2023-08-05

CzWK Wagner na Białorusi

Ciąg dalszy rozważań o sfingowanym puczu

Pierwsza połowa lipca przyniosła kolejny, właściwie kluczowy dowód na to, że pucz z 24 czerwca w Federacji Rosyjskiej był dezinformacyjnym przedstawieniem. Szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożin spotkał się i prowadził negocjacje z samym Putinem, a także z generałem Wiktorem Zołotowem (dowódcą Rosgwardii, bardziej chyba znanym z memów o „Generale Denaturowie”) i z Siergiejem Naryszkinem (szefem SWR – Służby Wywiadu Zewnętrznego) zaraz po swoim rajdzie na Moskwę i „nieudanym puczu”.



Celami teatralnego puczu było między innymi wywołanie wrażenia chaosu i niespójności czekistowskiego systemu władzy w Federacji Rosyjskiej i to wrażenie niestety udało się na Zachodzie wywrzeć, bazując na powszechnym na Zachodzie niewłaściwym postrzeganiu i interpretowaniu procesów politycznych, które w neosowieckim systemie są normą. Już dzień po wagnerowskim spektaklu takie wnioski wysnuł analityk portalu Defence24, Jacek Raubo w artykule Dla kogo ten spektakl? „Pucz” Wagnerowców lekcją na przyszłość”. Dla lepszego zobrazowania warto przytoczyć najważniejsze konkluzje: „[…] w działaniach rosyjskiej wierchuszki nie ma żadnych hamulców i ograniczeń, trzeba kogoś zabić, coś wysadzić, straszyć apokalipsą atomową - nie ma problemów z tym. Stąd też, tak istotnym było branie pod uwagę, przy analizowaniu działań wagnerowców, chociażby scenariusza związanego z prowokacją. Pozwalającą wciągnąć Ukrainę w pułapkę na linii frontu, a Zachód w pułapkę intelektualnego rozchwiania. [...]

Autor analizy wskazuje na powszechne na Zachodzie (w tym w Polsce) myślenie życzeniowe na temat procesów politycznych w Federacji Rosyjskiej, które wykorzystywane jest przez czekistowski aparat dezinformacyjny i propagandowy, właśnie poprzez tworzenie tego rodzaju polityczno-wojskowych inscenizacji: „[…] analizując „pucz" (podkreślając, że pojęcie puczu jest tu wskazywane z przekąsem) Prigożyna, czy nawet samego Prigożyna dochodzimy do ważnej lekcji dla zewnętrznych odbiorców ostatnich wydarzeń czyli nas wszystkich. Przede wszystkim, trzeba podkreślić, że rosyjski system jest rzeczywiście chory i patologiczny. Od korupcji, po tworzenie rozlicznych udzielnych księstw z własnymi formacjami uzbrojonymi. Lecz jednocześnie nie można poddawać się zbytnim emocjom i tworzyć na ich podstawie coraz to mocniejszych narracji, szczególnie w przestrzeni mediów społecznościowych. Oczywiście, wpisujących się w jak największym stopniu w nasze własne oczekiwania (osadzone oczywiście na dobrej woli i chęci porażki państwa, które zagraża Europie i jej bezpieczeństwu w sposób największy od czasu zakończenia II wojny światowej). Odnoszące się chociażby do rozpadu Rosji, upadku zdolności do prowadzenia agresji wobec Ukrainy i innych państw. Musimy pamiętać wiele z bolesnych lekcji w toku rosyjskiej agresji na Ukrainę, od przewartościowanych kompetencji strony rosyjskiej, po niedowartościowanie zdolności obronnych Ukrainy. Od „niechybnego" upadku Kijowa, po szybkie odbicie Krymu przez wojska ukraińskie jeszcze w 2022 r. Teraz, wszelkie tego rodzaju mankamenty w naszym, zachodnim postrzeganiu strony rosyjskiej, znalazły swoje odbicie, jak w soczewce, właśnie w przypadku Prigożyna i jego występów. […] Niezmienne pozostaje również wykorzystywanie przez Rosję et consortes zachodnich emocjonalnych zamiłowań do prostych wyjaśnień. [...]. Później, Rosjanie uspokajali nas wszystkich na Zachodzie (w swój sposób neoimperialny), że „doktrynami" Gierasimowa [...], to co najwyżej będą atakować w wojnach informacyjnych i cyber. W żadnym razie nie sięgając po pełnoskalową zbrojną, klasyczną w środkach agresję. I nagle, ten sposób konstruowania ocen o Rosji zetknął się z agresją na Ukrainę […].”

