2025-10-05

Globalne znaczenie wojny na Ukrainie. Na marginesie analizy Zineb Riboua

 

Pod koniec września Zineb Riboua opublikowała w amerykańskim, konserwatywnym National Review niezwykle ważki artykuł pod tytułem „Victory Over Russia is Non-Negotiable”. Wersja tekstu bez paywalla dostępna jest na stronie Autorki. Ważność i aktualność tez zawartych w tekście wymaga jego streszczenia dla polskojęzycznych czytelników.

Autorka twierdzi, że wojna prowadzona przez neosowiecką Federację Rosyjską przeciwko Ukrainie jest de facto konfliktem globalnym: Walka na Ukrainie nie kończy się na granicach Europy. Jej wyniki kształtują równowagę sił na Bliskim Wschodzie i w Azji. Wojna na Ukrainie stała się głównym testem amerykańskiej siły. Jej wynik zadecyduje o wiarygodności NATO, bezpieczeństwie Europy oraz kalkulacjom Chin odnośnie Tajwanu. Riboua powołuje się na niedawny post prezydenta Donalda Trumpa na platformie TruthSocial, w którym prezydent USA zapewnił o wsparciu USA dla NATO i o zgodzie na dowolność wykorzystywania tego wsparcia przez poszczególne kraje członkowskie. Autorka zwraca uwagę na ważną implikację wystąpienie Trumpa: NATO pozostaje sojuszem pod wodzą Stanów Zjednoczonych, a wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy nie jest sprawą poboczną dla tego systemu, jest kluczową sprawą dla jego przetrwania.


Ponadto, wraz ze słowami Trumpa, idą czyny. Trump z jednej strony dąży do wzmocnienia samego NATO, stworzenia równoległych, ale komplementarnych wobec Paktu relacji polityczno-wojskowych ze swoimi partnerami w Eurazji, wreszcie do faktycznego wzmocnienia amerykańskiej obecności w Eurazji (zapowiedzi m.in. przesunięcia części wojsk do Polski). Z drugiej – daje zgodę Ukrainie na atakowanie celów położonych na terenie Federacji Rosyjskiej. Również reformy Pete’a Hegsetha, na czele ze zmianą nazwy Departamentu Obrony na Departament Wojny oraz daniem żołnierzom amerykańskim niemal stuprocentowej autonomii taktycznej i operacyjnej, jest czytelnym sygnałem właśnie dla Moskwy, Pekinu, Teheranu i Pjongjangu.

Wojna na Ukrainie jest – według Zineb Riboua – wojną Federacji Rosyjskiej, komunistycznych Chin oraz ich sojuszników takich jak Iran i Korea Północna o zniszczenie aktualnego i ustanowienie nowego porządku światowego. Rosyjskie zwycięstwo osłabiłoby siłę Europy i dałoby Pekinowi przestrzeń do rozszerzania swoich wpływów. Chiny już używają konfliktu do bliższej koordynacji z Moskwą, pogłębiania więzów obronnych i energetycznych z Iranem i do wzmocnienia swojej przewagi w Azji. Wojna podtrzymuje również Iran i Koreę Północną, których drony bojowe i artyleria wspierają bezpośrednio kampanię Rosji. Dostawy od Teheranu, amunicja od Pjongjangu i zapłaty za ropę od Pekinu – wszystko to wspiera antyamerykańską sieć (…), która czerpie siłę z agresji Federacji Rosyjskiej. Faktycznie sojusz Pekin-Moskwa (wraz ze wsparciem przez obydwa te państwa Iranu i Korei Północnej) istnieje i jest zacieśniany od co najmniej 35 lat, a wojna na Ukrainie jest jego katalizatorem.

Inwazja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę dała jej sojusznikom całkiem nowe możliwości, a największym beneficjentem wojny są komunistyczne Chiny. Federacja Rosyjska, która na skutek sankcji została częściowo odcięta od rynków zachodnich, zwróciła się do Pekinu, który z kolei rozszerzył swój wpływ poprzez współprace z Moskwą w obszarach takch jak handel, współpraca energetyczna i współpraca wojskowa. Import rosyjskiej ropy przez Chiny zwiększył się bardziej niż podwójnie, osiągając wartość 62,6 miliardów dolarów w 2024, podczas gdy bilans handlowy wartość 245 miliardów dolaów. Udział Yuana wynosi blisko 40 procent rosyjskich transakcji międzynarodowych, wspierając dążenia Pekinu do umiędzynarodowienia swojej waluty.

Agresja na Ukrainę pogłębiła sowiecko-chiński sojusz, który w jeszcze większym stopniu stał się obustronną współzależnością Federacji Rosyjskiej i ChRL, która to współzależność – jak pisze Riboua – służy w największym stopniu Pekinowi. Wraz z odcięciem [jedynie częściowym – autor] od dostawców zachodnich, Chiny wkroczyły z dostarczaniem samochodów, elektroniki i sprzętu opartego na półprzewodnikach, czyniąc Rosję zależną od chińskiego przemysłu. Ta zależność daje Pekinowi wpływ na krytyczne łańcuchy dostaw i czyni Pekin głównym sponsorem wojennych ambicji Moskwy. W szczególności jest to widoczne w zakresie handlu elektroniką i mikroprocesorami, które są elementami kluczowymi dla nowoczesnych systemów uzbrojenia, a tym samym dla całości machiny wojennej Federacji Rosyjskiej. Riboua przytacza konkretne liczby – w roku 2023, 90 procent rosyjskiego importu mikroprocesorów pochodziło właśnie z ChRL. Poprzez podtrzymywanie handlu – pisze Riboua – Pekin stał się niezbędny dla machiny wojennej Moskwy. Polityczny sojusz wzmacnia te więzi a rosyjskie zwycięstwo tylko wzmocni ten układ, czyniąc Moskwę długoterminowym dostawcą energii i zasobów dla Chin.


Beneficjentami wojny na Ukrainie stali się również sojusznicy (a właściwie państwa satelickie, biorąc pod uwagę zależności pomiędzy centrum a peryferiami w świecie komunistycznym) Federacji Rosyjskiej i komunistycznych Chin: Korea Północna i Islamska Republika Iranu. Obecnie – pisze Riboua – Korea Północna dostarcza nieco poniżej połowy ilości amunicji artyleryjskiej używanej przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej, a północnokoreańscy żołnierze walczą na ukraińskich frontach, dzięki czemu Korea Północna może zdobyć doświadczenie bojowe i zmodernizować własne siły zbrojne. Udział neostalinowskiego reżimu Kimów i irańskiego reżimu ajatollahów umożliwia prowadzenie wojny przez reżim czekistów, ale – jak konkluduje Riboua – za wszystkim stoją Chiny. To Pekin umożliwia Pjongjangowi i Teheranowi omijanie międzynarodowych sankcji, wzmacnianie ich gospodarek i osiąganie własnych zysków strategicznych. Pekin uczy się tego, jak kraje zachodnie odpowiadają na systemy uzbrojenia używane przez Moskwę, ale i na sam udział Iranu i Korei Północnej w wojnie prowadzonej przez Federację Rosyjską. I używa lekcji nabytych rękami sojuszników (z Moskwą na czele) w kalkulacjach dotyczących potencjalnej (właściwie będącej w fazie planowania) inwazji na Tajwan.

Jak pisze dalej autorka: W efekcie, korzyści płynące z wojny dla Chin wychodzą poza handel i energię. Ukraina stała się poligonem, na którym irańskie drony i północnokoreańska artyleria testowane są w walce przeciw systemom obrony o standardach NATO. Każde starcie daje Pekinowi szanse na uczenie się zachodniej technologii, słabych stron, czasu potrzebnego na odpowiedź, dając przegląd tego, jak zachodnie systemy mogą działać podczas konfliktu na Tajwanie. Co więcej, wojna wyczerpuje zachodnie zapasy i ujawnia limity łańcuchów zaopatrzenia sojuszników, dając Chinom lepsze zrozumienie tego, jak długo Waszyngton i jego partnerzy mogą wytrzymać konflikt o wysokiej intensywności. Wreszcie, Ukraina stała się poligonem wojny hybrydowej oraz kampanii propagandowych i dezinformacyjnych nakierowanych na tworzenie podziałów w społeczeństwach demokratycznych i testowanie spójności sojuszy. Xi Jinping uważnie weźmie pod uwagę wszystkie te lekcje w swoich planach wobec Tajwanu.

Wojna na Ukrainie nie tylko jest dla ChRL „żywym poligonem” przygotowującym je do inwazji na Tajwan, źródłem czystych zysków, instrumentem przyspieszającym pogłębianie się sojuszu strategicznego z Federacją Rosyjską, ale także czynnikiem pozwalającym Pekinowi forsować agendę „Globalnego Południa”. (...) Pekin i Moskwa stale występują jako liderzy „świata wielobiegunowego” i przedstawiają zachodnie wsparcie dla Ukrainy jako dowód hipokryzji (…). BRICS stało się instytucjonalną twarzą tej strategii, skupiając kraje, które oburzają się na dominację Stanów Zjednoczonych w globalnym systemie finansowym. Chiny przedstawiają się jako alternatywa ekonomiczna, a Rosja jako przeciwwaga wojskowa, razem roszczą sobie prawo do obrony przeciwko zachodnim wpływom. Zdolność Moskwy do prowadzenia wojny bez poważnych konsekwencji wzmacnia ten przekaz, dając pożywkę poczuciu, że przywództwo Stanów Zjednoczonych ulega erozji a ich sojusze nie przetrwają. Oprócz BRICS, kolejną ważną formą instytucjonalną sojuszu ChRL, Federacji Rosyjskiej i tzw. „Globalnego Południa” od 25 lat jest Szanghajska Organizacja Współpracy.

