Aspekt
militarny
W
dniach 24-27 lipca 2017 r. na wodach Morza Bałtyckiego, w
bezpośredniej bliskości eksklawy kaliningradzkiej odbył się
pierwszy etap ćwiczeń marynarek Federacji Rosyjskiej i ChRL pod
kryptonimem „Morskie Współdziałanie 2017”. Etap drugi ma odbyć
się we wrześniu na wodach Morza Ochockiego i Morza Japońskiego.
Manewry „Morskie Współdziałanie” odbywają się cyklicznie od
roku 2012. Pierwsze ćwiczenia z tego cyklu odbyły się na chińskich
wodach w pobliżu Qingdao, drugie, w roku 2013 na wodach Zatoki
Piotra Wielkiego na Dalekim Wschodzie Rosji, trzecie w roku 2014 w
pobliżu Szanghaju, czwarte w roku 2015 we wschodniej części Morza
Śródziemnego oraz na wodach Morza Ochockiego i Japońskiego.
Zeszłoroczna iteracja odyła się na wodach Morza
Południowochińskiego. Aktualne ćwiczenia „Morskie
Współdziałanie” to pierwsze ćwiczenia oddalone o tak duży
dystans od obszaru komunistycznych Chin i jednocześnie odbywające
się tak blisko granic NATO.
W
bałtyckiej części manewrów wzięły udział trzy okręty chińskie
i dwa okręty sowieckie. Ze strony chińskiej były to niszczyciel
rakietowy typu 052D CNS „Hefei”, fregata rakietowa CNS „Yuncheng” typu 054A i okręt zaopatrzeniowy CNS „Luomahu” typu 903A. Strona
sowiecka wysłała na wody w rejonie Bałtijska dwa okręty wojenne:
korwety rakietowe typu
20380: „Stierieguszczij” i „Bojkij”. W ćwiczeniach
uczestniczyło również sowieckie lotnictwo w sile jednego samolotu
myśliwskiego, śmigłowiec szturmowy Ka-52 Aligator oraz pododdziały piechoty
morskiej ChRL (znajdujący się na pokładzie Luomahu) i Rosji
Sowieckiej. Okręty marynarki Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej
wypłynęły z portu na wyspie Hainan już 18 czerwca i po drodze
przeprowadziły strzelanie artyleryjskie na wodach Morza
Śródziemnego.
Oficjalnym
celem chińsko-sowieckich manewrów morskich na Bałtyku była
poprawa skuteczności współdziałania marynarek wojennych FR i
ChRL, zgrywanie załóg okrętów wojennych obydwu krajów oraz
przeciwdziałanie zagrożeniom bezpieczeństwa morskiego, ochrona
interesów ekonomicznych Moskwy i Pekinu na morzach i oceanach i
usprawnienie dowodzenia wspólnymi operacjami morskimi – na czas
ćwiczeń powołano wspólny, chińsko-sowiecki sztab umieszczony w
Bałtijsku, a językiem urzędowym był język rosyjski. Manewry
oficjalnie zakończyły się w Petersburgu, wspólną defiladą
okrętów z okazji święta marynarki wojennej Federacji Rosyjskiej.
Aspekt
polityczny
Oficjalnie
– jak zapewniali sowieccy i chińscy admirałowie i oficjele, na
czele z Putinem – ćwiczenia te „nie były wymierzone w
jakąkolwiek stronę trzecią”, choć zupełnym „przypadkiem”
odbyły się po rozpoczęciu rozmieszczania elementów tarczy
antyrakietowej w Polsce, w trakcie zwiększania amerykańskiej
obecności na wschodniej flance NATO, po manewrach NATO-wskich „Saber
Strike 2017” na Morzu Czarnym, po wizycie prezydenta USA Donalda
Trumpa w Niemczech i Polsce. Zupełnie też „przypadkiem” za
obszar pierwszej fazy ćwiczeń towarzysze z Moskwy i Pekinu obrali
akwen znajdujący się przy wschodniej granicy NATO. Zupełnie
„przypadkiem”, takie niezależne media, jak sowiecki Sputnik czy
chrlowski „Global Times” piszą o ich znaczeniu jako o
demonstracji politycznej.
Tegoroczna
edycja manewrów „Morskie Współdziałanie” ma wymiar nie tylko
operacyjny, ale właśnie polityczny i propagandowy (to
samo tyczy się zresztą innych manewrów z tego cyklu, a także
wspólnych ćwiczeń innych rodzajów wojsk).
