2022-01-02

Oferta Putina

Od przeszło trzech miesięcy Federacja Rosyjska gromadzi ogromne ilości wojska w rejonie granicy z Ukrainą. Rozważane są różne scenariusze wojenne: według niektórych mediów i ekspertów można spodziewać się pełnoskalowej ofensywy, w której użyte mają być wszystkie rodzaje wojsk, a której celem ma być zajęcie i okupacja większej części Ukrainy (wschodniej, mniej więcej od linii Dniepru) czy zgoła całości jej terytorium. Według innych, celem ewentualnej sowieckiej ofensywy ma być stworzenie pomostu lądowego pomiędzy Krymem a Donbasem, zajęcie terytorium na linii Naddniestrze-Krym-Donbas, albo też punktowe ataki na całym terytorium Ukrainy, mające za zadanie sparaliżowanie państwa i cofnięcie go w rozwoju o kilka dekad. Jeszcze inni uważają, że mamy do czynienia z blefem i zastraszaniem przy pomocy sił zbrojnych i właściwie na tym cała operacja może się skończyć. Spełnienia scenariuszy wojennych nie wolno wykluczyć.




Niezaleznie od tego, jakim rozstrzygnieciem zakonczy się militarny szantaż Putina, mamy do czynienia z grą, z operacją, w której Ukraina pełni rolę zakładnika. Odzyskanie pełni władzy na Ukrainie nie jest celem jedynym. 15 grudnia Federacja Rosyjska wystosowała wobec USA i NATO projekty nowego układu bezpieczeństwa w Europie i zachodniej hemisferze. Jeden projekt dokumentu to układ pomiędzy Federacją Rosyjską a USA, drugi zaś, między FR a pozostałymi państwami NATO. Moskwa domaga się m.in. wycofania wojsk sojuszniczych NATO rozmieszczonych na terytoriach nowych państw członkowskich Paktu po maju 1997 r. (podpisanie Aktu Stanowiącego NATO–Rosja), strefy buforowej wokół granic Federacji Rosyjskiej i krajów OUBZ, w której niedozwolone będą ćwiczenia i inna aktywność wojskowa od poziomu brygady wzwyż, nierozszerzania NATO na wschód, zwłaszcza na kraje obszar posowieckiego, niedopuszczenia przelotów bombowców i przepływu okrętów wojennych na terenach, z których mogłyby one razić cele w FR (na Bałtyku i Morzu Czarnym), nietworzenia baz wojskowych i nieprowadzenia aktywności wojskowej na terytorium Ukrainy i innych państw posowieckich niebędących członkami NATO, nierozmieszczania broni nuklearnej poza terytorium państw ją posiadających i likwidacji infrastruktury umożliwiającej jej przechowywanie i przenoszenie (oznaczałoby to koniec programu NATO Nuclear Sharing), nierozmieszczania rakiet średniego zasięgu poza NATO i w rejonach, z których możliwe jest rażenie Federacji Rosyjskiej oraz gwarancji nieagresji i powstrzymania się od działań, które Moskwa uznaje za szkodliwe dla siebie. Ostatni wymieniony punkt jest niczym ponad projekcję wrogich zamiarów neosowieckiej Federacji Rosyjskiej na państwa uznane przez Kreml za wrogie. Czekistowskie elity czują, że z jakichś powodów mogą sobie pozwolić na bardzo wiele.

Żądania Rosji Sowieckiej wobec USA, NATO i całego, szeroko pojętego Zachodu wspierają komunistyczne Chiny. Poparcie ChRL dla kremlowskiego szantażu zostało udzielone 15 grudnia, podczas wideokonferencji Xi Jinpinga i Władimira Putina. Jak zwykle padały podczas niej stwierdzenia m.in. o tym, że „współpraca Chin i Rosji stanowi wkład w światowy pokój i stabilność” i podobne, o których prawdziwym znaczeniu już tutaj pisano. Rewizjonistyczne, ekspansjonistyczne i wielkomocarstwowe aspiracje Federacji Rosyjskiej są możliwe do realizacji – o czym pisałem tutaj nieraz – właśnie dzięki nieformalnemu sojuszowi polityczno-wojskowemu z komunistycznymi Chinami i są czynnikiem działającym na korzyść analogicznych aspiracji ChRL.