Zwycięstwo Federacji Rosyjskiej dałoby „realną wagęwspólnej, dwustronnie koordynowanej agendzie Pekinu i Moskwy. Europa – zdaniem Zineb Riboua – zostałaby uwięziona w pułapce niestabilności na dekadę. Ameryka straciłaby tym samym sojuszników niezbędnych jej w Azji. Rządy państw europejskich byłyby zmuszone do przestawienia się na tryb funkcjonowania w środowisku permanentnego zagrożenia wojennego, i to na poziomie zarówno wojskowym, jak i gospodarczym, co wykluczyłoby jej z udzielania pomocy Ameryce w przypadku wywołania wojny w Azji przez ChRL. To jednak jest szacunek optymistyczny – Zineb Riboua wydaje się nie brać wystarczająco pod uwagę tego, że w krajach Europy Zachodniej predominuje i bardzo silna jest orientacja prorosyjska/prosowiecka, i to niezależnie od tego, czy mowa jest o aktualnie rządzącym establishmencie, czy o opozycyjnych wobec niego siłach politycznych i niezależnie od tego, czy mowa jest o lewicy czy o prawicy. Warto w tym konkretnym kontekście wspomnieć o niedawnym wystąpieniu Trumpa na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, w którym słusznie i trafnie wyjaśnił, że to elity zachodnie, zwłaszcza krajów Europy Zachodniej, zwłaszcza Niemiec i Francji, zwłaszcza tzw. libleftu, utuczyły na przestrzeni ostatnich trzech dekad reżim Putina (i KPCh). I dalej to czynią, pomimo deklarownych sankcji. Przykładem jest choćby fakt, iż ilość pieniędzy wydanych przez państwa europejskie na zakup sowieckiego gazu przewyższa kwoty pomocy przyznanej Ukrainie. Potwierdza się tym samym cytat z Lenina o tym, że „Kapitaliści sami sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy”.

Zwycięstwo Moskwy w wojnie na Ukrainie spowodowałoby to, że Europa Zachodnia mniej lub bardziej dobrowolnie dokona finlandyzacji i przyjmie prymat Federacji Rosyjskiej i komunistycznych Chin. Zwycięstwo w wojnie na Ukrainie co najmniej da Moskwie pole manewru do skuteczniejszego domagania się korzystnych dla siebie koncesji, na przykład tych wyrażonych w ultimatum Putina-Ławrowa. Bezpośrednio zagrożone w przypadku zwycięstwa Federacji Rosyjskiej byłyby Polska, kraje bałtyckie i inne kraje Międzymorza Bałtycko-Czarnomorsko-Adriatyckiego oraz kraje skandynawskie, na czele z Finlandią, Norwegią i Szwecją. Zagrożone byłyby nie tylko pełnoskalową inwazją militarną, ale „ograniczonymi” atakami hybrydowymi oraz „wewnętrzną” agenturą i operacjami dywersyjnymi; aktualnie rozgrywane operacje dywersyjne i hybrydowe, w rodzaju operacji „Śluza”, wtargnięć dronów czy aktów sabotażu w przypadku totalnego zwycięstwa Moskwy na Ukrainie co najmniej znacząco by się nasiliły. Władzę na trwale mogłaby przejąć agentura, po części odziedziczona po czasach otwartego komunizmu, która zresztą, dzięki zachowaniu „władzy pośredniej”, niejednokrotnie jest faktycznym suwerenem (rozumianym tak, jak to definiował Schmitt) albo poważnym pretendentem do tej funkcji.

Jednocześnie – pisze Riboua – rozpadłyby się amerykańskie sojusze na Bliskim Wschodzie. Sojusznicy lawirujący między Waszyngtonem a Pekinem doszliby do wniosku, że amerykańskie gwarancje są nierealne (…). Pekin i Moskwa także i tam, ale i w całym tzw. „Globalnym Południu” zostałyby uznane za bardziej wiarygodnego partnera niż Waszyngton. A co najbardziej w tym wszystkim niebezpieczne – upadłoby odstraszanie. Chodzi oczywiście o amerykański system odstraszania. Pekin uznałby Ukrainę za dowód na to, że agresja się opłaca i że Ameryka nie ma woli, by powstrzymać inwazję na Tajwan. W przypadku sukcesu tej strategii, większość ludności świata stanowiliby obywatele, a właściwie poddani reżimów totalitarnych, a tym samym, większość, decydująca większość państw na świecie, hipotetycznie z decydującym wpływem w organizacjach międzynarodowych (takich jak Rada Bezpieczeństwa ONZ, WTO, WHO itp.) stanowiłyby państwa totalitarne (komunistyczne, para-komunistyczne i islamistyczne) i półtotalitarne.

Warto w tym kontekście przytoczyć inny cytat Autorki omawianej tutaj analizy: Świat wielobiegunowy to świat, w którym dominuje Rosja, w którym zasady ustalają Chiny, a Stany Zjednoczone są ograniczone. Historycznie rzecz biorąc, nie było takiego scenariusza, w którym wielobiegunowość prowadziłaby do mniejszej liczby wojen. Byłby to scenariusz najgorszy – Pax Sinica, w którym hegemonem ustalającym zasady byłyby komunistyczne Chiny, a Federacja Rosyjska pełniłaby rolę chrlowskiego „żandarma”. Zwycięstwo Federacji Rosyjskiej w wojnie na Ukrainie uruchomi dalszą sekwencję wojen/wydarzeń, która ostatecznie do takiego scenariusza doprowadzi.

Zineb Riboua przedstawia też scenariusz pozytywny. Zwycięstwo Ukrainy ponownie ukształtowałoby równowagę. Po pierwsze, przywróciłoby odstraszanie poprzez pokazanie, że agresja nie popłaca. Rosja zostałaby odcięta jako główny partner Chin, a Iran i Korea Północna straciłyby swoje laboratorium pola walki, zaś Chiny pomyślałyby dwa razy, zanim przetestowałyby amerykańską odpowiedź w Azji Wschodniej. Po drugie, wzmocniłoby spójność systemu sojuszy kierowanego przez Stany Zjednoczone. Szeroka sieć państw, które wspierają Moskwę i wzmacniają chińskie wyzwanie zostałaby osłabiona, dowodząc, że amerykańskie przywództwo pozostaje kręgosłupem globalnej stabilności.

Pozytywną rolę w pokonaniu Moskwy, a właściwie utarciu nosa czekistom i komunistom chińskim, może odegrać Trump: Od początku swojej kadencji, prezydent Trump kładzie nacisk na konieczność zakończenia tej wojny. Ma on rację podkreślając ten cel, ale liczą się warunki jakiegokolwiek rozwiązania, które zostałoby podjęte. Koniec wojny, który czyni NATO silniejszym, a Rosję słabszą, przywróciłby stabilność i wiarygodność. Koniec wojny, który nagradzałby agresję zwiększyłby ją i dałby Moskwie, Pekinowi i ich partnerom wszystko to, do czego dążą.



2025-09-28

W sprawie wtargnięcia dronów. Próba generalna?

 Wtargnęcie sowieckich dronów (jak się później okazało, ćwiczebnych wabiów Gerbera, nie bojowych dronów Szahed ani Gierań) "przypadkiem" miało miejsce tydzień po wizycie prezydenta Karola Nawrockiego w Waszyngtonie i spotkaniu z Donaldem Trumpem (3 września) oraz tydzień po szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy oraz chrlowskich obchodach zakończenia II wojny światowej (w narracji ChRL i neosowieckiej Rosji - "Wielkiej Wojny Antyfaszystowskiej"). Spotkanie w Waszyngtonie dotyczyło zacieśnienia relacji sojuszniczych USA i Polski, w tym, m.in. możliwego zwiększenia kontyngentu wojsk USA w Polsce. W szczycie SzOW i pekińskiej paradzie uczestniczyli, oprócz Xi i Putina, także Kim.

Imperialna agenda Moskwy (jako pewna całość), odbudowa i reintegracja imperium sowieckiego jest możliwa do realizacji między innymi i w głównej mierze dzięki wsparciu politycznemu, ekonomicznemu i wojskowo-technicznemu ze strony Pekinu. 

Warto wspomnieć tu o słowach Szefa BBN, prof. Cenckiewicza, który w artykule dla amerykańskiej wersji Newsweeka, opublikowanym przy okazji wizyty prezydenta Nawrockiego, zwraca uwagę na zacieśniający się sojusz Pekinu i Moskwy i na to, że zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej w Europie i ChRL w Azji to de facto dwa fronty tej samej wojny: "jeśli Moskwa zwycięży na Ukrainie, Pekin odczyta to jako zielone światło do eskalacji na Indopacyfiku. Powstrzymywanie Rosji w Europie jest więc kluczowe w globalnym odstraszaniu Chin." 

Patrząc z drugiej strony, agresja komunistycznych Chin na przykład na Tajwan, dałaby Federacji Rosyjskiej możliwość rozpoczęcia otwartej już wojny przeciw krajom czlonkowskim NATO: Polsce czy krajom Bałtyckim. Zapewne odbywałaby się z jakąś pomocą ze strony ChRL.

Ponadto, irańskie drony Shahed i sowieckie  drony Gierań oparte są nie tylko na irańskich, ale i na chrlowskich podzespołach. To samo dotyczy innych modeli rosyjskich dronów bojowych oraz cywilnych, podwójnego zastosowania.