Przede wszystkim należy je oceniać z perspektywy
polityczno-militarnego sojuszu Moskwa-Pekin. Rosja Sowiecka i
komunistyczne Chiny od blisko trzydziestu lat oficjalnie realizują
politykę budowy strategicznej współpracy politycznej,
dyplomatycznej, gospodarczej i wreszcie militarnej, realizowanej na
poziomie kontaktów pomiędzy czynnikami kierowniczymi państw i sił
zbrojnych, współpracy i wymiany wojskowo-technologicznej oraz
organizacji wspólnych manewrów wojskowych na coraz to nowych
obszarach. Bałtyckie manewry mają charakter demonstracji wspólnoty
interesów geopolitycznych Moskwy i Pekinu, zarówno na poziomie
regionalnym („bliskiej zagranicy” obydwu państw) jak i globalnym
– chodzi o wspólną detronizację USA z pozycji światowej
superpotęgi i dezintegrację Zachodu, wspólne ustanowienie
eurazjatyckiej przestrzeni strategicznej (składającej się z
Europy, Federacji Rosyjskiej i ChRL) oraz ustanowienie nowego
porządku świata, którego centrum ma być oś Moskwa-Pekin. Wspólne
manewry na „Błękitnych Wodach” mają zamanifestować właśnie
globalny zasięg sojuszu oraz to, że jego strony wzajemnie się
wspierają w realizacji swoich interesów, zarówno tych wspólnych,
jak i partykularnych.
Z
perspektywy Moskwy, wspólne ćwiczenia morskie z marynarką ChRL to
demonstracja poparcia Pekinu dla jej interesów na terenie Europy,
zarówno Europy Środkowej i Wschodniej, nadal traktowanej przez
Kreml jako strefa bezpośrednich wpływów, jak i Zachodniej. Wybór
Bałtyku jako akwenu, na którym odbyły się ćwiczenia również
nie był przypadkowy – jest to bowiem bardzo mocny sygnał
chińskiego wsparcia dla sowieckiej polityki uzyskania szerszego
dostępu do Morza Bałtyckiego, czy wręcz ustanowienia przez Moskwę
swojej wersji Dominium
Maris Baltici (Bałtyk
stanowi bramę do Oceanu Atlantyckiego),
przejawiającej
się z jednej strony budową gazociągu Nord Stream (i próbą budowy
Nord Stream 2, która może zostać pogrzebana przez amerykańskie
sankcje i eksportu amerykańskich paliw kopalnych), a z drugiej –
wojskowymi prowokacjami wobec Polski, Finlandii, Szwecji, krajów
bałtyckich czy wreszcie USA oraz próbą ustanowienia nad Europą
Środkowo-Wschodnią i Bałtykiem strefy wyłącznej, sowieckiej
kontroli dostępu do przestrzeni powietrznej. Manewry są również
demonstracją poparcia komunistycznych Chin dla Moskwy w obliczu
sankcji nałożonych przez Zachód („GlobalTimes” już pisze o możliwości chińskiego „bailoutu” dla
reżimu kagiebistów), zwłaszcza przez USA, coraz bardziej
asertywnej wobec Rosji Sowieckiej (ale i ChRL) polityki zagranicznej
USA pod wodzą administracji Donalda Trumpa, czy też Polski (a
właściwie ośrodka dyspozycji politycznej skupionego wokół
Antoniego Macierewicza) i krajów bałtyckich. Wcześniej, Moskwa w
podobny sposób – za pośrednictwem wspólnych manewrów –
sygnalizowała poparcie dla Pekinu, na przykład w sprawie chińskich
roszczeń na Morzu Południowochińskim. Ponadto, manewry „Morskie
Współdziałanie 2017” wpisują się w ciąg manewrów i ćwiczeń
wojskowych (kolejne ćwiczenia po bałtyckiej fazie „Joint Sea”
to „Zapad 2017”), przy pomocy których Rosja Sowiecka zamierza
zastraszać kraje Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego i/lub trzymać je
w stanie uległości.
Z
punktu widzenia Chin, manewry były próbą projekcji siły i
obecności na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej, oddalonym
znacznie od macierzystego terytorium i wód Basenu Pacyfiku
Zachodniego, do których Pekin rości sobie prawa. Chiny dążą do
uzyskania dominacji nie tylko w obszarze Pacyfiku Zachodniego i
Oceanu Indyjskiego, ale i na pozostałych oceanach i morzach, co
oznacza konfrontację ze Stanami Zjednoczonymi i mniejszymi krajami.
Państwo to zainaugurowało niedawno polityczno-ekonomiczny projekt
„Nowego Jedwabnego Szlaku” - sieci połączeń pomiędzy Chinami
a obszarem Eurazji (i Afryki Wschodniej) oraz inwestycji
infrastrukturalnych w krajach Eurazji. W skład NJS ma wchodzić
również sieć połączeń morskich, które wymagają – z punktu
widzenia Pekinu – odpowiedniego zabezpieczenia militarnego. Nowy
Jedwabny Szlak w planach decydentów z chińskiej kompartii ma zostać
scalony z innymi inicjatywami integracyjnymi: prowadzonymi przez
Moskwę, na czele z Eurazjatycką Unią Gopodarczą (o czym pisze
właśnie w kontekście omawianych manerwów „Global
Times”)
oraz europejskimi – Unią Europejską i pomniejszymi. Głównym
partnerem ChRL w budowie tego projektu stała się Moskwa. W
długofalowej strategii budowania politycznych wpływów, ekspansji i
uzyskania statusu światowego mocarstwa przez komunistyczne Chiny,
Rosja Sowiecka pełni bardzo ważną rolę – nie tylko głębokiego
zaplecza ekonomicznego i surowcowego, ale też nośnika regionalnych
i światowych interesów Pekinu, swego rodzaju geopolitycznego „pasa
transmisyjnego” i „żandarma”. Kagiebowskie elity polityczne
rządzące Federacją Rosyjską aprobują swoją rolę w chińskiej
megastrategii, widząc w niej zyski dla siebie.
