2010-11-27

Wokół teorii komunizmu - ciąg dalszy dyskusji

Motto:
(…)
Chcę sobie zbudować tron na wysokościach.
Jego szczyt będzie lodowaty i gigantyczny.
Jego wałem ochronnym będzie obłąkańczy strach,
jako szczyt najczarniejszej agonii.
A kto podniesie na ów tron swój zdrowy wzrok,
odwróci się od niego blady i milczący jak śmierć.
Wpadnie w pazury ślepej, dreszczem przejmującej
śmiertelności, aby jego szczęście znalazło grób.
Karol Marks, „Rozpaczliwa modlitwa” (fragment)
Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem popełnienia wpisu na ten temat; katalizatorem stała się dyskusja z Panami: Amalrykiem, Michałem Bąkowskim i tj1111 o charakterze peerel-bis, która weszła na poziom bardziej ogólny i teoretyczny.
Praktycznie od „zmaterializowania się” widma komunizmu dziewięćdziesiąt trzy lata (z rzędem) temu, ba – od powstania Związku Komunistów i wydania „Manifestu”, powszechne jest w wolnym (jeszcze) świecie błędne określanie tej choroby cywilizacyjnej, toksycznego memu. W skrócie – błędy te sprowadzają się do postrzegania komunizmu jako ruchu/ideologii/systemu politycznego postulujących i próbujących realizować pewne pozytywne, aczkolwiek utopijne, niemożliwe do spełnienia (przynajmniej na tym padole) postulaty polityczne i społeczne. I tak, liberał za przejaw komunizmu utożsamia interwencjonizm państwowy, socjalista – za wypaczenie idei „równości”, „sprawiedliwości społecznej” itp.
Równoległy niejako sposób postrzegania komunizmu widoczny jest u bardzo wielu antykomunistów, proweniencji prawicowej i konserwatywnej. Według nich, komunizm jest konsekwencją błędów antropologicznych i teologicznych; w środowiskach tych uważa się komunizm za świeckie odzwierciedlenie gnozy, idei wyznawanych przez loże wolnomularskie, nihilizmu czy zgoła satanizmu. Te ostatnie nie są nieprawidłowe merytorycznie, zważywszy choćby na to, że Marks, Engels, a później sowieciarze wsiech stran inspirowali się i kontaktowali z masonami, okultystami czy satanistami.
Czego jednak powyższym ujęciom brakuje – a może jest przesuwane na dalszy plan? Co zdaje się być sednem powyższego błędu? Powszechne przekonanie, że każdy system polityczny, każde struktury rządzące dążą do pewnych wyższych, choć niesłusznych z takiego czy innego punktu widzenia, celów: metafizycznych, społecznych, narodowych, ogólnoludzkich etc. Zaznaczyć należy, że pogląd ten podszyty jest przekonaniem o wrodzonej dobroci człowieka. Mówi się nie bez słuszności, że idee mają konsekwencje, ale czy aby pierwszeństwa nie ma tutaj pycha i chciwość, dążenie do całkowitej kontroli i władzy nad wszystkim, gdzie owe „idee” pełnią rolę „opakowania”? I – idąc tym tropem – „błędy” teologiczne czy antropologiczne nie są aby zamierzone?
Całkowicie niemalże pomijany, a wręcz uznawany za herezję jest przeciwny pogląd: że totalitarna władza może być celem samym w sobie i jednocześnie środkiem do tego celu, z czym właśnie (najprawdopodobniej) mamy do czynienia w przypadku komunizmu/bolszewizmu. Nicolas Gomez Davila twierdził, że psycholog zamieszkuje przedmieścia duszy, tak samo jak socjolog peryferie społeczeństwa.Ciekawe, co – zwłaszcza w poruszanym tu kontekście – miałby do powiedzenia Kolumbijczyk na temat historyków, politologów, sowietologów, sinologów czy obecnie „rosjoznawców”…
MARKSIZM JAKO METODA
Najważniejsze elementy komunizmu znajdziemy – jeśli umiemy czytać między wierszami, a przede wszystkim jeśli mamy cierpliwość czytać coś takiego – w „Manifeście komunistycznym” Fryderyka Engelsa i Karola Marksa, będącym podręcznikiem traktującym właśnie o tym, jak zdobyć, utrzymać i sprawować totalitarną władzę.Henryk Glass, jeden z ojców polskiego przedwojennego harcerstwa i wywiadu, w „Metodach ekspansji komunizmu” tak charakteryzował jej mechanizmy (podkreślenia tu i dalej w cytowanym tekście - od autora wpisu): Marksizm jest systemem społecznym, poszczególnymi składnikami łączącymi się w logiczną całość. Przy tym nie jest to system naukowy oderwany od życia, lecz jest on praktyczną nauką społeczną, swego rodzaju nową religią materialistyczną, przesiąkniętą własnym patosem i działającą na masy, rozpalając w nich nowy entuzjazm, po wypaleniu w nich prawdziwych religijnych – zwłaszcza chrześcijańskich – uczuć.Określenie „praktyczna nauka społeczna” należy tu rozumieć właśnie jako teorię totalnej władzy i inżynierii społecznej.
W tym miejscu należy wskazać na jeszcze jeden błąd, nieraz popełniany nawet przez antykomunistów, mianowicie: traktowanie komunizmu jako teorii, która w praktyce się nie sprawdza, gdyż rzekomo niezgodna jest z „naturą ludzką”, „prawami ekonomii” itp. Ideologia komunistyczna to niestety zabójczo skuteczne instrumentarium inżynierii społecznej i wojny informacyjnej.
Po pierwsze: najważniejszym postulatem marksizmu jest władza komunistów.
Celem komunizmu, celem struktur komunistycznych jest totalna władza nad wszystkim: zarówno w wymiarze wewnątrz-, jak i zewnątrzpolitycznym: wszystkie sfery życia społecznego, politycznego, gospodarczego, religijnego, kulturalnego i osobistego mają być podporządkowane woli i interesom komunistycznych władz. Jednocześnie, komunizm dąży do zapanowania nad całym światem. Komunizm, począwszy od Marksa i Engelsa jest skrajnie relatywistyczny i nihilistyczny, przy czym należy pamiętać, że relatywista rzadko relatywizuje sam siebie, jak słusznie twierdził Davila; wedle „aksjologii” komunistycznej dobre jest to, co służy interesom komunistycznych struktur (sprowadzających się do zdobycia, sprawowania, utrzymania i kontynuacji władzy), złe – to, co im nie służy. Komunistyczny establishment – faktycznie będący połączeniem mafii i sekty religijnej – jest w swojej teorii i praktyce czymś w rodzaju kolektywnego demiurga, kolektywnego Szatana, dążącego do absolutnej władzy nad wszystkim.
Ideologia, „filozofia” i doktryna komunizmu (które określać się przyjęło jako pewne cele społeczne czy ustrojowo-polityczne), pełnią w rzeczywistości funkcje instrumentów władzy: socjotechniki – sprawowania kontroli nad społeczeństwem i legitymizacji władzy oraz zarządzania komunistycznymi kadrami. Frazesy takie jak: „walka klas”, „wyzwolenie warstw uciskanych”, „społeczeństwo bezklasowe”, „zanik państwa”, „zniesienie wyzysku” są konstruktami pełniącymi funkcję wytrychów propagandowych i socjotechnicznych, bez żadnego powiązania z bytami realnymi.
W komunizmie bez mała każde słowo ma zupełnie inne znaczenie, aniżeli uznane przez tradycyjną kulturę czy cywilizację; tyczy się to także pojęć takich jak „proletariat”, „burżuazja”, „wyzysk” itp. Glass jako przykład przytaczał rzekome dążenie do „wyzwolenia klasy robotniczej”, w rzeczywistości będące wytrychem dezinformacyjnym: (…) proletariat to „kolektywny mesjasz” marksizmu. Kto nie jest marksistą, nie jest proletariuszem. (…) Na odwrót, bogaty kapitalista, jeśli jest „ideowym marksistą” lub wprost komunistą i do rewolucyjnej organizacji należy, jest uważany za „swojego człowieka”, za członka wybranej grupy marksistowskiej. (…) W ustroju sowieckim, czyli marksistowskim, wolność[sic!] istnieć może tylko dla marksistów, a nie dla ludu.