Roszczenia Kremla zostały werbalnie odrzucone przez większość elit zachodnich, w tym również administrację Bidena, ale nie jest to jeszcze powód do optymizmu, bo jest to m.in. jeden z elementów sprzecznej wewnętrznie polityki USA i państw zachodnich. Z jednej strony mówi się o niedorzeczności i absurdzie szantażu Kremla, z drugiej strony Zachód gotów jest na temat nowej architektury bezpieczeństwa z tym samym Kremlem rozmawiać, i to już w pierwszej połowie stycznia. Moskwa prowadzić może grę rozpisaną na kilka lat, w której polityka coraz bardziej brutalnego szantażu ma zmęczyć zachodnie spoleczenstwa oraz elity polityczne i tzw. opiniotwórcze, przystosowywać je do faktów dokonanych w postaci coraz większej obecnosci Rosji Sowieckiej w Europie. W imię pokoju, elity zachodnie mogą przystawać na coraz to nowe (i coraz to bardziej asertywne) propozycje Kremla. Okno możliwości dla Moskwy jest aktualnie otwarte na oscież, sprzyja jej również klimat socjopolityczny i ekonomiczny w Europie: słabość i niska jakość establishmentu, efekty ofensywy covid-19 (zarówno same skutki zdrowotne zachorowań, jak i kroki rzekomo zaradcze, np. regularne lockdowny niszczące społeczeństwa i gospodarki), kryzys energetyczny zarządzany przez Putina, szeroko pojęty kryzys ekonomiczny, rozkład moralny społeczeństw zachodnich, oraz echo poprzedniego kryzysu migracyjnego i masowego napływu ludności islamskiej.

Wprowadzenie w życie chociażby części postulatów wystosowanych przez Federację Rosyjską oznaczałoby realnie koniec NATO poprzez jego całkowity paraliż, koniec obecności politycznej i militarnej USA w Europie bądź w wersji optymistycznej jej drastyczną redukcję oraz sowiecko-niemiecką (prawdopodobnie swój udział miałaby ChRL, która popiera Federację Rosyjską i Niemcy, coraz śmielej wchodząc do Europy) dominację na tym kontynencie. Dla Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii, Czech, Słowacji i być może Rumunii, Węgier i krajów bałkańskich oznaczałoby nie tyle finlandyzację, jak twierdzą niektórzy analitycy, ale trwałe już, i niczym niezagrożone, dostanie się do neosowieckiej strefy wpływów, ponieważ zewnętrzna neutralizacja i redukcja do „członków NATO drugiej kategorii” utorowałoby drogę wewnętrznej sowieckiej agenturze (jej nowym pokoleniom). Znamienna jest w tym kontekscie ostatnia wypowiedź Siergieja Ławrowa o tym, że Polska i kraje baltyckie są „bezpanskie”. Finlandyzacja groziłaby zaś państwom Europy Zachodniej, które od lat podminowane są agenturą wpływu Moskwy, elitami robiącymi interesy z kagiebowskim establishmentem (i komunistami chińskimi) czy użytecznymi idiotami. Stany Zjednoczone stałyby się lokalnym mocarstwem, którego strefą wpływów byłby kontynent północnoamerykański, ewentualnie stowarzyszonym z Australią i Wielką Brytanią w ramach AUKUS. I częściowo odbyłoby się to na własne życzenie części amerykańskich elit. Ukształtowanie się takiego układu byłoby korzystne również dla komunistycznych Chin: Federacja Rosyjska wraz ze zrekonstruowaną de facto strefą sowiecką i zneutralizowaną Europą Zachodnią stałaby się filarem nowego światowego „Pax Sinica”.

***

W grudniu minionego już roku obchodziliśmy 30. rocznicę rozpadu ZSRS. O ile jeszcze dekadę temu głosy mówiace np. o roli KGB i satelickich bezpiek w tym procesie byłyby zepchnięte gdzieś pomiędzy teorie o globalnym panowaniu Reptilian, koncepcję płaskiej ziemi czy też teorie o nieistnieniu ptaków, tak teraz nawet w tzw. mainstreamie wielu zauważa, że coś w oficjalnej narracji jest „nie tak”. Bez przytaczania ogromnej ilości materiału dowodowego (m.in. mrówczej roboty wykonanej przez śp. dr Jerzego Targalskiego) można zaryzykować następujące tezy: a) Związek Sowiecki rozpadł się, ale przetrwały sowieckie struktury władzy; b) Federacja Rosyjska jest kontynuacją ZSRS, c) we wszystkich krajach postsowieckich, zarówno imperium wewnętrznego, jak i zewnętrznego komuniści dalej byli u władzy, a dostanie się do niej elit niekomunistycznych wywołuje opór układu, a ponadto d) w większości tych krajów zachowały się powiązania łączące post(?)komunistyczne elity lokalne z moskiewską centralą. Również mówienie o „upadku komunizmu” jest w najlepszym razie przejawem pewnej zbiorowej ignorancji i błędnego rozumienia pewnych pojęć politycznych. Można powiedzieć, że komunizm, tak samo jak Sowiety, przeobraził się w formy dostosowane do aktualnych warunków środowiskowych. Komunizm jest teorią i praktyką władzy, a destrukcyjne ideologie to formy, służące jej legitymizacji. Czekizm-putinizm, aktualna ideologia Komunistycznej Partii Chin, zachodni demoliberalny (demobolszewicki) marksizm-lesbianizm i LGBT-yzm i globalizm to odmiany tego samego komunizmu.