Długofalowa,
wspólna strategia Pekinu i Moskwy trafiła jednak w ostatnim czasie
na poważną przeszkodę, jaką jest powrót amerykańskiego imperium
i odbudowa nadszarpniętej przez rządy Obamy i Clinton –
kryptokomunistów i globalistów – polityczno-militarnej i
ekonomicznej potęgi USA. Niezwykle ważnym czynnikiem jest również
przewaga technologiczna centrum „sojuszu Zachodu” nad wciąż
zacofanymi pod tym względem ChRL i Federacją Rosyjską. Flota
chrlowskich „niszczycieli lotniskowców” - bo tak określa się
typ 052D – nie powinna nadszarpnąć potęgi amerykańskiej
marynarki wojennej, której główną siłą są lotniskowe grupy
bojowe, przynajmniej dotąd, dokąd ChRL nie stworzy równoważnych
im sił, o marynarce wojennej Rosji Sowieckiej nie wspominając.
Wydaje się też, że nawet połączone siły tych dwóch państw
prawdopodobnie nie byłyby w stanie stawić czoła potędze Imperium
Americanum, opierającego swą siłę na panowaniu na morzach i
oceanach, głównie z przyczyn zapóźnienia technologicznego, nad
którego niwelacją skądinąd obie strony (ChRL i FR) pracują. Inna
sprawa to fakt, że działania militarne – zarówno mające
zastraszyć wroga manewry, jak i działania wojenne o niskiej
intensywności – mają w strategii Moskwy i Pekinu zadanie
komplementarne wobec faktycznie groźnych „działań aktywnych”,
prowadzonych głównie przez bezpieki, specsłużby i ośrodki
propagandowe.
Sojusz
Pekin-Moskwa, tzw. „nowa zimna wojna” a sprawa polska
Bałtycka
faza manewrów „Joint Sea 2017” to również czytelny i wyraźny
sygnał ze strony Moskwy i Pekinu wobec Polski. Po pierwsze, jak
napisałem wyżej, wpisują się one w sowiecką taktykę
zastraszania krajów regionu przy pomocy manewrów. Po drugie jest to
sygnał, że w kwestii Polski, ale i całego rejonu Międzymorza
Chiny będą wspierać kagiebowskiego sojusznika, a w każdym razie,
nie będą działać przeciwko Moskwie. Wbrew temu, co chcieliby
widzieć zwolennicy mitów o „Chińczykach na Syberii”,
„nieuchronnym konflikcie chińsko-rosyjskim”, „polsko-chińskiej
granicy na Uralu” i o Nowym Jedwabnym Szlaku, którego projekty
infrastrukturalne rzekomo zmodernizują Polskę. Podłączenie Polski
do tej i innych ostatnio wdrożonych chińskich inicjatyw oznaczałoby
już trwałe zaprzepaszczenie szans na odzyskanie przez Polskę
suwerenności i niepodległości oraz trwałą redukcję kraju i
regionu Międzymorza do roli „trasy W-Z” na zachodnim odcinku osi
Pekin-Moskwa-Berlin i chińskiej montowni (zamiast niemieckiej, jak
do tej pory). ChRL, ze swoimi projektami infrastrukturalnymi i
logistycznymi, pełniłyby w tym układzie – jak określił to dr
Jerzy Targalski – rolę „zastępczej Rosji”, wchodząc w te
sektory gospodarki i polityki (ze wskazaniem na gospodarkę), których
Rosja Sowiecka opanować nie da rady. Przystąpienie do chińskiego
projektu „Pasa i Szlaku” wymagałoby też od Polski podjęcia
„resetu” z Rosją Sowiecką – państwem, które w niejako
naturalny sposób jest jednym z ważniejszych elementów tego
przedsięwzięcia.
Zwraca
też uwagę jeszcze jedna rzecz – manewry „Joint Sea 2017”
zbiegły się w czasie z próbami pełzającego puczu/destabilizacji,
w którym głównym czynnikiem jest z jednej strony sieć organizacji
finansowanych i inspirowanych z zagranicy (przez zachodnich
globalistów z Sorosem na czele, ale również przez sowieciarskich
oligarchów), z drugiej zaś – działania mające zneutralizować
rząd PiS, między innymi poprzez usunięcie/marginalizację
proniepodległościowego i antysowieckiego Antoniego Macierewicza.
Zapowiedzi kolejnych sowieckich manewrów wojskowych zbiegają się
zaś w czasie z zapowiedziami kolejnych „happeningów”
totalitarnej opozycji i różnego rodzaju „obywateli PRL”,
inspirowanych przez „Ubekistan”.
