2017-02-18

Pekin, Moskwa, Zachód, dezinformacja. Komentarz do tekstu Ściosa

22 stycznia Aleksander Ścios opublikował wpis zatytułowany „Chińska małpa i głupi tygrys”, w którym wykazał bezsens teorii o chińsko-sowieckim rozłamie i polityki rozgrywania Rosji Sowieckiej przeciw ChRL, które wyznawać ma nowa administracja USA, a szerzej – większość elit intelektualnych i politycznych państw zachodnich:
Jednym z dogmatów wyhodowanych na gruncie nowej mitologii, jest przeświadczenie, że z Chinami należy prowadzić współpracę gospodarczą, inwestować w tamtejszy rynek i korzystać z taniej siły roboczej. Motorem tych obłędnych dążeń jest wyłącznie chęć zysku, przewyższająca swoim znaczeniem nawet instynkt samozachowawczy. Drugi z mitów mówi, że pomiędzy Chinami a Rosją (wcześniej Związkiem Sowieckim) istnieje stan wrogości i rywalizacji, którą można wykorzystać do zneutralizowania chińskiego zagrożenia. Przyjęcie tej mitologii doprowadziło już do wytworzenia potężnej dezinformacji geopolitycznej i zmiany koncentracji sił strategicznych Zachodu. Zamiast traktować Chiny i Rosję, jako państwa prowadzące wspólną i spójną politykę antycywilizacyjną, dążące wespół do zniszczenia porządku światowego, przyjęto irracjonalne założenie o odmienności celów oraz możliwości wykorzystania rzekomych antynomii.
(…) Ponieważ Rosja prezentuje typ „komunizmu utajnionego”, podczas gdy Chiny kontynuują model „jawnego komunizmu”, tego rodzaju układ, przy wspólnocie celów obu państw, stwarza wręcz doskonałe warunki do prowadzenia globalnych gier politycznych, symulowania konfliktów, rozgrywania potencjalnych sojuszników i neutralizacji wrogów. Efekt ten jest dodatkowo wzmacniany poprzez ukazywanie rzekomego kontrastu - agresywnych i „nieprzewidywalnych” działań Rosji wobec zachowawczych, niekonfrontacyjnych zachowań Chin. Jeśli nawet w relacjach chińsko - rosyjskich, Moskwa jest kłopotliwym petentem i bywa traktowana przez Pekin jak młodszy i niezbyt rozgarnięty brat, w niczym nie zmienia to wspólnoty celów. W tym tandemie, Chińczycy dawno przejęli inicjatywę i od ponad dekady narzucają własne, niespieszne tempo.

Koniec pozorów i finał gry nastąpi wówczas, gdy Państwo Środka zarzuci dostatecznie szeroką sieć ekonomiczno-agenturalnych uzależnień i za pieniądze Zachodu zbuduje przewagę militarną nad głównym wrogiem - Stanami Zjednoczonymi. Chińczycy doskonale pamiętają, że mądry generał zdobywa żywność od wroga.”

Słowem – ewentualność konfliktu chińsko-sowieckiego można włożyć między bajki, najlepiej pomiędzy „Maszę i Miszę” a „Krokodiła Gienę”.

Temat ten był omawiany na tym blogu wielokrotnie, ale ze względu na jego aktualność z jednej strony, a także wirusowe wręcz szerzenie się dezinformacji, wymaga niestety (albo „-stety”) powtarzania.

Genetyczna wspólnota” interesów

Słuszne argumenty i spostrzeżenia Ściosa wypada uzupełnić o następujące, bardziej ogólne, uwarunkowania sojuszu Pekin-Moskwa, które można rozpatrywać na poziomach: ideologiczno-politycznym oraz geopolitycznym. W istocie jednak sprowadzają się one do długofalowych, wewnętrznych, lokalnych i światowych interesów obu państw.

Genetyczna wspólnota” ChRL i Federacji Rosyjskiej wynika wprost z bolszewicko-imperialnego charakteru obydwu państw i stanowi jeden z ważniejszych fundamentów ich wspólnoty interesów. Teorie i koncepcje mówiące to o możliwości współpracy i konwergencji z Moskwą i/lub Pekinem, to o możliwości polityki „różniczkowania” i rozgrywania Rosji Sowieckiej przeciwko Chinom lub vice versa mają dwie przyczyny: część elit zachodnich nie rozumie tego, że w latach 1989 – 91 doszło do transformacji komunizmu w neokomunizm, a część widzi po prostu wymierny interes w paktach z przetransformowanymi bolszewikami.



ChRL i Rosja Sowiecka wspólnie dążą nie tylko i nie tyle – jak skądinąd słusznie pisze Ścios – do obalenia aktualnego porządku świata, ale znacznie dalej - do ustanowienia, własnego, nowego porządku świata, w którym sojusz Pekin-Moskwa panować ma na kontynencie eurazjatyckim i manipulować resztą świata.

Patrząc z Pekinu, jeżeli Chiny chcą zostać światowym mocarstwem, muszą mieć dostęp do Pacyfiku Zachodniego, północno-wschodniej części Oceanu Indyjskiego, opanować Azję Pd-Wsch, a także zapewnić sobie dostęp do surowców bezpieczną drogą lądową i jednocześnie posiadać strefę buforowo-łącznikową, prowadzącą na Zachód. Rosja Sowiecka, wraz z terytorium Azji Środkowej, pełni dla Chin właśnie te funkcje: zaplecza strategicznego, zaplecza surowcowego, zaplecza inwestycyjnego, a także potężnej strefy tranzytowej na Zachód. Stąd właśnie wywodzi się chińska koncepcja utworzenia „Nowego Jedwabnego Szlaku”, ale również dalekosiężny plan połączenia tego przedsięwzięcia z moskiewskimi inicjatywami strategicznymi w ramach projektu "Wielkiej Eurazji", który połączyć ma Europę, Federację Rosyjską i Chiny w jeden, neobolszewicki blok, co trafnie opisał Antoni Macierewicz. Ponadto, do realizacji własnych interesów światowych i mocarstwowych, niezbędne jest Pekinowi posiadanie sojuszników, którzy byliby nośnikami interesów. Rosja Sowiecka, ze względu na swój potencjał strategiczny i charakter państwa, jest tutaj dla ChRL najważniejszym sojusznikiem, pełniącym w tym układzie funkcje chińskiego zaplecza surowcowo-ekonomicznego oraz chińskiego żandarma - „złego policjanta”. Dla Pekinu, taki właśnie układ jest o wiele bardziej opłacalny, niż konflikt o Daleki Wschód i Syberię, który to jest tyleż mityczny, co zupełnie dla Chin pozbawiony sensu.

