2025-10-05

Globalne znaczenie wojny na Ukrainie. Na marginesie analizy Zineb Riboua

 

Pod koniec września Zineb Riboua opublikowała w amerykańskim, konserwatywnym National Review niezwykle ważki artykuł pod tytułem „Victory Over Russia is Non-Negotiable”. Wersja tekstu bez paywalla dostępna jest na stronie Autorki. Ważność i aktualność tez zawartych w tekście wymaga jego streszczenia dla polskojęzycznych czytelników.

Autorka twierdzi, że wojna prowadzona przez neosowiecką Federację Rosyjską przeciwko Ukrainie jest de facto konfliktem globalnym: Walka na Ukrainie nie kończy się na granicach Europy. Jej wyniki kształtują równowagę sił na Bliskim Wschodzie i w Azji. Wojna na Ukrainie stała się głównym testem amerykańskiej siły. Jej wynik zadecyduje o wiarygodności NATO, bezpieczeństwie Europy oraz kalkulacjom Chin odnośnie Tajwanu. Riboua powołuje się na niedawny post prezydenta Donalda Trumpa na platformie TruthSocial, w którym prezydent USA zapewnił o wsparciu USA dla NATO i o zgodzie na dowolność wykorzystywania tego wsparcia przez poszczególne kraje członkowskie. Autorka zwraca uwagę na ważną implikację wystąpienie Trumpa: NATO pozostaje sojuszem pod wodzą Stanów Zjednoczonych, a wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy nie jest sprawą poboczną dla tego systemu, jest kluczową sprawą dla jego przetrwania.


Ponadto, wraz ze słowami Trumpa, idą czyny. Trump z jednej strony dąży do wzmocnienia samego NATO, stworzenia równoległych, ale komplementarnych wobec Paktu relacji polityczno-wojskowych ze swoimi partnerami w Eurazji, wreszcie do faktycznego wzmocnienia amerykańskiej obecności w Eurazji (zapowiedzi m.in. przesunięcia części wojsk do Polski). Z drugiej – daje zgodę Ukrainie na atakowanie celów położonych na terenie Federacji Rosyjskiej. Również reformy Pete’a Hegsetha, na czele ze zmianą nazwy Departamentu Obrony na Departament Wojny oraz daniem żołnierzom amerykańskim niemal stuprocentowej autonomii taktycznej i operacyjnej, jest czytelnym sygnałem właśnie dla Moskwy, Pekinu, Teheranu i Pjongjangu.

Wojna na Ukrainie jest – według Zineb Riboua – wojną Federacji Rosyjskiej, komunistycznych Chin oraz ich sojuszników takich jak Iran i Korea Północna o zniszczenie aktualnego i ustanowienie nowego porządku światowego. Rosyjskie zwycięstwo osłabiłoby siłę Europy i dałoby Pekinowi przestrzeń do rozszerzania swoich wpływów. Chiny już używają konfliktu do bliższej koordynacji z Moskwą, pogłębiania więzów obronnych i energetycznych z Iranem i do wzmocnienia swojej przewagi w Azji. Wojna podtrzymuje również Iran i Koreę Północną, których drony bojowe i artyleria wspierają bezpośrednio kampanię Rosji. Dostawy od Teheranu, amunicja od Pjongjangu i zapłaty za ropę od Pekinu – wszystko to wspiera antyamerykańską sieć (…), która czerpie siłę z agresji Federacji Rosyjskiej. Faktycznie sojusz Pekin-Moskwa (wraz ze wsparciem przez obydwa te państwa Iranu i Korei Północnej) istnieje i jest zacieśniany od co najmniej 35 lat, a wojna na Ukrainie jest jego katalizatorem.

Inwazja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę dała jej sojusznikom całkiem nowe możliwości, a największym beneficjentem wojny są komunistyczne Chiny. Federacja Rosyjska, która na skutek sankcji została częściowo odcięta od rynków zachodnich, zwróciła się do Pekinu, który z kolei rozszerzył swój wpływ poprzez współprace z Moskwą w obszarach takch jak handel, współpraca energetyczna i współpraca wojskowa. Import rosyjskiej ropy przez Chiny zwiększył się bardziej niż podwójnie, osiągając wartość 62,6 miliardów dolarów w 2024, podczas gdy bilans handlowy wartość 245 miliardów dolaów. Udział Yuana wynosi blisko 40 procent rosyjskich transakcji międzynarodowych, wspierając dążenia Pekinu do umiędzynarodowienia swojej waluty.

