonalistka z FN,
Marine Le Pen oraz kandydat Bractwa, Mohamed Ben Abbes. Oficjalnie,
Bractwo Muzułmańskie i Ben Abbes deklarują poszanowanie dla reguł
specyficznej, francuskiej wersji demoliberalizmu, nieoficjalnie
natomiast ich faktycznym celem jest zaprowadzenie islamskiego ładu –
najpierw we Francji, a w dalszej perspektywie w całej Europie...
W
odpowiedzi na proces islamizacji, dynamizuje się ruch
nacjonalistyczny: z jednej strony w postaci „mainstreamowego”
Frontu Narodowego klanu Le Penów, z drugiej – ruchu
identytarystycznego: bardziej radykalnego, na poły zakonspirowanego,
nie odżegnującego się od przemocy czy zamiaru puczu, skupiającego
całą paletę różnych środowisk, od katolickich konserwatystów,
poprzez nacjonalistów, aż po radykalnych neopogan. Tradycyjna
francuska prawica przejmuje coraz więcej elementów z programu
Frontu Narodowego i identytarystów. Stare elity polityczne,
hołdujące ideałom republikańskim, zrodzonym z rewolucji
francuskiej, ulegają niejako starczemu uwiądowi i udają, że
problemu nie ma. W mediach mainstreamu panuje politycznie poprawna
autocenzura, a strzępów informacji na temat faktycznego stanu
rzeczy udziela portal o wiele mówiącymaliasie
„rutube”, bynajmniej nie francuskim.
W powieści Houllebecq’a, Moskwa aktywnie „miesza” we
francuskim (i europejskim) kotle, wspierając ruchy nacjonalistyczne
i konserwatywne, w tym Front Narodowy i ruch tożsamościowy.
Wybory
prezydenckie zostają przerwane na skutek krwawej, ogólnofrancuskiej
operacji paramilitarnej przeprowadzonej przez islamistów. Wygrywa je
kandydat Bractwa, który wcześniej, w telewizyjnej debacie
spunktował madame Le Pen wykazując, że światopoglądowa i
polityczna oferta ruchu muzułmańskiego jest w istocie tym samym, co
program narodowych konserwatystów. Od razu przystępuje do
realizacji długofalowego programu politycznego Braci Muzułmanów,
który w powieści Houllebecq’a nader daleki jest od przemówień
Abu Bakra Al-Baghdadiego, Abu Muhammada Al-Adnaniego czy treści
sążnistych artykułów publikowanych w „Dabiq”. Islamizacja
odbywa się w pełnej zgodzie z regułami demoliberalizmu i wolnego
rynku. Bractwo zawiera koalicję z socjalistami i demoliberałami,
której jednym z warunków jest przejęcie przez partię muzułmanów
kluczowego dla nich resortu edukacji. Szkolnictwo francuskie, dotąd
obłędnie laickie, staje się kuźnią nowych islamskich elit
intelektualnych i nowego islamskiego społeczeństwa Francji. Sorbona
zostaje kupiona przez saudyjskich szejków, którzy zresztą szybko
stają się we Francji równie częstymi i rozpoznawalnymi
„turystami”, co sowieccy i chińscy prominenci na Lazurowym
Wybrzeżu.
Koncepcja
państwa laickiego, zrodzona podczas rewolucji francuskiej zostaje
zastąpiona przez konserwatywny projekt muzułmański, który
nakłania kobiety nie do „samorealizacji” na drodze kariery
zawodowej, a do zajmowania się domowym ogniskiem. Francuska
koncepcja państwa opiekuńczego nabiera kształtu takiego, jaki
określony jest w filarach muzułmańskiej wiary. Obyczajowy
konserwatyzm stopniowo zyskuje poparcie części prawicy, nawet
Kościoła Katolickiego, tak samo jak działania skutkujące
zmniejszeniem przestępczości na ulicach, natomiast zakat
– pełen
poklask francuskich socjalistów. Ben Abbes zamierza również
zrealizować bardzo ambitny plan geostrategiczny – dołączyć do
europejskich struktur polityczny obszar muzułmańskiego Maghrebu i
szerzej, Bliskiego Wschodu. Rozpoczyna działania, mające
doprowadzić do przystąpienia do Unii Europejskiej m.in. Maroka,
Algierii, Egiptu oraz Libanu. Powołuje się przy tym na dziedzictwo
Imperium Rzymskiego, którego Unia Europejska, poszerzona o stare
(Bliski Wschód) i nowe kraje islamskie (Bractwo przejmuje w powieści
władzę także w Beneluksie i Skandynawii) ma być nowym wcieleniem.
Upadek
Zachodu
„Uległość”
to powieść będąca rewelacyjnym studium zmierzchu Zachodu –
upadku kultury/cywilizacji, której fundamentem było
chrześcijaństwo, a także przyswojone przezeń dziedzictwo Europy
pogańskiej. Tym bardziej, że sam Houllebecq daleki jest od
jakichkolwiek apologii konserwatyzmu, a wręcz określany jest jako
mizantrop i „frankofob”, krytyczny wobec dziedzictwa
kulturowo-cywilizacyjnego starej Europy i starej Francji, najstarszej
córy Kościoła.