Podobnie rzeczy mają się, jeśli spojrzymy z perspektywy Kremla. Jeśli Federacja Rosyjska chce zyskać status mocarstwa światowego, musi sprawować hegemonię na terenie strefy sowieckiej (zwłaszcza jej europejskiej części) a następnie uzyskać dostęp do Europy Zachodniej, Oceanu Atlantyckiego i Bliskiego Wschodu (ten ostatni kierunek jest w ostatnich latach coraz intensywniej i niestety coraz skuteczniej realizowany). Aby te cele osiągnąć, niezbędny jest jej potężny sojusznik w postaci komunistycznych Chin. Pekin jest dla Rosji Sowieckiej swego rodzaju adwokatem jej pozycji na arenie międzynarodowej, a także dostarczycielem inwestycji, niektórych nowoczesnych technologii oraz rynkiem zbytu, zwłaszcza jeśli chodzi o surowce naturalne, broń i systemy uzbrojenia, ale również m.in. produkty rolne. Faktem jest to, że w układzie Moskwa-Pekin to Rosja Sowiecka staje się stopniowo „mniejszym bratem” Chin ze względu na dysproporcje demograficzne i gospodarcze (na przykład korzystniejsze dla Chin dwustronne umowy gospodarcze, surowcowe, przejmowanie sektora bankowego i finansowego przez chińskie instytucje finansowe, przejmowanie krajów Azji Środkowej, należących kiedyś do ZSRS itd.), ale Kreml w pełni świadomie pozwala na taki obrót rzeczy. Jakkolwiek wydaje się to paradoksalne (i zupełnie niezrozumiałe dla wolnego świata), kagiebowski reżym zyskuje i czerpie wymierne korzyści z takiego właśnie układu. Pozycja mniejszego sojusznika w układzie z Chinami to dla Moskwy cena konieczna za możliwość realizacji swoich wewnętrznych i zagranicznych interesów.

Wiele mówi się o tym, że sojusz Pekin-Moskwa jest sojuszem taktycznym, który będzie trwał do czasu wyparcia USA z Eurazji, po czym sojusz rozpadnie się z większym lub mniejszym hukiem. Teza ta ma jednak dwie zasadnicze słabości: po pierwsze - jest to rozważanie czysto futurologiczne i akademickie, po drugie - tu wracamy do wyżej wymienionych uwarunkowań – jeśli Moskwie i Pekinowi udałby się zamiar znaczącego osłabienia, czy wręcz obalenia globalnej pozycji Waszyngtonu, to nowy, „postamerykański” porządek świata będzie jednak dalej wymagał dalszej wzajemnej współpracy ChRL i Rosji Sowieckiej. Jakikolwiek konflikt sprawiłby, że mocarstwowe ambicje Pekinu i Moskwy ległyby w gruzach, gdyż państwa te musiałyby się, mówiąc oględnie, zająć sobą.

Podsumując, Pekin i Moskwa są sobie nawzajem potrzebne, a wręcz skazane na sojusz. Wielopłaszczyznowa współpraca wzmacnia obydwa państwa i jest bardzo skutecznym (i właściwie jedynym, najbardziej optymalnym) instrumentem pozwalającym realizować ich mocarstwowe interesy.

Dr Jerzy Targalski o sojuszu Moskwa-Pekin:

Antoni Macierewicz m.in. o Nowym Jedwabnym Szlaku:


Incepcja i autodezinformacja

Ścios słusznie przywołuje opisaną przez Anatolija Golicyna strategię „nożyczek”, polegającą na wywoływaniu sfingowanych konfliktów i sporów w celu zdezinformowania Zachodu, albo dezinformacyjnym wyolbrzymianiu faktycznych, a powierzchownych konfliktów w tym właśnie celu. Jednakże bardziej prawdopodobna jest niejaka autodezinformacja elit zachodnich, w której "politolodzy", "analitycy", "sinolodzy" i "rosjoznawcy" będą sami dorabiać sobie fałszywe obrazy i projekcje, natomiast rosyjscy i chińscy bolszewicy będą prowadzić otwartą współpracę, dając jednocześnie komunikat: „oszukaliśmy was, wy idioci, oszukujemy i dalej będziemy oszukiwać”.

Przykładem jest niedawna sprawa rozmieszczenia chińskich wielogłowicowych rakiet międzykontynentalnych Dong Feng 41 (prawdopodobnie zdolnych do przenoszenia 10 do 12 głowic nuklearnych) na terenach graniczących z Federacją Rosyjską. Informacja ta została podana przez media w Hong-Kongu i na Tajwanie, po czym „niezależna prasa rosyjska” oraz media i komentatorzy na Zachodzie uznali to posunięcie za skierowane przeciwko Moskwie i zwiastujące możliwość rozłamu pomiędzy Pekinem a Moskwą. Oficjalne czynniki w obydwu krajach od razu jednak ucięły tego rodzaju spekulacje. Chiński rządowy dziennik „Global Times” oznajmił, że DF-41 rozmieszczono po to, by „zapewnić Chinom więcej szacunku” na arenie międzynarodowej, a głównym adresatem tegoż kroku są oczywiście „imperialistyczne i ekspansjonistyczne” Stany Zjednoczone, z faszyzującym prezydentem Trumpem na czele. Według „Global Times” - co również warte jest odnotowania – informacje podane przez tajwańską i hongkońską prasę mają być kontrolowanym przeciekiem. Serwis internetowy Russia Behind The Headlines, będący de facto powielarnią tub propagandowych w rodzaju TASS i Sputnika, opublikował z kolei artykuł „Who is China aiming its nuclear missiles at?” autorstwa Aleksieja Timofiejczewa, w którym przytoczono sowieckich ekspertów do spraw wojskowości twierdzących wprost, że dyslokacja DF-41 do prowincji Heilongjiang nie może być traktowana jako krok przeciwko Moskwie ze względu na strategiczny sojusz łączący oba państwa, jak również to, że skierowana jest właśnie przeciwko USA (tak samo jak wcześniejsze rozmieszczenie ich w Turkiestanie Wschodnim oraz wschodnim wybrzeżu Chin).

W kontekście tej kombinacji dezinformacyjnej, warto również zauważyć, że w tym samym czasie, kiedy rozmieszczenie DF-41 interpretowano jako zapowiedź konfliktu, a co najmniej rysy w sojuszu Pekin-Moskwa, obydwa kraje współpracowały ze sobą, i to właśnie na płaszczyźnie wojskowej i bezpieczeństwa. Moskwa i Pekin wspólnie sprzeciwiały się rozmieszczeniu amerykańskiego systemu antyrakietowego THAAD w Korei Południowej, zapowiadając bliżej jeszcze nieokreślone retorsje wobec USA i Korei Południowej, broniąc tym samym zbrodniczego reżimu najmłodszego „grubego Kima”, a Rosja Sowiecka realizuje dostawy myśliwców Su-35 na potrzeby sił zbrojnych komunistycznych Chin.

Opisana wyżej kombinacja operacyjna zawiera w sobie trzy bardzo ważne elementy. Pierwszym z nich jest połączenie incepcji i autodezinformacji, które polega na tym, że obiekt „działań aktywnych” nie tylko przyjmuje treści wyprodukowane przez autorów dezinformacji, ale dezinformuje się sam, tworząc interpretacje i wizje nie mające żadnego pokrycia w faktach. Drugim, pozornie sprzecznym jest to, iż siewcy dezinformacji – Pekin i Moskwa – otwarcie przyznają się do dezinformowania elit Zachodu. Trzecim elementem jest próba wywołania strachu przed wojną, która miałaby być konsekwencją zastosowania przez Zachód bardziej asertywnej polityki wobec Rosji Sowieckiej i ChRL oraz tworzonego przez nie sojuszu.


