Dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych napisał dla The Hill artykul „The wrong NATO signals to Russia could mean more war for Europe”. Główna teza jest taka, jak w tytule: niezdecydowanie elit państw zachodnich jest dla czekistowskiego reżimu na Kremlu sygnałem do prowadzenia coraz to bardziej agresywnej, ekspansywnej polityki, łącznie z wywoływaniem nowych wojen.
Po rozwiązaniu ZSRS (geneza którego to już temat na inne dyskusje, wielokrotnie tutaj poruszane) Niemcy pod wodzą Helmuta Kohla sprzeciwiały się uznaniu niepodległości, Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy, a później ich aspiracjom do członkostwa w NATO. Kolejny niemiecki kanclerz, Gerhard Schroeder wdrożył politykę energetycznej i surowcowej współpracy z Federacją Rosyjską, która de facto doprowadziła do uzależnienia się Niemiec i większości Europy od sowieckiego gazu. Zaś po zakończeniu urzędowania na stanowisku kanclerza RFN, stal się jednym z czołowych adwokatów interesów Moskwy i lobbystów Gazpromu. Politykę współpracy z Kremlem kontynuują kolejni kanclerze: Merkel i Scholz. Za kadencji Merkel, zablokowano w roku 2008 zamiary przystąpienia do NATO Ukrainy i Gruzji. Z kolei prezydent Barack Obama nie był w stanie zająć zdecydowanego stanowiska wobec aneksji Krymu, a później, zaboru Donbasu. Dodać do analizy dra Dębskiego trzeba to, że wcześniej, pod koniec 2009 roku, administracja Obamy wyhamowała budowę systemu obrony antyrakietowej w Polsce. Politykę wysyłania sprzecznych wewnętrznie sygnałów kontynuował Joe Biden. Pospieszne wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu – zdaniem dra Dębskiego – zostało przez Rosję Sowiecką uznane za słabość, za „zielone światło dla ponownego rozpoczęcia wojny przeciwko Ukrainie celem zniszczenia jej jako państwa.”
„Rosja nie była w stanie stanąć na drodze wstąpienia byłych środkowoeuropejskich satelitów do NATO, ale zażądała, aby ich status członkowski miał ograniczony [feeble] charakter.” Sojusz Atlantycki wyraził na to zgodę w 1997 roku, ustanawiając Akt Stanowiący NATO-Rosja. „W zasadzie Rosja – pisze dr Dębski – otrzymała polityczne zobowiązanie od sojuszu, że nie umieści znaczących sił wojskowych w nowych państwach członkowskich. Moskwa uznała to za zwycięstwo wierząc, że ograniczony status członkostwa w NATO może zostać kiedyś zmieniony, albo dyplomatycznie, albo siłowo.” Federacja Rosyjska wykorzystała ten stan, by stworzyć w zachodnim systemie bezpieczeństwa „szare strefy”, aby podminować i wykorzystywać europejski system bezpieczeństwa wtedy, gdy jest to możliwe. I Moskwa czyni to począwszy od aneksji Krymu i Donbasu w 2014 roku. I już wtedy – pisze dr Dębski – Akt Stanowiący Rosja-NATO – powinien „trafić do śmietnika”. Również na Szczycie NATO w 2016 roku w Warszawie nie zrobiono niczego, co kwestionowałoby Akt Stanowiący (w istocie będący owocem koncepcji „konwergencji” demoliberalnego Zachodu z neosowiecką Rosją).
Sformułowano wówczas – poziomie konceptualnym i realnym – jak najbardziej słuszną doktrynę obrony „Wschodniej Flanki” Sojuszu i jej wzmacniania. Ale nawet ta doktryna ta nie podważa – zdaniem dra Dębskiego – ustalenia Aktu Stanowiącego Rosja-NATO dotyczącego umieszczania znaczących ilości wojsk sojuszniczych w Europie Środkowej i Wschodniej. Moskwa otrzymała kolejny sygnał zachęcający do agresywnych działań. W grudniu 2021 roku Putin wystosował ultimatum wobec NATO, w którym zażądał m.in. zakończenia rozszerzania sojuszu, wycofania wojsk sojuszniczych z Flanki Wschodniej. Gdy ultimatum to nie zostało spełnione, Federacja Rosyjska zaatakowała Ukrainę 24 lutego 2022. Co prawda inwazja na Ukrainę skonsolidowała NATO i niejako wywołała alarm w Pakcie i innych państwach wolnego świata, ale dalej nie na tyle, by przestać być zakładnikiem polityki opisywanej przez doktora. „Powinno być jasne, że Rosja wykorzystuje niezdecydowanie i niewłaściwe sygnalizowanie, powodowane politycznym myśleniem życzeniowym, dla swoich agresywnych i imperialistycznych celów” – konkluduje dr Dębski.