Świetnie
ilustrują to profile głównych bohaterów powieści. Francois jest
wykładowcą literatury na paryskiej Sorbonie. Prowadzi życie dosyć
typowe dla przedstawicieli francuskiej elity intelektualnej,
korzystającej z dobrodziejstw demoliberalnego państwa opiekuńczego.
Ma ponad 40 lat, żyje samotnie, od czasu do czasu romansując ze
swoimi studentkami, młodszymi od niego o dwie dekady. Pod względem
światopoglądowym jest on exemplum typowego dla współczesnych
czasów indyferentyzmu religijnego i filozoficznego. Należy do
drugiego, albo i trzeciego pokolenia wychowanego i ukształtowanego w
postmodernistycznej, laickiej i antytradycyjnej cywilizacji, która
niszczy nie tylko monumentalne dziedzictwo dawnej kultury Zachodu,
ale i najbardziej podstawowe więzi międzyludzkie – rodzinne,
przyjacielskie, sąsiedzkie, redukując je to do kontaktów
służbowych i zawodowych, to do przelotnych romansów. Francois
tęskni jednak do wartości tradycyjnej cywilizacji, poświęcając
się nawet swego czasu trudom zakonnego życia, jednak nie jest to
zmiana trwała i konsekwentna. Koniec końców, pod wpływem swojego
przełożonego, profesora Redigera (o którym będzie za parę
wersów), dokonuje konwersji na islam. Wiara w Allaha, w jednych
sprawach nader konserwatywna, nietolerancyjna i pruderyjna, w innych
zaś nader „liberalna” i permisywistyczna – staje się dla
Francoise’a z jednej strony wypełnieniem typowej dla
ponowoczesnego człowieka pustki aksjologicznej i duchowej, a z
drugiej – nadprzyrodzoną sankcją dla pewnych dotychczasowych
nawyków, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich. Wreszcie –
konwersja na islam jest dla Francois’a jedyną szansą na
zachowanie dotychczasowej, wysokiej pozycji społecznej...
Na
przeciwległym niejako biegunie znajduje się profesor Robert Rediger
– dziekan wydziału literatury na Sorbonie, inspirujący się
twórczością Rene Guenona – jednego z teoretyków tradycjonalizmu
integralnego, który widząc upadek tradycyjnej cywilizacji
europejskiej przeszedł na islam (w wydaniu sufickim). Przez długi
czas sympatyzował on z ruchem identytarystycznym, jednak widząc
zwycięstwo islamu, sam dokonuje konwersji. Co więcej, będąc
przedstawicielem kującej umysły ludzi elity intelektualnej,
aktywnie włącza się w proces islamizacji Francji, pisząc
propagitki i artykuły namawiające do konwersji, by w końcu
otrzymać stanowisko podsekretarza ds. szkolnictwa wyższego w nowej,
islamskiej Republice.
W
książce Hollebecq’a pokazany jest obraz upadku cywilizacji
zachodniej wg Redigera, i inspirowana myślą Guenona interpretacja
tegoż procesu będąca dla Redigera jedną z przesłanek do
konwersji:
„To
tragiczne, grzmiał Rediger, że bezrozumna wrogość wobec islamu
nie pozwla tradycjonalistom i identytarystom na przyjęcie oczywistej
prawdy: w sprawach zasadniczych niczym się nie różnią od
muzułmanów. Odrzucenie ateizmu i humanitaryzmu, podporządkowanie
kobiety mężczyźnie, powrót do patriarchatu – w każdym aspekcie
prowadzą jedną i tą samą walkę. Walka ta, niezbędna do
wdrożenia nowego, organicznego etapu rozwoju cywilizacji, nie może
już być prowadzona w imię chrześcijaństwa: dzisiaj to islam,
religia siostrzana, ale młodsza, prostsza i prawdziwsza (dlaczego na
przykład Guenon przeszedł na islam? Guenon był przede wszystkim
umysłem ścisłym i właśnie dlatego wybrał islam, ze względu na
oszczędność pojęciową, a także po to, by uniknąć pewnych
marginalnych i irracjonalnych wierzeń, takich jak wiara w
rzeczywistą obecność Boga w Eucharystii), tak więc to właśnie
islam przejął dzisiaj pałeczkę. Przymilając się i zawstydzająco
wdzięcząc do postępowców, Kościół katolicki utracił zdolność
do przeciwstawienia się upadkowi obyczajów. Utracił zdolność do
jednoznacznego i energicznego odrzucenia małżeństw
homoseksualnych, prawa do aborcji i pracy kobiet. Spójrzmy prawdzie
w oczy: Europa Zachodnia doszła to tak odrażającego stanu
rozkładu, ze sama siebie nie jest w stanie uratować, nie bardziej
niż starożytny Rzym w piątym wieku naszej ery. Masowy napływ
imigrantów, których tradycyjna kultura jest nadal naznaczona
naturalną hierarchią, podporządkowaniem kobiety i szacunkiem dla
starszych, stanowi historyczną szansę na moralne i rodzinne
odrodzenie Europy, otwierając perspektywę nowego złotego wieku dla
Starego Kontynentu. (...)”