Powyższe warto mieć na uwadze właśnie w bieżącym kontekście politycznym. Aktualna sytuacja międzynarodowa jest m.in. efektem tego, że trzy dekady temu elity i opinia publiczna wolnego świata uznały, że Związek Sowiecki rozpadł się, komunizm przestał istnieć, a co za tym idzie, przestały stanowić zagrożenie. Tymczasem wygląda na to, że po fazie „ukrycia” nadeszła, i to z górą dekadę temu, faza nawrotu totalitaryzmu, a aktualnie jesteśmy w jej kulminacyjnym momencie…



***

Dezercja Emila Czeczko, byłego żołnierza 11. Mazurskiego Pułku Artylerii może przynieść na dłuższą metę wiele szkód Wojsku Polskiemu i Polsce. To, że jest w stopniu szeregowego nie umniejsza grozy i powagi sytuacji. Taka osoba, w takim korpusie niby nie ma dostępu do istotnych informacji niejawnych, ale może na przykład dostarczyć wrogowi informacji chociażby na temat sprawności sprzetu, do których miał dostęp. Jak również informacji, jakie relacje panują w poszczególnych korpusach osobowych, informacji kto kiedy awansuje itp. Na podstawie informacji z pozoru błahych typu kiedy są organizowane zaprawy, co ile odbywają się rotacje żołnierzy służących na granicy, jakie wydawane jest tam jedzenie itp., FSB czy KGB białoruskie mogą np. przeprowadzić operacje negatywnie wplywajace na morale żołnierzy, policjantów i pograniczników. Sowieciarze mogą też stworzyć listy proskrypcyjne, które mogą być wykorzystane na różne sposoby, np. do przeprowadzania ataków hakerskich.

Najważniejsze i jednocześnie najgroźniejsze jest to, że sowiecki aparat rządzący Federacją Rosyjską i Białorusią zyskuje nowy kanał wpływu agenturalnego oraz instrument propagandy wewnętrznej. Ostatnie wywiady dla białoruskiej ONT i rosyjskojęzycznej wersji Russia Today są skierowane nie tylko dla zmanipulowanej, rosyjskojęzycznej wersji Homo sovieticus, ale najpewniej zostaną użyte na rynku zewnętrznym: zarówno pod odbiorcę stricte zachodniego, jak i muzułmańskiej diaspory (głównie kurdyjskiej) na Zachodzie. Pierwsze oznaczać może ewentualne wzmocnienie działań antypolskich przez zachodnich demoliberałów i globalistyczne agendy (propozycje rosyjskie i białoruskie międzynarodowego śledztwa ws. rzekomych zbrodni Polski), drugie rodzi niebezpieczeństwo inspiracji terrorystów, dywersantów, zwykłych zadymiarzy czy opinii publicznej antypolskimi treściami, a w dalszej perspektywie, przemocowych czy wręcz terrorystycznych wystąpień przeciw Polsce, także dokonywanych rękami przebywających na granicy migrantów. Można też spodziewać się, że sowieciarze pozwolą Czeczko nadawać w języku polskim przekaz skierowany do wewnętrznych agentur, np. poprzez kanał na YouTube, TikTok itp. Pierwszy wywiad niejako wywołał do tablicy całe spektrum agentury wpływu, od lewa do prawa. Od starych komunistów w rodzaju Rosatiego (KO Buyer), poprzez Mateusza Piskorskiego, a skończywszy na facebookowym profilu 1maja.info o orientacji otwarcie narodowo-komunistycznej, lansującej się na patriotyczną, socjalkonserwatywną lewicę.

Sprawa Emila Czeczko jest też kolejnym dowodem na to, że demoliberalizm doszedł do ściany. Albo inaczej, wziął rozpęd i – kolokwialnie mówiąc – przywalił w tę ścianę „baranka”. Chodzi konkretnie o brak surowych i nieuchronnych kar dla zdrajców, w tym przypadku kary śmierci. Taka sytuacja będzie rodzić, zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie, bardzo sprzyjający klimat dla zdrady oraz poczucie, że zdrada i kolaboracja z wrogiem popłaca, a w „najgorszym” wypadku nie jest piętnowana ani stosownie karana.