Przeprowadzona
02 września
2017
północnokoreańska próba nuklearna (prawdopodobnie termonuklearna)
może zmienić regionalny i światowy układ geopolityczny na lata.
Zarówno ta prowokacja, jak i werbalne groźby ataku na wyspę Guam
(terytorium USA nie będące stanem, logistyczny hub Sił Zbrojnych
USA na Pacyfiku) czy wystrzelenie rakiety pozbawionej głowicy tak,
by przeleciała przez terytorium Japonii to nie tylko – jak
określił to amerykański politolog Gordon G. Chang – pokazanie
Ameryce i jej sojusznikom środkowego palca. Ostatnia sekwencja
północnokoreańskich prowokacji to element wielowarstwowej wojny
informacyjnej i psychologicznej, jaką prowadzi neokomunistyczny Blok
Eurazjatycki przeciwko Wolnemu Światu, którego centrum stanowią
USA.
Kilka lat temu, przy okazji ostatniej odsłony permanentnego „kryzysu”
koreańskiego pisałem, że neostalinowski reżim Kimów nie
funkcjonuje w geopolitycznej próżni – Korea Północna jest w
istocie elementem sieci formalnych i nieformalnych sojuszy pod
worodzą osi Pekin-Moskwa, który pełni w tym układzie rolę
„harcownika” i straszaka wobec USA oraz aliantów, w
szczególności zaś wobec Korei Południowej oraz Japonii. Korea
Północna ma – jak wówczas napisałem – odwalać brudną
robotę: dokonywać prowokacji i kroków, na które nie może
pozwolić sobie ani Pekin, ani nawet bardzo w ostatnich latach
agresywna, Moskwa. Kraj rządzony przez czerwoną dynastię Kimów
jest w szczególności powiązany z komunistycznymi Chinami, będąc
niejako podwykonawcą, realizującym tzw. „czarne programy”
Pekinu – np. handel narkotykami czy też dozbrajanie terrorystów.
Z układu tego wszystkie trzy strony czerpią korzyści: Moskwa i
Pekin wspólnie bronią terroryzującego świat sojusznika przed
działaniami retaliacyjnymi USA i krajów wolnego świata, chociażby
sprzeciwiając się sankcjom, zbrojeniu Korei Płd. i Japonii oraz
umieszczaniem tam chociażby amerykańskiego systemu THAAD, czy
wreszcie prowadząc z KRLD wymianę handlową, w co wlicza się
modernizację parku technologicznego armii północnokoreańskiej. I
ten kontekst należy mieć na uwadze, analizując aktualną odsłonę
tego kryzysu.
Bieżącym
skutkiem, a na pewno w jakimś zakresie celem Pekinu i Moskwy jest
stopniowa destabilizacja sytuacji politycznej w rejonie Zachodniego
Pacyfiku oraz Azji Wschodniej, przy czym beneficjentem ma być w
szczególności ChRL. Północnokoreańska groźba ataku rakietowego
na wyspę Guam, wystrzelenie rakiety międzykontynentalnej nad
Japonią oraz niedawna próba termonuklearna ma za zadanie
postawienie USA pod rządami administracji Donalda Trumpa w sytuacji
bez dobrego wyjścia. Wcześniej, Trump i sekretarz obrony USA gen.
James Mattis rozważali opcje prewencyjnego ataku na
północnokoreańskie instalacje służące produkcji i
przechowywanie broni masowego rażenia oraz środki jej przenoszenia.
Ostatnie prowokacje ze strony KRLD to „sprawdzam” wobec zarówno
USA, jak i sojuszników Waszyngtonu – zwłaszcza Republiki Korei i
Japonii. Wykazało ono, że realnie USA są w stanie wesprzeć
Japonię i Koreę Południową, jednak atak prewencyjny czy odwetowy
ze strony sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych nie wchodza w grę.