Konkluzją końcową artykułu Jacka Raubo jest skuteczne ugruntowywane na Zachodzie przekonanie o niestabilności neosowieckiego systemu, które prowadzić ma do wykolejenia strategi bezpieczeństwa – zarówno NATO-wskiej (kontekst minionego szczytu NATO w Wilnie), jak i strategii bezpieczeństwa państwowego poszczególnych członków, na czele z USA, Polską i krajami bałtyckimi. Porwanie się przez narrację o kruchości putinizmu (nawet bez samego Putina) będzie oznaczało zaakceptowanie, że wystarczy w np. wymiarze NATO pewnego rodzaju tymczasowość w działaniach. I tym samym, osłabnie nasza wola do działania rozpisanego na wiele lat.”

Dezinformacja, sterowanie społeczne i opcje agresji

W ostatnim wpisie pisałem, że jednym z celów teatralnego puczu było przemieszczenie kontyngentu CzWK Wagner na terytorium sowieckiej i podległej Moskwie Białorusi w celu ich rotacyjnego tam stacjonowania. W momencie pisania tego tekstu wagnerowcy już na Białorusi są i dotarł już tam dwunasty konwój z najemnikami, pojazdami i sprzętem. I tu dochodzimy do tezy, która jest bardzo powszechna wśród ludzi uznających inscenizację z 24 czerwca za prawdziwy pucz, a która zawiera stwierdzenie, że Putin, Szojgu i Gierasimow, w porozumieniu z Łukaszenką wcale nie potrzebowaliby sfingowanego puczu, by przemieścić na Białoruś jakiekolwiek siły. I wracamy do punktu wyjścia, czyli do dezinformacji i manipulacji za pomocą zarządzania refleksyjnego. Sowieckie działania hybrydowe, w tym nieregularne, terrorystyczne i paramilitarne, w wykonaniu CzWK Wagner mają być skuteczniej wykonywane właśnie przez oficjalnie „zbuntowanego”, pozornie „niezależnego” od Kremla gracza. W przypadku podjęcia przez sowieciarzy rosyjskich i białoruskich jakichkolwiek działań hybrydowych (których scenariusz zarysujemy poniżej) będą oni mówić, że „nas tam niet”. A tzw. opinia publiczna (na Zachodzie, ale i w Polsce), a w tym agentura, użyteczni idioci czy nawet w miarę kompetentni analitycy będą mówić i pisać o jakichś „zbuntowanych najemnikach” czy o „chaosie w Rosji”.



Jeżeli jednym z celów (być może najważniejszym) puczu była relokacja Grupy Wagnera na Białoruś, to jakie są zadania tej formacji w tym kraju? Wg analityk Weliny Tczakarowej tymi celami są: a) rozpoznanie Wschodniej Flanki NATO oraz Sil Zbrojnych Polski, b) szkolenie armii białoruskiej, c) ochrona rosyjskiej broni nuklearnej.

Ważne jest także szersze tło strategiczne, z następującymi elementami: po pierwsze, po ostatnim szczycie NATO w Wilnie, Pakt oraz przywódcy krajów członkowskich znowu, tak jak w ubiegłym roku, wysłali sprzeczne sygnały, które Rosja Sowiecka (tak samo jak Białoruś i ChRL) uznały za przejaw słabości i niezdecydowania. Z jednej strony chociażby, uznano Federację Rosyjską, a także sojusz Pekin-Moskwa za zagrożenie. Przyjęto również doktrynę kładącą nacisk na odstraszanie Federacji Rosyjskiej i jej sojuszników przed atakiem na państwa członkowskie NATO. Z drugiej strony, pomimo realnych zapewnień o wsparciu krajów Flanki Wschodniej (a w zasadzie Frontu Wschodniego) NATO, nie wywalono do kosza Aktu Stanowiącego NATO-Rosja – owocu destrukcyjnego procesu popieriestrojkowej konwergencji między demoliberalizmem a rzekomo upadłym sowietyzmem. Nie podjęto decyzji o włączeniu Polski do programu NATO Nuclear Sharing, koniecznego zarówno dla Polski, jak i dla całego NATO. 

