2012-01-28

Operacja "śnieżna rewolucja". Cz. 1: NEP nr 3 czy Pieriestrojka nr 2?

Oficjalne, mainstreamowe media mówią o „śnieżnej rewolucji”, „zimowej rewolucji”, „demokratyzacji Rosji”. Co ciekawe, parę razy przewinęło się określenie „biała rewolucja” którego dziwnym trafem bardzo szybko zaniechano. Tymczasem wiele, jeśli nie wszystko, wskazuje na to, że mamy do czynienia z największą ustawką polityczną od czasu tzw. „upadku” komunizmu i operetkowego „puczu Janajewa”.

„System Putina”, czyli neobolszewizm

To, że twór państwowy pn. „Federacja Rosyjska” to kontynuacja Sowietów nie powinno ulegać wątpliwości i już choćby ta świadomość każe szukać drugiego, a nawet trzeciego i czwartego dna sprawy. System neosowiecki (tak jak „klasyczny” komunizm zresztą) cechuje zupełnie inna racjonalność, często błędnie postrzegana przez pryzmat (głównie demoliberalnych) paradygmatów i pojęć politycznych: interesu narodowego/społecznego, zaspokajania podstawowych potrzeb społeczeństwa, ekonomii (brak tzw. „wolnego rynku”) czy też klasycznie pojmowanej racji stanu. Typowy „zapadnik” czy też nie-bolszewik często nie jest w stanie zrozumieć, że naturą tego systemu jest dążenie do władzy, że wszystko podporządkowane jest jej obronie i ekspansji, a jednym z podstawowych instrumentów – strategiczna dezinformacja. Zarówno zbrodnie ludobójstwa na podbitych narodach i własnych współobywatelach, jak i wielopiętrowe operacje mające jednocześnie funkcje dezinformacyjne, jak i przełożenie na realną politykę: fałszywe konflikty zewnętrzne i wewnętrzne czy wreszcie tworzenie kontrolowanej opozycji.

Przykładem niech będzie proces pieriestrojki – tzw. „upadku” komunizmu i „rozpadu” Związku Sowieckiego. Pomimo – spowodowanego dynamiką wydarzeń w latach 1989 – 91 – formalnego rozpadu ZSRS, formalnego rozwiązania (i formalnej delegalizacji) kompartii, oligarchia komunistyczna przegrupowała się i zachowała pozycję suwerena. Prawdopodobnie także okres jelcynowskiej „wielkiej smuty” wedle jednych, czy „demokratyzacji” wedle innych, był długofalową operacją wpisaną właśnie w strategię transformacji komunizmu: „odwilżą” i „demokratyzacją”, po której nastał okres „resowietyzacji” pod kontrolą Putina.

Efektem tego, faktyczną władzę w „putinowskiej” Rosji Sowieckiej sprawują struktury komunistyczne (nomenklatura, bezpieka i agentura, przy czym bezpieka to najsilniejsze ogniwo), stanowiące centrum aparatu państwowego. Pomimo, że neosowiecka władza nie jest monolitem, tylko siecią (jednocześnie zhierarchizowaną), a pomiędzy poszczególnymi jej segmentami występują nieraz krwawe porachunki, system ani nie upada, ani nie traci stabilności. Pomimo tego, iż poszczególne klany mają sprzeczne interesy partykularne, istnieje pewien poziom interesów strategicznych, wspólnych dla całości establishmentu sowieckiego, wokół których istnieje „porozumienie ponad podziałami”. Mimo wewnętrznych podziałów funkcjonują mechanizmy obrony i ekspansji systemu władzy; ogólne „reguły” jego organizacji. Ponadto to, co jest przedstawiane jako „konflikt”, często jest faktycznie przebudową aparatu władzy.

Ścisłym kierownictwem neosowieckiego establishmentu jest kolektyw kierowniczy, składający się z zapewne z najwyższych rangą czekistów i najbardziej znaczących oligarchów; całkiem możliwe, że jest to gremium nieformalne. Putin (a tym bardziej Miedwiediew) nie jest żadnym współczesnym „carem-samodzierżcą”, pomimo sprawowania formalnie najwyższych stanowisk w państwie. Pełni on raczej funkcję zbliżoną do genseka kompartii za pierwszych Sowietów – prezesa korporacji czekistów i „menedżera władzy” (by użyć określenia Zachara Prilepina: nacbolskiego dysydenta i kapitana Specnazu, weterana wojny czeczeńskiej). Putin – od roku 2008 na zmianę z Miedwiediewem – pełni funkcję „Wielkiego Brata”, który jako uosobienie systemu władzy ogniskuje na sobie zarówno uwielbienie, jak i gniew. Jeżeli odpowiednio nie wywiąże się z tych obowiązków, może on zostać usunięty ze stanowiska przez innych członków zarządu korporacji czekistów, być może w dezinformacyjnej atmosferze czy to konfliktu, czy też „demokratyzacji”, „liberalizacji” czy nawet „rewolucji”.

Kolejnym ważnym elementem jest zakończony powodzeniem, a jednocześnie ustawicznie prowadzony proces sowietyzacji. Przez okres niemal stulecia ukształtowano społeczeństwo, które reaguje i funkcjonuje w sposób pożądany przez władzę, stanowiąc zarówno rezerwuar niewolników, jak i kadr.

System partyjny i parlamentarny w Rosji Sowieckiej to jedynie imitacja zachodniego demoliberalizmu, zewnętrzna emanacja systemu pod rzeczywistą kontrolą transfiguracji KGB i GRU: rolę masowej „partii władzy” i „pasa transmisyjnego” pełni putinowska, neobolszewicko-postpolityczna Jedinaja Rossija, przystawką mającą zagospodarować elektorat lewicowy – Sprawiedliwaja Rossija, z kolei Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej i nacjonalistyczna Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji (swoją drogą – cóż za kur(w)iozalna nazwa!) Żyrinowskiego pełnią rolę parlamentarnej opozycji koncesjonowanej, a jednocześnie straszaka: demokraci i liberałowie z KGB i GRU zawsze mogą skutecznie postraszyć czy to zachód, czy to dysydentów… „recydywą sowietów” czy groźbą powrotu „Czarnej Sotni”.

Opozycja jest autentyczna, a jednocześnie, w wyżej zarysowanym układzie politycznym jest opozycją nie tyle koncesjonowaną, co dobrowolnie wpisującą się w system neosowiecki, pełniąc funkcję wentyla bezpieczeństwa. Jest ona ograniczona, czy też samoograniczona: po pierwsze – całościowym systemem sowieckiej manipulacji, po drugie – liberalnymi zabobonami politycznymi, będącymi kalką rozwiązań zachodnich – typowych dla zupełnie innych uwarunkowań socjopolitycznych i historycznych. Przede wszystkim nie jest w stanie prawidłowo zidentyfikować wrogiego jej systemu władzy, stąd nie dąży do jej obalenia tylko do wypracowania modus vivendi i wysuwa postulaty nie zagrażające władzy neokomunistycznej oligarchii: domaga się „uczciwych wyborów”, „demokracji”, „wolnego rynku” (liberałowie), „państwa socjalnego” (socjaliści), „Wielkiej Rosji” czy też „Rossii dla Russkich” (nacjonaliści) czy „Rosji bez Putina” (gdy jest on jedynie elementem układu władzy) itp. Pokojowymi demonstracjami ani ideami – postulatami „uczciwych wyborów”, wprowadzeniem „wolnego rynku” czy też „zwalczania korupcji” nie da się pokonać reżimu, którego rdzeniem i głównym aktywem są struktury totalitarne – służby specjalne, potrafiące zastosować zarówno przemoc fizyczną, jak i manipulację społeczną i indywidualną. Ponadto, jedynie naiwny może uważać, że służby specjalne organizacjami opozycyjnymi się nie interesują.
Z kolei obwołany jako lider opozycji „król rosyjskiego Internetu”, Aleksiej Nawalny, w (dość bełkotliwym skądinąd) wywiadzie z Jewgieniją Ałbac postuluje m.in. zwołanie czegoś w rodzaju rosyjskiego „okrągłego stołu”, przy którym sowieciarze negocjowaliby z opozycją, stworzenie organizacji politycznej, która miałaby z władzą rozmawiać i ewentualnie startować w wyborach, a także postulat niepodejmowania radykalnych rozliczeń z (ewentualnie obalonym) reżimem i „równego prawa dla wszystkich”. Nie jest przypadkiem także to, że w wywiadzie Nawalny, oprócz deklarowanego nacjonalizmu, chwali się jakoby miał tatuaż z wizerunkami… Lenina i Stalina. Równie interesujące jest to, jak w kraju, w którym bezpieka w pełni kontroluje Internet, Nawalny mógł stworzyć de facto zarabiający na siebie blog antykorupcyjny i dlaczego władze nie zareagowały na to, że ktoś nagle „podskoczył” systemowi, którego „dobrodziejstwem inwentarza” są praktyki korupcyjne, które odkrył będąc akcjonariuszem mniejszościowych największych sowieckich koncernów (Gazpromu, Transniefti, Banku WTB), wiadomo wszak powszechnie, że kremlowscy bolszewicy to fani Korwina i Rothbarda. Ważnym tropem powinna być też rodzina Nawalnego – ojciec miał być oficerem sowieckich wojsk rakietowych; patrząc z punktu widzenia sowieckich władz, nie można pozwolić na to, aby tak wartościowa młodzież zmarnowała się, przewodząc antysystemowej organizacji. Ani na to, co by czasem w głowie się nie poprzewracało na studiach w Yale.

Suchej nitki na antykremlowskiej opozycji nie zostawia rosyjska antykomunistka, Waleria Nowodworska. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej Codziennie” jeszcze przed wyborami i protestami mówi między innymi: „To są strzępy, porozrzucane kawałki. Odrębny blok tworzy Borys Niemcow, lider partii Sojusz Sił Prawicowych (SPS), odrębny Władimir Ryżkow, przewodniczący Partii Republikańskiej Rosji (RPR). Jest jeszcze były minister finansów i premier Michaił Kasjanow i jego Rosyjski Sojusz Ludowo-Demokratyczny. Żadnemu z tych polityków nie udało się stworzyć silnej partii opozycyjnej. Organizują wspólne akcje z komunistami i faszystami [chodzi zapewne o nacjonalistów – J.], zamiast twardo i zdecydowanie nawoływać do bojkotu władzy. […] Kreml rozdeptał opozycję. Anatolij Czubajs, uważany za ojca rosyjskiej prywatyzacji, narzeka dziś, że nie ma na kogo głosować, więc nie pójdzie na wybory. Tyle że jeszcze dwa lata temu na zlecenie Kremla niszczył Sojusz Prawych Sił (SPS).”

Nowodworska nie ma też żadnych wątpliwości, że uznawani za opozycję komuniści (KPFR) grają w tej samej lidze, co sowieckie władze: „komuniści nigdy nie byli opozycją dla obecnej władzy. Opozycja ma inny program i inne cele niż partia rządząca, a tu cele są zbieżne. Chodzi o powrót do koryta. […] Mamy partię oszustów i złodziei, czyli Jedną Rosję, mamy partię bandytów, tworzoną przez komunistów, i skrajnie nacjonalistycznych populistów z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR). W wyborach wezmą też udział takie partie, jak Słuszna Prawda i Sprawiedliwa Rosja, oraz zdrajcy demokracji z Jabłoka. Żadnej z tych partii nie wróżę powodzenia.” Jabłoko, czyli partię socdemoliberalną, Nowodworska określa mianem „zdrajców demokracji”, w rzeczywistości będących też dziećmi Związku Sowieckiego, biorącymi udział w polityce "[…] dla zachowania pozorów, dla przyciągnięcia uwagi inteligencji i obłaskawienia zachodu. "

Cele operacji – wymiar wewnętrzny

Systemem neokomunistycznym (tak samo zresztą jak w „klasycznym” komunizmie) zarządza się poprzez kryzys – chodzi o to, żeby wywołać kontrolowany kryzys jeszcze zanim spontanicznie wybuchnie kryzys niekontrolowany i ewentualnie groźny dla władzy. Inną sowiecką „tradycją” jest fałszywa liberalizacja i demokratyzacja oraz tworzenie koncesjonowanej opozycji. Celem jest wypromowanie elementów, z którymi władza mogłaby się porozumieć, a w dalszej kolejności – być może dokooptować; kolejnym celem jest neutralizacja elementów opornych wobec systemu.
W dezinformacyjną politykę „ewolucji systemu” wpisuje się (bądź wpisywały): jelcynowska „odwilż” i „demokratyzacja”, następnie „dyktatura prawa” i „suwerenna demokracja” wczesnej i średniej epoki Putina (należy przypomnieć, że na początku XXI wieku to właśnie Putin uznawany był za demokratę, liberała i reformatora), a od 2008 roku gdy okazało się, że Putin już nie jest zbytnim demokratą, a nawet, że jest oficerem KGB zlecającym morderstwa – umieszczenie prawdziwego demokraty Miedwiediewa na stolcu prezydenckim i operacja dezinformacyjna „konflikt Putina z Miedwiediewem”. Kolejnym elementem systemu władzy mającym charakter w istocie dezinformacyjny jest opisany wyżej fasadowy pluralizm partyjny. Mająca właśnie miejsce „śnieżna/błotna rewolucja” byłaby tu logiczną kontynuacją operacji „ewolucja systemu władzy” i operacji „dysydentura”.

To co obserwujemy obecnie, to typowo sowiecka strategia i taktyka „nożyc”, zawierająca trzy zasadnicze elementy: po pierwsze - „zaplanowana porażka” i taktyczna defensywa sowieciarzy (Jedinaja Rossija traci na rzecz… KPRF i LDPR), po drugie – dialektyczna taktyka „walki i porozumienia” wobec opozycji, po trzecie – „okopanie” i umocnienie się struktur władzy.

Nie próbując dokonać szczegółowej rekonstrukcji ostatnich wydarzeń, przytoczmy podstawowe fakty. Putin – najbardziej samczy i alfowaty „samiec Alfa” – został wygwizdany publicznie podczas gali MMA i traci w rankingach popularności. Jedinaja Rossija traci w (naturalnie – sfałszowanych) wyborach do sowieckiej Dumy (49% zamiast 70% w poprzednich wyborach), na rzecz… „prawdziwych” komunistów (KPFR Ziuganowa), „socjaldemokratów” (Sprawiedliwaja Rossija Mironowa) i nacjonalistów Żyrinowskiego. Przeciwko fałszerstwom wyborczym i korupcji „partii żuli i złodziei” wybuchają protesty w Moskwie, Leningradzie i na sowieckiej prowincji. Wśród wiecowych mówców mamy m.in. Michaiła Gorbaczowa – wielkiego demokratę, który „obalił komunizm” i „rozwiązał Związek Sowiecki” oraz Aleksieja Kudrina – kolejnego wielkiego demokratę, który oczywiście w proteście przeciwko czekistowskiemu dyryżyzmowi i korupcji swojego przyjaciela, towarzysza pułkownika Putina zrezygnował z teki ministra finansów. Pierwszy wzywa Putina do ustąpienia motywując to zbyt długim grzaniem stołka, drugi – rzecz jasna jako „były” nomenklaturszczik – ostrzega przed niebezpieczeństwem rewolucji, takiej jak w krajach arabskich (tymczasem w Egipcie, choć obalono towarzysza marszałka Mubaraka, jego koledzy z moskiewskiej akademii gensztabu rządzą dalej).

Według Lwa Nawrozowa, rosyjskiego publicysty i poety na emigracji w USA, już sam fakt dopuszczenia do demonstracji jest elementem dezinformacji, mającej ukazać Rosję Sowiecką jako kraj prawie-że-demokratyczny: Rząd uznał, że nie pozostało mu nic, tylko pozwolić na rozwój wydarzeń i dlatego wydał pozwolenie [na demonstracje – J.]. Obecność policji była duża, wraz z helikopterami, transporterami [troop carriers], ciężarówkami i buldożerami. Policja jednak okazała zaskakującą cierpliwość, a państwowa telewizja dała ogólnokrajowym demonstracjom niespodziewanie dużo czasu antenowego. […] Władze Moskwy dały ludziom pozwolenie na demonstracje, a policja nie podjęła żadnych działań nawet gdy tłum, przewidywany na 25 tysięcy, znacznie przekroczył zapowiadaną liczebność.

Tzw. „opina publiczna” Zachodu daje się na ten chwyt nabierać, jak dalej pisze Nawrozow: […] Po stronie zachodnich dziennikarzy nie było żadnej próby krytycznej analizy struktury obecnego […] reżimu. Nie rozumieją tego, że Putin skutecznie stosuje grę w demokrację sprawiającą że Rosja przypomina każdy inny kraj zachodni, wraz z wyborami i swobodą opuszczania kraju – jedyna różnica polega na tym, że wybory to fasada za którą kryje się reżim Putina – mocno okopana dyktatura, broniona przez wojsko oraz specjalne oddziały policji.
[…] Podczas gdy każdy może wyjechać z kraju i wrócić, cieszyć się wakacjami gdziekolwiek na świecie — to znaczy, jeśli go stać — i rozpocząć swój własny biznes, naród rosyjski jest bezbronny, ponieważ […] konstytucja nie gwarantuje im prawa do posiadania broni w celu samoobrony. Neobolszewicka, czekistowska elita władzy nie jest jedynie elitą w sensie technicznym; to w zasadzie kasta społeczna, strzegąca swojego interesu klasowego jakim jest utrzymanie się na szczycie władzy, przy czym Nawrozow nie podaje nawet przybliżonej ilości oficerów i szeregowych funkcjonariuszy FSB ani innych służb specjalnych (wg prof. Andrzeja Nowaka, 70% neosowieckiej elity wywodzi się ze specsłużb): […] rosyjska armia ma siłę dwóch milionów ludzi, OMON […] – dwa razy tyle, co armia. Cztery miliony funkcjonariuszy plus lojalni członkowie ich rodzin. Mamy prawie siedmiomilionowy blok wyborców, w którym każdy służy Putinowi i zagłosuje na partię Putina – czy to będąc lojalnymi wobec szefa, czy to wykonując jego rozkazy, zapewniając Putinowi zwycięstwo wyborcze.

