[…] - I co było potem? - Dopytywał się miotacz butów, zbyt młody, by pamiętać tamte wydarzenia.
- Ano, potem nastąpiło to, co nastąpić musiało. Po kilku latach dał się słyszeć dziwny pomruk, który nasilał się z każdą chwilą. Rósł, potężniał, aż można już było go bez trudu zidentyfikować. Był to chrzęst gąsienic, dźwięk, który jak zwykle zwiastował wyzwolenie. Nie pamiętam już dokładnie, od czego wyzwalał nas tym razem, z pewnością od jakiejś wielkiej plagi, podobnież od konieczności dokonywania wyboru, czy jakoś tak. Znów dała o sobie znać geopolityczna grawitacja działająca najsilniej właśnie w tym punkcie na mapie. […]
Jacek Szczyrba, „Punkt Lagrange’a”
Od jakiegoś czasu rozważania o możliwości agresji Federacji Rosyjskiej na kraje Zachodu nie są już jedynie domeną analityków niesłusznie wypychanych na margines (a czasem i poza) dyskursu politycznego, takich jak Jeff Nyquist (który, swoją drogą, jest moim zdaniem pewnym kanałem, przez który DIA ogłaszało pewne informacje). O możliwości, a właściwie wysokim prawdopodobieństwie agresji ze strony kagiebowskiego reżimu mówi otwarcie Sekretarz Obrony USA Lloyd Austin, prezydent tego kraju Joe Biden, czy chociażby szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, płk. Jacek Siewiera. A także analitycy tacy, jak gen. Ben Hodges, Jacek Bartosiak czy Marek Budzisz. Kreślą oni horyzont czasowy od dwóch do dziesięciu lat, w ciągu których należy przygotować się na konfrontację z Federacją Rosyjską.
W rozważaniach na temat ewentualności agresji Federacji Rosyjskiej na Polskę należy mieć na uwadze pewne elementy, na które wskazuje słusznie wskazuje Tomasz Grzywaczewski: mindset zarówno rosyjskich elit politycznych, jak i większości społeczeństwa (co tyczy się nie tylko Rosjan, ale i przedstawicieli narodów podbitych przez Rosję/Sowiety). Ale oprócz tego, trzeba też mieć świadomość tego, że współczesna Rosja jest w istocie kontynuacją Związku Sowieckiego, a system władzy jest kolejną formą ewolucyjną komunizmu (łączącą klasyczny komunizm z wielkoruskim szowinizmem), który jest teorią i praktyką zdobycia, utrzymania i sprawowania totalitarnej władzy nad wszystkim.
Reszta jest konsekwencją. To właśnie neokomunizm i neosowiecki imperializm to główny element decydujący o bardzo wysokim prawdopodobieństwie kolejnej wojny rozpętanej przez Rosję, tym razem już przeciwko członkom NATO.
Teraz przejdźmy do kwestii politycznych i geostrategicznych. Federacja Rosyjska prowadzi politykę przebudowy i zreintegrowania dawnego imperium sowieckiego, do przywrócenia i wzmocnienia kontroli na obszarze „bliskiej zagranicy”. Z drugiej strony, Moskwa dąży z niemałym powodzeniem do neutralizacji i swoistej formy finlandyzacji Europy Zachodniej, głównie w oparciu o Niemcy, Francję i część zachodnich kręgów biznesowych, które pełnić mają rolę sowieckiego „konia trojańskiego” w Europie Zachodniej i „kapo” w Europie Wschodniej. Swoje regionalne i globalne mocarstwowe ambicje Federacja Rosyjska może jednak zrealizować przede wszystkim w oparciu o sojusz z ChRL, przyjmując rolę chińskiego „lodołamacza”, głębokiego zaplecza strategicznego i głównego filaru komunistycznego Pax Sinica. Warto w tym kontekście wspomnieć nie tylko niedawne wypowiedzi i artykuły Putina, Ławrowa, Miedwiediewa czy Szojgu otwarcie wyrażające zamiar agresji wobec Polski, ale także wypowiedź Wanga Yi, który poparł wprost „umacnianie mocarstwowej pozycji” Moskwy. To właśnie wsparcie (mniej lub bardziej otwarte) ze strony komunistycznych Chin umożliwia Federacji Rosyjskiej prowadzenie neoimperialnej polityki.