Aleksander Ścios, „Chińska małpa i głupi tygrys”: https://bezdekretu.blogspot.com/2017/01/chinska-mapa-i-gupi-tygrys.html

Aleksey Timofeychev, „Who is China aiming its nuclear missiles at?”: http://rbth.com/international/2017/01/26/who-is-china-aiming-its-nuclear-missiles-at_689098

Global Times, „Dongfeng-41 will bring China more respect”: http://www.globaltimes.cn/content/1030353.shtml

29 komentarzy:

  1. Post Scriptum,

    Drodzy Czytelnicy i Komentatorzy, wyjeżdżam na dwa tygodnie, zatem będę odizolowany od internetów - odpowiedzi na Państwa komentarze będą ukazywały się z takim opóźnieniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry tekst, dobre wystąpienia Targalskiego i Macierewicza, dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rosja i Chiny prowadzą wspólna i spójną politykę antycywilizacyjna jest tylko jedno ALE o jakiej cywilizacji ten polski debil pisze ,bo to właśnie Chiny reprezentują tutaj jedna z najstarszych i tolerancyjnych cywilizacji a jeśli polski debil ma obiekcie niech poczytaj trochę historii i może dojdzie do pewnych wniosków

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Melech,

    Szczerze mówiąc, nie wiem, do kogo Pan się zwraca, i jest zupełnie możliwe, że nie jest Pan polskim debilem, tylko debilem skądinąd, zważywszy, jak koszmarna jest Pańska polszczyzna.

    Rzygać mi się chce, kiedy słyszę o tej rzekomej wyższości kultury chińskiej nad jakąkolwiek inną, i wcale nie dlatego, że używanie pałeczek do jedzenia ryżu z trudem tylko da się uznać za kulturowo "wyższe" niż używanie widelca. Nie. Chrl, szanowny Panie, tyle ma wspólnego z Chinami, co prl z Polską, albo sowiety z Rosją. Dzisiejsze Chiny są komunistycznym państwem i - że pozwolę sobie zacytować z klasyki powyżej - "jeśli polski debil ma obiekcie (sic!!!) niech poczytaj (sic) trochę historii i może dojdzie do pewnych wniosków".

    Może debil dojdzie, jeśli poczyta o Mao i jego następcach, ale szczerze wątpię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda to prawda, ale prawda, jest też taka, że kapitalistyczno-komunistyczne Chiny mają też robiące wielkie wrażenie techniczne projekty jak nowy jedwabny szlak, czy miasto Forest Cit (na 4 sztucznych usypanych wyspach na 700 000 ludzi za 100 miliardów $) w Malezji: https://www.youtube.com/watch?v=PXFMZHs1iU0, czy rozwój sieci kolejowych wysokich prędkości w tym Maglev
      jest tego więcej. Więc w Chinach też mają wysoki poziom cywilizacyjny (oprócz problemów jak aborcja czy korupcja), nie można tego ukrywać. Szkoda jedynie, że cywilizacja zachodnia wzięła tylko ze wschodu (współczesnego jak i dawnego) patologie jak korupcję, biurokrację, aborcję, wysokie podatki, a jakoś tak + już nie chce brać, jak szybki wzrost gospodarczy, kara śmierci, rozwój miast i infrastruktury kolejowej czy drogowej, itd. Zachód choć ma nowoczesną technologię i pieniądze to najbardziej lubi tradycyjnie reklamować anty-wartości (aborcja, skrajny feminizm, multi-kulti, gender) i inne chore pomysły tym samym nie przedstawiając realnej alternatywy kulturowej względem szkodliwego islamskiego/komunistycznego wschodu. A jeśli chodzi o sojusze Rosja-Chiny, USA to skąd taka pewność, że wszystko jest tam cacy? Może nie wiecie wszystkiego, USA (biznes) też ma swoje wpływy i interesy np. w Chinach - ich fabryki, i sami zachodni oligarchowie od przeszło ponad 100 lat mają wpływy w Rosji, a Chiny uważają za modelowy przykład globalizacji, więc to nie jest tak w 100 %, że tandem Rosja-Chiny jest przepotężny i może dyktować warunki światu, gdyż istnieją też interesy USA-Chiny (jak produkcja tanich towarów i ich kupowanie przez amerykanów, a następnie chiński skup długu USA), czy Rosja-USA/zachód (pokłady surowców jak tytan, złoto, diamenty).

      Usuń
  5. Szanowny Panie Anonimowy,

    Chrl nie jest "kapitalistyczno-komunistyczny", bo niby co to by miało znaczyć? W chrlu nie ma ani krztyny kapitalizmu. Podobnie zresztą, jak nie ma żadnego kapitalizmu w sowietach. Rozdanie państwowej gospodarki w ręce kilkudziesięciu miliarderów z definicji nie ma nic wspólnego z kapitalizmem, a jest tylko rozciągnięciem centralnej kontroli ad perpetuum. Chyba doprawdy Pan rozumie, że tych kilkuset oligarchów jest bardzo łatwo kontrolować, bo mają (dosłownie) miliardy do stracenia. A jak się stawiają, to jest exemplum Chodorkowskiego i setki nieszczęsnych chrlowskich bogaczy, którzy zniknęli bez śladu.

    Czy Pan poważnie mówi o osiągnięciach technicznych i wysokim poziomie cywilizacyjnym chrlu? Bo niestety brzmi Pan ciut jak ci apologeci Stalina, którzy opisywali piece Magnitogorska i wysławiali sowiecki poziom życia, gdy miliony umierały na Ukrainie z głodu.

    Skąd Panu się wzięło, że Zachód przyjął ze Wschodu "korupcję, biurokrację, aborcję, wysokie podatki"? Zapewniam Pana, że wszystko to było równie popularne w Rzymie co za panowania dynastii Qin, nikt nie musiał się tego uczyć, bo grzechy są tak stare jak ludzkość - to cnót należy się uczyć. Komunizm zresztą też przyszedł z Zachodu...

    Jeżeli wskaże mi Pan, gdzie ja powiedziałem, że gdziekolwiek "wszystko jest cacy", to wlezę pod stół i będę odszczekiwał. Rzecz jasna, nagadałem bzdur w życiu co nie miara, ale jednak czegoś aż tak bełkotliwego nigdzie nie napisałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kapitalizmu i komunizmu miałem na myśli, że jest tam kapitalizm państwowy i biurokratyczna partia komunistyczna taki miks, zresztą można by to nazwać faszyzmem. Przy okazji nie ma tam tyle obostrzeń (nie mówię o korupcji, czy polityce jak Chodorkowski w Rosji) dotyczących działalności gospodarczej co na zachodzie co ma swoje plusy (szybki rozwój,), jak i minusy (wady produkcyjne). Komunistyczna władza i kapitalistyczna ekonomia. Zdaję sobie sprawę, że ci miliarderzy są kontrolowani, ale nie o to mi chodziło tylko, że np. sklepy czy fabryki są prywatne, ludzie zarabiają itp.

      Usuń
    2. Panie Michale,

      Chętnie bym podjął dyskusję z Anonimowym, ale, że tak powiem, robi Pan robotę za mnie, pod moją nieobecność.

      Ad "Nowego Jedwabnego Szlaku" - uważam, że oprócz przyszłej roli logistycznej (dla Bloku Eurazjatyckiego) już pełni on funkcję dezinformacyjną. Taką samą, jak Biełomorskij Kanał, wahadłowiec "Buran", ZAZ Tavria i inne "wielkie budowle socjalizmu".