Dr Targalski stwierdził niedawno, że Sorosa mógł ktoś wynająć. Czy nie wydaje Ci się Jaszczurze, że Soros to taki globalista wystrugany przez sowietów, od początku realizujący ich politykę?
OdpowiedzUsuńPS. Gratuluje kolejnej świetnej i ważnej notki.
U globalistów z Zachodu praktycznie od "zawsze" predominuje chęć do kolaboracji z bolszwikami ze Wschodu: ZSRS/FR i ChRL. I również wynika to ze wspólnych, albo przynajmniej niesprzecznych interesów Moskwy, Pekinu i różnych zachodnich "Cities".
UsuńPoza tym, to właśnie lobby MUSI być infiltrowane przez FSB, SWR, Guanbu.
Zatem to, o czym piszesz w ślad za Darskim jest całkiem niewykluczone. Ponadto, Soros to o tyle świetny wykonawca sowieckich operacji false flag, że przy jego udziale można dowolnie rozgrywać i rządzić swoimi ofiarami - dzięki Sorosom sowieci mogą np. stawiać się w roli katechonów i obrońców Polski, Świętej Rusi i Słowiańszczyzny przed wrażymi zakusami międzynarodowego Żydostwa.
I w tym kontekście warto byłoby przyjrzeć się też życiorysowi Georgy'ego Sorosa. Czy "węgierski Żyd" nie jest aby idealnym kandydatem na sowieckiego nielegała?
Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńMam zasadnicze pytanie (nawiązujące do dyskusji, która toczy się aktualnie w Podziemiu):
http://wydawnictwopodziemne.com/2017/07/15/trump/
Piszesz, że sowiecko-chińskie manewry na Bałtyku to próba zastraszania Polski i krajów potencjalnie zainteresowanych projektem Intermarium. Czy wobec tego można już przyjąć, że są to państwa całkowicie niepodległe i suwerenne, skoro komuniści uciekają się do zewnętrznych działań? Czy agentura, którą sowieci wszczepili w strukturę państw w rodzaju III RP już się zużyła i przestała być aktywna? A może działania takich ludzi, jak Macierewicz doprowadziły do zmiany staus quo? Czy też może to nie Macierewicz, tylko służby amerykańskie posprzątały nasze rodzime podwórko, przygotowując teren pod budowę projektu Międzymorze?
A może nic się nie zmieniło i sytuację wciąż kontrolują towarzysze z Łubianki? Pardon, Jasieniewa...
Odpowiadając na Twoje pytania z tego i poniższych komentarzy:
Usuń1. Zastraszenie Polski i innych krajów rejonu są moim zdaniem celem, ale nie jedynym, ani nie głównym tych manewrów.
2. Idąc dalej - czy Polska to państwo niepodległe i suwerenne? Moim zdaniem, aczkolwiek mogę się mylić, Polska jest w trakcie próby uzyskiwania suwerenności i niepodległości, przy czym siły chcące to uczynić nie tylko są słabe w porównaniu z siłami sowiecko-niemiecko-globalistycznego układu, co tkwią w konfuzji pojęciowej, biorąc pookrągłostołową fasadę za stan faktyczny - kaleką, nieudaczną, ale niepodległość. Poza tym tkwią w polrealistycznych, chrześcijańskich (posoborowo-modernistycznych) i solidarnościowych zabobonach metapolitycznych. Siły te są podzielone na frakcje, z których większość pragnie się za cenę udziału we władzy, ułożyć z "Ubekistanem" i jego zewnętrznymi mocodawcami (w tym - z sowieciarzami).
3. Niestety nie mam wiedzy "wewnętrznej", żeby móc odpowiedzieć na pytanie, czy za obecną sytuacją stoi ośrodek władzy związany z Macierewiczem, czy ludzie Trumpa (właściwie powinniśmy mówić o ludziach z otoczenia Trumpa, z gen. Jimem Mattisem na czele). Tu jesteśmy skazani na poszlaki, domysły i hipotezy...
4. Na pewno zużyło się lewicowe i demoliberalne skrzydło sowieckiej agentury w Polsce. Dlatego obecne działania sowieciarzy (i ich zachodnich "kontrahentów") skupiają się na tym, by wywołać w Polsce stan permanentnego chaosu i paraliżu - docelowo być może rządu "PiS-light", bez Macierewiczów i innych hamulcowych, złożonego z technokratów i skupiającego się na kolejnej wersji "małej stabilizacji" i sprawach socjalnych. Obawiam się, że ta prognoza, zresztą sformułowana przez wspominanego tu dra Darskiego, jest bardzo bliska spełnienia. Wówczas sytuacja wróci do stanu pełnej kontroli przez towarzyszy-czekistów (z udziałem towarzyszy chińskich i post-enerdowskiej nomenklatury).
5. Czy PRL-2/III RP można "przekształcić" w Wolną Polskę? Moim zdaniem - tak. Ale warunkiem sine qua non jest ostra, bezkompromisowa i konsekwentna dekomunizacja, desowietyzacja i usunięcie wpływów zachodnich sojuszników sowieciarzy. To da się osiągnąć co najmniej przez kombinację działań policyjnych, specjalnych i administracyjnych, konsekwentnie prowadzoną. Ale to zostało właśnie wykolejone przez "Ubekistan".