Agresja na Ukrainę pogłębiła sowiecko-chiński sojusz, który w jeszcze większym stopniu stał się obustronną współzależnością Federacji Rosyjskiej i ChRL, która to współzależność – jak pisze Riboua – służy w największym stopniu Pekinowi. Wraz z odcięciem [jedynie częściowym – autor] od dostawców zachodnich, Chiny wkroczyły z dostarczaniem samochodów, elektroniki i sprzętu opartego na półprzewodnikach, czyniąc Rosję zależną od chińskiego przemysłu. Ta zależność daje Pekinowi wpływ na krytyczne łańcuchy dostaw i czyni Pekin głównym sponsorem wojennych ambicji Moskwy. W szczególności jest to widoczne w zakresie handlu elektroniką i mikroprocesorami, które są elementami kluczowymi dla nowoczesnych systemów uzbrojenia, a tym samym dla całości machiny wojennej Federacji Rosyjskiej. Riboua przytacza konkretne liczby – w roku 2023, 90 procent rosyjskiego importu mikroprocesorów pochodziło właśnie z ChRL. Poprzez podtrzymywanie handlu – pisze Riboua – Pekin stał się niezbędny dla machiny wojennej Moskwy. Polityczny sojusz wzmacnia te więzi a rosyjskie zwycięstwo tylko wzmocni ten układ, czyniąc Moskwę długoterminowym dostawcą energii i zasobów dla Chin.


Beneficjentami wojny na Ukrainie stali się również sojusznicy (a właściwie państwa satelickie, biorąc pod uwagę zależności pomiędzy centrum a peryferiami w świecie komunistycznym) Federacji Rosyjskiej i komunistycznych Chin: Korea Północna i Islamska Republika Iranu. Obecnie – pisze Riboua – Korea Północna dostarcza nieco poniżej połowy ilości amunicji artyleryjskiej używanej przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej, a północnokoreańscy żołnierze walczą na ukraińskich frontach, dzięki czemu Korea Północna może zdobyć doświadczenie bojowe i zmodernizować własne siły zbrojne. Udział neostalinowskiego reżimu Kimów i irańskiego reżimu ajatollahów umożliwia prowadzenie wojny przez reżim czekistów, ale – jak konkluduje Riboua – za wszystkim stoją Chiny. To Pekin umożliwia Pjongjangowi i Teheranowi omijanie międzynarodowych sankcji, wzmacnianie ich gospodarek i osiąganie własnych zysków strategicznych. Pekin uczy się tego, jak kraje zachodnie odpowiadają na systemy uzbrojenia używane przez Moskwę, ale i na sam udział Iranu i Korei Północnej w wojnie prowadzonej przez Federację Rosyjską. I używa lekcji nabytych rękami sojuszników (z Moskwą na czele) w kalkulacjach dotyczących potencjalnej (właściwie będącej w fazie planowania) inwazji na Tajwan.

Jak pisze dalej autorka: W efekcie, korzyści płynące z wojny dla Chin wychodzą poza handel i energię. Ukraina stała się poligonem, na którym irańskie drony i północnokoreańska artyleria testowane są w walce przeciw systemom obrony o standardach NATO. Każde starcie daje Pekinowi szanse na uczenie się zachodniej technologii, słabych stron, czasu potrzebnego na odpowiedź, dając przegląd tego, jak zachodnie systemy mogą działać podczas konfliktu na Tajwanie. Co więcej, wojna wyczerpuje zachodnie zapasy i ujawnia limity łańcuchów zaopatrzenia sojuszników, dając Chinom lepsze zrozumienie tego, jak długo Waszyngton i jego partnerzy mogą wytrzymać konflikt o wysokiej intensywności. Wreszcie, Ukraina stała się poligonem wojny hybrydowej oraz kampanii propagandowych i dezinformacyjnych nakierowanych na tworzenie podziałów w społeczeństwach demokratycznych i testowanie spójności sojuszy. Xi Jinping uważnie weźmie pod uwagę wszystkie te lekcje w swoich planach wobec Tajwanu.