Po drugie: ideologia marksistowska określa instrumenty inżynierii społecznej jako kluczowego środka, za pomocą którego organizacja komunistyczna sprawuje władzę.
Na tym poziomie naczelnymi postulatami marksizmu są: likwidacja podmiotowości jednostki, tradycyjnych struktur społecznych, religii, patriotyzmu, itp. jako przesądów, irracjonalnych zabobonów i przeżytku dawnych czasów. Marksizm pisał Glass –pragnie przekształcić społeczeństwo ludzkie w stado, które miałoby tylko dążenia zwierzęce: napełniania żołądka, ochrony przed chłodem, posiadania wygodnego legowiska, zaspokojenia popędu płciowego.Społeczeństwami, narodami z przetrąconym kręgosłupem moralnym, z których komuniści robią gówno i szmaty, jak z kolei pisał Mackiewicz, łatwiej jest manipulować i w sposób totalitarny nimi rządzić; takie „stado” ludzkie podporządkowane ma być komunistycznej grupie trzymającej władzę, która – w zależności od bieżącego interesu, mądrości etapu– prowadzi je albo do swego rodzaju „golenia”, albo na selektywną rzeź.
Warunkiem sine qua nonzdobycia, sprawowania i utrzymania władzy przez struktury komunistyczne jest panowanie nad systemem ekonomicznym, toteż elementem sterowania społecznego są postulaty ekonomiczne właśnie: negacji własności, kolektywizacja i wywłaszczania; sprowadzają się one faktycznie do rabunkowej eksploatacji zasobów gospodarczych danego, podbitego przez komunizm terytorium.
Marksizm daje pewien zbrodniczy i totalitarny u źródeł, fałszywy, ale w miarę wewnętrznie spójny i całościowy system światopoglądowy mający za zadanie rekrutację kadr oraz manipulację i dezinformację (także co do istoty komunizmu), zarówno na użytek wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Charakterystyczne jest to, że marksizm/komunizm w sposób niezwykle sugestywny i dosadny eksploatuje realne problemy społeczne, polityczne i życiowe ludzi, dając proste i zrozumiałe dla większości odpowiedzi. Jest szczególnie niebezpieczny dla ludzi słabych moralnie, będąc dla nich wygodną ideologią racjonalizującą ich postępowanie.
Środkiem ciężkości, na który nakierowana jest komunistyczna agresja informacyjna i aksjologiczna, jest psychika człowieka. Mamy tu do czynienia z zamkniętym kręgiem, ze sprzężeniem zwrotnym: ideologia oddziałuje na psychikę – zarówno jednostki, jak i zbiorowości ludzkiej – i vice versa,tworząc „nowego człowieka”, pełniącego rolę zarówno zasobów kadrowych, jak i zasobów niewolniczych. Mechanizm ekspansji komunizmu na drodze indywidualnej psychomanipulacji i demoralizacji opisał ks. Józef Pastuszka w artykule pt. „Psychologia komunizmu”, napisanym w 1938 r.: (…) komunizm apeluje do popędów i namiętności ludzkich, usiłując je zjednać dla siebie, a przez nie oddziałać na ideologię. Poruszając sferę uczuciową człowieka, rozbudzając wrodzone popędy i wykorzystując je dla swych celów, komunizm wytrąca jednostkę z jej bierności, wprowadza w stan podniecenia i zmusza do zajęcia się podsuniętymi hasłami. Stosuje przy tym środki proste, pospolite, a przecież nie chybiające celu: porusza prymitywne, witalne popędy, wskazując na możliwości ich zaspokojenia. Łatwo jest podniecić popęd egoistyczny do wygody i spoczynku, rozsnuwając wizję ustroju, gdzie praca będzie sprowadzona do minimum. Nie trudno rozbudzić gniew, nienawiść i pragnienie zemsty, gdy się wykaże, że inni są sprawcami naszej niedoli. Można rozkołysać najniższe instynkty ludzkie i popchnąć do zbrodni, jeżeli występek zostanie niekaralny, a może przynieść osobiste zadowolenie i korzyść materialną.”
(…) Człowiek komunistyczny skupia swe siły na odcinku woli i czynu. Jego myślenie, zamknięte w szablonowych hasłach partii, nie rozprasza się i nie podlega wątpliwościom. Całą energię życiową mobilizuje wola. Z uporem, z żelazną konsekwencją, z całą namiętnością uczucia pracuje nad zdobyciem władzy. Rozpala uczucia mas i rozbudza namiętności, by masy za sobą pociągnąć. Postępuje planowo, przewidując wszelkie możliwości i przygotowany na niespodzianki, jakie mogą się zdarzyć.Dla komunizmu człowiek nie jest istotą rozumną, która szuka prawdy i którą trzeba przekonywać, ale zwierzęciem, żądnym korzyści i rozkoszy. Rozum jest raczej czynnikiem tłumiącym istotne dążenie natury ludzkiej. Zamiast apelować do rozumu, należy rozpalić najniższe namiętności, by wydobyło się na wierzch ludzkie zwierzę, nie krępowane prawem ducha.
(…) [K]omunizm - rozluźnia zwartość życiową jednostki, tworzy psychozę i uczy postępować po linii najmniejszego wysiłku. Taka propaganda prowadzona jest nader zręcznie. Występowała pod sztandarem liberalizmu, a dzisiaj demokracji, (…) wolnomyślicielstwa, socjalizmu itp. Spowita w szumne, pięknie brzmiące hasła wolności, wsącza w duszę jad anarchii duchowej, niszczy jej odporność życiową i czyni podatną do przyjęcia bolszewizmu. Rozpiętość środków tej propagandy antymoralnej i zasięg jej wpływów jest szeroki. Prasa codzienna i periodyczna, literatura i sztuka, oddziaływanie organizacyjne, wychowanie i cały szereg innych środków stoi na usługi tej akcji.
Ku wnioskom…
Jako że celem komunizmu jest totalna, nieograniczona niczym władza, dopuszczalny jest każdy sposób jej zdobycia, utrzymania i transferu. Rzutuje to na ideologię, gdzie dopuszczalna jest każda korekta i każde odstępstwo od „ortodoksji”, zgodne oczywiście z mądrością etapu,czyli bieżącym interesem władzy komunistycznej. Przykładowo – zamiast prowadzić otwartą wojnę z religią czy partykularyzmami narodowymi, można je wprzęgnąć w swoje interesy. W komunizmie forma może się zmieniać, natomiast treść – której centralnym punktem jest władza poprzez sowietyzację – nigdy.
Tak oto docieramy do kolejnego błędu w badaniach największej zarazy XX wieku (a i nic nie wskazuje na to, by przynajmniej w pierwszej połowie obecnego coś miałoby się zmienić na korzyść) – mitu o „końcu komunizmu”, a tym samym – „końcu historii”. Jak świetnie skwitował, przy innej, choć na ten sam temat dyskusji Amalryk, spowodowany upadkiem komunizmu, ale na łeb szacownego profesora i jego wytrawnych analityków. Także – zgodnie z zasadami dialektyki – na swoje cztery łapy. Komunizm w Sowietach i krajach przezeń opanowanych, komunizm w ChRL i satelitach nie był nieudaną próbą realizacji niemożliwego, a prostą realizacją celów Związku Komunistów i „Manifestu”. Tak samo jako tzw. postkomunizm. Różnią się jedynie tym, czym AK-47 różni się od AK-74 czy AK-103…

Henryk Glass (Stanisław Jankowski), „Metody ekspansji komunizmu. Dzieje ukształtowania systemu w l. 1919 – 1939”, Polski Uniwersytet Na Obczyźnie, Londyn 1980, wydanie drugie.
Zenon Chocimski, „Ezoteryczne źródła komunizmu”, Fronda 9/10 (bd.), http://niniwa2.cba.pl/FRONDA.HTM

48 komentarzy:

  1. Już starożytni wiedzieli że motłoch nienawidzi wszystkich ponad niego wystających. Komunizm robi z tej nienawiści chętnie użytek.