      Usuń
    3. Panie Jaszczurze,

      Gdzież mnie tam robić za Pana? Ja nie potrafię. Mówiąc prawdę, zupełnie wymiękłem na widok tej mieszanki (miks?) "kapitalizmu państwowego" z "biurokratyczną partią". Zupełnie nie potrafię się z czymś takim uporać. No, bo jak to ugryźć? Oliwa z wodą się nie miesza, ale nie są przeciwieństwami, nie są całkowitym contradictio in adiecto, jak "państwowy kapitalizm" i do tego jeszcze zmieszany z kompartią.

      Kapitalizm - że pozwolę sobie powtórzyć moje nieważne zdanie, oparte tylko na faktach, a nie na papuzim powtarzaniu tego, co mówią wszyscy - nie polega na tym, że kilku kumplom się pozwoli przejąć państwowe koncerny. Kapitalizm polega na wolnej konkurencji. Jedyna rola państwa w kapitalizmie leży w podtrzymaniu wolności konkurencji, bo kapitalizm nieograniczony zasadami ustanowionymi przez wolne państwo, zmierza nieuchronnie do monopolu, czyli do zastopowania wszelkiej konkurencji. Innymi słowy wolny kapitalizm jest wewnętrzeni sprzeczny, jak wiele aspektów wolnej działalności ludzkiej.

      W sowietach czy chrlu nie ma nawet namiastki kapitalizmu. Więcej kapitalizmu było za czasów leninowskiego nepu niż w chrlu w roku 2017.

      Ale po co o tym mówić? Dyskusja ma sens, kiedy mówi się w przybliżeniu jednym językiem, operuje wspólnymi pojęciami, a w tym wypadku dla podjęcia dyskusji trzeba by się zgodzić uprzednio na to, co rozumiemy przez pojęcia tak podstawowe, że życie jest na to zbyt krótkie. I zbyt piękne też.

      Ale z chęcią przeczytam Pańską polemikę z p. Anonimowym

      Usuń
    4. Akurat przeciwieństwa się łączą jak np. kobieta i mężczyzna:).
      Co do pojęć to mają większe niż główny nurt próbuje narzucić (w sumie już narzucił) przykład socjalizm: międzynarodowy, czy narodowy, albo różne demokracje itp itd.albo Arabowie (ludzie z tych plemion bądź szerzej mówiący w arabskim języku). Co do ustroju tam w Chinach czy Rosji panującego to nazwałbym go oligarchią (najbogatsi, partyjniacy, wojskowi i czekiści) - państwowo-prywatną.
      Zresztą co do paradoksów to istnieją one wszędzie np. nie godzący się z wynikami demokratycznych wyborów demokraci, albo śmiertelnie się obrażający (i mordujący) islamiści jak ktoś ich nazwie fanatykami itp. Paradoksy są w praktyce częścią życia na świecie. Ja miałem na myśli tylko, że dla władzy w Chinach najważniejsze jest zarabianie pieniędzy (oligarchiczny kapitalizm) i dlatego napędzają swoją gospodarkę i ją rozwijają, w Rosji TYLKO żerują. Kapitalizm też ma swoje wersje patologiczne, czy różne coś jak demokracja jest pełna sprzeczności a w dodatku może być system np. częściowo demokratyczny. Inna ciekawostka naprawdę kapitalistycznym państwem byłoby państwo prywatne.
      Według mnie Chiny są państwem częściowo kapitalistycznym, w sensie, że istniej własność prywatna, prywatny zysk, pensje, towary, usługi oraz myślenie wyłącznie pieniężnym (no i władzą ale to są pojęcia praktycznie nierozłączne) sterników i właścicieli tegoż państwa, w Rosji/ZSRR jakoś mieli i mają chyba gdzieś gospodarkę liczy się tylko stołek i korupcja - w Chinach też, ale no to co kradną i psują i tak się nieźle rozwinęli trzeba przyznać. Jedyna rola państwa w kapitalizmie jest w zapewnieniu bezpieczeństwa i sprawiedliwych sądów, a kapitalizm polega na bogaceniu się-zwiększaniu kapitału, coraz bardziej, aż do prywatnego monopolu - jest to prawo ewolucji-przyrody, coś jak powstawanie coraz większych/bardziej złożonych osobników takie levelovanie;). Co do kapitalizmu państwowego to występuje on w Chinach i w gorszej formie np. w Rosji, a polega on na tym, że państwo posiada (całkowicie lub częściowo) firmę i zarządza ją jak prywatnym przedsiębiorstwem (jeśli ma np. większość firmy, to części jest wystawiona na sprzedaż na giełdę) liczy się zysk wypracowany przez firmę i jeśli ma jakiś dział nierentowny to jest zamykany/modernizowany, zmieniany - w skrócie państwowa własność ale zarządzana w stylu kapitalistycznym, by przynosić jak największy dochód/zysk.

      Usuń
    5. Ten przeklęty temperament polemiczny będzie moją zgubą...

      Panie Anonimowy, co Pan wygaduje? "Co do pojęć to mają większe"? Ale co? Arabowie, to ludzie mówiący po arabsku? Ja mówię po angielsku, a nie jestem Anglikiem. W dzisiejszych czasach ludzie niestety angażują klawiaturę przed zaangażowaniem szarych komórek.

      Więc Pan by określił ustrój sowiecki mianem oligarchii? Gratuluję, czyli tylko tak jak wszyscy. Jak Pan to osiągnął? Tylko że "oligarchia" oznacza władzę kilku (z greckiego, oligos=kilka), więc niczego nie tłumaczy. Oligarchią były nazistowskie Niemcy, do pewnego momentu, a sowiety są nieprzerwanie od 100 lat, włącznie z czasem, gdy Stalin posiadał niczym nieograniczoną władzę. Innymi słowy, to określenie niczego nie wyjaśnia, jest poznawczo jałowe.

      Ale co jest ważne, to że nic, absolutnie nic, nie jest w sowietach prywatne. To jest komunistyczny kraj, w którym wszystko podlega władzy. Obojętne, czy tę władzę nazwiemy kompartią, kgb czy "państwem". (Nawiasem mówiąc, jestem osobiście przekonany, że sowieckie twory nie są w ogóle państwami. Celem państwa jest dobro jego obywateli, co jest całkowicie obojętne państwo-podobnym tworom bolszewickiego puczu.) Nie ma żadnej własności, chyba że z łaski wierchuszki, zyski są tylko takie, na jakie pozwoli Kreml, nie ma prawa, ani praworządności, jest tylko ten sam sowiecki marazm.

      Jeszcze raz gratuluję Panu, że tak odważnie wyraził Pan powszechne przekonanie: chrl to państwo kapitalistyczne. Wynika stąd tylko, że nie rozumie Pan ani chrlu, ani kapitalizmu, ale mnie się już dalej nie chce tego wyłuszczać. Zaczem życzę szczęścia w bezkompromisowym wyrażaniu powszechnych opinii, życzę powodzenia w nonkonformistycznej mimikrze, życzę wybicia się w anonimowości.

      Ale mnie tędy nie po drodze. Życie jest za krótkie.

      Usuń
    6. Ten przeklęty temperament polemiczny będzie moją zgubą...
      -----------------------------------------------------------
      O to, to, to!

      Usuń
    7. Milczenie jest złotem, drogi Panie Amalryku, ale jeżeli wszyscy będziemy milczeć, to też niedobrze. Powinienem był chyba, w ramach Wielkopostnych wyrzeczeń, odmówić sobie brania udziału w polemikach. Albo może odmówić Różaniec za każdym razem, kiedy mnie najdzie przemożna chęć odparcia, wykazania, cyzelowania... Może, może.