 


Po drugie, agresja Rosji Sowieckiej na Ukrainę nie poszła i nie idzie tak, jak chcieliby kremlowscy stratedzy. „Jedyne”, co może osiągnąć Moskwa to utrzymanie Donbasu, Krymu i pomostu lądowego nad Morzem Azowskim przy jednoczesnym sprowadzeniu reszty Ukrainy do poziomu państwa upadłego, a jednocześnie pełne zwycięstwo Kijowa niestety może być nieosiągalne i to przez długi czas. Federacja Rosyjska musi w tej sytuacji eskalować (patrząc oczami wroga) , używając agresji jako lewara do gospodarczego szantażowania świata oraz poprzez rozszerzenie konfliktu na inne obszary, zwłaszcza te istotne dla przebiegu wojny. Takim obszarem jest Polska, która jest ogromnym węzłem logistycznym i właściwie rozszerzonym zapleczem strategicznym dla walczącej Ukrainy, a jednocześnie centralnym państwem Wschodniej Flanki NATO, z rządem prowadzącym asertywną politykę wobec sowieciarzy (i last but not least również wobec Pekinu). Dlatego – patrząc z perspektywy sowieciarzy – Polskę trzeba (z)destabilizować. Możliwe, że długotrwale. Należy także pamiętać o tym, że Wschodnia Flanka jest głównym obszarem sowieckiego ultimatum wobec NATO z grudnia 2021. Ultimatum, którego konsekwencją stała się agresja na Ukrainę (zakładnika), która spowodowała większą konsolidację i wzmocnienie Paktu.

Wreszcie, po trzecie, dla Rosji Sowieckiej kluczowym rejonem dla realizacji własnej polityki imperialnej jest tzw. „balkon białoruski”. Ukraina jest dla Moskwy bardzo ważna, ale panowanie na Białorusi to dla Rosji Sowieckiej kwestia być albo nie być jej imperialnego projektu, tak samo jak sojusz z komunistycznymi Chinami i Niemcami. Panowanie na Białorusi daje bowiem Moskwie możliwość kontroli nad krajami bałtyckimi, Ukrainą, Polską i idąc dalej, nad Zachodem. Ten sam mechanizm działa w drugą stronę – bez niepodległej i suwerennej Białorusi niemożliwe jest na dłuższą metę stworzenie stabilnego sojuszu Międzymorza.

Wszystko to tworzy tak naprawdę jedną całość, ale szczególnie interesuje nas konkretne działania przeciwko Polsce, mające dwa wymiary: manipulacyjno-dezinformacyjny i realny, obejmujący bardzo realną możliwość rozpętania działań kinetycznych. Wagnerowcy, wraz z calym sowieckim aparatem (i z jego poruczenia) mają za zadanie straszyć Polaków i wywoływać wojenną panikę, co nie przeczy temu, że może zostać zastosowana opcja siłowa – działania nieregularne wobec Polski, Litwy i Łotwy (rozwijając myśl Tczakarowej – rozpoznanie bojem wschodniej flanki NATO).