Sekwencyjna trzecia wojna światowa
Pod koniec 2020 roku snułem na kanwie wypowiedzi Aleksandra Ściosa możliwy przebieg wydarzeń na świecie oraz możliwą drogę realizacji wspólnej strategii Moskwy i Pekinu. Ta prognoza właśnie się spełnia. Aktualną sytuację na świecie można określić jako pełzająca, sekwencyjna trzecia wojna światowa. Jest to sekwencja wielu lokalnych konfliktów w odległych od siebie rejonach świata, pozornie ze sobą niezwiązanych, w których wiodącą rolę pełnią Federacja Rosyjska i/lub komunistyczne Chiny (współpracujące ze sobą), a rolę wykonawców i podwykonawców – ich sojusznicy, tacy jak Korea Północna, Iran, Syria czy islamskie organizacje terrorystyczne, takie jak Hamas, Hezbollah czy jemeński ruch Houthi. Wojny te rozgrywane są przeważnie na terenach kluczowych z punktu widzenia geopolityki, geostrategii i geoekonomii oraz kontroli nad – używając określenia dra Bartosiaka – przepływami strategicznymi. Mają też miejsce na obszarze eurazjatyckiego Rimlandu, który jest kluczowy dla kontroli nad Eurazją i całym światem. Konflikty te, zarówno osobno, jak i skumulowane, mają osłabić USA, pozostale kraje tzw. kolektywnego Zachodu oraz kraje takie jak Australia, Nowa Zelandia, Indie, Tajwan czy Japonia i wprowadzić nowy porządek światowy, w którym przewodnią siłą byłby koncert mocarstw z dominującą rolą osi ChRL-Federacja Rosyjska.
Utorowały do niej drogę m.in. ofensywa islamskiego terroryzmu z lat pierwszych i dziesiątych XXI, inwazja Federacji Rosyjskiej na Gruzję w roku 2008 oraz zamach na polskie kierownictwo w Smoleńsku, a także zachodnie „detente”, konwergencje i „resety”, głównie w wykonaniu Obamy, Merkel czy „wczesnego” Bidena, do czasu wybuchu wojny na Ukrainie.
Rozpoczęła się ona – przyjmijmy umownie – wywołaną przez ChRL pandemią Covid-19. Światowa epidemia miała zdestabilizować Zachód ekonomicznie oraz wzmocnić pozycję komunistycznych Chin jako światowego bankiera, światowej fabryki i światowego spedytora, kontrolującego kluczowe łańcuchy dostaw.
Kolejną kampanią jest inwazja Rosji sowieckiej na Ukrainę. Ma ona kilka głównych celów: a) odzyskanie kontroli moskiewskiej centrali nad Ukrainą i zaprowadzenie przez reżim czekistów pełnej, totalnej kontroli w miejsce dotychczasowej kontroli strukturalnej, b) destabilizacja krajów Międzymorza Bałtycko-Czarnomorsko-Adriatyckiego i przez to, również odzyskanie i wzmocnienie kontroli w krajach tego regionu. I wreszcie najważniejsze: c) Ukraina to zakładnik w sowieckim szantażu, jaki został wysunięty dwa lata temu wobec USA, NATO i krajów zachodnich, w którym sowieciarze domagają się de facto samorozwiązania NATO i wycofania z Europy potencjału polityczno-militarnego Stanów Zjednoczonych. Kolejnym ważnym celem oraz skutkiem wojny na Ukrainie jest wywołanie bądź pogłębienie istniejących już kryzysów w świecie zachodnim: energetycznego, surowcowego, żywnościowego oraz tzw. putinflacji.
Wojna na Ukrainie to jednocześnie chińska wojna zastępcza z USA i Zachodem. Stopniowe osłabianie Zachodu rękami rosyjskich czekistów poprzez zniszczenie Ukrainy, a docelowo detronizacja USA z pozycji światowego supermocarstwa jest w interesie KPCh, która w taki sposób realizuje kolejny etap wprowadzania swojej koncepcji nowego porządku światowego. Komunistyczne Chiny udzielają Federacji Rosyjskiej wszechstronnego wsparcia, bez którego ta nie mogłaby tak długo prowadzić wojny przeciw Ukrainie i bez którego nie może zwyciężyć – od pomocy w omijaniu sankcji i scalania gospodarek obydwu krajów, poprzez dostawy technologii podwójnego zastosowania, skończywszy na dostawach uzbrojenia i sprzętu wojskowego i wsparcia wywiadowczego. Poparcie polityczne i dyplomatyczne Moskwy przez Pekin kamuflowane jest fałszywą neutralnością. Wojna na Ukrainie pogłębia i jeszcze bardziej wzmacnia strategiczny sojusz Pekin-Moskwa, w którym wzrasta rola ChRL jako centrum i Federacji Rosyjskiej jako nośnika interesów KPCh.
Operacją osłonową towarzyszącą wojnie na Ukrainie jest rosyjsko-białoruska „operacja Śluza”, która doprowadzić miała do zalania Polski, Litwy, Łotwy i Estonii falami migrantów, głównie pochodzących z państw muzułmańskich, a przez to destabilizacja krajów obszaru Międzymorza i uruchomienie procesów mających od kilku dekad w krajach Europy Zachodniej. Operacja ta jest jak dotąd powstrzymywana przez wojska, policje i służby Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. Od niedawna podobny manewr jest przez Moskwę stosowany wobec Finlandii.