Jeszcze w zeszłym roku podobne protesty zgromadziłyby jakieś kilkaset osób na krzyż i zostałyby rozpędzone przez OMON, który to teraz (wraz z MCzS, który wbrew pozorom jest resortem siłowym) rozstawia barierki, bramki i toi-toie, by najpierw parędziesiąt, a później sto tysięcy demonstrantów mogło spokojnie… demonstrować i urządzać sobie ostre podśmiechujki z dwóch bolszewickich pederastów. Bezpieka nie zapobiegła protestom: nie aresztowała organizatorów i osób udających się na wiece, nie odcięła komunikacji (Internetu i sieci telefonii komórkowej), wreszcie nie stłumiła demonstracji; ograniczono się jedynie do jej standardowej mobilizacji, włącznie z Dywizją Wojsk MWD imienia nie byle kogo, bo samego Feliksa Dzierżyńskiego. Sowieckie media zaczęły być trochę mniej zakłamane i trochę bardziej obiektywne w relacjonowaniu protestów, a sędziowie i sędziny – trochę mniej „rozgrzani” jeśli chodzi o traktowanie zatrzymanych i aresztowanych opozycjonistów, jakby zapomnieli o spuściźnie Andrieja Wyszynskiego.

Z jednej strony zezwala się nawet na ostry, przynajmniej w warstwie werbalnej, protest społeczny, a z drugiej – władza konsoliduje szeregi i natychmiast podejmuje kontrakcje. Władza rzekomo wsłuchuje się w głosy protestu, obiecuje rewizję wyborów, zarówno Putin i Miedwiediew obiecują przeprowadzenie postulowanych reform. Z drugiej strony, oskarża się opozycję o powiązania agenturalne z Ameryką i deklaruje niemożliwość spełnienia danych postulatów.

Rolę mediatora wyznaczono jednemu z liderów opozycji, a jednocześnie do niedawna minister finansów w rządzie Putina – Aleksiejowi Kudrinowi. Z jednej strony grozi on rewolucją, jeśli system władzy nie dokona pewnych modyfikacji (zwróćmy uwagę, że mamy do czynienia ze słowami sowieciarza), z drugiej – postuluje utworzenie przez opozycję, zarówno parlamentarną jak i pozaparlamentarną, której celem będzie wyłonienie (także poprzez głosowanie w Internecie) negocjatorów do rozmów z władzą. Kudrin proponuje także dymisję szefa Centralnej Komisji Wyborczej, Władimira Czurina i powtórzenie wyborów do Dumy, na co nie zgadza się nowe jej naczialstwo.

Liderzy opozycji zresztą sami deklarują zamiar negocjowania swoich postulatów przy neosowieckiej wersji „okrągłego stołu”. Według Michaiła Kasjanowa, przywódcy partii „ParNaS” (Partia Wolności Ludowej, a jednocześnie b. premiera FR 2000 - 2004), zarówno władza, jak i opozycja mają być gotowe do negocjacji. Jak podaje portal Arcana, 12 grudnia 2011 roku powołano „Komitet Organizacyjny Okrągłego Stołu”, w którym znaleźli się m.in. sam Kasjanow i obrończyni praw człowieka Ludmiła Aleksiejewa. Lider ParNaSu zaprosił do udziału w Okrągłym Stole przedstawicieli partii politycznych („Jabłoko”, „Inna Rosja”, Lewy Front), deputowanych Dumy (Gudkowa i Ponomariowa), liderów opozycji „antysystemowej” (Nawalnego, Kasparowa), jak również członków komitetów organizacyjnych demonstracji z 10 i 24 grudnia.

Kolejnymi próbami nadania ruchowi sowieckich oburzonych formy organizacyjnej jest utworzenie Ligi Wyborców i Ruchu Obywatelskiego. Założycielami LW są głównie twórcy i naukowcy: Ludmiła Ulicka, Borys Akunin i Dmitrij Bykow, rockman Jurij Szewczuk, politolog Dmitrij Orieszkin, dziennikarze - Tatjana Łazariewa, Olga Romanowa, Siergiej Parchomienko i Leonid Parfionow, blogerzy – Ilja Warłamow i Rustam Adagamow. Liga Wyborców uzyskała poparcie „tajemniczego kandydata” Putina – Michaiła Prochorowa. Z kolei Ruch Obywatelski to inicjatywa deputowanego Dumy Ilii Ponomariowa (Sprawiedliwa Rosja), w której znalazła się także ekolog Jewgienija Czyrikowa, Siergiej Udalcow z „Lewego Frontu” a także nacjonaliści: Aleksander Nawalny i Aleksander Potkin. Obie organizacje deklarują współpracę, a LW – przekształcenie w partię polityczną, która ma bronić obywateli przed nadużyciami władzy. Żadna nie uznaje rozmów i porozumienia z władzą za niemożliwe.

„Kontrakcją” władzy jest też kandydatura oligarchy Michaiła Prochorowa w marcowych wyborach prezydenckich. Gigant medialny, finansowy i techniczny, który w neosowieckiej Rosji nie zdobył by pozycji bez „kryszy” ze strony bezpieki, przedstawiany jest jako alternatywa dla Putina, który nie zrealizował deklarowanych zamiarów: Prochorow deklaruje z jednej strony sprzeciw wobec biurokratyzmu, ograniczenie biurokracji państwowej, ułatwienia dla przedsiębiorców, reformy liberalne i oczywiście szacunek dla narodu i poszczególnych obywateli, z drugiej – sprzeciw wobec „nacjonalistycznego populizmu” Nawalnego. Prochorow ma też pozyskać dla celów władz organizacje obywatelskie i pozarządowe zaangażowane w dysydenturę, m.in. „Gołos”, wobec czego przychylny jest Grigorij Mielkonjanc – zastępca przewodniczącej, aresztowanej Lilii Szybanowej.

W roli „rozjemcy” pomiędzy władzą a opozycją, „pacyfikatora” społecznego oburzenia i „sumienia władzy” występuje Cerkiew Prawosławna. Patriarcha Cyryl staje po stronie Putina i ostrzega oburzonych przed „wywołaniem kolejnej krwawej rewolucji, która zniszczyłaby Rosję” (tak, jakby ta kiedykolwiek po 1917 się odrodziła), z kolei protojerej (prawosławny odpowiednik opata) Wsiewołod Czaplin uznaje prawo narodu do wyrażania swojej opinii i demonstracji, przy okazji rosyjskiego Bożego Narodzenia postulując też m.in. reformę i dofinansowanie armii, akcentując problem korupcji i imigracji ludności nierosyjskiej. Obaj chwalą pokojowy przebieg „rewolucji” i wyrażają nadzieje na porozumienie władzy i opozycji. Należy przy tym pamiętać, że Patriarchat Moskiewski (który onegdaj Józef Mackiewicz słusznie nazwał Patriarchatem Sowieckim) to de facto kolejny zarząd główny bezpieki.

Zezwalając na wielotysięczne demonstracje, a następnie dokonując to naprzemiennych represji i odmawiając spełnienia postulatów, to obietnic „okrągłych stołów” i „reform”, władza dokonuje rozpoznania przeciwnika; liczy ewentualnych przeciwników, ewentualnych partnerów do rozmów, próbuje ocenić znaczenie, faktyczne zamiary, zachowanie i determinację poszczególnych uczestników protestów.

Jaki jest dotychczasowy bilans „śnieżnej rewolucji”? Niejako „w reakcji” na protesty, struktury władzy umacniają się dokonując roszad personalnych. Przewodniczącym Dumy sowieckiej zostaje Siergiej Naryszkin – do niedawna szef administracji prezydenta, oficer wywiadu KGB. Szefem administracji prezydenta zostaje Siergiej Iwanow – dotychczasowy minister obrony, również oficer I Zarządu Głównego KGB, a później FSB. Ministrem obrony zostaje Dmitrij Rogozin – do tej pory przedstawiciel Rosji Sowieckiej przy NATO, polityk o bardzo ostrym, ekspansjonistycznym, antyzachodnim nastawieniu. Z kolei Władysław Surkow – jeden z naczelnych neosowieckich ideologów (twórca m.in. terminu „suwerenna demokracja”, uważany za architekta sukcesu Putina w 2000 roku, prawdopodobnie oficer GRU – dostaje tekę wicepremiera ds. „modernizacji i innowacji”. Powyższa „restrukturyzacja” (a także „porażka” partii władzy na rzecz komunistów i nacjonalistów) na poziomie wewnętrznym oznacza jeszcze większą totalizację i umocnienie rządzącej bezpieki, zaś na poziomie polityki zagranicznej – obranie jeszcze bardziej niż dotychczas, ekspansjonistycznego (w tym i antyzachodniego, antyamerykańskiego zwłaszcza) kursu. Kolejnej fali totalitaryzacji ma towarzyszyć kolejna odsłona dezinformacji o „demokratyzowaniu się Rosji”, wspierana przez opozycję dążącą nie do obalenia systemu, tylko domagającą się spełnienia przez system danych postulatów i zmian personalnych (dziwnym trafem, coraz mniej jest mówienia o demokratyzacji), a tym samym jego ulepszenia.

Warianty rozwojowe

Sytuacja jest dynamiczna, jednak można przewidzieć główny kierunek, w którym ona zmierza. Celem jest restrukturyzacja systemu władzy tak, aby zmienić jego „formę”, nie zmieniając „treści” – zachowanie władzy przez bezpiekę kosztem poszerzenia bazy politycznej. Niewiadomą są w zasadzie konkretne inwarianty; to, jaki dokładnie będzie przebieg wydarzeń. Jak słusznie zauważyła badacz obecnej sytuacji w Rosji Sowieckiej, blogerka Amelka 222, mamy do czynienia z powtórką działań, jakie zastosowano w PRL w latach 1988 – 1990. Po protestach i incydentalnych zamieszkach miały miejsce poufne negocjacje pomiędzy władzą a opozycją, po których ogłoszono „pojednanie narodowe”, czyli koniec końców – upadek komuny na cztery łapy; zachowanie władzy kosztem kooptacji części opozycji i neutralizacji niepokornych. Należy przyznać, że sowieciarze dużo nauczyli się na terytorium, które jeden z nich, Wojciech Jaruzelski w 1985 r. określił jako „laboratorium pieriestrojki”.

Możliwe, że mamy do czynienia z operacją odsunięcia Putina od stołka (być może wraz z całym swoim klanem leningradzkich czekistów). Byłby to jednak po pierwsze: wariant rozwojowy operacji „demokratyzacja Rosji”, po drugie, zmiana wyłącznie personalna, nie systemowa. Putin (a potem Miedwiediew) był – rzecz jasna z sowieckiego punktu widzenia – odpowiednim przywódcą na czas budowy sojuszu pomiędzy Rosją Sowiecką a Niemcami i Francją/UE, budowy Bloku Kontynentalnego (strategicznego sojuszu z ChRL), przejęcia władzy w krajach latynoamerykańskich przez promoskiewskich komunistów, reintegracji obszaru dawnego imperium sowieckiego, wreszcie – pokazania ex-komsomołcom, którym się uroiło, że są właścicielami masy upadłościowej po ZSRS, że ich seniorem jest CzeKa. Być może członkowie „politbiura” (czy „dyrektoriatu”, jak pisze Felsztyński) uznali, że Putin po pierwsze: zrobił swoje i wywiązał się z tych zadań, po drugie – dalsze utrzymywanie go na stanowisku grozi destabilizacją; Putin i jego ludzie mogą zapaść na przerost ambicji (nawet jak na bolszewickie standardy). Dlatego trzeba ich odsunąć, być może w mamiącej atmosferze kryzysu, fałszywej liberalizacji czy nawet rewolucji, nawet wynajmując do tej operacji część establishmentu amerykańskiego czy globalistycznego. Być może w tym właśnie kontekście należy odczytać ostatnie teksty Aleksandra Dugina – autora współczesnej neosowieckiej geostrategii – który twierdzi, że zarówno Putin, jak i opozycja „wiodą Rosję ku zgubie”: Putin i jego ludzie stopniowo, opozycja – błyskawicznie. Oraz tekst oligarchy Bieriezowskiego (być może reprezentującego zachodnich globalistów), który wzywa „Wołodię” do dobrowolnej abdykacji przy zachowaniu fruktów dotychczasowej władzy. Jeżeli wariantem jest odsunięcie Putina, to nie wolno nam wykluczyć, że zostało ono z góry ustalone, przy udziale samego zainteresowanego.

Ilustracją ugodowego kierunku opozycji i jednego z możliwych scenariuszy (zakładającego kres Putina) jest artykuł Borysa Akunina (obecnie jeden z liderów „rewolucji”, onegdaj – fan towarzysza pałkownika) w „New York Times”. Czytamy tam m.in.: „Z zewnątrz wydarzenia w Rosji mogą przypominać […] burzę, która przeszła przez kraje arabskie, kładąc kres tamtejszym autorytarnym reżimom. Ale jest to złudna analogia. Jedynym punktem wspólnym jest ważna rola portali społecznościowych w organizacji spontanicznych protestów. Wydarzenia w Rosji […] to rewolucja klasy średniej, klasy, która z definicji jest nierewolucyjna.” Dalej pisze, że najlepszym scenariuszem byłoby degrengolada putinizmu przez 2 lata, po czym snuje wizje nowej, demoliberalnej Rosji (podkr. – J.): „Gdyby […] nastąpiła pełna zmiana władzy, post-putinowska Rosja względnie bezboleśnie weszłaby w kolejny etap ewolucji państwa. Politycznie byłaby zapewne krajem burzliwym, któremu nieobce byłby kryzysy parlamentarne, zmiany gabinetów rządzących, nawoływania do impeachmentu i wszystkie inne atrybuty młodej demokracji. Ale w państwie, w którym klasa średnia przebudziła się i zdała sobie sprawę ze swojej potęgi, władza nie byłaby już monopolem "siłowików" (wywodzących się z komunistycznych służb przedstawicieli resortów siłowych), ani oligarchów. Nie byłaby również monopolem jednego człowieka.” Czy Akunin postuluje obalenie systemu? Nie.

Akunin ogłasza Urbi et Orbi reformę systemu – chodzi o to, by zmienić wszystko, nie zmieniając niczego. W realnej polityce oznaczałoby to, że rządząca kasta bolszewików nie utraciłaby władzy, a jedynie zamieniłaby zmodyfikowaną, putinowską kontrolę totalną na kontrolę strukturalną, być może wycofując się w cień polityki i korzystając przy tym z całego instrumentarium typowego dla komunistycznych specsłużb. Kosztem koniecznym byłoby poszerzenie przez sowiecką władzę bazy politycznej (tak trzeba rozumieć słowa o „utracie czekistowskiego monopolu władzy”), detronizacja/abdykacja Putina, wreszcie – fala samobójstw części starych czekistów tęskniących za Putinem (najpewniej poprzez wrzucenie lokówki do wanny, a potem postrzał całą serią z kałasznikowa). Władza pośrednia struktur komunistycznych jest o wiele skuteczniejsza, z punktu widzenia sowieckich elit, niż władza bezpośrednia. Dowiodła tego zarówno operacja „pieriestrojka”, jak i przebieg tzw. „kolorowych rewolucji” na czele z Ukrainą, Kirgistanem i Polską. Struktury komunistyczne (z bezpieką jako rdzeniem) potrafią doskonale dostosować się do formalnego/realnego demoliberalizmu, który z istoty nie posiada instrumentów koniecznych, by im się przeciwstawić. Neokomunizm przypomina nieco tytułową „postać” z filmu „The Thing” Johna Carpentera – posiada niebywałe, wręcz nieograniczone zdolności kamuflażu i adaptacji do zmieniających się warunków otoczenia.

Nie można jednak całkowicie wykluczyć obrotu wydarzeń w kierunku korzystnym dla Putina i jego ludzi – w przypadku radykalizacji protestów, obecna sowiecka ekipa może po prostu uciec się do rozwiązania siłowego – stłumienia demonstracji przez bezpiekę, policję a nawet wojsko, masowych aresztowań, zabójstw dokonanych przez „nieznanych sprawców” czy nawet zamachów terrorystycznych. Zapewne nieprzypadkowo wśród protestujących mocno wyeksponowani są nacjonaliści, nacbole czy kibice piłkarscy; sytuację władza może rozegrać propagandowo jako „groźbę faszyzmu”, „zagrożenie nacjonalizmem/skrajną prawicą”, jako… „recydywę komunizmu” czy wreszcie chuligańskie zadymy, siebie stawiając w roli obrońcy ładu i porządku czy wręcz obrońcy demokracji, słuszne oburzenie i postulaty zmian przeciwstawiając „prowokowaniu zadym” czy „próbom destabilizacji Rosji”. Następnie usiąść do sowieckiego „okrągłego stołu” z odpowiednio wyselekcjonowanymi ludźmi opozycji.

Obserwujemy grę o sumie niezerowej, w której najpewniej każdy wygra to, o co gra. Opozycja będzie miała „demokrację” i „przejrzystość” (najpewniej fasadową, ale dla wyposzczonych demoliberałów to coś lepszego niż putinowska stabilność), Amerykanie/globaliści zachodni – także „demokrację” plus koncesje w Azji i na Bliskim Wschodzie, natomiast rządzący czekiści – zachowanie władzy i możliwość rozgrywania opozycją i aktorami zagranicznymi. Operacja restrukturyzacji systemu i możliwej wymiany starej ekipy sowieckiej na nową ma też wymiar międzynarodowy; oddziałujący także na ostatnie wydarzenia w Polsce. Ale o tym już w kolejnej części.


