W poprzednim wpisie, będącym komentarzem do artykułu Andrew Lathama pisałem, że wojna na Ukrainie jest w istocie wojną zastępczą pomiędzy komunistycznymi Chinami a Stanami Zjednoczonymi, a właściwie elementem ukrytej wojny światowego bloku bolszewickiego (osi Pekin-Moskwa) przeciwko wolnemu światu.
Strategicznym celem ChRL (którego deadline to w narracji naczalstwa KPCh rok 2049, setna rocznica powstania komunistycznego państwa chińskiego) jest zdobycie statusu światowego mocarstwa, co rzecz jasna znacznie zwiększyłoby szanse na zdobycie pozycji światowego hegemona. Cel ten ma zostać zrealizowany poprzez obalenie mocarstwowej pozycji USA. Ważnym elementem długoterminowej strategii Pekinu jest sojusz z Federacją Rosyjską, która pełni rolę chińskiego „lodołamacza”, służącego Chinom do zdobycia i utrzymania eurazjatyckiej i światowej dominacji. I w ramach tego sojuszu, pomiędzy Pekin i Moskwę rozpisany jest swego rodzaju „podział ról”. Federacja Rosyjska pełni rolę agresora, zaś komunistyczne Chiny grają niezaangażowanie i przychylną neutralność.
Celem pelnoskalowej inwazji na Ukrainę było m.in. wymuszenie przez Moskwę na Zachodzie przyjęcia przez Zachód kremlowskiego szantażu dotyczącego budowy nowej, korzystnej dla sowieciarzy architektury bezpieczeństwa w Europie oraz w całej Eurazji. I wyobraźmy sobie, że USA i/lub inne kraje NATO przystępują na żądania Kremla. USA lub/i zachodnioeuropejscy członkowie NATO zgadzają się na nierozmieszczanie (wycofanie) wojsk sojuszniczych ze wschodniej flanki sojuszu, na faktyczną denuklearyzację przynajmniej europejskiej części Paktu czy inne postulaty zawarte w projektach Moskwy z grudnia zeszłego roku. I Zachód decyduje się na to albo po prośbie, albo po groźbie; albo stopniowo, na drodze negocjacji, albo po zaatakowaniu przez Rosję Sowiecką Ukrainy czy wręcz możliwych atakach hybrydowych (przy pomocy islamskich migrantów) przeciwko Polsce, Litwie i Łotwie. Wówczas Europa byłaby zneutralizowana i de facto włączona do strefy wpływów Moskwy, co byłoby spełnieniem jednego z punktów długofalowej sowieckiej strategii opisywanej 37 lat temu przez Anatolija Golicyna – utworzenia „neutralnej i socjalistycznej Europy”. Stany Zjednoczone znalazłyby się wówczas w oblężeniu i izolacji, i to w najlepszym wypadku. Byłoby to zgodne ze strategicznymi celami nie tylko Federacji Rosyjskiej, ale i komunistycznych Chin: neutralizacja Zachodniej Europy i paraliż NATO byłby kolejnym krokiem do utworzenia zjednoczonej, eurazjatyckiej przestrzeni strategicznej, składającej się z ChRL, Federacji Rosyjskiej i Europy.
Jednak na szczęście ani prośby, ani groźby nie odnoszą zamierzonych przez chińskich i moskalskich strategów skutków. Coraz bardziej zuchwała polityka Federacji Rosyjskiej wobec Zachodu, krajów Międzymorza i całości NATO, włącznie z agresją przeciwko Ukrainie powoduje skutki dokładnie odwrotne do zamierzonych w Moskwie i w Pekinie. USA, NATO, cały tzw. „kolektywny Zachód” jedynie jeszcze bardziej wzmacniają i konsolidują sojusze wojskowe i polityczne. Tendencja ta ma to miejsce już mniej więcej od roku 2016, natomiast nabrała szczególnej dynamiki i intensywności w obliczu wojny hybrydowej prowadzonej przez Federację Rosyjską przy użyciu Białorusi.