Są jeszcze dwie koincydencje czasowe: pierwsza to miesięcznica zamachu smoleńskiego, druga to  rocznica sowieckiej inwazji na Polskę, czy - bardziej ogólnie - miesiąc, w którym narodowosocjalistyczna Rzesza Niemiecka i Związek Sowiecki rozpoczęły II wojnę światową.



W tej sytuacji Federacja Rosyjska dokonuje zagrania sprawdzajacego właśnie w postaci ataku drobowego. Cele stricte militarne to przetestowanie polskiej (i NATO-wskiej) obrony przeciwlotniczej,  której natychmiastowa reakcja polegająca na decyzji o zestrzeleniu dronów była jak najbardziej słuszna i wzorowa. Ponadto, ćwiczy się w ten sposób takie elementy, jak zasięgi dronów bojowych, a także drogi i cele ataków: ćwiczebne Gerbery kierowały się w stronę baz lotnictwa, jednostek Wojsk Obrony Terytorialnej oraz ważnych obiektów cywilnej infrastruktury krytycznej. Przetestowano działanie środków obrony przed takim lub podobnym atakiem. 

Zamiarem Moskwy było również sprawdzenie funkcjonowania instytucji państwa, zwłaszcza w sytuacji, gdy nowo wybrany prezydent Karol Nawrocki reprezentuje twarde i jednoznaczne stanowisko patriotyczne, antysowieckie i proamerykańskie, zaś rząd Donalda Tuska, mimo deklaratywnej opozycji wobec reżimu czekistów obecnie, uwikłany jest w politykę tzw. "Resetu" z Moskwą z lat 2007-15. Zaś obecnie prowadzi on politykę, którą można określić jako "miękki reset", a przynajmniej tworzy sprzyjające warunki, żeby takie okoliczności mogły zaistnieć. Pierwszym przykładem jest pozornie niezwiązane z atakiem uniewinnienie grupy tzw. "aktywistów granicznych" majacych wkład w neosowiecką Operację "Śluza". Kolejnym jest forsowanie projektu centralizacji Unii Europejskiej, który wpisuje się w koncepcję stworzenia wspólnej przestrzeni strategicznej, łączącej UE, Federację Rosyjską, ChRL (a last but not least, sojuszników wyżej wymienionych spoza Eurazji, czego celem jest umowa UE-MERCOSUR) I który podszyty jest mniej lub bardziej otwartym antyamerykanizmem.

Rację mają ci, co twierdzą, że nie był to żaden "początek wojny", tylko dalszy ciąg wojny toczonej przez neosowiecką Rosję (przy pomocy i współudziale komunistycznych Chin, Korei Północnej i Iranu) przeciwko światu. To jest raczej przejście do nowego jej etapu, w którym podobne prowokacje mają na celu nie tylko rozpoznanie bojem, ale próbę wymuszenia przez Moskwę nowych koncesji na krajach zachodu. O tym świadczyłoby to, że wkrótce po wtargnieciu Gerber do Polski, Federacja Rosyjska przeprowadziła kolejne, podobne prowokacje: przelot dwóch sowieckich myśliwców nad platformą wiertniczą polskiego Petrobalticu (naruszający przestrzeń bezpieczeństwa platformy), naruszenie przestrzeni powietrznej Estonii przez ten kraj czy pojawienie się dronów na terenie Danii.

Wtargnięcie było też testem funkcjonowania NATO na poziomie politycznym, wraz z reakcją najsilniejszego jego członka, którym są USA. Tutaj również, reakcja obydwu wyżej wymienionych była słuszna, włącznie z deklaracją Donalda Trumpa, który stwierdził, że kraje NATO mają prawo do strącania sowieckich obiektów wojskowych naruszających własną przestrzeń powietrzną, z czym zgadza się sekretarz generalny NATO, prezydent Karol Nawrocki i urzędnicy administracji prezydenckiej, na czele ze Sławomirem Cenckiewiczem.

Wrześniowe prowokacje Federacji Rosyjskiej można też traktować jako swego rodzaju alarm cwiczebny dla neosowieckiej agentury wpływu.  Nawet, jeśli nie był to priorytetowy cel kremlowskich czekistów, o ile w ogóle był, to można zauważyć pewne niepokojące efekty. Praktycznie od pierwszych godzin po naruszeniu dało się zauważyć wzmożenie agenturalnej "orkiestry" (by trzymać się modelu Vladimira Volkoffa). Od razu pojawiły się teorię o tym, jakoby była to celowo przeprowadzona prowokacja Ukrainy, w celu to wciągnięcia Polski do wojny, to wymuszenia pomocy militarnej czy zaostrzenia sankcji wobec Federacji Rosyjskiej. Wpleciono to w ogólną narrację środowisk, które z jakichś powodów wpisują się we współczesny "Prawicowy NEP" prowadzony od niemal dwóch dekad przez służby Federacji Rosyjskiej. Niestety, obserwując zarówno internet, jak i świat pozawirtualny możnasądzić, że zasięg oddziaływania tego rodzaju rosyjsko-sowieckiej dezinformacji jest zatrważający. Tak zmanipulowani ludzie, w przypadku hipotetycznego realnego ataku Federacji Rosyjskiej zapewne uparcie twierdziliby, że został przeprowadzony ukraiński (albo amerykański) atak pod fałszywą flagą.

Z drugiej strony, mamy działania rządzącego mainstreamu, który po okresie "resetu" z Federacją Rosyjską zmienił narrację o pełny kąt - na zamiary "wgniatania Putina w ziemię", zamiary włączenia się Polski w wojnę na Ukrainie i natychmiastowego zestrzeliwania sowieckich samolotów naruszających przestrzeń powietrzną, z pominięciem obowiązujących w takich przypadkach procedur. Jest to po pierwsze - kompromitowanie Polski na arenie międzynarodowej, po drugie - kompromitowanie oporu przeciwko agresji Federacji Rosyjskiej i ułatwianie Moskwie dalszej dezinformacji, a po trzecie - nakręca orkiestrę "prawicowego NEP-u", dając jej niezwykle wygodne, gotowe argumenty na rzecz takiej dezinformacji.

2025-08-15

Wokół rozmów Trump-Putin. Glossa do wpisu Weliny Czakarowej

W przededniu rozmów Trump-Putin w sprawie Ukrainy, które odbywają się dziś w Anchorage na Alasce, Welina Czakarowa opublikowała na platformie X tekst naświetlający szerszy kontekst tych rozmów. Zimna Wojna 2 pomiędzy Ameryką a Smokoniedźwiedziem nie rozgrywa się w izolacji – Ukraina i Tajwan są połączone ze sobą niewidzialnym stalowym kablem […] - pisze Czakarowa, przy czym zwraca uwagę swoją trafnością pojęcie „DragonBear”, oczywiście oznaczające sojusz ChRL i Federacji Rosyjskiej. Nieprzypadkowa jest tu kolejność – to komunistyczne Chiny pełnią rolę centrum, zaś Federacja Rosyjska to chiński strategiczny dodatek i zaplecze.



Tak samo, jak Zimna Wojna 2, przy czym moim zdaniem niestety bardziej adekwatne jest stwierdzenie Jacka Bartosiaka o wojnie systemowej, którą roboczo określam jako „sekwencyjna wojna światowa”. To wojna toczona niejako transzami, albo – jak napisał jeden z komentatorów – na raty, w której czerwony „Smokoniedźwiedź” dąży do obalenia starego i ustanowienia nowego porządku światowego (skojarzenie z hasłami rewolucji maoistowskiej w Chinach nieprzypadkowe). To Federacja Rosyjska ma umożliwić komunistycznym Chinom zdobycie i utrzymanie światowej hegemonii. Czakarowa pisze: W Zimnej Wojnie 2, Rosja pełni rolę bardzo silnej karty, zbyt słabej, by samodzielnie prowadzić i zbyt silnej, by ją ignorować. Dla Pekinu, Moskwa jest jednocześnie tarczą i włócznią: buforem przyjmującym zachodnie sankcje i partner w projekcji nacisku miltarnego od Morza Czarnego aż po Pacyfik. Ostatnie wspólne ćwiczenia Smokoniedźwiedzia w pobliżu Japonii [„Morskije Wzaimodiejstwo 2025” – organizowane cyklicznie od 2012 wspólne ćwiczenia sił morskich Federacji Rosyjskiej i ChRL - autor] nie były przypadkiem – to był sygnał. Smokoniedźwiedź jest przygotowany, by stawić wyzwanie zarówno „transatlantyckiemu” NATO, jak i embrionalnemu „pacyficznemu NATO”.

Zasadniczą kwestią jest to, jaką formę i jaką intensywność przybierze „podwójna eskalacja” Federacji Rosyjskiej i ChRL, na terenie Międzymorza Bałtycko-Czarnomorskiego z jednej strony i Pacyfiku Zachodniego z drugiej. Będzie ona jednak miała miejsce niezależnie od tego, co zostanie ustalone na spotkaniu Trump-Putin. Czakarowa uważa też, że rozmowy Trump-Putin mogą być wstępem do nadchodzących negocjacji z głównym sprawcą i agresorem „Nowej Zimnej Wojny”/sekwencyjnej III wojny światowej – Xi Jinpingiem.