Pozwolę sobie zabrać głos/klawiaturę przed gospodarzem. To ciekawy problem. Na pewno nie jesteśmy krajem suwerennym o czym świadczy olbrzymia agentura zarówno ta klasyczna jak i wpływu i ogromna ilość "pudeł rezonansowych", aktywnych głównie w internecie, ale nie tylko. Dlatego jakiekolwiek zmiany, jak na razie przecież głównie kosmetyczne, idą tak opornie. Poza tym mamy "bezpieczniki systemu", które kontrolują, aby kluczowych zmian tak naprawdę nie było. Stąd taka niby -partia jak Kukiz'15. Tak interpretuję też ostatnie działania prezydenta, choć może się mylę (chciałbym).Albo on sam, albo ktoś z jego najbliższego otoczenia to "bezpiecznik". Jednakże kraje tzw. Zachodu nie są także suwerenne, mimo tego, że armia sowiecka nigdy tam nie dotarła. Stały się one w mniejszym lub większym stopniu "zsowietyzowane" metodą Gramsci'ego i Nowej Lewicy i jako takie są spenetrowane przez neosowieckie służby. Dotyczy to także USA. Więc jest u nich, odwracając słowa komisarza Ryby - "lepiej, ale niewiele lepiej"...
OdpowiedzUsuńPanie Łukaszu,
OdpowiedzUsuńNo dobrze, kraje Zachodu są rozkładane graqmscistowskim marszem przez instytucje i staczają się w kierunku nowej wersji komunizmu. To dla mnie oczywisty fakt. Ale Francja, czy USA to państwa z prawdziwego zdarzenia, niepodległe, i chyba jednak suwerenne, tyle że toczone śmiertelną chorobą. Mnie interesuje inna kwestia. Czy III RP, stworzona przecież przez komunistyczne służby na rozkaz z Kremla, przez komunistów dla komunistów pod koniec lat 80-tych, jest w stanie przy użyciu metod "demokratycznych" (cudzysłów celowo użyty) przeistoczyć się w wolną Polskę?
Pytanie wcale nie jest retoryczne. Być może bezpieczniki systemu i agentura, o których Pan pisze ulegają zużyciu, a tworzenie nowych struktur zajmuje zbyt wiele czasu i proces ten nie nadąża za zmianami na światowej arenie? Albo może, wręcz przeciwnie, komuniści (chińscy, sowieccy, europejscy) grają tylko na innych nutach i stan wyjściowy nie uległ zmianie? Może nadal III RP, tak jak inne twory gorbaczowowskiego NEP-u to tylko komunistyczne fasady?
Panie Jacku,
OdpowiedzUsuń"Czy III RP jest w stanie przy użyciu metod 'demokratycznych' przeistoczyć się w wolną Polskę?"... No cóż, jak mawiał klasyk III RP - TW "Ketman", "doskonałe pytanie"... Wygląda na to, że nie, choć próby są - vide działalność ministra Macierewicza. Może przy wsparciu Amerykanów coś uda się wywalczyć. Myślę jednak, że aby to amerykańskie wsparcie było skuteczne musimy sami wykazać się determinacją - pokazać naszym sojusznikom, że nam zależy, tak jak zrobił to Izrael podczas wojny sześciodniowej. Wcześniej Amerykanie nie byli skorzy do popierania Izraela na większą skalę widząc w nim państwo, które stanie się częścią bloku sowieckiego. U nas tymczasem prezydent hamuje ważną reformę i wdaje się w przepychanki z MON w sprawie nominacji generalskich. Czyli staje po stronie układu/agentury, dając sygnał, że nic nie ma się zmienić. (Chyba że to manewr taktyczny, krok do tyłu, żeby zrobić dwa do przodu...) Tak czy inaczej, jak dotąd metody "demokratyczne" służyły u nas tylko do budowy neopeerelu...
Szanowni Panowie,
OdpowiedzUsuńTzw. "wolny świat" stacza się w gramsciański bolszewizm, ale tego samego nie da się powiedzieć o prlu. Jeżeli np. dzisiejsza Francja nie jest suwerenna, to nie ze względu na gramsciański marsz przez instytucje, ale z powodu istnienia niuni europejskiej, ale czy to samo można powiedzieć o prlu??
Innymi słowy, Zachód się stacza, a prl się "wydobywa" (rzekomo), więc są bardzo do siebie podobne. Naprawdę?? W czym staczająca się Ameryka może wspomóc rzekomo wydobywający się prl? Pomijam tu Trumpa, bo dość już o tym bucu.
Ponieważ powyższe porównania wydają mi się gmatwać raczej niż wyjaśniać, pozwolę sobie nieśmiało prosić: Czy zechcielibyście Panowie wypowiadać się jaśniej? Mam wrażenie, że mówicie coś takiego: prl może i nie jest suwerenny, ale kto jest? A w takim razie, nie jest tak źle! Czy taka jest konkluzja?