      Usuń
    8. Co do większego to zjadłem słowo znaczenia: ( co do Arabów to nie jest moja definicja, ale właśnie Arabów, jest to jedna z definicji kto jest Arabem -językowa - czyli ten kto mówi po arabsku, ale tylko w przypadku jeśli jest to jego język od urodzenia.

      A co do oligarchii to jest jeszcze słowo o podobnym znaczeniu - plutokracja. W Rosji przedrewolucyjnej też był taki system, magnaci, arystokraci, biurokraci, służby, i zarazem najbogatszy car na szczycie.

      Można by też użyć pojęcie biurokracji w przypadku państw gdzie rządzą partie, urzędy, itp. Co do państwa to ja na złe państwa używam znaczenia państwo bandyckie (dla obywateli), zresztą historia znała masę przykładów gdzie państwo i jego władze miały gdzieś obywateli różne dyktatury, plutokracje-oligarchie, satrapie, monarchie, teokracja, takie pojęcie, że państwo ma służyć obywatelom to dość obywatelskie podejście, państwo to przede wszystkim
      wielki organizm który sam się napędza (i wyżywi jak mawiał jeden "sowieciarz"), taki organizm może być sprawny i zły dla obywateli jednocześnie jak III Rzesza itp. Chiny też jako państwo są sprawne i skuteczne w działaniu, a tak przy okazji to o złej czy to w sensie prawnym/społecznym czy źle działającej korporacji nie powiedziałbyś, że nie jest korporacją, jest tylko złą, a państwo czyli państwowa korporacja też może być zła i gnębić swoich pracowników-niewolników (zarówno pracownicy jaki i "klienci" państwa-podatnicy).

      Co do kapitalizmu to istnieje też zła wersja tego systemu pod nazwą plutokracji/oligarchii - i nie jest to wynalazek sowietów!. A co do własności prywatnej to poza KRLD raczej w Rosji czy Chrld jest (inaczej nie sprzedawaliby i kupowali prywatnych mieszkań, samochodów, ubrań, etc.) a to, że jest tam korupcja, defraudacja, układy to co innego to odwieczne wady oligarchii i biurokracji, ale nawet na Dzikim Zachodzie byli plutokraci, była korupcja, układy itp. a wspominam o tym tylko po to by to przypomnieć gdyż w Polsce jeden kapitalista-monarchista twierdzi, że jakby był kapitalizm jak na Dzikim Zachodzie (i przy okazji podobna anarchia prawna np. brak ograniczeń ruchu drogowego:D) to nie byłoby korupcji i układów! A co do propagandowych (robionych dla samego osiągnięcia rekordu) osiągnięć to owszem były i są
      ale w przypadku zachodu też tak było podczas zimnej wojny, np. lot na księżyc - podczas konkurencji z blokiem wschodnim, czy zadbany Berlin zachodni który miał pokazywać bogactwo zachodu w kontrze do Berlina wschodniego i wschodu, mnie to nawet nie przeszkadza, ponieważ dzięki takim propagandowym (czy to prywatnym czy to państwowym) wysiłkom powstaje szybciej (a może w ogóle?) wiele wiekopomnych osiągnięć, jak lądowanie ludzi na księżycu, czy wiele najwyższych budynków na świecie itp. ma to ostatecznie pozytywny wpływ na rozwój. Oczywiście może być też zła propaganda sukcesu czyli np. zbudowaliby kilometr autostrady (zamiast docelowego np. 500 km) i powiedzieli, że zbudowali autostradę - osiągnęli sukces, albo zrobili coś tandetnie itp.

      Usuń
    9. Dobry Boże! Bądź miłościw grzesznej duszy mojej, że jeszcze raz daję się wciągnąć w taki nonsens.

      1. Jeżeli ktoś z powodów nacjonalistycznej dumy wysuwa absurdalną definicję, to nie znaczy, żebyśmy byli zobowiązani ją bezkrytycznie przyjmować. Egipcjanie czy Filistyni, nie są Arabami, choć mówią po arabsku. Nacjonalizm pan-arabski wysuwa tego rodzaju absurdy, ale równie dobrze mógłby Pan nazwać Filistynów Rzymianami.

      2. Słowo plutokracja ma bardzo jasno określone znaczenie: władza bogaczy. Jest to zatem wersja oligarchii, a nie "podobny termin". Rosja nie była nigdy plutokracją, bo ogromna ilość bogatych kupców, często żydowskiego pochodzenia, nie miała żadnej władzy - zero.

      3. Kapitalizm nie jest ani zły, ani dobry. Po prostu jest. To ludzie i ich czyny, mogą być źli lub dobrzy. Kapitalizm, to naturalny system gospodarczych stosunków między ludźmi. Kapitalizm w najczystszej formie - krwiożerczy i brutalny - panował np. w XX-wiecznych obozach koncentracyjnych, zarówno sowieckich jak niemieckich. Kapitalizm nie jest żadnym "systemem", ani typem państwa, ani formacją ustrojową, co jest tylko marksistowskim bełkotem. Kapitalizm to jest RYNEK. X ma coś, co jest potrzebne Y, więc dochodzą do ceny i wymiany - to jest kapitalizm. Odpowiedź Lenina na kapitalizm: spekulanci będą rozstrzelani na miejscu. Ale kapitalizm istniał za Stalina i Mao, bo socjaliści też muszą jeść, a bez czarnego rynku umarliby z głodu.

      4. "Oczywiście może być też zła propaganda sukcesu czyli np. zbudowaliby kilometr autostrady (zamiast docelowego np. 500 km) i powiedzieli, że zbudowali autostradę" - Panie Boże! Ty słyszysz to? I nie grzmisz?

      Basta! Panie kochany! Jeżeli Pańscy rodzice, pp. Anonimowi, płacili za Pańską edukację, to niech Pan każe sobie zwrócić pieniądze. Wraz z procentami to będzie na pewno pokaźna sumka.

      Usuń
    10. 1.Co do Arabów to dzisiejsi Filistyni (Palestyńczycy- bo chyba o nich tu wspomniano?) są Arabami (w sumie są mieszanką etniczną Filistynów i Arabów-Izraelitów), podobnie jak Egipcjanie. Oczywiście zgadzam się, że definicja lingwistyczna jest zła.

      2. Co do Rosji przedrewolucyjnej to miałem na myśli magnaterię/oligarchię/arystokrację jako plutokrację i nie jest to tylko moje zdanie, to samo tyczy się I Rzeczypospolitej (w okresie przedrozbiorowym) i innych królestw etc. Przy czym plutokracja/oligarchia nie musi być oficjalna jak miało to miejsce w starożytności czy Wenecji ale nieoficjalna jak w obecnej Rosji, czy Ukrainie itp. Więc oficjalnie w carskiej Rosji był carat ale bogacze mieli swoje wpływy, acz nieoficjalne, dzisiaj też różni biznesmeni (z układami) nie mają oficjalnie władzy (nie mam na myśli przypadków jak zostaną zatrudnieni w administracji po znajomości) a mają różne wpływy (pozaustawowe;)).