Moskwa
i Pekin mogą aktywnie rozgrywać kryzysem chociażby stawiając się
w roli rozjemców, „gołąbków pokoju” i proponentów
zakrojonych na szeroką skalę projektów rozwiązania sytuacji –
aktualnie władze Chińskiej Republiki Ludowej i Federacji Rosyjskiej
występują z propozycją, która w istocie sprowadzać się ma do
finlandyzacji praktycznie całej niekomunistycznej części Azji
Wschodniej i Pacyfiku. Jednocześnie sprzeciwiają się bardziej
dotkliwym sankcjom wobec KRLD i deklarują kontynuację polityki
sprowadzającej się do wspomagania reżimu Kim Jong Una. Warto
zanotować również, iż plan „pokojowy” Putina i Xi został
poparty przez rząd Niemiec, który deklaruje jednocześnie, że w
przypadku ewentualnej agresji ze strony KRLD nie pomoże Stanom
Zjednoczonym. Świadczy to o powolnym, stopniowym, ale konsekwentnym
zacieśnianiu się i krystalizowaniu nowego układu geopolitycznego,
wrogiego USA – neokomunistycznego „Bloku Kontynentu”: do osi
Moskwa-Pekin dołączają Niemcy – państwo dotąd będące
formalnie członkiem NATO i sojusznikiem USA (a de facto – wasalem
Waszyngtonu). Ponadto, im bardziej nasila się kryzys koreański, tym
większe pole manewru na terenie Europy Środkowej i Zachodniej ma
Rosja Sowiecka. Zwłaszcza w kontekście mających się odbyć
niebawem manewrów Zapad-2017; choć mimo obaw podsycanych przez samą
kremlowską wierchuszkę, mało prawdopodobny jest atak na Polskę
czy Litwę, ćwiczenia mogą się przekształcić we wzmocnienie
sowieckiej obecności na Białorusi, a w przypadku najgorszym –
regularną interwencję na Ukrainie. Rosja Sowiecka – jak twierdzi
Paweł Bobołowicz – może usiłować kupić chociażby
dalsze koncesje na Ukrainie za cenę „spokoju” na Półwyspie
Koreańskim. Putin,
jednocześnie z kryzysem koreańskim, prowadzi grę mającą zjednać
sobie Japonię (mówienie o możliwości traktatu pokojowego) i Koreę
Południową.
Państwa
te jednak, mimo stałego życia w cieniu północnokoreańskich,
chińskich i sowieckich rakiet z głowicami nuklearnymi, wykazują
zdrowy rozsądek i porzucają pacyfistyczne mrzonki. Japonia już od
długiego czasu wraca do starego, dobrego imperialnego militaryzmu, w
odpowiedzi na politykę Pekinu, Pjongjangu i Moskwy.
Warto
też zwrócić uwagę na jeszcze inny skutek ostatnich koreańskich
prowokacji – spadki zanotowały giełdy w różnych miejscach
świata i gospodarki narodowe różnych krajów. To mocna poszlaka
świadcząca o tym, że komunistyczne Chiny i Rosja Sowiecka
przeprowadzają atak per procura, za pomocą Korei Północnej, na
gospodarki krajów zachodnich oraz Korei Południowej i Japonii.
Sytuacja ta jest o tyle groźna, że gospodarka stanowi – mówiąc
po clausewitzowsku – środek ciężkości systemów
demoliberalnych. ChRL i Rosja Sowiecka, nie mówiąc o komunistycznej
Korei, mają zdegenerowane, upadłe, przeżarte korupcją i
komunistycznymi układami gospodarki, które nie mają szans na
normalną konkurencję z gospodarkami Zachodu i Dalekiego Wschodu.
Ale mogą uderzyć w nie, próbując niejako sprowadzić je do
parteru.
Wraz
z uzyskaniem przez KRLD broni nuklearnej oraz broni termonuklearnej,
wraz z coraz to nowymi środkami jej przenoszenia, ogólnym rozwojem
techniki wojskowej, a co najważniejsze, z rosnącą agresją i butą
jej władców, Pekin i Moskwa zyskują coraz silniejszy instrument
służący realizacji ich celów, nie tylko w rejonie Azji i
Pacyfiku, ale i na całym świecie.