Źródła:

1. Amelka222, „Zawłaszczanie rosyjskich dekabrystów A.D. 2001”: http://lamelka222.salon24.pl/373992,zawlaszczanie-rosyjskich-dekabrystow-a-d-2011
2. / - / „Aleksiej Nawalny przed rosyjskim stołem”: http://lamelka222.salon24.pl/377032,a-navalnyj-przed-rosyjskim-stolem
3. / - / „Władimir – bój ty się Boga, ale nie bój się Cerkwi!”: http://lamelka222.salon24.pl/382541,wladymir-boj-ty-sie-boga-ale-nie-boj-sie-cerkwi
4. Borys Akunin, „Upadek Putina stał się faktem?”: http://fakty.interia.pl/new-york-times/news/upadek-putina-stal-sie-faktem,1750491,6806
5. Ander, „Czy Putin rozpoczął działania wyprzedzające?”: http://ander.salon24.pl/376870,czy-putin-rozpoczal-dzialania-wyprzedzajace
6. / - / „Michaił Prochorow - kandydat na prezydenta Rosji”: http://ander.salon24.pl/381178,michail-prochorow-kandydat-na-prezydenta-rosji
7. Michał Bąkowski, „Homo sovieticus żyje”: http://wydawnictwopodziemne.com/2011/12/11/homo-sovieticus-zyje/
8. / - /, „Burza w Moskwie”: http://wydawnictwopodziemne.com/burza-w-moskwie/
9. „W Rosji nadal wrze”, wywiad z Aleksandrem Borzenką, niezalezna.pl: http://niezalezna.pl/20934-w-rosji-nadal-wrze
10. Dominika Cosić, „Po Kaddafim Putin? Nie sądzę”: http://dominikacosic.salon24.pl/376829,po-kaddafim-putin-nie-sadze
11. Aleksander Dugin, „Horyzonty błotnej rewolucji”: http://xportal.pl/?p=1590
12. Anatolij Golicyn, „Nowe kłamstwa w miejsce starych. Komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji”, rr. 14, 20.
13. Piotr Maciążek, „W Rosji nadchodzi odwilż? Nie”: http://politykawschodnia.salon24.pl/376151,w-rosji-nadchodzi-odwilz-nie
14. / - / „Nowi dysydenci w Rosji chcą porządku, nie demokracji”: http://politykawschodnia.pl/index.php/2012/01/18/maciazek-nowi-dysydenci-w-rosji-chca-porzadku-nie-demokracji/
15. Filip Memches, „Dokąd zmierzasz Rosjo?”: http://rebelya.pl/post/551/dokad-zmierzasz-rosjo
16. / - / „Kto po Putinie?”: http://rebelya.pl/post/440/kto-po-putinie
17. / - / „Aleksiej Nawalnyj – rosyjski buntownik nowego typu”: http://rebelya.pl/post/428/nawalnyj
18. Lev Navrozov, „Putin’s Soldiers and Special Police Are Big Voting Bloc”: http://www.newsmax.com/navrozov/Putin-special-police-Russia/2011/12/16/id/421257
19. / - / „Mikhail Prokhorov Is Putin's Mystery Rival”: http://www.newsmax.com/navrozov/Mikhail-Prokhorov-Russian-Nets/2011/12/23/id/422034
20. Andrzej Nowak, „Zaplanowana porażka Putina”: http://niezalezna.pl/19942-prof-nowak-%E2%80%9E-zaplanowana-porazka-putina%E2%80%9D
21. „Kreml rozdeptał opozycję”, wywiad z Walerią Nowodworską: http://niezalezna.pl/19849-kreml-rozdeptal-opozycje
22. „Jak tak dalej pójdzie, to Rosja się rozpadnie” – wywiad z Zacharem Prilepinem: http://rebelya.pl/post/628/prilepin-jak-tak-dalej-pojdzie-rosja-sie-rozpad
23. Jadwiga Rogoża, „Wybory parlamentarne w Rosji. Powrót polityki”: http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/tydzien-na-wschodzie/2011-12-07/wybory-parlamentarne-w-rosji-powrot-polityki
24. / - / „Rosja po wyborach”: http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/tydzien-na-wschodzie/2011-12-14/rosja-po-wyborach-oddolna-presja-zmusza-wladze-do-zmiany-
25. Antoni Rybczyński, „Rosja – do rewolucji daleko”: http://www.gazetapolska.pl/12013-rosja-do-rewolucji-daleko
26. / - / „Ulica wrze. Putin zbiera siły”: http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/378042,rosja-ulica-wrze-putin-zbiera-sily

104 komentarze:

  1. Dobry tekst, dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znakomity tekst. Masa solidnej roboty ewidentnie. Dzięki!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja dziękuję za Waszą (tj, Tygrys) uwagę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bez wątpienia mnóstwo jest już sygnałów, iż na tow. Putina już najwyższy czas. Powiem również, że szczerze byłbym zdziwiony gdyby się jednak, mimo wszystko, utrzymał u władzy. No, no! Na wschodzie robi się ciekawie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Amalryku,

    Ja w ogóle myślę, że kluczowym tłem, jakie powinniśmy rozważać, to relacje na linii Moskwa - Zachów (zarówno kraje UE, jak i USA) i Moskwa - Pekin. Konkretnie - dalszą odsłonę operacji "sino-soviet split". W ostatnich latach to ChRL robi za "złego bolszewika", a Rosja Sowiecka - za "dobrego", a przynajmniej "poprawiającego się".

    W przypadku odsunięcia Putina, agenci i użyteczni idioci na zachodzie będą mieli pretekst do wsparcia Moskwy, myśląc, że w ten sposób powstrzymają chrlowskie ambicje czy to na obszarze Pacyfiku Zachodniego, czy to w Afryce.

    Jest jeszcze kwestia irańska - Putin dał już się poznać jako sojusznik perskiego bezpieczniaka. A jakimże wielkim, lojalnym i oddanym sojusznikiem zachodu ze strasznym islamem będzie "demokratyczna" Rosja z Kudrynem albo innym Nawalnym na świeczniku!

    Z kolei gdyby Putin zechciał (a w zasadzie jego otoczenie, być może ci, którzy stoją wyżej w hierarchii i o nich nie wiemy) powtórzyć wyczyn swoich wielkich poprzedników - Stalina i Breżniewa, być może świat zostałby ponownie spolaryzowany: USA i sojusznicy (dodatkowo z Australią, Japonią i NZ) vs. Blok Kontynentu (SCO ze sfinlandyzowaną Europą i "Blokiem Bolivariańskim").

    Z ciekawostek - Putin i jego towarzysze ostatnio... zauważają "systemowe problemy Rosji" i przyznają rację wskazującej na nie opozycji, oczywiście z zastrzeżeniem, że żadnych kolorowych rewolucji nie będzie:

    http://niezalezna.pl/22594-przed-wyborami-dostrzegl-korupcje
    http://www.portal.arcana.pl/Naryszkin-w-rosji-nie-bedzie-pomaranczowej-rewolucji,2212.html#post
    http://www.portal.arcana.pl/Czubajs-protesty-zmienily-sytuacje-polityczna-w-rosji,2204.html

    Efekt propagandowy w zasadzie taki sam, jak w przypadku zmiany - z tym, że nie tylko kierownictwo sowieckie, ale i sam Putin dokleja sobie maskę liberała. Inna sprawa, czy aby nie wyjdzie na tym tak samo jak Genosse Katzenbrunner.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaszczurze,

      Towarzysze radzieccy, rzekłbym z konieczności geopolitycznej (mocne osadzenie "w Zachodzie"), są zmuszeni do prowadzenia znacznie subtelniejszej gry niż ten pokraczny, peryferyjny azjatycki kolos, którego cała metamorfoza zaczyna i kończy się na starym, poczciwym NEP-ie. I jak widać pomysłowości im nie brakuje.

      Panie Michale,

      Idąc śladem prywacyjnej teorii zła, rzeczywiście na pierwszy rzut oka może się wydawać, iż nie może być nic ciekawego w braku, w owej ontologicznej dziurze - ale zawsze możemy pytanie odwrócić i zacząć zastanawiać się nad przyczyną niedostatku dobra. (Ale owszem; w fakcie czy to będzie aparatczik Putin czy Srutin, Stalin czy Dupalin, też nic szczególnie ciekawego nie dostrzegam.)

      Usuń
    2. Towarzysze radzieccy, rzekłbym z konieczności geopolitycznej (mocne osadzenie "w Zachodzie"), są zmuszeni do prowadzenia znacznie subtelniejszej gry niż ten pokraczny, peryferyjny azjatycki kolos, którego cała metamorfoza zaczyna i kończy się na starym, poczciwym NEP-ie. I jak widać pomysłowości im nie brakuje.

      Dokładnie! Poza tym, chińska mutacja komunizmu częstokroć była i jest postrzegana jako chiński nacjonalizm pod przykryciem komunizmu przez wiodących, pożal się Boże, sowietologów, sinologów, politologów, a za nimi - wielu domorosłych analityków.

      Rozmawiałem kiedyś z sympatycznymi nacjonalistami chińskimi z Taipei, którzy próbowali mi udowodnić (na podstawie komunalnej definicji komunizmu), że komunizm w ChRL skończył się wraz ze śrmiercią przewodniczącego Mao i początkiem ery Denga (vel Władimira Dozorowa), a obecne kierownictwo KPCh... realizuje program KMT i już, już, po odkupieniu od sowietów Wyspy Tarabarowskiej, ostrzy zęby na Tannu-Urianchai i Zabajkale...

      Usuń
    3. Panowie,

      Trudno mi się zgodzić z tezą, że chrl odgrywa jakoś drugorzędną rolę. Odgrywa rolę równorzędną. Fałszywy rozłam chińsko-sowiecki jest tego najlepszym przykładem. Tego samego dnia, kiedy w prl były tzw. "wybory" w 1989 roku, na Tianamen była masakra. To nie jest przypadek. A że program Mao nie różnił się aż tak bardzo od programu Kuomintangu, to niestety prawda: Czang Kai-szek to był taki nieudany bolszewik, coś jak Hitler.

      Usuń
    4. Cóż, Panie Michale! Intelekt najczęściej szuka dróg sobie właściwych, toteż to co w oczywisty sposób bardziej złożone i trudniejsze, postrzegane jest najczęściej jako wartościowsze - ale przecież wcale tak być nie musi. Nie uczestniczenie chińskich komuchów w odgrywaniu całej tej operetki pt. "upadek komunizmu", rzeczywiście nic nam nie mówi o ich "miejscu w szeregu" - ba, można by nawet rzec że "trzymają się mocno" (a napewno znacznie mocniej niż europejscy bolszewicy) skoro mają gdzieś nawet jakiekolwiek zachowywanie pozorów...

      Usuń
    5. Tak być nie musi, a nawet rzadko tak bywa, jak zauważył braciszek Ockham.

      Mnie się tylko wydaje, że chrl odgrywa równoważną rolę w prowokacji, że ich "inna droga" nie jest przypadkowa, ale z góry zaplanowana. Jedni "obalili komunizm", drudzy nie, ale i ci i tamci "wprowadzili kapitalizm" i bardzo są za to chwaleni. Przypadek? Nie sądzę.

      Usuń
    6. Panie Michale,

      Ma Pan oczywiście rację, że Wielki Czerwony Kitaj nie jest peryferią w komunistycznym układzie, ani, zwłaszcza ostatnio - peryferią w globalnej geopolityce w ogóle. Oczywiście ani "inna droga rozwoju", ani także inne tereny ekspansji (sowiety prą na Europę, ChRL na Azję Pd.-Wsch., Afrykę i basen Pacyfiku Zach., chcąc zyskać panowanie na morzu) nie są przypadkiem.

      Czysto geopolityczne zanurzenie Rosji/ZSRS/Rosji Sowieckiej w Zachodzie, na co wskazywał Amalryk, nie zmienia postaci rzeczy.

      Usuń
  6. Drogi Panie Jaszczurze,

    Nie będzie dla Pana zaskoczeniem, że po raz pierwszy od dawna się zgadzamy (w ogólnych zarysach...) Co rzekłszy, powyżej wyłożone, jakże słuszne tezy, stawiają tylko w ostrzejszym kontraście Pańskie stanowisko wobec prlu.

    Zastanówmy się wspólnie. Jeśli "rewolucje" z lat 89-91 były czekistowską operacją, to dzisiejszy prl jest wrogim, obcym tworem. Jak wobec tego można rozważać przepychanki między różnymi frakcjami prlu? Jak można twierdzić, że w Smoleńsku zginął Prezydent Polski? W gabinecie luster, jakim jest bolszewicka polityka, intencje nie wystarczą. Cóż z tego, że Kaczyńscy czy Macierewicz mają dobre intencje, kiedy tylko legitymizują nimi sowiecki twór?

    Jeżeli nie widzi się belki w oku własnym, to nie wypada wytykać źdźbła w oku bliźniego. Dlatego właśnie radosna twórczość panów Fyma, Ściosa i spółki jest tak śmieszna, bo wyzywają sowieciarzom od bolszewików, ale nie zauważyli belki, jaką jest prl, w którego wyborach raźnie głosują.

    OdpowiedzUsuń
  7. Drogi Panie Amalryku,

    Czy ja Pana dobrze rozumiem? Na wschodzie robi się ciekawie, bo jeden bolszewicki watażka zostanie zastąpiony innym? Nie wydaje mi się to wcale pewne, ale nawet jeżeli Putin stał się problemem dla kolektywnego kierownictwa, to co jest w tym interesującego? Ach, to pewnie znowu to moje pięknoduchostwo, ale zastąpienie jednej kanalii inną śmiertelnie mnie nudzi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Drogi Panie Michale!

    Zacznę może od Pańskiego trzeciego i drugiego akapitu: czy to Kaczyńscy, czy to Macierewicz popełniają jeden podstawowy błąd. Mianowicie, że Polska po 1989 r. jest niepodległa, tyle że owa niepodległość jest ułomna, ograniczana, czego przyczynę słusznie upatrują w utrzymywaniu wpływów "post-"komunistów, jednocześnie będących sowiecką agenturą. Reszta to pochodna - twierdzenie, że da się ich pokonać demokratyczno-parlamentarnymi metodami, że są podstawy, by od ich sługusów (Tuska, Komorowskiego et al.) domagać się "podmiotowej polityki zagranicznej" itp. Dygresją: prawie dwa lata temu w lipcu, Jarosław Kaczyński stwierdził, że "Polska stała się kondominium Rosji i Niemiec". W sumie miał rację poza dwoma szczegółami: nie Rosji, tylko Sowietów i nie od 10 IV 2010, tylko od 1989; okres jego premierostwa był czymś w rodzaju odwilży. Którą można było wykorzystać, choćby symbolicznie w taki sposób, w jaki uczynił to niedawno Viktor Orban, zrywając ciągłość z komunistyczną "państwowością". Poza tym - Lecha Kaczyńskiego, Marię Kaczyńską czy Annę Walentynowicz traktuję jako ofiary bolszewizmu.

    Jeśli zaś chodzi o Aleksandra Ściosa czy FYM'a - to mogę wypowiadać się jedynie za siebie.

    Wracając do tematu, chodzi o to, w jaki sposób ewentualne przetasowania w obozie sowieckiej władzy zostaną wykorzystane w celach przede wszystkim dezinformacyjnych, zwłaszcza na poziomie międzynarodowym.

    P.S.
    Udaję się właśnie na "rewizytę" na WP.

    OdpowiedzUsuń
  9. Drogi Panie Jaszczurze,

    Musi być dla Pana oczywiste, że nie namawiam go do wypowiadania się ZA Fymów, ale na ich temat.

    "Wpływ przetasowań na dezinformację", to coś jakby analizować "chamów i żydów" z czasów moczarowskich: sama analiza staje się już częścią dezinformacji.

    A Kaczyński dwa lata temu nie miał racji ani w sumie, ani w ogóle. "Polska stała się kondominium Rosji i Niemiec"? W jakim sensie? Rosji, jak to Pan zauważył, nie ma. Polski też. Jest prl, sowiety i enerdowujące się Niemcy. A więc sowiecki twór stał się kondominum sowietów i enerdowa? Gdzie tu jest jakakolwiek racja? Toż to bełkot!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Michale, racja J. Kaczyńskiego jest w stwierdzeniu faktu niesuwerenności Polski. Co do "enerdowujących się Niemiec", to czy one aby się nie "zenerdowiły" już jakiś czas temu, za rządów Schroedera?

      Usuń
  10. Ależ Panie Jaszczurze! Cóż Pan opowiada? Kaczyńskiego stanowisko wydaje mi się być w miarę jasne: Polska była pod sowiecką okupacją, ale komunizm upadł i powstała Wolna Polska - niedoskonała, ale wolna. Po 20 latach odkąd siedział przy okrągłym stole, postanowił skrytykować swych politycznych przeciwników, którzy jak on widzą Polskę jako wolną i powiedział, że zepchnęli tę wolną Polskę w stan kondominium rosyjsko-niemieckiego.

    Jak Pan - w świetle powyższego artykułu - może utrzymywać, że w tym zdaniu jest jakakolwiek słuszność, to przechodzi moje skromne możliwości pojmowania. Pan przecie NIE uważa, że komunizm upadł, że sowiety się rozpadły, że prl zastąpiony został przez iiirp, więc jak nmoże Pan przyznawać słuszność komuś, kto tak właśnie uważa, a tylko ze względu na polityczną koniunkturę oskarżyć chce swych przeciwników, że ciut nadwyrężyli polityczną suwerenność tej wolnej Polski. Ale przecież wystarczy tylko głosować na Kaczyńskiego i wszystko znowu będzie cacy! Hej płyniemy!

    OPTYMIZM NIE ZASTĄPI NAM POLSKI!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie chciałbym się obnosić z moją "obsesją", ale wydaje mi się, że nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest. W tym, m.in. drobną kwestią, dlaczego "socjalizm naukowy" NAPRAWDĘ JEST, w istotnym sensie, "naukowy". I czym się b. istotnie różni od wcześniejszego "socjalizmu utopijnego".

    Czyli, jeśli nie dostrzeżemy, że tutaj odbywa się walka o to, żeby uczynić ludzki gatunek (a w każdym razie jego podległą większość) ZWIERZĘTAMI UDOMOWIONYMI. Czyli ewolucja, Darwin, genetyka, dobór "naturalny", "przetrwanie PRZYSTOSOWANYCH" itd.

    Dopiero wtedy możemy próbować ustalić, jak naprawdę przebiega front w tej wojnie (zakładając, że w ogóle jest jeszcze jakaś druga strona, a nie jedynie entropia), kto walczy po ich stronie, a kto po naszej.

    Plus takie interesujące drobnostki na marginesie, jak np. to, dlaczego Spengler tak nienawidzi Darwinizmu (a nie samego Darwina) i dlaczego Marks chciał zadedykować "Das Kapital" Darwinowi (któren tej dedykacji nie przyjął).

    Bez tego pójścia maksymalnie i dostatecznie głęboko w głąb, jak sądzę, wszystkie te rozważania o "komuniźmie", "lewackiej i totalitarnej Unii Europejskiej" (co oczywiście jest prawdą) wydają mi się w sumie dość jałowe. Bo po prostu wciąż zapominamy O CO TU NAPRAWDĘ TOCZY SIĘ WALKA!

    Co grozi m.in. tym, że w momentach dekoncentracji zaczniemy bełkotać o "globalnej" kapitalizm vs. socjalizm, i/lub konflikcie "wolnego rynku" vs. "gospodarka planowa". Jakby to w ogóle dotykało istoty sprawy.

    W końcu, że nieco odskoczę od głównego wątku, choć nie aż tyle - to dzięki "hiper-prawicowcowi" Korwinowi lewizna, z leberałami na czele, rozwaliły polską gospodarkę, i rozdały ją za osobiste korzyści albo poklepanie po plecach, bo "polska prawica" brzydziła się robotnikami, związkami zawodowymi, strajkami...