I w kontekście tych rozmów, Czakarowa porusza sytuację państw Europy Zachodniej. Jej zdaniem: Europa została całkowicie odsunięta na bok w kształtującej się wielkiej choreografii rozmów Putin-Trump-Xi. Bez miejsca przy stole, bez weta, bez lewarowania – tylko nie do pozazdroszczenia rola geopolitycznego ogródka w „Realpolitik” triumwiratu [Waszyngton-Moskwa-Pekin – autor]. I jest to prawda, z tym, że nie jest to wina Trumpa, a kraje Europy Zachodniej zapracowały sobie na tą rolę przez ostatnie 35 lat. Z całą polityką opartą na symulakrze „końca historii” (z którego to konstruktu wycofał się sam Francis Fukuyama), z pacyfizmem, który motywował de facto rozbrojenie krajów europejskich, mniej lub bardziej zawoalowanym antyamerykanizmem, globalizmem i marksizmem kulturowym w polityce wewnętrznej, koncepcjami centralizacji UE i utworzenia jednolitego europejskiego superpaństwa. I wreszcie – resetem z de facto neosowiecką Rosją. Prym wiodą tutaj Niemcy, które usiłowały – oficjalnie motywowane powyższym – stać się sowieckim „hubem” energetycznym i surowcowym na Europę. Agresja Federacji Rosyjskiej nie tyle zniweczyła tę politykę, co spowodowała niejako jej przesunięcie za kulisy, a także coraz bardziej widoczne przesuwanie się w orbitę chińską (gdzie Chiny stają się „zastępczą Rosją”, mówiąc słowami śp. doktora Jerzego Targalskiego).

W tym kontekście, żądanie Merza, Macrona, Starmera czy von der Leyen prowadzenia walki przez skrawioną Ukrainę i domaganie się bezwarunkowego poparcia przez USA mają taką samą realną wartość, jak malowanie kredkami po ulicach Paryża czy Brukseli po atakach islamskich terrorystów dekadę temu.

I wreszcie, jaka jest sytuacja Ukrainy. Z jednej strony, państwo ukraińskie (w sensie technicznym) zostało ocalone dzięki oporowi samych Ukraińców, jak i wsparciu zachodniemu, zwłaszcza Polski. Z drugiej – Ukraina funkcjonuje jedynie dzięki „kroplówce” z Zachodu. Federacja Rosyjska – mimo dotkliwych strat – nie załamała się na skutek trzyletniej wojny i właściwie teraz mamy do czynienia z przełamaniem ukraińskiego frontu na Donbasie, który jest już nie do obrony, jako teren całkowicie zniszczony działaniami wojennymi i ze zsowietyzowaną ludnością. Jego uporczywa obrona spowoduje wywiązanie się kampanii przypominających Bachmut czy Mariupol, które z czasem doprowadzą do wyczerpania Ukraińców i do przywrócenia całkowitej kontroli nad całą Ukrainą przez sowieciarzy, choćby i przy zachowaniu jakiejś technicznej formy państwowości (względnie, doprowadzenie do powstania upadłej strefy buforowej). Federacja Rosyjska miałaby wówczas o wiele lepszą pozycję do domagania się kolejnych koncesji dla siebie, na przykład spełnienia ultimatum Putina-Ławrowa z 2021 roku. Stałaby się jeszcze skuteczniejszą „tarczą i włócznią” ChRL, być może już w ostatecznej rozgrywce. Bolszewicki „Smokoniedźwiedź”, w wersji „minimum”, dokonałby finalizacji strategicznego oblężenia USA i ich sojuszników i – co bardzo ważne – ośmieszyłby i zdelegalizował narrację Zachodu o sprzeciwie wobec agresji Federacji Rosyjskiej i ChRL.

Jedyną możliwością zachowania substancji państwowej i narodowej (ocalenie życia ludzkiego) Ukrainy jest niestety oddanie sowietom Donbasu, a być może części Zaporoża i Chersońszczyzny i wymuszenie przez Stany Zjednoczone przerwania ognia. Widzą to ukraińscy żołnierze na froncie, widzą to co rozsądniej myślący przedstawiciele ukraińskich elit, na przykład Andrij Biłećkyj – wódz antykomunistycznego, antysowieckiego, nacjonalistycznego Ruchu Azowskiego.

Dlatego administracja Donalda Trumpa chce (i musi – to jest współczesny „White Man’s Burden”) wieść prym nie tylko w rozmowach z Putinem, ale i innych formach rozgrywek z Moskwą i Pekinem. Czy będzie to legalizacja zmiany granic państwowych siłą zbrojną? To już jest egzekwowane, siłą właśnie. Czy będzie to legalizowanie zdobyczy Federacji Rosyjskiej? Czy będzie to częściowa wygrana Moskwy, która da Moskalom „pieriedyszkę”? Z jednej strony tak, ale z drugiej strony, taki kształt dałby czas na odbudowanie zasobów przez USA i pozostałe kraje nietotalitarne, bo mowa także o takich krajach jak Tajwan, Japonia czy Filipiny. Niezależnie, jakie postulaty będą podnoszone przez Putina i Trumpa i cokolwiek narzuci Trump Putinowi, nie zatrzyma to Federacji Rosyjskiej w średnioterminowej i dłuższej perspektywie.

Donald Trump dąży do przywrócenia mocarstowości Ameryce, nadwątlonej mocno przez administracje Obamy i Bidena. Dużą rolę grają w tej strtegii sojusznicy USA, którzy będą strzec jej interesów na innych kontynentach w sytuacji globalnej konfrontacji prowadzonej sekwencyjnie i odcinkowo przez sojusz Moskwę, Pekin i pomniejszych sojuszników. Interes USA jest często zbieżny z interesami lokalnych sojuszników, jako alternatywa dla supremacji Moskwy i Pekinu.

***


W tym kontekście należy też odczytywać i interpretować aktualną sytuację wewnątrzpolityczną w Polsce. USA pomogły – w sposób trudny do szczegółowego opisania – w wyborze proamerykańskiego prezydenta i wspierają go w walce z zamierzającym go obalić (albo przynajmniej sabotować) rządem wywodzącym się ze środowiska, które w latach 2007-15 uwikłane było w tzw. „Reset” z Federacją Rosyjską (czytaj: w przywrócenie i wzmocnienie sowieckich wpływów), a teraz realizuje agendę Niemiec i eurokracji (w sytuacji osłabienia Moskwy i opcji moskiewskiej w Polsce), co jest de facto próbą wprowadzenia wpływów Moskwy, ale niejako „tylnymi drzwiami”.

Niedawną audiencję premiera Tuska u prezydenta Nawrockiego być może należy patrzeć jako po pierwsze ostrzeżenie wobec Tuska, a po drugie – próbę ustawienia go do kąta i rozmowę ostrzegawczą.

Na uwagę zasługuje przebieg inauguracji prezydenta, a także słowa wypowiedziane w telekonferencji europejskich głów państw i rządów z Trumpem, w przeddzień rozmów z Putinem, a także przemówienie z okazji 105-Lecia Zwycięskiej Bitwy Warszawskiej. Prezydent Nawrocki mówił m.in. (Trumpowi): „[…] zatrzymaj bolszewików 15 sierpnia 2025 jak Polska, także przy udziale żołnierzy z Ukrainy 15 sierpnia 1920!” Nawrocki jasno mówi, że jak 105 lat temu, tak teraz i tutaj bolszewizm i bolszewickie mocarstwa stanowią zagrożenie – to Federacja Rosyjska jest kontynuacją ZSRS i agresorem. Prezydent Nawrocki jasno sygnalizuje też to, że – niezależnie od przebiegu i rezultatu rozmów w Anchorage – trzeba być przygotowanym na dalszą, być może zbrojną i regularną agresją neosowieckiej Federacji Rosyjskiej.



2025-08-10

Sojusz Pekin-Moskwa ma źródła w komunizmie. Komentarz do analizy Michała Bogusza

 

Michał Bogusz, politolog i analityk Ośrodka Studiów Wschodnich zajmujący się Chinami i Dalekim Wschodem, napisał pod koniec lipca na portalu chinaobservers tekst pod tytułem „Sino-Russian Weltanschauung”. Ta krótka analiza jest o tyle istotna, że jako jedna z niewielu zwraca uwagę na jeden z podstawowych fundamentów sojuszu między komunistycznymi Chinami a Federacją Rosyjską, jakim jest bolszewizm/komunizm. Jest to – jak potwierdza sam Autor – czynnik totalnie niedoceniany, a właściwie zupełnie pomijany przez polityków i ekspertów zachodnich. Ba, nieraz jest tak, że ci, którzy wskazują na to wskazują, ustawiani są w jednym szeregu ze zwolennikami teorii o płaskiej Ziemi, Reptilianach czy o nieistnieniu ptaków.

Komunizm, marksizm-leninizm jako metoda

Bogusz pisze m.in.: doktrynalna zbieżność pomiędzy Pekinem a Moskwą jest jednym z najważniejszych i niedocenianych elementów spajających chińsko-rosyjski sojusz de facto. Zakorzeniona jest we wspólnym dziedzictwie marksizmu-leninizmu ze swoim hiperrealizmem i aspektami darwinizmu społecznego. W tym kontekście, marksizm-leninizm zapewnia im koncepcyjne ramy rozumienia świata. Nie jest to ideologia ani cel w rodzaju światowej rewolucji, a raczej coś ważniejszego: wspólny światopogląd.[…]

Autor zwraca uwagę na kluczowe elementy tego, czym w istocie jest komunizm, i to w mutacji marksistowsko-leninowskiej. Komunizm to w istocie teoria i praktyka zdobycia i utrzymania władzy. Władza jest jednocześnie celem samym w sobie oraz środkiem.