      3. Bez przesady jak powiedział jeden propagandysta PRLu władza się sama wyżywi, (chyba, że się tutaj mylę) ci stalinowcy czy Mao, musieli polegać na czarnorynkowych handlarzach skoro kontrolowali wielki kraje (oczywiście tandetnie zarządzali..), no chyba, że rozchodzi się o zwykłych ludzi (jak podczas wielkiego głodu), którzy musieli kombinować jak przeżyć to co innego. Ci u władzy zabierali ludziom i sobie zostawiali i/albo sprzedawali zagranicę.

      4. No i?

      Usuń
  6. Co do osiągnięć to zdaję sobie sprawę, że większość ludzi jest tam bardzo biedna, ale oprócz problemów jest też wysoki poziom, zaznaczam oprócz a nie tylko! Dawniej w Chinach za Mao prywatny samochód przedstawiano jako przykład złego kapitalistycznego zachodu, teraz jest symbolem statusu materialnego i lepszego poziomu życia. Shenzhen https://www.reddit.com/r/pics/comments/2oidu2/urban_growth_in_china_shenzhen_in_1980_vs_2013/
    Za czasów Stalina w Rosji doszło do wielkiej industrializacji i elektryfikacji, ale było to wszystko na poziomie dość chałupniczym i robotniczym, miasta, czy przemysł nie robił na np. amerykanach wielkiego wrażenia, ludzie praktycznie nie mieli aut itp. A w Chinach mamy slumsy ale też wielkie dzielnice biznesowe (biura, hotele) czy taki kapitalistyczny rozwój: http://www.dailymail.co.uk/news/article-3942208/Inside-China-s-richest-village-mysterious-Socialist-town-resident-100K-bank-leave-lose-everything.html

    http://www.businessinsider.com/shanghai-1990-vs-2010-2010-6?IR=T
    Stalin chciał rozwinąć Syberię tak jak się rozwinęła przemysłowo Kalifornia z powodu gorączki złota, ale mu nie udało się, w Chinach można powiedzieć, że się udało, podczas rozwój na dzikim zachodzie też była wielka bieda, komunizm, nieliczni się bogacili, pojawiali się milionerzy i oligarchowie, ale z czasem na sczawisku powstało San Francisco. Więc moim zdaniem Chiński rozwój to taki miks- stalinowskiej industrializacji i kapitalistycznego dzikiego zachodu (Kalifornia w połowie XIX wieku). I pod względem poziomu życia zachód ciągle góruje na wschodem w tym Chinami, ale pod względem zmiany na plus to Chińskie zmiany są bardziej zauważalne/odczuwalne niż na zachodzie- wystarczy porównać duże miasta w ZSRR i USA/na zachodzie a dzisiaj Chiny vs zachód, tamte radzieckie wyglądały biednie, Moskwa miała parę pokazowych budynków itp, a dzisiaj w Chinach powstają w wielkie metropolie które robią wrażenie na zachodnim/europejskim człowieku. Gospodarka ZSRR była wielokrotnie mniejsza od USA, a Chińska jest porównywalna, a w przyszłości będzie znacznie większa (2/3 razy).
    W porównaniu do tych zwolenników Stalina widzę wielką biedę i zacofanie w Chinach, ale też widzę znaczący rozwój na miejscu tzw. miejskich wiosek-slamsów powstają nowoczesne osiedla, a nawet megawysokie wieżowce (w Shenzhen na miejscu slumsów mają powstać dwa około 700 metrowe budynki), widać różnicę na+ między tym co było za czasów sternika "Mało" a teraz wtedy było mało i biednie teraz jest dużo i wygląda to bogato, acz są jeszcze całe połacie nędzy, obok (i na) których powstają supernowoczesne budowle projektowane przez najlepszych światowych architektów, i nie są to tylko budynki rządowe ale apartamentowce, hotele, korporacyjne biurowce, czy galerie handlowe. Jeśli pomimo to uznamy, że w Chinach nie ma rozwoju cywilizacyjnego (w porównaniu do tego co było za czasów moistowskich, a w niektórych przypadkach nawet porównując świat ) to chyba nigdzie go niema, nie patrzymy na ten kraj przez pryzmat zacofanego ZSRR a raczej przez państw które też się rozwijały z zacofanych do potęg gospodarczych jak np. Australia, Malezja, Turcja czy bogatych państw blisko-wschodnich. Oczywiście tak jak wszędzie mają biedaków, którzy ten rozwój napędzają, a klasa polityczna go marnuje i defrauduje, tak jest niestety, ja jedynie wspomniałem, że też mają swoje zalety i chciałbym by zachód konkurował z nimi na te plusy jak bogactwo, wielkość inwestycji miejskich, rozwój armii, stawianie na nowoczesne technologie (robotyzacja, czy ekologiczne źródła energii), szybkie koleje itp. a nie problemy i błędy jak korupcja, defraudacja, propaganda, czy biurokracja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do patologii to miałem na myśli, że pożyteczni idioci oraz agenci wpływu importowali wszystko co było złego na wschodzie, a idioci jeszcze chcą się pod tym względem wzorować czy konkurować np. Bill Gates podziwiał Chiny za politykę jednego (czy dwóch) dziecka którą chciałby by obowiązywała na całym świecie, a za czasów Zimnej Wojny USA i zachód wspierała pseudo-sztukę w konkurencji na awangardę artystyczną (chodziło o wolność sztuki) względem krajów bloku wschodniego. A pod względem historycznym to zachodni ludzie właśnie przez wysokie podatki, biurokrację, popularny homoseksualizm, biedę, charakteryzowali wschodnią cywilizację. A teraz można tak scharakteryzować też zachód.

      To wszystko cacy to był tylko ogólnik by tak nie myśleć, a nie zarzut pod czyimś adresem. Pozdrawiam

      Usuń
  7. Cóż, sprawa jest oczywista - GDYBY Chiny były normalnym krajem, to owszem, po pokonaniu USA Pekin zwyczajnie wykończyłby Rosję.
    Problem w tym, że Chiny przez 4000 lat historii nie były w stanie efektywnie zająć niczego. wielkie wojny Chin, to wojny domowe, kraje ościenne były kontrolowane i tracone. Wieczna chińska biurokracja po prostu paraliżuje tamtą cywilizację, a chińskie wojska brały udział głównie w tłumieniu buntów chłopstwa oraz w wojnach domowych. Zważywszy, że Brukselka chce u nas wprowadzić podobny model robi się zimno.

    Zatem - historycznie patrząc Chińczykom podboje jakoś nie wychodzą. I tylko to zajęcie Tybetu przez pekińskich komunistów psuje obraz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie chińskich podbojów proponowałbym taki punkt spojrzenia, że zsinoizowana dynastia mongolska zdobywa władzę i kontrolę nad Chinami i Wielkim Stepem i trzyma to pod butem przez następne set lat.
      W takim przypadku Mongołowie byli swego rodzaju Proxy... i wszystko zgodnie z metodami SunTzu.

      Usuń
  8. Panie Michale,

    Podziwiam Pańską cierpliwość i wytrwałość w klarowaniu, jak mają się sprawy. Mam jednak wrażenie, że logiczne argumenty, w dawnych, minionych czasach jakże skuteczne, dziś przegrywają z kretesem z medialno-propagandowymi wierzeniami i przesądami. Wygląda na to, że głos rozsądku nie trafia dziś do adresata przekazu, bo ten nie chce podjąć wysiłku samodzielnego myślenia. Przypomina mi się tym miejscu stary dowcip:

    Pani w szkole pyta Jasia:

    - Jasiu, co mamy z kaczki?