    Cóż więc miała za środki? Zakładając w ogóle, że ktoś tam w ogóle dostrzegł drobny fakt, że "pieniądz jednak MA narodowość" itd.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tygrysie,

      O "naukowości" komunizmu (zarówno w teorii, jak i praktyce) i jego socjobiologicznych inspiracjach pisał też, dość dokładnie m.in. Henryk Glass: "Marksizm jest systemem społecznym, poszczególnymi składnikami łączącymi się w logiczną całość. Przy tym nie jest to system naukowy oderwany od życia, lecz jest on praktyczną nauką społeczną [...] Marksizm pragnie przekształcić społeczeństwo ludzkie w stado, które miałoby tylko dążenia zwierzęce: napełniania żołądka, ochrony przed chłodem, posiadania wygodnego legowiska, zaspokojenia popędu płciowego."

      Z powyższego logicznie wynika, że nie idzie o żadne "wolne rynki" czy inne "socjalizmy". Komunizm/bolszewizm we wszystkich swoich odmianach to teoria i praktyka totalitarnej władzy, teoria i praktyka domestykacji i hodowli ludzi.

      Korwin, "korwinizm"? Ja tam myślę, że nie ma co się już nad tym pastwić z tego choćby względu, że jest już passe. Inna sprawa, że realny liberalizm, czy może lepiej - realny demoliberalizm, po prostu torował i toruje drogę bolszewikom.

      Usuń
    2. Zgoda, Twój Glass to mówi, ale co najmniej brzmi to jednak dość "idealistycznie" (if you get my drift), a ja tutaj magna voce podkreślam BIOLOGIĘ, DARWINIZM, EWOLUCJĘ...

      Na początku Trocki bredził o tym, że "wkrótce ludzie będą wyżsi, piękniejsi, obdarzeni bardziej melodyjnym głosem", ale potem już tego typu rojenia porzucono, choć sama biologia i STEROWANA EWOLUCJA jak najbardziej pozostała.

      Korwin wcale nie jest, jako intelektualny fenomen, taki nieaktualny i niegroźny. Przybieranie póz Katona skrzyżowanego z Kasiuszem i podlanego Mucjuszem Scaevolą, tak przecież ulubione na naszej "prawicy", potrafi oznaczać, jeśli nie zawsze po prostu (neo)sowiecką agenturalność, jak często, to na pewno kompletną bezsilność, bezpłodność i granie na własną bramkę.

      Moje dictum o Korwinie było krótkie, szybkie i zapewne nie do zrozumienia tak, jak było pomyślane, ale chodziło mi o to, że jeśli po TAMTEJ stronie jest praktycznie WSZYSTKO z BIOLOGIĄ (ewolucyjną) "na dodatek", a po "naszej" jest tylko masa bezwolnych, zatomizowanych i zależnych od "władzy" ludzi, plus ENTROPIA, to być może nasze (?) "ach-jakże-szczerze-i-do-końca-prawicowe" fobie, pozy, zagrania, świry, obsesje itd. to w znacznej mierze UŻYTECZNY IDIOTYZM najgorszego gatunku (jeśli nie po prostu agenturalność, jak w wielu niewątpliwie przypadkach).

      Teraz, mam nadzieję, wyraziłem się na tyle obszernie, że to się dało właściwie zrozumieć. Bo, że pozwolę sobie wykrzyknąć - KORWIN JEST WCIĄŻ GROŹNY I BĘDZIE GROŹNY DO SAMEGO KOŃCA! Oczywiście niekoniecznie TEN chudy, pajacowaty, z muszką, ale - spokojna głowa - zawsze JAKIŚ będzie!

      Pzdrwm

      Usuń
  12. Więc o co "naprawdę toczy się walka"?

    (Ciut obawiam się odpowiedzi w świetle akapitu o "hiperprawicowcu Kurwinie" i "rozwaleniu polskiej gospodarki" - albo nazywamy rzeczy po imieniu, albo owijamy je w bawełnę.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liberały tak mają, proszę się nie przejmować!

      Chodzi przecież o "wolny rynek" vs. "socjalizm" - prawda? ;-)

      Pzdrwm

      Usuń
  13. Oczywiście o to KTO będzie tym hodowcą i panem TEŻ toczy się walka: Rosja, Chiny, USA (plus inne masonerie i żydostwa), kto tam jeszcze...

    Tylko że z naszego punktu widzenia to nie ma aż tak wielkiego znaczenie, kto będzie hodowcą, skoro by będziemy hodowlanym bydłem. Więc, jak ja to widzę, TA walka jest dla nas BEZ PORÓWNANIA ważniejsza.

    Czego jakoś nikt zdaje się nie dostrzegać.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  14. Czyli walka toczy się o to, kto będzie hodowcą bydła? Rosja, Chiny, masoni czy Żydzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy hoduje swoje bydło - u siebie, a na ile to możliwe, także u konkurenta.

      To drugie od zawsze znakomicie wychodzi Rosji, co chyba jest dla nas obu raczej oczywiste. (Miło, że się w czymś zgadzamy, prawda?)

      Także i np. Indie też robią swoje, choć na razie w tej doborowej konkurencji się zbyt nie liczą i mniej tam jakby chwilowo darwinicznej naukowości, zapewne z przyczyn obiektywnych, zaś atak idzie za pośrednictwem jogi i podobnego typu spraw. Każdy robi w tej sprawie co może, bo to jest trend historyczny numero uno, i głupotą by było się nie starać załapać.

      Żydzi (oczywiście nie mówię o pojedynczych ludziach, a tym mniej o np. moim przyjacielu Jareckim, który się określa jako "Żyd, ale bardziej Polak"), masoneria (w b. szerokim sensie, fartuszki i inne cyrki mam w nosie), inne miazmaty oświecenia (leberalizm, globalizm, ekumenizm), późne miazmaty protestantyzmu, ruskie agentury pozujące na prawicę (Korwin, polecam swoją drogą tekst Coryllusa, albo i mój do niego komentarz w tekście "Skąd się wzięła polska powojenna prawica") np. z tą cudną opozycją "monarchia z Bożej łaski (konstytucyjna, żeby było śmieszniej)" vs. "herezja suwerenności narodu"...

      Niestety, kiedy są jakieś techniczne możliwości, a ofiara sama się niemal prosi, naprawdę trudno by było się oprzeć ich wykorzystaniu. Tak więc tak czy tak, w mniejszym lub większym stopniu ludzie staną się hodowlanymi zwierzęty, a kwestia głównie na tym polega, KTO będzie ich hodował, jak lewacko, jak brutalnie, i czy to będziemy my, czy raczej wręcz przeciwnie.

      A co? Chciałby mi Pan pewnie przytoczyć błyskotliwe zdanko o Żydach i cyklistach, tak? Sorry, ale najpierw warto by było zrozumieć o co tam naprawdę chodziło, bo całkiem nie o to, co się dzisiaj ludziom wydaje. Mało tam jakby pure nonsense'u, za to sporo konkretu.

      Polecam się na przyszłość i pozdrawiam

      Usuń
  15. Dzięki za interesujący wpis Panie Jaszczurze. Na postawione w tytule pytanie sam Pan sobie odpowiedział w tekście. Ani NEP ani pierestrojka tylko zwyczajnie "wypuszczenie powierza z nadmuchanego balona" i próba nowego rozdania w postsowieckiej władzy. Zakładanie na tym tle że coś z tego będzie dobrego dla nas czy dla świata to oczywiste wishful thinking, godne krajowych i zagranicznych sierot po bolszewizmie i pożytecznych idiotów.
    Dla komunistów wszelkiej maści strategia "na świat" zawsze była niezmienna niezależnie od tego kto stał na ich czele. Opanować a potem zniszczyć wszelki opór. Tak samo jest dzisiaj u ich kontynuatorów (jakkolwiek by nazwać obecny model który jest naturalną kontynuacją - kolejnym wcieleniem).
    Walka toczy się więc o rzeczywistą wolność której jest z każdym dniem coraz mniej. Zastanawianie się nad tym czy hodowca będzie z Moskwy czy z Pekinu czy z Brukseli nie ma większego znaczenia bo nie zmienia faktu niewoli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisze Pan/i prawdę, ale mam takie zastrzeżenia:

      1. Żadnej walki o żadną wolność, póki co, nie ma. Jedyną nadzieją jest otrząśnięcie się Ameryki z liberalizmu (którego Obama, Clintonowie, Brzezińskie et consortes są nieodrodnymi dziećmi)...

      2. Wszystkie w/w kooperują w strategicznych kwestiach. Przy czym Unia Europejska nie ma żadnego, słownie żadnego znaczenia geopolitycznego czy też imperialnego, mimo takich deklaracji jej władców. Ale to nie jest żadne pocieszenie, bo opcją równoległą jest oś Moskwa-Berlin i to Niemcy są głównym rozgrywającym w Europie, niejako z poruczenia sowietów.

      Usuń
    2. Nadzieja na otrząśniecie się USA z liberalizmu są niewielkie o czym świadczy przykład sukcesów wyborczych Romneya w Partii Republikańskiej. W przeciwnym przypadku ruch "postępowy" wygra tak jak w Europie. Chyba że nastąpi jakiś wstrząs.
      Co do UE (nie mylić z EWG na której gruzach powstała) to jest ona konsekwencją zjednoczenia Niemiec i czasowej likwidacji jawnej strefy wpływów sowieckich w Europie Środkowo-Wschodniej przy neutralizacji innych dużych krajów europejskich. To było niewątpliwie jednym z zakładanych celów tzw. pierestrojki. W tym sensie uważam że, jest to oczywista oś Moskwa-Berlin (i tylko ona ma znaczenie geopolityczne w tej części świata) więc o żadnej opcji równoległej nie ma mowy.
      Pozdrowienia

      Usuń
    3. Oto to, to! Słusznie prawi kolega Unknown. Nic równoległego do ww "osi" nie istnieje, owszem na użytek nierozgarniętej publiki pierdyknięto patiomkinowską wiochę z herbem, hymnem, nawet dwiema stolicami itp gadżetami - ale to byt "wirtualny: jest.

      Usuń
    4. @ Unknown - Nie jestem szczególnie biegły w wewnętrznej polityce amerykańskiej, ale m.in. od znajomego-blogera-amerykanisty wiem, że Romney to baaardzo lewicowe skrzydło Republikanów. I nie tylko - sam ma powiązania np. z działającą na niekorzyść USA plutokracją. Wybór pomiędzy nim a Obamą to wybór pomiędzy dżumą a cholerą.

      Usuń
    5. @Unknown - c.d.

      Ron Paul (którego szanse na nominacje są już chyba ujemne), którym strasznie jara się duża część polskiej prawicy, jest izolacjonistą. A co oznacza izolacjonizm amerykański w świecie, gdzie prócz USA rozgrywającymi są globaliści zachodni, Moskwa i Pekin, chyba szerzej objaśniać nie trzeba...

      Usuń
    6. Też tak myślę i dlatego twierdzę że zaraza zagnieździła się nawet w sercu Ameryki (a za takie uważam nurt (neo)konserwatywno-republikański). Ron Paul jest reakcją na tą zarazę, jego opcja to ucieczka od problemów i wyzwań jakie się pojawiły w ostatnich latach przed USA. Podobna sprawa (brak działania ofensywnego) co u nas z wieloma środowiskami tzw. prawicy w obliczu śmiertelnego zagrożenia (pisał o tym już Józef Mackiewicz - chodzi mi o kwestię ślepoty ruchów narodowych czy konserwatywnych), stąd pewnie ich zachwyty. Na przykład chwali go sobie właśnie nasza rodzima "opcja narodowa" nb. najbardziej "twórcza" jest ona ostatnio właśnie za Atlantykiem.
      Co do Romneya to wystarczy się zastanowić: jaki może być republikański gubernator stanu uważanego za najbardziej "czerwony" w USA? Dobitny przykład to Schwarzenegger i jego nie tak dawny "konserwatyzm" w Kalifornii. A potem tylko posłuchać co, gdzie i kiedy mówi.
      Tak więc szanse dla wolności na świecie są naprawdę niewielkie.
      Wydaje mi się, że o ile Europę czeka (już praktycznie pewny) los Rzymu to Amerykę czeka los Bizancjum.
      Wyjaśniać dalej nie trzeba. Moskwa i Pekin to oczywiście ten sam cel z podziałem na role. Pekin bierze co się da w Azji i Afryce osłabiając Waszyngton a Moskwa tworzy Sojuz Europejski (plus "wyspy" jak Kuba, Wenezuela itp.).
      Gdy związek nasz "bratni"...

      Usuń
  16. Drogi Panie Triariusie,

    Nie, nie zgadzamy się, że "coś Rosji od zawsze wychodzi", bo ja nie rozumiem, co to ma znaczyć. Rosja nie istnieje od roku 1917, utopiona w morzu krwi przez międzynarodową szajkę opryszków. Nazywanie sowietów "Rosją" jest niewybaczalnym błędem, podstawowym błędem opisu, na tym samym dokładnie poziomie, co nazywanie prlu Polską.

    Ale nawet gdybyśmy mieli do czynienia dziś z carską Rosją, to nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego z hodowlą bydła. "Każdy hoduje swoje bydło"? Czy rzeczywiście? Ja nie.

    Niestety nie będę miał czasu odpowiedzieć bardziej szczegółowo aż do jutra, ale bardzo Pana proszę, niech mi Pan wyjawi, co ma Pan na myśli, mówiąc o tym bydle, bo ja szczerze nie pojmuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK, zgadzam się, że carska Rosja nie "pokryła się" (w sensie chronologicznym, z naturalnymi konsekwencjami tego faktu) z teorią (i praktyką) darwinizmu.

      Ale, w mojej opinii, ten darwinizm - czyli "wychowanie (oby to było tylko "wychowanie"!) nowego człowieka" - na obecnym etapie służy tam, na tych rosyjskich (mówiąc ogólnie) terenach nadal przede wszystkim odwiecznemu (mówiąc ogólnie) rosyjskiemu imperializmowi. Plus temu, co jest w Rosji, a co nie pozwoli im spocząć, dopóki nie opanują świata i nie zniszczą ostatniego śladu znienawidzonej (choć przecież częściowo przyswojonej) cywilizacji Zachodu.

      Sprawa nie jest w końcu bardzo prosta, a raczej przeciwnie, i to nie jest tak, żeby owo wychowywanie sobie hodowlanych bydląt (za pomocą "doboru naturalnego", propagandy, edukacji, atomizowania, grzebania w genach, i czego tam jeszcze) było JEDYNYM celem.

      Na razie oczywiście naprawdę mamy walkę buldogów NAD dywanem i ona będzie trwała tak długo, aż świata nie opanuje jedno centrum władzy. Jeśli oczywiście po drodze entropia - bo przecież nie my! - nie zwycięży i wszystko to nie padnie. Wraz z ludzkim gatunkiem, albo z całą praktycznie ludzką cywilizacją w najszerszym sensie.

      Co osobiście raczej bym jednak wolał od globalnego państwa ludzkich mrówek i zadowolonych niewolników z Borrellami i Cohn-Bentidami na czele, oddającymi się pedofilii z co atrakcyjniejszymi dziećmi owych niewolników.

      Wydaje mi się, że - jakby sobie tego nie kompinował np. sam Marks, i inne intelektualne, jakby nie było, wyżyny - to w praktyce mało kto dąży wprost i wyłącznie do tej "nowej Ludzkości" (i zostania Demiurgiem, plus Prometeuszem, który dobrze skończył), a każdy ma jakieś swoje wcześniejsze i bardziej konkretne, a także bardziej "własne", cele.

      Ameryka (żydostwo, masoneria, dzieci Oświecenia itd.) tworzy światową religię: "praw człowieka", "Holocaustu"... Od dawna wiedzą, jeszcze pewnie z czasów oświeceniowego deizmu, kiedy bez religii nikomu nie pasowało, że religia być po prostu MUSI. I albo im się uda z tego Oświecenia zrobić autentyczną religię, albo to jednak w sumie przegra.

      A ruscy, jak ja to widzę, jadą wciąż na tych samych kompleksach, na tych samych agresjach i tej samej (azjatyckiej?) chytrości. Nie dostrzegam istotnej JAKOŚCIOWEJ różnicy między tym, co robił carat, i tym, co robią sowiety, z neo-sowietami włącznie.

      Choć oczywiście "ilość przechodzi w jakość" i wtedy to było w sumie dość "dziecinne" i śmiechu warte... Oczywiście nie dla bezpośrednich sąsiadów i ofiar... A teraz to jest sprawa zupełnie globalna i Rosja, z "komunizmem" (którego jakoś żaden Mackiewicz, ani jego wielbiciel, nie raczył mi ZDEFINIOWAĆ), ma sporą, jak sądzę, szansę na ostateczny sukces. Sukces globalny, a nawet "kosmiczny".

      Widzi Pan... wszyscy, albo niemal, jesteśmy nasiąknięci oświeceniowym prymitywizmem i wciąż zapominamy, że problemem każdego z nas - być może w sumie istotniejszym, niż zdobycie chleba z szynką na jutro, a na pewno istotniejszym od wakacji na Majorce - jest SENS WŁASNEGO ŻYCIA.

      No i cóż może być w tej dziedzinie "lepszego", niż nie tylko "znalezienie sobie" fajnej religii, w którą daje się naprawdę wierzyć, ale po prostu zostanie DEMIURGIEM, stworzenie (bez cudzysłowu!) od nowa Ludzkości...

      Kiedy w dodatku narzędzia same się pchają w ręce, kiedy ofiary wprost proszą o więcej i więcej, i kiedy niemal jedynym problemem jest paru innych buldogów, sorry - Demiurgów in spe! - którzy też kandydują do TOTALNEJ WŁADZY nad światem...

      A jeśli nawet jakiś buldog przegra w tej walce, to przecież I TAK zrobił sporo w celu stworzenia tej Nowej Ludzkości, więc jakimś tam Demiurgiem i tak jest/będzie... A przecież indywidualna osobowość i tak na śmietnik, więc w sumie pełny sukces!

      To gra - z ich punktu widzenia, bo nie np. z mojego - w której po prostu NIE SPOSÓB PRZEGRAĆ. Czy to nie słodkie?

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Oczywiście, Pan swojego bydła nie hoduje. Ja też nie.

      Nie chodziło o jednostki - nawet nie wiem jak wybitne, tylko o realne polityczne, globalne siły w obecnym świecie.

      A więc na pewno US of A, Rosję, Chiny, Niemcy... A zapewne, w mojej ocenie, i Indie, mentalno-polityczną oświeceniową formację żydostwo-liberalizm-masoneria-ekumenizm-panekonomia...

      Pana nikt do tego nie mieszał i sorry, jeśli tak to się dawało zrozumieć. Ale ja naprawdę tak to widzę, że każdy ostro tworzy to bydło - no bo niby jak tego nie robić, skoro trzeba by się dzisiaj z całych sił powstrzymywać? - starając się, by to było JEGO własne bydło, by jemu podlegało.