Wojna na Ukrainie nie tylko jest dla ChRL „żywym poligonem” przygotowującym je do inwazji na Tajwan, źródłem czystych zysków, instrumentem przyspieszającym pogłębianie się sojuszu strategicznego z Federacją Rosyjską, ale także czynnikiem pozwalającym Pekinowi forsować agendę „Globalnego Południa”. (...) Pekin i Moskwa stale występują jako liderzy „świata wielobiegunowego” i przedstawiają zachodnie wsparcie dla Ukrainy jako dowód hipokryzji (…). BRICS stało się instytucjonalną twarzą tej strategii, skupiając kraje, które oburzają się na dominację Stanów Zjednoczonych w globalnym systemie finansowym. Chiny przedstawiają się jako alternatywa ekonomiczna, a Rosja jako przeciwwaga wojskowa, razem roszczą sobie prawo do obrony przeciwko zachodnim wpływom. Zdolność Moskwy do prowadzenia wojny bez poważnych konsekwencji wzmacnia ten przekaz, dając pożywkę poczuciu, że przywództwo Stanów Zjednoczonych ulega erozji a ich sojusze nie przetrwają. Oprócz BRICS, kolejną ważną formą instytucjonalną sojuszu ChRL, Federacji Rosyjskiej i tzw. „Globalnego Południa” od 25 lat jest Szanghajska Organizacja Współpracy.

Zwycięstwo Federacji Rosyjskiej dałoby „realną wagęwspólnej, dwustronnie koordynowanej agendzie Pekinu i Moskwy. Europa – zdaniem Zineb Riboua – zostałaby uwięziona w pułapce niestabilności na dekadę. Ameryka straciłaby tym samym sojuszników niezbędnych jej w Azji. Rządy państw europejskich byłyby zmuszone do przestawienia się na tryb funkcjonowania w środowisku permanentnego zagrożenia wojennego, i to na poziomie zarówno wojskowym, jak i gospodarczym, co wykluczyłoby jej z udzielania pomocy Ameryce w przypadku wywołania wojny w Azji przez ChRL. To jednak jest szacunek optymistyczny – Zineb Riboua wydaje się nie brać wystarczająco pod uwagę tego, że w krajach Europy Zachodniej predominuje i bardzo silna jest orientacja prorosyjska/prosowiecka, i to niezależnie od tego, czy mowa jest o aktualnie rządzącym establishmencie, czy o opozycyjnych wobec niego siłach politycznych i niezależnie od tego, czy mowa jest o lewicy czy o prawicy. Warto w tym konkretnym kontekście wspomnieć o niedawnym wystąpieniu Trumpa na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, w którym słusznie i trafnie wyjaśnił, że to elity zachodnie, zwłaszcza krajów Europy Zachodniej, zwłaszcza Niemiec i Francji, zwłaszcza tzw. libleftu, utuczyły na przestrzeni ostatnich trzech dekad reżim Putina (i KPCh). I dalej to czynią, pomimo deklarownych sankcji. Przykładem jest choćby fakt, iż ilość pieniędzy wydanych przez państwa europejskie na zakup sowieckiego gazu przewyższa kwoty pomocy przyznanej Ukrainie. Potwierdza się tym samym cytat z Lenina o tym, że „Kapitaliści sami sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy”.