    Pytanie tylko, czy komunizm przetrwa upadek społeczeństwa masowego, jeśli taki nastąpi? Można sądzić, że powoli w tym kierunku zmierzamy - choć rzecz jasna nic nie jest pewne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do upadku społeczeństwa masowego komunizm może się przygotować, zwłaszcza ten w mutacji, jaką obecnie obserwujemy. Myślę, że mógłby to być system podobny do kagiebowskiej Rosji Sowieckiej, tyle że bardziej zaawansowany p/w środków technicznych i być może nie posługujący się żadną spójną i rozbudowaną ideologią (bo i po co, w takiej sytuacji?). Taki jak w "Nowym, wspaniałym świecie".

    Większą nadzieję pokładałbym w sprawdzeniu się tzw. prognozy Olduvai, czyli upadku cywilizacji technicznej na skutek niedoboru energii i nakładów finansowych niezbędnych do jej utrzymania.

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S. i off-top:

    Jak może się rozwinąć obecny kryzys na Płw. Koreańskim? Swoją drogą, widać, jak Moskwa i Pekin kombinują z kolejną operacją aktywną "rozłam sino-sowiecki". Udało się przekonać USA - także za pośrednictwem agentury wpływu na wysokich szczeblach - że pomiędzy Rosją Sowiecką a ChRL istnieje konflikt; to może być jeden z czynników, dla których USA dają sowieciarni wolną rękę w Europie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten kryzys na Płw. Koreańskim nie może się rozwinąć, przynajmniej teraz. Seoul jest przeżarty lewactwem, Kim też nie chce wojny, która zakończyłaby się zjednoczeniem pod przewodnictwem południa, lub zainstalowaniem nowego, bardziej ugrzecznionego reżimu (w mało prawdopodobnej wersji zwycięstwa komunistów, absolutnie nierealnej bez chińskiej pomocy).

    Kreowanie napięcia i tworzenie incydentów to standardowa taktyka Kima kiedy głupi zachód przestaje przesyłać mu pomoc. Wówczas obiecuje że przestanie rozrabiać w zamian za dostawy, i faktycznie przestaje, aż do następnego razu. Kim akurat poczuł się zbyt uzależniony od jednego sponsora (Chin) i głośno dobija się do zachodu. Dosłownie kilka dni przed ostrzałem chwalił się nowym reaktorem przed amerykańskim ekspertem goszczącym w Yongbyon. A sam ostrzał to taki mały incydent, w sam raz by sprowokować nerwową reakcję rynków (południowokoreańska gospodarka jest zależna od eksportu). A militarnopolitycznie - skoro zidiociałe południe przełknęło śmierć 46 osób (zatopienie Cheonan), czemu ma nie przełknąć śmierci 2 czy 4?

    Co do Korei, polecam trzeźwe komentarze Andrieja Łańkowa:

    http://www.nytimes.com/2010/11/25/opinion/25iht-edlankov.html?_r=1

    http://edition.cnn.com/2010/OPINION/11/24/andrei.lankov.korea/

    To jeden z niewielu ekspertów od Korei mówiących z sensem. Aż dziwne, że go do NYT i CNN wpuścili.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy zauwazyłes drogi Jaszczurze, że zasadniczo to rzucasz perły między wieprze? Pomijając waskie grono stałych czytelników - nic, cisza głucha, jak makiem zasiał! Żadnego sprzeciwu, żadnych kontrargumentów, niczego! Kosmiczna międzygalaktyczna pustka - dramat naszych czasów.
    Ale mówić trzeba, choć miałby to być głos wołajacego na puszczy.

    Ale! Gdy sam sie zastanawiałem, co mojej skromnej osobie utrudniało, (choć na swoje usprawiedliwienie przyznaję, nie za długo), zaakceptowanie prawdy o niesmiertelności komunizmu? To stwierdzam , po krótkim zastanowieniu, że przyjęcie fałszywej definicji.

    Dopiero po dłuższym namyśle zauważyłem, że komuchy do wysadzenia w powietrze aktualnego systemu władzy zawsze bedą potrzebować jakiegoś "proletariatu"! Obojętny jest jego rodowód, poziom intelektualny, wykształcenie, skład narodowościowy czy rasowy! Lumpy, pariasi, bezrobotni, a jak tych zabraknie to: kurwy i złodzieje czy choćby aborterki i sodomici - wsio rawno! Podobnie jest z tymi socjalnymi pierdoletami, przecież aktualnych posiadaczy, (poza nielicznymi umysłowymi dewiantami, którzy zawsze sie trafią), nie przyciągną do siebie tym że chcą zrobić z nich nędzarzy! Więc jedziemy: Ziemia - chłopom! Fabryki - robotnikom! Burdele - kurwom! (Oj! Chyba się zagalopowałem - ale w sumie, w głównym nurcie.)Etc, etc... W zasadzie obiecaja wszystkim i wszystko, byle tylko ucapić władzę! Ale gdy już ucapimy... Nooo! To się bydełko dopiero dowie, które pół dnia dłuższe! Żywi władzy nie oddamy! Nigdy! I to jest prawdziwe hasło komunizmu, a nie jakiś bełkot dla debila; "Proletariusze wszystkich krajów itd.." - parodia!

    Oczywiście w każdym - współczesnym czy historycznym, społeczeństwie są jednostki, mężczyźni i kobiety, które są na tyle zemoralizowane, że zachowałyby się wobec swych bliźnich jak oszalałe bydlęta, gdyby tylko pozostawić im wolną rękę. Ale istnieje tylko jeden konsekwentny, metodyczny i dopracowany system, który świadomie i bez żadnych zastrzeżeń powierza władzę psychopatom i wszelkiej maści zdegenerowanym szumowinom, zwalniając ich od wszelkiej odpowiedzialności - tym systemem jest współczesny komunizm.

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogi Panie Amalryku,

    Osobliwie nie zgadzam się z jednym punktem w Pańskiej wypowiedzi. Chociaż może lepiej byłoby powiedzieć, że jeden punkt domaga się uściślenia. Chodzi mi o "zaakceptowanie prawdy o nieśmiertelności komunizmu". Ja takiej "prawdy" nie akceptuję. Co więcej, wybaczy Pan mam nadzieję tę impertynencję, wydaje mi się, że Pan jej także nie akceptuje.

    Komunizm jest "obalalny" w tym sensie, że "możliwy do obalenia". Nie jest, ani nie może być nieśmiertelny, bo jest tworem ludzkim. W obecnej chwili natomiast wydaje mi się niemożliwy do obalenia, ponieważ 'patrz powyżej'. Innymi słowy, można go obalić walcząc z nim, a skoro nikt z nim nie chce walczyć, to jest tak jak jest.