Już od tego czasu Estonia, Łotwa, Litwa, Polska i Rumunia mają de facto status państw frontowych, w których obecność wojskowa Stanów Zjednoczonych i innych państw NATO została znacząco zwiększona. Realną perspektywą jest rozmieszczenie w krajach wschodniej flanki NATO broni nuklearnej oraz rozszerzenie Paktu o tradycyjnie neutralną Szwecję i Finlandię. Ukraina zaś od samego początku zaciekle i dosyć skutecznie broni się przed inwazją neosowieckich orków. Uderza nie tylko w mitologizowaną w propagandzie i dezinformacji potęgę sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej na poziomie taktycznym i operacyjnym, ale również na poziomie narracyjnym, obalając panujący od długiego czasu mit „niepobiedimoj sowietskoj armii”. Broniąca się Ukraina jest wspierana sprzętowo, materiałowo i wywiadowczo przez cały tzw. kolektywny Zachód (USA, Polskę, Kanadę, Wielką Brytanię), ale także państwa nie należące ani pod względem geopolitycznym, ani kulturowo-cywilizacyjnym do Okcydentu, na czele z Japonią, Tajwanem, Koreą Południową i Singapurem. Dzieje się tak, gdyż elity tych państw mają świadomość sytuacji – tego, że neokomunistyczne Chiny i Federacja Rosyjska to jedno i to samo zagrożenie dla ich bytu.
***
Analizy i prognozy mówiące, że Chiny odwrócą się od Federacji Rosyjskiej w toku przegrywanej przez nią wojny (dlaczego Moskwa przegrywa - to inna sprawa, o której poniżej), czy wręcz zagarną Daleki Wschód i Syberię, należy włożyć między bajki. Chiny bowiem potrzebują Rosji z opisanych już tutaj przyczyn geopolitycznych, geostrategicznych oraz geoekonomicznych. Jednocześnie realnym dla nich zagrożeniem byłoby rozszerzenie o ten kraj sankcji nałożonych na Federacje Rosyjską w przypadku, gdyby Pekin zdecydowałby się na otwarte wsparcie Moskwy w wojnie na Ukrainie. Dlatego między innymi, władze ChRL przyjęły postawę pozorowanej neutralności wobec Federacji Rosyjskiej. Polega ona m.in. na cichym wsparciu Moskwy w dosyć kluczowych dlań kwestiach, wymienionych w poprzednim wpisie, gdzie była mowa również o tym, że Chiny najpewniej okażą się głównym beneficjentem kryzysu wywołanego m.in. właśnie przez wojnę na Ukrainie.
W ostatnich tygodniach władze ChRL nałożyły lockdown na Szanghaj i na wiele innych chińskich, nierzadko wielomilionowych metropolii, którym to informacjom towarzyszą przerażające nagrania. Całe miasta, na czele z Szanghajem, zamieniane są de facto w wielomilionowe, „stacjonarne” gułagi. Lockdowny są wprowadzane oczywiście z rzekomych powodów sanitarno, ekonomicznych, jednak faktyczna przyczyna leży gdzie indziej. Po pierwsze, wierchuszka KPCh przechodzi już na dobre z chińskiej wersji NEP do modelu przypominającego panowanie Mao, tyle, że korzystającego z najnowszych zdobyczy technologii. Po drugie wydaje się, że jest to – jak pisze Igor Witkowski – skoordynowana z Moskwą „gra na kryzys”. Chodzi tu o zerwanie łańcuchów dostaw, pompowanie cen żywności, a przez to – podważenie i destabilizacja gospodarek zachodnich. Chiny pomagają również Federacji Rosyjskiej w tworzeniu alternatywnego wobec SWIFT systemu wymiany informacji bankowych i finansowych. W grę wchodzi połączenie się rosyjskiego SFPS opartego na rublu z opartym na renminbi chińskim CIPS, co przede wszystkim pozwoliłoby Moskwie ominąć część sankcji obejmujących system finansowo-bankowy. Jest to także – w optyce Moskwy i Pekinu – kolejne działanie w ramach operacji dedolaryzacji światowego systemu finansowego. Tak samo, jak projekt odejścia od dolara w rozliczeniach za ropę naftową i gaz z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Dedolaryzacja gospodarki światowej doprowadziłaby do zubożenia społeczeństwa amerykańskiego, a tym samym byłaby atakiem w jeden ze środków ciężkości Zachodu.
Ponadto, duża część prosowieckiego dezinformacyjno-propagandowego contentu w internecie jest tworzona nie tylko przez Sputnik, TASS czy Russia Today, ale ma swoje źródło w… chińskich mediach państwowych.