Zwycięstwo Moskwy w wojnie na Ukrainie spowodowałoby to, że Europa Zachodnia mniej lub bardziej dobrowolnie dokona finlandyzacji i przyjmie prymat Federacji Rosyjskiej i komunistycznych Chin. Zwycięstwo w wojnie na Ukrainie co najmniej da Moskwie pole manewru do skuteczniejszego domagania się korzystnych dla siebie koncesji, na przykład tych wyrażonych w ultimatum Putina-Ławrowa. Bezpośrednio zagrożone w przypadku zwycięstwa Federacji Rosyjskiej byłyby Polska, kraje bałtyckie i inne kraje Międzymorza Bałtycko-Czarnomorsko-Adriatyckiego oraz kraje skandynawskie, na czele z Finlandią, Norwegią i Szwecją. Zagrożone byłyby nie tylko pełnoskalową inwazją militarną, ale „ograniczonymi” atakami hybrydowymi oraz „wewnętrzną” agenturą i operacjami dywersyjnymi; aktualnie rozgrywane operacje dywersyjne i hybrydowe, w rodzaju operacji „Śluza”, wtargnięć dronów czy aktów sabotażu w przypadku totalnego zwycięstwa Moskwy na Ukrainie co najmniej znacząco by się nasiliły. Władzę na trwale mogłaby przejąć agentura, po części odziedziczona po czasach otwartego komunizmu, która zresztą, dzięki zachowaniu „władzy pośredniej”, niejednokrotnie jest faktycznym suwerenem (rozumianym tak, jak to definiował Schmitt) albo poważnym pretendentem do tej funkcji.

Jednocześnie – pisze Riboua – rozpadłyby się amerykańskie sojusze na Bliskim Wschodzie. Sojusznicy lawirujący między Waszyngtonem a Pekinem doszliby do wniosku, że amerykańskie gwarancje są nierealne (…). Pekin i Moskwa także i tam, ale i w całym tzw. „Globalnym Południu” zostałyby uznane za bardziej wiarygodnego partnera niż Waszyngton. A co najbardziej w tym wszystkim niebezpieczne – upadłoby odstraszanie. Chodzi oczywiście o amerykański system odstraszania. Pekin uznałby Ukrainę za dowód na to, że agresja się opłaca i że Ameryka nie ma woli, by powstrzymać inwazję na Tajwan. W przypadku sukcesu tej strategii, większość ludności świata stanowiliby obywatele, a właściwie poddani reżimów totalitarnych, a tym samym, większość, decydująca większość państw na świecie, hipotetycznie z decydującym wpływem w organizacjach międzynarodowych (takich jak Rada Bezpieczeństwa ONZ, WTO, WHO itp.) stanowiłyby państwa totalitarne (komunistyczne, para-komunistyczne i islamistyczne) i półtotalitarne.

Warto w tym kontekście przytoczyć inny cytat Autorki omawianej tutaj analizy: Świat wielobiegunowy to świat, w którym dominuje Rosja, w którym zasady ustalają Chiny, a Stany Zjednoczone są ograniczone. Historycznie rzecz biorąc, nie było takiego scenariusza, w którym wielobiegunowość prowadziłaby do mniejszej liczby wojen. Byłby to scenariusz najgorszy – Pax Sinica, w którym hegemonem ustalającym zasady byłyby komunistyczne Chiny, a Federacja Rosyjska pełniłaby rolę chrlowskiego „żandarma”. Zwycięstwo Federacji Rosyjskiej w wojnie na Ukrainie uruchomi dalszą sekwencję wojen/wydarzeń, która ostatecznie do takiego scenariusza doprowadzi.

Zineb Riboua przedstawia też scenariusz pozytywny. Zwycięstwo Ukrainy ponownie ukształtowałoby równowagę. Po pierwsze, przywróciłoby odstraszanie poprzez pokazanie, że agresja nie popłaca. Rosja zostałaby odcięta jako główny partner Chin, a Iran i Korea Północna straciłyby swoje laboratorium pola walki, zaś Chiny pomyślałyby dwa razy, zanim przetestowałyby amerykańską odpowiedź w Azji Wschodniej. Po drugie, wzmocniłoby spójność systemu sojuszy kierowanego przez Stany Zjednoczone. Szeroka sieć państw, które wspierają Moskwę i wzmacniają chińskie wyzwanie zostałaby osłabiona, dowodząc, że amerykańskie przywództwo pozostaje kręgosłupem globalnej stabilności.