    Jasio myśli, napina się, marszczy brwi, w końcu wypala:

    - Szmalec!

    - Bardzo dobrze!- mówi na to pani - ale co jeszcze, oprócz smalcu mamy z kaczki?

    Jasio milczy, Pani pomaga:

    - No, Jasiu, na czym śpisz, gdzie trzymasz głowę w nocy?

    - Na poduszce! - wypala uradowany Jasio

    - Bardzo dobrze, Jasiu, brawo! A co jest w środku poduszki?

    Jasio marszczy się znowu, myśli zauważalnie, po czym z ulgą znajduje odpowiedź:

    - Pierze!

    - Znowu brawo, Jasiu! - mówi pani - a skąd bierzemy pierze?

    - Z... Z... Z kaczki! - wykrzykuje Jasio

    - Brawo, jesteś bardzo pojętnym uczniem - cieszy się pani - No to powiedz nam wszystkim, co mamy jeszcze z kaczki?

    Jasio znowu się skupia, pot mu występuje na czoło, wreszcie po kilku minutach znajduje odpowiedź i krzyczy dumny:

    - Szmalec!!

    Jaszczurze,

    Myślę, że Twój artykuł powinien w pierwszej kolejności przeczytać najnowszy prezydent USA, bo tylko on mógłby praktycznie wykorzystać informacje w nim zawarte, co być może uchroniłoby go przed popełnieniem błędu analogicznego, do tego, który popełnili Nixon z Kissingerem na początku lat 70-tych, kiedy to postawili na otwarcie na Chrl. Niestety, dziś większość polityków ulega wszechobecnej dezinformacji i próbuje szukać sojusznika wśród śmiertelnych wrogów. Nie podejmuję się wyrokować, czy Trump da się złapać na tę pułapkę, ale jego dotychczasowe przemyślenia nie napawają optymizmem. Z resztą zostawmy polityków... Zdaje się, że tak zwani eksperci też nie najlepiej oceniają sytuację. Jacek Bartosiak, na przykład, który całkiem rozsądnie mówi o militarnych i gospodarczych aspektach potencjalnego konfliktu USA - Chrl, też widzi jakiś chiński kapitalizm i odejście od komunizmu. Lekko nie jest...

    OdpowiedzUsuń
  9. Drogi Panie Jacku,

    Zamiast odmawiać sobie przyjemności jedzenia mięsa albo picia kawy, powinienem był na Wielki Post (dla niewtajemniczonych, to nie jest wielki komentarz na internecie) umartwiać się poprzez unikanie polemik. Z drugiej strony większość dyskusji, w jakie się wdaję, jest dla mnie głównie źródłem zmartwienia.

    Ale wie Pan, nie przeceniałbym siły racjonalnych argumentów w przeszłości. Zawsze były jakieś wierzenia i przesądy, a najważniejsze, że koszula interesu zawsze jest bliższa ciału niż kamizelka logicznego myślenia.

    A na marginesie, czy jest Pan pewien, że prezydent Stanów Zjednoczonych umie czytać?

    Ale jakież to ma znaczenie wobec Wielkiego Misterium Triduum, które rozpocznie się dzisiejszego wieczora?

    Pange lingua gloriosi corporis misterium.

    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie Michale,

    Polemika dobra rzecz, tego nie ma co sobie żałować. Tylko, żeby jeszcze ta druga strona rozumiała treść przekazu...

    Mam jakieś takie niczym niepoparte przekonanie, że przed erą internetu dyskusje wszelakie były zjawiskiem rzadkim, dyskutowali tylko ci, którzy posługiwali się tym samym zestawem pojęć, nawet, gdy znajdowali się po przeciwnej stronie poglądowej barykady. Internet umożliwił wypowiadać się publicznie każdemu, co być może zadowala demokratę, ale już na przykład... bo ja wiem, purystę językowego nie do końca. Czy to nie Oscar Wilde powiedział: Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia nie ubierają tego w słowa..? A może to był Kipling..? Ja z literatury, to słaby jestem...

    Strasznie Pan jest surowy dla nowego prezydenta. Jestem prawie pewien, że z czytaniem radzi sobie równie dobrze, co z wystąpieniami publicznymi. A gdyby nawet miał z tym pewne trudności, to mając wykształconych doradców, nie musi się specjalnie przejmować takimi drobiazgami.

    Swoją drogą, jak Pan ocenia niezależność tego człowieka? Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że w tej branży nie ma outsiderów, ale czy on czasem nie jest na smyczy, dajmy na to z Langley?

    Również wszystkiego najlepszego na Święta!

    OdpowiedzUsuń
  11. Panie Jacku,

    To chyba nie jest tak. W polskiej kulturze, z natury głęboko pieniaczej, było zawsze wielu wybitnych polemistów. Tak się składa, że znam dobrze wileńskie Słowo, którego szpalty wypełnione były dyskusjami. Józef Mackiewicz był polemistą par excellence, ale w owych latach przewyższali go kunsztem i bracia Bocheńscy, i bracia Zbyszewscy, może nawet bracia Pruszyńscy, ale z pewnością Cat i Jerzy Wyszomirski. Boy i publicyści Wiadomości Literackich byli w bezustannym sporze z endekami, Zdziechowski i konserwatyści z socjalistami. Ale niech Pan spojrzy na kulturę rosyjską: wielki ciąg dyskusji na najwyższym poziomie, w tym rzekomo zdławionym więzieniu pod carskim knutem. Dostojewski i Tołstoj przenosili swoje polemiki nawet do powieści, a późniejsi publicyści i filozofowie, którzy zginęli bądź zapełnili z czasem kawiarnie paryskie? Sami wybitni dyskutanci. Ale najważniejsze, że dyskutowali z powodzeniem ponad podziałami ideowymi.

    Internet to są marne popłuczyny.

    Staram się tylko realistycznie oceniać "nowego prezydenta", gdzież mi tam do surowości. Facet opowiada o tym, jak jadł "the most beautiful chocolate cake with Xi", kiedy mu doniesiono, że właśnie odpalono rakiety w ataku na Syrię, więc podzielił się tą wiadomością ze swoim nowym "pięknym przyjacielem".

    Ten człowiek jest na intelektualnym poziomie dziecka. Dziecka we mgle. W jego języku rzeczy są cacy albo be ("baaad dudes doing baaaad things" i "it's gonna be a beuatiful wall, it's going to be terrific!"). On nie ma żadnej "polityki", żadnej myśli strategicznej, a taktykę oddał (na to wygląda) w ręce swych generałów. Skoro się nie miesza i dał im wolną rękę, to zaatakowali dziś Afganistan, jako próbę tej bomby, o której mówiliśmy na wp, a która może być zastosowana w Korei.

    Ale jaka jest jego polityka wobec Korei? Darmo pytać.

    Nie umiem odpowiedzieć na Pańskie pytanie w sprawie niezależności. Ale wie Pan na pewno, że w momencie pierwszej elekcji, FD Roosevelt był na smyczy włoskiej (ale także irlandzkiej i żydowskiej) zorganizowanej mafii. I co z tego? Prędko się z tej smyczy zerwał i nigdy nie udało im się go skompromitować, choć próbowali. Trump jest niezależny od niczego, bo jest pozbawionym wstydu dzieckiem - i to jest problem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Panowie!