Podczas odbywającego się 28-30 czerwca 2022 roku Szczytu NATO w Madrycie postanowiono między innymi o przyjęciu do Sojuszu Finlandii i Szwecji (co w praktyce oznacza uczynienie z Bałtyku NATO-wskiego „Mare nostrum” i co za tym idzie poważne zablokowanie Federacji Rosyjskiej dostępu do niezamarzających mórz), zwiększeniu sił Szybkiego Reagowania NATO na Wschodniej Flance do 300 tysięcy żołnierzy, umieszczeniu w Polsce Sztabu V Korpusu Armii Stanów Zjednoczonych. Uznano także Federację Rosyjską za bezpośrednie zagrożenie. Z jednej strony, ustalenia minionego niedawno Szczytu NATO należy uznać za rewolucyjne w stosunku do atrofii, jaka toczyła sojusz praktycznie do 2016 roku, z drugiej strony – jak wskazuje dr Dębski – nadal nie wyrzucono do śmietnika Aktu Stanowiącego Rosja-NATO, obecność wojsk USA na Wschodniej Flance ma nadal charakter rotacyjny, nie zaś stały. „Jest to kolejny – zdaniem dra Dębskiego – zły sygnał wysłany Rosji”. Taka sprzeczna wewnętrznie polityka USA, NATO i wolnego świata ogółem doprowadzi nieuchronnie – wg dra Dębskiego – do „politycznej katastrofy”.
Jakie rozwiązania powinny być powzięte, by „skorygować błędy”? Według dra Dębskiego, przede wszystkim USA i prezydent Joe Biden powinny unieważnić Akt Stanowiący NATO-Rosja (podobnie, jak uczynił prezydent Donald Trump z układem INF). Ale to nie słowa, a czyny świadczyłyby o determinacji USA i NATO. Obecność wojskowa USA w Polsce i Rumunii powinna zmienić charakter z rotacyjnej na stałą. Na terenie Polski powinna zostać dyslokowana „ciężka brygada” wojsk USA (dr Dębski nie precyzuje, czy chodzi tutaj o brygadę pancerną czy zmechanizowaną). Byłby to „jednoznaczny sygnał, ze Wschodnia Flanka nie jest na sprzedaż. Sygnalizacja strategiczna musi być wspierana odpowiednim wymiarem militarnym, nie pozostawiającym pola do kwestionowania wiarygodności odstraszania. Wzmocniłoby to spójność NATO ograniczając ryzyko tego, że pod presją Rosji poszczególni członkowie nie wdrożą decyzji dotyczących obrony i odstraszania”. Wmocnionoby tym samym również morale Ukrainy, która mogłaby liczyć na niezachwiane poparcie ze strony Zachodu. Takie decyzje – zdaniem dra Dębskiego – mogłyby odstraszyć Moskwę od zamiaru przedłużania wojny na Ukrainie z zamiarem osłabienia morale samej Ukrainy i Zachodu.
***
Kolejnym ważnym i przełomowym punktem czerwcowego Szczytu NATO (tu wychodzimy już poza ramy omawianego artykułu) jest fakt, iż zauważono zagrożenie, jakim jest coraz bardziej zacieśniający się sojusz Pekin-Moskwa, czego wyrazem był udział w Szczycie Japonii, Korei Południowej, Australii i Nowej Zelandii. Chociaż po raz pierwszy ChRL oraz ich wsparcie udzielane Moskwie zostały wymienione w oficjalnym dokumencie strategicznym NATO, to już pod koniec października 2021 roku sekretarz generalny Paktu Jens Stoltenberg stwierdził, że Federacja Rosyjska i komunistyczne Chiny to „jedno zagrożenie”. Z jednej strony zatem, elity USA, NATO i wolnego świata mają zgodną z faktami i słuszną świadomość tego, że sojusz Pekin-Moskwa była, jest i będzie stałym elementem geopolitycznej mapy świata oraz (zapewne) tego, że sojusz ten kieruje się długofalową strategią obliczoną na ustanowienie własnego, nowego, wspaniałego porządku świata. I jako taki – stanowi zagrożenie. Z drugiej jednak strony uznano, że przewidywana jest opcja negocjowania różnego rodzaju kwestii bezpieczeństwa z KPCh, i tu wracamy do przedstawionej wyżej sprzecznej wewnętrznie polityki USA i NATO wobec państw, które są dla USA, NATO i wolnego świata śmiertelnym wręcz niebezpieczeństwem.
Ponadto, nie zdecydowano się na „opcję atomową”, ale w formie umieszczenia w Polsce i krajach bałtyckich broni nuklearnej – to kolejna kwestia, o której nie pisze dr Dębski, ale która jest kluczowa, jeśli chodzi o omówioną tutaj tematykę. Takie kraje, jak Polska i/lub Rumunia powinny zostać włączone do programu NATO Nuclear Sharing, a także powinny rozwijać własny program nuklearny, na wzór Wielkiej Brytanii, Francji za gen. de Gaulle’a czy Izraela.