Pozytywną rolę w pokonaniu Moskwy, a właściwie utarciu nosa czekistom i komunistom chińskim, może odegrać Trump: Od początku swojej kadencji, prezydent Trump kładzie nacisk na konieczność zakończenia tej wojny. Ma on rację podkreślając ten cel, ale liczą się warunki jakiegokolwiek rozwiązania, które zostałoby podjęte. Koniec wojny, który czyni NATO silniejszym, a Rosję słabszą, przywróciłby stabilność i wiarygodność. Koniec wojny, który nagradzałby agresję zwiększyłby ją i dałby Moskwie, Pekinowi i ich partnerom wszystko to, do czego dążą.



4 komentarze:

  1. To nie jest żadna wojna, choć giną tam niewinni ludzie. Jest to sowiecka prowokacja o charakterze militarnym. Do ustalenia pozostaje jakie są cele tej prowokacji i kto w niej jeszcze uczestniczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie zgadzam się z opinią komentatora wyżej. Od początku miałam wrażenie że hollywoodzkie chwyty tam są(jeżeli chodzi o przekaz)przez sowietów stosowane niestety nie wiadomo jaki ostatecznie cel tej prowokacji

      Usuń
  2. Wpływ wprowadzenia małżeństw jednopłciowych na stabilność społeczną i demografię
    Wprowadzenie małżeństw jednopłciowych (legalizacja równości małżeńskiej) w różnych krajach, takich jak USA (od 2015 r.), Holandia (od 2001 r.) czy kraje skandynawskie, było przedmiotem licznych badań socjologicznych, demograficznych i psychologicznych. Analizy te, oparte na danych z instytucji jak Williams Institute (UCLA), RAND Corporation czy Amerykańska Akademia Pediatryczna, wskazują na ogólnie pozytywne lub neutralne skutki dla stabilności społecznej, bez negatywnych efektów na tradycyjne małżeństwa heteroseksualne. W kontekście demografii wpływ jest marginalny, ponieważ pary jednopłciowe stanowią niewielki odsetek populacji (ok. 1-2% związków), a ich decyzje rodzicielskie nie wpływają znacząco na wskaźniki urodzeń. Poniżej omówię kluczowe aspekty, opierając się na empirycznych dowodach.
    1. Stabilność społeczna
    Stabilność społeczna rozumiana jest tu jako spójność relacji, redukcja dyskryminacji, poprawa dobrostanu psychicznego i brak destabilizacji norm heteroseksualnych. Badania pokazują, że legalizacja małżeństw jednopłciowych wzmacnia te elementy:

    Poprawa dobrostanu par jednopłciowych i społeczności LGBT+: Legalizacja zwiększa poczucie bezpieczeństwa (83% respondentów), satysfakcję z życia (75%) i stabilność relacji (67%) wśród par jednopłciowych. Redukuje stres mniejszościowy (minority stress), co prowadzi do lepszego zdrowia psychicznego i fizycznego, mniejszej liczby hospitalizacji oraz wyższej jakości życia. Na przykład, w USA po wyroku Obergefell v. Hodges (2015) odnotowano wzrost akceptacji społecznej, co zmniejszyło stygmatyzację i izolację.
    Brak negatywnych efektów na heteroseksualne małżeństwa: Analiza 96 badań z 20 lat (RAND, 2024) wykazała, że legalizacja nie wpłynęła na wskaźniki rozwodów, kohabitacji ani małżeństw heteroseksualnych – nie ma "efektu domina" destabilizującego tradycyjne rodziny. Wręcz przeciwnie, w stanach USA po legalizacji ogólne wskaźniki małżeństw wzrosły nieznacznie, a postawy wobec małżeństwa wśród młodych poprawiły się (mały wzrost pozytywnego nastawienia wśród licealistów).
    Korzyści dla dzieci i rodzin: Ok. 30% par jednopłciowych ma dzieci (adopcja lub z poprzednich związków), a małżeństwo zapewnia im większą stabilność prawną (np. dziedziczenie, opieka medyczna). Badania wskazują, że dzieci w takich rodzinach rozwijają się równie dobrze jak w heteroseksualnych – umiejętności rodzicielskie gejów i lesbijek są często oceniane jako lepsze, dzięki większemu wsparciu emocjonalnemu i stabilności relacji. W Holandii czy Szwecji nie odnotowano negatywnych skutków społecznych.
    Potencjalne wyzwania: Niektóre badania wskazują na ambiwalentne reakcje – np. obawy o erozję tożsamości queerowej lub asymilację do heteronormatywnych norm, co może osłabić społeczności LGBT+ skupione na alternatywnych formach relacji. Jednak te efekty są subiektywne i nie destabilizują szerszego społeczeństwa.