7 października, rękami Iranu i Hamasu, na Bliskim Wschodzie rozpoczęto kolejną kampanię. Agresja Hamasu przeciwko Izraelowi właśnie eskaluje w większy konflikt regionalny, który będzie miał wpływ na losy terenów położonych poza Bliskim Wschodem. Po pierwsze, na skutek tego konfliktu zaktywizowała się muzułmańska diaspora na terenie państw zachodnich, czego bezpośrednim efektem były demonstracje i zamieszki w wielu państwach europejskich. A jako, że sprawa palestyńska została skutecznie sprzedana jako „walka narodowowyzwoleńcza”, i to w różnych środowiskach politycznych, pośrednie „przeniesienie” konfliktu na Zachód stanowi niezłe pole do działania dla bolszewików, sterujących agenturą wpływu, użytecznymi idiotami i ulicznym motłochem. W bardziej długofalowej perspektywie może to ponownie doprowadzić do reaktywacji na zachodzie islamskiego terroryzmu, a nawet irredentyzmu. Bardziej jednak niebezpieczna jest eskalacja konfliktu na pozostałe obszary Bliskiego Wschodu, która już ma miejsce w rejonie Morza Czerwonego i cieśniny Bab El-Mandab, kluczowych dla światowych przepływów strategicznych i światowego handlu, którego ponad 50% przebiega właśnie przez ten akwen.
Nieprzypadkowa jest eskalacja jemeńskiego, wspieranego przez Islamską Republikę Iranu ruchu Ansar Allah (bardziej znanego jako ruch Houthi). Atakują oni nie tylko cele w Izraelu, ale również cywilne statki handlowe, przepływające przez cieśninę Bab El-Mandab. Będzie to miało (i ma) skutki dla gospodarek państw zachodnich (i nie tylko), a poza tym zaangażuje siły USA i ich najbliższych sojuszników w kolejnym regionie zapalnym.
Realną perspektywą wojny przeciw Ukrainie może być jej przegrana, na skutek przewagi strategicznej i demograficznej sowieciarzy oraz pomocy jakiej udzielają im komunistyczne Chiny, Iran i Korea Północna, na skutek wyniszczenia infrastrukturalnego, depopulacji, a także zmęczenia wojną wśród społeczeństw i elit politycznych Zachodu, podminowanego przez agentury wpływu i użytecznych idiotów. Porażka Ukrainy – w postaci utrzymania przez Federację Rosyjską tego, co zdobyła i utrzymała po 24 lutym 2022 roku (albo wręcz całej Ukrainy lewobrzeżnej), przy zhołdowaniu zachodniej części Ukrainy, bądź przez sprowadzenie jej do statusu państwa upadłego, zwłaszcza jeśli zacznie się dyskutować propozycje „pokojowe” (np. w rodzaju planu Xi) – będzie oznaczała także prestiżową porażkę polityki powstrzymywania totalitaryzmów przez Stany Zjednoczone. Otworzy również drzwi do kolejnych agresji dokonywanych przez totalitarną sieć Pekin-Moskwa-Teheran-Pjongjang-Caracas.
W Ameryce Południowej możliwa jest inwazja komunistycznej Wenezueli (oczywiście sojusznika Kuby, Iranu, Federacji Rosyjskiej i ChRL) na Gujanę i aneksja regionu Esequibo, bogatego w ropę naftową.
Kolejnymi kampaniami sekwencyjnej wojny światowej mogą być inwazja Korei Północnej na Koreę Południową bądź Japonię, inwazja komunistycznych Chin na Tajwan i właśnie omawiana potencjalna i prawdopodobna inwazja Federacji Rosyjskiej na Polskę lub/i kraje bałtyckie. Inwazja ta stanie się wręcz nieunikniona, jeśli na Dalekim Wschodzie i Pacyfiku Zachodnim kolejne wojny wywołają Korea Północna i ChRL.
Hmmmm... powiało optymizmem 🤔
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć. Jedynie za Mackiewiczem, że "optymizm nie zastąpi nam Polski", a za Spenglerem, że "optymizm jest tchórzostwem". Moim zdaniem atak FR na NATO to kwestia czasu, mniejsza już tak naprawdę o to, czy będzie to 2 czy 10 lat. Kolejna kwestia jest taka, czy będzie to po prostu bardziej wyeskalowana wojna "hybrydowa", czy otwarta agresja taka, jak na Ukrainę. I kto zostanie zaatakowany jako pierwszy: Polska czy kraje bałtyckie. Niestety. Rosję Sowiecką może powstrzymać jedynie całkowite zniszczenie jej potencjału militarnego.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWłaśnie się zastanawiam nad 3ma pesymistycznymi scenariuszami (mało pesymistycznie, średnio pesymistycznie i bardzo pesymistyczny) dla przeciętnego Kowalskiego/Schmidta/Smitha jak bedzie za 10 lat wyglądało codzienne życie.
OdpowiedzUsuńTym bardziej, jeśli obiektem ataku będą tak newralgiczne punkty na świecie, jak np. Tajwan...
Usuń