    Tak się składa, że jestem pesymistą w tej materii i nie sądzę, że uda się komunizm obalić za mego życia, ale jego "obalalność" jest stanowiskiem minimum antykomunizmu. Inaczej, jak mawia Sonia, nic tyle se w łeb palnąć.

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak! Da się człowiek przez chwilę ponieść muzom i cała misterna wypowiedź na nic... Zaiste, zabrzmiało jak nie przymierzając; "Idee Lenina wiecznie żywe!"

    A owa "nieśmiertelność" ma być rozumiana w naszym, ludzkim wymiarze - bliższe moim intencjom byłoby określenie, odwieczność. (W pewnym sensie, rzekłbym, ponosi Pan współodpowiedzialność za tę moją liryczną frazę: "[...]Jest oczywiście prawdą, że nic nowego pod słońcem. Prekursorów bolszewizmu można szukać w starożytnej Grecji i w Egipcie, a nawet w Sumerze.[...]")

    Jeżeli "nieśmiertelny", to raczej w takim sensie jak nieśmiertelne jest zło. Można by, rozciągając jego prywacyjną teorię na komunizm, zasugerować również ontologiczną pustkę komunizmu - ale chyba znów zaczynam się niebezpiecznie zapędzać w rejony, w których ma kompetencyjność wydaje się co najmniej wątpliwą...

    OdpowiedzUsuń
  8. "Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu."

    Te słowa Dávili są mottem niniejszej strony. Nie wolno przejmować się brakiem odzewu, ciszą i pustką, ale w zamian kontynuować ten święty spór.

    W moim przekonaniu, komunizm jest nową jakością w historii i nie da się zredukować do żadnego systemu czy metody w przeszłości, ale jednocześnie składa się z elementów, które wszystkie w przeszłości istniały. Bolszewicy są zbyt tępi, by cokolwiek nowego wymyślić, ale Metoda leninowska jest nową jakością. Jednakże siła bolszewizmu tkwi nie w Metodzie (która nb. nie jest wcale teorią, jak np. centralne zarządzanie, ale praktyką komunizmu), tylko w "powszechnym chceniu", jak to nazywał Józef Mackiewicz. W chęci bycia oszukanym.

    Dlatego właśnie, jedyne co nam zostaje, to prowadzić ów święty spór, drążyć głęboko i rozglądać się jak najszerzej, by przekazać coś naszym przyszłym wspólnikom.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystkie drogi są dobre jeżeli prowadzą do władzy! Oto zawołanie bojowe komunizmu. Gdy są szanse na rewolucję, to rewolucja, zamach - jak najbardziej, podbój - wspaniała sprawa, legalne wybory - cóż może być piękniejszego niż zsowietyzowana, bezbronna tłuszcza we władaniu wielkich magów metody! I ta ostatnia droga, wygląda mi na przekleństwo naszych czasów - stłamszenie mózgów tych, którzy ukształtują umysły przyszłych kretynów na uniwerytetach...

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest dobre podsumowanie. Ja też to tak właśnie widzę. Ale ilekroć macham ręką na stłamszone mózgi tłuszczy, to muszę sobie usilnie przypomnieć, że masa składa się z indywiduów. Masa, tłuszcza, społeczeństwo, naród, to tylko hipostazy, gdy każdy z tych "przyszłych kretynów" jest osobiście odpowiedzialny za swoje poglądy, za swoją postawę i żaden z nich nie będzie mógł w przyszłości wskazywać palcem na innych, na czerwonych profesorów, na bolszewickie środki musowego przykazu, na większość, że to niby ich wina. To oni sami zrobili z siebie bydło.

    OdpowiedzUsuń
  11. Drodzy Panowie,

    Przepraszam za tak późną odpowiedź, ostatnio niestety nie miałem czasu na nią.

    A więc, Panie Amalryku, co do małej ilości Czytelników i aktywnych dyskutantów - czyż nie podobnie sprawa ma się np. z Wydawnictwem Podziemnym czy blogami: Kumana, Triariusa, Forum poświęconemu myśli O. Spenglera?

    Zdaje mi się, że większość blogosfery woli przekomarzanki z tow. Palikotem i tow. Komorowskim. Owszem, paru gostków robi to całkiem ciekawie (np. Budyń czy Karlin), ale ile można... Ponadto, w sprawie, o której tu dyskutujemy raczej dominuje krytykowane przeze mnie podejście. Wraz ze swoją nieodrodną konsekwencją - przekonaniem o śmierci komunizmu i parareligijnym wręcz przekonaniem o "końcu historii. Dalej nie będę już ciągnął, bo skończy się na podgryzaniu własnego ogona...
    A swoją drogą, mały odzew (mały ilościowo, ale za to elitarny!) - za przeproszeniem - zwisa mi i powiewa, tak jak i oskarżenia o bycie "ruskim agentem wpływu", choć wysuwającym takowe staram się jeszcze na spokojnie pewne sprawy wyłuszczyć. Pomijając już scholium Davili, nigdy nie aspirowałem do roli celebryty. :)

    Pan najpiękniej, najbardziej obrazowo wyłuszczył sens ideologii komunistycznej:

    komuchy do wysadzenia w powietrze aktualnego systemu władzy zawsze bedą potrzebować jakiegoś "proletariatu"! Obojętny jest jego rodowód, poziom intelektualny, wykształcenie, skład narodowościowy czy rasowy! Lumpy, pariasi, bezrobotni, a jak tych zabraknie to: kurwy i złodzieje czy choćby aborterki i sodomici - wsio rawno! Podobnie jest z tymi socjalnymi pierdoletami (...) Więc jedziemy: Ziemia - chłopom! Fabryki - robotnikom! Burdele - kurwom! (Oj! Chyba się zagalopowałem - ale w sumie, w głównym nurcie.)Etc, etc... W zasadzie obiecaja wszystkim i wszystko, byle tylko ucapić władzę! Ale gdy już ucapimy... Nooo! To się bydełko dopiero dowie, które pół dnia dłuższe! Żywi władzy nie oddamy! Nigdy! I to jest prawdziwe hasło komunizmu, a nie jakiś bełkot dla debila (...) Ja to chwyciłem ostatecznie po przeczytaniu... "dzieł" niejakich Karola Marksa, Fryderyka Engelsa.

    Słuszne jest też przekonanie Pana Michała: komunizm jest nową jakością w historii i nie da się zredukować do żadnego systemu czy metody w przeszłości, ale jednocześnie składa się z elementów, które wszystkie w przeszłości istniały.

    Pojawia się pytanie, co spowodowało narodziny komunizmu? Moim zdaniem zwycięstwo pewnego oświeceniowego poglądu, który można by sprowadzić do stwierdzenia: "Jeżeli Boga nie ma, to wszystko wolno". Także - zdobyć, sprawować i utrzymać totalną władzę wszelkimi dostępnymi instrumentami. Kolejne, ściśle powiązane z tym czynniki to: zastąpienie tradycyjnej religii nauką (która w miarę tego procesu zamieniła się we własną karykaturę) i rozwój techniki, dającej poczucie kontroli nad wszechrzeczą. I podatne na manipulację społeczeństwo masowe. Którego członkom, chcącym być manipulowanymi, trzeba przebaczyć, bo nie wiedzą, co czynią...

    OdpowiedzUsuń
  12. Co do "obalalności" komunizmu - to jest technicznie możliwe. Tylko czy gracze polityczni, ci najwięksi, na poziomie globalnym chcieliby tego dokonać. Jeżeli nie, to dlaczego? Bo przecież bin Laden i jego towarzysze mogą zdetonować np. 10 "brudnych bomb", tudzież parę cystern z fosgenem albo innym cholerstwem! Bo pacyfiści, w swoim pacyfizmie, w pogoni za uciekającymi oddziałami policji, rozpirzą pół Londynu czy Paryża! Bo trzeba będzie pokazać, jaki "ma się talent" np. do walki na bagnety, po wyczerpaniu się amunicji albo przegrzaniu automatu...