      No bo na razie oczywiście WALKA O ŚWIAT toczy się nadal pomiędzy wielkimi graczami. Po prostu radziłbym na to spojrzeć jako na swoistą walkę buldogów nad dywanem, która może nam dać ostro w kość i w ogóle, ale jednak sprawą główną jest ta stała obróbka, której my, PROLE (także, jeśli nie najbardziej, właśnie prawicowe), jesteśmy poddawani.

      To oni w sumie robią niemal wspólnie, coś jak melodia rozpisana na głosy, choć zapewne to tylko tak samo z siebie wychodzi.

      I ta obróbka daje zadziwiające wprost wyniki. (Chyba że ktoś widzi jakie siły za tym stoją, i co stoi im naprzeciw - wtedy to aż tak "zadziwiające" nie jest.)

      W każdym razie zanosi się na to, że "przetrwanie tych dobrze przystosowanych", delikatnie popychane w tę lub w tamtą stronę, upora się z nami - w sensie naszych "dusz", naszej ludzkiej godności, naszej wolności i czego tam jeszcze - sporo wcześniej, zanim buldogi wyklarują jakąś swoją wewnętrzną hierarchię i podzielą się światem. Co mnie osobiście wydaje się dość istotne.

      Pzdrwm

      Usuń
  17. @ jaszczur

    Zdominowałem Ci dyskusję, tak? Mam się wynieść z tym do siebie?

    Szczerze! Nie obrażę się.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  18. Ależ skąd!

    Dyskusja jak najbardziej pożądana! Od teraz mam trochę czasu (zresztą piszę II część, która wyjdzie jutro albo w niedzielę, Inszallach) więc zaangażuję trochę więcej sił i środków.

    Co do "żydostwa" i Żydów - to chyba nie jest jakkolwiek jednorodna grupa. I szczerze wątpię, czy Żydzi, jako "naród żydowski" uczestniczą w walce o światowy tron. Bo czy Bronstein, Rotschildowie i Rockefellerowie, Kissingery et consortes to żydowscy nacjonaliści? I z innej strony - czy David Ben-Gurion, Gołda Meir, Ariel Szaron to globaliści? Że nie wspomnę o takim Francesco Hermenegildo Franco y Bahamonde, który oprócz tego, że był Hiszpanem, był także Żydem, co zresztą szło rozpoznać po nazwisku. I małą dygresją: wcale nie był - jak go malują prof. Bartyzel z dr hab. Wielomskim (a za nimi nasza z Bożej łaski prawica) - jakimś dzikim monarchistą i restauracjonistą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, z Żydami to rzeczywiście dość trudna sprawa. Może o parę rzędów bardziej skomplikowana, niż z po prostu krajami, czy siłami w rodzaju komunizmu.

      Ale - choć oczywiście nie sprowadzałbym tego do żadnych genów, ani nawet nie do religii, która przecież już tak wielkiej roli nie odgrywa - to jednak istnieje coś takiego jak "Merkurianie" i istnieją jego piewcy... (Jeden taki nawet to określenie wymyślił.)

      Żydzi NAPRAWDĘ z pewnych obiektywnych względów byli na samym froncie Oświecenia i zapoczątkowanych wtedy (jeśli nie przedtem) zmian! No a jak człek sobie poczyta Spenglera (żadnego tam antysemity czy rasisty!) i sobie pokompinuje w tym duchu, to jeszcze wiele ciekawych rzeczy na temat m.in. roli Żydów przychodzi mu do głowy.

      Np. rzuciłem swego rodzaju (na tym biednym Forum Młodych przy niepopach) myśl, że - jak państwo terytorialne i post-dynastyczne jest naturalną formą państwa dla naszej Faustycznej K/C, tak samo być może globalną Partię Komunistyczną, a przecież w założeniu taką jest, należałoby interpretować jako naturalną formę "państwa" dla tej ichniej, żydowskiej, czyli b. późnej i mocno shybrydyzowanej, cywilizacji "Magiańskiej", czyli w sumie żydowskiej, bo reszta to głównie al kaida i fellahy...

      Ilu jest w końcu dzisiaj Żydów na świecie? Parędziesiąt milionów? Góra, tak? No a banki, media, autorytety moralne i naukowe, "artyści"... Ja naprawdę nie jestem żaden żydożerca, a w młodości byłem łagodnym filosemitą, ale coraz mniej mi się to wydaje niewinne, nieistniejące i słodkie. Sorry!

      I jeśli jednak to tworzy jakiś tam specjalny prąd w ramach, w końcu, naszej Zachodniej cywilizacji... No bo samo to by już dawno przestało istnieć ze starości... I jeśli jakieś starotestamentowe kompleksy czy ambicje mają jakąkolwiek siłę... Wiesz jak to działa - tak jak z tymi "rasowo czystymi" dzielnicami. Wcale nie trzeba jakichś wielkich "uprzedzeń etnicznych", wystarczają drobne preferencje, lojalności, co tam jeszcze...

      Naprawdę nie chciałbym się koncentrować akurat na Żydach, bo to akurat pewnie najtrudniejsza część problemu, b. ryzykowny teren, a ja naprawdę nie mam żadnej takiej obsesji. Ta hydra ma sporo innych głów i można się zajmować nimi. Jednak całkiem tak bez znaczenia to także ta sprawa - mimo braku widocznej struktury, mimo różnych durnych, także "prawicowych", uproszczeń i bredni na ten temat, mimo zapewne braku jakiegoś jednolitego dowództwa...

      Mimo tego wszystkiego nie wydaje mi się, żeby to całkiem nie było GRACZEM, i to WIELKIM, w tej całej grze. Tej, o której ja tutaj.

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Panie Jaszczurze,

      Nie, żeby mi to robiło wielką różnicę, ale skąd się wziął pomysł, że generał Franco był żydowskiego pochodzenia? Z której części jego nazwiska ma to wynikać?

      Franco był wyłącznie obrońcą swojej własnej ojczyzny przed najgorszymi ekscesami bolszewizmu. Na nieszczęście Hiszpanii marsz przez instytucje trwał wszędzie poza jej granicami, więc jego reduta została w końcu zalana bolszewickim morzem.

      (Na marginesie, czy może Pan powrócić do zwykłego szeregu komentarzy? Dla ludzi w moim wieku, to jest zbyt skomplikowane, żeby pojąć kto, komu i kiedy odpowiedział.)

      Usuń
    3. Niech Pan wiekiem nie kokietuje, Panie Michale! Są tu starsi. Ale to tzw. "drzewko" mnie też rzeczywiście raczej kojarzy się z bałaganem - patrzę na ilość komentarzy, widzę że coś przybyło, ale znależć go w tym bardaku... A gdy komentarzy pojawi się pod setkę?? Toż to się stanie całkiem nieczytelne.

      Usuń
    4. @ Michał Bąkowski

      Że się wetnę...

      Nie tylko gen. Franco (o którym akurat ja chyba nie słyszałem, o jego pochodzeniu znaczy), ale na przykład Św. Ignacy Loyola i Św. Teresa Dávila pochodzili najprawdopodobniej z przechrztów.

      Samo w sobie interesujące, jak zawsze genealogie, ale co z tego by miało wynikać poza tym?

      Jack Dempsey także miał sporo żydowskiej krwi w żyłach (poza irlandzką i indiańską). I co? Uczyniło to z niego mięczaka?

      Usuń
  19. Panie Triariusie,

    Nadal nie rozumiem, co ma Pan na myśli, mówiąc o hodowli bydła.

    "Rosyjski imperializm"?? Wybaczy Pan, ale jeśli szajka opryszków podbiłaby Polskę i próbowała następnie podbić sąsiednie kraje, to czy nazwałby to Pan "polskim imperializmem"? Polska leżałaby przecież w gruzach. Podbita i rozbita. Gdzież tu miejsce na imperializm? Jest zupełnie możliwe, że nowi władcy chcieliby nazwać swój kraj "polską", że nie mieliby nic przeciwko oskarżeniom o "polski imperializm", ale śmialiby się z tego do rozpuku.

    O definicji komunizmu pisałem obszernie i muszę Pana odesłać do tych tekstów (bardzo mi przykro). Jeśli nie chce Pan do nich zaglądać, co byłoby zrozumiałe, to proszę się zwrócić do p. Jaszczura, który także pisał o tym wielokrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek - przepraszam, że ja z Panem tak obcesowo dotychczas rozmawiał i w sumie nie za przyjemnie! Pan jest miły i sensowny człowiek, a tutaj człek już całkiem najeżony z tego wszystkiego dookoła... Naprawdę sorry!

      Co do Rosji... Cóż, wydaje mi się, że Pan jednak trochę "sercem gryzie". To nie jest całkiem tak, że banda gangsterów opanowała i że w Rosjanach nie ma absolutnie nic, co by temu, i różnym innym ciekawym sprawom, sprzyjało. Jest rosyjska literatura... I ona sporo mówi o charakterze tego ludu.

      Nie twierdzę, że wyłącznie źle, albo że lud jest totalnie moralnie obrzydliwy - wręcz przeciwnie, Ruscy wydają się być, prywatnie, często uroczymi ludźmi.

      Ale niech ich Pan spyta o Polskę, o słowiańszczyznę, o naszą wolność, katolicyzm i zachodniość... Po paru wódkach. (Przy okazji polecam tę słodką scenkę z "Małej Apokalipsy", którą Pan z pewnością zna, a gdzie właśnie o takie coś chodzi.)

      Niech Pan pogrzebie w rosyjskiej duszy i wyciągnie (po paru wódkach) stamtąd nieco opinii i nieco ekspresji na temat Zachodu... I, jeśli to będą opinie pozytywne, entuzjastyczne nawet, to proszę się zastanowić, jak cienką warstewką to się w istocie tam rozkłada, i jak wykorzeniony jest ten ktoś. (Pomijając już ew. pochodzenie etniczne, które może być różne, ale często jednak bywa akurat...)

      Pan, jak mi się zdaje, "sercem gryzie" i z przekonaniem uważa, że tak właśnie trzeba i że NA TYM WŁAŚNIE POLEGA TA NASZA WALKA. Ja widzę to niemal dokładnie odwrotnie. (Choć dla mnie nie ma polityki bez etyki, tylko że "etyka" to nie jest to samo, co "moralność", jak to rozumieją miłe staruszki, ministranci i czytelnicy Herberta.)

      Za definicję komunizmu będę niepomiernie wdzięczny - serio! Mackiewicz, którego znam tak sobie, ale coś tam jednak się czytało, pisze o nim masę sensownych i interesujących rzeczy, ale jednak zawsze mi brakowało jednoznacznego określenia CO TO WŁAŚCIWIE MIAŁOBY BYĆ.

      c.d.n. (bo zbyt długie dla Gugla)

      Usuń
    2. c.d.

      Bo bez tego wszelkie te nasze (jego raczej!) dyskusje, jak to Rosja (carska) nie ma nic wspólnego z CCCP, czy może ma, i wiele innych tego typu razgaworów, wydają mi się dziwnie i przykro jałowe.

      Prywatnie (choć nie w tajemnicy bynajmniej) nadal uważam, i nadal głoszę, że "komunizm" to coś pomiędzy HODOWANIEM NOWEGO CZŁOWIEKA, NOWEJ LUDZKOŚCI - W SENSIE ABSOLUTNIE DOSŁOWNYM, "NAUKOWYM" I BIOLOGICZNYM i potwornie wyrafinowaną, potwornie wyewoluowaną i POTWORNIE NIEBEZPIECZNĄ (bo "wiralną") formą (WIELKO) ROSYJSKIEGO imperializmu. (Którego naturalnym celem i ofiarą jest umierający z przeżarcia, nudy i starości Zachód.)

      Definicje, jak Pan z pewnością świetnie wie, to sprawa poniekąd arbitralna, a nie obiektywnie dana, więc dlatego mamy tutaj "pomiędzy". Gdzieś można, i pewnie trzeba, sobie na tej osi ów punkt, do którego określenie "komunizm" się odnosi, ustawić.

      Jednak jestem dziwnie przekonany, iż mnie akurat definicja Mackiewicza - ani nikogo innego myślącego, jak on, w sumie w kategoriach "moralnych" i "idealistycznych" (i ja to mówię? spenglerysta?!), całkiem bez "wulgarnej" biologii, wulgarnej ewolucji... nie przekona.

      Po prostu wciąż ślizgamy się po samej powierzchni zjawiska, moralizujemy, gubimy się we fioriturach i ozdobnikach... Kiedy sama rzecz jest zarówno o wiele prostsza, jak i o wiele bardziej skomplikowana. No i oczywiście o wiele chyba trudniejsza do mentalnego zaakceptowania, bo to chyba po prostu summa i apogeum ludzkiego tragizmu do kwadratu.

      Co do definicji komunizmu u Jaszczura, to zawiadamiam, że mam dysleksję i może mi być trudno, jeśli to coś prawniczego, moralnego, geopolitycznego, czy coś w tym stylu. Cóż jednak jest nie tak z moją definicją? A właściwie jej szkicową wersją? (Odcinkiem osi, zamiast punktu.)

      Mnie się ona wydaje o wiele lepsza i o wiele płodniejsza od wszystkiego, o co w moim długim życiu choćby otarłem. Choć na razie to "odcinek", a nie "punkt", to możemy się choćby w tej chwili umówić i zrobić z tego "punkt", prawda?

      Gdyby inne definicje miały jakiś sens i wdzięk - czyż prawica wpadałaby tak bez przerwy w rewelacje typu "wolny rynek vs. socjalizm"? Albo "monarchia z Bożej łaski vs. herezja suwerenności ludu"? (O których już wspominałem, ale b. mi się nadal to podoba i chyba słusznie, bo głębokie.)

      Widząc w tym rzekomą ISTOTĘ tego, co się dzieje i tego Z CZYM MY WŁAŚCIWIE PRÓBUJEMY WALCZYĆ? Wątpię!

      Pzdrwm

      Usuń
  20. Panie Triariusie,
    Genealogie są z pewnością ciekawe, ale to nie to samo, co grzebanie ludziom w genach. Jest bardzo prawdopodobne, że wielki inkwizytor Torquemada był pochodzenia żydowskiego, co jest zdumiewającą ciekawostką, ale nic więcej. Jego pochodzenie niczego nie tłumaczy, niczego nie rozjaśnia, ponieważ nie jesteśmy zdeterminowani w naszych wyborach, ale wolni.
    Kiedy mówi się o charakterze ludu rosyjskiego albo o „duszy rosyjskiej", to można mieć na myśli pewien skrót myślowy, generalizację, która ułatwia komunikację, ale kiedy nadaje się tym zjawiskom rangę „bytu", to przestaje być zabawne. Narody duszy nie mają. Kropka. Charakter tłumu nie determinuje pojedycznych osób w tym tłumie. Anglicy mają być rzekomo flegmatyczni, ale czy widział Pan angielskich kibiców piłkarskich? Ci sami ludzie idą wszakże na mecz rugby i do głowy im nie przyjdzie zachowywać się tak jak oglądając piłkę nożną. Jaki jest więc „angielski charakter" wyłaniający się z tych sytuacji? Anglicy uważają, że alkohol jest wszystkiemu winien, ale najwięcej alkoholu wypijają w Anglii kibice krykieta i tenisa i nie ma tam żadnych awantur. Więc gdzie ten „charakter narodowy”? Nie, ludzie zachowują się, myślą, wypowiadają, pod wpływem całej miriady różnorodnych wektorów, które pchają ich w przeciwnych kierunkach. Jeżeli życzy Pan sobie, jakoś je wypośrodkować i powiedzieć, że charakter ludzi zamieszkujących stepy będzie inny niż charakter górali, to ja się chętnie zgodzę, ale z poprawką, że żaden z tych górali nie jest zdeterminowany swym otoczeniem i tym przeważającym charakterem.
    Wracając do „Rosji”, to nawet przyjmując roboczo, że istniała jakaś „dusza rosyjska” za carów, to „dusza sowiecka” – co oczywiście jest nonsensem, bo homosos nie ma duszy – jest jej przeciwieństwem. Proces sowietyzacji na tym właśnie polega, że wykuwa nowego człowieka, który nie pyta, nie docieka, nie szuka Boga ani nie grzebie w duszy, ale przyjmuje, co m podano.
    O trudnościach z definicją komunizmu, które nb. nieodłącznie wiążą się z tzw. kwestią rosyjską, pisałem wielokrotnie na stronie Wydawnictwa podziemnego. Nie ośmielałbym się polecać swoich własnych tekstów, ale skoro Pan jest tak dobry, żeby zapytać, to skieruję Pan do tylko trzech z nich:
    Rosja czy sowiety
    http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/12/rosja-czy-sowiety/
    Smutno mi, Boże!
    http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/21/smutno-mi-boze/
    Co to jest komunizm? – czyli ciag dalszy przybijania kisielu do ściany
    http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/26/201/
    Na ten sam temat pisał także nasz gospodarz. Pokrótce: problem w tym, że każda próba definicji służy tylko bolszewikom jako kolejna warstwa dezinformacyjnej papki, a więc ich wrogowie z najlepszymi initencjami przyczyniają się tylko do zwiększenia konfuzji, próbując przybić ten kisiel do ściany. Nie mam na myśli ludzi pokroju Korwina czy prezesa W, bo oni nie są na poziomie, nie potrafią objąć konsekwencji swoich własnych założeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Co do genów, to ja się zgadzam. Całkowicie nawet. Co do "narodowego charakteru" w zasadzie też. Co jednak nie oznacza, że i CYWILIZACJE nie mają swego charakteru!

      (Choć Rosja to dla Spenglera JESZCZE nie wysoka Kultura, a coś co ew. by mogło się nią stać, niedługo... Nie mówiąc o Cywilizacji, w specyficznym szpęglerystycznym sensie. No a Pan Tygrys określa to coś jako "Barbarzyńców A". Ale to tylko na marginesie, co do terminologii.)

      W każdym razie takie twory - a już szczególnie coś tak głęboko "zarażone" cywilizacją (w sensie ogólnie przyjętym) Zachodu - z pewnością MA swój "charakter", swoje widzenie świata, swoje narowy, swoje ambicje, cele i fobie.

      Argument, że "komuch nie ma duszy" jest, jak sam Pan wie, raczej słowną sztuczką. Komunizm zresztą, a na pewno ten w kacapskiej wersji, ma w sobie sporo z religii. (Jak i zresztą Nauka, Postęp, Prawa Człowieka, Demokracja "u nas", a co dopiero wszystko to razem!)

      Łatwiej by mi to chyba było wytłumaczyć na Żydach i Ameryce, choć naprawdę nie chciałbym wyjść na gościa z taką obsesją. Ale widzi Pan... Jednak łatwiej, więc od tego zacznę.