Dalej pisze między innymi: Kluczowym konceptem leninowskiego „Weltanschauung” jest pytanie: kto zdominuje kogo? Jest to zwięzły wyraz fundamentów natury polityki, rozumianej jako walka o władzę, pomiędzy indywidualnymi graczami, klasami społecznymi, a w przypadku stosunków międzynarodowych, przeciwstawnych mocarstw. Koncepcja ta podkreśla nierozwiązywalną naturę wyżej wymienionych antagonizmów i konieczność ostatecznego pokonania drugiej strony dla zapewnienia własnego bezpieczeństwa. […]

Autor przedstawia w powyższych słowach podstawową cechę komunizmu, jaką jest skrajny totalitaryzm – wszystko podporządkowane ma być jest interesom rządzących elit komunistycznych – partii lub elit przyjmującej inną formę instytucjonalną aniżeli „klasyczna” partia komunistyczna. Komunistycznej władzy ma podlegać każdy aspekt życia społecznego i osobowego/jednostkowego. Istotnym celem komunizmu jest też dążenie do władzy nad światem, o czym za chwilę. Kolejną cechą konstytutywną komunizmu jest skrajny relatywizm i elastyczność taktyczna oraz operacyjna, przy stałości celów strategicznych. Celom elit komunistycznych, zarówno wewnętrznym, jak i w polityce zagranicznej, służy niezwykle rozbudowany system służący do prowadzenia wojny informacyjnej oraz strategicznej dezinformacji.



Całkowicie zasadne jest zatem stwierdzenie, że ChRL i Federacja Rosyjska to państwa komunistyczne, w których komunizm przetransformowano i dostosowano do zmienionych warunków otoczenia, przy czym obydwa państwa reprezentują dwa różniące się od siebie rodzaje komunizmu. Za nieżyjącym już brytyjskim sowietologiem, Christopherem Story można powiedzieć, że Chińska Republika Ludowa reprezentuje komunizm jawny, z centralną rolą Komunistycznej Partii Chin i z trwającą od Denga chińską wersją leninowskiego NEP-u. Federacja Rosyjska zaś to kontynuacja Związku Sowieckiego, a panujący tam system można określić jako komunizm ukryty: tam partia komunistyczna została zastąpiona przez KGB (przetransformowane w FSB i SWR), a dodatkowo, swoje korzyści inkasują różnego rodzaju mafie i oligarchie. Nie trzeba tutaj chyba szczegółowo rozpisywać się o tym, że również w kwestii symbolicznej oba państwa odwołują się do dziedzictwa komunizmu, w przypadku Federacji Rosyjskiej jest to dziedzictwo CzeKa, od czasów rewolucji bolszewickiej.

Marksistowsko-leninowskie mechanizmy sojuszu Pekin-Moskwa

Michał Bogusz szczegółowo opisuje także te mechanizmy sojuszu Pekin-Moskwa, które mają źródła w komunistycznej ideologii, teorii i doktrynie marksizmu-leninizmu: Po pierwsze, chińscy i rosyjscy decydenci nie ufają nikomu, w tym sobie nawzajem, jednak ufają swojej własnej ocenie interesów drugiej strony. Taka ocena jest możliwa, ponieważ bazuje na podzielanej przez nich wizji świata. Tak długo, jak wierzą, że interes drugiej strony leży w podtrzymywaniu tego sojuszu, a większe zagrożenia są poza nim, ich relacje będą silne. Mogą wytrzymać sprzeczności na peryferiach i rozwiązywać różnice w regionach takich, jak Afryka, Bliski Wschód czy Azja Środkowa.

Po drugie, nie potrzebują one takiej koordynacji, jaka ma miejsce w sojuszach zachodnich. Ich celem jest raczej demontaż istniejącego porządku światowego, aniżeli budowa nowego. Jest to cel prostszy z definicji. Dzięki temu obie strony nie potrzebują bliskiej koordynacji, ponieważ dokładnie wiedzą, co robić, jak oceniać sytuację, a nawet to, czego spodziewa się po nich partner. Ta zgodność jest kluczowym czynnikiem, dzięki któremu ten związek działa praktycznie. […]

Ale tutaj rozpoczyna się mały „protokół rozbieżności”. Po pierwsze, wspólnym celem KPCh i rosyjskich czekistów jest nie tylko demontaż istniejącego porządku światowego. Oficjalne deklarowany przez oba państwa zamiar pozbawienia Stanów Zjednoczonych statusu mocarstwa jest środkiem do strategicznego, niejako ostatecznego celu, którym jest ustanowienie nowego porządku światowego zdominowanego przez sojusz Pekin-Moskwa (gdzie ChRL to centrum, a Federacja Rosyjska to strategiczne zaplecze i „żandarm” Chin). Cel ten jest markowany szyldem „świata wielobiegunowego” (szersze omówienie poniżej), jednak czasem przywódcy Federacji Rosyjskiej i ChRL wprost mówią o „Nowym Porządku Światowym”.

Pekin i Moskwa ściśle koordynują swoje działania we wszystkich obszarach (polityka wewnętrzna i zagraniczna, współpraca wojskowa, współpraca gospodarcza). W ciągu ostatniej dekady Putin i Xi spotkali się ponad 40 razy, z podobną częstotliwością spotykają się oficjele niższych szczebli władz, cyklicznie prowadzone są regularne manewry wojskowe obydwu państw, podpisywane są liczne umowy gospodarcze, zwłaszcza surowcowe.

Oba państwa wzajemnie wspierają swoje imperialistyczne polityki. Komunistyczne Chiny popierają „inwestyturę” Federacji Rosyjskiej na terenie dawnego imperium sowieckiego i tzw. „bliskiej zagranicy”, popierają działania mające zdezintegrować i sparaliżować NATO i wypchnięcie USA z Europy (i całej Eurazji), popierają inicjatywy „samodzielności strategicznej Europy od USA”. Chiny wspierają też rosyjską/sowiecką okupację Czeczenii i całego Kaukazu, Tatarstanu i innych nierosyjskich obszarów wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej. Chiny popierają też napaść Federacji Rosyjskiej na Ukrainę: pod przykrywką fałszywej neutralności udzielane jest wsparcie dyplomatyczne, gospodarcze oraz wojskowo-techniczne (łącznie z udziałem żołnierzy ChALW po stronie Moskali). Federacja Rosyjska wspiera zaś komunistyczne Chiny w kwestii Tybetu, Turkiestanu Wschodniego czy wreszcie Tajwanu twierdząc, który wg czekistów jest „zbuntowaną prowincją ChRL”.

Komunistyczne Chiny i Federacja Rosyjska współpracują ze sobą na kierunkach swojej imperialnej ekspansji, takich jak Afryka, Bliski Wschód, Ameryka Łacińska czy nawet Europa Środkowa, wpływy Federacji Rosyjskiej torują drogę ekspansji ChRL i odwrotnie.

Komunistyczne Chiny i Federacja Rosyjska koordynują swoje działania w ramach sieci sojuszy, którą określić można jako „nowy porządek instytucjonalny”. Są to zwłaszcza Szanghajska Organizacja Współpracy (od 2024 roku rozszerzona o Białoruś); BRICS; chrlowskie inicjatywy: Nowego Jedwabnego Szlaku oraz Globalna Inicjatywa Bezpieczeństwa. Faktem jest także zacieśniająca się współpraca tandemu ChRL-Federacja Rosyjska z państwami otwarcie terrorystycznymi, jak Iran i Korea Północna.

Ponadto Pekin i Moskwa wspierają nie tylko wywrotowe ruchy tzw. „skrajnie prawicowe”, „nacjonalistyczne”, „faszystowskie” czy antyestablishmentowych konserwatystów, ale też ruchy lewackie otwarcie komunistyczne, które z kolei popierają politykę Moskwy i Pekinu.

Wyżej wspomniane przejawy dwustronnej koordynacji wynikają właśnie z doktryny marksizmu-leninizmu.



Kolejnym, mającym źródła w ideologicznych kliszach zaczerpniętych z ideologii marksizmu-leninizmu jest wspólna narracja, oparta o hasła „antyimperializmu” (tak, jakby ChRL i Federacja Rosyjska nie prowadziły polityki bolszewicko-imperialistycznej i rabunkowego neokolonializmu), „walki z hegemonizmem USA”, a także chińska narracja o „globalnym południu”, wzięta z geopolitycznych i geostrategicznych koncepcji Mao. W tej narracji sojusz Chin i Rosji to jedyny „gwarant wielobiegunowego świata” czy też „czynnik gwarantujący bezpieczeństwo i stabilność w Eurazji i na świecie”. Powtarzane są one bez mała podczas każdego spotkania przywódców ChRL i Federacji Rosyjskiej. Są to typowe wytrychy ideologiczno-dezinformacyjne, mające przykryć wspólną, globalistyczną agendę Pekinu i Moskwy. Hasła te mają też pozyskać dla tej agendy po pierwsze – pomniejsze państwa komunistyczne i totalitarne (takie jak na przykład Kuba, Wenezuela, Zimbabwe itp.), po drugie – jakiekolwiek państwa dążące do statusu mocarstw i mające jakiekolwiek historyczne resentymenty wobec Stanów Zjednoczonych oraz państw europejskich, będących ich metropoliami w czasach kolonializmu.