    Co się tyczy polityki Donalda Trumpa, to muszę przyznać, że przedwcześnie uznałem go za potencjalnego, świadomego bądź nie, poputczika Moskwy/Pekinu.

    Tymczasem odwet za zgazowanie Chan Szajchun, zrzucenie bomby paliwowo-powietrznej na Tora Bora czy też publiczne rozważanie o tym, że być może trzeba byłoby spuścić łomot tow. Kimowi to nic innego, jak uderzanie we flanki sojuszu eurazjatyckiego. Z tym, że - jak stwierdził na WP Pan Michał - administracja Trumpa ma za cel wytyczenie nowych stref wpływów USA i ich niejako "zaznaczenie" wobec Putina i Xi.

    Co do KKRLD, to przypuszczam, że zapowiedź ataku na Koreę jest dyplomatycznym atakiem przede wszystkim przeciw polityce Moskwy i Pekinu. Trump chce obnażyć jej fałsz wykazując na arenie międzynarodowej, iż chrlowska i sowiecka gra w rozjemców i negocjatorów ws. północnokoreańskich zbrojeń nuklearnych to w istocie krycie czterech liter nader niebezpiecznemu zbrodniarzowi i watażce.

    Trump w swojej nieobliczalności i mentalności geszefciarza postawił na generałów i ekspertów, którzy widzą w Rosji Sowieckiej, Chinach i sojuszu pomiędzy tymi państwami zagrożenie dla globalnej pozycji USA, mocno i tak nadszarpniętej przez dwie kadencje Obamy. Na tyle, że jakakolwiek kontynuacja "resetu" mogłaby zagrozić bytowi Stanów jako takich.

    Wydaje się też, że nowa administracja USA nie jest tak skłonna, jak wcześniej myślałem, wierzyć w Nixonowskie i Kissingerowskie herezje geopolityczne, czego dowodem jest choćby niedawny (22/03/17) raport jednej z komisji Kongresu nt. współpracy wojskowej Rosji Sowieckiej i ChRL (omówię wkrótce na blogu).

    Pozdrawiam również i ślę jednocześnie spóźnione życzenia zdrowych i wesołych Świąt Wielkiej Nocy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podtrzymuję zdanie o Trumpie zależnym od Rosji. Jednorazowym atakiem w Syrii Trump militarnie nie osiągnął niczego, za to wizerunkowo ukazał się nam jako twardy kowboj. Tylko ten kowboj ostrzegł wcześniej ruskich bandytów, a w sprawie Korei zaprasza do współpracy bandytów chińskich. Zamiast więc walczyć z prawdziwym rosyjsko-chińskim problemem, szarpie się z podrzucanymi mu przez komunistów przynętami, realizując marzenie Che Guevary o "stu Wietnamach, które pogrążą Amerykę".

      USA od czasów Wietnamu nie są w stanie wygrać politycznie żadnej wojny, dlatego że wewnętrzna piąta kolumna dba o to, żeby militarne zwycięstwo nie przyniosło politycznych korzyści. I Trump nie robi absolutnie nic w kierunku jej likwidacji.

      Usuń
    2. A jak ocenisz dzisiejszą decyzję gen. Mattisa o umieszczeniu systemów OPLot w krajach bałtyckich?

      Ja bym politykę Trumpa określił następująco: Trump nie walczy z sowiecko-chrlowskim zagrożeniem po to, aby je zniszczyć, lecz po to, by wyznaczyć na nowo strefy wpływów USA i tandemu FR-ChRL na świecie; zwłaszcza po "połapaniu się", że jeśli będzie prowadził politykę "resetów" i innych "detente", to właśnie ten układ (Pekin-Moskwa) zajmie miejsce Waszyngtonu. A w najlepszym wypadku, ograniczy do roli "amerykańskiej wielkiej przestrzeni" z teorii Dugina.

      Strategia sowieciarzy rosyjskich i chińskich ("sto Wietnamów") jest jasna, ale patrząc z drugiej strony, jest to uderzanie we flanki Eurazji. I to silnie umocnione.

      Usuń
    3. Ja powiem tak:
      1. Jak umieścili, mogą je zabrać z powrotem - zależy to od aktualnego decydenta.
      2. To, że umieścili, nie znaczy że mają zamiar ich użyć - zależy to od aktualnego decydenta.
      3. Trzeba pamiętać, że sytuacja nie jest czarno-biała i w amerykańskim kierownictwie są ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego co się dzieje.

      Ogólnie to jest takie "containment". Gad zawsze będzie próbował atakować, dopóki się go nie zabije, a próby stawiania płotu to tylko dawanie mu czasu żeby urosły mu większe zęby. Przy czym te zęby będą rosnąć raczej Chinom, niż zapijaczonej Rosji.

      Czy Trump podejmuje jakiekolwiek działania w celu storpedowania budowy jedwabnego szlaku, który jeśli zacznie funkcjonować, będzie oznaczał że Chiny mogą obejść amerykańskie blokady morskie i przerzucić hordy żołnierzy do Europy, którzy będą mogli tu odegrać rolę kowali nowego porządku, tak jak robiła to ruska armia po II wojnie światowej w Chinach czy Korei. Hodowla ludzi pokroju Kim Ir Sena, który przecież był kapitanem armii czerwonej, już trwa.

      Pewnie, że lepsze stawianie płotów niż ich burzenie, ale to nie jest żadne rozwiązanie.

      Usuń
  13. Drogi Panie Jaszczurze,

    Pozazdrościć optymizmu. Konia z rzędem temu, jak mówili nasi przodkowie, który odgadnie jakąś strategię w postępowaniu Trumpa, jakąkolwiek myśl polityczną w tym bezhołowiu. To jest dziecko we mgle (i to z małych liter). Dziecko siedzące przed ekranem telewizora, oburzone, że "baaad hombres are doing baaad things" i naciskające przypadkowe guziki, wedle starożytnej zasady demokracji, że "coś trzeba zrobić".

    Osobiście nie dostrzegam żadnego śladu, że "administracja Trumpa ma cel" - jakikolwiek cel; że Trump chce coś obnażyć albo osiągnąć. On nie odróżnia własnego zadka od ramienia, a co dopiero politykę sowiecką od drzewa. Raz jest przeciw, a za chwilę za - skąd my to znamy?

    Oczywiście to wszystko nie znaczy, że cała ta administracja jest do niczego. Wielokrotnie wyrażałem mój podziw dla Jamesa Mattisa. Tillerson wydaje się na poziomie, choć to się jeszcze może zmienić. Nawet wiceprezydent wydaje się być większego kalibru. Ale nie oszukujmy się: ryba śmierdzi od głowy. Nie ma możliwości, żeby prezydent tak skrajnie egocentryczny jak Trump, nie miał wpływu na administrację.

    Trump nie może naprawiać pozycji nadszarpniętej przez jego poprzednika, ponieważ on nie ma giętkości myślenia, żeby taką pozycję zrozumieć. Obama stworzył kryzys w Syrii, tworząc próżnię, w którą wszedł Putin. Ale Trump nie dostrzega, że to jest problem. On chce z Putinem razem, pozbyć się Assada, bo to jest "bad dude". Jaka w tym jest myśl polityczna?

    OdpowiedzUsuń