Ale
oprócz – jakkolwiek strasznych i pesymistycznych, ale jednak
szlachetnych pobudek, konwersja Redigera ma swoją ciemniejszą
stronę. Tak samo, jak i islam, wyposażony w doktrynę „qitman”
i „taqqiyah”, czyli, w prostych słowach, dezinformacji i
manipulacji. Islam dopuszcza wielożeństwo i gromadzenie
niemożebnych bogactw materialnych w tym życiu, motywując to
podudkami, które określić można jako socjaldarwinistyczne, co
jest otwartym tekstem wyłożone w redigerowskich „Dziesięciu
pytaniach na temat islamu”. W artykułach publikowanych w bardziej
niszowych wydawnictwach Rediger kwestionuje prawo do istnienia
państwa izraelskiego i usiłuje dowodzić, że islam jest religią
predestynowaną do władzy nad całym światem. Rediger, zajmując
wysokie stanowiska we francusko-muzułmańskiej hierarchii, w pełni
korzysta z religijnego uzasadnienia chociażby dla poligamii. Jego
starsza, około czterdziestoletnia żona służy mu do gotowania
obiadów, a młodsza, ledwo piętnastoletnia, do innych czynności.
To
właśnie ze strony Redigera poszła w kierunku Francoise’a oferta
„nie do odrzucenia”. Francois studiując publicystykę Redigera i
zastanawiając się nad konwersją, dochodzi do konstatacji, że
francuscy intelektualiści są kastą niezwykle uległą wobec
tyranów i totalitaryzmów. I nie ponoszą za to żadnej
odpowiedzialności. Onegdaj zachwycali się Stalinem, Mao i Pol
Potem, współcześnie zaś islamem, także jego nurtami radykalnymi.
I czynią to nie tyle, a raczej niekoniecznie z poczucia typowej dla
swojej klasy misji społecznej, ale z pobudek czysto egoistycznych –
chcą trwać przy władzy jako współczesny substytut stanu
kapłańskiego.
Scenariusz
realny
Houllebecq
w
sposób bardzo szczegółowy
przedstawia scenariusz, będący ekstrapolacją tendencji
intelektualnych i politycznych mających miejsce obecnie, nie
tylko we Francji, ale i w całym świecie Zachodu, chociaż w
ojczyźnie autora „Uległości” są one szczególnie intensywne.
Czyni
to bez żadnych sympatii dla jakiejkolwiek opcji, bez żadnego
ideologicznego „backroundu” i ideologicznych wtrętów.
Houllebecq po prostu pisze, jak może być.
Islamizacja
Francji oraz innych krajów Europy Zachodniej
wcale nie musi przebiegać wg powszechnych na prawicy wizji, w
których hordy muzułmańskich terrorystów topią
we krwi
Francję, Niemcy czy Wielką Brytanię i
w ten sposób zmuszają je do przyjęcia islamu.
Hollebecq przedstawia w „Uległości” wizję islamizacji, którą
można obrazowo określić jako „wojnę hybrydową”, jako „marsz
przez instytucje”, podobny do komunistycznej strategii nakreślonej
przez Antonio Gramsciego, w której terroryzm jedynie uzupełnia
działania islamistów na poziomie politycznym.
Hollebecq
zauważa również, że Francja
i Europa nie znajdują
się w próżni strategicznej, a oprócz cienia Miecza Proroka, pada
na nią również cień czerwonej gwiazdy. Islamizacja uległej
Europy nie jest – jak to lubi przedstawiać prawica i
nacjonaliści
– zagrożeniem finalnym. Proces ten może wepchnąć całą Europę
w pole grawitacyjne neobolszewickiego Kremla, co zresztą już ma
miejsce. Europa przyszłości, po przemianach na miarę oświecenia i
rewolucji francuskiej, może stać się komponentem Wielkiej Eurazji,
łączącej neobolszewicką Federację Rosyjską, ChRL i kraje
islamskie, i
to obojętnie,
czy skutkiem tych zmian będzie islamizacja Europy, czy zwycięstwo
sprzeciwiających się jej ruchów nacjonalistycznych i
konserwatywnych. Kreml
będzie – co zresztą już czyni – prowadzić grę, w której z
jednej strony będzie rozgrywał terroryzmem islamskim oraz falami
migrantów, a z drugiej – dużą częścią ruchów konserwatywnych
i nacjonalistycznych, którym skutecznie stręczy się czekistów w
roli obrońców cywilizacji.
Z
kolei establishment polityczny i intelektualny Europy Zachodniej
rozdarty
jest i będzie dylematem, czy upaść na kolana przed islamem, czy
może przed następcami
Lenina, Stalina i Mao.
Będzie
to czynić
zarówno
z
pobudek ideowych, słusznie
zauważając upadek Zachodu,
jak i z chęci zachowania dotychczasowej pozycji w „starym”
porządku politycznym, albo walcząc o awans
społeczny.
Michel
Houllebecq, „Uległość”, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2015