2025-07-31

Sekwencyjna trzecia wojna światowa. O perspektywie wojny na wielu frontach

 

Na przestrzeni mijającego miesiąca padło szereg wypowiedzi, które dokładnie opisują mechanizmy strategicznego sojuszu pomiędzy komunistycznymi Chinami a Federacją Rosyjską, a także ujawniają zamiary obydwu mocarstw. Wypowiedzi te padły zarówno ze strony przedstawicieli establishmentu komunistycznego, jak i wysokich oficjeli USA i NATO.

2 lipca, podczas dialogu strategicznego ChRL – Unia Europejska, minister spraw zagranicznych ChRL Wang Yi stwierdził, że Chiny nie mogą pozwolić sobie na przegraną Federacji Rosyjskiej w wojnie, którą ta już od ponad trzech lat prowadzi przeciwko Ukrainie. Wang powiedział jednocześnie, że gdyby Chiny otwarcie poparły Moskwę na Ukrainie, to Federacja Rosyjska już dawno odnosłaby znaczące zwycięstwo nad Ukrainą. Wang tłumaczył też to stanowisko tym, że w przypadku przegranej Moskwy, Stany Zjednoczone miałyby wolną rękę na Pacyfiku Zachodnim i Azji Wschodniej i tym samym mogłyby powstrzymać pochód komunistycznych Chin.

Ilustracja muzyczna – Siekiera, „Jest bezpiecznie” 



Ale ta wypowiedź wpisuje się w szerszą chińską koncepcję strategiczną, Jak pisze fińska analityk, Sari Arho Havrén, Chiny i Federacja Rosyjska:

- […] mogą rozszerzać swoje globalne wpływy, skuteczniej niż osobno.

- Zachodnie demokracje nie rozumieją natury tych stosunków i przede wszystkim patrzą przez pryzmat ekonomiczny, podczas gdy cele materialne są tu drugorzędne.

- […] Podzielają one [Chiny i Federacja Rosyjska – przyp. Autora] dwa zasadnicze cele: wyeliminować USA i wymienić globalny porządek na taki, który utrzymuje bezpieczeństwo obydwu reżimów.

- Chińska pomoc Rosji w jej wojnie przeciw Ukrainie jest bardzo ważna, a Chiny faktycznie czerpie korzyści z tej wojny na wiele sposobów.

- Chiny i Rosja pokazują cechy charakterystyczne tradycyjnego sojuszu wojskowego, bez Artykułu 5 [NATO – autor]. To „modelowe partnerstwo dla Nowej Ery” pozwala im na konfrontację z NATO, bazując na „wyższych formach partnerstwa”.

Ta koncepcja już kilka lat temu została wyłożona przez Wanga: ChRL potrzebuje silnej i mocarstwowej Federacji Rosyjskiej, która byłaby głównym wykonawcą globalistycznej agendy KPCh i filarem komunistycznego Pax Sinica: strategicznym, ekonomicznym i surowcowym, wysuniętym zapleczem ChRL oraz chrlowskim „policjantem”.

W oczywisty sposób korzyści z tak przedstawionego sojuszu czerpie Federacja Rosyjska, która dzięki sojuszowi z komunistycznymi Chinami może prowadzić coraz bardziej brutalną i niszczącą wojnę na wyczerpanie przeciwko Ukrainie. A także rozmaite operacje hybrydowe (na przykład Operację „Śluza”, rękami Białorusi, która od roku jest pełnoprawnym członkiem Szanghajskiej Organizacji Współpracy), operacje dywersyjne na terenie państw NATO (w tym Polski) czy też operacje wpływu. I najważniejsze – część inwestytury na terenach dawnego sowieckiego imperium (zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego) czy w krajach tzw. „Afryki Rosyjskiej”, które są areną ekspansji ekonomicznej, politycznej i militarnej (w tym – obecności pozostałości po Grupie Wagnera).

Ilustracja muzyczna: Siekiera, „Idzie wojna”



Kolejna znamienna wypowiedź, o której mowa była na początku to wystąpienie nowego dowódcy Sił Amerykańskich na Europę, generała Alexusa Grynkewicha podczas spotkania zachodnich (i ukraińskich) dowódców wojskowych i przedstawicieli przemysłu zbrojeniowego w Wiesbaden w Niemczech. Generał Grynkewich stwierdził, że możliwa jest podwójna, skoordynowana eskalacja ze strony komunistycznych Chin i Federacji Rosyjskiej, odpowiednio przeciwko Tajwanowi i przeciwko krajom członkowskim NATO. Zarówno USA, jak i NATO jako pakt i jako kraje członkowskie z osobna, muszą na taką opcję być przygotowane. 6 lipca podobne słowa wypowiedział Sekretarz Generalny NATO, Mark Rutte.

Jeśli prezydent Chin Xi Jinping zaatakuje Tajwan, prawdopodobnie będzie koordynował ten tak z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. […] Oba mogą mieć miejsce jednocześnie” – stwierdził gen. Grynkewicz. Kluczowy, zdaniem generała, ma być rok 2027, w którym prawdopodobieństwo takiej podwójnej eskalacji ma być największe. Miałaby ona rozpocząć się agresją Federacji Rosyjskiej na któryś z krajów NATO i wciągniecie w wojnę pozostałych państw członkowskich, co „odciążyłoby” ChRL i dałoby swobodę działań przeciwko Tajwanowi.

Hipotetyczna, skoordynowana podwójna agresja Federacji Rosyjskiej i ChRL wpisuje się w komunistyczną, chińsko-moskalską strategią sekwencyjnej wojny światowej, która polega na wywołaniu w różnych częściach świata wielu skoordynowanych (między Pekinem, Moskwą, ich lokalnymi sojusznikami i agentami) wojen i konfliktów, które będą nie tylko osłabiać państwa wolnego świata, ale rozpraszać uwagę, siły i środki Stanów Zjednoczonych, NATO i ich sojuszników. Do tej pory, do tych konfliktów i wojen można zaliczać:

- pandemię Covid-19, która poważnie osłabiła łańcuchy dostaw, gospodarki państw zachodnich, i która była próbą wprowadzenia globalnego zarządzania biopolitycznego w wykonaniu ONZ i WHO, gdzie Chiny i Federacja Rosyjska, z udziałem „zachodnich” bolszewizujących globalistów mają coraz większe znaczenie; nie mówiąc o długofalowych skutkach zdrowotnych dla człowieka, które są trudne do oszacowania,

- pełnoskalową wojnę na Ukrainie, która ma być wstępem do pochodu Federacji Rosyjskiej na Zachód oraz wywalczenia dla Moskwy korzystnych koncesji ze strony NATO i Zachodu (spełnienie Ultimatum Putina-Ławrowa), zwłaszcza krajów zachodniej Europy, nie mówiąc o przywróceniu pełnej kontroli Moskwy w strefie sowieckiej i „bliskiej zagranicy”. Warto w tym kontekście wspomnieć o coraz większym udziale w tej wojnie żołnierzy, najemników, a nawet całych związków taktycznych i operacyjnych wojsk krajów komunistycznych, walczących po stronie Moskali (Korea Północna, ChRL, Laos), a także o pomocy wojskowo-technicznej i gospodarczej udzielanej Federacji Rosyjskiej przez ChRL,

- orkiestrowaną przez Iran (sojusznik Pekinu i Moskwy) agresję Hamasu i jemeńskiego Ansar Allah (tzw. Houthi) na Bliskim Wschodzie przeciwko Izraelowi i arabskim sojusznikom Zachodu,

- współudział Federacji Rosyjskiej w zalewie Europy przez migrantów, w tym sowiecka (rosyjsko-białoruska) Operacja „Śluza” na wschodniej granicy Polski.

- jako preludium sekwencyjnej wojny światowej można by uznać wojnę radykalnego islamu przeciw Zachodowi, a także agresję Federacji Rosyjskiej na Gruzję i zamach smoleński.

Jednoczesna, skoordynowana między Pekinem a Moskwą, agresja Federacji Rosyjskiej przeciwko krajom NATO oraz agresja ChRL przeciwko Tajwanowi mogłaby być „konfliktem finalnym”, którego konsekwencją byłoby, w wersji maksimum, obalenie mocarstwowej pozycji USA i ustalenie nowego porządku światowego, w którym dominowałby sojusz Pekin-Moskwa. Zaś w wersji minimum – znaczące poszerzenie Bloku pod przywództwem osi Pekin-Moskwa. Wszystko to pokrywa się z prognozami Anatolija Golicyna. Można sobie wyobrazić także jednoczesny, skoordynowany atak: Federacji Rosyjskiej na NATO, ChRL na Tajwan i Korei Północnej na Koreę Południową i/lub Japonię.

Game changerem w tej wojnie może się okazać amerykańskie (i szerzej – zachodnie) odrodzenie – druga administracja prezydenta Trumpa, zmiana modelu amerykańskiego imperium i nowa doktryna powstrzymywania neokomunistycznych mocarstw i ich totalitarnych sojuszników.



2025-07-07

Trzeci poziom spisku. Flashback z 2016

 

Wpis ten został opublikowany niemal dekadę temu. Na początku neosowieckiej inwazji na Ukrainę, zaś przed rozgromieniem Państwa Islamskiego przez USA i Kurdów, przed rozpoczęciem procesów uzyskiwania przez Turcję i Arabię Saudyjską statusu regionalnych supermocarstw, przed rozpoczęciem przez Federację Rosyjską i Republikę Białoruś Operacji „Śluza”, przed przyłączeniem się Niemiec do tej sowieckiej operacji hybrydowej. Ile prognoz do tej pory się spełnia, ile już się spełniło, ile zaś okazało się nietrafne?