    W Polsce, gdzie dyskusja jest spolaryzowana, sondaże (np. IPSOS 2022) pokazują rosnącą akceptację (28% za małżeństwami jednopłciowymi, wzrost o 7% r/r), co może przyczynić się do redukcji napięć społecznych.
    2. Wpływ na demografię
    Demografia obejmuje wskaźniki urodzeń, małżeństw, rozwodów i starzenie się społeczeństwa. Małżeństwa jednopłciowe nie mają tu znaczącego wpływu, bo:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak efektu na dzietność: Pary jednopłciowe rzadziej decydują się na dzieci biologiczne (choć adopcja rośnie), ale ich udział w populacji jest niski (w USA ok. 15-18% par jednopłciowych ma dzieci). Legalizacja nie zmienia ogólnych wskaźników urodzeń – np. w krajach z równością małżeńską (Szwecja, Holandia) dzietność jest niska z powodów ekonomicznych, nie strukturalnych. W Polsce spadek ślubów (z 240 tys. w 2017 do ok. 192 tys. w 2018) wynika z trendów ogólnych (późniejszy wiek małżeński, kohabitacja), a nie z debat o LGBT+.
      Stabilność związków i rozwody: Małżeństwa męskie jednopłciowe mają niższy wskaźnik rozwodów (14% vs. 16% heteroseksualnych w niektórych badaniach), co sugeruje większą trwałość. Ogólne wskaźniki rozwodów w społeczeństwach z legalizacją nie rosną – np. w USA po 2015 r. stabilność heteroseksualnych kohabitacji pozostała bez zmian.
      Wzrost liczby małżeństw: W USA liczba małżeństw jednopłciowych podwoiła się (z 390 tys. w 2015 do 823 tys. w 2025), co lekko podniosło ogólny współczynnik małżeństw, ale bez wpływu na demograficzną strukturę (np. starzenie się).

      AspektPozytywne/neutralne efektyPotencjalne wyzwaniaŹródła (przykłady)Stabilność relacjiWiększa trwałość (niższe rozwody w parach męskich); poprawa dobrostanu psychicznego i ekonomicznego.Ambiwalencja co do erozji tożsamości queerowej; wyższa niestabilność kohabitacji przed legalizacją., , ,Społeczna akceptacjaRedukcja stygmatu; wzrost inkluzji (np. +21% małżeństw jednopłciowych w USA Południe).Trwałe uprzedzenia w niektórych grupach; backlash polityczny., ,Demografia (urodzenia, rozwody)Brak wpływu na heteroseksualne wskaźniki; stabilność rodzin z dziećmi.Marginalny wzrost adopcji, ale niski udział w populacji (1-2%)., ,Dzieci i rodzinyLepsze wyniki rozwojowe; większa stabilność prawna.Brak biologicznego pokrewieństwa w adopcjach (subiektywne obawy).,
      Podsumowując, wprowadzenie małżeństw jednopłciowych wzmacnia stabilność społeczną poprzez redukcję dyskryminacji i poprawę dobrostanu mniejszości, bez szkody dla reszty społeczeństwa. Demograficznie efekt jest neutralny – nie rozwiązuje problemów jak niska dzietność w Polsce (ok. 1,3 dziecka/kobietę), ale też ich nie pogarsza. Dla Polski, z rosnącą akceptacją (50% poparcia w 2024 r.), mogłoby to przyczynić się do większej spójności społecznej, choć wymaga dalszych badań lokalnych. Jeśli potrzebujesz głębszej analizy konkretnego kraju lub aspektu, daj znać!

      Usuń