***
Rosja Sowiecka aktualną fazę wojny o Ukrainę (bo wojna trwa, przypomnijmy, od 2014 roku) przegrywa. Prawdopodobnie celem tej kampanii początkowo miało być zdobycie rządowej dzielnicy Kijowa w celu osadzenia tam rządu całkowicie podległego Moskwie, po czym miało nastąpić przejecie „reszty” kraju na drodze operacji wojsk pancernych, zmechanizowanych oraz idącej za nimi bezpieki. Z powodu jednak świetnej ukraińskiej koncepcji działań na szczeblu operacyjnym i taktycznym oraz potężnemu wsparciu ze strony większości państw zachodnich, ale także wymienionych wyżej krajów niezachodnich, a zagrożonych neobolszewizmem, Moskwa musiała radykalnie zmienić cele wojny, którymi stały się – w największym skrócie – zdobycie i utrzymanie Donbasu oraz pomostu lądowego na Krym, a także działania mające na celu sparaliżowanie Ukrainy oraz brutalny terror wobec ludności cywilnej i jej eksterminacja.
Dlaczego „druga najsilniejsza armia świata” jest pokonywana przez o wiele mniejszego sąsiada? Przyczyny klęski Federacji Rosyjskiej wyjaśnia w swoich wpisach Kamil Galiejew, analityk Wilson Center. Jak pisze we wstępie, „klucz do zrozumienia leży w sowieckiej/rosyjskiej doktrynie wojskowej, która jest kontekstem bieżących wydarzeń i pomaga przewidzieć dalsze działania Rosjan.” Błędami zaś wielu analityków piszących o aktualnej wojnie są według Galiejewa: przeszacowanie „rosyjsko-sowieckiej armii”, niedocenianie armii ukraińskiej oraz ignorowanie politycznych celów Moskwy. Galiejew wskazuje przede wszystkim na to, iż armia Federacji Rosyjskiej „to tylko powierzchownie zreformowana armia sowiecka. I armia sowiecka była wielozadaniowym narzędziem przeznaczonym do: 1) wygrania wojny nuklearnej, 2) zbierania ziemniaków, 3) pacyfikowania państw satelickich.” Sama już wielozadaniowość implikuje to, że tak naprawdę żadne z tych postawionych zadań nie może być prawidłowo zrealizowane. Przeznaczenie do wojny, w której na masowa skale miała być użyta broń atomowa powoduje, że armia nie jest w stanie prowadzić wojny konwencjonalnej, a co dopiero mówić o wygraniu takowej. Użycie wojska do „akcji żniwnych”, a co więcej, opieranie systemu promocji między innymi w oparciu o nie jest po prostu osłabieniem zdolności bojowych wojska poprzez zadania, które niejako z definicji nie powinny leżeć w jego zakresie odpowiedzialności.
I wreszcie dochodzimy do trzeciego punktu, czyli do pacyfikacji krajów satelickich. Według Galiejewa, „wojna-Z” była wprost inspirowana sowiecką operacją „Dunaj”, czyli pacyfikacją komunistycznej Czechosłowacji w 1968 roku. Zarówno operacja „Dunaj”, jak i inwazja na Ukrainę w 2022 roku miały pewne podobieństwa: obie miały miejsce po manewrach, podczas obydwu operacji żołnierze i część kadry nie wiedziała o tym, że zaraz udaje się na wojnę. Obie zaczynały się tez od desantu spadochronowego, który miał uchwycić najważniejsze lotniska (węzły transportowe), obalić władze i przygotować teren pod przybycie wojsk lądowych. Tyle tylko, że Ukraina zaczęła stawiać opór już na etapie desantu na lotnisko Hostomel pod Kijowem, gdyż, jak wskazuje Galiejew, Siły Zbrojne Ukrainy były już przygotowane do inwazji, zwłaszcza do walki z WDW (Wojskami Powietrznodesantowymi), które, wg Galiejewa, są „[…] zasadniczo wychwalanymi silami policyjnymi, niezdolnymi do starcia z regularną armią. Nic dziwnego więc, że zostały zniszczone”. Kolejnym błędem Moskwy podczas inwazji na Ukrainę, wynikającym z przeznaczania sił zbrojnych do operacji pacyfikacyjnych, było użycie zbyt małej ilości wojska. Podczas, gdy Czechosłowację atakowało 500 000 żołnierzy, to Ukrainę, mającą armię o liczebności około 300 000 żołnierzy atakuje się silami liczącymi około 160-190 tysięcy wojska. Siły Federacji Rosyjskiej składały się jednocześnie właściwie tylko z jednego rzutu, bez drugiego i trzeciego (przeznaczonych do okupacji i rotowania pododdziałów pierwszorzutowych). Wojska FR nie miały też odpowiedniego wsparcia logistycznego. Dlatego, że „specjalna operacja wojskowa” miała być w koncepcjach sowieckich strategów szybką akcją pacyfikacyjną, nie napotykającą na opór Ukraińców.