Publikuję go ponownie (z niewielkimi poprawkami stylistycznymi i interpunkcyjnymi) w kontekście hybrydowych operacji prowadzonych z jednej strony przez sowieckie struktury rządzące Rosją i Białorusią, a z drugiej strony podobnych działań prowadzonych przez Niemcy (kwestia, czy i na ile koordynowanych z Moskwą).

***

Nie ulega właściwie żadnej wątpliwości, że tzw. „kryzys migracyjny” nie jest w istocie kryzysem, a konsekwencją kryzysu – trwającego od ponad czterech dekad procesu islamizacji Europy.

Nie jest jednak moim zamiarem wykazywanie po raz kolejny, jak wielkim zagrożeniem dla cywilizacji europejskim (a właściwie dla żywego trupa tejże) jest islam i islamizm, a zastanowienie się, kto odniesie z tego procesu największe korzyści.

Profesor Olavo de Carvalho (zmarły na początku 2022 roku), przywoływany wielokrotnie na łamach tego bloga, w komentarzu pod tytułem „The owners of the World”i charakteryzuje trzy główne projekty globalistyczne oraz grupy interesu, które za nimi stoją. Pierwszy z nich to projekt „rosyjsko-chiński” (lub „eurazjatycki”), który realizowany jest przez elity polityczne Rosji Sowieckiej i ChRL – kremlowskich czekistów i chińską kompartię. Drugim jest projekt globalistów zachodnich (przy czym de Carvalho wyraźnie zaznacza, że projektu tego nie powinno się określać mianem „anglo-amerykańskiego”), którzy rekrutują się między innymi ze środowisk finansjery, demoliberalnych polityków i „intelektualistów”, w ramach struktur takich, jak Rada ds. Stosunków Międzynarodowych, Klub Bilderberg, Komisja Trójstronna, ale również elity rządzące strukturami Unii Europejskiej. Wreszcie, ostatnim projektem globalistycznym jest globalizm muzułmański, realizowany przez Bractwo Muzułmańskie (wg prezydenta Czech, głównego organizatora najazdu „uchodźców” na Europę), rządy niektórych państw muzułmańskich i cześć przywódców religijnych islamu.

Proces islamizacji Europy, ze szczególnym wskazaniem na tzw. „kryzys migracyjny” to splot interesów wszystkich wyżej wymienionych grup realizujących swoje globalistyczne projekty. Grupy te w aktywny sposób sterują tym procesem.


 

Interesy globalistów islamskich

Dla globalistów islamskich sprawa jest oczywista. Celem ich jest stworzenie „Światowej Ummy” muzułmańskiej i „Światowego Kalifatu Islamskiego”. Europa to w optyce wielu liderów islamskich „Dar Al Harb”, w dosłownym tłumaczeniu – „dom wojny”, „dom niewiernych”, który musi zostać wszelkimi dostępnymi metodami zislamizowany i dołączony do „Dar al Islam”/”Dar as Salaam”. W pierwszej kolejności czekają tereny, które w średniowieczu i późniejszych wiekach znajdowały się pod panowaniem czy to wczesnych kalifatów arabskich, czy to Imperium Ottomańskiego. Zarówno napływ ludności islamskiej (najpierw gastarbeiterów, a obecnie imigrantów z krajów islamskich), pokojowa działalność misyjna finansowana w pierwszej kolejności przez Królestwo Arabii Saudyjskiej, ale także przez szyicki Iran, a nawet bardziej świeckie reżymy islamskie, a także terroryzm to elementy tej długofalowej strategii. Świat islamu, w tym muzułmańskie struktury polityczne o globalistycznych aspiracjach nie są jednak skonsolidowane, brakuje im koordynacji polityki, nie mówiąc już o krwawych konfliktach na różnym tle.

Sytuację zmienić może pojawienie się Państwa Islamskiego. Daesh jest de facto organizacją bandycką, organizacją terrorystyczną, która posiada państwo w klasycznym rozumieniu tego słowa: terytorium i ludność, nad którymi sprawuje suwerenną kontrolę. Poza tym – co jest bardzo ważne, jeśli chodzi o wewnętrzne oddziaływanie IS na świat islamu – Kalif Państwa Islamskiego, Abu Bakr Al Baghdadi wywodzi się z tego samego rodu, z którego pochodził prorok Muhammad i pierwsi kalifowie.

Ale mimo to, globaliści islamscy wciąż nie mają i nie będą mieli możliwości organizacyjnych i logistycznych, by sfinalizować swoją strategię wobec Europy i świata. Stąd też globalizm islamski pełni i będzie pełnił rolę instrumentu w rękach globalistów zachodnich i globalistów sino-sowieckich. Nawet pomimo tego, że Bractwo Muzułmańskie, Al Kaida, irańska bezpieka, a całkiem możliwe, że i Państwo Islamskie posiadają rozbudowaną agenturę wpływu i komórki terrorystyczne w USA.

Interesy globalistów zachodnich

Dlaczego większość demoliberalnych elit Europy nie widzi zagrożenia w napływie islamu? Dlaczego ludzie tacy, jak George Soros pomagają ulokowanym na greckich wyspach imigrantom poprzez rozdawanie ulotek, których treść ma pomóc „uchodźcom” (w „poborowym” wieku i takowej kondycji fizycznej) w osiedleniu się w krajach europejskich? Dlaczego europejskie lewactwo z entuzjazmem patrzy na „wielokulturowość”, w tym na islamizację? Dlaczego szwedzka lewica zakazuje sodomitom demonstrować na ulicach (a z pomocą gejom przychodzą… nacjonaliści z Nordisk Ungdom)? Dlaczego peerelowskie feministki, takie jak Kazimiera Szczuka, widzą w muzułmańskich mężczyznach alternatywę dla „wąsatych i spasionych Januszy”? Dlaczego lewicowe władze Kolonii ukrywały pochodzenie sylwestrowych gwałcicieli, a Bundespolizei tłumiła pokojowe demonstracje PEGIDY, a nie wybryki kolorowego lumpenproletariatu?

Na pierwszy rzut oka zachowanie globalistów, demoliberałów i marksistów kulturowych wydaje się bezdenną, prowadzącą do samobójstwa głupotą: przecież islam ma się do zachodniego oświecenia jak przysłowiowa pięść do nosa. O ile chrześcijanie czy żydzi mogą – w optyce doktryny islamu – liczyć na status dhimmi, o tyle demoliberalizm zasługuje na całkowite zgładzenie ze strony wierzących, gdyż w islamie (tak samo, jak w przedpoborowym rzymskim katolicyzmie) władza pochodzić może tylko od Boga, a nie od „ludu”. Pozwolenie na zabijanie nienarodzonych dzieci, uśmiercanie kalek i starców, przywileje dla „mniejszości seksualnych” itp. (urastające do rangi „praw człowieka”) – karane są w islamie bardzo surowymi i okrutnymi karami. Indyferentyzm religijny to shirk – pogaństwo i bluźnierstwo wobec Boga, a tolerancja religijna obowiązuje teoretycznie tylko wobec chrześcijan i żydów – pod warunkiem, że mają oni status obywateli drugiej kategorii; wyznawcy innych religii to „politeiści” i niewierni, mający dwie alternatywy – konwersję na islam albo śmierć.


 

Jednakże jeśli przyjrzymy się bliżej prawdziwym, a ukrytym pod ideologicznym bełkotem celom politycznym demoliberalnych i neomarksistowskich elit, sprawa staje się jasna. Celem marksizmu, komunizmu – ze wszystkimi swoimi mutacjami – nie jest wcale żadna „wolność, równość, braterstwo”, żadne „równouprawnienie kobiet”, „mniejszości” czy gejów. Szeroko pojęta „polityczna poprawność”, „multikulturalizm”, „tolerancja”, ideologie LGBT, „gender”, feminizm, aborcjonizm i eutanazizm, ekologizm itd. – wszystko to jedynie środki wiodące do prawdziwego celu: inżynierii społecznej – stworzenia nowego, zdomestykowanego człowieka i wreszcie – władzy. Owszem, niemało jest idiotów spaczonych laicką wspakulturą i wierzących w te brednie, ale faktyczne znaczenie mają tu zawodowi rewolucjoniści kulturalni, zawodowi „dziennikarze zaangażowani”, zawodowi działacze różnego typu, zawodowe feministki, urzędnicy oraz plutokratyczne klany.

Napływ ludności zupełnie obcej kulturowo Europie, islamizacja Europy doskonale wpisuje się w plany i strategię współczesnych zachodnich elit. Marzeniem demoliberałów i neomarksistów jest sytuacja, kiedy w obronie przed islamskimi terrorystami i gwałcicielami z jednej strony, a nacjonalistami, „neonazistami” i „skrajną prawicą” z drugiej, trzeba będzie wziąć społeczeństwa krajów europejskich krótko za mordę – przykładem jest chociażby próba uchwalenia tzw. „dyrektywy Bieńkowskiej”, de facto zabraniającej obywatelom dostępu do broni palnej. Niewykluczone, że przy pomocy z zewnątrz. Dla oligarchii finansowej masowa imigracja to okazja, by jeszcze bardziej dokręcić śrubę pracownikom – sterowny odgórnie napływ imigrantów do okazja, by zmniejszać zmniejszać im płace i pogarszać ogólne warunki pracy.