Jaki mógłby być wyobrażalny scenariusz politycznej katastrofy, spowodowanej sprzeczną polityką krajów wolnego świata wobec agresywnej polityki Moskwy i Pekinu? Na przykład scenariusz podobny do tych, o których mówi omawiany w poprzednim wpisie Wang z „Lude Media”. Federacja Rosyjska i Chiny mogłyby na przykład przeprowadzić skoordynowane wzajemnie eskalacje, odpowiednio, na Ukrainie i na obszarze Pacyfiku Zachodniego, które miałyby zastraszyć USA, Zachód i inne państwa wolnego świata i zmusić, być może nawet stopniowo, do udzielania Moskwie i Pekinowi kolejnych to koncesji, przy czym cała ta operacja mogłaby być rozpisana na kilka, a nawet kilkanaście lat, a eskalacje wcale nie musiałyby oznaczać otwartej konfrontacji FR czy ChRL ze Stanami Zjednoczonymi. Można także wyobrazić sobie – w ramach powyższego – sytuację, w której Rosja Sowiecka pokonuje Ukrainę po prostu niszcząc ją atakami na cele cywilne oraz na infrastrukturę i w końcu doprowadzając ją do statusu państwa upadłego, co mogłoby stanowić dla Kremla podstawę, na bazie której domagałby się od Zachodu – również osłabionego wojną – dalszych ustępstw.
***
22 czerwca w Pekinie odbył się szczyt BRICS. Nie jest to co prawda sojusz obronny, ale mówimy cały czas o kontekście, jakim jest „nieograniczona wojna” toczona przez Pekin i Moskwę przeciwko wolnemu światu, w której to wojnie stosowane są zarówno środki militarne, jak i pozamilitarne. Można zatem powiedzieć, iż nie jest przypadkiem organizacja tego szczytu w przededniu szczytu NATO oraz grupy G7. Zdaniem zmarłego niedawno profesora Olavo de Carvalho, ze względu na potencjały strategiczne poszczególnych członków, akronim nazwy tego klubu można równie dobrze skrócić do „RC”. BRICS to jedna z organizacji, która pozwala komunistycznym Chinom i Federacji Rosyjskiej na wspólną realizacje ich strategicznych celów, w szczególności zaś koncepcji tzw. „świata wielobiegunowego” i „nowego porządku instytucjonalnego”, którego BRICS jest segmentem w znacznej ekonomicznym i proba stworzenia geoekonomicznej przeciwwagi dla Zachodu.
Nie inaczej jest w przypadku ustaleń minionego szczytu tego klubu. Na szczyt, oprócz głów państw członkowskich, zaproszono tez liderów Indonezji, Argentyny (w której ma powstać chińsko-rosyjska baza wojskowa), Egiptu, Algierii, Uzbekistanu, Iranu, Senegalu i Kambodży. Spośród wyżej wymienionych państw, kandydatami do „pełnoprawnego” członkostwa mają być Iran i Argentyna. Rzeczą wartą odnotowania są propozycje Putina. Pierwsza dotyczy rozwijanego wspólnie z Chinami, alternatywnego wobec SWIFT systemu płatności, który miałby być rozszerzony o pozostałe kraje grupy, a w perspektywie o inne kraje obszaru określanego mianem „globalnego południa” (Pekin, jak widać, nie wyzbył się paradygmatów geopolitycznych z czasów Mao). Druga – to utworzenie wspólnej waluty, opartej o koszyk walut państw grupy.
Innym ważnym punktem szczytu jest narracja Putina o tym, że aktualny globalny kryzys ekonomiczny, w tym tzw. „putinflacja” i wywołany przez agresję na Ukrainę kryzys żywnościowy w istocie... nie jest wywołany przez agresję czekistowskiego reżimu, tylko przez Zachód na czele z USA, poprzez proinflacyjną politykę Waszyngtonu podjętą jakoby celem zwalczania skutków epidemii covid-19. Dla Federacji Rosyjskiej, uczestnictwo w BRICS i relacje ekonomiczne z państwami tej grupy ma być sposobem na „amortyzację” zachodnich sankcji. Jednym z ważniejszych, bieżących celów agendy tegorocznego szczytu jest – jak pisze Marek Budzisz – zarówno przełamanie sankcji Zachodu wobec Moskwy, jak również częściowe przejecie rynku żywnościowego przez Moskwę, przy wsparciu Pekinu i części krajów trzeciego świata.
Sporo się w ostatnich dniach dzieje... planujecie Waści jakąś analizę?
OdpowiedzUsuńNiestety ostatnio bardzo mało czasu, ale postaram się coś wrzucić na tygodniach.
Usuń