Szanowny Panie Michale,
OdpowiedzUsuńRzeczywiście można odnieść takie wrażenie, po moich przynajmniej wypowiedziach, że "koło w traktorze się zepsuło, ale trzy pozostałe są dobre!" Konkluzja powinna być taka - jest źle, my jesteśmy nadal peerelem, a Zachód się stacza/stoczył...
Panie Michale,
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nazywanie III RP peerelem jest z metodologicznego punktu widzenia nieprecyzyjne i wprowadza zamieszanie (chociaż mi samemu zdarza się używać tej nazwy). Oczywiście intencją jest tu zaznaczenie, że ten twór pochodzi z sowieckiego nadania i nie stanowi kontynuacji II RP. Ale są przecież oczywiste różnice pomiędzy PRL a tym obecnym państwem. Z czysto naukowego, historycznego punktu widzenia chyba należałoby te byty rozróżnić nazwą. Czy według Pana taka metodologia ma w ogóle jakieś znaczenie? A jeśli tak, to czy nie warto by było zdefiniować w sposób ścisły, naukowy, na czym polega fasadowość państwa zwanego III RP?
Różnica pomiędzy PRL-em, nazwijmy to, przedmagdalenkowym, a PRL-2/III RP polega zasadniczo na dwóch rzeczach:
Usuń1. Komuniści zamienili - trzymając się schmittiańskich pojęć politycznych - władzę bezpośrednią na władzę pośrednią, zakulisową.
2. Sowieci dopuścili do "zarządu" podmioty z zachodu, co nie oznacza jednakowoż wyjęcia Polski z obszaru "bliskiej zagranicy" Federacji Rosyjskiej/ZSRS-2. Władza polityczna, sensu stricte, nad służbami specjalnymi i wojskiem, ma należeć do sowieciarzy, sektor gospodarczy może być sprzedany graczom zachodnim, co daje towarzyszom z KGB/FSB możliwość dojenia zachodu z kasy i technologii (zwróć uwagę, że świetnie to opisał płk. Wroński w "Czasie nielegałów").
3. Dopuszczone do władzy są siły niekomunistyczne, o ile nie przekraczają "Grubej kreski", które to określenie tow. Mazowieckiego należy interpretować nie tylko jako rezygnację z dekomunizacji, ale też jako granicę wpływów politycznych komunistów i sowieciarzy. Ośrodek władzy, który tą "Grubą kreskę" przekracza albo jest temu bliski, jest obalany (1992, 2007, 2010, stan obecny).
Drogi Panie Jacku,
OdpowiedzUsuńJestem zawsze za uściślaniem (ktoś nawet ostatnio napisał, że mam "kabalistyczną wiarę w magię dochodzenia znaczeń" czy jakoś podobnie), więc koniecznie zajmijmy się różnicami między prlem, a tym co się dziś nazywa iiirp. Z naukowego, historycznego, prawnego, moralnego, politycznego, teoretycznego, praktycznego, fizycznego, metafizycznego, a choćby nawet z metabolicznego i ekumenicznego punktu widzenia. To chyba przerasta ramy komentarza, poza tym odbiega od tematu artykułu p. Jaszczura, ale jak Pan wie, wrota Podziemia stoją otworem.
Wie Pan także na pewno, że ja nazywam toto prlem bis, ale Darek R nie lubi tego określenia, bo zaciera ono zasadniczą ciągłość państwową. Mamy zatem trzy stanowiska: nieprzerwana jedność, nowe wcielenie albo "coś innego" o cechach suwerennych, ale zasadniczo fasadowe. Oczywiście jest także czwarta pozycja, wyznawana przez miliony Polaków, że to jest Wolna Polska, ale to dołóżmy do bajek biskupa Krasickiego.
Zatem definiujmy.
Interesująca jest jeszcze jedna kwestia, bieżąca. Sytuacja w rejonie Pacyfiku, związana z groźbami towarzysza Kima. Czy Panów zdaniem może ona eskalować w otwartą wojnę, czy też może Kim (a wraz z nim Xi i Putin) oraz Trump po prostu w taki sposób artykułują stanowisko negocjacyjne, a sytuacja wróci na tory gry dyplomatycznej.
OdpowiedzUsuńChe Guevara marzył o stu Wietnamach, które pogrążą Amerykę. Mieliśmy już Afganistan, Irak, Syrię i mam wrażenie że blok komunistyczny usiłuje wciągnąć USA w kolejną proxy war, która spowoduje uruchomienie amerykańskiego lewactwa, protestów i dalszą degenerację systemu politycznego i ekonomicznego w USA.
UsuńMyślę, że mimo silnych wpływów rosyjskich do wojny nie dojdzie. Może postrzelają trochę na wiwat i tyle.
System polityczny w Ameryce po prostu uniemożliwia rozwiązanie problemu komunizmu w jedyny możliwy sposób, tj. przez zniszczenie chińskiego i ruskiego ośrodka siły, a nie krajów trzecich.