Ta sytuacja jest też korzystna dla gracza lokalnego, jakim są Niemcy.ii Elity niemieckie (z których cześć ma korzenie post-nazistowskie, enerdowskie albo RAF-owskie) – odpowiednio sterując napływem imigrantów i systemem kwotowym – będą dążyły w ten sposób do ograniczenia suwerenności pozostałych krajów Unii Europejskiej, docelowo przekształcając UE w twór realizujący niemieckie interesy neoimperialne. Balony próbne zostały już puszczone – po zamachach w Paryżu zaczęto mówić o częściowym demontażu Unii Europejskiej, który zakłada nie tylko przywrócenie kontroli na wewnętrznych granicach, czy też ograniczenie stosowania traktatu z Schengen w dwóch wariantach: w jednym do krajów germanosfery, w drugim wariancie do krajów germanosfery oraz „Mitteleuropy”. Posunięcie to byłoby de facto rozmontowaniem UE, niejako na wzór kontrolowanego rozpadu ZSRS czy komunistycznej Jugosławii na „centrum” i „peryferie” UE. „Brexit” i „Grexit” jedynie przyspieszyłyby ten proces. Kto stałby się najbliższym sojusznikiem „nowej, wspaniałej Europy”? Odpowiedź jest prosta – Federacja Rosyjska.

Ponadto, Niemcy mają długie tradycje wspierania muzułmanów, w tym rzezi prowadzonych przez wyznawców tej religii, począwszy od ludobójstwa na Ormianach i Asyryjczykach. Podczs istnienia narodowo-socjalistycznej Rzeszy Wielkoniemieckiej, Adolf Hitler, Heinrich Himmler i pozostała cześć kierownictwa Trzeciej Rzeszy posunęła się nawet do zamiaru… islamizacji Niemiec. Zaś po II wojnie światowej, schronieniem dla niemieckich zbrodniarzy stały się – oprócz krajów Ameryki Południowej – kraje muzułmańskie, gdzie niemieccy oficjele, po konwersji na islam, współtworzyli aparaty bezpieczeństwa arabskich reżimów, W tym szaleństwie jest metoda.


 

Interesy globalistów eurazjatyckich

Największym beneficjentem kryzysu imigracyjnego i islamizacji Europy jest jednak „Blok Eurazjatycki”, oparty na sojuszu Rosja Sowiecka-ChRL, przy czym bardziej aktywną rolę grają kremlowscy czekiści, natomiast ChRL stoi na uboczu, jedynie kibicując sowieckiemu sojusznikowi niejako z tylniego siedzenia.

Federacja Rosyjska już od dawna rozgrywa Europę i Zachód kartą ekstremizmu muzułmańskiego. W kontekście bieżącym (a także w krótko- i w długoterminowej perspektywie czasowej) rozgrywa ona konflikt pomiędzy: aktualnie rządzącymi elitami zachodnimi (zwłaszcza w Europie Zachodniej), globalistami, lewicą; tzw. „skrajną prawicą”, nacjonalistami i tradycjonalistami oraz muzułmanami.

Dla politycznego mainstreamu Zachodu oraz globalistów, wśród których od zawsze predominował zamiar ułożenia sobie dobrych stosunków z sowietami oraz „robienia z nimi interesów”, Moskwa jawi się jako gwarant utrzymania status quo oraz ważny sojusznik w walce z terroryzmem, fanatyzmem religijnym i ekstremizmem.

Wobec prawicy i nacjonalistów, biełyj Car’ Putin, pułkownik I Zarządu Głównego KGB i były d-ca FSB, pozycjonuje się jako katechon – obrońca chrześcijan bliskowschodnich oraz obrońca resztek cywilizacji Zachodu zarówno przed muzułmańską nawałą, jak i przed lewactwem i „marksistami kulturowymi” rządzącymi tymże Zachodem i prowadzącymi do jego zguby. Reżym czekistów już zbiera obfite żniwo tej „operacji aktywnej” – coraz więcej zachodnich (europejskich, ale i amerykańskich) konserwatystów, nacjonalistów i tradycjonalistów jest skłonna widzieć nie tylko sojusznika, ale i obrońcę wartości tradycyjnych w pułkowniku KGB i FSB, który przewodzi reżimowi o jawnie bolszewickiej, sowieckiej istocie. Na uwagę zasługują tutaj szczególnie ostatnie akcje dezinformacyjne: pierwsza, polegająca na puszczeniu w obieg sfabrykowanej informacji o nastoletniej Rosjance zgwałconej przez muzułmańskich „uchodźców”, którą rzekomo pomściło czterystu Rosjan. Druga – to „informacja” o Rosjanach przeciwstawiających się powtórce z rozrywki w Kolonii na terenie Rosji Sowieckiej, przez którą „uchodźcy” przedostają się do Finlandii i Norwegii (zapewne bez niczyjej pomocy płyną rozpadającymi się krypami w górę Wołgi…). Tego rodzaju publikacje mają za cel przedstawienie Rosjan/Sowietów jako bohaterów broniących siebie i Europy, w kontrze do „spedalonych” i „ciotowatych” Niemców, Francuzów czy pozostałych „zapadników”.

Wobec islamu czekiści grają nie tylko obrońców „normalnego” islamu przed Al Kaidą czy IS, ale także przed zgniłym Zachodem, i tą rolę co rusz odgrywa ważny człowiek Putina – Ramzan Kadyrow.

Sowiecka interwencja w Syrii to operacja tyleż militarna, mająca cele strategiczne i operacyjne w klasycznym tych słów znaczeniu, co operacja dezinformacyjna, mająca za cel zbudowanie pozytywnego obrazu Rosji Sowieckiej, właśnie jako sojusznika w wojnie z apokaliptycznym Państwem Islamskim, zarówno aktualne elity Zachodu, jak i prawicowych czy lewicowych dysydentów. Narracja towarzysząca brzmi: zgniły zachód nie potrafi poradzić sobie z ISIS, USA wywołały na Bliskim Wschodzie chaos i również nie mają rozwiązań w walce z islamskim terroryzmem. Rosja ma zaś proste, radykalne, ale i skuteczne rozwiązanie problemu ISIS.

Drugim celem interwencji jest polaryzacja sceny strategicznej w Syrii tak, by pozostali na niej tylko rzeźnik Assad, walczący o niepodległość Kurdowie, niejako zmuszeni do kooperacji z Assadem i sowietami i rzeźnicy z Państwa Islamskiego. Trzecim zaś jest ponowne opanowanie Bliskiego Wschodu i położenie łapy na tamtejszych zasobach ropy naftowej.

Bardzo ważne są tutaj enuncjacje medialne o tym, że do sowieckiej interwencji w Syrii włączyła się Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza. Informacje te okazały się fałszywe (chociaż prawdopodobne jest, że ramię w ramię z funkcjonariuszami FSB są w Syrii również chrlowscy „doradcy”), ale być może były one propagandą szeptaną, mającą wykazać, że Pekin w pełni popiera działania Moskwy, pomimo nieudzielania wsparcia militarnego. ChRL nadal oficjalnie popiera działania wojenne Rosji Sowieckiej, gdyż interwencja jest we wspólnym, globalnym interesie zarówno Moskwy, jak i Pekinu.

Poza tym, należy pamiętać w kontekście omawianej tutaj kwestii o tym, że zarówno globaliści zachodni, zachodnia lewica i neomarksiści, a także elity niemieckie od wielu lat zinfiltrowani są przez komunistów i sowiecką agenturę wpływu. Tak samo, jak islamiści. ZSRS wspierał świeckich terrorystów arabskich, natomiast Federacja Rosyjska, kontynuacja sowietów – wspierała i nadal wspiera nie tylko Assada, ale i islamskich ekstremistów religijnych, na czele z Al Kaidą i afgańskimi Talibami. Państwo Islamskie wprost nasycone jest funkcjonariuszami irackiej, saddamowskiej bezpieki, szkolonymi w ZSRS i NRD. Ideologia samozwańczego Kalifatu jest zaś w równym stopniu muzułmańska, co bolszewicka.iii

Sterowany przez muzułmańskich przywódców i wspierany przez cześć elit zachodnich proces napływu muzułmanów prędzej czy później przekształci się w powstanie muzułmańskie i wojnę domową w krajach Europy Zachodniej. Elity europejskie, zwłaszcza niemieckie, niezależnie od barw politycznych, zwrócą się o pomoc na Kreml i Łubiankę. Rosja Sowiecka przyjmie rolę wyzwoliciela Europy i Zachodu przed islamskim zagrożeniem, tak samo, jak ZSRS podczas drugiej wojny światowej. Elity europejskie przyjmą – ochoczo bądź z przymusu – dyktat czekistów. Komunistyczne Chiny będą zapewne grały drugoplanową rolę rozjemcy, obrońcy pokoju i wesprą Rosję Sowiecką. Będzie to kolejny, być może ostateczny krok w budowie eurazjatyckiej osi Europa-Rosja Sowiecka-ChRL. Jak w zmienionej sytuacji geostrategicznej zachowa się USA? Ostateczne utworzenie „Bloku Kontynentu” oznaczałaby – jak stwierdził jakiś czas temu Józef Darski – „koniec USA”.iv

iii Czesław Kosior, „Państwo Islamskie a Rosja, czyli o sojuszu niekoniecznie z przypadku”: http://oaspl.org/2015/10/12/panstwo-islamskie-a-rosja-czyli-o-sojuszu-niekoniecznie-z-przypadku/. Temat wspierania Państwa Islamskiego przez Kreml porusza również w swoich licznych publikacjach dr Wojciech Szewko: http://www.mpolska24.pl/post/7809/wojciech-szewko-panstwo-islamskie-jest-jak-bolszewicy-eksportuje-rewolucje