    OdpowiedzUsuń
  13. Jaszczur,

    Ja bym gwoździa programu upatrywał jednak w tym społeczeństwie masowym - ateizm i inne rozkładowe czynniki zdarzały się już w starożytności, jednak nigdy nie wzięły góry. Być może dlatego, że gdy filozofowaniem i wojaczką na wysokim szczeblu dowodzenia (czy szerzej pojętym utrzymywaniem państwa przy życiu) zajmują się ci sami ludzie, to rzeczywistość narzuca im się brutalnie i wybija z głowy różne niedorzeczności, które można sprzedawać motłochowi gdy liczy się ilość, masa i pogłowie proletariatu.

    Pytanie: skąd wzięło się społeczeństwo masowe? Nie szedłbym za marksistami mówiącymi, że ekonomiczna baza zdeterminowała polityczną nadbudowę, przychylałbym się raczej do opinii tych, co za Fryderykiem Wielkim mówią, że państwo jest dla armii, nie odwrotnie, czyli że techniki prowadzenia wojny determinują organizację społeczną. Jakoś tak to poszło, że im bardziej wulgaryzowała się wojna, im bardziej taniała masowa produkcja uzbrojenia, im mniej ćwiczeń i osobistych predyspozycji wymagała walka, im bardziej liczyła się ilość rekrutów, tym bardziej postępowało umasowienie społeczne i mentalne zlewaczenie, tym bardziej rekrutom zdawało się że mogą mieć jakieś roszczenia wobec świata.

    Bardzo możliwe więc, że gdy znów osiągniemy sytuację w której uzbrojony motłoch nie będzie żadnym przeciwnikiem dla uzbrojonych w nowoczesny, drogi, skomplikowany sprzęt żołnierzy, komunizm umrze śmiercią naturalną.

    Wojny w Iraku i Afganistanie, gdzie wrogie armie pokonano ekspresowo, zdają się pokazywać, że taki stan przewagi technologicznej jest możliwy, tylko mentalność jeszcze za nim nie nadążyła - w sensie, że tych uzbrojonych pastuchów nie można wytłuc, bo "prasa międzynarodowa" zrobiłaby raban, ale technicznie zakończenie tych wojen zwycięstwem nie stanowiłoby żadnego problemu.

    OdpowiedzUsuń
  14. @tj

    USA w Iraku i Afganistanie, a Sowieci na Kaukazie i ChAL-W w Ujguristanie to co??? Przecież oba te rejony i Moskwa, i Pekin mogą zniszczyć czy to atomicą, czy bronią bio-chem. Z pewnych względów tego nie robią.

    Proces, o którym piszesz ma miejsce, ale nie zatrzyma się na tym, że armia przypominająca roboty z "Matrixa" albo "Terminatorów" będzie wyniszczała całe, nieuzbrojone populacje; to będzie oczywiście miecz nad nimi, ale służący przede wszystkim glajchszaltungowi, socjotechnice.

    Druga strona medalu to podobny stopień zaawansowania technologicznego specsłużb i medialnych czerezwyczajek.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie sądzę, żeby Fryderyk Wielki miał rację. Ani państwo nie jest "dla armii", ani armia nie determinuje państwa. Tak MOŻE być, ale nie musi, czego przykładów jest wiele.

    W dzisiejszym demobolszewizmie armie są raczej maleńkie i technicznie zaawansowane, a nie masowe. Czy armia robotów - "ideał", do którego zmierza Obameryka - miałby zniszczyć społeczeństwo masowe? Ejże!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ależ Jaszczurze!
    "[...]Kto pragnie pisać dla więcej niż stu czytelników, ten zdradza własne przekonania.[...]"
    A na to że "[...]większość blogosfery woli przekomarzanki [...]" - odpowiem Ci wprost; szczam na większość blogosfery!

    Zasadniczo tylko skonstatowałem stan rzeczy. I to raczej w odniesieniu do Twego "bliźniaczego" blogu na "salon24". Tutaj zbyt sobie cenię możliwość swobodnej wymiany myśli, z ludźmi z którymi odczuwam silne powinowactwo duchowe, abym tęsknił do tłumu komentatorów produkujących "dialogową sieczkę", odzwierciedlającą zwykle stan ich emocji, i najczęściej nawet nie zawierającej jakichkolwiek sądów wartościujących (że o jakiejś pogłębionej analizie poglądów litościwie nie wspomnę).

    A związek "nowoczesnego" ateizmu z zawaleniem się świata tradycyjnych wartości, produkcją człowieka masowego, i w efekcie krystalizacją METODY, wydaje mi się być czymś więcej niż zwykłym zbiegiem okoliczności i szalenie groźnym, nie jakaś tam efemeryda typu "zima w La Paz".

    OdpowiedzUsuń
  17. Drogi Panie Amalryku,

    Czuję się w obowiązku zaprotestować! I bronić będę złej sprawy ateizmu... do czego to doszło. Otóż w moim mniemaniu, ateizm ma dwa oblicza. Jedno ideologiczne, reprezentowane przez klasyczny bolszewizm, czyli zniszczyć wiarę, by móc stworzyć nowego (sow)człowieka. Tego bronić nie sposób. Ale drugi styl ateizmu jest uczciwym stanowiskiem intelektualnym. Tego rodzaju ateiści mogą równie łatwo znaleźć Boga, co głęboko wierzący mogą stracić wiarę.

    Prawdziwym przekleństwem współczesności nie jest wojujący ateizm, ale indyferentyzm, nawet nie agnostycyzm (który też, choć z trudem, da się podciągnąć pod uczciwe stanowisko), ale właśnie ta kompletna obojętność. "Kultura" Zachodu jest pseudokulturą, ponieważ pozbawiona jest aksjologicznego rdzenia. Jest pusta w środku, to tylko błyskotki z zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  18. @tj

    "[...]Bardzo możliwe więc, że gdy znów osiągniemy sytuację w której uzbrojony motłoch nie będzie żadnym przeciwnikiem dla uzbrojonych w nowoczesny, drogi, skomplikowany sprzęt żołnierzy...[...]"
    Prawdę mówiąc uzbrojony motłoch nigdy nie był żadnym przeciwnikiem dla żołnierzy, nawet bez kosmicznie drogiego i szalenie skomplikowanego sprzętu.

    Bydło robiące bajzel w Paryżu 14.07.1789 można było rozpędzić batogami, ograniczając się do powieszenia prowodyrów tych szumowin, ale zabrakło woli.

    W St.Petersburgu 12.03.1917, (bo bolszewicy w listopadzie objęli sobie miasto w posiadanie, ot tak jak przy klasycznej zmianie warty, bez jednego wystrzału), sytuacja była nieco inna. Państwo prowadziło wyczerpującą wojnę, ale prowodyrów buntu z Wołyńskiego i Litewskiego pułków Lejbgwardyjskich też trudno nazwać żołnierzami. Były to bataliony zapasowe tych pułków, złożone z świeżo wcielonych rekrutów, którzy przytomnie skorzystali z okazji aby nie wylądować na froncie.(Swoją drogą straszna tyrania panowała w tej Rosji i jakie chroniczne braki w zaopatrzeniu (!), nie to co w l. 1941-44 w Leningradzie w zetesererze. A poznałem onegdaj kobietę, która jako dziecko przeżyła blokadę Leningradu - to wiem co mówię).