Panie Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńPisze Pan: Czy PRL-2/III RP można "przekształcić" w Wolną Polskę? Moim zdaniem - tak. Ale warunkiem sine qua non jest ostra, bezkompromisowa i konsekwentna dekomunizacja, desowietyzacja i usunięcie wpływów zachodnich sojuszników sowieciarzy. To da się osiągnąć co najmniej przez kombinację działań policyjnych, specjalnych i administracyjnych, konsekwentnie prowadzoną. Ale to zostało właśnie wykolejone przez "Ubekistan".
Wynikałoby z tego, że toto wolną Polską nie jest. Nie? A jeżeli nie jest, to jak może być jednocześnie przedmiotem "zastraszania"? Na czym ma polegać "sowiecka taktyka zastraszania krajów regionu przy pomocy manewrów"? Po co zastraszać kogoś, kogo się i tak kontroluje? "Sygnały" posyła się na ogół w kierunku politycznych podmiotów, a podmiotowość polityczna tego, co nazywamy prlem bis jest żadna.
Panie Michale,
OdpowiedzUsuńSowieci chcą zastraszyć społeczeństwo, a szczególnie tę jego część, która chciałaby Wolnej Polski, ale boi się wojny. Znam takie osoby, które skapitulują i szybko porzucą swoje ideały, byle tylko nie doszło do żadnej strzelaniny. Takie osoby są też na pewno w establiszmencie, więc i do nich skierowany jest ten psychologiczny straszak. Oczywiście nie jest to główny powód tych manewrów, to tylko "wartość dodana"...
Panie Łukaszu,
OdpowiedzUsuńO której części społeczeństwa Pan mówi? Sowiecka taktyka zastraszania przy pomocy manewrów odnosić się ma do całego rejonu. Proszę łaskawie wyartykułować, na czym ma polegać ten "sygnał". Pytam poważnie. Nie mieszkam w prlu, więc naprawdę nie wiem. Mogę się tylko domyślać, że sowieciarze mówią np. coś takiego: my tu manewrujemy, a wy tam w prlu - co?
Mackiewicz pisał gdzieś, że człowiek, który pod komunistami jest komunistą, a jak komuniści odejdą, staje się Polakiem, nie jest ani komunistą, ani Polakiem, tylko szmatą. Mówmy, proszę, o ludziach. Bojący są zastraszeni, to jest tautologia. Ale jaki sygnał i do jakich ludzi, te manewry mają posłać? Zastraszyć kogo i czym?
W ostatnich wyborach w prl elektorat, znużony rządami jawnych złodziei i aferzystów, wybrał partię, w której znajduje się przynajmniej parę osób o orientacji antykomunistycznej, działających na rzecz sojuszu z USA. Jeśli ubekistan chce dokonać puczu lub przyspieszyć wybory to po to, żeby część owego elektoratu, ta która się boi "wojny z Rosją" nie głosowała w tym rozdaniu na tę partię tylko na inny zestaw literek. I te manewry wojskowe podobnie jak inne elementy wojny psychologicznej są idealne do tej operacji. Ta "zastraszona" część owego elektoratu to nie jest "twarde jądro" wyborców owej partii tylko chorągiewki, ale w demokratycznym teatrze niezbędne. Takie same chorągiewki są też w aktualnym aparacie władzy i je też trzeba przestraszyć, żeby same pogoniły zwolenników ściślejszej współpracy wojskowej z USA...
OdpowiedzUsuńDrogi Panie Łukaszu,
OdpowiedzUsuńWracamy do pytania postawionego przez p. Jacka: co to naprawdę jest to coś, co obaj nazywamy prlem? Z mojego punktu widzenia, branie udziału w wyborach prlowskich, analiza jak kto głosował, kto jest w rządzie, a kto w nierządzie, jest bezpłodna - ponieważ to jest prl.
Orientacja antykomunistyczna też mało tu jest pomocna, bo w końcu i Michnik i Wałęsa nazywali siebie samych antykomunistami.
"Ściślejsza współpraca wojskowa z USA", pisze Pan. Ale współpraca kogo? Ludowego wojska polskiego? Jeżeli to jest prl, a moim zdaniem jest, to czy wyobraża sobie Pan poważnie, że to wojsko NIE jest ludowe? Jaka tu może być współpraca inna niż działanie jako koń trojański?
"Zastraszona część elektoratu" będzie zestrachana czy będą manewry, czy nie. Dlatego już zostawmy te chorągiewki (jakoś podejrzanie to bliskie szmat), a mówmy o ludziach.
Szanowni Panowie,
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nie powinno się sprowadzać do semantyki czegoś co jest przede wszystkim kwestią logiki. Jeśli uznajemy, że obecny twór, określany przez co poniektórych z nas państwem polskim, jest dziełem komunistów, stworzonym dla komunistów, to zadajmy sobie pytanie, w czym różni się, względem tej tezy, od tworu sprzed 30 lat, czy też sprzed 70 lat - wówczas gdy został stworzony. Czy peerel Bieruta i Gomułki różnił się od peerelu Jaruzelskiego z jego "firmami polonijno-zagranicznymi"? Następnie, czy i co takiego mogło spowodować, że przestał nim być. Czy były to "pierwsze wolne wybory" przygotowane przez komunistów dla komunistów, czy może któreś z kolei "wolne wybory" (czy, i które z nich nie były już przygotowanymi przez komunistów dla komunistów.Jeśli tak, to dlaczego?). Czy Bolek zamiast Jaruzelskiego, czy Kaczyński zamiast Millera? Czy może zostanie ministrem obrony narodowej tego tworu przez Macierewicza? Czy może wiara w to, że tak się stało? Warto odpowiedzieć sobie na te pytania. Proponuję logikę bo zdaje mi się ona elementem zdrowego rozsądku.