      Względnie psychicznie zwarta (choć absolutnie luźna organizacyjnie) ideowo grupa ludzi, w miarę solidarna, względnie wsobna matrymonialnie, mająca pęd i jakieś talenta to zajęcia wpływowych i dowódczych pozycji... No a przecież ilu jest tych Żydów na świecie, a ilu Michników, Madoffów (czy jak mu tam), Bernanków, Barbr Streisand, Greenspanów, Al Gorów, Margareth Allbright, Cohn-Benditów, Polańskich! Et tutti quanti, a imię ich jest MILION. Prawda?

      No i jeśli taka grupa, jakoś tam spójna, powiedzmy ma pewne "preferencje", żeby to tak określić, co do jakichś aspektów naszej (albo i nie) cywilizacji... W której uczestniczy na uprzywilejowanych niejako warunkach... Np. nie znosi, powiedzmy, państwa narodowego - tego powstałego w wyniku dawnych dynastycznych układów i terytorialnego jak cholera...

      Bo woli... Co tam woli, można by długo i dlaczego, ale na razie może nam wystarczyć, że woli jakąś "dobrowolną" organizację, nieterytorialną, ideową...

      Jak... Partia komunistyczna, na przykład. ;-)

      Albo jak ponadnarodowa korporacja. Albo jak ponadnarodowa organizacja -jakiś ONZ czy Europejska Unia. A w każdym razie albańskie Kosowo, Wolny Śląsk... A nie Serbia czy Polska.

      No a jak ma jakiś w miarę wspólny interes, no to także podciąga go pod te rzekomo ociekające humanitaryzmem i wszystkim co piękne i wzniosłe zasady. Np. w interesie swego - kontrowersyjnego nawet, a nawet właśnie dla wielu "własnych", TERYTORIALNEGO I CAŁKIEM W ZACHODNIM NIBY STYLU PAŃSTWA.

      W końcu czemu nie? Skoro dają? Prawda?

      To akurat nie było o Rosjanach, tylko o tych drugich, a w dodatku tylko liźnięte całkiem po wierzchu. Ale przypuszczenie, że Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika... I że satysfakcji oczekują nie w jakichś tam liberalnych rozkoszach przyszłego raju, co ja akurat łatwo rozumiem, tylko w tym, że w końcu to jednak "MY" zwyciężymy, "MY" upokorzymy, i "MY" napiszemy sobie historię na wieki wieków, w której to "MY" będziemy nadludźmi...

      Bo przecież obiektywna prawda to zachodnie kłamstwo, a Zachód to zgraja bezdusznych i bezbożnych pedałów. (Co akurat nie jest dziś bardzo dalekie od prawdy.)

      I niech takie coś sobie rezydualnie w psychice egzystuje... To jaką Pan będzie miał wypadkową? Jaki tropizm? Jakie skutki?

      A do tego jest takie coś, jak stałe, lub prawie, metody i sposoby rekrutowania elit, tych elit cele i metody...

      Nie da się ukryć - ROSJA MA SWÓJ SPECJALNY CHARAKTER i, niezależnie od "wiary" w istnienie duszy wśród większej czy mniejszej ilości aktualnie żyjących Rosjan, ma też swoje cele, styl działania (Smoleńsk), ukochanych wrogów i ukochane ofiary...

      Wiem, że to było tylko malutko i pewnie nikogo nie zdążyło przekonać, ale ja to właśnie jakoś tak widzę.

      Pzdrwm

      Usuń
  21. Nie. Argument, że homosos nie ma duszy, nie jest wcale sztuczką słowną, a raczej próbą zwrócenia uwagi, że proces sowietyzacji polega na wyplenieniu z człowieka tego wszystkiego, co za duszę może uchodzić. Najpierw przez bestializację, a potem mechanizację; poprzez rozpętanie zwierzęcych instynktów, do spętania maszyny. Nie na darmo mówi się o "bezdusznej maszynie". Komunizm nie ma w sobie nic z religii, oprócz tego, że jest religii karykaturą.

    Nie mam pojęcia o jakiej spójności Pan mówi. Jaka jest spójnia między Romanem Polańskim i Bernie Madoffem?? Co ma wspólnego Adam Michnik np. z Bobem Dylanem?? Niechęć do narodowego państwa?? Nie trzeba do tego być Żydem (skąd ta dziwna nieśmiałość? skąd nagle "ci drudzy"?). Polska była tak długo potężna, jak była wielonardowa. Ale co ważniejsze dla mnie, była wówczas atrakcyjna; jej państwowa zawartość była piękna. Kiedy powoli, przez wieki (z bardzo różnych i często racjonalnych pozornie przyczyn) zacieśniła się do pojęcia polskości, kiedy ateistyczny cham, Dmowski, wyłożył bluźnierczą formułkę "Polak-katolik", stała się czymś wrogim i przeciwstawnym pojęciu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

    No, więc ja nie wiem, o czym Pan mówi, bo ja kocham tamtą Polskę, w której było miejsce dla Żydów i Rusinów, dla Polaków i Niemców, dla Szkotów i Francuzów, dla Litwinów i Prusaków; kocham Polskę, która przyciągała uciekinierów skądinąd, a nie tworzyła krocie emigrantów.

    Ponadnarodowe organizacje nie służą Żydom - co w ogóle jest absurdalne - ale bolszewikom. Z tą różnicą, że ich interesuje nie tyle ponadNARODOWY ich charakter co ponadPAŃSTWOWY.

    Przypuszczenie, że "Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika", jest, wybaczy Pan, na tym samym poziomie, co twierdzenie, że Polacy są durni, bo większość z nich to sprzątaczki.

    Ale najgorsze w tym, co Pan powiedział powyżej, są słowa o "metodach i sposobach rekrutowania elit, tych elit celach i metodach"... No, wie Pan, takie rzeczy robili Hitler i Stalin. Elity "rekrutuje się" wyłącznie w totalitarnym systemie, bo do elity zaliczać się może wyłącznie ten, kto podpisuje się pod podaną prawdą. W wolnych społeczeństwach elity wyłaniają się samoistnie. Nie mają metod ani celów - po prostu są. I rzadko kiedy nazywają siebie same elitami, bo to jakoś nie wypada...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za kochanie Szkotów - jako MacLeod w 1/32 (and proud as hell) naprawdę doceniam. Ale tamta Polska to był kraj, który w haniebny sposób stracił wolność, o wielkości już nie wspominając, za co my tutaj - hańbą i cierpieniem od stuleci płacimy.

      Wiem że to mało słodkie, ale tak właśnie to widzę, przykro mi.

      Co do reszty, to raczej się nie zgadzam. Co nie zmienia faktu, że cenię, nawet bardzo, Dylana, cenię też bardzo Knoppflera... I sporo innych. Co jednak (znowu!) nie zmienia pewnych faktów, na przykład tego, że NAWET ONI jakoś nigdy nie bywają prawicowi, w sensie, jaki ja nadaję temu słowu (ze sporym marginesem, ale na pewno nie np. Korwin).

      A przecież nie mówimy o nich, prawda? Ani o muzyce.

      Związki między Madoffem i np. Ms Allbright jednak jakieś są, koro ich jest niewiele milionów, chyba mniej niż np. Irlandczyków, a jednak...

      Jednak JA NAPRAWDĘ NIE O TYM! NIE O NICH!

      Po prostu widzę (proszę bez urazy, ale cóż, amicus Plato itd.), że Pan taki oświeceniowy człowiek. Wszystko proste, racjonalne, zasada przyjemności, własny interes... A jak to nie działa, no bo i nie działa, chyba że człek głuchy, ślepy i durny... To się doda - a to "imperatyw moralny", a to "miłość bliźniego swego", a to "świecką świętość Jacka Kuronia", a to "prostą przyzwoitość", a to "elementarną wiarę w ludzi"...

      A to tak nie działa - po prostu, przykro mi!

      To jest dokładnie to, co my z kumplami, np. z Arturem M. Nicponiem, nazywamy "gadaniem Michnikiem". W sumie gadać całkiem to samo, tylko tu i ówdzie odwrócić wektory.

      Przykro mi, ale np. pogląd, że z zarośli wyskoczyło nagle paru bandziorów i sterroryzowali spory kawał świata na niemal sto lat, a potem na jego grzbietach jeszcze parę razy większy, wydaje mi się tak naiwny, że aż rozczulający!

      Naprawdę nie chcę być niemiły i pozdrawiam Pana jak najgoręcej! Po prostu chyba się nie dogadamy, bo ja dla Pana zawsze będę "irracjonalistą" (zapewne "z nożem w zębach"), a Pan dla mnie chyba, niestety, zawsze będzie "naiwnym dziecięciem Oświecenia, ew. podlanego bezkrwistym deizmem udającym katolicyzm".

      Chyba, żeby się coś zmieniło w czyichś poglądach, albo może otwartości na przeciwne i mocno obce. Ale to chyba mnie nie spotka, bo ja człek wiekowy i pół wieku mi dochodzenie zajęło do tych, co je właśnie mam.

      Pozdrawiam czule

      Usuń
  22. Mówi Pan, że jakiś związek między nimi jest, ale jaki?? Tego Pan nie mówi. Co do lewackości Dylana czy Cohena, to są tak samo lewaccy jak cała współczesna nam pop-kultura, czy Lennon tez był Żydem?

    Ja ani oświeceniowy człek (tfu!), ani święcę świecką świętość Kurwonia (tfu!), więc niech Pan nie gada głupstw, tylko mówi wprost, bo ja przestaję cokolwiek rozumieć.

    Rozumiem, że rozczula Pana wizja bandziorów wyskakujących zza krzaka, ale mnie nie rozczula. Mnie to wkurwia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też wkurwia, tylko że to nie o to tu chodzi, bo świat po prostu nie tak działa i tyle.

      Nie ma tak, że gromadka bandziorów - nie dysponujących w końcu żadnym sprzętem o dwa choćby wieki wyprzedzającym to, czym dysponuje otoczenie - może po prostu wyłącznie bandyckim terrorem opanować szóstą (chyba) część globu. A potem, na jej grzbiecie, jeszcze sporo. Tak życie po prostu nie wygląda!

      Nie ta skala po prostu, pomijając już, że "wolny rynek" (w najszerszym nawet oświeceniowym rozumieniu) nic praktycznie w historii nie wyjaśnia. I nigdy nie wyjaśni. A Pan - nie sam jeden oczywiście, bo to jest cały prąd intelektualny, w pewnym sensie nawet "dominujący" - wyraźnie zdaje się myśleć, że to jest właśnie wyjaśnienie wszystkiego.

      Nie spiskowe teorie; nie mentalność różnych tam ludów; nie propagowanie się pewnych nastawień poprzez rodzinę, środowisko... Geny mogą nie mieć znaczenia, albo niemal, ale jednak wciąż np. Żydzi rodzą się i wychowują w rodzinach żydowskich, tak samo jak powiedzmy Ukraińcy w ukraińskich, a nie portugalskich. I to ma pewne znaczenie, jeśli się uwzględni mechanizmy statystyczne i "systemowe".

      Ale ci Żydzi w sumie byli nam tu całkiem niepotrzebni, bo najważniejszą - dla mnie oczywiście - kwestią było to "hodowanie nowych ludzi, czyli udomowionych bydląt", a jedna głowa tej hydry mniej, czy jedna więcej, to sprawa stosunkowo drugorzędna. Choć tutaj, dla mnie, jest jednak niezły kompleks: dzieci Oświecenia, US of A, masoneria, liberalizm, prawa człowieka...

      No i to właśnie. Ale to nie jest najważniejsze, choć piekielnie interesujące, ponieważ jakby bardziej "wirtualne" i bardziej polegające na informacji, niż np. Rosja czy inne Niemcy.

      Tak przy okazji, to oczywiście nie "paradygmat moralny", ino "IMPERATYW"! Głupio się pomyliłem z tym Kantem. (Coś mnie ostatnio paradygmaty prześladują.)

      A w ogóle, to miałbym do Pana prośbę, czy może pytanie...

      Chciałbym mianowicie wykorzystać tę dyskusję (jeśli można to tak nazwać) na swoim blogu, bo rzekłem tu kilka rzeczy, których dotąd nie rzekłem, co najmniej to o hodowli uważam za PO PROSTU NAJWAŻNIEJSZĄ KWESTIĘ dla różnych takich młodych (?), zajadłych, prawicowych intelektualistów, z jakimi ja staram się pracować...

      A jestem upiornie leniwy i nie znoszę się powtarzać - to znaczy pisać czegoś dwa razy, albo choćby pisać czegoś, co już dokładnie przemyślałem. Zbyt nudne i nużące.

      Naprawdę nie chodzi o żadne tam "triumfowanie" nad kimkolwiek, a po prostu o te (moje, nie ukrywam) myśli. O hodowli, ale, choć Panu tak się nie podobają, także i o tych co ich nie ma, ale są, i nic nie znaczą, choć... Sam Pan wie. To też było, moim skromnym, interesujące.

      Zresztą to o Rosji, komuniźmie i bandytach wyskakujących z krzaków też. (A co w sumie nie było?)

      Nie znam się na prawie i dyplomacji, nie wiem, czy mam moralny obowiązek Pana pytać, skoro to i tak "publiczne", ale pytam i jeśli Pan postawi veto, to Pańskich wypowiedzi, co najmniej, nie będzie w moim blogowym wpisie. Zapewne nie będzie nic (Konowicz się kłania!), albo napiszę coś od nowa, z bólem, ale sam.

      Co do bezsensowności naszej ew. dalszej dyskusji - to proszę bez urazy! - mnie się ona całkiem podoba, po prostu wydaje mi się, że nasze wyjściowe pozycje, aksjomaty, widzenie świata, są tak różne, że trudno by nam było dojść do jakichś obustronnie akceptowalnych wniosków o jakiejkolwiek wadze. Ale, jeśli Pan ma ochotę, to czemu nie? Można próbować.

      Pozdrawiam wylewnie i polecam się na przyszłość

      Usuń
    2. Nigdy nie twierdziłem, że Pan święci świecką świętość! I serdecznie przepraszam, jeśli to się tak dało zrozumieć!

      Chodziło mi po prostu o to, że mamy prosty, logiczny, elegancki nawet system - taki układ słoneczny Newtona przeniesiony na ludzkie sprawy... No bo czym była w końcu oświeceniowa liberalna myśl, jeśli nie w dużej mierze tym właśnie?

      Ludzie osobni, racjonalni; prawda dostępna, jeśli się człek wysili; wolny rynek; zasada przyjemności (wiem, że sama nazwa jest późniejsza!); trójpodział władzy; państwo minimalne; społeczeństwo obywatelskie; równość wolność braterstwo (a dla "prawicy" to nie, ale jak poskrobać... ;-)

      No i potem jednak się widzi, że to za cholerę tak nie działa... Że miliony ludzi daje się, czasem nawet z zapałem, zabijać za różne irracjonalne głupoty - ojczyzny, wiary, przesądy, honor (cóż to jest?!)... A za "wolny rynek" jakoś nikt... Wot zagwozdka!

      No to się dodaje: święta świeckość; schizofrenia bezobjawowa (byłbym zapomniał!); nerwica (ditto, a mistrzem w stosowaniu tego pojęcia jako obelgi Mises); imperatyw moralny; "ludzie są jednak z natury bezinteresowni" (mistrzowskie!)... I inne takie.

      Całkiem jak epicykle dodawane do systemu Ptolemeusza - też eleganckiego i z założenia prostego - w miarę, jak nie pasowało. Pan tego całkiem nie dostrzega?

      No i o go mi chodziło - że się ludzie trzymają tego "prostego i eleganckiego modelu", nie zauważając, bo nie chcą, że na każdym kroku muszą go, doraźnie, ad hoc, sztukować i łatać czymś, co akurat się da wpasować. A potem dalej go głoszą, bo PROSTY, LOGICZNY I NIEPODWAŻALNY! ;-)

      Pozdrawiam

      Usuń
  23. @ jaszczur

    Słuchaj - chętnie bym tę moję dyskusję z panem Bąkowskim i (krótko) z Tobą wkleił na swego bloga. No bo rzekłem tam parę rzeczy, które moje chłopcy powinni, moim skromnym, usłyszeć, a jestem leń i nie znoszę się powtarzać.

    Jeśli pan Bąkowski nie złoży veta, bo go o to pytałem.

    Oczywiście z linkiem i rekomendacją Twojego tekstu.

    Powiedz, czy się zgadzasz, OK? W razie czego przeżyję, więc się nie zmuszaj!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  24. Panowie!

    Mnie tu do tablicy wywołują, a tu taka zima, że internet mi zasypało!

    Triariusie - moja definicja komunizmu jest w dużej części (i uważam, że nie bez realnych podstaw) inspirowana tym, co wyżej podawał Pan Michał (ale też wcześniej to samo pisał np. Darski). I ani w niej jakiegokolwiek śladu "prawniczego" myślenia itp:). Komunizm to - w największym skrócie, jeśli są jakieś pytania to... - teoria i praktyka totalitarnej władzy, która zakłada właśnie wyhodowanie nowego typu człowieka. Ideologia, świecka religia (czy jak pisał wyżej P. Michał - karykatura religii) - służące gł. nadaniu temu całemu (tfu!) przedsięwzięciu sensu - to sprawy ściśle i logicznie z tym właśnie powiązane.

    Tutaj linek: http://jaszczur09.blogspot.com/2010/11/woko-teorii-komunizmu-ciag-dalszy.html , zresztą zgrabniej podsumował to Amalryk: Dopiero po dłuższym namyśle zauważyłem, że komuchy do wysadzenia w powietrze aktualnego systemu władzy zawsze bedą potrzebować jakiegoś "proletariatu"! Obojętny jest jego rodowód, poziom intelektualny, wykształcenie, skład narodowościowy czy rasowy! Lumpy, pariasi, bezrobotni, a jak tych zabraknie to: kurwy i złodzieje czy choćby aborterki i sodomici - wsio rawno! Podobnie jest z tymi socjalnymi pierdoletami, przecież aktualnych posiadaczy, (poza nielicznymi umysłowymi dewiantami, którzy zawsze sie trafią), nie przyciągną do siebie tym że chcą zrobić z nich nędzarzy! Więc jedziemy: Ziemia - chłopom! Fabryki - robotnikom! Burdele - kurwom! (Oj! Chyba się zagalopowałem - ale w sumie, w głównym nurcie.)Etc, etc... W zasadzie obiecaja wszystkim i wszystko, byle tylko ucapić władzę! Ale gdy już ucapimy... Nooo! To się bydełko dopiero dowie, które pół dnia dłuższe! Żywi władzy nie oddamy! Nigdy! I to jest prawdziwe hasło komunizmu, a nie jakiś bełkot dla debila; "Proletariusze wszystkich krajów itd.." - parodia!