W
grę wchodzi również możliwość wywołania przez
północnokoreańską czerwoną dynastię wojny. Józef Darski
twierdzi, że obecnie taki scenariusz nie wchodzi w grę, gdyż wg
niego, za decyzją o użyciu środków wojskowych musi stać
racjonalna kalkulacja i interesy polityczne. Z kolei płk Piotr
Wroński, esbek i wywiadowca, który przeszedł na Jasną Stronę
Mocy (swoją
drogą, polecam jego książki, zwłaszcza „Czas nielegałów” i
konfontację jej treści z tym, co pisał chociażby Anatolij
Golicyn, autorzy Wydawnictwa Podziemnego czy też Ścios),
twierdzi przeciwnie, określając nieraz północnokoreański reżim
jako „ISIS z bronią nuklearną”, który wcale nie musi kierować
się racjonalnymi przesłankami, żeby wywołać wojnę. Ponadto,
rządy totalitarne, komunistyczne, kierują się zupełnie innym
rodzajem racjonalności, niż reżimy demoliberalne.
Jeff
Nyquist w
swoim najnowszym artykule twierdzi, że Moskwa i Pekin celowo
pchają do wojny Kima po to, by po interwencji amerykańskich sił
zbrojnych na Półwyspie Koreańskim włączyć się do wojny w
obronie Korei Północnej, wchodząc w starcie z siłami USA. Ale
taka opjca byłaby zupełnie nieopłacalna dla Moskwy i Pekinu –
rosyjscy i chińscy bolszewicy wykorzystują do swoich celów tzw.
„państwa bandyckie”, terrorystów i „zielone ludziki”
właśnie dlatego, że będąc zapóźnionymi technologicznie i nie
mogąc panować na morzach, oceanach i w powietrzu, najpewniej
przegraliby w starciu bezpośrednim z Ameryką.
Kim
Jong Un groził m.in. atakiem rakietowym na wyspę Guam. Wyspa ta
jest de facto zachodnią rubieżą Stanów Zjednoczonych, mającym
kluczowe znaczenie dla amerykańskiego stanu posiadania na Pacyfiku i
w Azji Wschodniej. Na północy wyspy znajduje się baza Sił
Powietrznych USA Andersen, na zachodzie zaś – baza Marynarki
Wojennej Agana.
Wyspa Guam (wraz
z Marianami Północnymi, Mikronezją i Palau)
znajduje się w tzw. „zewnętrznym łańcuchu obronnym”, który w
geostrategii oceanicznej ChRL pełnić ma rolę podobną do Wielkiego
Muru Chińskiego onegdaj. A zdobycie dominacji na Pacyfiku Zachodnim
(oraz sojusz z Rosją Sowiecką) to dla ChRL warunek konieczny do
uzyskania statusu światowego supermocarstwa. Gdyby zatem Korea
Północna zaatakowała tą wyspę (co tyczy się również i Japonii
oraz Korei Południowej) i amerykańskie instalacje wojskowe, to
niejako „zrobiłaby robotę” za Chiny, realizując chrlowskie
plany.
Z
perspektywy USA oraz ich głównych sojuszników w regionie problem
Korei Północnej jest sytuacją bez wyjścia, gdyż jakikolwiek atak
prewencyjny na ten kraj spowoduje kontruderzenie,
następstwem którego będzie zniszczenie
Korei Południowej, walka
z fanatyczną armią liczniejszą nawet od sowieckiej i chińskiej
oraz
konsekwencje, o których napisane jest wyżej. Z drugiej strony,
posunięcia dyplomatyczne mające skłonić Pekin i Moskwę do
powściągnięcia Kima nic na dłuższą metę nie dadzą, gdyż
te nie zrezygnują z posiadanie coraz to bardziej zaawansowanego
technicznie straszaka, którym będą mogły coraz to skuteczniej
rozgrywać Wolnym Światem i który kiedyś może być inicjatorem
wojny per procura. Ewentualne oficjalne
przyjęcie KRLD do „klubu nuklearnego” na drodze negocjacji
czy międzynarodowego traktatu byłoby prestiżową porażką USA i
zwycięstwem Pekinu, Moskwy i ich terrorystycznych sojuszników.