Drogi Panie Andrzeju,
OdpowiedzUsuńMa Pan oczywiście rację, że nie wolno sprowadzać tego problemu do semantyki, ale p. Jacek ma także rację, że zważywszy konfuzję semantyczną, trzeba się zastanowić, co mamy na myśli, kiedy nazywamy ten twór prlem.
Nie jestem do końca przekonany, czy logika jest tu odpowiednim narzędziem, ale p. Amalryk zawsze mnie poprawia w tym względzie.
Poza tym wszystkie Pańskie pytania powyżej wydają mi się absolutnie rzeczowo słuszne: trzeba na nie odpowiedzieć, by zdecydować, czy to jest prl czy Wolna Polska - czy co? Muszę tu zaznaczyć, że jestem osobiście zainteresowany w tej dyskusji. Otóż jeżeli ktokolwiek mnie przekona, że to jest Wolna Polska, to pakuję manatki i wracam.
Panie Michale,
OdpowiedzUsuńNazywam ten twór peerelem, bowiem jest kontynuacją tego sprzed 30 lat i sprzed 70 lat. Prawną, instytucjonalną i personalną. Dopisuję mu przymiotniki "nowy, wspaniały", ponieważ jego instrumenty i maska są zmodernizowane: doskonalsze, lepiej dopasowane, lepiej przyswajalne, stwarzają lepsze pozory, które praktycznie wszyscy biorą za rzeczywistość. Niech Pan tu nie wraca, bo z miejsca wtłoczą Pana do szuflady dokładnie wskazanej. Jakkolwiek wszystko wskazuje na to, że tam gdzie Pan teraz jest, wszystko zmierza w tym samym kierunku, to przynajmniej w tej chwili, może Pan zaczerpnąć powietrza i robić to co powinien. Tutaj, od dziesięcioleci, nie ma o tym mowy. Poza tym, tu jest przeraźliwie nudno. Wciąż i wciąż i w kółko to samo. Tutaj kot goni tylko swój własny ogon. Nieustannie.
Panie Andrzeju,
OdpowiedzUsuńJa też tak myślę, ale p. Jaszczur przekonuje, że można przekształcić ten prl w Wolną Polskę. Mnie się to wydaje niemożliwe, ale jeżeli się mylę, to powinienem być raczej tam niż tu.
Jaszczurze,
OdpowiedzUsuńCzy znana Ci jest publicystyka Gabriela Maciejewskiego "Coryllusa"? Co o Nim sądzisz? Swego czasu "lansował się" obok Grzegorza Brauna. Pozwolę sobie zamieścić cytat, w którym podaję swoją definicję komunizmu:
"Może się bowiem okazać, że komunizm to po prostu znany od stuleci sposób zarządzania dużymi, wyłączonymi z normalnej gospodarki obszarami, które są eksploatowane bez litości, po to by inne obszary mogły prosperować. Może się okazać, a niektórzy twierdzą, że już się okazało, ale jakoś tak półgębkiem twierdzą, że komunizm to kolonizacja po prostu, tyle że się inaczej nazywa. Kolonizacje mogą być dwojakiego rodzaju – może je przeprowadzać władza zewnętrzna lub rodzima wobec większej, a niepokornej grupy obywateli. Komunizm zaś XX wieczny to udane połączenie tych dwóch systemów – władza zewnętrzna za pomocą czynnej na określonym obszarze jaczejki zarządza masami ludzkimi czyniąc z ich życia piekło. Wszystko po to, by towary i surowce mogły bezpiecznie opuszczać granicę obszaru wyłączonego i wędrować tam, gdzie jest dobrobyt i szczęście, czyli jak byśmy to dziś powiedzieli – demokracja. Komunizm ma tendencję do ekspansji, jest ona jednak pozorna i służy jedynie jako straszak dyscyplinujący i konsolidujący demokratyczne społeczeństwa. Kiedy ludzie żyjący w demokracji boją się komunizmu chętniej i bez szemrania spłacają zaciągnięte na wszystko kredyty. Komunizm w Europie nigdy nie wylał się poza tak zwane „rozsądne granice”. Nigdy nie przekroczył Łaby, a gdyby nie głupota Hitlera mógłby nawet nigdy nie przekroczyć Odry".
całość - https://www.salon24.pl/u/coryllus/455508,komunizm-i-komunizmy
Czekam na Twoje refleksje...
Mnie rowniez bardzo interesowaloby jakie Jaszczur ma zdanie odnosnie Gabriela Maciejewskiego "Coryllusa".
Usuń