Zajmijmy się teraz opcjami agresji. Takie rozważania nie mają na celu sianie społecznego niepokoju, tylko przygotowanie na różne, nawet pesymistyczne scenariusze. Jednym z takich jest kontynuacja, wzmocnienie i dynamizacja przez CzWK Wagner operacji „Śluza”, czyli przerzutu nachodźców (w dużej mierze) z krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu. Najemnicy z grupy Wagnera mogą w tym celu na przykład osłaniać przerzut nielegalnych migrantów – albo bez wyraźnych oznaczeń i sortów mundurowych zdradzających ich przynależność, albo przebrani za białoruskich pograniczników. Możliwe jest również wmieszanie się wagnerowców w tłum migrantów chcących przedrzeć się przez granicę. Pamiętajmy, że ważnym rejonem operacyjnym Grupy Wagnera (i innych franczyz Prigożyna) jest obszar Bliskiego Wschodu i Afryki: państwa takie, jak choćby Syria, Libia, Mali, Czad, Burkina Faso, Niger czy Republika Środkowoafrykańska. Grupa Wagnera rekrutuje też ludzi spośród (w większości islamskich) obszarów Kaukazu i postsowieckich republik Azji Środkowej. Nie można wykluczać możliwości udziału w obydwu tych grupach ekstremistów islamskich mających doświadczenie w strukturach Daesh czy Al-Kaidy czy ich franczyz. Akcje opisane wyżej, czyli pośrednie lub bezpośrednie wsparcie grup migrantów przez wagnerowców już prawdopodobnie mają miejsce i nie można wykluczyć, że jest to preludium do dalszej eskalacji sytuacji na granicy. Takim samym preludium było wtargnięcie dwóch białoruskich śmigłowców w polską przestrzeń powietrzną, w tym „latającego czołgu” Mi-24 i naszpikowanego sprzętem obserwacyjno-rozpoznawczym Mi-8 (o ile nie mieliśmy do czynienia z celowym ich wpuszczeniem i celowym „przeoczeniem”, by zamarkować słabość państwa polskiego). Możliwe są inne operacje przeprowadzone przez nisko latające i trudne do wykrycia statki powietrzne, załogowe lub bezzałogowe, na przykład ataki na położone blisko granicy obiekty infrastruktury krytycznej.

Możliwość uczestnictwa Grupy Wagnera w wojnie hybrydowej przeciwko Polsce była tutaj przewidywana już na początku Operacji „Śluza”. Celem teraz – tak jak wtedy – jest destabilizacja i rozniecenie konfliktu poniżej progu wojny. Wówczas takowego nie udało się wywołać poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego na terenie powiatów przyległych do granicy Polski z Republiką Białoruś oraz poprzez budowę zapory inżynieryjnej i telemetrycznej na granicy. Być może użycie CzWK Wagner nie leżało wówczas na stole sowieciarzy z Moskwy i Mińska. Teraz, być może w obliczu dosyć pokaźnej klęski pierwszej fazy operacji, zdecydowano się na ich użycie.

Ma to na celu nie tylko osiągniecie celów kinetycznych i fizycznej agresji (tu wracamy do początku), ale także sterowanie społeczne, przede wszystkim sianie paniki i strachu przed wojną a poprzez to między innymi stworzenie, czy może raczej wzmocnienie sprzyjającego klimatu pod rozwój w Polsce opcji prorosyjskiej (czyli prosowieckiej) i to w całym spektrum opcji ideologicznych, od marginalnych skrajnej lewicy i skrajnej prawicy, aż po centrowy, demoliberalny mainstream. W politykę neosowieckiej dezinformacji wpisywałby się idealnie rozwój tendencji pacyfistycznych, nawet jeśli zwolennicy takich postaw nie popieraliby Federacji Rosyjskiej wprost. Zarówno mainstreamowe i umiarkowane, jak i skrajne skrzydła operacji sowieckiej będą użyte w okolicy najbliższych wyborów.

2 komentarze:

  1. Prigożin ubity i całą teorie można sobie w wychodku spuścić.

    Sceptyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, ale nie trzeba. Poki co za malo pewnych informacji. Samolotu wcale nie musiała zestrzelić armia FR, choc owszem, mogła. To mogła być jakaś ukraińska GDR albo biali Ruscy (z RDK lub LWR). Ładunek nie musiał też być uzbrojona głowica jakiejś rakiety plot, tylko np bombą podłożona wcześniej na pokładzie.
      I jeszcze jedna sprawa - wszystkie praktycznie informacje, jaki na temat wczorajszej katastrofy mamy, pochodzą z Rosji Sowieckiej. Tak, że należy je dzielić co najmniej prze dwa. Cokolwiek, co stamtąd pochodzi.
      Biorąc to pod uwagę, zamach mógł być równie dobrze... sfingowany. Taka opcje dopuszczała wczoraj np. Dominika Ćosič na tt. Jeżeli zginął Prigożyn, to nawet to mogło być wpisane w operację dezinfoenacyjna, jak twierdzi gen. Komornicki

      Usuń