    A gdy jesteśmy przy masowych armiach z poboru... Zawsze w takim momencie przypominam sobie ironiczne spostrzeżenie fldmrsch. Milcha z początku '44r, gdy na 8mln zmobilizowanych, w bezpośredniej walce, front wschodni utrzymywało ok.200tys. żołnierzy!

    OdpowiedzUsuń
  19. Panie Michale, nieco uściślę. Nie sam ateizm wydaje mi się groźny, lecz to co może on urodzić. Gdy "remanencja" (jak ją zmierzyć?) tradycyjnej religijnej moralności jest dostateczna, społeczeństwo trwa - później pozostaje nam tylko "zimny kolor policyjnego uniformu".

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak. Tylko że ateizm jako taki nie może niczego zrodzić, bo jest jałowy. Natomiast jako narzędzie w rękach pozbawionych skrupułów bandziorów jest straszny. Ale nawet nie w połowie tak degenerujący jak indyferentyzm. Tzw. "większość", te masy, o których tu mowa od dawna, nie są wcale ateistyczne. Nawet w kraju tak zeświecczonym jak Wielka Brytania, większość ludzi nadal bierze ślub w kościele i chrzci dzieci. Oni nie są ateistami, tylko zobojętniałymi na wszystko oprócz zewnętrznych form agnostykami.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jałowy, mówi Pan, hmm, muszę się zastanowić... Jeżeli chodzi zaś o kult zredukowany tylko do swej zewnętrznej obrzędowości, to prędzej czy później jego pustka wyjdzie na wierzch, i wówczas pewnie zostanie wypełniona inną formą religijności?
    Aaa, jeszcze pytanie; co to znaczy być "zobojętniałym na wszystko"?

    OdpowiedzUsuń
  22. Przepraszam, ma Pan rację, źle się wyraziłem. Obojętni na wszystko na pewno nie są. Jest piłka nożna, wyprzedaże, muzyka pop i cały ten blichtr, który na pewno nie pozostawia mas obojętnymi. Chodziło mi o obojętność na wartość. Ale tu powstaje pytanie: czy zawsze tak nie było?

    A wie Pan, że pustka nie musi wcale wyjść na wierzch? Leży to w samej naturze pustki, która kryć się musi pod czymś, a najlepiej jej jest pod tym blichtrem właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Oh! Oczywiście wiem,ale nieco uczę się od Pana...

    Czy było tak zawsze? Pewnie nie zawsze i nie wszędzie, raczej w pewnych okresach, stadiach rozwoju cywilizacji.

    Religia, sacrum, tabu, moralność - taki łańcuch, poza poczuciem winy pozostaje tylko policyjna pałka i kajdany...

    OdpowiedzUsuń
  24. Czy ja wiem? W każdym stadium cywilizacji, w każdej kuturze, jest milcząca większość, która chce "chleba i igrzysk", chce żyć i przeżyć. Nawet w czasach religijnego ferworu, ta milcząca większość bierze udział bardziej ze względu na mimikrę niż z bodźców aksjologicznych (że tak to niezgrabnie nazwę).

    Ściśle rzecz biorąc, policyjna pałka jest koniecznością społeczną. Żadna religia, sacrum, tabu ani moralność, nie zdołała utrzymać ludzkości w ryzach bez doczesnej sankcji.

    OdpowiedzUsuń
  25. Wracając do czynników, które spowodowały narodziny komunizmu, konkretnie do ateizmu. Jak pisze Pan Michał, to nie tyle sam ateizm rozumiany jako pewna postawa światopoglądowa (wręcz parareligijna) komunizm ukształtowała, co jej rozpowszechnienie i podważenie tradycyjnej, opartej na religii moralności. Tu źródło ma też "wojujące bezbożnictwo" bolszewików. Zresztą ten problem zdaje się tkwić znacznie głębiej, niż tylko w "ateizmie"; nie bez powodu jako motto komentowanego tekstu przytoczyłem fragment jednego z satanistycznych wierszy Marksa i napomknąłem o wymiarze komunizmu jako zeświecczonego satanizmu. Carl Schmitt twierdził, że pojęcia polityczne to zsekularyzowane pojęcia religijne; satanizm komunistów byłby tu ich dążeniem do bycia bogiem-demiurgiem, posiadającym totalną władzę.

    OdpowiedzUsuń
  26. tj,

    Niejako "za mnie" odpowiedział P. Michał; armia, najlepiej nawet uzbrojona, nawet składająca się z transgenicznych żołnierzy, może służyć co najwyżej inżynierii społecznej.

    Nie uważam, by kształtowanie się charakteru sił zbrojnych był najważniejszym czynnikiem powstania i ewolucji komunizmu. Moim zdaniem, było to przede wszystkim oświecenie, podważenie duchowego i moralnego dziedzictwa Zachodu. O ile myśl datowaną od renesansu do oświecenia, można jeszcze określić jako filozofia, o tyle komunizmu już nie. To zoofilia, jeśli już. Służąca za podręcznik tyranów, za technikę władzy, m.in. poprzez psycho- i socjomanipulację.

    OdpowiedzUsuń
  27. c.d.

    Rozwój techniki (w tym wojskowej) jest niezbędnym czynnikiem, ale jest on pochodną oświecenia.

    OdpowiedzUsuń
  28. Panie Michale,

    Nie tylko w Anglii mamy do czynienia ze zobojętniałymi aksjologicznie agnostykami. Także w Polsce (peerelu), Rosji (Rosji Sowieckiej). A nawet i w krajach czy cywilizacjach, których byśmy o to nie podejrzewali. Na przykład (z autopsji) w kręgu muzułmańskim,

    OdpowiedzUsuń
  29. Panie Jaszczurze,

    Miałem na myśli odwrotną relację. Nawet w Zeświecczonym Królestwie ludzie nadal chrzczą dzieci w kościele, pomimo że sami nie wiedzą do końca dlaczego. To był argument przeciw ważności ateizmu.

    Wszelkie ideologie przybierają formy semireligijne, to jest nieuniknione, bo czymś muszą uzasadnić, czy też wspomóc, postawienie względnego dobra w miejsca Prawdy, Piękna i Dobra absolutnego. Nie trzeba daleko szukać, niech Pan spojrzy na polski nacjonalizm, który w Polsce określa się mianem "patriotyzmu", z całym jego pseudoreligijnym sztafażem.

    OdpowiedzUsuń
  30. ...zwłaszcza współczesny neonacjonalizm w wydaniu środowiska "Myśli Polskiej", portalu ProPolonia, monarchizm (tow.) prezesa Wielomskiego. Że łaskawie nie wspomnę już o skinheadach.

    OdpowiedzUsuń
  31. Jeszcze jedno: moja znajoma z Egiptu bez hidżabu nie wyścibiłaby głowy za pokój w akademiku, modli się 5 razy dziennie zwrócona w stronę Mekki, widok jajecznicy na boczku kwituje: "you guys eat shit", itp.

    Ale prędzej to ja zostałbym terrorystą, niż ona. ;) Ja za "shit" z kolei uważam "Taniec z gwiazdami" czy głupawe teleturnieje, ona nie, pomimo że tego typu programy są raczej "haram".

    OdpowiedzUsuń
  32. Trcohę się zgubiłem. Co wynika z wypowiedzi znajomej? Oprócz tego, że durna, rzecz jasna.