    Oczywiście w każdym - współczesnym czy historycznym, społeczeństwie są jednostki, mężczyźni i kobiety, które są na tyle zemoralizowane, że zachowałyby się wobec swych bliźnich jak oszalałe bydlęta, gdyby tylko pozostawić im wolną rękę. Ale istnieje tylko jeden konsekwentny, metodyczny i dopracowany system, który świadomie i bez żadnych zastrzeżeń powierza władzę psychopatom i wszelkiej maści zdegenerowanym szumowinom, zwalniając ich od wszelkiej odpowiedzialności - tym systemem jest współczesny komunizm.


    I nie uważam, żeby analizy jednego z twórców przedwojennego polskiego wywiadu traciły przez swój "idealizm" - on po prostu pisał "Metody ekspansji komunizmu" z punktu widzenia rzymskiego katolika (trochę bardziej rzymskiego i trochę bardziej powszechnego nawet, niż dzisiejsi) i polskiego patrioty. Swoją drogą - czy z "irracjonalistycznego" punktu widzenia? Jak najbardziej!

    Komunizm a rosyjski imperializm. Komunizm (komunistyczne struktury władzy) musiał, po prostu musiał dostosować się do warunków lokalnych żeby przetrwać a dalej, żeby podbijać nowe terytoria i nowe ludy. Przegryzienie się komunizmu/bolszewizmu z przedrewolucyjnym imperializmem rosyjskim nie jest, gdyby się przyjrzeć bliżej, żadnym wyjątkiem. Bo również i cała (z bardzo małymi wyjątkami) polska powojenna prawica, polski powojenny patriotyzm wzięły się z peerelu. W taki czy inny sposób; czy to jako wytwór, czy to jako przetwór.

    Co do kopiowania i powielania powyższego - ja ze swojej strony się zgadzam, czekamy jedynie na to, co powie P. Michał.

    Pozdrawiam, c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
  25. Panie Michale,

    Nie musi Pan wyliczać mi zasług caudillo, którego uważam za najwybitniejszego polityka XX wieku. A który też niewiele mógł zdziałać ze względu nie tyle na postępy komuny, ale także indolencję, tchórzostwo i pedalstwo (bez przeproszenia, bo to opis) USA i Wielkiej Brytanii. Które z kolei wynikało (i wynika nadal, ale to już inny temat) z pewnych przypadłości kultury/cywilizacji zachodniej, o których napomknął tutaj Triarius.

    Właśnie nazwisko Franco (choć zaznaczam, że z hiszpańskiego rozumiem jedynie tyle, co jest wspólne dla wszystkich języków indoaryjskich) sugerowałoby jego pochodzenie od przechrztów. Ale czy to miałoby o czymkolwiek stanowić?

    OdpowiedzUsuń
  26. Chciałbym Pana dobrze zrozumieć. Czy nie na tym polega dyskusja? Wypowiedział Pan interesującą opinię, że "nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest". Tak się składa, że nie mam monopolu na prawdę i chętnie zostanę poinstruowany, bo jeśli ktoś wykaże mi, że się mylę, to odtąd przestanę się mylić, więc podziękuję z pocałowaniem ręki. Pragnąłem więc zrozumieć, jaką głębię pominąłem, na co powiedział Pan: hodowlę bydła. Kiedy drążyłem dalej, to napisał Pan o Żydach i masonach, a na moje zdziwienie odparł, że jestem naiwny. Ja akurat nie uważam naiwności za wadę, bo naiwnym można być na różne sposoby. Zarówno Pan nasz, Jezus Chrystus, jak i Sokrates, którego Pan nie lubi, byli zdecydowanie naiwni. Można być naiwnym z otwartymi oczami albo naiwnym ślepcem, zaślepionym swoją własną ideologią, do punktu w którym pragnienia zastępują rzeczywistość. Otóż jeżeli Pan naprawdę twierdzi (a jest możliwe, że czegoś nie pojąłem), że istnieje jakaś tajemna spójnia pomiędzy Żydami, dlatego tylko, że są Żydami, że Polański i Madoff to sitwa, że Juliusz Margolin i Adam Michnik to spisek - to ja twierdzę stanowczo, że Pan jest naiwny. Naiwny jak dziecko. Nie tygrys, ale kociak. Miau.

    Michnik jest komunistą i jego pochodzenie jest mi obojętne, oprócz tego drobiazgu, że jest polskim komunistą i przyczynia się do kontynuacji prlu. Juliusz Margolin był antykomunistą i jest mi obojętne jego pochodzenie, choć jest mi bliski, bo związany z tą samą ziemią, z której ja przyszedłem i którą kocham jako swoją ojczyznę. Pewnie nie słyszał Pan o Margolinie. Rzadko kto słyszał, ponieważ był antykomunistą. Nikt nie chciał wydać jego książki o kraju zeków, bo były w niej między innymi niewygodne porównania, gdzie żydowscy więźniowie gułagu słuchali o reżymie w obozie w Dachau w 1937 roku, jakby to była opowieść o hotelu. Niewygodne dla lewaków wszelkiego autoramentu, niewygodne dla syjonistycznego lobby, ale - o zgrozo! - niewygodne także dla Pana. Niechże się Pan przebudzi! Przetrze oczy i spojrzy na świat wokół. Ten świat nie pasuje do Pańskich aksjomatów, a nie jest Pan przecie heglistą! Nie powie Pan: "tym gorzej dla faktów..."

    Ja nie mam nic przeciwko, żeby publikował Pan dyskusję. Dyskusja jest krwioobiegiem życia intelektualnego. Coż nam innego zostaje, jak nie dyskusja? Mam tylko nadzieję, że nie publikuje Pan w salonie24 ani w blogmedia24, bo ja do burdeli nie chadzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie grzebałem nikomu w genach, ani nawet w spodniach. Żydzi nie byli w moim wywodzie najważniejsi, ale ów "konglomerat", dzięki któremu mamy "propagowanie demokracji", "wolny przepływ ludzi i kapitałów", "multi-kulti" (nieważne, że to akurat chyba z niemieckiego), RELIGIĘ HOLOCAUSTU... No i Wielkiego Szatana, wedle niektórych na pasku Małego - to po prostu cholernie interesująca sprawa!

      Bardziej, dla mnie, niż banalnie terytorialna (no, niemal) Rosja czy inne Sowiety. Może niepotrzebnie o tym rzekłem, ale to nie jest całkiem nie na temat - po prostu może było źle dydaktycznie.

      A teraz szybko, z głowy: ILU PAN ZNA IRLANDCZYKÓW? No to dziękuję, dla mnie wszystko jasne! (I oczywiście nie ma to wiele wspólnego z genami, czy ze składnikami macy.)

      I nie mówię o Żydach, których by ktoś (ja?) ROZSZYFROWAŁ I WYKRYŁ, ino o takich, którzy się za nikogo innego nie podają. (I niby dlaczego by mieli?)

      Swoją drogą - i cudnie, że Pan mi przypomniał - określenie "Szkoła Frankfurcka", mówi to coś Panu? Wywołuje jakieś emocje? Skojarzenia? Niepokoje?

      No a za zgodę na pokazanie tej rozmowy milionom (da Bóg!) oczywiście serdecznie dziękuję!

      Pzdrwm i polecam się łaskawej pamięci, albo inie tylko!

      Usuń
  27. Panie Jaszczurze,

    Przepraszam, powyższy tekst jest pod adresem p. Triariusa. Tylko nas dwóch tu było przez jakiś czas.

    Nie wyliczałem niczego dla Pana, Pan na pewno wie lepiej ode mnie. Raczej dla siebie: Franco był zbawcą swojej ojczyzny, niezależnie od pochodzenia, ale nigdzie nie słyszałem, żeby był pochodzenia żydowskiego. Polacy mają feblik na temat grzebania w genach. Kiedyś przeglądałem antysemickie blogi prlowskie i zdumiało mnie, że Żydami wydają im się wszyscy, którzy cokolwiek sobą reprezentują. Żydem miał być - wedle tych kretynów - Słowacki, Mickiewicz, Chopin. Jesli tak jest, to może syjoniści mają rację, może rzeczywiście Żydzi są "lepsi"? Jaka szkoda, że nie jestem Żydem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie chciałbym być Żydem. (Jeśli, oczywiście, mam prawo wybierać. Bo może to już też nielegalne.)

      Z tylko jednego powodu zresztą bym nie chciał - byłbym wtedy znacznie mniej inteligentny.

      Inteligencji nie ma sensu przeceniać, ale jednak ma swój wdzięk.

      Pzdrwm

      Usuń
  28. Panie Triariusie,

    Jeżeli oskarża Pan nacjonalizmy o podtrzymywanie bolszewizmu, to ja się całkowicie zgadzam. Syjonizm jest jednym z nacjonalizmów i to równie nieprzyjemnym co nacjonalizm polski. Będąc Polakiem, czuję się zobowiązany zwalczać zło mnie samemu najbliższe, a więc polski nacjonalizm. W odróżnieniu atoli od endeków, mam prawo krytykować żydowski nacjonalizm, podczas gdy w ustach endeckich to brzmi kretyńsko, bo oskarżają innych o to, co robią sami.

    Irlandczyków znam bardzo wielu, przypuszczam, że o wiele więcej niż Pan - tylko co to ma do rzeczy? Irlandzki nacjonalizm jest jednym z najpodlejszych na tej ziemi.

    I dlaczegóż miałbym się niepokoić szkołą frankfurcką bardziej niż jakąkolwiek inną bolszewicką jaczejką?? Rozumiem z Pańskich aluzji - bo dlaczegoś nie chce Pan mówić wprost - że "propagowanie demokracji" to jest żydowski spisek, czy tak? A dlaczego nie szkocki? Cameron jest Szkotem. Dlaczego nie węgierski? Sarkozy jest Węgrem. Gdyby Pan mieszkał w Libii i był ofiarą zwycięskiej demokracji, oskarżałby Pan Żydów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cameron? A Blair niby nie był? Szkotem znaczy? ;-)

      Połowa brytyjskich premierów w historii, z tego co kojarzę, była Szkotami. Chyba w sumie i Churchill, choć może częściowo.

      Sarkozy jest Węgrem... Jasne, tylko zależy wedle jakiej definicji. Bo tam, wie Pan, w Budapeszcie to przed wojną było aż połowa Węgrów... Alem się uśmiał. Nawet dzisiaj w stolicy mają nastroje anty-Orban i pro-Unia. Ciekawe dlaczego?

      Tylko o czym my tutaj? Ja o hodowlanym Człowieku, a rozmowa zeszła na to, kto zna więcej Irlandczyków.

      (Zresztą jestem dziwnie spokojny, że jednak ja. A irlandzki nacjonalizm jest akurat piękny, choć nieco faktycznie masochistyczny, niemal jak "polska prawica".)

      I nikt tu nie mówił o "oskarżaniu Żydów", tylko dlaczego właściwie to nie Szkoci zrobili Szkołę Frankfurcką? Wot zagwozdka!

      W Libii mieszkałem pół roku.

      No i nie wiem co mają usta endeckie do mnie. Co z endeckim czołem na przykład? Albo nosem?

      Ale nacjonalizmów o podtrzymywanie bolszewizmu za cholerę nie oskarżam - skąd taki niemądry pomysł? Ja się w ogóle oskarżaniem mało zajmuję, szkoda że Pan nie zauważył. Natomiast, że "w Panu najniższe to akurat polski nacjonalizm" to mnie ostro zszokowało.

      Anioł z Pana, po prostu! Tylko pogratulować i... Dawać mi tu Św. Piotra!

      Pzdrwm

      Usuń
    2. @ Michał Bąkowski

      Lekko prowokacyjnie napomknę, ...na marginesie tylko, że David Cameron akurat jest takim samym Szkotem jak i Żydem. Ciekawy przypadek.

      Julek

      Usuń
    3. Cameron to stara, szkocka, arystokratyczna rodzina. Sarkozy to stara węgierska arystokratyczna rodzina. Twierdzenie, że zarówno Cameron, jak Sarkozy są Żydami, bo wśród ich przodków są ludzie żydowskiego pochodzenia, jest właśnie tym nieznośnym grzebaniem się w genach. Ważne jest za kogo się uważają - Cameron za Brytyjczyka, Sarkozy za Francuza - tak jak Wincenty Pol uważał się za Polaka, choć nie miał w sobie kropli polskiej krwi; jak Chopin uważał się za Polaka, a Apolinaire za Francuza, choć miał polską krew.

      To jest kwestia wyboru i tylko ten wybór, a nie geny, jest ważny.

      Usuń
    4. Tu nie chodzi tylko o geny, a o pochodzenie, przodkow itd. czyli tzw. ancestry. Dlaczego niby mówi Pan o szkockim pochodzeniu i o zydowskich genach, a nie np. o szkockich genach i zydowskim pochodzeniu? Badzmy konsekwentni.
      A tak na marginesie Szkotem jest ten kto urodzil sie na terenie Szkocji. Taka jest u nich tradycja. Tak, ze Cameron Szkotem nie jest i to w 100%. Taka jest u nich tradycja.
      Julek

      Usuń
    5. Jeżeli książę Lubomirski weźmie za żonę Francuzkę, to ich dzieci są nadal Lubomirskie i należą do prastarej polsko-ruskiej rodziny arystokratycznej. Koło kogo położyła się moja prababka jest jej prywatną sprawą i doszukiwanie się jakichkolwiek konsekwencji w tym wiekopomnym fakcie jest śmieszne.

      Ja akurat mówiłem powyżej o "żydowskim pochodzeniu", więc co to za brednie? Takiej tradycji, o jakiej Pan mówi nie ma. Anglik urodzony w Glasgow jest podejrzany - podejrzany dla szkockich nacjonalistów, którzy (jak i polscy nacjonaliści) nie grzeszą ani kulturą, ani logiką.

      Usuń
    6. Dlaczego mowiac o szkockim pochodzeniu Camerona nie grzebiemy w genach, a mowiac o zydowskim pochodzeniu - grzebiemy w genach? I to grzebiemy "nieznosnie"?

      Nie trzyma sie to kupy zupelnie (!!!)

      To tzw. "grzebanie w genach" to jest tylko zlepka jezykowa, a'la "gazetawyborza", ktora ma z oponenta uczynic wscibskiego chama. To prawdziwe grzebanie ma nawet sporo sensu i moja znajoma sie tym zajmuje zawodowo. Jest to jedna z dosc mocno rozwijajacych sie dyscyplin naukowych.

      I ja akurat tu sie nie zgadzam nawet z Jego Tygrysia Dzikoscia. Jak na razie to watpie, aby ktos tu z nas mial jakiekolwiek kompetencje do wypowiadania sie na ile geny maja wplyw na ksztalt czlowieka. Osobiscie watpie czy wiekszy niz np. pogoda, wychowanie czy czynniki kulturowe (zalezne przeciez takze w pewnym stopniu od pochodzenia). Na pewno maja wplyw na powstawanie pewnych schorzen.

      Julek

      Usuń
    7. Zadne tam brednie: pochodzenie ma wplyw na nasze dalsze zyciowe wybory i podejmowane decyzje. I Pan to pochodzenie porownal do grzebania w genach (co jest niegrzeczne, tzn. "grzebanie", zgadzam sie, jak i to Panskie porownanie), ale nie jest do konca bez sensu z punktu widzenia np. medycyny (ale to juz inna sprawa).

      Usuń
    8. Przykro mi, ale jest taka tradycja na wyspach, co nie znaczy, ze to zupelny beton. Ale taki naturalizowany Olisadebe nie mial by cienia szansy do reprezentowania Szkocji w futbolu po otrzymaniu paszportu.

      Wypraszam sobie Panskie chamstwo ujmowania ludziom kultury ze tego powodu. Znam wielu (naprawde wielu) szkockich nacjonalistow i zaden nie byl np. w stosunku do mnie niekulturalny. Czy to zle dbac o swoje interesy?

      Usuń
    9. Dodam tylko, ze malo mnie interesuje z kim sie kochala Panska babcia. Ale w momencie, kiedy babci syn czy corka obejmuje wazne stanowisko i od ktorego decyzji zalezy moje zycie, to to juz zmienia postac rzeczy.

      To troche jak z pieniedzmi na koncie bankowym. Gdybym zapytal sie Pana ile ma Pan na koncie, to owszem moglby mnie Pan od chamow wyzywac miesiacami, ale czy chamstwem sa np. oswiadczenia majatkowe politykow. A jezeli nie, to dlaczego?

      Usuń
    10. W mojej świętej szkole mieliśmy księdza kapelana, który był z tej dobrej Polski, której już nie ma. Kiedy mówiliśmy głupstwa, to mówił do nas bez ogródek tak:

      "Paszoł, idi w Bieszczady kozy paść, chamie polski."

      Tacy to niekulturalni bywali ludzie w dawnych czasach. Przypomniała mi się jeszcze inna nauka księdza kapelana, a to że anonimom się nie odpowiada, nie czyta się ich nawet, a tylko wrzuca do kosza. Jaka szkoda, że o tym nie pamiętałem.

      Żegnam

      Usuń
    11. A przepraszam bardzo. To wciąż ten sam Julek z pierwszego postu.

      Ja się na Pana absolutnie nie mam zamiaru gniewać i już nie będę zawracał głowy, wedle życzenia.

      Julek

      Usuń
  29. No to może jeszcze podsumuję naszą dyskusję... Złośliwie, ale niestety jestem wredny facet.

    "Definicja nie jest mi do niczego potrzebna, jak to działa mnie całkiem nie interesuje - bo moją najpotężniejszą, ba, jedyną bronią jest BEZGRANICZNE i BEZGRANICZNIE BEZSILNE moralne oburzenie!"

    Że westchnę (i proszę tu o nieco psychicznej odporności, bo to może być przykre): Prawica, psia mać!

    ;-)

    Z taką prawicą, nic dziwnego, że Polska kwitnie, a sąsiedzi kłaniają jej się w pas!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  30. Panie Michale,

    To, że w polskiej (pewnie Pan, nie bez podstaw powie, że peerelowskiej) blogosferze czy publicystyce można znaleźć trochę "list Żydów" itp. to fakt, ale nie powiedziałbym wcale, że ten feblik jest statystyczny. Tacy są krzykliwi i rzucają się w oczy, nic więcej.