Jedynym konfliktem (o tym akurat Galiejew nie pisze, jest to mój wniosek), w którym sowiety zmierzyły się w regularnej wojnie z przeciwnikiem o podobnym potencjale strategicznym była II wojna światowa, i to dlatego, że znalazły się akurat w obozie wrogów III Rzeszy Niemieckiej i z tego powodu były przez Aliantów wspierane. Wszystkie właściwie konflikty, które miały miejsce po roku 1945 to de facto akcje pacyfikacyjne, wojny rewolucyjne, albo udziały w konfliktach w charakterze „doradców” i politycznych patronów; wszystkie z definicji bardzo wyniszczające i brutalne. We wszystkich tych operacjach większą bądź mniejszą rolę odgrywali lokalni (komunistyczni) kolaboranci. Również tego elementu zabrakło sowieciarzom podczas aktualnej inwazji na Ukrainę.
***
Jedynymi „silnymi kartami” Kremla w dalszym przebiegu działań wojennych przeciw Ukrainie, Zachodowi i Wolnemu Światu są: strategia celowego dokonywania zbrodni i eksterminacji niewinnej ludności cywilnej, groźba użycia broni masowego rażenia, chińsko-moskiewska „gra na kryzys” oraz działalność agentur wpływu i użytecznych idiotów na zachodzie. Te jednak mogą paradoksalnie zadziałać dokładnie odwrotnie, zwiększając wolę oporu u zaatakowanych.
Aktualna wojna uruchomiła – niezależnie od jej dalszego przebiegu, pewne długofalowe procesy, o charakterze zarówno politycznym, jak i geostrategicznym i metapolitycznym. Po pierwsze, Ukraina praktycznie od roku 2013, w ogniu trwającej wojny, desowietyzuje się i stopniowo wyzwala się, począwszy od poziomu mentalności narodu i elit, nie tyle i nie tylko z dziedzictwa panowania Rosji, co z niewoli komunistycznej. Po drugie, świat wydaje się być bardziej świadomy totalitarnego, neokomunistycznego zagrożenia. Po trzecie, walka Ukrainy, Zachodu i całego wolnego świata przeciwko blokowi neobolszewickiemu (osi Pekin-Moskwa) będzie trwać i skutkiem jej może być osłabienie tegoż bloku.
Galiejew pisał wprost, że od 1945 ruska armia nigdy nie walczyła z regularną armią przeciwnika. Natomiast co do "USA, NATO, cały tzw. „kolektywny Zachód” jedynie jeszcze bardziej wzmacniają i konsolidują sojusze wojskowe i polityczne", to nie jestem aż tak optymistycznie nastawiony, bo jednak nadal nie ma stałych baz NATO na wschód od Odry, a pompowane są przede wszystkim amerykańskie bazy w Niemczech. U nas to niestety nadal obecność rotacyjna.
OdpowiedzUsuńMusiałem przegapić akurat ten fragment, w którym Galiejew odnosił się do II ws, albo było to w innym wpisie.
Usuń"[...] jednak nadal nie ma stałych baz NATO na wschód od Odry."
Owszem, przydałaby się obecność stała, ale dla nas istotne jest to, ze w odpowiedzi na sowieckie (sino-moskiewskie) zagrożenie w dużym tempie ja zwiększono. A to, ze jej nie ma i USA skupiają się na Niemczech wynika moim zdaniem m.in. z tego, iż Niemcy dalej muszą być objęte szczególną amerykańską kuratela, co zresztą praktyka ostatnich 30 lat pokazuje. Gdyby Amerykanie całkowicie odpuściły Niemcy, to być może te otwarcie przystąpiłyby do budowy osi kontynentalnej Berlin-Moskwa-Pekin, a poza tym mogliby powrócić otwarcie do najlepszych, pruskich, narodowosocjalistycznych (rzecz jasna w innej odsłonie) i enerdowskich tradycji. I dodajmy do tego jeszcze diasporę islamska (imam Al Husseini się kłania) i - o czym mało się mówi - rosyjska...
Cóż. W strategicznym interesie Niemiec było i jest stworzenie wspólnie z Rosją (przy wsparciu Francji, a po trupach oponentów) konstrukcji geopolitycznej większej i silniejszej od USA (a może i/lub) ChRL.
UsuńTu nie mamy co być naiwni i się oszukiwać. 😐
Pod tym względem USA (ale i liczne polskie środowiska) trafnie od lat krytycznie oceniały niemieckie (ale i francuskie) karmienie putinowskiej Rosji kanałami gospodarczymi.