    OdpowiedzUsuń
  33. Chciałbym jeszcze poruszyć kwestie:
    (a) "człowieka masowego": czy to, że ktoś np. uczestniczy w życiu religijnym nie wiedząc, albo nie potrafiąc koherentnie wytłumaczyć w jakim celu, "bo tak trzeba", jest stałą cechą człowieka masowego? Religie (katolicyzm, prawosławie, islam, niech już będzie i kościół anglikański) i tradycje mają to do siebie, że nie racjonalizuje się ich, nie tłumaczy - zwłaszcza w ziemskich kategoriach. Nie jest w naturze człowieka zastanawianie się nad sensem, dajmy za przykład, drugiej tablicy Dekalogu. To próby racjonalizacji czy wręcz scjentyzacji religii są o wiele bardziej dlań szkodliwe.

    (b) Współczesna kultura masowa czy popularna to nic innego, a odpowiednik kultury ludowej i ludycznej sprzed epoki mediatyzacji. Same w sobie nie są ani dobre, ani złe; takie mogą być konkretne treści przezeń niesione (ze wszystkimi tego konsekwencjami).

    OdpowiedzUsuń
  34. To, że boczek (wieprzowina) jest "nieczysta".

    OdpowiedzUsuń
  35. ...na co zresztą jest odpowiednia Sura w Koranie, odpowiedni Hadis, odpowiednia jego wykładnia wedle takiego a takiego imama.

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie, nie, ja rozumiem, dlaczego ona nie chce jeść wieprzowiny, ale co z tego wynika?

    OdpowiedzUsuń
  37. Panie Michale, parę komentarzy wcześniej pisałem, że poza żywieniem i ubiorem, Arabka o której piszę nie przejmuje się zbytnio nakazami islamu.

    Zmierzam do tego, że powierzchowne traktowanie religii, które ma być oznaką przynależności do "człowieka masowego", jest typowe nie tylko dla - nazwijmy to umownie - cywilizacji zachodniej.

    OdpowiedzUsuń
  38. Drogi Panie Jaszczurze,

    Ostrzegałem Pana przy innej okazji, że wdawanie się w dysputy ze starcami z innej epoki, którzy nie odróżniają "postu" od "mejla", może być bolesne.

    Dobrze, rozumiem teraz, co z tego wynika. Ale proszę powiedzieć, czy zna Pan wielu ludzi, niezależnie czy zaliczyłby ich Pan do gatunku "człowieka masowego", którzy stosują się zawsze do 10 przykazań? "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem." A ten, który utrzymuje, że stosuje się do wszystkich przykazań jest już winien grzechu pychy.

    Zmierzam do tego, że "powierzchowne traktowanie religii" leży w naturze ludzkiej, a nie w naturze człowieka masowego. Gdyby tak nie było, żadne przykazania nie byłyby potrzebne. Jako ludzie jesteśmy jednak ułomni i nie ma co winić masowości za naszą naturę. I tak jest dość winna, niech ją szlag trafi. Masowość, nie natura!

    OdpowiedzUsuń
  39. Ano właśnie, chyba w złym miejscu szukam przyczyn, czy też raczej objawów przynależności do "mas". Bo faktycznie nikt nie jest bez grzechu. I żadne sankcje - czy to spisane na kamiennych tablicach, czy to objawione - nie byłyby potrzebne, gdyby natura ludzka była tożsama z Boską.

    OdpowiedzUsuń
  40. No właśnie! Jak to jest z tą przynależnością do mas? Czy przyjmujemy opis Ortegi y Gasseta:

    "Masy możemy zdefiniować jako zjawisko psychologiczne, nie musi to być koniecznie tłum złożony z indywidualnych jednostek.[...]
    W diagram psychologiczny współczesnego człowieka masowego możemy więc wpisać dwie podstawowe cechy: swobodną ekspansję życiowych żądań i potrzeb, szczególnie w odniesieniu do własnej osoby, oraz silnie zakorzeniony brak poczucia wdzięczności dla tych, którzy owo wygodne życie umożliwili. Obie cechy są charakterystyczne dla psychiki rozpuszczonego dziecka.[...]
    Współczesny człowiek masowy jest faktycznie prymitywem, który bocznymi drzwiami wśliznął się na starą i szacowną scenę cywilizacji.[...]
    Bolszewizm i faszyzm są dwoma 'nowymi' w polityce wynalazkami, które odkryto w Europie i na jej krańcach. Stanowią one wyraźny przykład istotnego regresu.[...]...komunizm jest nie do strawienia dla Europejczyków, którzy w ciągu całych dziejów włożyli tyle zapału i wysiłku w sprawę indywidualizmu.[...]
    Niemniej - jeszcze raz to powtarzam - wydaje mi się rzeczą wielce prawdopodobną, że w najbliższych latach Europa zacznie entuzjazmować się komunizmem.[...]"

    Wydaje się że spostrzeżenie Ortegi nic nie straciło na aktualności, wykształcony prymityw o mentalności "rozkapryszonego dziecka", który ma nieustającą "[...]skłonność do czynienia z zabawy i sportu głównej sprężyny życia; pielęgnacja własnego ciała, dbałość o urodę i strój; brak romantyzmu w stosunkach z kobietami[...]" stanowią zaś znak rozpoznawczy tych współczesnych troglodytów.

    Co gorsza wg Ortegi obecnie przynależność do inteligencji, to raczej nic chlubnego, gdyż:

    "[...]Prototypem człowieka masowego jest współczesny człowiek nauki.[...]'ludzie nauki' i oczywiście, za ich przykładem, lekarze, inżynierowie, finansiści, nauczyciele, itp. (...) Oni to symbolizują obecnie imperium mas, które z nich w znacznej mierze się składa, a ich barbarzyństwo jest najbardziej bezpośrednią przyczyną demoralizacji Europy.[...]"

    Hę? Więc jak to wszystko koleżeństwo postrzega?

    OdpowiedzUsuń
  41. Ja postrzegam podobnie. Uzupełnia powyższe scholium NGD o "kudłatej zgrai, która wtargnęła do pałaców" (podaję z pamięci).

    A dlaczego prototypem człowieka masowego jest postoświeceniowy naukowiec czy plutokrata? W naukę jest wpisany pewien mechanizm autodestrukcyjny, daje ona bowiem poczucie kontroli nad światem. Ponadto (...) w dziedzinie życia intelektualnego, które z samej swej istoty wymaga określonych kwalifikacji, daje się zauważyć stały wzrost znaczenia pseudointelektualistów, niedouczonych, nie będących w stanie osiągnąć należytych kwalifikacji (...). To samo można powiedzieć o wielu potomkach "arystokracji", zarówno w linii męskiej jak i żeńskiej. Z drugiej strony nie jest obecnie wcale rzadkością natrafienie wśród robotników, którzy kiedyś stanowili jako typowy przykład tego, co nazywamy "masą", na jednostki o umysłach w najwyższym stopniu uporządkowanych i zdyscyplinowanych.

    Zwłaszcza pseudo- (a wręcz "lumpen-") inteligencję czy pseudoarystokrację cechuje po prostu pęd do władzy, bardzo szeroko tu rozumianej.

    Podobnie pisał Józef Mackiewicz w "Zwycięstwie prowokacji", przy czym - moim zdaniem - bardzo naiwnie myślał pytając, dlaczego inteligencja wspomaga procesy kształtowania społeczeństwa masowego (i w dalszej konsekwencji - bolszewizacji).

    I komunizm, i demoliberalizm stanowią katalizatory tego rozgrywającego się w zasadzie od półtora wieku procesu. Ten z kolei proces stanowi element ich mechanizmu. I jeden z podstawowych czynników popularności komunizmu w świecie zachodnim, konwergencji i kształtowania się demobolszewizmu. Że pominę "aktywne działania" jaczejek komunistycznych i specsłużb sowieckich - to już "insza inszość".