    Niech to nie będzie usprawiedliwieniem, ale te antyhebrajskie (i "antyhebrajskie") wynurzenia mają szereg swoich przyczyn. M.in. to, że tzw. "mainstream" wyznacza pewną linię za którą są sprawy, o których albo "nie trzeba głośno mówić", albo nie trzeba mówić wcale. Przykładowo - profesora, który w swojej książce zamieścił krótki podrozdzialik referujący poglądy amerykańskich i australijskich tzw. "rewizjonistów Holocaustu" wyrzucono z pracy z uczelni. Choć - powtarzam - o tym był jedynie podrozdział, reszta była m.in. o neokomunie i politycznej poprawności. Zresztą to nie jest typowe dla peerelu, bo i nikt nie chce dyskutować np. z Davidem Irvingiem, na którego wydano europejski nakaz aresztowania. I o ile jest jak najbardziej zrozumiała polityka państwa izraelskiego wobec chasydów z "Neturei Karta", to dlaczego są oni represjonowani także w krajach europejskich? I to nie za ewentualne powiązania z Iranem czy arabskimi islamistami, a właśnie za "rewizjonizm historyczny" (jakby historia, czy jakakolwiek nauka w ogóle, nie była z definicji rewizjonistyczna).

    OdpowiedzUsuń
  31. Przepraszam, znowu pytanie było pod adresem pana Triariusa i jego cytatu o oburzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  32. Czy ja jestem jakiś niedorozwnięty? Czy ja jeden jedyny spośród czytelników niniejszej strony nie wiem, skąd pochodzą przytoczone przez pana Triariusa słowa:

    "Definicja nie jest mi do niczego potrzebna, jak to działa mnie całkiem nie interesuje - bo moją najpotężniejszą, ba, jedyną bronią jest BEZGRANICZNE i BEZGRANICZNIE BEZSILNE moralne oburzenie!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, powiem Panu i rozwieję ten niepokój.

      To jest takie Pana Alter Ego, o tych samych w sumie poglądach - jednak oczywiście całkowicie fikcyjne.

      Może być? (Jeśli nie, to serdecznie przepraszam i się kajam!)

      Zatem spokojnie, nic się aż tak strasznego jeszcze nie dzieje!

      Pzdrwm

      Usuń
  33. No, to jest z serii, jak mały Jasio wyobraża sobie wypowiedzi dorosłych. Ech, słuchać hadko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I któż tu miałby być dorosłym, kto zaś głupim... Sorry - małym, Jasiem?

      W każdym razie cieszy mnie Pańskie niezmiennie dobre samopoczucie, niezłomność poglądów, takaż wiara w człowieka...

      Proszę żadnej z tych wspaniałych cech, broń Boże, nie stracić!

      I pozdrawiam naprawdę wylewnie

      Usuń
  34. Dziękuję za wylewność, ale z samopoczuciem tak sobie, niezłomność bierze się z reumatyzmu, który nie pozwala mi co chwila padać na kolana i całować zastanej rzeczywistości w dupę (to cytat, prawdziwy), a wiary w człowieka nie posiadam, przykazano mi w zamian wierzyć w Boga - więc nie wiem doprawdy, jak rozumieć Pańskie życzenia?

    Serdeczności (bez podtekstów)

    OdpowiedzUsuń
  35. Off top(ale tylko nieco-na temat Sowietow i ich agentury).Jeszcze sam do konca nie przeczytalem ale juz widze ze dobry tekst.

    http://tiny.pl/hxxnw

    OdpowiedzUsuń
  36. Zreszta Moskowia to spadkobierca carskiej Rosji(a wiec posrednio Imperium Mongolskiego)co widac po ich sztuce wojennej.

    http://tiny.pl/hj6dr

    OdpowiedzUsuń
  37. Stwierdzenie że Rosja sowiecka/postsowiecka jest spdkobiercą carskiego imperializmu uważam za duży błąd. Z faktu że posługuje się nim jako narzędziem nie wynika że pochodzi od niego. Stosuje także inne narzędzia: przede wszyskim kłamstwo i nie toleruje żadnych przejawów niezależności. Także cel jest inny: nie podbicie i skolonizowanie prowincji lecz opanowanie całego świata i totalne zniewolenie.
    Co najważaniejsze: nie wynika to z myślenia kategoriami narodowymi czy państwowymi ale kategoriami ponadnarodwymi. U komunistów narodowość nie ma żadnego znaczenia choć chętnie się nią posługują aby zrealizować swój cel bo wiedzą jak bardzo jest to skuteczne.

    OdpowiedzUsuń
  38. "W rewolucji rzecz wcale nie idzie o Rosję – pluję na Rosję. Rosja jest tylko stadium w drodze do rewolucji światowej, do światowej władzy." W.I.Lenin


    To dość trafnie określił Spengler. Nowa rodząca się dopiero Kultura
    została kaprysem jednego idioty (Piotr I) wtłoczona w pseudomorfozę.
    Toteż zniszczenie dość powierzchownych związków z Zachodem poszło bolszewikom dość sprawnie. Ta część społeczeństwa, która stanowiła o istnieniu Rosji została wycięta w pień, bądź udała się na emigrację (ok 2mln). Na tym co zostało bolszewicy wyprodukowali nowego człowieka - sowieckiego człowieka. (Zresztą ten mechanizm udostępniono, niczym licencję, z równie oszałamiającą skutecznością okolicznym sowieckim satelitom; z peerelem, a jakże, też.)

    Te bajania o skutecznej czeskiej lustracji (czy jakielkolwiek innej)można śmiało między bajki włożyć. Agentura istotna z punktu widzenia bolszewickiego centrum nigdy nie była zostawiona "sama sobie", czy też była zależną od widzimisię jakiś lokalnych czekistowskich askarysów. A przegląd archiwów odbył się na długo przed "sławetnym" rokiem 1989.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz dobrze, że nie ma dla mnie większego intelektualnego autorytetu, niż przywołany przez Ciebie Spengler... (beze mnie pewnie byś nawet nie wiedział, że istniał ;-)

      Ale zważ, że ta @#$% pseudomorfoza istniała już w XIX w., a nawet przez większą część wieku XVII. Tak?

      No i mi się wydaje, że różnica między Stalinem czy Putinem i ówczesnym caratem to w sumie sprawa skali, możliwości, globalizmu... No i tego właśnie, o czym ja tu zacząłem - czyli ewolucyjnych teorii, w tym marksizmu.

      Ogromna różnica w "ilości", która, jak wiemy, "przechodzi w jakość", ale całkiem nic "jakościowo" nowego.

      Sowiety, Post-Sowiety - to wciąż ta sam paskudna i zaborcza Rosja!

      A że podstawą ich politycznego i historycznego myślenia jest "Nigdy nie odpuścić niczego, gdzie kiedykolwiek stanęła noga sołdata (albo agenta)", to już inna sprawa. Niezmienna od wieków zresztą.

      Lenin na Rosję "pluł", bo wierzył jeszcze, że ma sposoby i narzędzia, żeby błyskawicznie opanować świat. Cały! Więc co mu Rosja? Tak samo jak Trocki wierzył, że "ludzie wkrótce będą wyżsi, piękniejsi". Ale szybko real się upomniał o swoje prawa.

      Byli to zresztą wyjątkowo wykorzenieni faceci i można by argumentować, że stanowili jedynie swego rodzaju zapalnik.

      A całkiem na marginesie polecam to:

      http://aspiryna.salon24.pl/391179,wydarzenia-chodza-parami

      Zastrzyk optymizmu całkiem jak z nickowego blogaska! ;-)

      Pzdrwm

      Usuń
    2. "Większą część wieku XVIII" - nie XVII oczywiście!

      Kąp mi ledwo się rusza i źle mi się wpisało. Sorry!

      Pzdrwm

      Usuń
    3. Podstawową kwestią jest to, czy dzisiejsza "Federacja Rosyjska" jest takim samym państwem jak Rosja carska. Oczywiście nie jest takim samym państwem co wynika choćby z przebiegu procesu ich powstawania i tzw. podstaw.
      Jeszcze raz twierdzę, że z faktu iż komuniści posługiwali się narzędziem nacjonalizmu (przykładów jest dość, także na miejscu) nie wynika bynajmniej że stanowiło to cel sam w sobie. Był to tylko środek do celu i tak samo jest dzisiaj w przypadku "Federacji Rosyjskiej".
      Zbieżność imperialnych zachowań Rosji carskiej i państwa post-rosyjskiego nie powinna oznaczać ich identyczności ponieważ każde z tych zachowań imperialnych jest wynikiem odmiennych zasad i odmiennych podstaw.
      Zastosowanie normalnych, klasycznych mechanizmów analizy kulturowej do oceny zachowania komunistów/czekistów (także tych "po transformacji") jest pozbawione większego sensu. Raczej powinno się analizować efekty ich działań oraz naturę tych działań.

      całkiem na marginesie:
      Czekista carem...Dobry Miedwiediew i zły Putin...
      "Wishful thinking" trzyma się jednak mocno...

      Sowiety i post-Sowiety to nie "ta sama paskudna i zaborcza Rosja" lecz te same paskudne i zaborcze Sowiety.

      Usuń
    4. Że się nie zgodzę.

      Po prostu. Ale różnimy się przecież jakże pięknie, prawda?

      Pzdrwm

      Usuń
    5. Ale - choć ci faceci byli poniekąd totalnie wykorzenieni z jakiegokolwiek rosyjskiego społeczeństwa - byli przecież tej Rosji PRODUKTEM.

      Gdzie było tylu, że spytam, nihilistów, komunistów i innych tego typu świrów, co tam?

      No i chyba nie całkiem bez przyczyny.

      Moim skromnym (i tu mamy nowy GENIALNY TYGRYSI BONMOT!) różnica pomiędzy Rosją i Sowietami polega na tym, że państwową religią Rosji było "Każdy kawałek ziemi, na którym postała noga rosyjskiego sołdata" jest na wieki wieków własnością Rosji; podczas gdy Sowiety zamieniły "sołdata" na "agenta". Tyle!

      Skutkiem czego to oczywiście idzie dużo szybciej i bez żadnych głupich przestarzałych topograficznych ograniczeń.

      Dixi!

      Pzdrwm

      Usuń
    6. Panie Tiarusie,
      Istnieje zasadnicza różnica w tym, że komunizm zmaterializował się masowo na glebie rosyjskiej jako pierwszej a tym że oparł się na kulturze (filozofii) dogłębnie europejskiej (postoświeceniowej), która stworzona została w głównych ośrodkach myśli zachodnioeuropejskiej XIX wieku. Także XIX-wieczne prądy rewolucyjne w Rosji, niezwykle silne i przeciwstawne imperializmowi, które doprowadziły ostatecznie do rewolucji lutowej, nie brały się z niczego innego jak z tego nurtu.
      Jeśli tak nie było to proszę o wymienienie elementu (nie chodzi mi o sposób sprawowania władzy bo to jest narzędzie a nie podstawa czy cel) myśli rosyjskiej na której opiera się komunizm.

      postscriptum: Gratuluję Panu samozadowolenia. Czy aby ten Tygrys nie jest czasem Tiggerem z "Winnie the Pooh"? To "nic osobistego". Proszę o łaskawe wybaczenie jeśli ten żarcik Pana w jakiś sposób uraził ale jakoś tak mi się skojarzyło po tym "Dixi!"... ;-)

      Usuń
    7. Panowie: Pomorzanin i Triarius,

      Sowiety i post-Sowiety to nie "ta sama paskudna i zaborcza Rosja" lecz te same paskudne i zaborcze Sowiety.

      [...] komunizm zmaterializował się masowo na glebie rosyjskiej jako pierwszej a tym że oparł się na kulturze (filozofii) dogłębnie europejskiej (postoświeceniowej), która stworzona została w głównych ośrodkach myśli zachodnioeuropejskiej XIX wieku.

      Dodam jeszcze, że nie tylko myśl XIX wieczna jest podglebiem komunizmu, ale też wcześniejsza, całe szeroko pojęte oświecenie. Z kolei demoliberalizm (w teorii i praktyce) jedynie komunizmowi utorował drogę i ma to zresztą miejsce do dzisiaj.

      Z kolei Rosja carska była normalnym jak na swoje czasy państwem absolutystycznym (i piszę to będąc "studnicczakiem", bynajmniej nie-rusofilem); naszym natomiast przekleństwem było to, że sami (na przestrzeni XVII i XVIII w.) nie byliśmy tacy właśnie, jak trzej nasi ówcześni sojusznicy. Potem chyba tylko I i II Marszałek Polski wyciągnęli właściwe lekcje płynące z historii.

      I jeszcze jedno - równie dobrze można upatrywać genezy rewolucji francuskiej w "duszy francuskiej", mówić o "bizantyjskości" Prus/Niemiec (imperialnych i republikańskich), "żydowskości" Trzeciej Rzeszy czy też dowodzić, że peerel (nr 1) był kontynuacją monarchii piastowskiej czy zgoła przedchrześcijańskich form państwowości słowiańskiej.

      Usuń
    8. Dokładnie o to mi chodzi choć co do II Marszałka bym nieco polemizował. Miał dobre chęci ale ostatecznie nie wyszło mu najlepiej... Pozdrawiam serdecznie (po starej znajomości) :-)
      Andrzej

      Usuń
    9. Rosja? Jaka Rosja? To ciągle te same stare, pierdolone sowiety! Trawestując bon mot niejakiego Hitlera o Europie, można go powtórzyć w tej formie:
      "Rosja to nie geograficzna, lecz mierzona krwią zastrzeżona nazwa."

      O istnieniu imperialnej Rosji jako państwa w tamtej formie decydowało górnych kilka, góra kilkanaście milionów - bo przecież nie ta niepiśmienna czerń. Pozostało tylko ich wymordować lub wypędzić i... można zaczynać!

      Bolszewicy zas ciałem i duszą byli zakorzenieni w Zachodzie, ale dopowiedzmy: w jego najnowocześniejszej wersji, tej wersji która miała dopiero po wieku tam nadejść. Rosja, jako że była odległa od tego punktu o całe stulecia, musiała przejść szczególnie silną kurację wstrząsową, dopiero wymordowanie, na końcu całej serii ludobójstw, zamożniejszego chłopstwa zamknęło ten wstępny etap.

      Nie przypadkiem rzekł onegdaj Uljanow:
      "Piotr Wielki przerąbał okno od zachodu i wpuścił do stęchłej Rosji powiew świeżego powietrza, teraz my otworzymy do Europy okno od wschodu, a z niego wyrwie się niszczący huragan."

      Nieco się pomylił kałmukowaty Wołodia - kropnął się o sto lat i huragan pomylił mu się z delikatnym ciepłym zefirkiem, który łagodnie owiewa dojrzałe juz do komunizmu społeczeństwa Zachodu.

      Usuń
    10. Tak istotnie. I tak też jest dzisiaj choć oczywiście nie obywa się też bez zwrotnego wpływu "myśli sowieckiej" wypracowanej w ciągu wielu dziesiątek lat pracy ideologicznej, intensywnej zwłaszcza pod "pierestrojką". Do tego nie zawadzi podeprzeć się konkretnymi argumentami (militarnymi + ropa i gaz) aby przekonać/uciszyć tych nie do końca zdecydowanych lub słabych duchem...
      Jednak to "szalbierstwo semantyczne i językowe" (Gustaw Herling-Grudzński)jest niezmiennie takie samo.

      postscriptum: Odnośnie myśli politycznej maszałka Edwarda Rydza-Śmigłego polecam ten (być może już znany wszystkim wobec czego przepraszam za zbędne zajmowanie czasu) tekst: http://www.electronicmuseum.ca/Poland-WW2/marshal_smigly-rydz/smigly-rydz.html
      Ciągle o Rosji...nawet po 1920r. Sowiety to niezmiennie Rosja... Traktat Ryski zawarty został z Rosją, to Rosja nam "wbiła nóż w plecy" 17 IX 1939. itd. Czasem tylko wpada przymiotnik "sowiecka" a "sowiety" ale to wyjątki. To niestety wyraz myślenia większości naszych elit u progu i w czasie II WŚ...

      Usuń
    11. @ Pomorznin

      Nie, to nie ten. Skądinąd miłe Pan ma lektury, tylko że ja sięgnąłem w końcu do trudniejszych, na co nie każdy się zdobywa. Choć tę nieźle pamiętam i z sympatią o niej myślę.

      Pana bożyszcze to, jak się domyślam, Sowa Przemądrzała? Choć nawet ona chyba nie głosiła, że Mackiewicz to największy polityczny myśliciel, jakiego ziemia kiedykolwiek nosiła.

      Chyba że coś mi wyleciało z pamięci, też możliwe.

      Pozdrawiam czule i wylewnie

      Usuń
    12. Jeszcze raz nic osobistego Panie Tiariusie, nie o to tu chodzi. Każdy sobie wybiera sam. Bez dalszego komentarza.

      Usuń
  39. Całkowicie się z tym zgadzam.
    Jest naturalne że przygotowując transformację (to przecież faktycznie oznacza słowo "pierestrojka") ukryto agenturę istotną dla jej realizacji. Nie mogło być przecież inaczej, to logiczne. Możliwy jest jeszcze taki przypadek że tą agenturę specjalnie do tego celu stworzono i w odpowiednim czasie "obudzono".

    OdpowiedzUsuń
  40. Również u Józefa Mackiewicza można znaleźć słowa brzmiące podobnie do historiozoficznych koncepcji Oswalda Spenglera. Chodzi mianowicie o "Drogę donikąd", o rozmowę Pawła z archimandrytą Serafimem.

    OdpowiedzUsuń
  41. Panie Jaszczurze,

    Józef Mackiewicz spenglerystą nie był. Używając logiki Pańskiej wypowiedzi, można by twierdzić, że Dostojewski był nihilistą, bo w słowach Wierchowieńskiego są echa wypowiedzi Nieczajewa.

    OdpowiedzUsuń
  42. Panie Michale,

    Ależ oczywistym jest, że słowa ojca Serafima o tym, że naród rosyjski ukształtował się dopiero w XIX wieku, nie czyniło z Mackiewicza - dystansującego się od historiozofii w ogóle - spenglerysty.

    OdpowiedzUsuń
  43. Odpowiedzi
    1. A gdyby Panu kiedyś jakiś zły człowiek próbował wmawiać, że te listy, które Pan otrzymuje w odpowiedzi na swoje spisy wymarzonych prezentów, to nie od samego Santa Clausa (tylko od któregoś z reniferów, w zastępstwie) - TO PROSZĘ NIGDY NIE WIERZYĆ!

      Najlepiej zatkać uszy, zamknąć oczy i uciekać! (Tylko uwaga na ew. przeszkody na drodze.)

      Tak samo, gdyby jakiś brzydal chciał Panu wmawiać, że największy polityczny myśliciel w historii to jednak nie Mackiewicz.

      (Swoją drogą ciekaw jestem jak on se radził ze świadomością, że w rodzinie ma taką zdradziecką mendę, jak jego, niemal równie znany, braciszek.)

      Pzdrawm

      Usuń