Sam fakt, że Niemcy mają się teraz uzbroić, napawa mnie daleko idąca obawą. Obojętnie kto by w DE miał rządzić.
Co prawda, w tej chwili to są zbrojenia raczej NIE w celu wykonania jakiegoś agresywnego ruchu, jak w początku 20w i latach 30-tych, bo niemieckie elity polityczne i gospodarcze nie mają żadnego planu, ani pojęcia gdzie są i co robić, ani agresywnego, ani ogólnie o swoim miejscu w Europie i świecie.
To powiedziawszy, oczywiście się nad tym zastanowią i czarny scenariusz brzmi “jest *ujowo, nie mamy pojęcia co robić, ale akurat mamy armię, może dogadajmy się z Moskalami i coś zrobimy?” W tym kontekście to jest niepokojące.
A, że ja jako technik, często naznaczany bywam “Prawem Murphy’ego”, nadaję temu właśnie kontekstowi odpowiednią wagę uwagi. I myślę, że amerykanie myślą i postępują podobnie ;-)
Chociaż czytając to
Usuńhttp://komentatoreuropa.pl/page103.html
https://www.welt.de/debatte/kommentare/article236220944/Der-Juso-Olaf-Scholz-war-der-DDR-ein-Partner-im-Friedenskampf.html
zasadnym zdaje się, że jest pytanie o to, jak bardzo ta niemiecka polityka jest teraz faktycznie zagubiona, a jak dalece takie wrażenie swoją maskirowką sprawia/sprawiać chce…
@ PawelW
OdpowiedzUsuńPełna zgoda, z jednym "ale". Niemcy, Francja, FR I ChRL chcą niejako razem stworzyć paneurazjatycki Blok Kontynentu. To Niemcy są w Europie nośnikiem interesów Moskwy, ale i oni najgłośniej opowiadali się te za przyjęciem umowy inwestycyjnej UE-Chiny.
A tutaj jeszcze jeden głos potwierdzajacy nasze intuicję względem Niemiec: https://www.facebook.com/100000386012222/posts/5312859542070194/
Co do Chin mam z tyłu głowy następujące fakty.
Usuń- Rosja, po "resecie" z Obamą i po wycofaniu ciężkich sił amerykańskich z Europy oraz zlikwidowaniu jednej amerykańskiej floty, do spółki z Niemcami i Francją ogłosili tworzenie "Uni od Lizbony do Władywostoku"
- Zaraz po tym ChRL podpisało z Polską umowę o współpracy strategicznej i w 2013 polscy generałowie brali udział w ćwiczeniach wojskowych w Quingdao
- czegoś się tam dowiedzieli i przekazali dalej amerykanom, bo zaraz amerykanie zorganizowali Majdan na Ukrainie
Te fakty można różnie interpretować. Jedną z możliwych interpretacji jest to, że ChRL włożył kij w szprychy planom Rosji i Niemiec... jeżeli tak by faktycznie było, to ... to nie wiem, co o tym sądzić. Gra z mojego punktu widzenia jest i tak już wystarczająco skomplikowana.
Ad 1. Potem ta Unia rozszerzyła się, oczywiście na poziomie koncepcyjnym w tzw. Partnerstwo Wielkiej Eurazji (nie wiem, czy dobrze tłumaczę z angielskiego "Greater Eurasian Partnership)
UsuńAd 2. Jednocześnie trwała era miłości i pojednania polsko-rosyjskiego (o tym, tzn o łączeniu się resetu polsko-sowieckiego z zacieśnianiem więzów z Pekinem fajnie pisał Scios)
Od jakiegoś czasu to USA-UK z udziałem Polski, Japonii, Korei PD, Australii, Kanady i NZ wkładają szprychę Sino-sowieto-germanii
@Anonimowy
Usuń"era miłości i pojednania polsko-rosyjskiego"
W sumie to też wygląda logicznie... amerykanie najpierw wywrócili Rosji Ukrainę, a następnie wywalili w PL prokontynentalny rząd i prezydenta... i zorganizowali sobie proatlantycki rząd i prezydenta.
Nie ma osi Moskwa - Pekin, jest natomiast blok BRICS którego celem jest wyrugowanie waluty amerykańskiej jako głównego środka płatniczego w światowym handlu. Autor pisząc o "światowym bloku bolszewickim" dowodzi, że potrzebna mu poważna terapia psychiatryczna. Zapewne nie był w żadnym z krajów BRICS i swe wynaturzenia tworzy na bazie zasłyszanych w sieci opinii. Szkoda czasu na te pierdoły... żegnam
OdpowiedzUsuń