    OdpowiedzUsuń
  42. Insza inszość? Ach, co za smakowity język. Czy rzeczywiście jesteśmy w rynsztoku internetu? Myślałem już, że jestem ostatnim człowiekiem na ziemi, który użyłby takiego określenia w blogosferze. Wielkie dzięki!

    Wyznać muszę, że powyższe dwa komentarze mnie nie przekonują, ale niestety nie mogę się tym teraz zająć. Proszę darować. Wrócę tu, jak tylko będę mógł.

    OdpowiedzUsuń
  43. Po prawdzie Ortega ze swymi lewackimi skłonnościami nie jest bohaterem moich snów, ale sądzę, że wiele jego spostrzeżeń zasługuje przynajmniej na zastanowienie.

    Co do oregiańskiej oceny nauki to pośrednio, paradoksalnie jesteśmy na starym biblijnym tropie mitu wygnania - owoce drzewa życia i drzewa wiedzy, nie stanowią komplementarnej diety, pierwsze obradza nadzieją, owoce drugiego prowadzą nas do śmierci. Zresztą czy to nie arystotelizm ("ochrzczony" przez św. Tomasza) jest określany jako intelektualny wehikuł, który wywiózł chrześcijaństwo na drogę wiodącą ku ześwietczeniu?

    Ciekawe też jak pogodzić niestrawność komunizmu dla Europejczyków, z entuzjazmowaniem się nim w najbliższych latach. Chyba tylko ze śmiercią Europejczyków - ostatecznie eksterminację można zastąpić sowietyzacją, gdy się nie ma uprzedzeń rasowych...

    OdpowiedzUsuń
  44. Mnie - w świetle tez stawianych w "Buncie mas" - naprawdę dziwą lewackie (naiwno-liberalne) ciągoty Ortegi. Ale cóż – w końcu intelektualista…

    Ze względu na brak kompetencji nie mogę dać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy to właśnie tomizm jest czynnikiem prowadzącym do zeświecczenia i wyjałowienia chrześcijaństwa (katolicyzmu), jakie obserwujemy obecnie. Pewną poszlaką byłby dość mocno zauważalny brak tej tendencji w pewnych nurtach prawosławia, kościołach bliskowschodnich czy kościele etiopskim.

    A jak pogodzić niestrawność komunizmu dla Europejczyków, z entuzjazmowaniem się nim w najbliższych latach? Nawet nie "chyba" ale na pewno przyczyną jest śmierć Europy. Przy czym śmierć Europy upatrywałbym w nietzscheańskim "bogobójstwie". W stopniowym, tyle spontanicznym, co zorganizowanym niszczeniu kulturowo-cywilizacyjnych podstaw Europy.

    Sowietyzacja dla mafio-sekt, z ich punktu widzenia jest o wiele skuteczniejsza, niż ludobójstwo. To jest właśnie wyróżnik komunizmu, na równi z władzą jako celem samym w sobie i jednocześnie środkiem. Lepiej zrobić z ludzi nawóz, uprzednio pozbawiając elit i zastępując swoimi. Choć oczywiście wszystko zależy od "mądrości etapu".

    OdpowiedzUsuń
  45. Szanowni Panowie,

    O ile pamiętam Ortegę, a czytałem go dawno, to nie powinny nas dziwić jego ciągotki. Ortega był na lewicy, tej sympatycznej, liberalnej, mądrej i uduchowionej, ale zdania takie jak "bolszewizm i faszyzm są dwoma 'nowymi' w polityce wynalazkami" kompromitują go jako intelektualistę. Słowo "faszyzm" oznacza bowiem albo Mussoliniego, albo stalinowski epitet pod adresem wszystkiego, co agit-prop zwalczała. W najgorszym zatem wypadku, Ortega nie wie, co mówi, a w najlepszym... też nie wie, bo Mussolini nie wymyślił nic nowego. Moje główne zastrzeżenie pod adresem Ortegi (o ile pamiętam!) było takie, że jego podstawową tezą jest "dojście do władzy człowieka masowego", gdy w rzeczywistości masy żadnej władzy nie mają. Masy są wyłącznie narzędziem w ręku Metody. Metody zastosowanej "prawidłowo" (czytaj: przez bolszewików), bądź w sposób niepełny, jak np. przez Hitlera. Ale samo zredukowanie człowieka wolnego do człowieka masowego jest środkiem do celu: zdobycia i utrzymania władzy. Masy buntować się mogą wobec królów, nie wobec genseków. Co rzekłszy, jego opis mas-człowieka wydawał mi się bez zarzutu.

    Panie Jaszczurze, generalnie nie uważam, że Mackiewicz był naiwny, nie można jednak wykluczyć, że wypowiedział opinię, która wyda nam się dziś naiwna. Czy zechce Pan przytoczyć zdania, które ma Pan na myśli.

    Panie Amalryku, rzekoma "niestrawność komunizmu dla Europejczyków" jest oczywiście absurdem i kolejnym dowodem, że Ortega nie bardzo wiedział, w którym kościele dzwonią. Jest nie tylko strawny, ale wręcz dostosowany do ludzkiej natury. Niestety.

    Nie wiem czy ma Pan rację co do Akwinaty. On został potępiony krótko po śmierci przez Kościół, a odkryty na nowo względnie niedawno, więc za co go winić?

    OdpowiedzUsuń
  46. Daleki jestem od porywania się ze swymi wątłymi możliwościami na potężny intelekt Akwinaty (a potępienie niektórych jego twierdzeń, przez abp,abp Paryża i Cantenbury, trudno rozciągać na cały Kościół, który jak na średniowieczne normy w tempie dość ekspresowym, bo zaledwie w 49 lat po śmierci, kanonizował Tomasza). Pomijając kręte, i niełatwe do wyśledzenia dla laika, ścieżki oficjalnej doktryny Kościoła i ich wzajemnych relacji,(augustynizm i jego związki z platonizmem czy tomizm inspirowany arystotelizmem, i raczej "augustiańska" w duchu herezja protestancka czy późniejsze inspirowane augustynizmem "reminiscencje" jansenistyczne), to miałem na myśli raczej ów odwieczny spór pomiędzy wiarą i rozumem.

    Ta antynomia fides contra ratio, którą tak trafnie wyartykułował Terulian w swej słynnej frazie; "Cóż zatem Ateny mają wspólnego z Jerozolimą? Akademia z Kościołem? Heretycy z chrześcijanami?...", to nie jest pozorny czy też nieistniejący spór.

    OdpowiedzUsuń
  47. Panie Michale,

    Zgadzam się z Pańskim głównym zastrzeżeniem. Masy żadnej władzy nie mają. Gdyż nie wytworzyły one żadnych struktur politycznych, które realizowałyby ich polityczny interes. I jako takie są narzędziem. Ale znowuż nie tyle w rękach Metody (bo ta nie posiada statusu ontycznego), co w rękach ludzi, zorganizowanych w struktury, które Metodą się posługują.

    OdpowiedzUsuń
  48. Święty Tomasz, kanonizowany czy nie, nie miał wielkiego wpływu doktrynalnego na katolicyzm aż do XIX wieku, trudno więc go winić za zeświecczenie. Natomiast opozycja, którą Pan zarysowuje, leży rzeczywiście u podstaw chrześcijaństwa. Ja akurat nie jestem wcale przekonany czy "credo quia absurdum" jest jedyną możliwą obroną przed laicyzacją. "Rozum i wola, wiodące do wiary" też mogą stworzyć dobrą barierę przeciw otaczającej nas łżeczywistości.

    Ale ma Pan oczywiście rację, że w samym centrum chrześcijaństwa jest Szaleństwo Krzyża i Cud Zmartwychwstania, które pozostaną dla rozumu Tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń